Zdjęcie w tle
cyberpunkowy_neuromantyk

cyberpunkowy_neuromantyk

Autorytet
  • 297wpisy
  • 1231komentarzy

Piszę o rzeczach związanych z cyberpunkiem na blogu: https://cyberpunkowyneuromantyk.blogspot.com/

Nowa Fantastyka 11/2024


Troszkę się spóźniłem, ale nie szkodzi - numer powinien być wciąż dostępny w kioskach. A jeśli nie, to zawsze można przeczytać go na niesławnym Legimi. :')


„Do sprzedaży trafił listopadowy numer "Nowej Fantastyki", którego okładkę zdobi piękna grafika z ilustrowanego wydania "Ziemiomorza" Ursuli Le Guin, stworzona przez Charlesa Vessa.


W środku wydania czekają Was jednak bardziej horrorowe klimaty. Przygotowaliśmy artykuł o azjatyckim kinie grozy z mniej oczywistych rejonów niż te, które zazwyczaj przychodzą do głowy widzom. Mamy też dwa wywiady - z Grahamem Mastertonem, jednym z najpopularniejszych pisarzy horrów i z reżyserem Markiem Piestrakiem, w którego dorobku znajdziemy takie filmy jak oparte na twórczości Stanisława Lema "Śledztwo" i "Test pilota Pirxa", a także "Wilczyca" i "Klątwa Doliny Węży". Na dokładkę proponujemy zaś kolejny odcinek "Fantastyki z lamusa".


W dziale opowiadań tym razem pięć tekstów: dwa polskie (Macieja Głowackiego i Łukasza Redelbacha) i trzy zagraniczne (Wołodymyra Kuzniecowa, Eugenii Trantafyllou i Ołeksija Gedeonowa). Do tego oczywiście porcja felietonów i recenzji.


"Nową Fantastykę" możecie kupić w szanujących się kioskach i empikach, a także w księgarni stacjonarnej wydawnictwa Prószyński i S-ka przy ul. Rzymowskiego 28 w Warszawie. Niezmiennie najbardziej korzystną opcją kupna jest roczna prenumerata, którą możecie znaleźć w Gildii - towarzyszy jej promocja z prezentem książkowym.


NF jest też dostępna w Nexto oraz Legimi - w formatach czytnikowych epub i mobi oraz w pdf. Linki, tradycyjnie w pierwszym komentarzu.


Bądźcie z nami! I nie zapomnijcie, co mamy dla Was w grudniowym wydaniu.”


#nowafantastyka #ksiazki #czytajzhejto #hejtoczyta #fantasy #fantastyka #sciencefiction

49042532-4d23-4a42-8f44-bede2b04af6f
Gustawff

okładkę zdobi piękna grafika


Gdzie ta piękna grafika?

Zaloguj się aby komentować

Dzisiaj rano dowiedziałem się, że firma, w której pracuję, zostanie zamknięta. xD


Pierwszy raz mnie to spotyka - nigdy wcześniej nie zostałem zwolniony. Szczęściem w nieszczęściu jest to, że nie wydarzyło się to we wrześniu, bo miałbym tylko miesiąc wypowiedzenia, a tak mam trzy. Trochę mi lepiej, gdy wiem, że mniej więcej do marca nie muszę się aż tak martwić znalezieniem nowej pracy, ale wiadomo, dobrze byłoby zachować ciągłość zatrudnienia.


Nieśmiesznie i śmiesznie jednocześnie. :')


#chwalesie #zalesie #pracbaza

emdet

@cyberpunkowy_neuromantyk trochę zazdroszczę xD nigdy nie zostałem zwolniony ani nie dostałem niezależnego ode mnie kopa żeby coś w życiu zawodowym zmienić, a mam poczucie że może to być finalnie bardzo zdrowe doświadczenie.

Pan_Buk

@cyberpunkowy_neuromantyk A co by się stało, gdybyś nie miał tej mitycznej "ciągłości zatrudnienia"?

Serio, co się wtedy dzieje? Pojawia się jakaś czarna dziura w życiorysie?

fitter22

To pa na to. Trzy prace temu firma tez zaczela miec problemy. Terminy sie nie spinaly, podwyzki zamrozone, wywalili najwiekszego wymiatacza "bo byl za drogi", po drodze kilku lepszych rzucilo papierami, w ich miejsce brali stazystow albo nikogo. W koncu stwierdzilem, ze czas na mnie i zlozylem wypowiedzenie. Dwa tygodnie pozniej cala firma dostala wypowiedzenia xD


Kolejna praca byla nawet fajna, ale tez musialem zrezygonowac z osobistych powodow. Trzy miesiace pozniej firma zostala sprzedana. Tylko 4 osoby utrzymaly zatrudnienie. Wniosek? Moje wypowiedzenia umowy przynosza pecha

Zaloguj się aby komentować

Wiedźmin - nowa powieść ukaże się 1 grudnia 2024.


Andrzej Sapkowski Igrzyskach Wolności w Łodzi poinformował o dacie premiery jego nowej książki. Niestety, ze względu na umowę z wydawcą (czyżby SuperNOWA) nie mógł zdradzić jej tytułu.


Redakcja czasopisma „Nowa Fantastyka” na Facebooku opublikowała wpis o tym, że w grudniowym numerze (który ukaże się 22 listopada) będzie można przeczytać przedpremierowo fragment tejże powieści.


Śmieję się, że znając Pocztę Polską, to prędzej otrzymam powieść niż czasopismo. :')


#wiedzmin #ksiazki #czytajzhejto #fantasy #fantastyka

9b1b6ec5-5250-4bdc-b7dc-3fb0707c46a7
krokietowy

@cyberpunkowy_neuromantyk Całkiem fajnie, Sezon Burz krytykowany przez innych mi się bardzo podobał.


Do pełni szczęścia brakuje mi dokończenia wersji audiobooku sagi ale chyba się nie doczekam

Zaloguj się aby komentować

896 + 1 = 897


Tytuł: Księgi Południa

Autor: Glen Cook

Tłumacze: Jan Karłowski, Grażyna Sudoł

Kategoria: fantasy, science fiction

Wydawnictwo: Rebis

ISBN: 9788375104691

Liczba stron: 864

Ocena: 7/10


Uwaga, zdradzam trochę fabuły.


Ponownie trzy powieści w jednym tomie.


Jednym z moich zarzutów wobec tej „trylogii” jest to, że w każdej powieści narratorem jest inna osoba. 


W „Srebrnym grocie” dziennik prowadzi Skrzynka, postać poboczna wprowadzona w poprzednim tomie, który po ogromnej bitwie Zła z Jeszcze Większym Złem, z braku lepszego pomysłu na siebie, postanowił dołączyć do Kruka w jego pogoni za Konowałem i Panią. 


