
trixx.420
- 461wpisy
- 2309komentarzy

bookcrossing i postcrossing fan (I JESTEM GRUBOM RYBOM, BUL BUL BUL)
Komentarz usunięty
Komentarz usunięty
@trixx.420 Nie wiem dlaczemu ale dubluje mi kometarze, samo się.
Kiedyś dwie paczki szlugów przez przypadek wrzuciłem do prania. Były jeszcze zafoliowane i pralka zwróciła suchutkie.
@jimmy_gonzale Ja tak zrobiłem z prezerwatywami ¯\_(ツ)_/¯
@vredo i co? Masz dzieci? ;)
To mi wygląda na pranie brudnych pieniędzy...
@mnie_tu_nie_ma a mnie na humor dla Grażynek z fejsbuka xD
Zaloguj się aby komentować
1014 + 1 = 1015
prywatny licznik: 44/?
Tytuł: Słoneczna loteria
Autor: Philip K. Dick
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Czytelnik (seria z kosmonautą)
Liczba stron: 185
Ocena: 8/10
Debiut powieściowy Philipa K., rzecz wydana oryginalnie w roku 1955. Widać tu już jak na dłoni styl tego pisarza, czyli wrzucamy czytelnika na głęboką wodę, w sam środek skomplikowanego świata i niech se radzi.
Ziemia, rok 2203. Światem ( i całym skolonizowanym Układem Słonecznym) rządzi Lotermistrz. Człowiek ten, wybierany jest wśród zarejestrowanych mieszkańców, posiadaczy karty "W" (są też niezarejestrowani, tzw. niery, których wszyscy mają w... głębokim poważaniu, a ich życie wydaje się być niewiele warte). Żeby było sprawiedliwie, to wybór rządzącego jest całkowicie losowy, na zasadzie minimaxu, teorii gier. Co ciekawe, poprzedni rządzący ma prawo wysłać zabójcę w celu wyeliminowania nowego Lotermistrza - jeśli mu się powiedzie, odzyskuje swój urząd. Dla ułatwienia aktualnie urzędujący ma do dyspozycji gwardię oraz przed wszystkim całą rzeszę telepatów, którzy wyczują myśli zabójcy i pomogą wyeliminować tegoż zanim dojdzie do ataku.
Świat wykreowany na kartach powieści jest bardzo ciekawy i spójny, jednak fabularnie nieco kuleje, mimo obiecującego początku. Wdziera się chaos, autor skacze po postaciach i wątkach bez ładu i składu. Nadrabia to za to dynamiczną akcją i szalonymi pomysłami. No i na co drugiej stronie ktoś zapala/zaciąga się/gasi papierosa, ech, to byli czasy, teraz nie ma czasów.
Na zakończenie chciałem dodać, że widzę pewną inspirację tą książką w późniejszym "Limes Inferior" Zajdla. Klasowe społeczeństwo, w którym "Szóstacy" czy "Siódmacy" to wypisz wymaluj niery u Dicka i przede wszystkim w obu powieściach chory, przeżarty korupcją system społeczny który zmusza do różnych układów, układzików i kombinowania, zależności między jednostkami.
"- Dałem z siebie wszystko. Wykonywałem wszystkie polecenia Verricka. Ale co człowiek może zrobić w społeczeństwie, które jest skorumpowane? Czy ma słuchać skorumpowanych praw? Czy to zbrodnia złamać stronnicze prawo, czy to zbrodnia złamać sfałszowaną przysięgę?
- W społeczeństwie zbrodniarzy (...) niewinny idzie do więzienia."
Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz
#bookmeter


Szanuję w opór, mam wszystkie książki, ale widze po prostu pewne podobieństwo, może to przypadek tylko a może inspiracja
Zaloguj się aby komentować
ja to tylko tutaj zostawię
#humorobrazkowy#malarstwo
Albert Joseph Penot - Bicycle Race (1910)


@SuperSzturmowiec Kiedyś to były teledyski, teraz już nie ma teledysków
@SuperSzturmowiec Komicznie wygląda tam mapka najczęściej odtwarzanych momentów

