Tag do blokowania/obserwowania: #piechurslucha
The Herbaliser Band - Shocka Zulu
Świetny instrumental, rozkręca się cudownie.
#muzyka #jazz #funk

Lubię chodzić po górach i oglądać filmy.
Tag do blokowania/obserwowania: #piechurslucha
The Herbaliser Band - Shocka Zulu
Świetny instrumental, rozkręca się cudownie.
#muzyka #jazz #funk
Zaloguj się aby komentować
Siema,
To moja trzecia #diriposta na utwór di proposta w bitwie #nasonety . Jest to kontynuacja 1 dnia w pracy oraz 1095 dnia w pracy , wieńcząca tym samym mój pierwszy tryptyk ever
----------
4745 dzień w pracy
Jest mi nieźle, bo nie może być już gorzej -
Wypaliłem się na trwałe
Na odpierdol robotę odwalę
Przez resztę czasu może jakieś wierszyki potworzę
Najlepiej takie o rzygach i kale;
W pracy zasada: minimum wysiłku o każdej porze
Jezu, dopiero ósma, a ja marzę o wieczorze...
A, walić to, idę - na dworze sobie zapalę
Słyszę, jak szef w kuchni znowu ględzi
"Ten leń już czwarty miesiąc się z tym babrze!"
Niech gada, mam w d⁎⁎ie te jego codzienne jęki
I tylko idąc z pogardą patrzę
Na tego nowego, tak pełnego jeszcze chęci -
Już ja pomogę się temu uśmiechowi zatrzeć
----------
Różna #tworczoscwlasna , choć głównie #poezja , w kawiarence #zafirewallem

Grande finale
Zaloguj się aby komentować
Siema,
To moja druga #diriposta na utwór di proposta w bitwie #nasonety , będąca kontynuacją 1 dnia w pracy
----------
1095 dzień w pracy
Spać się powinno o takiej porze...
Idę do kuchni, kawę obalę
Czekam przed kompem na energii falę
I zaczynam pracę znów w tej oborze
Jak ta firma działa nie mieści się w pale
Sam wszystko ogarnij, nikt nie pomoże!
Z szefem jestem w ciągłym sporze
Przysięgam, w końcu mu przywalę
Cierpię tutaj istne męki
Jestem jak ta foka na krze
A pode mną orki szczęki
Uśmiech tylko w zdjęcia kadrze
W głowie same strachy, lęki...
KURWA! Znowu błąd wywala w makrze!
----------
Różna #tworczoscwlasna , choć głównie #poezja , w kawiarence #zafirewallem