Równocześnie z trzeciej osoby opisywane są perypetie czterech nie do końca mądrych śmiałków, którzy postanawiają wybrać się na pobojowisko i „pobawić” w hieny cmentarne. Ich głównym celem jest tytułowy srebrny grot wbity w magiczne drzewo, które ma powstrzymywać Wielkie Zło przed wydostaniem się. 


Drugim z moich zarzutów jest to, że w kolejnej „trylogii” wraca wielu ze starych przeciwników, którzy zostali zabici w poprzedniej. Przypomniało mi to trochę zabieg z chyba każdej serii slasherów, kiedy na końcu filmu Wielkie Zło zostaje zabite po to, żeby na początku następnej części wróciło z zaświatów i kontynuowało zabijanie. 


„Srebrny grot” zdradza początek fabuły znanej z „Gier cienia”, w której to kronikarzem jest z powrotem dobrze znany Konował, nieświadomy pościgu, który podjął Kruk. Konował postanowił wrócić z resztkami Czarnej Kompanii do Khatovaru, który leży hen daleko na południe. Stąd nazwa tej - „Księgi Południa”. 


Oczywiście na drodze stanie wiele niebezpieczeństw, z którymi Czarna Kompania bez problemu sobie poradzi. A nawet jeśli z problemami, to prędzej czy później i tak im się uda je pokonać. 


Trzeci z moich zarzutów dotyczy tego, że autor nieodłącznie robi z Czarnej Kompanii coś znacznie większego niż bandę najemników przedkładających fortele nad bezmyślną krwawą jatkę. Jednocześnie zdaję sobie sprawę z tego, że jest to zarzut wynikający wyłącznie z preferencji i niespełnionych oczekiwań, które powstały samoistnie w mojej głowie. Nie spodobało mi się połączenie Czarnej Kompanii z Największym Złym (przynajmniej do tej pory), czyli Kiny, Mrocznej Matki. Jakoś tak wolałem, żeby byli po prostu nie do końca honorowymi żołdakami, a nie prawie że kultystami. 


W „Snach o stali” pieczę nad Czarną Kompanią przejmuje Pani, która, chyba nikogo nie powinno zdziwić na tym etapie, zaczyna odzyskiwać swoje moce, które utraciła w finale „Białej Róży”. Te ciągłe powroty są bardzo męczące i sprawiają, że trudno się przejmować śmiercią kogokolwiek, czy przyjaciela czy wroga. Bo i po co, skoro za jakiś czas może się okazać, że jakimś cudem się uratowali? 


Mimo tych paru niepodobających mi się rzeczy, to wciąż kawał całkiem solidnie napisanego fantasy. Może i nie jestem do końca przekonany do kierunku, w którym poszedł cykl, jednakże coś sprawia, że chciałbym poznać koniec historii Czarnej Kompanii. 


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #fantasy #ksiazki #czytajzhejto #fantastyka

627b75e4-b255-499f-ae37-7e901e4cc16b
Dzemik_Skrytozerca

Oj. Poruszyłeś temat drogi mojemu sercu.


Więc tak:


Najbardziej ceniona częścią przeze mnie są losy Kompanii w pierwszym tomie, bo łączą podwójna egzotykę: najemników działających w europejskim, bardzo wspolczesnym stylu i tło, które z brak porownania, nazwałbym silnie orientalnym.


Zderzenie tych światów, zwłaszcza w starciu z forwalaka, tworzy smak, który powraca zbyt rzadko w dalszych czesciach.


Dalej mamy dark high fantasy, w którym dostęp do magii pozwala przekraczać ludzkie możliwości w zamian za utratę człowieczeństwa - użytkownicy magii to w najlepszym wypadku długowieczni dewianci (patrz Jednooki, Milczek i Goblin), a na ogół to nadludzie wg definicji Nietzsche'go z niefajnymi tendencjami. Schwytani to, spoiler, liches, a Pani i Dominator to coś pomiędzy lichami a czymś jeszcze (powiedziałbym, że to liches z bardzo specyficznym rodzajem phylactery i umiejętnościa trwałego utrzymywania żyjącego ciała. - Pani nie tyle traci moce ile zostaje uwięziona w swoim aktualnym klonie, i dlatego się starzeje).


Ten przydługi wstęp wskazuje na powód wyczerpania formuły - bohaterowie tracą zaczepienie w świecie egzotycznym, ale z drugiej strony żyją za krótko by wkroczyć jako równoprawni bohaterowie do świata czarodziejów.


Więc Cook każe im się tułać... rozsądnie zauważając, że kolejny Dominator nie ma sensu, ale jednocześnie nie mając pomysłu na kolejne wyzwania. Zwłaszcza, że dopuszcza do tego, że Pani odzyskuje moce, a Konował, co tu ukrywać, zaczyna się po prostu starzec. Więc ich drogi się po prostu rozchodzą.


Czego zabrakło?


Konsekwentnego i rozbudowanego świata. Antagonistów z królewskich rodów, kupieckich magnatow i wielkich natchnionych kultów. Saladyna, Piusa I Ryszarda Lwie Serce.


Głodnych mocy i władzy magów, chętnych do sojuszy z armia. Karierowiczów, ale niekoniecznie zdrajców. Partnerów i niekoniecznie wrogów.


Ericsson w tak przeze mnie nielubianym cyklu Malazanskim potrafił jednak zainteresować nas losami nowych postaci (a potem padł i sczezł pod ciężarem nadmiernie rozbudowanych wątków wiodących donikąd), więc gdyby Cook trochę podgapil i dodał coś podobnego do wątków migracji ludów czy po prostu wojny o nowe terytoria, to byłoby ciekawiej.


No ale cóż.


Na osłodę mamy Tyranie Nocy, ktorej idzie zdecydowanie lepiej.

Zaloguj się aby komentować

893 + 1 = 894


Tytuł: Sandman: Kraina snów

Autor: Colleen Doran, Neil Gaiman, Malcolm Jones III, Kelley Jones, Charles Vess

Tłumaczka: Paulina Braiter-Ziemkiewicz

Kategoria: komiks

Wydawnictwo: Egmont Polska

ISBN: 9788328150256

Liczba stron: 160

Ocena: 7/10


Ten tom podobał mi się o wiele bardziej niż poprzedni - pewnie dlatego, że opowiedziane przez Gaimana historie były bardziej przyziemne. 


Pierwsza idealnie trafiła w mój gust: głównym bohaterem jest młody pisarz, który od udanego debiutu nie potrafi niczego napisać. Prosi swojego znajomego, również bardzo poczytnego pisarza, o pomoc i uzyskuje ją - znajomy przekazuje mu Kaliope, którą uwięził lata wcześniej. 


Druga, zatytułowana „Sen tysiąca kotów”, opowiada o... śnie tysiąca kotów. :') 


W trzeciej mamy do czynienia z Szekspirem, który wraz ze swoją trupą wystawia „Sen nocy letniej” przed bardzo ciekawą widownią. Spodobało mi się wykorzystanie tej sztuki w taki sposób. 


