#zafirewallem

33
2592

A no tak, wypadałoby zrobić #podsumowanienasonety . Nie pozostaje mi nic innego niż jako zwycięzcę ogłosić @fonfiego, który jako jedyny trzymał się ustalonej tematyki, a przy tym swoją


Odą do twarogu


dogłębnie poruszył moją duszę. Gratuluję Panie @fonfi ! W nagrodę możesz zjeść twarogu, tylko nie rób go w tak biedny i smutny sposób jak ostatnio.

#nasonety #zafirewallem

fonfi

@splash545 Ehh, dziękuję

A twaróg na kanapkach przyozdobiony został pomidorem, rzodkiewką, dżemem i miodem. To znaczy na każdej kromce inaczej, nie że wszystko na raz. Takie urozmaicenie, żeby nudno nie było.

Zaloguj się aby komentować

No to może ja wstawię


Temat: Gdyby Netflix ekranizował #naczteryrymy


Rymy: Okadził - wsadził - nowina - danina


Bawcie się dobrze, każdy może być scenarzystą Netflixa


Zasady:


  • Masz podany temat i rymy

  • Ogarniasz wierszyk w tej tematyce i z tymi rymami.

  • Oczywiście rymy mają być użyte z zachowaniem podanej kolejności.

  • Szerzysz radość z tworzenia

  • Piorunujesz jak najęty

  • Wiersz z największą ilością piorunów do 20:00 wygrywa, a jego autor wrzuca własny temat i rymy


Pamiętasz o tagach i społeczności


#naczteryrymy #zafirewallem

jakibytulogin

Aktorów by najpierw smołą okadził
I kiepskie rymy do ust im wsadził.
Dużo scen seksu? żadna nowina.
Dla plebsu byłaby taka danina.

PaczamTylko

Owcę wpierw by sadzą okadził

wszystkim odznaki gejuru wsadził

a na koniec zaś, a to ci nowina!

w górę by poszła miesięczna danina

sireplama

To modne! Abonament! Mieć musisz! - uszy mi okadził,

Usługę premium by chętnie w gardło przez tył wsadził!

Ale czeka go szokująca i niemiła nowina!

W Kawiarence, licencia poetica to danina!

Zaloguj się aby komentować

Statystyki kawiarenki za 2025 rok!!!


Indywidualne podsumowanie i licencja po zapiorunowaniu komentarza


Wspaniały to był i pracowity rok, napisaliśmy wspólnie aż 1178 wpisów oraz 12747 komentarzy!!!

Rozdaliśmy w 2025 (21793)piorunów doceniając wpisy naszych koleżanek i kolegów.

Otrzymaliśmy 2025 (71107) piorunów w naszych komentarzach od osób które doceniły naszą pracę!


Liczba osób która się z nami bawiła w 2025: 353

Wszystkich uczestników kawiarenki: 759


10 najczęściej używanych tagów i liczba wpisów, w których występują:

zafirewallem (1020) wspisów które zebrały (18829) piorunów

nasonety (452) wspisów które zebrały (6827) piorunów

naczteryrymy (345) wspisów które zebrały (7271) piorunów

poezja (232) wspisów które zebrały (4172) piorunów

tworczoscwlasna (193) wspisów które zebrały (3410) piorunów

diriposta (150) wspisów które zebrały (2596) piorunów

naopowiesci (122) wspisów które zebrały (2633) piorunów

diproposta (47) wspisów które zebrały (688) piorunów

podsumowanienasonety (44) wspisów które zebrały (625) piorunów

wolnewiersze (40) wspisów które zebrały (563) piorunów


Najbardziej piorunowane wpisy

TOP 1 174

TOP 2 111

TOP 3 99

TOP 4 82

TOP 5 81

TOP 6 71


Najbardziej komentowane wpisy TOP 1 120

TOP 2 81

TOP 3 80

TOP 4 73

TOP 5 70

TOP 6 68


Najbardziej piorunowane komentarze

TOP 1 40

TOP 2 36

TOP 3 36

TOP 4 36

TOP 5 35

TOP 6 34


Jeżeli chcesz indywidualne podsumowanie, zapiorunuj mój komentarz niżej.