Czyli tak to sobie wykombinowałeś
@splash545 Stay tuned
@splash545 @Piechur sie okaże, ze na samozatrudnieniu leci i go molestują w pracy xD
@CzosnkowySmok
Komentarz usunięty
Zaloguj się aby komentować
Siema,
W dzisiejszym #piechurwedruje
---------
Szczyty: Niemcowa, Wielki Rogacz, Radziejowa, Złomisty Wierch (Beskid Sądecki)
Data: 5 września 2021 (niedziela)
Staty: 27km, 8h, 1.260m przewyżyszeń
Na Radziejową ostrzyliśmy z kuzynem zęby od jakiegoś czasu, ale z różnych przyczyn nie udawało się dograć terminu. W końcu jednak gwiazdy zaczęły nam sprzyjać i w niedzielny poranek pojechaliśmy do Rytra, żeby rozpocząć stamtąd naszą wędrówkę. Samochód zostawiliśmy na dużym parkingu niedaleko stacji kolejowej i ruszyliśmy w drogę, podążając czerwonym szlakiem.
Cała miejscowość przykryta była gęstą mgłą, także od początku klimat wycieczki zapowiadał się fajnie. Pierwsze 2.5 kilometra prowadziło na przemian asfaltem, ubitą drogą i ścieżkami prowadzącymi przez pola. Było dość stromo i mimo dobrej kondycji nieco się zasapaliśmy. Znaleźliśmy się też w końcu ponad mgłą i mogliśmy pozachwycać się wypełnionymi nią dolinami, sprawiającymi wrażenie wielkich kotłów z gotującą się w nich magiczną miksturą.
Weszliśmy w las, kontynuując wspinaczkę. Dopiero przy Kordowcu teren odrobinę się wypłaszczył, pozwalając na złapanie oddechu i uspokojenie tętna. Doszliśmy do polany Poczekaj, na której poczekaliśmy trochę, aż przestaniemy sapać. Przy znajdującej się tam ławce zjedliśmy po bułce patrząc na dolinki, które w dalszym ciągu przykryte były kołdrą z mgły.
Ruszyliśmy dalej w stronę Niemcowej. Po kolejnym ostrzejszym podejściu naszym oczom ukazał się bardzo przyjemny widok - na polanie przy drewnianej chacie brykały sobie owce, brzęcząc przyczepionymi do szyj dzwoneczkami. Momentalnie poczuliśmy swojski zapach owczych bobków, który mimo wszystko wywołał u nas pozytywne skojarzenia z dziecięcych czasów spędzonych na wakacjach na wsi. Następnie minęliśmy ruiny starej szkoły i niebawem byliśmy już na Niemcowej.
Kontynuowaliśmy marsz idąc w dalszym ciągu czerwonym szlakiem. Z tego odcinka nie pamiętam za dużo, więc zakładam, że nie sprawił większych problemów. Znaleźliśmy się na Wielkim Rogaczu, z którego na Radziejową został już tylko kilometr. Otaczał nas las, jednak z tego co pamiętam w wielu miejscach składał się z połamanych drzew i wyglądał jakoś smutno. Przed nami widniał już czubek najwyższego szczytu Beskidu Sądeckiego, więc skupiliśmy się na tym, aby do niego dojść.
Zdobywanie wierzchołka zaczęliśmy z przełęczy Żłobki. Mimo, że odcinek był krótki, dawał mocno w kość - droga była kamienista i mocno nachylona. Przy wchodzeniu spociłem się okropnie i cały czas czułem pulsującą na szyi tętnicę. Kuzyn szedł kawałek za mną, również dysząc ciężko. I w takim właśnie miejscu minął nas facet, który na tę górę wbiegał - nie widać było po nim większego zmęczenia, a łydkę miał jak moje udo. Pokiwaliśmy głowami z niedowierzania i, człapiąc ociężale, doszliśmy w końcu na szczyt.
Na Radziejowej znajdowała się wysoka wieża, dzięki której można było podziwiać otaczające górę widoki. Oczywiście weszliśmy na nią, co dla kuzyna było sporym wyzwaniem ze względu na silny lęk wysokości - dał jednak radę i nie żałował, choć przez cały czas musiał trzymać się kurczowo barierki. Zeszliśmy z wieży i przy jednej z ławeczek zrobiliśmy przerwę na posiłek i picie. Zrobiliśmy sobie również pamiątkowe zdjęcie pod dużą tablicą z nazwą szczytu i przybiliśmy pieczątki do #koronagorpolski.
Po tej szybkiej regeneracji ruszyliśmy w dalszą drogę do schroniska na Przehybie. Droga czasami wznosiła się, czasami opadała, prowadząc przez kolejne znajdujące się na czerwonym szlaku wierzchołki. I tak minęliśmy Bukowinki, Złomisty Wierch i znaleźliśmy się na rozdrożu pod Wielką Przehybą. W trakcie drogi można było cieszyć się widokami, ponieważ nie szło się gęstym lasem, ale znowu, jak przed samą Radziejową, wydaje mi się, że na trasie było bardzo dużo połamanych drzew.
Na Przehybę doszliśmy chwilę przed 12. Mimo, że do tamtej pory na trasie ilość spotkanych osób mogliśmy policzyć na palcach dwóch rąk, to w drodze do schroniska jak i w nim samym ludzi było już całkiem sporo. Zamówiliśmy sobie bigos i szarlotkę, ciesząc się fantastyczną pogodą i udaną wycieczką.
Nadszedł jednak czas, aby wracać do samochodu. Do Rytra według planu miał prowadzić szlak niebieski i nim właśnie rozpoczęliśmy schodzenie. Jak to zwykle przy schodzeniu bywa, mózg mi się wyłączył i przestałem rejestrować, co się działo dookoła, wyciszając się i wpadając w stan lekkiego letargu. Prawdopodobnie w ogóle nie pamiętał bym tej drogi, gdyby nie to, że kuzyn zaczął narzekać na dyskomfort w butach.
Początkowo tylko wspominał, że trochę bolą go stopy, ale dość szybko zaczął kuśtykać, a wreszcie syczeć z bólu. Okazało się, że buty, które wziął, były ok do chodzenia na spacery po mieście, ale do tak długiej trasy w górach w ogóle się nie nadawały. Ich głównym mankamentem było to, że były dopasowane do normalnego chodzenia - przy wchodzeniu pod górę wszystko było w porządku, jednak przy schodzeniu stopa leciała do przodu i palce miały stanowczo za mało miejsca. Dlatego właśnie z zasady górskie buty kupuje się rozmiar większe od tych, w których chodzimy na co dzień.
Było na prawdę źle - kuzyn ledwo szedł, musieliśmy robić coraz częstsze przerwy, a do Rytra zostało nam jeszcze kilka kilometrów. Droga była ostro nachylona, co tylko potęgowało jego ból. W pewnym momencie kuzyn był już tak zdesperowany, że scyzorykiem rozciął wierzch butów przy palcach, żeby dać im chociaż odrobinę więcej luzu.
I tak, człapiąc powoli, dotarliśmy do Starego Kamieniołomu, z którego szeroką drogą prowadzącą obok potoku Roztoka Wielka szliśmy dalej w stronę samochodu. Na tej trasie było już sporo osób, głównie starszych par oraz rodzin z dziećmi, które korzystały z pięknej niedzielnej pogody. Minęliśmy Bystry Potok i znajdujący się tam Park Ekologiczny, i już cały czasu asfaltową drogą schodziliśmy w kierunku parkingu.
Dla kuzyna była to prawdziwa droga krzyżowa. Każdy krok był dla niego męką i, jeśli dobrze pamiętam, to od pewnego momentu w ogóle zdjął buty i szedł chodnikiem w samych skarpetkach. Choć wydawało się, że nigdy nie dojdziemy do samochodu, to jednak ostatecznie do niego dotarliśmy. Kuzyn na szczęście wziął buty na przebranie, więc wyrzucił od razu do kosza te, które na wycieczce sprawiły mu tyle kłopotu, kląc na nie pod nosem.
Wyprawa, mimo ciężkiej końcówki, była jednak udana. Spędziliśmy na szlaku jedną trzecią dnia, zaliczyliśmy kolejny szczyt do KGP, pogoda była świetna, a i towarzystwo doborowe. A co się tyczy przygody z butami - stała się ona cenną nauczką na przyszłość, żeby lepiej planować, jakie obuwie zakłada się na szlak.
#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia #beskidsadecki