Czwarta zaczyna i jednocześnie kończy historię Uranii Blackwell. Ta opowieść najmniej mi się spodobała, jednakże ucieszył mnie chwilowy powrót Śmierci, siostry Władcy Snów. 


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #sandman #komiksy #komiks #czytajzhejto

fb021a72-c39d-42dc-acb9-521ed8925aa8

Zaloguj się aby komentować

892 + 1 = 893


Tytuł: Sandman: Dom lalki

Autor: Chris Bachalo, Mike Dringenberg ,Neil Gaiman, Malcolm Jones III, Dave McKean, Steve Parkhouse, Michael Zulli

Tłumaczka: Paulina Braiter-Ziemkiewicz

Kategoria: komiks

Wydawnictwo: Egmont Polska

ISBN: 9788328160767

Liczba stron: 232


Niestety, w tym tomie nie potrafię docenić geniuszu Gaimana oraz współpracujących z nim rysowników, mimo że pierwsza część oraz prequel (który powstał po kilkudziesięciu latach od pierwszego tomu) spodobały mi się. Może to wina tego, że nigdy jakoś nie przepadałem za onirycznymi klimatami, czego tutaj z kolei jest pełno, skoro głównym bohaterem Władca Snów. 


Jakoś nie potrafię się wczuć w opowiadaną historię, mimo że nie uważam jej za złej. Dlatego wpis pozostawię bez oceny, żeby nie szkodzić. :')


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #czytajzhejto #sandman #komiksy #komiks

a3d4a8ff-4671-4773-8d54-aba0cba224b7

Zaloguj się aby komentować

878 + 1 = 879


Tytuł: 100 Naboi - Tom 1

Autor: Brian Azzarello, Eduardo Risso

Tłumacz: Krzysztof Uliszewski

Kategoria: komiks

Wydawnictwo: Egmont Polska

ISBN: 9788328126503

Liczba stron: 456

Ocena: 5/10


Prób wyrobienia gustu komiksowego ciąg dalszy. Niestety, próba nieudana. 


Mimo że stwierdzenie „jeden z najlepszych amerykańskich komiksów kryminalnych” to marketingowa gadka, na którą nie dałem się złapać (sam komiks wypożyczyłem z biblioteki głównie dlatego, że pojawił się w propozycjach w aplikacji), to jednocześnie jestem trochę zawiedziony. Pomysł na fabułę jest świetny - tajemniczy agent Graves odwiedza różnych ludzi i wraz z aktówką, w której znajduje się pistolet oraz sto naboi niemożliwych do namierzenia, oferuje im możliwość zemszczenia się. 


Spodziewałem się, że będą to pojedyncze historie, powiązane ze sobą jedynie postacią agenta Gravesa, i rzeczywiście tak jest z początku. Potem zaś losy poszczególnych postaci łączą się ze sobą - niestety, moim zdaniem jest to nieco chaotyczne i czasem trudno było mi się połapać, czy powinienem daną osobę kojarzyć z wcześniejszych części. 


Problematyczna jest także kreska rysownika oraz jego uwielbienie do biuściastych kobiet - może z wiekiem stałem się bardziej wrażliwy na to, ale przeszkadzało mi rozseksualizowanie żeńskich postaci, często pobocznych z punktu widzenia fabuły. 


Raczej nie sięgnę po kolejny tom.


#bookmeter #komiks #czytajzhejto

1b697cc1-0f94-4d37-8c9e-02e120a1c845

Zaloguj się aby komentować

Terrifier 3


Uwaga, spoilery dotyczące finału.


Po seansie mam mieszane uczucia.


Z jednej strony jestem zadowolony, ponieważ otrzymałem więcej tego samego - klaun Art ponownie odwala sporo chorego gówna (najlepsze są sceny, w których wciela się w Świętego Mikołaja), przy okazji rozbawiając. To mnie trzyma przy tej serii, że główny zły jest zwyrolem, który wykazuje się pomysłowością przy zabijaniu kolejnych osób, świetnie się przy tym bawiąc.


Z drufiej strony historia jest kiepska. Tradycyjnie: klaun powraca, nikt nie chce uwierzyć głównej bohaterce (w końcu leczy się psychiatrycznie), Art zabija jej rodzinę. Niestety, finałowa scena jest po prostu głupia - udało się przekonać Arta i jego towarzyszkę do otwarcia prezentu świątecznego, w którym znajdował się miecz. Tylko że klaun połamał jej dłonie młotkiem, bardzo utrudniając zerwanie papieru prezentowego. W końcu się udało, po czym... dziewczyna bez żadnego problemu chwyciła za rękojeść i zaczęła wymachiwać ostrzem. Po wszystkim jej cudowne uzdrowienie zostało wyjaśnione wewnętrzną mocą... Szkoda tylko, że przez całą finałową walkę myślałem o tym, że reżyser zapomniał o połamanych dłoniach.


Nie rozumiem też prawdopodobnie marketingowej gadce o wychodzących ludziach z kina. Charakteryzatorzy świetnie się spisali, krew tryska na lewo i prawo, flaki wylatują z ciał, ofiary nie są oszczędzane, ale jest to po prostu dobrze zrobione gore. Nie jestem człowiekiem o stalowym żołądku, jednakże żadna scena wyraźnie mnie nie obrzydziła. Nawet podcinanie sobie żył, czego z kolei nie mogłem znieść, gdy oglądałem „Trzynaście powodów”. :')


Nie żałuję pójścia na ten film do kina (nawet pomimo tego, że czułem się jak na wycieczce szkolnej, tak dużo było młodzieży). Świetnie się bawiłem przy praktycznie każdej scenie z klaunem, za to cały efekt popsuł finał.


#filmy #horror

72ea5e91-faf0-442d-a56b-c05d51dc5a4e

Zaloguj się aby komentować

Użytkownik @Marchew napisał post o książce „Przegryw. Mężczyźni w pułapce gniewu i samotności”, w której autorki opisały społeczność przegrywów i inceli, której niestety jeszcze nie przeczytałem, jednakże...


Jako że uważam, że taki reportaż napisany z kobiecej perspektywy może być nieco krzywdzący (w końcu incele/przegrywy często obwiniają kobiety o różne rzeczy), postanowiłem podzielić się z Wami kiedyś przeczytanym przeze mnie tekstem. O incelach właśnie, z perspektywy incela.