@trixx.420 rura musi j⁎⁎ać
@trixx.420
Ale ze co, kolarze niedowidzą?
Zaloguj się aby komentować
986 + 1 = 987
prywatny licznik: 43/?
Tytuł: Wypychacz zwierząt
Autor: Jarosław Grzędowicz
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Fabryka Słów
ISBN: 9788375740202
Liczba stron: 469
Ocena: 8/10
Moje pierwsze spotkanie z tym autorem, zbiór 13 opowiadań, różnej jakości i długości. Są opowiadania kilku-kilkunastostronicowe z ciekawym plot twistem, które autor pisał na zamówienie "Magazynu Faktu", są też dłuższe, w których wyobraźnia autora rozwija skrzydła. Jak to zwykle bywa w tego typu zbiorach - są lepsze i gorsze.
Zdecydowanie najlepszym opowiadaniem jest według mnie "Weekend w Spestreku". Bardzo fajne, socjologiczne SF, z niezwykle intrygującym światem. Europa jakieś 50 lat w przód, na skutek ciągłych waśni między obywatelami podzieliła się na dwa obozy. Wolna, bogata Europa (z dużą częścią Polski, żeby nie było) kontra Specjalne Strefy Ekonomiczne, w skrócie Spestreki. W nich panuje ustrój który łączy najgorsze cechy Demoludów, Korei Północnej czy Rosji, do tego z systemowym promowaniem praw kobiet i osób LGBTQWERTY, gdzie generalnie hetero facet ma przesrane. Oczywiście ludzie którzy tam mieszkają w większości mają tak wyprane mózgi że uważają że to raj. Więcej nie będę zdradzał, i serdecznie polecam. Chętnie przeczytałbym całą powieść osadzoną w tym świecie, według mnie ma potencjał.
Na uwagę zasługują także "Pocałunek Loisetty" z atmosferą tak gęstą od napięcia że można ją wręcz rąbać toporem, oraz "Buran wieje z tamtej strony", chyba najbardziej dopracowane opowiadanie w całym zbiorze, traktujące o światach równoległych.
Najmniej z kolei mi podeszły opowiadania "Zegarmistrz i łowca motyli" i "Wilcza zamieć", oba reprezentują ten sam problem, czyli brak jakiejś puenty i short "Trzeci Mikołaj", który wydał mi się religijną propagandą.
Generalnie polecam, czyta się szybko, z zaciekawieniem, historie są bardzo ciekawe i wciągające, łatwo wpaść w pułapkę "a, jeszcze jedno opowiadanie i idę spać"
Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz
#bookmeter


Czytałem już kiedyś jakiś zbiór opowiadań Grzędowicza, nie wiem czy ten. Czy to w tym zbiorze był motyw że bohater jednego z opowiadań odwiedza rodzinę w strefie totalitarnej i odkrywa że produkowane tam produkty, które są eksportowane za granicę zawierają niemiłą niespodziankę?
Z twórczości Grzędowicza czytałem jeszcze:
- Księga jesiennych demonów (zbiór opowiadań, ogólnie ok)
- Popiół i kurz. Opowieść ze świata Pomiędzy (polecam)
- Pan Lodowego Ogrodu (mi bardzo podeszło, co ciekawe kilku moim znajomym właśnie nie...)
Zaloguj się aby komentować
ma ktoś sprawdzony sposób na ściąganie video z vod.tv.pl.pl?
kiedyś używałem wtyczki VideoDownloadHelper, ale coś poblokowali gady i jak dzisiaj próbuję to pobieranie zawiesza się w losowych miejscach, nie dochodząc nigdy do końca
#piractwo #tvpvod