@Piechur tak samo wchodzę na wieże widokowe jak kuzyn
Zaloguj się aby komentować
Chrzest bojowy nowego członka rodziny
#piechurnatrasie
#gory #podroze

Zazdro ❤️ ja już przebieram nogami wyczekując, aż moja latorośl będzie się nadawała na górskie spacerki - w jakim wieku kaszojada zaczęliście?
@Bonrzur Starsza miała 8 miesięcy jak zaczęliśmy ją brać, młodsza ma tyle samo teraz. Starsza od zeszłych wakacji już chodzi na nogach całe wycieczki (miała 3.5 roku).
Zaloguj się aby komentować
Siema,
To moja pierwsza #diriposta na utwór di proposta w bitwie #nasonety
----------
1 dzień w pracy
Czy to jawa, czy sen może?
Z podniecenia aż się palę!
Ego wyszło poza skalę -
Śniłem o takiej kasiorze!
Rodzinie się wnet pochwalę!
Zatrudnili mnie, niebożę...
Pracować będę w pokorze
Maniany tu nie odwalę!
HR-om składam podzięki
Tej najcudowniejszej kadrze
Za podanie mi swej ręki
Mogli wziąć innego, wszakże
Kandydatów mieli pęki...
Lecz to JA gram w tym teatrze!
----------
Różna #tworczoscwlasna, choć głównie #poezja, w kawiarence #zafirewallem

@Piechur Baardzo, bardzo ładnie
@moderacja_sie_nie_myje

Komentarz usunięty
@UmytaPacha Mam pomysł, ale nie wiem jak pójdzie z wykonaniem ( ͡~ ͜ʖ ͡°)
@Piechur Masz moje wsparcie, mój miecz i mojego

@Piechur gratuluję nowej pracy
Zaloguj się aby komentować
Siema,
Wczoraj był piątek, więc oglądałem filma. Zapraszam na #piechuroglada
----------
Tytuł: One Day
Reżyseria: Lone Scherfig
Moja ocena: 3/5
Nieudana romantyczna przygoda przeradza się w długoletnią przyjaźń. Dwójka zupełnie odmiennych charakterem ludzi postanawia spotykać się co rok tego samego dnia, obserwując swoje wzloty i upadki. Dokąd doprowadzi ta balansująca na granicy romansu znajomość?
Zwykle unikam romansów - dobrowolnie nie oglądam ich nigdy, bo nie jest to gatunek, który trafia w moje gusta (podobnie jak np. musicale). Czasami jednak trzeba się poświęcić, zwłaszcza kiedy żona prosi, a miłość sprawia przecież, że jesteśmy zdolni do największych poświęceń. Przy tym filmie to poświęcenie nie było duże, bo był zwyczajnie dobrze nakręcony, z fajnym montażem i przyjemnymi zdjęciami, a przede wszystkim miał swoje momenty. Aktorzy pierwszoplanowi (Anne Hathaway oraz Jim Sturgess) grali fajnie i czuć było między nimi chemię, a rozwój postaci oraz ich trójwymiarowość były potraktowane z należytą starannością. Z bohaterami drugoplanowymi bywało różnie, ale nie na nich był jednak postawiony główny nacisk. Pomysł na konstrukcję opowieści i rozwój zdarzeń był w porządku, jednak gdzieś to już widziałem i część rzeczy można było z łatwością przewidzieć. Momentami historia i wydarzenia, a także akcje wykonywane przez bohaterów, były mocno naciągane i niezbyt trzymały się kupy, jednak zrzucam to na karb gatunku, który po prostu rządzi się swoimi prawami i nie wiadomo jaka realistyczność nie jest tu obowiązkowa (jak w kinie akcji, gdy czołowa postać w pojedynkę pokonuje kilkunastu przeciwników i nawet się nie poci). Ze swojej męskiej perspektywy nie jestem jednak pewien, jaki miał być morał. Chyba taki jak w brzydkim kaczątku? Może też, że prawdziwa miłość zwycięży? Chyba tak, jednak moim pierwszym wnioskiem było to, że bez względu na to, czy jesteś ubogim, nieśmiesznym komikiem, czy przystojnym i spełnionym muzykiem jazzowym, nie masz szans z pierwszą miłością swojej ukochanej, zwłaszcza jeśli obiektem jej westchnień jest dobrze sytuowany, przystojny i pewny siebie facet. Polecam na romantyczny seans we dwoje zamiast grzanej po raz setny Brzydkiej Prawdy czy innego tego typu badziewia.
#filmy #film #kino #recenzje #ogladajzhejto #romans

