#berlin

1
26
Po śniadaniu, które jak wiadomo w #berlin kończy się około 17, można od razu iść na melo. Pola Dwurnik, berlinka z wyboru, w innym felietonie opisała jak bawią się w najlepszych berlińskich klubach. Drugi felieton jest jeszcze bardziej memiczny od tekstu o śniadaniach xD

Noc w Monarch - [POLA DWURNIK Z BERLINA]

Jestem niedopieszczona, niedoedukowana, niewypromowana i niespokojna i nie ma sensu udawać, że jest inaczej, wracać do domu, zamykać czerwonych butów w szafce i walić głową w komputer. Należy wreszcie ucieszyć się berlińską nocą i z pokorą przyjąć jej gorącą cielesność.

Jest początek lata 2010 roku, czerwiec, wczesny, radosny upał. Siedzę w pracowni i nie mam ochoty wychodzić, ale trójka znajomych od godziny uparcie dobija się do mojego telefonu. No, chodź. Chodź z nami w czarną, dziką noc. Tak ich lubię, ich bezwstydne spojrzenia, surrealistyczne poczucie humoru, błyszczące czubki nosów. Dzwonią i dzwonią, gdzie będziesz tam siedziała w swojej złotej pracowni, zejdź z tronu w mrok, do tłumu, bliżej ciała.

Mają rację, zaczynam myśleć i po chwili wsiadam w U1, które furkocząc i sapiąc niechętnie przewozi mnie z pachnącego Rolexem Charlottenburga do ociekającej moczem stacji Kottbusser Tor. W samo knajpiane centrum Kreuzbergu. Joasia, Roman i Tomek stoją pod sklepem Kaiser's i kręcą się niecierpliwie, gotowi odpalić bombę. Żadnych złudzeń, emaliowych obrazków, miętowej gumy do żucia i cukrzonego soczku. Ma być ostro; papierosy, wódka, pot, krew i szałowy taniec do rana w jednym z obskurnych klubików na ostatnim piętrze przy wiadukcie metra.

Wiecie, trochę jestem nieprzygotowana, nie zjadłam kebabu, nie zrobiłam sobie makijażu, buty mam niewygodne i przesadnie strojne, zapomniałam kurtki. No co ty? Moim kompanom w to graj - poliamoryczna cholerna ich wspólnota - podają mi otwartą butelkę wina (w Berlinie można spożywać alkohol w przestrzeni publicznej) i cmokają na moje czerwone szpilki, które służą do siedzenia na krześle, i nie można w nich po prostu sobie odejść. Nie ma co, nie ucieknę, grzecznie podaję dziubek butelce, a potem Joasi, która kładzie na nim lepki błyszczyk, dobranockowo migoczący na ustach. Chłopaki kończą wino i wspinamy się po szkaradnej, szaro-burej klatce schodowej prosto w paszczę klubu Monarch. Spryciarze! Jest dopiero po dziesiątej, jeszcze nie płaci się za wjazd.

Za godzinę tę najohydniejszą klatkę schodową Berlina po brzegi wypełni kolejka złaknionych imprezy za dwa euro. Część z nich zrezygnuje i spróbuje sił w kolejce do bliźniaczej Palomy, w drugim skrzydle budynku. Wszyscy się nie dostaną, bo miejsca w obu klubach jest tylko na sto osób. Na razie w Monarch kilka grupek sączy drinki i wciąga papierosy. Palą wszyscy, od drzwi dym uderza nas w oczy jak piasek. Porozstawiane po kątach stalowe popielniczki świecą jak kły groźnych zwierząt. Głęboko wciągam powietrze. Spod nikotyny przebija zapach wczorajszej imprezy, która skończyła się kilka godzin temu. Wnętrze przewietrzono bryzą znad zakorkowanego ronda, które widać za oknem. Tak, jest już po mnie.

Jestem niedopieszczona, niedoedukowana, niewypromowana i niespokojna i nie ma sensu udawać, że jest inaczej, wracać do domu, zamykać czerwonych butów w szafce i walić głową w komputer. Należy wreszcie ucieszyć się berlińską nocą i z pokorą przyjąć jej gorącą cielesność. Zblazowany didżej z pokerową miną puszcza Dawida Bowie'ego, Roman stawia tequilę, Tomek zdejmuje bluzę. Ma na sobie podkoszulkę w granatowe paski, na której widok razem z Joasią lekko omdlewamy (już jestem trochę wstawiona). Roman na wszelki wypadek też zdejmuje, co ma na sobie, a pod spodem nie ma nic. Jestem więc w najseksowniejszym towarzystwie w stolicy. Ruszamy w taniec (w Monarch nie ma parkietu, tańczy się, gdzie się stoi), didżej udaje, że nie widzi, ale zaraz nastawia stary rock and roll i obraca winylową płytę jak ciasto na pizzę. Ma dobrą intuicję, to czwórka Polaków rozkręca mu imprezę, za chwilę nastawi Izabelę Trojanowską. Skąd on to wziął?