@trixx.420 Internet Download Manager?
Zaloguj się aby komentować
A kiedy słoik pękł a Bachleda kazał dalej filmować, bestyja osalała.
Zaloguj się aby komentować
962 + 1 = 963
prywatny licznik: 42/?
Tytuł: Trudna Operacja
Autor: James White
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Rebis
ISBN: 9788373012493
Liczba stron: 206
Ocena: 7/10
Trzeci tom cyklu o Szpitalu Kosmicznym. Niezorientowanym wyjaśniam, że ów szpital to chluba Sektora Dwunastego. 384 poziomy, na których odtworzono środowiska życia wszystkich znanych (i jak w każdym tomie szybko się okazuje nieznanych) gatunków istot inteligentnych zamieszkujących kosmos. Sam personel techniczny i medyczny rekrutuje się z sześćdziesięciu gatunków, choć ludzie są tam jakby w przewadze. W skrócie - to taki Doktor House albo Ostry Dyżur tylko dla kosmitów
Czytałem dawno temu pierwszy tom i zachwyciła mnie fantazja autora w kreowaniu obcych form życia i ich szczegółowych opisów. Każde z opowiadań leci według podobnego schematu - w szpitalu zjawia się obcy i główny bohater, dr Conway wraz z pomagierami muszą odkryć co to za rasa, gdzie ma przód gdzie tył i jak to w ogóle leczyć. Nie inaczej jest tutaj, tylko że tym razem mamy w formie mini powieści. Autor idzie na całość, bo tym razem gwiezdni lekarze leczą całą planetę, którą zamieszkują istoty wielkości całych kontynentów.
Rzecz pisana w latach 70, nieco trąci myszką, zahacza mocno o seksizm i wykazuje słodką naiwność - wszystko zawsze kończy się szczęśliwie, wszyscy są dla siebie mili i kochani a pacjentów leczy się bez względu na jakiekolwiek koszty. Trzeba zbudować mega konstrukcję w kosmosie do przyjęcia szczególnego typu obcych? potrzymaj mi piwo! Zoperowanie istoty wielkości kontynentu wymaga poderwania całej floty Federacji, kilka tysięcy statków z kilkaset tysiącami istot najróżniejszych ras? co tam, robimy! Urocze, idylliczne, utopijne.
Przyczepić się muszę tylko do tłumaczenia, albo jego korekty, co jakiś czas trafiają się zdania potworki, z których trudno wywnioskować co mianowicie autor miał na myśli, jak np. taki kwiatek, s. 200: "Pośrodku jeziorka widać było studnię, w której liny albo inna jeszcze, pozyskująca rudę ze skały roślinności wrastała w podłoże." WTF? ktoś to czytał w ogóle po przetłumaczeniu?
Generalnie przydało by się aby Rebis zrobił wznowienie całego cyklu, bo książki robią się coraz mniej dostępne a ich ceny stale rosną. Oczywiście z dodatkową korektą no i koniecznie z nowymi okładkami
Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz
#bookmeter


Ahhh, pamiętam ten tom.
Cesarskie cięcie na w uj agresywnym gatunku wielkości słonia z grubą i wytrzymałą skórą. Podczas porodu okazuje się, że młode posługują się telepatią i są łagodne.
Matka ma dwa narządy dawkujące młodemu podczas porodu enzymy, jeden wyłącza telepatię a drugi włącza agresję aby dziecko wygryzło się od wewnątrz na świat.
Lekarz próbuje uratować oboje, szczególnie młode aby nie dostało enzymów i podzieliło się wiedzą medyczną danego gatunku.
Trzymało w napięciu
@Barta55ko oj nie, to nie ten tom, ale ten twój już zapowiada się obiecująco
tu mamy (spoiler)
-
toczki, skrzelodyszne istoty bez serca, aby utrzymać przepływ krwi wewnątrz ciała muszą cały czas sie poruszać, czyli toczyć, mimo to zdołały opanować technikę jądrową i brudnymi bombami atomowymi spowodowały napromieniowanie znacznej części planety
-
meduzowatych odpowiedników limfocytów którzy potrafią "w locie" wymieniać i oczyszczać płynny ustrojowe innych istot
-
no i "dywan", wspomniany organizm/ekosystem gatunków wielkości kontynentu
Zaloguj się aby komentować
Zaloguj się aby komentować
959 + 1 = 960
prywatny licznik: 41/?
Tytuł: Plama na złotej puszczy
Autor: Bolesław Mrówczyński
Kategoria: literatura młodzieżowa
Wydawnictwo: Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza
Liczba stron: 221
Ocena: 6/10
"Czy to w polu, czy w obozie
Harcerz zuch i chwat
Czy pod wozem, czy na wozie
Śpiewa, gwiżdże rad"
Książka o harcerzach, nic dodać nic ująć. Zaczyna się jak u Hitchcock'a, z grubej rury - harcerze przyjeżdżają na obóz do mazurskiej puszczy, i od razu trafiają na pożar lasu, który pomagają ugasić. Głównym bohaterem i narratorem jest druh Kowalski, zastępowy "Czajek". Sprawia wrażenie niezbyt pewnego w tym co robi, jego podopieczni nieraz wydają się bardziej bystrzy od niego. Wyróżnia się z nich szczególnie jeden, Piętek. Ideał, na wszystkim się zna, wszystko zrobi, z każdym nawiąże przyjacielskie stosunki. Reszta z harcerzy to jakaś szara masa, ot są, ale nie zapamiętuje się ich jakoś szczególnie, może poza druhem kwatermistrzem, który (jak przystało na czasy PRL) wszystko załatwi.
Harcerze po urządzeniu się w lesie prowadzą własne śledztwo w sprawie pożaru. Rychło okazuje się że było to podpalenie, ale milicja szybko umarza postępowanie z powodu niewykrycia sprawców. Strażnik lasu, zaciekły wróg Niemców oskarża starszego mieszkańca pobliskiej wsi, niejakiego Zygfryda Boeniga, Mazura z dziada pradziada (wychodząc pewnie z założenia że z takim nazwiskiem to na pewno Niemiec, a Niemiec twój wróg!). Okazuje się że w osadzie tej, nazwanej przez harcerzy "Starą Wsią" mieszkają razem powojenni przesiedleńcy z różnych stron polski oraz dawni mieszkańcy tych ziem. Oczywiście rodzi to rozmaite konflikty, które wspaniali harcerze szybko rozwiązują pomagając socjalistycznie każdemu, a w szczególności wspomnianemu dziadkowi Boeingowi. Tenże okazuje się bohaterem, członkiem byłego Związku Polaków w Niemczech, organizacji mocno represjonowanej podczas II WŚ.
I tak powoli do finału toczy się akcja, oparta głównie na dochodzeniach, poszukiwaniu śladów w lesie, pomocy okolicznej ludności czy rozmaitych zajęciach obozowych harcerzy. Solidna książka harcerska, oczywiście pełna dydaktyzmu i moralizatorstwa ale dzięki temu urocza. Dla fanów gatunku.
Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz
#bookmeter