Dziękuję wszystkim za wspaniały rok i wspaniałą zabawę


#zafirewallem #naczteryrymy #nasonety #naopowiesci #statystyki

entropy_

@emdet Twoja przygoda w kawiarence rozpoczęła się piątek, listopad 24, 2023 w TYM WPISIE Który społeczność doceniła4piorunami

Od tego dnia należysz do grona najwspanialszych poetów jacy chodzili po tej planecie.

Dzięki Tobie do Kawiarenki trafiło 17 wspaniałych wpisów które zostały docenione zawrotną ilością 311 piorunów!!!


Najbardziej piorunowane wpisy

TOP 1 29

TOP 2 22

TOP 3 21

Najbardziej komentowane wpisy

TOP 1 56

TOP 2 42

TOP 3 25

Wszyscy czujemy się docenieni dzięki Twoim 210 komentarzom które zebrały aż 1514 piorunów!!!

Najbardziej piorunowane komentarze

TOP 1 32

TOP 2 16

TOP 3 15

Za Twój wspaniały wkład w działalność Kawiarenki oficjalnie w imieniu całej społeczności wręczam Ci tą oto licencję poetycką. Znajdziesz ją w obrazku załączonym do tego komentarza.

1d2e299a-077d-46b6-8395-1ad92ad91a3b
entropy_

@AbenoKyerto Twoja przygoda w kawiarence rozpoczęła się sobota, lipiec 27, 2024 w TYM WPISIE Który społeczność doceniła3piorunami

Od tego dnia należysz do grona najwspanialszych poetów jacy chodzili po tej planecie.

Dzięki Tobie do Kawiarenki trafiło 1 wspaniałych wpisów które zostały docenione zawrotną ilością 21 piorunów!!!


Najbardziej piorunowane wpisy

TOP 1 21

Najbardziej komentowane wpisy

TOP 1 33

Wszyscy czujemy się docenieni dzięki Twoim 61 komentarzom które zebrały aż 375 piorunów!!!

Najbardziej piorunowane komentarze

TOP 1 21

TOP 2 14

TOP 3 12

Za Twój wspaniały wkład w działalność Kawiarenki oficjalnie w imieniu całej społeczności wręczam Ci tą oto licencję poetycką. Znajdziesz ją w obrazku załączonym do tego komentarza.

516c28fa-0bfe-445f-80c8-9afba5e9475b
entropy_

@CzosnkowySmok Twoja przygoda w kawiarence rozpoczęła się poniedziałek, styczeń 08, 2024 w TYM WPISIE Który społeczność doceniła2piorunami

Od tego dnia należysz do grona najwspanialszych poetów jacy chodzili po tej planecie.

Dzięki Tobie do Kawiarenki trafiło 34 wspaniałych wpisów które zostały docenione zawrotną ilością 806 piorunów!!!


Najbardziej piorunowane wpisy

TOP 1 174

TOP 2 35

TOP 3 33

Najbardziej komentowane wpisy

TOP 1 81

TOP 2 72

TOP 3 64

Wszyscy czujemy się docenieni dzięki Twoim 1779 komentarzom które zebrały aż 6629 piorunów!!!

Najbardziej piorunowane komentarze

TOP 1 18

TOP 2 18

TOP 3 15

Za Twój wspaniały wkład w działalność Kawiarenki oficjalnie w imieniu całej społeczności wręczam Ci tą oto licencję poetycką. Znajdziesz ją w obrazku załączonym do tego komentarza.