Ale nie dopchamy się już do niego, wokół urósł tłum, szyby zaszły parą, dym stanął w powietrzu jak weselna dekoracja z szarej waty. Odrzucam w kąt szpilki, porywa mnie czarnoskóry wysoki chłopak w białych spodniach, coś mówi, że jest z Tanzanii, ale nic nie słyszę, prawie uderza głową w dyskotekową kulę. Teraz rumiana dziewczyna z równą jak od linijki grzywką obraca się dookoła mnie jak bączek.

I znów Joasia, Tomek, Roman, niczym trójgłowy smok-ladaco, wiją się wokół lubieżnie. I jak to jest, że w berlińskich barach nigdy nie czeka się na swoją kolejkę, nie trzeba kusić zwitkiem banknotów i roztrącać innych łokciami, barman od razu do ciebie podchodzi? Mniejsza o to, jeśli kochasz Kraftwerk i Bowie'ego, szalej w mroku na Kreuzbergu, bo nie zapamiętasz samotnych godzin przed komputerem ani pancernej witryny na Charlottenburgu, za to żar rozkołysanej nocy zostanie ci w sercu jak oblana miodem gruszka; lepka i niesamowita, soczysta i krucha. O, już jej nie ma.

#pasta #heheszki #logikarozowychpaskow #gazetawyborcza
PaczamTylko

Większość zdań aż się prosi żeby wpisać do jakiegoś generatora obrazów AI

Zaloguj się aby komentować

Wpisy na tagu #pasta zainspirowały mnie do odświeżenia sobie i wrzucenia dla potomności kilku tekstów #gazetawyborcza którym, wbrew intencjom autorów, najbliżej do past, a nie felietonów publikowanych w poważnym dzienniku.

Jako, że jest jeszcze rano, to pewnie niektórzy jedzą teraz #sniadanie . A jak prawdziwe śniadanie, to tylko w #berlin

Pola Dwurnik - Śniadanie na Oranienstrasse, czyli czemu Pola wybiera Berlin.

Z Warszawy do Berlina przeprowadziłam się z kilkudziesięciu różnych powodów i każdemu z nich poświęcę jeden felieton. Od którego zacznę? Wiadomo. Ab ovo - od śniadania.

Bez niego nie umiem funkcjonować i nie mogłabym żyć w miejscu, w którym po przetańczonej lub przepracowanej nocy i przebudzeniu się w południe nigdzie nie można już zjeść śniadania. W stolicy Niemiec serwowanie tego posiłku w drugiej połowie dnia jest standardem, a w Bateau Ivre śniadanie podawane jest do godziny siedemnastej. Stricte berlińska, niedbale chybocząca się pod papierowymi lampionami knajpa o obdrapanych, jasnozielonych ścianach znajduje się w klubowo-barowym zagłębiu północnego Kreuzbergu - na rogu Heinrichplatz i kultowej Oranienstrasse, po której w 1987 roku chodziły anioły w "Niebie nad Berlinem" Wima Wendersa. Do Bateau nie wolno przynosić laptopów i nie działa wi-fi, ale pomimo tego prawie nigdy nie można znaleźć wolnego stolika.

Tak też było w duszne, majowe południe 2010 roku, gdy trafiłam tu zataczając się niczym rower bez koła, prosto z łóżka kolegi, który tej nocy okazał się moim kochankiem. Albo pseudokochankiem, bo miłość po dwóch butelkach wina jest raczej przedłużeniem alkoholowej euforii; mechanicznym, bezmyślnym i beznadziejnym. Oboje o tym wiedzieliśmy i czuliśmy się fatalnie, szarzy na twarzach i utykający na słabszą nogę.