Zaloguj się aby komentować
Do tego 1500 ostrzy i ośmieszająca mężczyzn treść...
@Fly_agaric ostatnio jestem mocno wyczulony na reklamy przedstawiajace mezczyzn jako cioty i mam wrazenie ze jest tego coraz wiecej (ale tv ogladam tylko jak odwiedzam rodzicow, wiec moge nie byc obiektywny)
@Pirazy czy żylet zwiększyło podaż reklam po tym jak im niebagatelnie spadły obroty za głupotę stulecia?
@trixx.420 ma ktoś mema o męskiej palecie kolorów w kosmetykach? Bodajże czarny, biały, szary i niebieski
przeczytałem głosem klocucha
Zaloguj się aby komentować
915 + 1 = 916
prywatny licznik: 40/?
Tytuł: Na drugą planetę
Autor: Władysław Umiński
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Liczba stron: 150
Ocena: 5/10
Władysław Umiński, pisarz nazywany "polskim Verne'em". W sumie nie wiedziałem że mieliśmy takiego autora, jest to pierwsza jego książka, która zresztą trafiła do mnie zupełnym przypadkiem z lokalnego punktu wymiany książek. "Na drugą planetę" to historia wydana oryginalnie w roku 1894, i wtedy też mniej więcej dzieje się jej akcja. Osadzona jest w USA a opowiada o próbach kontaktu z Marsem. Oto milioner, mister Brighton, zamawia w firmie "Alvan Clarke and Sons", największej na świecie szlifierni szkieł optycznych teleskop o dwumetrowej średnicy soczewki. Jako, że w tych czasach największe teleskopy mogły poszczycić się soczewkami maksymalnie metrowej średnicy, budzi to więc niesłychane zainteresowanie opinii publicznej. Niestety słynny ów milioner nabiera wody w usta i do tajemnicy dopuszcza jedynie astronoma p. Hartinga, z którym odbywa długie a poufne rozmowy. Jednemu z reporterów udaje się podsłuchać (!) za pomocą fonografu (!) jedną z ich rozmów z której wynika, że chcą oni wysłać sygnały świetlne w kierunku marsa i z pomocą nowego teleskopu wypatrywać odpowiedzi.
Zaczynało się bardzo ciekawie, niestety potem jest trochę gorzej, bo rychło powieść z retro SF przekształca się w przygodową. Oto bohaterowie udają się w podróż, zrazu morską, a następnie w dzikie ostępy Ekwadoru, aby tam w określonych miejscach rozpalić ognie z aluminium i innych chemikaliów, które płonąc "z siłą milionów świec" mają być widoczne z Marsa. Większa część książki to opis podróży po dzikim kraju i przygód jakie spotykają naszych bohaterów. Podobnie jak u Verne'a autor przemyca tu trochę wiedzy z rozmaitych dziedzin. Plan wypala, fajerwerki odpalone (przy okazji oślepiając bydło i Indian w promieniu wielu kilometrów, za co władze Ekwadoru ścigają naszych bohaterów, ale ci po prostu dają dyla, wychodząc widocznie z założenia że straty muszą być), pozostaje więc czekać tylko na odpowiedź. Istotnie po jakimś czasie udaje się wypatrzyć na Marsie zagadkową, błyszczącą plamę nadzwyczajnych rozmiarów, ale wtedy książka po prostu dobiega końca i zostawia czytelnika z niczym.
Dla miłośników klimatu retro, XIX wiecznych powieści, archaicznego języka. Szkoda że element fantastyczny jest niewielki, głównie jest to powieść podróżniczo-przygodowa. Okładki brak bo książka po renowacji introligatorskiej
Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz
#bookmeter