Zaloguj się aby komentować
Tag do blokowania/obserwowania: #piechurslucha
#muzyka #pop #dubtronica #electronicrock
@Piechur ja tej pani zawsze lubiłem ten utwór:
Ta płyta jest świetna
@splash545
@CzosnkowySmok no całkiem spoko
@voy.Wu @splash545 Też fajne
Btw, to wygląda jak @Moose ze swoim ostatnim sonetem
@Piechur chyba nawet kiedyś widziałem ten filmik
@Piechur santigold jest swietna, niektóre utwory do mnie docierają w odpowiednim momencie i zostają na zawsze na mojej playliście.
Zaloguj się aby komentować
Siema,
Zapraszam na poświątecznego #piechurwedruje
---------
Szczyty: Ciecień, Księża Góra (Beskid Wyspowy)
Data: 18/19 kwietnia 2023 (wtorek/środa)
Staty: 7.5km, 2h15, 460m przewyżyszeń
To był szybki temat - telefon do taty wieczorem czy chce wyskoczyć na krótką trasę, później usypianie Myszy i już jazda na miejsce. W Wiśniowej, do której dojechaliśmy o 22:15, zostawiliśmy auto przy wjeździe na czyjeś pole i ruszyliśmy zielonym szlakiem zdobyć Ciecień.
Dość szybko znaleźliśmy się między wysokimi drzewami i w miarę szeroką drogą wspinaliśmy się coraz wyżej. Podejście było raczej z tych bardziej nachylonych, ale forma dopisywała i obyło się bez zadyszki. Zanim się obejrzeliśmy, byliśmy już na szczycie, a minęło zaledwie 45 minut od początku marszu.
Postanowiliśmy zejść nieco niżej do miejsca, w którym znajdował się punkt widokowy, czyli mała, odsłonięta polanka. Możnabyło z niej zobaczyć sąsiadujący Lubomir - my widzieliśmy ciemność. Wróciliśmy na Ciecień, żeby napić się herbaty, po czym udaliśmy się niebieskim szlakiem w stronę Księżej Góry. Ta część drogi była czysto spacerowa, bo zostało nam już tylko schodzenie. Na trasie nie było nic wartego odnotowania.
By dostać się na Księżą Górę musieliśmy zejść ze szlaku i przez chwilę wspinać się pomiędzy kilkoma powalonymi drzewach. Myślałem, że będzie to po prostu kolejny nieoznaczony szczyt, jednak oprócz tabliczki z jego nazwą, która znajdowała się na małej polance, naszym oczom ukazał się również ołtarz z ławeczkami, a także ciekawie wyglądająca kapliczka zbudowana z kamieni. Nie jestem pewien, czemu do tego miejsca nie prowadzi jakiś krótki szlak, podczas gdy np. do Wielkiego Kamienia (czyli kawałka dużej skały) przy Krzywickiej Górze już tak.
Nadszedł czas na powrót. Wróciliśmy do skrzyżowania, które wcześniej minęliśmy, i żółtym szlakiem skierowaliśmy się w stronę miejsca, gdzie zostawiliśmy samochód. Było trochę błotniście i raz mało brakowało, żebym się w to błoto wywrócił. Fragment drogi prowadził przy potoku, więc zszedłem do niego w poszukiwaniu jakiegoś znośnego ujęcia, tak żeby po tej mało ekscytującej wycieczce został jakikolwiek ślad.
Wkrótce dotarliśmy do asfaltowej drogi, którą już całkiem szybko doszliśmy do auta i udaliśmy się do domu. Wyprawa, pomimo braku jakichś większych wrażeń, była jednak udana i spełniła swoją podstawową funkcję - pozwoliła nam na chwilę wyrwać się z codzienności i zaczerpnąć świeżego, bogatego w leśny aromat powietrza.
#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia #beskidwyspowy




@Piechur nocą jeszcze nie wędrowałem po lesie za wiele, jakoś nie widzę w tym celu
Dlaczego nocą?
@zuchtomek Brak czasu w dzień
@Piechur Tak myślałem, że czasu brak, a nogi niosą
Ale klimacior w nocy, kiedys sie tak przejde, pewnie zabladze no ale ratownicy tez musza cos robic.
@ErwinoRommelo Teraz, jak już nie ma śniegu, to najfajniej iść na wschód słońca, bo las nie jest aż tak ciekawy, żeby się cały czas błąkać w ciemności. Za to zimą spokojnie całą noc można w nim spędzić, klimat nie z tej ziemi
@Piechur Wilki nie wyją w nocy?
@Mr.Mars Podczas tych trochę ponad 20 razach, gdy wędrowałem po zmroku, słyszałem wycie wilka jeden raz. Najczęściej spotykam sarny albo łanie, raz widziałem kunę, dwa razy zająca, raz maciorę z warchlakami (i to w Tyńcu), raz lisa (nad morzem).
Zaloguj się aby komentować
Siema,
Jakiś czas temu pisałem o tym, że mam duży problem z jedzeniem słodyczy, co faktycznie bardziej wygląda jak nałóg - potrafię żreć codziennie, bez opamiętania, zamiast normalnych posiłków. BMI mam w normie, ale bardzo nie lubię, gdy moje słabości przejmują nade mną kontrolę, więc postanowiłem (po raz kolejny) rzucić to wszystko w ciul.
W tym miejscu chciałbym się tylko pochwalić, że minął okres, którego najbardziej się bałem, a więc święta, a mi udało się nie tknąć ani kawałka ciasta. Mimo nagabywania ("Ze mną nie zjesz?") stanowczo odmawiałem jakiejkolwiek degustacji. Kusiło jak sam czort, aż mnie trzęsło czasami, zwłaszcza gdy musiałem te wszystkie pyszności nakładać na talerz i dawać gościom - sam ograniczyłem się jednak do jedzenia owoców.
Niniejszym mija półtora miesiąca od kiedy nie jem słodyczy. Myślałem, że po tym czasie będzie łatwiej, ale nie jest i trzeba się cały czas kontrolować. W każdym razie mam nadzieję wytrwać w postanowieniu jak najdłużej, także trzymajcie za mnie kciuki. Joł!
#gownowpis #nalogi #chwalesie
@Piechur gratuluję i powodzenia. Ja najdłużej wytrzymałem chyba 2-3 tygodnie i stwierdziłem że w sumie to lubię żyć ze słodyczami, tylko nie mogę przesadzać. U mnie niestety jest to ściśle powiązane z ilością stresu.
@Piechur gratki - jak chcesz, to aby ułatwić sprawę z wytrwaniem polecam kupno... chromu, i nie do auta aby się świeciło jak psu jajca, ale w postaci tabletek, np. pikolinian od Swansona. Tabletka dziennie max (albo i na dwa dni bo za dużo to też niezdrowe jest i to bardzo). Małe ilości tego pierwiastka powodują, że mamy ogromną ochotę na słodkie.
Mi pomógł pozbyć się ochoty na nie. Razem z berberyną i unikaniem słodkiego zrzuciłem kilkanaście kilo w może 5 miesięcy. Ilości innego jedzenia nie zmniejszyłem
@Piechur jak miałeś takie napady głodu na słodkie, to mógł być wczesny etap insulinooporności. Możesz poprosić lekarza o skierowanie na test tolerancji glukozy albo HOMA-IR żeby sprawdzić, czy wszystko jest ok.
@AndzelaBomba Raczej wina zwykłego obżarstwa, ale w sumie mogę się zbadać
Zaloguj się aby komentować
Nareszcie, po 3 miesiącach przerwy, udało się wyrwać
#piechurnatrasie
#gory #podroze #beskidwyspowy