Można go znaleźć pod tym adresem: https://paryzewo.pl/kim-sa-incele-rozmowa-z-incelem-anonimowe-wyznania-incela-incelosfera-na-wykopie/


„Rocznik 1995, z wykształcenia prawnik, pochodzenie chłopskie, czego nie ukrywam i staram się czerpać z tego dumę. Daje mi ono zupełnie inną optykę i pozwala spojrzeć na pewne procesy czy postawy z innej perspektywy. Moja rodzinna wieś jest lekko odizolowana od otoczenia, w samej miejscowości nie było prawie wcale moich rówieśników. Co do wymiarów: około 90 kg stabilnie od marca 2020 roku, kiedy zaczęła się pandemia oraz 175 cm wzrostu. Wzrost nie jest moim atutem, ale w przeciwieństwie do wielu przegrywów nie mam obsesji na jego punkcie. Rosnąć przestałem z końcem gimnazjum, wcześniej byłem jedną z najwyższych osób w klasie. Czasem zastanawiam się, czy mój rozwój biologiczny nie wyhamował z powodu traumy i sytuacji, w której mój organizm był nastawiony na tryb przetrwania.”


Jako grafikę wkleiłem kadr z komiksu „ Incel ” Jana Mazura, który przy okazji także polecam.


#reportaz #spoleczenstwo #psychologia #depresja #ksiazki

e5940915-1daf-4304-b8f9-9d1140287479
KierownikW10

@cyberpunkowy_neuromantyk przeczytałem i mam wrażenie, że temat jest potraktowany dosyć pobieżnie (pomimo objętości). Autor tych zwierzeń, pomimo że się nazywa incelem, to ma pracę i zauważa, że ta praca prowadzi do jego rozwoju umiejętności społecznych i także pomaga mu. Najwidoczniej albo wcale nie jest takim przegrywem, albo też trafił na bardzo życzliwe środowisko. To jest całkiem ciekawy temat i fajnie byłoby to rozwinąć.

Zaloguj się aby komentować

SuperSzturmowiec

mogą mi obciągnąć palę co najwyżej. nawet polskiego nie ma w karcie STEAM. a na switchu grę mam po polsku .


edit


juz zaktualizowali kartę steam

będzie PL

Enzo

@SuperSzturmowiec Obciąganie pały też odwołujesz czy ten punkt zostaje?

SuperSzturmowiec

@Enzo moga obciągnąć nadal

Chunx

@cyberpunkowy_neuromantyk Mmm 16 letnia gra... A dopisze jeszcze że jest to jedyna gra(wersja na PS3) która trzymam na półce z książkami żeby mi nie zaginęła

ZohanTSW

Do pełni szczęścia brakuje jeszcze jakiejś mega edycji lub moda RDR2 po którym płynie przechodzi się w fabułę RDR

Zaloguj się aby komentować

Wojna Krwi: Wiedźmińskie opowieści / Thronebreaker: The Witcher Tales


W skrócie: CD Projekt RED wziął to, co najlepsze z „Wiedźmina 3” i stworzył najlepszą grę w uniwersum wykreowanym przez Andrzeja Sapkowskiego. Polski dublaż stoi na bardzo wysokim poziomie, tak samo jak fabuła i rozgrywka.


Z „Wiedźmina 3” najbardziej spodobała mi się minigierka polegająca na graniu w Gwinta. Uwielbiałem i rozgrywane partyjki, i poszukiwanie nowych kart rozsianych po świecie, a jak tylko udało mi się pokonać każdego przeciwnika i skompletować wszystkie talie, poczułem niedosyt. Powstanie sieciowej karcianki opartej na tym pomyśle jednak przyjąłem na chłodno, ponieważ nie przepadam za PvP, za to ucieszyłem się, że w produkcji była kampania dla pojedynczego gracza. Tylko że... zapomniałem o niej i przypomniałem sobie dopiero niedawno, przy zapowiedzi dodania „Wojny Krwi” do abonamentu Prime Gaming. :')


Główną bohaterką jest Meve, królowa Lyrii i Rivii. Jej królestwo zostało zaatakowane przez Nilfgaardczyków, a ona sama została zdradzona między innymi przez własnego syna, który ułożył się z wrogiem. Udało jej się uciec z więzienia i wraz z garstką wiernych żołnierzy oraz doradców, wyruszyła w długą podróż w celu zebrania większej armii i zdobycia sojuszników, z którymi mogłaby pokonać najeźdźcę. Co wcale nie jest takie łatwe.


REDzi dopowiadają historię, której strzępki poznaliśmy w powieściach Sapkowskiego. Od pierwszej ich gry w tym uniwersum byłem pod wrażeniem, jak zręcznie wykorzystują znane już fakty i opowieści i dodają coś od siebie. Może to głupie, ale prawie aż podskoczyłem z radości na krześle, gdy przeczytałem, że prom, którym Meve miała uciec z wojskiem, został przejęty przez kompanię, której przewodził siwowłosy wojownik... A potem drugi raz, gdy podczas walki na moście na Jarudze ta kompania przyłączyła się do bitwy.


Spodobała mi się oprawa graficzna - plansze wydają się ręcznie malowane, a poszczególne jej elementy są „żywe”. Na przykład drzewka kołyszą się poruszane wiatrem, trebusze wystrzeliwują pociski et cetera. Widzimy je z rzutu izometrycznego.


Ma to jednak swoją wadę - w grze ani trochę nie czuć skali posiadanej armii. Na mapie widzimy jedynie królową Meve, która porusza się pieszo. Jak to w takich grach bywa, wiele rzeczy musimy sobie wyobrazić, jednakże czasem przychodziło mi to z trudnością. Na przykład ani trochę nie czułem, że podczas przeprawy przez bagna żołnierze są wycieńczeni i mają dość wszędobylskich owadów i tak dalej. Albo że dezerterują czy giną dziesiątkami. Zmieniają się co najwyżej cyferki, jednakże sama rozgrywka nie została w żaden sposób utrudniona.


Za to okropecznie spodobał mi się dubbing - jak nie do końca jestem fanem polskiego dubbingu, tak zatrudniani przez REDów aktorzy i aktorki zawsze stają na wysokości zadania. Wielokrotnie powstrzymywałem się od przejścia do kolejnej planszy, by wysłuchać do końca narratora, mimo że czytam troszkę szybciej.


Sama rozgrywka także była świetna. Podstawą jest oczywiście gra w Gwinta, jednakże twórcy postanowili urozmaicać partyjki jak tylko się da. Na przykład przy szturmowaniu różnego rodzaju twierdz często jeden rząd przeciwnika zastawiony jest kartami palisad i bramy, które mają swoje właściwości i które można zniszczyć. Albo na mapie rozsiane są zagadki - dostajemy określony rodzaj i liczbę kart, które musimy wykorzystać w odpowiedni sposób, dostosowując się do postawionych wcześniej wytycznych. Niektóre są proste i da się je rozwiązać przy pierwszym podejściu, nad niektórymi potrafiłem się głowić przez kilkadziesiąt minut.