Zaloguj się aby komentować
914 + 1 = 915
prywatny licznik: 39/?
Tytuł: Czas Wodnika
Autor: Mirosław P. Jabłoński
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Iskry
Liczba stron: 158
Ocena: 7/10
Wpadł kolejny zbiorek PRLowskich opowiadań SF. Teksty Mirosława Piotra Jabłońskiego z lat 70 i 80 ubiegłego wieku, zapewne przez "wąskie gardła wydawnicze" opublikowane dopiero w 1990 roku.
W odróżnieniu od poprzednio recenzowanego przeze mnie zbiorku jest dużo lepiej. Niech nie zwiedzie was tylko okładka stylizowana na jakieś dark-fantazy-niewiadomoco, są to naprawdę zaskakująco dobre teksty. Jabłoński ma lekkie pióro, znakomicie czuje się w różnych stylach i formach. Od stylizowanego na pamiętnik, żartobliwego "Drzewa Genealogicznego" przez hard SF, dystopie, po utrzymany w klimacie retro "Sklep z płytami". Najgorsze opowiadania do nudnawy "Mańkut", i "Seksbomba" w której zakończenia można się domyślić bardzo szybko. Najbardziej w pamięć, poza tytułowym, (rewelacyjnym!) "Czasem Wodnika" zapada "Dzień Procreatora". Pamiętacie Seksmisję i słynne słowa Maksia "Skoro już się tak stało to może moglibyśmy służyć wam jako te... reproduktory"? Tu mamy podobną sytuację, geny męskie ocalały tylko u nielicznych sprawnych mężczyzn, tytułowych Procreatorów, których głównym zajęciem jest, no cóż, przedłużanie gatunku. Poruszające, ciężkie opowiadanie, chętnie przeczytałbym powieść z wykreowanego tam uniwersum, kojarzy mi się mocno z "Opowieściami Podręcznej".
Generalnie - jak gdzieś się wam to wala na półce, to koniecznie warto spróbować. Lekko naciągane 7/10
Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz
#bookmeter