15 grudnia bywało mroźniej😅

@gutek Klimat w pytę
Odetchnąć pełną piersią na górskim szlaku. Esencja życia.
@Albert_Einstein Kolega widzę rozumie
Komentarz usunięty
Zaloguj się aby komentować
Tag do blokowania/obserwowania: #piechurslucha
The Black Keys - Unknown Brother
Dużo fajnych kawałków na tym albumie.
#muzyka #rock #blues
Zaloguj się aby komentować
Siema,
Zapraszam na #piechuroglada
----------
Tytuł: Starship Troopers
Reżyseria: Paul Verhoeven
Moja ocena: 3/5
W niedalekiej przyszłości Ziemia staje się obiektem ataków ze strony obcej bo rasy zamieszkującej planetę po drugiej stronie galaktyki. Trójka przyjaciół postanawia zapisać się do armii, aby odbyć służbę wojskową i tym samym dołożyć swoją cegiełkę do zapewnieniu naszej planecie bezpieczeństwa.
Zabierałem się za ten film już od dawna i w końcu udało się go obejrzeć. Jest to obraz o statusie kultowego, wokół którego krąży seria różnych anegdotek i legend. Jedną z nich jest ta, że w momencie wydania widownia miała nie zrozumieć, że film ma charakter satyryczny, wyśmiewający ustroje autorytarne. Osobiście uważam to raczej za niezły chwyt marketingowy niż prawdę, bo oglądając Starship Troopers od początku jesteśmy zasypywani przerysowanymi scenami, które ciężko wziąć za coś innego niż parodię. Z ekranu wylewa się uroczy klimat lat 80., mimo, że data produkcji to rok 1997. Część efektów komputerowych nie zestarzała się zbyt dobrze, chociaż robale w dalszym ciągu dają radę. Mocną stroną są zdecydowanie efekty praktyczne, a zwłaszcza te przedstawiające martwych żołnierzy, ich oderwane kończyny i zmasakrowane ciała - fani gore powinni być w miarę zadowoleni. Fabuła nieco mnie zaskoczyła, bo nie spodziewałem się tak mocno rozbudowanego wątku miłosnego rodem z brazylijskiej telenoweli, ale jest to raczej na plus. Aktorsko ciężko mi ugryźć temat: "przesada" to słowo, które ciśnie mi się na usta, ale to raczej zabieg celowy reżysera mający dodatkowo podkreślić satyryczny charakter filmu. Ogólnie jestem zadowolony, że obejrzałem to dzieło, chociaż mogłoby być trochę krótsze. Polecam fanom gatunku science-fiction oraz młodej Denise Richards.
#filmy #film #kino #ogladajzhejto #recenzje #sciencefiction