Grałem na najwyższym poziomie trudności i szczerze, według mnie powinien być domyślnym poziomem trudności. Gra nie jest trudna - oczywiście trzeba zaznajomić się z posiadanymi kartami i starać się wykorzystywać ich umiejętności oraz różnego rodzaju synergie. Oczywiście też przy niektórych potyczkach spędziłem sporo czasu, próbując je przejść, ale tylko jedna, ostatnia zresztą, sprawiła, że pomyślałem nad obniżeniem poziomu trudności, co też w końcu zrobiłem.


Finałowa walka jest bardzo wymagająca. Da się pokonać przeciwnika, jednakże wymagane jest odpowiednie zbudowanie talii, a część kart można po prostu pominąć - przez przeoczenie czy podejmowanie określonych decyzji fabularnych. Na przykład możemy zdecydować, czy chcemy kogoś przyjąć do drużyny czy przeciwnie. Czy zostawić go w armii pomimo dokonanych zbrodni, czy przepędzić. Na szczęście poziom trudności można w każdej chwili zmienić.


Oferowanie wyborów to coś, w czym REDzi są dobrzy. Szczególnie w takich, których konsekwencje pojawiają się dopiero po pewnym czasie. Gra (nie)stety oferuje tylko jeden zapis stanu gry, do tego automatyczny, więc można zapomnieć o naprawieniu błędu. Jest to jednocześnie zaleta i wada. Zaleta, ponieważ jesteśmy zmuszeni żyć z dokonanymi wyborami. Wada, ponieważ jeśli popełnimy błąd (na przykład kupiłem ulepszenie obozu, z którego ani razu nie skorzystałem), to w żaden sposób tego nie cofniemy.


W grze jest też sporo easter eggów. Na przykład w pewnym momencie możemy spotkać młynarza, który oferuje nam złoto, a potem informuje o tym, że populacja czegoś tam się zwiększa. Innym razem możemy rozegrać partyjkę na zasadach znanych z innej karcianki, „Hearthstone”, czy gry „Puzzle Quest”. Fajne smaczki.


Z problemów technicznych: miałem jeden, często powtarzający się. Podczas rund przeciwnika, który grał armiami Nilfgaardu, rozgrywka często spowalniała. Komputer dość długo zastanawiał się nad zagraniem kolejnych kart, a ich efekty też się wydłużały. Problem nie występował w przypadku innych talii.


Zdecydowanie polecam. Według mnie „Wojna Krwi: Wiedźmińskie opowieści” to najlepsza gra z uniwersum Wiedźmina. Zgadzam się ze zdaniem mojego kolegi, który stwierdził, że CD Projekt RED powinien zająć się tworzeniem visual novelek. W mojej opinii świetnie radzą sobie z opowiadaniem historii, gorzej z oferowaniem fajnej rozgrywki. Wyjątkiem jest właśnie Gwint z „Wiedźmina 3” i „Wojna Krwi”.


#gry #steam #gog #wiedzmin

49a2c1cd-8df0-4ebe-af58-b80b2053ab4c
1207082d-e5e8-4b66-82b6-fcbe385eb1f1
c6628519-1e9f-4730-8475-9874bbd72856
Amhon

Według mnie ta gra powinna być zrobiona inaczej. Powinna być krótsza 3h max, bo posiada wysoką regrywalnosc i masę zakończeń, ale przez długość nie chce mi się do niej wracać, chociaż chciałbym.

WalIy

Kiedyś zagram, chyba. Dawali ja ostanio za darmo gdzieś ale na PC jakoś tak mi się w to nie chce grać, jakby dali wersję mobilną to bym ograł chętnie

Budo

Super jest Thronebreaker. Kupiłem jakiś czas temu, przeszedłem dwa razy i nie żałuję. Świetna jest graficzka i wszystkie mapy.

Zaloguj się aby komentować

Darmowa antologia opowiadań fantastycznych!


Fantazmaty - Gastronomicon


Filet z węża, oko traszki, palec żaby, psi ozór i… No nie! Czyżby któryś autor niechcący zamiast pliku z opowiadaniem przysłał nam przepis na podejrzany gulasz? Nawet jeśli, to tym razem wyjątkowo nie mamy nic przeciwko. W Gastronomiconie znalazło się wiele dziwnych potraw i nie chodzi o pospolity wywar z mandragory czy pieczeń ze świeżo upolowanego jackalope. Znajdziecie tu dwanaście dobrze doprawionych, pożywnych opowiadań. Długo marynowały się w wyobraźni autorów, potem zostały starannie posiekane ich ostrymi piórami i na sam koniec zapasteryzowane w postaci antologii. Wszystko po to, aby ten kulinarno-literacki przysmak pozostawał dla was zawsze świeży i gotowy do… przeczytania.


Do pobrania tutaj: https://fantazmaty.pl/czytaj/antologie/#_gastronomicon


#fantasy #fantastyka #ksiazki #czytajzhejto #zadarmo

be7e4cfa-eec5-4a95-ac08-cf63f607f9c9

Zaloguj się aby komentować

Redakcja „Nowej Fantastyki” poinformowała, ile tekstów zostało wysłanych na zorganizowany przez nią konkurs.


928 opowiadań. Maksymalnie 50 tysięcy znaków ze spacjami, czyli jakieś 46 milionów znaków (zakładając, że wszyscy autorzy wykorzystali limit). Sporo.


Dobrze przeczuwałem, że nawet nie ma co próbować.


#ksiazki #fantastyka #opowiadanie #sciencefiction #fantasy #nowafantastyka

7379daf9-bdc2-4e73-9076-45a0d35c79e5
Mor

ChatGPT będzie miał sporo roboty żeby wybrać najlepsze.

Zaloguj się aby komentować

835 + 1 = 836


Tytuł: Mesjasz Diuny

Autor: Frank Herbert

Kategoria: fantasy, science fiction

Wydawnictwo: Rebis

ISBN: 9788381884112

Liczba stron: 304

Ocena: 5/10


Zauważyłem u siebie problem z cyklami - z reguły pierwsza część bardzo mi się podoba, druga natomiast już niekoniecznie. Do tego stopnia, że powieść o połowę krótszą czytałem dwa razy dłużej. 


Uważam, że niestety „Mesjasz Diuny” stracił urok, który mnie zaczarował w „Diunie”. Ponownie autor skorzystał z możliwości zdradzenia czytelnikowi na samym początku, jak zakończy się historia, co ponownie można odbierać za ogromną wadę. W pierwszej części nie przeszkadzało mi to aż tak bardzo - wtedy z przyjemnością obserwowałem przemianę Paula Atrydy z obiecującego potomka w przyszłego Imperatora. W drugiej części już jest tym Imperatorem i czar prysł, dlatego nie śledziłem intryg z tak dużym zaangażowaniem, co wcześniej. 