Zaloguj się aby komentować
909 + 1 = 910
prywatny licznik: 38/?
Tytuł: Muszla egejska
Autor: Zbigniew Dolecki
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Krajowa Agencja Wydawnicza
Liczba stron: 169
Ocena: 4/10
Zbiorek PRLowskich opowiadań fantastycznych, wydanych w 1979. Autorem jest poeta, Zbigniew Dolecki, który postanowił najwyraźniej spróbować swoich sił na innym poletku. I nawet wiem w jakich okolicznościach zbiorek powstał. Kumpel zapewne zapytał, "Zbysiu, ale fantastyki i antyku to nie dasz rady w jednym utworze połączyć! - Nie? potrzymaj mi piwo".
Niestety, generalnie słabo to wyszło. Dwa pierwsze opowiadania, właśnie ze świata antyku są zwyczajnie kiepskie, trącą nieznośną grafomanią, kiepskimi opisami czy pretensjonalnie zmienionymi imionami postaci. Wiecie, Y-kar i De-dal albo Ad i Evi żeby było bardziej "kosmicznie". Kolejne opowiadania są już trochę lepsze, choć niewiele. Zasadniczym plusem wszystkich opowiadań jest to, że są krótkie, bo naprawdę te koślawe zdania i przesadzone porównania źle się czyta. Zwraca uwagę tylko cztery czy pięć z nich, na 14 w zbiorku. "Przestąpić Styks" o wyprawie badawczej w głąb ziemi która 417 kilometrów (zabrakło 3km, so close...) napotkała miasto Atlantis, "Opium Kosmosu", daleka kosmiczna podróż, hibernacja i te sprawy, ale zniszczone przez rozmaite techniczne głupoty, jak choćby fakt, że główny komputer statku nie potrafi dokonywać korekty kursu bez ciągłej obecności człowieka. "Kryształowi" ciekawa wizja odległej planety, której mieszkancy to myślące kryształy, niestety skończyło się zanim na dobre zaczęło. "Ghorry", urocze, w pulpowym klimacie, opowiadanie o kosmitach którzy żywią się energią fal radiowych i atakują ludzi oglądających telewizję, oraz wreszcie bajkowe "Jaś i Małgosia" z nową wersją starej historii.
Całą reszta nie nadaje się do niczego, są to naiwne, marne teksty zawierające jakieś odniesienia do SF, głównie ufoludki albo podróże kosmiczne. Jak dla mnie to za mało żeby mogły tytułować się fantastyką. Dla wybitnych fanów starej polskiej fantastyki, historyków SF. Przeczytałem, żebyście wy nie musieli
Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz
#bookmeter