@Piechur
Obecnie na topie jest gra „Helldivers 2”, która wydaje się mocno inspirować tym filmem. Wystarczy obejrzeć trailer:
@cyberpunkowy_neuromantyk Gra ogólnie ok ale trzeba mieć zgraną paczkę do coop-a. Inaczej przy dołączaniu do losowych serwerów można trafić na ludzi mocno nieogarniętych lub gorzej, frustratów. Dużo bardziej relaksującą grą coop było dla mnie Deep rock galactic.
@d_kris
Do tej pory nie natrafiłem na takich ludzi. Raczej na osobniki ze słabą psychiką - na przykład jeden wyszedł z gry po tym, gdy dostał półtonówkę na twarz. :')
A „Deep Rock Galactic” posiada jedno z najlepszych community, chociaż wiadomo, zdarzają się czasem dziwne osoby. Ostatnio zostałem wyrzucony z gry po tym, jak scout wyleciał w powietrze przez moje C4.
@d_kris @cyberpunkowy_neuromantyk zapraszam do wspólnej gry, u mnie w grupie zrzucenie półtonówki na twarz to obowiązkowy element szerzenia demokracji XD
Zaloguj się aby komentować
Siema,
W końcu oglądnąłem cały, a nie tylko fragmenty. Dzisiaj w #piechuroglada
----------
Tytuł: Symetria
Reżyseria: Konrad Niewolski
Moja ocena: 3.5/5
Młody człowiek zostaje aresztowany w związku z napadem na starszą kobietę. Nie będąc w stanie uwiarygodnić swojego alibi trafia do aresztu, gdzie ma pozostać do czasu rozpatrzenia sprawy.
Zacznę może od tego, co dla mnie było minusem. Po pierwsze, cały film pachnie trochę amatorską produkcją i niskim budżetem. Aktor grający główną postać jest lekko mówiąc drętwy, a jego mimika ograniczona jest do jednego wyrazu twarzy. Zastanawiam się też, czy nie byłoby lepiej, gdyby obraz był zupełnie pozbawiony warstwy muzycznej - używany na okrągło jeden motyw muzyczny oddzielający poszczególne sceny zdaje się być wciśnięty na siłę, bo przecież w filmach powinna być muzyka. Sam powód, dla którego główny bohater znajduje się w areszcie też mógł być lepiej przemyślany, bo według mnie nie trzymał się do końca kupy: nikt nie był w stanie potwierdzić, że główny bohater był w kinie, nawet obsługa? Wiadomo, że jest to tylko pretekst by przejść do mięsa, a więc pobytu w areszcie, ale jednak uważam, że można było się trochę bardziej przyłożyć. I w tym momencie dochodzimy do plusów, bo wszystko, co wcześniej wspomniałem, łatwo się ignoruje z racji tego, że film jest po prostu bardzo ciekawy i ciężko się od niego oderwać. Nie jestem jakimś fanem romantyzowania kultury więziennej, ale trudno zaprzeczyć, że jest coś pociągającego w możliwości zaglądnięcia za kotarę i zobaczenia kawałka tego świata. Film jest niesamowitą wręcz kopalnią cytatów, aktorzy drugoplanowi dają radę, momentami jest intensywnie. Z ekranu wylewa się brud i powoli, tak jak główny bohater, zaczynamy być nim oblepieni. Trudno też nie czuć odrazy do głównego antagonisty, którym jest tutaj polski wymiar sprawiedliwości. Polecam tym, którzy, tak jak ja, do tej pory kojarzyli ten obraz jedynie z fragmentów oglądanych na YouTube.
#filmy #ogladajzhejto #polskiefilmy #kino #dramat

@Piechur
jak dla mnie symetria to 10/10 wszystko jak trzeba
to już klasyg
Zaloguj się aby komentować
Siema,
Za oknem wiosna, a w #piechurwedruje
---------
Szczyty: Gorc Troszacki, Kudłoń (Gorce)
Data: 19 grudnia 2021 (niedziela)
Staty: 13km, 4h40, 600m przewyżyszeń
Pewnego zimowego dnia zadzwonił do mnie brat z pytaniem, czy nie byłbym chętny na wycieczkę w góry z jego znajomymi. Rzecz jasna chętny byłem, więc niedzielnym porankiem wyruszyliśmy samochodem w kierunku miejscowości Rzeki, leżącej na skraju Gorczańskiego Parku Narodowego.
Auto zostawiliśmy na parkingu przy polanie Trusiówka, skąd ruszyliśmy zieloną ścieżką dydaktyczną celem dołączenia do żółtego szlaku. Śniegu było sporo, na tej wysokości był jednak dość mokry i śliski; stuptuty i kijki okazały się bardzo pomocne. Na tym krótkim odcinku było kilka miejsc z drewnianymi barierkami, a także stopniami ułatwiającymi nieco przejście przez górski potok, który w dwóch miejscach przecinał trasę.
Szlak żółty, do którego dołączyliśmy, piął się dalej coraz wyżej i, w miarę zdobywania wysokości, śnieg stawał się już bardziej zwarty i twardy. Zaczęliśmy także wkraczać w mgłę, która gęstniała z każdą chwilą. Trasa łagodniała w okolicach Jaworzynki i przez jakiś czas, aż do końca polany Podskały, dawała możliwość na ustabilizowanie oddechu. Z samej polany można by było podziwiać widoki na okolicę, jednak my przez mgłę nie byliśmy w stanie dojrzeć niczego. Nie przeszkadzało mi to jednak zupełnie, bo uwielbiam taki zimowy klimat połączony z gęstym zamgleniem, które sprawia wrażenie, jakby świat był czarno biały.
Kontynuowaliśmy wycieczkę, podczas której wyjątkowo wysunąłem się na początek grupy, jednak nie dlatego, że miałam lepszą kondycję od pozostałych - brat szedł po prostu z tyłu towarzysząc szwagierce, a jego dwóch kolegów dosłownie co 10 minut robiło przerwę na papierosa, więc chcąc nie chcąc szedłem bardziej z przodu. Przy polanie na Gorcu Troszackim zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę na herbatę i jedzenie, chowając się za tablicą informacyjną w celu ochrony przed wiatrem, który w tamtym momencie trochę się wzmógł.
Po postoju ruszyliśmy dalej, przedzierając się przez wysoki śnieg. Ten odcinek - od polany do szczytu - był moim zdaniem najbardziej przyjemny pod względem otaczających nas widoków. Mijaliśmy zanurzony w gęstej mgle drzewa, które ledwo wystawały spod grubej pokrywy śniegu, sprawiając wrażenie, jakby były nią przykryte już od wieków.
Po niedługim czasie dotarliśmy do Kudłonia, który był celem naszej wycieczki. Zrobiliśmy sobie przy nim zdjęcie, a następnie brat wypakował z plecaka kuchenkę turystyczną i starał się rozpalić ogień, celem przygotowania grzańca. Po podłączeniu do niej kartusza okazało się jednak, że - chyba ze względu na niską temperaturę - układ nie jest zbyt szczelny. W pewnym momencie duża część gazu, która zdążyła się ulotnić, podpaliła się i niespodziewanie buchnęło ogniem, co udało mi się uwiecznić na zdjęciu. Brat pozalepiał nieszczelności śniegiem, dzięki czemu po jakimś czasie wszyscy mogliśmy się raczyć intensywnym smakiem napoju, który miłym ciepłem rozlewał się po organiźmie.
Butelka została opróżniona, przerwa się skończyła i rozpoczęliśmy drogę powrotną. Wróciliśmy na Gorc Troszacki, z którego odbiliśmy na zielony szlak. Jak zwykle przy schodzeniu skupiłem się bardziej na własnych myślach i szedłem raczej automatycznie. Śnieg amortyzował kroki i ten etap nie był tak nieprzyjemny, jak to bywa w innych warunkach, dzięki czemu kolana nie odzywały się bólem.
Dotarliśmy do niebieskiego szlaku, którym poszliśmy w stronę parkingu. Prowadził szeroką drogą wzdłuż potoku Kamienica i na początku wydawał się całkiem fajny i malowniczy, jednak po jakimś czasie spacer nim zaczął się nieprzyjemnie dłużyc - nie działo się nic ciekawego i było raczej nużąco. W końcu dotarliśmy jednak do auta i, ostatecznie zadowoleni z odbytej wycieczki, udaliśmy się w drogę powrotną do domu.
#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia #gorce





