Dokładnie 25 lat temu szykowałem się na imprezę która zmieniła moja życie.
Miałem 18 lat, miesiąc wcześniej zmarł mój ojciec, a ja musiałem iść do pracy aby dokładać się na utrzymanie domu. Ale stwierdziłem że nie będę w żałobie i na 18tke najbliższego kolegi z klasy pójdę.
Przed wejściem jeszcze wizyta po alkohol w osiedlowym sklepie i jedno piwko od razu aby w dobrym humorze wejść.
Wszedłem, Muzyka grała, ale wszystkie dziewczyny (koleżanki jego siostry) oczywiście siedziały pod ścianą. Dretwota straszna.
Piwko już działało więc zacząłem po kolei prosić je do tańca. I z jedną tak dobrze się tańczyło że kolejny i kolejny, aż wpadł ojciec kolegi i tańcząc zaczął krzyczeć "będę tańczył na waszym weselu!"
Niestety do wesela nie dożył, zmarł parę lat później we śnie... Ale wesele było, a nam właśnie dziś stuknęlo 25 lat razem...
Ze wszystkich fartow jakie miałem w życiu, ten był największy. ja rudy, za chudy, okularki w stylu Harrego Pottera i w klasie informatycznej, w typie nerda, obiektywnie 5- 6/10 maks. W klasie nie mieliśmy nawet jednej dziewczyny. A trafiłem laske 8-9/10 zakochana na zaboj.
Bywało lepiej i gorzej, raz było na granicy rozwodu, na szczęście się dogadaliśmy ale najbardziej mnie cieszy że po tylu latach nadal się lubimy, lubimy spędzać ze sobą czas i cały czas szukamy możliwości żeby razem pojechać coś załatwić, wyjść na kawę czy lunch.
Jak ja poznałem to miała 15 lat, a nasza córka ma już 17
Sorry za spam, wiem że to nikogo nie interesuje
#hejto40plus