Dochodziła pierwsza po południu. Zaczerwienionymi oczami próbowaliśmy wyświetlić sobie wolne miejsce, aż wreszcie padliśmy obok pary młodych Duńczyków, którzy uprzejmie oddali nam połowę solidnego, drewnianego stołu. Chwyciłam się jego krawędzi, żeby poczuć masywność drewna i urealnić własną obecność - stary trik zalecany przy napadach paniki. Przed Duńczykami dumnie prężyła się ogromna deska serów i pomyślałam, że dobre śniadanie odwróci nurt złych wydarzeń. Od śniadania zacznie się nowy, lepszy dzień. Będzie to musli z owocami i jogurtem, a towarzyszyć mu będzie prawdziwe, włoskie latte machiatto z gęstą, zwartą pianą. Mój pseudokochanek zamówił piwo (mnie na klin zabrakło śmiałości) oraz talerz wędlin (później powie, że przecież jest wegetarianinem i nie rozumie, dlaczego wcina mięso, gdy jest pijany lub ma kaca).

Wiedzieliśmy, co robimy. Wkrótce w czeluść naszego poimprezowego rozstroju wjechał lunapark - ogromny talerz kolorowych owoców, śmiejących się do nas szeroko znad białego jak śnieg jogurtu i chrupkiego musli oraz wesoło kręcąca się na nóżce okrągła taca zachwalająca błyszczące, różowe wędliny pachnące ziołami. Od razu zabłysły nam oczy i zapomnieliśmy o przeszłości, jak przystało na wprawnych członków konsumpcyjno-klubowej wspólnoty. Ananas, kiwi, winogrona, jabłka, granat, orzechy, szynka parmeńska, salami i płatki kukurydziane szczelnie wypełniały wszystkie opustoszałe w nas miejsca, niczym słodkie cukierki buzie zapłakanych dzieci. Łapczywie połykaliśmy dary śniadania i nie zauważyliśmy momentu, kiedy nieprzyzwoicie trzeźwa duńska para opuściła nasz stolik. Pozostawiła siedem lekko tylko nadkrojonych francuskich serów, jak siedem nie całkiem popełnionych grzechów. Spojrzeliśmy po sobie i bez cienia wątpliwości sięgnęliśmy po nie swoje dobra, podobnie jak noc wcześniej zgodnie wpadliśmy sobie w ramiona.

More is more, do złupionych serów zamówiliśmy wino i sałatę oraz kolejną kawę. W milczeniu i bezczasie pozwalaliśmy smakom panować po horyzont i dopiero kiedy poczuliśmy nagłą, obezwładniającą senność, zorientowaliśmy się, że minęło sześć godzin. Czym prędzej zapłaciliśmy i uciekliśmy do domu. Przez cały ten czas nikt nas nie pośpieszał, nie przynosił rachunku, nie proponował lanczu ani kolacji i nie pytał, czy mamy rezerwację na wieczór. W Berlinie długo się tańczy i długo się śpi, a po długiej nocy je się długie śniadanie.

#heheszki #logikarozowychpaskow
DiscoKhan

@AndzelaBomba opiniotwórcza gazeta, taa... Xd

8addace2-1482-4f65-9c42-ddabcbd49035

Zaloguj się aby komentować

#niemcy się kończą, w #berlin policja na każdym rogu, imigranci plądrują sklepy i gwałcą przechodniów.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Pozdrawiam z manifestacji #freepalestine w Berlinie.
#izrael

https://streamable.com/xcctls
Yossarian userbar
85abecdd-2849-4b5a-b751-c19ae1551575
80502b6d-8015-44e1-831c-f868754ccc61
64521c47-8308-49b7-a65b-2f5e62fc0ebb
wpis Zelenskyego w księdze gości na zamku Bellevue #berlin
#ukraina #wojna #niemcy
168dc168-0342-4884-a524-8292f6a61d92
SpoconaPacha

@Seele chłop musiał pewnie niejedną noc spędzić zajadając kanapki i ćwicząc pismo, żeby tak ładnie reprezentacyjnie wyglądało (tym bardziej że rodzima jest dla niego cyrylica)

3zet

@SpoconaPacha Właśnie taki charakter pisma jest dosyć typowy dla ludzi używających cyrylicy. W Polsce przed wojnami kaligrafia również wyglądała o wiele inaczej,

Zaloguj się aby komentować

Szukam #praca #berlin i okolice #zagranica Znam podstawy niemieckiego i angielskiego. Szukam pracy z dojazdem i zakwaterowaniem.
Gilgamesz

@Half_NEET_Half_Amazing Sęk w tym że nic. To może się określe że szukam na produkcji. To zawsze coś tam po robię. Jeździłem wózkami ept, ale nie mam uprawnień.