4141e185-eae9-46a2-bf65-393b3e372973

Zaloguj się aby komentować

Prezent Plus


– Mogłyby te małe k⁎⁎⁎ie coś pomóc, no bo jak tak dalej pójdzie, to przecież nigdy nie zdążymy! – powiedział Kamil K⁎⁎as odrywając na chwilę wzrok od ubieranej właśnie na Rynku choinki i spojrzał w stronę, z której dobiegał dźwięk dzwoniących dzwonków i dzwoneczków. Dzwonki i dzwoneczki przyczepione były do sań, sanek i saneczek, a sanie, sanki i saneczki zaprzęgnięto do koni tworząc w ten sposób kulig, który mknął ulicami Ch⁎⁎⁎wa i dostarczał miejscowej dzieciarni mnóstwa radości. Kulig wyjechał przed chwilą zza węgła i zamkniętą tymczasowo dla ruchu kołowego ulicą Orła Białego zbliżał się do Rynku.


– Daj spokój – odpowiedział Kamilowi Filip Fiut. – Niechże chociaż dzieciaki coś z tej zimy mają.


– Niech mają. Niech mają… – Kamil zamyślił się. – Mają to się te małe szczyle uczyć! Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie*, jak to powiedział… Jak to powiedział… No, nieważne, ktoś mądry tak kiedyś powiedział. Ale miał rację. A tu co? Nic tylko śmichy i wygłupy jakieś. I jak tu ma być w tym kraju dobrze? Zresztą, dobrze to już tutaj było. Weź na przykład choćby i ten kulig. Ledwo trochę śniegu popadało i co? Pozamykali drogi, pozamykali szkoły, a przecież to nawet jeszcze prawdziwa zima nie jest! Kiedyś to zimy były! W latach siedemdziesiątych to były zimy! Pamiętasz, Filipie lata siedemdziesiąte? Wstawało się o czwartej rano, brało się ten plecak, poprzedniego dnia już porządnie spakowany, lekcje ładnie odrobione, bo to i dzieciaki były wtedy porządniejsze, i zarzucało się ten plecak na plecy, szuflę się w rękę brało i szuflowało się tunele do szkoły. No i na siódmą zawsze człowiek był, punktualnie. Nikt się nigdy nie spóźniał.


– Prawda, Kamilu. Święta prawda. Tak było. A w adwencie to jeszcze po drodze i na roraty się zaglądało. No i plusy tego były, władza nie widziała, kto w adwencie do kościoła chodził – zgodził się Filip. – No ale to minęło i już nie wróci. Czasy się zmieniają. My mieliśmy ciężko, ale może trzeba się cieszyć, że dzieciaki mają teraz lepiej?


– Lepiej mają, bo to my żeśmy im to lepiej swoją ciężką pracą zbudowali! A one co?! Patrz jakie wesołe! Bo uczyć się nie trzeba! Bo nic robić nie trzeba! A nawet z choinką nie pomogą, robota prawie że nie idzie. Zabrałby się jeden z drugim, to by szybciej poszło i byłoby już z głowy. No i wtedy można by było się bawić. Zresztą, latem bez żadnej zachęty to te szczyle po drzewach łażą, w sadzie Wacka Gruchy przecież w zeszłym roku wszystkie młode jabłonki połamały, a teraz, jak trzeba choinkę ubierać, to jakoś ich to łażenie pod drzewach nie interesuje. I trzeba się straży pożarnej o wóz z wysięgnikiem prosić, a i to nie daje rady. No i jest jak jest, drabinę trzeba na wysięgniku stawiać żeby czubek założyć, a to, jak się okazuje, niebezpieczne. Już trafili na OIOM przecież Krzysiu Kuśka i Patryk Pała, jak ten czubek próbowali założyć i razem z nim spadli. Dobrze, że jest z włóczki, to przynajmniej się nie potłukł. Ale żadnemu z nich się tego czubka założyć nie udało! A taki gówniarz to mógłby się raz dwa wspiąć i czubek byłby już założony.


– Właśnie z tym czubkiem. Może lepiej było zamówić żurawia albo jakiś helikopter… – zaczął Filip, ale Kamil już go nie słuchał. Kamil K⁎⁎as w tym momencie biegł już w stronę wozu strażackiego.