Czy sięgnę po kolejne tomy? Nie wiem. Zacząłem czytać „Dzieci Diuny”, jednakże początek nie zachwycił mnie, przez co zrobiłem przerwę na inne książki. Kiedyś spróbuję wrócić, ale kiedy to nastąpi, trudno powiedzieć.


#bookmeter #diuna #sciencefiction #fantastyka #ksiazki #czytajzhejto

47079728-d6ca-4cd2-9ab6-f10795a270e0
Kuba0788

Cykl Diuny to moje największe rozczarowanie czytelnicze na równi z cyklem Mroczna Wieża Kinga. O ile jeszcze pierwsza część się broni, wprowadza w ciekawy i oryginalny świat i nakręca na więcej o tyle kolejne częściej tylko zaliczają ostry zjazd - im dalej tym gorzej. W każdej kolejnej części cyklu jest coraz więcej jakichś pseudointelektualnych dialogów i wewnętrznych przemyśleń które ciągną się na kolejne strony, nic nie wnoszą do fabuły i nic ciekawego nie przekazują. Jak już z rzadka coś się dzieje to wydarzenia z reguły są bez sensu i pozbawione logiki. Doszedłem do "Boga imperatora..." i stwierdziłem, że szkoda ciągnąć to dalej bo trend od drugiego tomu jest jednoznaczny i szkoda na to czasu - jest tyle innych świetnych książek na które i tak nie starczy życia.

Jak ktoś się zainteresował Diuną po udanych ekranizacjach to dobrze radzę - niech poprzestanie na pierwszym tomie, który jeszcze się broni, potem im dalej tym gorzej.

Kuba0788

Co... Co... Co to się stanęło? Proszę @administrator administrację o uprzątnięcie tego mojego balaganu powyżej. Nie wiem jak to się stało - "ja tylko pociagnął"....

Mr.Mars

@Kuba0788 Jeszcze sam możesz chyba usunąć powtórzone wpisy.

ErwinoRommelo

@Kuba0788 usuń sam, czasami jak masz niestabilne połączenie jak dodajesz komentarz to spami kilka razy.

Zaloguj się aby komentować

Nie byłem przygotowany na taką zmianę temperatury. 


Jeszcze tydzień temu w samych kąpielówkach pływałem łódką po jeziorze, słoneczko przyjemnie grzało w plecki, a dzisiaj zostałem zmuszony do włożenia kurtki, czapki i rękawiczek, żeby nie zmarznąć na spacerze z psem, a i tak było mi zimno.

Fishery

@cyberpunkowy_neuromantyk Czapka i rękawiczki? O 6.00 w bluzie łaziłem. Fajnie, rześko.

cyberpunkowy_neuromantyk

@Fishery


Jak zobaczyłem, że są tylko dwa stopnie, to wolałem nie ryzykować. :')

Fishery

@cyberpunkowy_neuromantyk Przy - 15 skafander kosmiczny? ;)

HolQ

@cyberpunkowy_neuromantyk ja tylko czekam aż będzie zimno. W sumie Nieważne czy zimno, czy ciepło. Ważne żeby ten zasrany deszcz nie padal

rtofvnt

@HolQ pozdrawiam z UK - non, kurwa, stop

HolQ

@rtofvnt no ja właśnie piszę to z Bristolu

bojowonastawionaowca

@cyberpunkowy_neuromantyk dzień dobry, proszę o pamiętanie o tagach

RufusVulpes

@bojowonastawionaowca wlasnie kolego, taguj #polityka

Czemu zapytasz, nie wiadomo, tego zawsze oczekuje moderacja. Mozna by pojsc trybem - zimno, gospodarka energetyczna, rzad #polityka - voila

cyberpunkowy_neuromantyk

@bojowonastawionaowca


Przepraszam, panie władzo, to się nie powtórzy!

Zaloguj się aby komentować

Czy wydawcy gier znaleźli nowe źródło dochodu?


Często zastanawiam się, czym wydawcy gier mogliby nakłonić graczy do wydawania większej liczby pieniędzy. Podniesienie ceny jest zbyt proste (i może wywołać oburzenie), oferowanie dodatkowych kosmetycznych rzeczy już nie robi takiego wrażenia, mikrotransakcje również spotykają się z niezadowoleniem graczy, szczególnie w grach singlowych.


Okazało się, że tym nowym sposobem może być umożliwienie wcześniejszego dostępu, oczywiście za wcześniejszą opłatą. Z reguły można było rozgrywkę zacząć parę dni przed innymi. Square Enix postanowiło zaszaleć i w nową część „Life is Strange” będzie można zagrać... dwa tygodnie szybciej.


Co prawda są dwa haczyki: pierwszy, dostępne będą tylko dwa rozdziały z planowanych pewnie kilku (tego nie wiem), drugi, trzeba dopłacić 130 PLN.


Sama praktyka nie stanowi dla mnie żadnego problemu - jeśli ktoś jest niecierpliwy (albo żyje z grania w gierki) i chce wydać więcej pieniędzy, to jego sprawa. Zastanawiam się tylko, czy to stanie się regułą, tak jak standardem jest dodawanie kosmetycznych rzeczy czy przepustek sezonowych do droższych edycji.


W przypadku gier dla pojedynczego gracza nie zrobi to żadnej różnicy - ot, wzrośnie szansa na natknięcie się na spoilery, jednakże co w przypadku gier multiplayerowych, na przykład w MMO czy hack and slashach pokroju „Diablo”? Osoba, która zacznie tydzień wcześniej, może zyskać sporą przewagę nad innymi graczami.


Bądź co bądź uważam, że to świetny ruch ze strony wydawców.


#gry #steam #przemyslenia #playstation #xbox

e54c8e02-cc02-438a-a60b-03d11968c847
globalbus

@cyberpunkowy_neuromantyk kupowanie gier na premierę to jest xD

Po co płacić więcej za niedorobiony produkt? Jak spatchują i dadzą pierwszą obniżkę, to można sobie kupić.

Czokowoko

@globalbus dokładnie xD nie pamiętam kiedy ostatnio gra która wyszla na premierę nie potrzebowała minimum miesiąca na doprowadzenie jej do stanu grywalnego

DiscoKhan

@Czokowoko @globalbus złota zasada brzmi - 3 miesiące i powinno być git xd

Greyman

Skoro ludzie chcą płacić za bycie beta testerami to pozdro z fartem i nara. Jeśli dla mnie gra ma być tańsza dzięki tym fra... uczynnym osobom to jeszcze lepiej. Bo zakładam, że gdyby nie "gold platinum ultimate deluxe mega hiper founder supporter fan edition" to podstawka byłaby droższa.


Innymi słowy: owce należy strzyc.

GalaktycznyWojazer

@cyberpunkowy_neuromantyk Wyjebane jajca, raz kupiłem gre na premiere bo to był prezent, zawsze kupuje później na promocjach, gier dużo, czasu mało to po co będę szalał.