Half_NEET_Half_Amazing

@Gilgamesz

randstad rekrutuje do Tesli ale nie wiem jak z zakwaterowaniem

dobrze też dostać się do amazona pod Berlinem

Zaloguj się aby komentować

Pomnik Świętego Jerzego pogromcy smoka w Berlinie.
#fotografia #mojezdjecie #historia #berlin
27f3570f-c702-4a37-9aa9-982b9379284e
AureliaNova

@Biesiadnik Jakaś historia za nim stoi? Bo to hmm, dość nieoczywisty symbol w DE

Biesiadnik

@AureliaNova Najzwyklejszy dar wykonany dla Królestwa Prus w 1865 r. Najciekawsze chyba jest jedynie to, że jego autor August Kiss urodził się na trenie dzisiejszego miasta Tychy.

Biesiadnik

@SpoconaPacha A po ubiciu smoka chodziliśmy bić żony.

Zaloguj się aby komentować

Niemieckie Tomki pytanko. W kwietniu wybieram się samochodem do Berlina przez Szczecin. Google mówi, że do centrum i ogromnej okolicy nie wjadę bo 80 euro kary. Macie jakieś pro-tipy gdzie zaparkowac i jak dojechać do centrum w miarę prosto?
#niemcy #berlin #podroze
WolandWspanialy

@tosiu Berlin ma bardzo dobry transport publiczny, obczaj sobie trasę któregoś s-bahna.

tosiu

@WolandWspanialy domyślam się ale szukam konkretnego miejsca

Zaloguj się aby komentować

#memy #berlin #niemcy #basen #heheszki
Suodka_Monia userbar
770347b1-e41a-4611-8523-672105e4a0d3
Half_NEET_Half_Amazing

@Suodka_Monia ciapaki już się ślinią

pipek_drenczyciel

@Half_NEET_Half_Amazing kamienie zbierają ( ͡° ͜ʖ ͡°)

FoxtrotLima

@Half_NEET_Half_Amazing

@pipek_drenczyciel pierdolenie. W Niemczech są baseny, termy, sauny, spa itd. gdzie ludzie paradują zupełnie nago (warto tutaj podkreślić, że kobiety to też ludzie) i nic się nie dzieje, "ciapaki" się nie ślinią, ani nie rzucają kamieniami itp.

Zaloguj się aby komentować

Pojechałem dzisiaj na Unter den Linden pod ruską ambasadę zobaczyć na własne oczy ten czołg. Na miejscu zastałem tłum ludzi, wśród których było wielu kacapów rzucających kwiaty na niego. Zapytałem jednego faceta, czemu w zasadzie rzucił trzy róże na rozjebany kacapski czołg. Odpowiedział, że to żeby uhonorować "poległych ludzi" (getötet Menschen - jego słowa). Spytałem, czy chodzi o ukraińskich ludzi i wtedy włączył mu się tryb kacapa, zmarszczył groźnie brwi i krzyknął, że nie, że ruskich. Grzecznie mu powiedziałem, że to przecież ruscy zaczęli tę wojnę, to zobaczyłem tylko "faka" i gość się ulotnił w tłumie.
Na szczęście ukraińscy (i nie tylko) wolontariusze sprzątają na bieżąco ruskie kwiaty składane mordercom.
Swoja drogą okolica ambasady jest świetną alegorią tego, jak powinniśmy ten ich ruski mir traktować. Ulica jest częściowo zablokowana, a sama ambasada jest odgrodzona barierkami. Rozjebany ruski czołg dotatkowo celuje prosto w jej okna.
#Berlin #ukraina #rozjebanekacapskiegiwno
a743f703-3d87-4490-a660-9c726abe955a
Sahelantrop

@FoxtrotLima Rozumiem, że ten facet, który rzucił kwiaty na wrak, to był ruski? A nie Niemiec z proruskim nastawieniem?

@PrzegrywieNieOtwierajBuziNiepytany "w ukraińskiej armii służy 35 tysięcy kobiet" - tyle służyło do wojny. W sierpniu liczba ta przekroczyła 50 tysięcy. Aktualnych danych nie potrafię znaleźć.

Kismeth

Należy pamiętać, że to są ci "postępowi", "zwykli" rosjanie, którzy nie popierają putina ( ͡° ͜ʖ ͡°) siedzą na zachodzie i jednocześnie liczą na jego zniszczenie. Ich się powinno wszystkich deportować w ruski mir, bez prawa powrotu.

FoxtrotLima

@Sahelantrop ruski. Widać było po twarzy i słychać po akcencie.

Zaloguj się aby komentować

Następna