– Zbysiu! Zbysiu, tylko uważaj! – krzyczał do wchodzącego właśnie do podnośnikowego kosza Zbigniewa Zaganiacza. – Jak już koniecznie będziesz musiał spadać, to spadnij przynajmniej po tym, jak już ten czubek założysz. Nie możemy sobie przecież pozwolić na to, żeby drugi rok z rzędu w Uprzejmości mieli wyższą choinkę niż nasza chujowska!




***


Kamil K⁎⁎as patrzył na w pełni ubraną zdobiącą Rynek choinkę. Choinka miała wysokość pięćdziesięciu jeden metrów, była więc nie tylko wyższa od wszystkich Chrystusów świata, zarówno tego w Świebodzinie, jak i tego w Rio, pomijając Chrystusów pomniejszych, stojących i klęczących w przydrożnych kapliczkach i przy ołtarzach, ale również była o jeden metr wyższa od choinki dortmundzkiej, uznawanej do tej pory za najwyższą na świecie.


– „Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz**” – pomyślał z dumą Kamil, którego mieszkańcy Ch⁎⁎⁎wa wybrali na Pierwszego Sekretarza Komitetu Choinkowego, uroczyście wręczając mu kilka tygodni wcześniej legitymację w barwach Bożego Narodzenia, to jest książeczkę z okładką w kolorze czerwonym i widniejącą na niej złotą pięcioramienną gwiazdą oraz zielonymi, jak igły choinki, stronami. Kamil K⁎⁎as był z siebie dumny. Czuł, że dobrze wykonał powierzoną mu przez chujowian pracę – wyrobił w końcu ponad pięćset procent normy, gdyż plany zakładały postawienie choinki o wysokości ledwie dziesięciu metrów. I tylko jedna myśl mąciła jego spokój, spokój wynikający z dobrze wypełnionego obowiązku. – „Jeszcze tylko, k⁎⁎wa, ten j⁎⁎⁎ny prezent kupić.”




Kamil K⁎⁎as niekoniecznie zgadzał się ze wszystkimi planami ogłaszanymi przez Władze Centralne, choć, jako wzorowy obywatel, plany te wypełniał skrupulatnie. Jednym właśnie z takich planów był ogłoszony w tamtym roku program Prezent Plus, który miał na celu niesienie pokoju i miłości pomiędzy obywatelami w mocno spolaryzowanym wówczas społeczeństwie. Program ten polegał na organizacji Narodowej Loterii Prezentowej imienia Jana Pawła II, w której to loterii każdemu z obywateli wylosowano innego obywatela, dla ułatwienia mieszkańca tego samego powiatu, któremu miał za otrzymany Bon Prezentowy kupić świąteczny prezent. Bon Prezentowy miał wartość pięciuset złotych, co w skali kraju dawało niecałe dwadzieścia miliardów złotych, czyli około dziesięciu procentu rocznego budżetu NFZ, z którego to budżetu zresztą te środki zostały przesunięte. Budżet NFZ na tamten rok i tak się nie spinał i było wiadomo, że będzie z tego powodu medialna awantura, więc Władza Centralna doszła do wniosku, że to w zasadzie żadna różnica, czy wybuchnie ona miesiąc wcześniej czy miesiąc później, a po wprowadzeniu nowego programu przynajmniej pod koniec roku będzie miło. Pomysł ten nie podobał się Kamilowi Kutasowi z kilku względów. Pomysł ten nie podobał się Kamilowi Kutasowi z tego względu, że uważał on, że pieniądze te powinny być przeznaczone na jakiś inny, pilniejszy cel, na przykład waloryzację emerytur, bo taka waloryzacja bardzo by się Kamilowi Kutasowi, który sam był emerytem, bardzo przydała. Pomysł ten nie podobał się Kamilowi Kutasowi również i z tego względu, że w Narodowej Loterii Prezentowej imienia Jana Pawła II wylosował Filipa Fiuta, za którym, delikatnie mówiąc, przepadał nieszczególnie. – „No ale: jak mus, to mus. Z władzą się przecież nie dyskutuje” – myślał Kamil K⁎⁎as, choć był taki moment, kiedy zastanawiał się nad tym, kogo zamiast Fiuta wolałby wylosować. Nikt konkretny nie przyszedł mu jednak wtedy do głowy.




