Od kilkudziesięciu lat widzę narastającą modę u kobiet na zachowywanie swojego nazwiska panieńskiego i łączenie go z nazwiskiem męża. Nie do końca rozumiem po co jest to robione.
Dawniej kiedy kobiety rzadko obejmowały ważne stanowiska (doktor medycyny, profesor prawa, itp.) oraz / lub kiedy przodkowie słynęli ze swoich wcześniejszych dokonań w równie istotnych dziedzinach, zachowywały one swoje nazwisko panieńskie żeby utrzymać jego prestiż. Kompletnie to rozumiem.
W dzisiejszych czasach nazwisko panieńskie po ślubie utrzymuje ponad 10% kobiet zawierających małżeństwo rocznie. Oczywiście prestiż w wykonywanych przez nie zawodach nie zawsze jest duży. I owszem, robią to bo mogą. Czy jest jednak tego głębszy sens mając na uwadze powody dla jakich było to robione w przeszłości?
Pracując w międzynarodowym środowisku od 10 lat w żadnym innym kraju nie zauważyłem tej tendencji na tak wysokim poziomie jak u polskich kobiet. Z moich obserwacji podwójne nazwiska w Europie są wręcz rzadkością przy ilości polskich przypadków.
Wydaje mi się, że niesie to więcej komplikacji i trudności w prozaicznych sytuacjach typu wypełnianie formularzy, wzywanie kogoś po imieniu i nazwisku przez osobę obcojęzyczną lub nadawanie nazwiska dziecku a potem tłumaczenie dlaczego mama nazywa się inaczej. Dodatkowo kolejne komplikacje przy częstych w Polsce rozwodach, kolejne zmiany dowodów, druki, etc.
Czy chodzi tu o podreperowanie swojego ego i podkreślenie swojej wyjątkowości? Podejrzewam, że tak. Jest to po prostu modne i kobiety starają się być jak najbardziej jak mężczyźni, nawet kosztem śmieszności. Często bowiem są to zlepki dwóch, można powiedzieć śmiesznych, nazwisk typu Garwinek-Bryłka albo Kukułka-Leszczyna. Jak dla mnie efekt takiego nazwiska jest odwrotny od zamierzonego, uśmiecham się z politowaniem nad korpo-sarenką klepiącą tabelki w Excelu i mająca wrażenie brzmiącej poważnie jak niegdyś wyemancypowane lekarki czy prawniczki.
A może jednak mają one powody do zachowania swoich nazwisk (poza bo mogę)? Co myślicie?
#przemyslenia #dyskusje #kobiety #malzenstwo
@Mikel O, i to jest właśnie mądry, godny do odniesienie się post.
Z drugiej strony w dobie wypaczonego (w moim mniemaniu, inny temat) feminizmu czy 'silna niezależna' kobieta nie robi tego na przekór dotychczasowemu systemowi, gdzie przyjmowano nazwisko męża? Czy nie robią tego na przekór schematom i po to żeby pokazać swoją niezależność - poprzez nie tracenie swojego nazwiska?
Zgoda - ale widzę to jako zjawisko pozytywne. Bez robienia "pod prąd", podkreślania niezależności etc. to kobiety wciąż nie miały by prawa głosu. Postawienie na swoim, chociażby poprzez właśnie zachowanie lub przyjęcia dwóch nazwisk pokazuje, że właśnie tą "tradycja" i "co ludzie powiedzo" można mieć, za przeproszeniem, głęboko w dupie.
Co do następnego akapitu - tutaj już pełna zgoda, bo właśnie dlatego wiele kobiet bierze dwuczłonowe nazwisko, a nie, jak chłopek-opek-roztropek wymyślił, dla łechtania swojego ego. Kropla drąży skałę, więcej kobiet robi na "przekór" - tym bardziej staje się to normą, a przynajmniej już stare ciotki i babcie nie wybułaszają oczów na wieści o nieprzyjęciu nazwiska męża.
Zastanawiałem się nad tym, kiedy zauważyłem korelację że przeważnie podwójne nazwiska mają te kobiety, które uważają się za te 'silne i niezależne', próbujące udowodnić wyższość kobiet nad facetami.
Pełna zgoda - dowód anegdotyczny. Kobiety "dwuczłonowe" które znam osobiści (w ilości zawrotnej czwórki, czyli tyle co nic) to zawsze, ale to zawsze były (a raczej są) osoby mocno sfeminizowane, ale poprawnie - tj. walczące o prawa kobiet, ale bez wyśmiewania mężczyzn, tzw. sojuszniczki w poruszaniu tematu samobójstw mężczyzn, dyskriminacji prawnej i zbywania ich uczuć. I tak samo, jak w Twoim przypadku - to tylko dowód anegdotyczny, ale także określiłbym je "silnymi i niezależnymi".