Zaloguj się aby komentować

801 + 1 = 802


Tytuł: Houston, Houston, czy mnie słyszysz i inne opowiadania

Autor: James Tiptree

Kategoria: science fiction

Wydawnictwo: Zysk i S-ka

ISBN: 8371506384

Liczba stron: 376

Ocena: 8/10


Jak to zwykle bywa ze zbiorami opowiadań, także i w tym zawarte zostały teksty świetne, jak i te pewnie też bardzo dobre, które jednak zupełnie nie wpasowały się w mój gust. A trzeba poinformować, że autorką (nie pomyliłem się) opowiadań jest nie byle kto, bo James Tiptree Jr., która pisała pod pseudonimem przez prawie dziesięć lat. Ujawnieniem swojej prawdziwej tożsamości wywołała niezłe zdziwienie. 


Theodore Sturgeon napisał o niej, że „jest jedynym autorem młodego pokolenia, który stylem i subtelnością przewyższyć może nawet pisarstwo kobiet”. Trochę zabawnie jest czytać te słowa, wiedząc, że zostały napisane, gdy wszyscy brali Jamesa za mężczyznę. 


Autorka zdobyła dwie nagrody Hugo za najlepsze opowiadanie oraz trzy nagrody Nebula: za najlepszą krótką formę, najlepsze opowiadanie i najlepszą nowelę. Z tego dwa nagrodzone teksty pojawiły się w recenzowanym zbiorze. 


Z „Houston, Houston, czy mnie słyszysz?” (nagrodzone Hugo i Nebulą) zapoznałem się najpierw w czasopiśmie „Fantastyka” i od razu po jego przeczytaniu sprawdziłem, czy a nuż w mojej bibliotece nie znajduje się przypadkiem inna twórczość autorki. Jak można zauważyć, był tam omawiany tutaj zbiór opowiadań, który wypożyczyłem następnego dnia. Jeśli to nie jest dla Was wystarczającą rekomendacją, dodam jeszcze, że opowiadanie zachęciło mnie do obejrzenia „Seksmisji” - do tej pory oglądałem urywkami głównie jako dzieciak, więc postanowiłem to nadrobić. Raczej wątpię, żeby wystąpił tak duży zbieg okoliczności, jeśli chodzi o wymyślenie podobnego pomysłu na fabułę: „Houston…” ukazało się w maju 1976 roku, z kolei u Juliusza Machulskiego pierwszy zalążek historii pojawił się jesienią 1977 roku. Być może autorzy przeczytali tę samą książkę o prognozach XXI wieku. 


No ale to taka tam dygresja. :’) 


Lekko spoilerując: załoga statku kosmicznego podczas wykonywania misji zrządzeniem losu przenosi się w przyszłość. Podczas próby powrotu na Ziemię, napotykają inny statek kosmiczny, pełen kobiet. Okazuje się, podobnie jak w „Seksmisji”, że są ostatnimi mężczyznami, a z czasem, że ich zachowania nie pasują do nowego porządku świata. 


Mam wrażenie, że ogólna krytyka męskich zachowań to motyw przewodni zbioru opowiadań. Może nie wszystkich tekstów i nie za każdym razem serwowana tak dobitnie, ale jednak. Na przykład w tym opowiadaniu jeden z kosmonautów skupia się na tym, że będzie miał do dyspozycji całą planetę kobiet, oczywiście w szczytnym celu przywrócenia populacji do normalnego stanu sprzed wyginięciem mężczyzn. Tylko że zrobił to w typowy dla mężczyzn sposób, jak „smalec alfa”. 


Jednak coś jest w stwierdzeniu, że najlepsze zostaje na koniec - podobnie jest w przypadku „Kolor oczu neandertalczyka”, które jest właśnie na końcu i które uważam za najlepsze z całego zbioru. 


Mężczyzna po długiej misji ląduje na planecie przypominającej raj - chyba głównie dlatego, że był tam sam. Szybko się okazuje, że jednak nie do końca - główny bohater nawiązuje kontakt z przedstawicielką bardzo przyjaznej rasy. Na tyle przyjaznej, że szybko zostają partnerami. Ogółem odniosłem wrażenie, że sama historia świetnie nadawałaby się na odcinek „Star Treka”: tu również występuje Federacja (choć wspomniana chyba tylko raz czy dwa), a główny bohater złamał chyba wszystkie zasady Pierwszej Dyrektywy: wszedł w relację romantyczną i seksualną z obcą rasę, ujawnił się przed cywilizacją, która nie opanowała jeszcze technologii podróży kosmicznych oraz znacząco wpłynął i przyspieszył ich rozwój technologiczny. 


Podobieństwo zauważyłem także w naiwności dialogów oraz samej historii: mimo śmierci wybranki Toma (spokojnie, narrator zdradził to na początku tekstu), całość kończy się raczej pozytywnie. 


Sam zbiór zdecydowanie polecam. Znalazły się może ze dwa opowiadania, przez które trudno było mi przebrnąć, jednakże pozostałe w zupełności to wynagradzają. 


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #fantastyka #sciencefiction

f7c512f6-c897-480c-8c2f-225d0bd4d88c

Zaloguj się aby komentować

775 + 1 = 776


Tytuł: Pociągnięcie pióra. Zagubione opowieści

Autor: Terry Pratchett

Tłumacz: Piotr W. Cholewa

Kategoria: fantasy, science fiction

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka

ISBN: 9788383521992

Liczba stron: 288

Ocena: 7/10


Terry Pratchett poprosił swojego przyjaciela, żeby ten po śmierci pisarza walcem parowym przejechał jego twardy dysk, na którym znajdowały się niedokończone teksty. Przyjaciel prośbę spełnił, niszcząc jednocześnie szanse na ukazanie się czegoś nowego od twórcy Świata Dysku.


Na szczęście zrządzeniem losu i przy samozaparciu pewnego małżeństwa odnalezione zostały opowiadania lata temu opublikowane przez Pratchetta pod pseudonimami, a które to zostały zebrane w tym oto zbiorze.


Nie są to teksty związane ze Światem Dysku, chociaż w niektórych przebijają się motywy wykorzystane później w cyklu fantasy. Na przykład zdanie „gardło sobie podrzynam” czy wzmianka o mieście Morpork, zanim znalazło swoje Ankh. Nie są może aż tak humorystyczne, nie są też aż tak absurdalne, jednakże jednoznacznie można stwierdzić, że wyszły spod pióra Pratchetta. Na pewno są bardziej „przyziemne”.


Powiedziałbym, że to takie wprawki.


Czy warto je przeczytać? Po przeczytaniu wszystkich powieści o Świecie Dysku stwierdzam, że jak najbardziej. Nie znajdziecie tutaj niczego odkrywczego, chociaż niektóre pomysły były świetne. To wciąż Pratchett, chociaż sporo młodszy.