***




– „I co ja mam mu kupić?” – już od jakiegoś czasu zamartwiał się Filip Fiut, który w Narodowej Loterii Prezentowej imienia Jana Pawła II wylosował Kamila K⁎⁎⁎sa. – „Przecież jemu i tak nic nie będzie pasowało.”


Filip Fiut w podstawówce uczęszczał do jednej klasy z Kamilem Ku⁎⁎⁎em. Kamil K⁎⁎as, który mieszkał wówczas dwa domy za Filipem Fiutem często zimą korzystał z jego wykopanego w śniegu tunelu. Filip ciężkimi zimami lat siedemdziesiątych na lekcje przybywał punktualnie, choć przybywał wyczerpany kopaniem dwukilometrowego tunelu w śniegu. Kamil K⁎⁎as również przybywał na lekcje punktualnie, choć zmęczony był znacznie mniej od Filipa. Kamil K⁎⁎as sprawiał wówczas dobre wrażenie przodownika pracy, bowiem to właśnie on odsypywał resztki śniegu w prowadzącym do szkoły tunelu, kończąc ten tunel, który Filip Fiut wykopywał tylko do wysokości sąsiadującego ze szkołą kościoła. Kamil K⁎⁎as do kościoła nie chodził. Partia zabraniała.


Filip Fiut znał więc Kamila K⁎⁎⁎sa od wczesnej młodości, znał go niemal przez całe swoje życie i może właśnie dlatego, że znał go tak długo i tak dobrze, miał tak ogromny problem z wyborem dla niego prezentu. Filip Fiut wiedział, że czego by nie wybrał, Kamil K⁎⁎as i tak będzie niezadowolony. Filip Fiut długo wędrował od sklepu do sklepu w poszukiwaniu prezentu, który mógłby sprawić Kamilowi Kutasowi choć odrobinę przyjemności, prezentu, który mógłby spowodować to, że Kamil K⁎⁎as się uśmiechnie. Filip Fiut z niemałym zaskoczeniem uświadomił sobie, że pomimo trwającej niemal sześćdziesiąt lat znajomości, nie ma pojęcia jak wygląda uśmiech Kamila K⁎⁎⁎sa. Filip Fiut rozważał różne warianty prezentów. Rozważał wariant edukacyjny – chciał kupić ładne wydanie Opowieści wigilijnej, ale kosztowało ono mniej niż pięćset złotych, zresztą nie był pewien, czy Kamil K⁎⁎as zrozumiałby przesłanie tej historii. Rozważał wariant medyczny i zastanawiał się nad zakupem rocznego zapasu witaminy D, wiedział bowiem, że Polacy są tak agresywni, a to dlatego że nie ma słońca nieomal przez siedem miesięcy w roku***, ale cały chujowski zapas witaminy D został wykupiony przez mieszkańców, którzy wszelkimi sposobami próbowali się bronić przed ogarniającą ten kraj na ponad pół roku pogodową depresją. Filipowi Fiutowi przyszedł do głowy również wariant prezentu skrojonego idealnie pod Kamila K⁎⁎⁎sa, przyszły mu do głowy nawet dwa takie warianty, no ale za pięćset złotych nie da się ani zmodernizować armii na tyle, żeby ponownie zdobyć Berlin, ani nie da się zrobić skutecznej kampanii prezydenckiej tak, żeby Kamil K⁎⁎as mógł zostać zwierzchnikiem sił zbrojnych. W końcu, za radą żony, w przeddzień wigilii, Filip Fiut, nie mając innego wyjścia, dokonał zakupu.