Zaloguj się aby komentować
Siema,
Zapraszam na 11 podsumowanie wpisów z #piechurwedruje
---------
61. Wpis: Śnieżnica
Wnioski:
62. Wpis: Hrube, Bukowina Miejska, Turbacz, Obidowiec
Wnioski:
Jak zwykle, gdy zimą w mieście śniegu brak, można spróbować poszukać go w górach.
Nie uwzględnione we wpisie, ale na śnieżne wycieczki stuptuty to must have.
63. Wpis: Lubań
Wnioski:
Warto udać się jesienią w góry, aby móc podziwiać oferowane przez nią barwy.
Podążanie zaznaczonymi na mapach dróżkami, które nie są częścią głównych szlaków, wiąże się z ryzykiem, że mogą być one zarośnięte, trudno dostępne lub prowadzić przez bagnisty teren.
64. Wpis: Mogielica
Wnioski:
Idąc z dzieckiem w nosidle na wycieczkę lepiej nie iść samotnie.
Ze względu na zmieniony środek ciężkości, dobrze używać kijków dla dodatkowej asekuracji.
Nie trzymać plecaka na brzuchu - utrudnia widoczność i ryzyko potknięcia się wzrasta.
65. Wpis: Turbaczyk
Wnioski:
66. Wpis: Czarny Dział, Ćwilin
Wnioski:
-------
W kolejnych wspominkach: trochę śniegu, trochę nocy, trochę Tatr. Zapraszam na tag
#gory #podroze #wedrujzhejto #pasja