@trixx.420 Kiedyś to miałem i próbowałem czytać. Nie wyszło.
Zaloguj się aby komentować
Niemożliwe że takie coś jest na Facebooku przecież od razu by Hitlera skasowali
@SuperSzturmowiec jeszcze wisi
https://www.facebook.com/groups/1580126129464938/posts/1758489904961892/
w ogole na tej grupce jakies trole urzędują XD
Zaloguj się aby komentować
882 + 1 = 883
prywatny licznik: 37/?
Tytuł: Daleka Tęcza
Autor: Arkadij Strugacki, Borys Strugacki
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Alfa
Liczba stron: 197
Ocena: 7/10
Kolejne moje spotkanie ze Strugacki Bros., tym razem w formie dwóch dłuższych opowiadań / mikropowieści, w oryginale wydanych na początku lat 1960.
Pierwsza to tytułowa "Daleka Tęcza". W bliżej nieokreślonym miejscu w kosmosie jest sobie skolonizowana przez człowieka (oczywiście radzieckiego!) planeta, która cała przeznaczona jest na potrzeby nauki, głównie fizyków. Ci prowadzą tam rozmaite eksperymenty i badania nad teleportacją, którą autorzy nazywają podróżą zerową. Eksperymenty idą nieźle, udaje się opracować metodę teleportacji zarówno przedmiotów jak i materii ożywionej, ale jest skutek uboczny. Tajemnicza, niszczycielska Fala energii wyzwala się przy każdej "podróży zerowej". Przy każdym eksperymencie coraz większa i coraz bardziej niepowstrzymana mimo konstruowania coraz bardziej zaawansowanych środków ochrony. W końcu, po (podobno nawet udanym) przesłaniu człowieka na krańce układu słonecznego pojawia się zupełnie nowy rodzaj Fali, która wymyka się spod jakiejkolwiek kontroli. Planeta na straty, trzeba się ewakuować, tylko że mieszkańców jest około 500 a jedyny statek kosmiczny, którym można się uratować pomieści może ze sto. Książka szybko zmierza ku filozoficznym rozważaniom, kto jest wart uratowania. Czy czołowi fizycy - zerowcy, dzieci jako przyszłość narodu, a może artyści albo ich dzieła? Fajny pomysł na opowiadanie, ale szybko zniszczony przez rozwlekłość, opisy zależności społecznych (typowo socjalistyczna gospodarka niedoboru) czy bezsensowny wątek romansowy. 5/10
Drugim opowiadaniem w zbiorku jest "Próba ucieczki". I tu już na wstępie jest dużo ciekawiej. Akcja rozpoczyna się na ziemi w nieustalonym czasie w przyszłości. Cywilizacja wysoko rozwinięta, choć jednocześnie swojsko słowiańska, a jej rozwój poszedł inna drogą - w kierunku biomaszyn. Dwoje przyjaciół pod wpływem przypadkowo poznanego faceta, który podaje się za historyka - specjalistę od XX wieku postanawia zmienić swoje urlopowe plany i polecieć na nieznaną planetę. Na miejscu zastają humanoidalną cywilizację w fazie średniowiecza, głębokiego feudalizmu. Obserwują dziwne maszyny, których jak się wydaje, jedynym celem działania jest jeżdżenie z miejsca na miejsce i okazjonalne rozjeżdżanie tubylców. Sami tubylcy nie wiedzą skąd one się wzięły. Porwany przez naszych przyjaciół jeden z wyższych rangą tubylców twierdzi że maszyny są od zawsze a oni na rozkaz "góry" od lat próbują się czegoś o nich dowiedzieć. Niestety średniowiecze mocno, więc "best I can do" to zmuszanie przestępców aby losowo naciskali różne guziki wewnątrz maszyn. Najczęściej nie daje to nic, czasem machina wybucha a czasem tratuje wszystko na swej drodze. Główni bohaterowie, młodzi gniewni, chcieliby zmienić zastany świat (oczywiście wprowadzając wspaniały komunizm). Co prawda instrukcje doskonale im znane i istniejąca na ziemi rada ds. kontaktów z obcymi cywilizacjami kategorycznie zabraniają jakichkolwiek kontaktów z innymi cywilizacjami, ale co tam KOMUNIZM DLA KAŻDEGO! Bardzo ciekawe opowiadanie, traktuje podobnie jak poprzedni o dylematach moralnych, ale sam anturaż jest duuuużo ciekawszy. Czy mamy moralne prawo do ingerencji w obcą cywilizację? Czy powinniśmy zmieniać, przyspieszać ich rozwój? Przecież jesteśmy mądrzejsi, dzięki nam mogą uniknąć naszych błędów... Dziwne jest tylko zakończenie, pozostawia więcej pytań niż odpowiedzi. 8, albo nawet i 9/10
A za całość 7 z plusem
Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz
#bookmeter


@trixx.420 dzięki za naprawę licznika
@trixx.420 za strugackimi akurat nie przepadam ale za to zbieram powoli książki z tej serii, mam do tych okładek sentyment z młodości a wydane były całkiem nieźle pozycje.
@trixx.420 Strugaccy są super, dzięki, że mi przypomniałeś o tych pozycjach. Czytałem i polecam
Zaloguj się aby komentować
864 + 1 = 865
prywatny licznik: 36/?
Tytuł: Lewiatan
Autor: Scott Westerfeld
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Rebis
ISBN: 9788375105896
Liczba stron: 420 (xD)
Ocena: 6/10
Sądząc z opisu na okładce, miał to być steampunk. Podczas lektury okazało się że i owszem - tyle, że dla młodzieży
Alternatywna historia, której akcja rozpoczyna się w przededniu I Wojny Światowej. Poznajemy młodego księcia Aleksandra Habsburga, który w Sarajewie traci ojca, Franciszka Ferdynanda. Jak i w naszym świecie uruchamia to tryby machiny wojennej. Geopolityka podobna jak i u nas, ale nauka i rozwój poszły zupełnie innym torem. Mamy tutaj "Chrzęstów" czyli Niemcy i Austro-Węgry, zwolenników techniki i maszyny. Budują oni wielkie kroczące machiny bojowe, mechy, sterowce - te sprawy. Po drugiej stronie są Darwiniści, czyli Wielka Brytania, którzy postawili na biologię. W świecie tym bowiem, Karol Darwin odkrył DNA i zgłębił jego tajniki do tworzenia nowych gatunków zwierząt. Przykładem osiągnięć darwinistów jest tytułowy Lewiatan, gigantyczny, latający okręt-wieloryb. W zasadzie nie tyle statek powietrzny sam w sobie, ale rodzaj zespołu rozmaitych sztucznie "podrasowanych" organizmów, które żyją ze sobą w symbiozie. Od najmniejszych stworzonek we wnętrznościach, które wytwarzają wodór czy oświetlają pomieszczenia, przez bojowe nietoperze i podrasowane drapieżne ptaki a kończąc na samym Lewiatanie. Tenże w tej sytuacji jest swego rodzaju karoserią (oczywiście również żywą) statku, w kształcie olbrzymiego, kilkusetmetrowego wieloryba. Prawdziwy ekosystem w małej skali. Czego jak czego, ale wyobraźni autorowi nie można odmówić.
Na statku owym podróżuje młody kadet Sharp, który tak naprawdę jest dziewczyną w przebraniu, ale o tym cicho sza. Jest on(a) drugą główną bohaterką, której losy splatają się z młodym księciem Alkiem, który również zmuszony jest się ukrywać. Fabularnie jest nieźle, tyle że widać że jest to książka dla młodzieży, w formie "nastolatki ratują świat". Serio, czasem pod koniec lektury ma się wrażenie, że bez dwójki głównych bohaterów wszystko by się zawaliło i nikt by sobie z niczym nie poradził.
Poza tym, patrząc ogólnie, jest całkiem spoko; akcja posuwa się szybko a wyobraźnia autora szaleje. Na plus należy też wspomnieć o świetnych ilustracjach, przedstawiających opisywany świat. W posłowiu mamy wyjaśnienie co jest fikcją a co prawdą historyczną na wypadek gdyby ktoś się pogubił. Z tego co widzę seria liczy trzy tomy, ale słabo z dostępnością pozostałych.
#bookmeter