A czy poleciłbym je komuś, kto nie miał wcześniej styczności z tym autorem? Myślę, że tak - opowiadania w większości są króciutkie i uważam, że fajnie pokazują, co Pratchett miał do zaoferowania.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #fantasy #fantastyka

21d37a5c-043d-4e18-9a26-60929fa6fdd3

Zaloguj się aby komentować

760 + 1 = 761


Tytuł: Kroniki Czarnej Kompanii

Autor: Glen Cook

Tłumacze: Michał Jakuszewski, Beata Jankowska-Rosadzińska

Kategoria: fantasy

Wydawnictwo: Rebis

ISBN: 9788381881739

Liczba stron: 920

Ocena: 7/10


Lekkie przekłamanie, ponieważ w jednej książce znajdują się trzy powieści z serii („Czarna Kompania”, „Cień w ukryciu”, „Biała Róża”), ale nie chce mi się tego rozbijać na osobne wpisy. Tym bardziej, że te trzy tytuły stanowią swego rodzaju mini-cykl. 


Od powieści Glena Cooka mogą odrzucić dwie rzeczy:


1. Bohater zbiorowy, czyli Czarna Kompania. Przypomina mi to bardzo „Star Treka” - tam mamy załogę Enterprise, tu członków Kompanii. I załoga statku, i Kompania liczy sobie przynajmniej kilkaset osób, czasem nawet więcej, jednakże historia skupia się na ich najważniejszych członkach. Pozostali stanowią głównie tło i najczęściej służą do tego, żeby autor miał kogo uśmiercać. :') Oficerów niestety otacza fabularna zbroja. 


2. Styl pisania autora. Historia opowiedziana została głównie z perspektywy kronikarza Czarnej Kompanii, Konowała, który jednocześnie jest także lekarzem. Przekłada się to na dosyć oszczędną w słowach narrację pierwszoosobową, iście żołnierski zapis historii Czarnej Kompanii. Konował często coś uprościł, pominął czy nawet przemilczał - zresztą, jedną z zasad Kompanii jest to, że nie pytają członków o ich przeszłość, zakładając, że przed dołączeniem zostawili ją za sobą, a wszystkie „rachunki” zostały uregulowane. 


W drugiej powieści autor trochę od tego odszedł i postanowił przedstawić wydarzenia, w których Konował nie zawsze był świadkiem. Podobało mi się także to, że w jednym rozdziale można było najpierw przeczytać o tym, że pewna postać rozmawia z kimś tam, a w następnym okazało się, że tym kimś był Konował właśnie, który opowiedział swoją wersję rozmowy/spotkania.


Szkoda tylko, że autorowi kiepsko wyszły fabularne zawijasy - można je bardzo łatwo przewidzieć. Na przykład w trzeciej części taki zawijas ma miejsce pod sam koniec, gdy mnie udało się przewidzieć go już na samym początku. Finalnie nie było zaskoczenia. 


No i ostatnim moim zarzutem jest to, że spodziewałem się trochę bardziej przyziemnej historii o grupie najemników, którzy imają się różnych zadań, a dostałem prawie że tradycyjną opowieść o walce Dobra ze Złem, tylko że Czarna Kompania nie bawi się w moralne dylematy i walczy dla tego, kto dobrze płaci. Jednakże nie traktuję tego jako wadę. 


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #fantasy #fantastyka #czytajzhejto #ksiazki

d44d19e5-791c-4ae0-9165-10b04df23e3b
Cerber108

@cyberpunkowy_neuromantyk ta książka i tak jest najlepsza, później niestety straszne lanie wody. Ogólnie "Cień w ukryciu" to bezapelacyjnie najlepszy tekst w tym cyklu, a i ogólnie cholernie solidna pozycja.

Zaloguj się aby komentować

Death's Door


Na swój sposób uroczy główny bohater, przyjemna rozgrywka, całkiem zabawny humor i satysfakcjonująca eksploracja. Do tego można ją ograć za (pół)darmo w GamePassie.


Gra nie należy do trudnych. Jasne, starcia z niektórymi bossami należą do wymagających, ale zrzuciłbym to przede wszystkim na ich nieznajomość. Jak poznałem już wszystkie fazy i ruchy, to kolejne podejście zazwyczaj okazywało się być tym ostatnim. Trzeba też przyznać twórcom, że nie nie utrudnili życia graczom - przed każdym bossem stoją drzwi-teleporty, więc jeśli główny bohater polegnie, to nie musimy wiele nadrabiać. Tak samo często porozstawiane zostały doniczki, w których można zasadzić leczące roślinki.


Poziom trudności zależy także od naszej chęci do eksplorowania. Do znalezienia są świątynie zwiększające życie oraz energię, dusze wykorzystywane do ulepszania statystyk postaci, nowe bronie i ulepszenia ataków dystansowych (których są cztery rodzaje). Oczywiście jak to w metroidvanii bywa, nie wszystko są dostępne od samego początku i często gęsto trzeba zrobić przebieżkę po wcześniejszych lokacjach, gdy uzyskamy nową umiejętność, która odblokowuje nam zamknięte do tej pory przejścia.


Skuteczna eksploracja ułatwia przejście gry, chociaż jestem pewien, że wystarczająco wytrwali/utalentowani gracze potrafią przejść „Death's Door” bez ulepszania czegokolwiek. :')


Mam tylko dwa zastrzeżenia:


  1. końcowy fragment gry to praktycznie kilka walk z bossami jedna po drugiej, co było trochę męczące. No ale też nikt nie każe przechodzić ich podczas jednego posiedzenia.

  1. gra nie jest długa (co akurat jest zaletą) - ukończenie jej w 90% zajęło mi około dwanaście godzin. Po zakończeniu głównego wątku otrzymujemy klucz oraz zadanie znalezienia wszystkich doniczek, wykonania pobocznych aktywności et cetera w celu odblokowania sekretnego zakończenia. Wydało mi się to zbyt czasochłonne, więc sekretne zakończenie obejrzałem na YouTubie. :')

Na szczęście twórcy ponownie nie postanowili utrudnić życia graczom i drzwi do lokacji, w których zostało coś jeszcze do zrobienia, otacza różowa poświata. Fajne rozwiązanie, dzięki któremu nie trzeba biegać jak kurczak bez głowy w poszukiwaniu tej ostatniej rzeczy, której akurat brakuje.


Zdecydowanie polecam. Jak napisałem, „Death's Door” jest dostępne w GamePassie. Tytuł można też kupić za niecałe 25 złotych na Steamie, akurat jest promocja.


#gry #steam

3bdf9b4d-472c-49a7-a6c4-d0045e3cacf6
ef5aca17-268c-4060-ad9c-9e4df7592f9a
aad827a1-49ab-44b6-9a24-0a6558f90157

Zaloguj się aby komentować