Zaloguj się aby komentować
Tag do blokowania/obserwowania: #piechurslucha
Morphine - Hanging on a Curtain
#muzyka #rock #blues
Zaloguj się aby komentować
Siema,
Pewnie już po ptokach, ale w robocie kocioł, w domu jeszcze gorzej, więc dopiero teraz wrzucam swój stworzony w rekordowym dla mnie czasie 30 minut sonet #diriposta na nowy utwór di proposta w nietypowej dissowej bitwie #nasonety .
----------
Diss na hejt0 3
Hejto gwarantuje mi do newsów dostęp
Dzięki propagandzie w antypatie rosnę
Nie lubię nikogo, wszystkich biłbym łomem
W kraju tym, co robi za gorszą Sodomę
Wciąż jestem wkurwiony, nie nadrabiam miną
Modów tu obarczę za to wszystko winą
Spam, trolling, narwaństwo niech ustaną w końcu
Od tych gównowpisów zwariuję po prostu
Jakościowych treści ubywa pomału
A twórcom się kończą zapasy zapału
Mem ma sto piorunów, bo jest z Brazzers łysy
Lecz własnej twórczości nie grzmocą dandysy
Admini zlewają swoich donatorów
"Miast bugi naprawiać - dam rangom kolorów!"
Pytasz, czy pomogę wyjść z tego impasu?
Zarobiony jestem! Nie mam na to czasu!
----------
Różna #tworczoscwlasna , choć głównie #poezja , w kawiarence #zafirewallem
Zaloguj się aby komentować
Siema,
Co było obiecane, musi być dotrzymane, także dziś w #piechurwedruje
---------
Szczyty: Czarny Dział, Ćwilin (Beskid Wyspowy)
Data: 14 kwietnia 2023 (piątek)
Staty: 21.5km, 6h15, 840m przewyżyszeń
Pewnego dnia, siedząc w pracy, poczułem nagle, że muszę się gdzieś wyrwać, bo oszaleję. Sprawdziłem szybko pogodę na kilku portalach, poprowadziłem kilka tras na mapach turystycznych i miałem już coś w rodzaju planu - chciałem zobaczyć wschód słońca na Ćwilinie. Czemu tam? Ponieważ szczyt jest odsłonięty i widać z niego Tatry, poza tym jest w miarę blisko mojego miejsca zamieszkania.
Sprzedałem pomysł tacie, który rzecz jasna wyraził chęć na dołączenie do wycieczki. Startowaliśmy z Mszany Dolnej, z której ruszyliśmy na trasę o 2:20. Na szczyt miał nas prowadzić cały czas żółty szlak, którym jeszcze do tamtej pory nie szedłem.
Początkowo droga była asfaltowa. Prowadziła chwilę pod górę do małego osiedla domków, po czym mijając go szła przez pole. Trasa do Czarnego Działu, małej górki leżącej po drodze, była niewymagająca i raczej przyjemna, maszerowało się bez problemu. Częściowo szliśmy między drzewami, a częściowo na skraju lasu i brzegiem pół. Na Dziale byliśmy już po około godzinie od rozpoczęcia wyprawy. Znajdowała się tam ławka do siedzenia, miejsce na ognisko i polanka.
Kontynuowaliśmy marsz przez coraz bardziej błotnisty las. Kijki przydawały się podczas pokonywania rozległych kałuż. Przez jakiś czas trasa dalej była łagodna i zastanawialiśmy się, czy babcia dałaby radę nią przejść, ale wkrótce zaczęło się podejście na Ćwilin, które rozwiało te myśli.
Szlak usiany był kamieniami i głazami, które przeszkadzały w chodzeniu. Dodatkowo zrobiło się bardziej stromo i teren nie wypłaszczał się aż do samego szczytu. Gdzieniegdzie leżały jeszcze małe placki śniegu, pozostałość po raczej słabej zimie.
O 4:50 wyszliśmy z lasu na skraj rozległej polany Michurowej, co zwiastowało, że byliśmy już blisko celu. Po chwili przechodziliśmy obok profesjonalnego miejsca na ognisko, które można zrobić na szczycie, a po kilku kolejnych krokach znaleźliśmy się na Ćwilinie. Wiało okrutnie, więc założyliśmy kurtki i rozpoczęliśmy oczekiwanie na wschód.
I tu przydałoby się powiedzieć, że cały szczyt był w chmurze. Nie mieliśmy dużych nadziei, że będzie nam dane cokolwiek zobaczyć. Mijały minuty, robiło się jaśniej, a chmura jak była, tak była. W jednej krótkiej chwili przewiało ją tak, że zrobiło się małe okienko z widokiem na Tatry, wprawiając nas w ekscytację, trwało jednak bardzo krótko i wszystko szybko wróciło do poprzedniego stanu.
Minęła godzina, o której słońce miało wstać. Minęło też kolejne 15 minut i nie zapowiadało się, żeby warunki miały się zmienić. Zrezygnowany powiedziałem do taty, że czas wracać, ale nalegał, żeby jeszcze chwilę zostać, bo a nuż się uda coś zobaczyć.
Nie minęła minuta od jego słów i nagle zrobiło się zupełnie przejrzyście. Naszym oczom ukazało się piękne słońce wznoszące się niedaleko Mogielicy i rozlewające się ciepłą żółcią po okolicy. W oddali widać było Tatry, pod którymi przewalały się kłęby chmur, jak stada owiec pędzone na pastwisko. Nie mogliśmy uwierzyć naszemu szczęściu i jak dzieciaki śmialiśmy się i wołaliśmy się nawzajem: "Patrz tu! Patrz tam! Widzisz to?!", ganiając po polanie w te i we wte.
Było naprawdę zjawiskowo i obawiam się, że żadne zdjęcie czy nagranie nie będzie w stanie oddać sprawiedliwości temu, co mogliśmy zobaczyć. Nasze doznania i radość były spotęgowane zresztą tym, że jeszcze kilka chwil wcześniej mieliśmy zrezygnować i opuścić szczyt. Przez dłuższy czas, którego nie liczyłem, sączyliśmy ten piękny pejzaż starając się wiernie odmalować go w pamięci.
Nadszedł jednak czas na powrót. Pożegnaliśmy Ćwilin i tą samą trasą udaliśmy się w stronę Mszany. I tutaj wspomnę, że jak nie lubię wchodzić i schodzić taką samą drogą, tak w przypadku wypraw na wschód w ogóle mi to nie przeszkadza - las nocą wygląda zupełnie inaczej niż w świetle dnia, więc miałem wrażenie, jakbym szedł inną trasą. Mijaliśmy te same rozległe kałuże i dzięki padającym na nie pierwszym promieniom słońca nawet one wyglądały urokliwie.
Dalsza droga też dostarczała miłych widoków. Jak wspominałem, duża jej część prowadziła skrajem lasu i brzegiem kilku polan, także idąc można było rozkoszować się panoramą na pobliskie góry. Minęliśmy ponownie Czarny Dział i, szybciej niż byśmy chcieli, zakończyliśmy wycieczkę w Mszanie. Wróciłem do domu, wypiłem kawę i rozpocząłem pracę. Myślami byłem jednak dalej na Ćwilinie, który zrobił mi tamtego poranka na prawdę miłą niespodziankę.
#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia #beskidwyspowy





@Piechur
>ruszyliśmy na trasę o 2:20.
Wariat.
Ale zdjęcia pikne.
@Piechur takie wypady nad ranem/w nocy najlepsze
@3t3r O tak
@Piechur kurde zazdro, mojemu staremu to się nawet po browary nie chcie chodzić...
Zaloguj się aby komentować