Zaloguj się aby komentować
Zaloguj się aby komentować
To jakieś podróże w czasie? Przecież ta data dopiero nadejdzie...
Zaloguj się aby komentować
@trixx.420 KRTEQ
@strzepan

@trixx.420

@trixx.420 nie może zabraknąć również i tej

Zaloguj się aby komentować
840 + 1 = 841
prywatny licznik: 35/?
Tytuł: Przylądek Delfinów
Autor: Anatol Moszkowski
Kategoria: literatura młodzieżowa
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Liczba stron: 193
Ocena: 5/10
Radziecka literatura młodzieżowa z lat 70
Mały Odek (zdrobnienie od Odeysuesza) wraz z siostrą i rodzicami udaje się na wakacje z Moskwy do małego miasteczka Skaliste nad Morzem Czarnym. Na miejscu zawiera znajomość z paczką "tubylców", którzy nurkując w morzu szukają staorgreckich skarbów a wolny czas spędzają na Przylądku Delfinów, wielkiej i stromej skale wychodzącej w morze.
Jest to słodko-gorzka opowieść, niby powieść dla dzieci, ale jednak z perspektywy dziecka ukazuje świat dorosłych z całym jego brudem, machlojkami i ciemnymi stronami. Świetnie odmalowana jest nierówność społeczna - dyrektor domu wypoczynkowego "Zorza Polarna" opływa w dostatek. Mieszka w pięknej willi otoczonej ogrodami i sadami, jego synek chwali się przybyłemu, że brakuje im tylko pawi w ogrodzie, ale "tatuś obiecał że kupi". Natomiast przyjezdna rodzina musiała sprzedać cenny obraz, który był od dawna w rodzinie, żeby móc w ogóle tam przyjechać. Była to wyższa konieczność, zdecydowali się na wyjazd aby córka mogła się podleczyć jest bowiem słabego zdrowia. Jednocześnie są zdani na łaskę jaśniepana dyrektora, a miejsce jest załatwiane "po znajomości". Książka stara się ukazać, że jednak nie ten kto ma wszystko jest bogaty. W tle mamy także aferę kryminalną w którą wplątał się lokalny nauczyciel (bez puenty czy nawet rozwinięcia). Generalnie cała książka sprawia wrażenie chaotycznej, wątki zaczynają się i nigdy nie kończą. Zakończenie też jest zupełnie nijakie i pozostawia pewien niedosyt.
Ciekawostka, dobra na raz.
Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz
#bookmeter


Lubię takie książki i zawsze się uśmiecham, jak ktoś też je czyta.
Zaloguj się aby komentować