– „Jeśli nie wiesz, co jemu może sprawić przyjemność, kup mu coś, co sprawiłoby przyjemność tobie. No bo co innego możesz zrobić?” – powiedziała Filipowi Krystyna.




***




Nadeszła wigilia. Zgodnie z Rozporządzeniem Rady Ministrów mieszkańcy Ch⁎⁎⁎wa zgromadzili się na Rynku o godzinie szesnastej i, w porządku alfabetycznym, złożyli pod choinką zakupione dla innych mieszkańców prezenty. Mieszkańcy zjawili się w komplecie. Zjawił się wśród nich i Filip Fiut, który złożył pod drzewkiem pięknie zapakowany w zielony papier z reniferami i przewiązany błyszczącą czerwoną kokardą prezent przeznaczony dla Kamila K⁎⁎⁎sa, choć zrobił to z niepewnością, czy aby na pewno podarunek spodoba się obdarowanemu. Zjawił się też Kamil K⁎⁎as, który rzucił na ziemię owinięty szarą taśmą karton z nabazgranym na nim wysychającym czarnym markerem nazwiskiem Filipa Fiuta.


– „Świecą, sk⁎⁎⁎⁎syny, tymi latarniami, nawet pierwszej gwiazdki nie będzie się dało dojrzeć!” – myślał Kamil K⁎⁎as, kiedy wracał do domu. Zauważył bowiem, że od strony Rynku bije niezwykle jasna poświata. – „Zresztą nie tylko o tę gwiazdkę się tutaj rozchodzi, tutaj Władza Centralna akurat dobrze rozwiązała sprawę i wyznaczyła Narodową Godzinę Rozpoczęcia Wieczerzy na dziewiętnastą, ale te pieprzone latarnie światełka mi na choince przyćmiewają! Już nie mówiąc o tym, ile takie bezsensowne rozświetlanie miasta kosztuje! Po co to tak rozświetlać, kiedy Rozporządzenie mówi, że wszyscy i tak od osiemnastej mają siedzieć w domach? A podatki miejskie ciągle w górę, takiego to, k⁎⁎wa, burmistrza-kretyna kretyni nam wybrali! No nic. Przynajmniej choinka lepsza niż w Uprzejmości, nawet w Echu Chujowskim o niej i mnie napisali. A za rok wybory, to ja sobie w końcu na burmistrza wystartuję i, jak już wygram, to taką wtedy postawię, że aż samego Pana Boga w niebie czubkiem po d⁎⁎ie posmyra!”


Kamil K⁎⁎as był jednak w błędzie, to nie blask latarni rozświetlił tamtego wieczoru chujowski Rynek. Z niekompletnych i chaotycznych relacji żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej oddelegowanych do pilnowania prezentów wywnioskowano później, że na chujowskim Rynku pojawił się wtedy anioł. Ustalono, że pokręcił się chwilę przy choince, zdjął z niej wykonany z włóczki czubek narzekając na to, że ludzie nie wyciągnęli nauczki przy okazji wieży i on teraz znowu musi tę samą robotę odwalać. A później pozamieniał karteczki przy prezentach.




!!! - - - MORAŁ - - !!!:


Aż do Sylwestra Filip Fiut pogrążał się w iście dziecięcej radości, bawiąc się ze swoimi dwoma synami elektyczną kolejką świąteczną pomalowaną w barwy Coca-Coli, której żona od dawna zabraniała mu kupić, bo „przecież były pilniejsze wydatki”. Kamil K⁎⁎as zaś co chwilę wydobywał z kartonu następną ze stu przeciętych w połowie czekolad Wedla i próbował osłodzić nią sobie gorycz kolejnych spędzanych w samotności świąt Bożego Narodzenia, od czego w końcu popsuły mu się zęby.



* – Takie będą Rzeczypospolite, jak ich młodzieży chowanie – cytat przypisywany hetmanowi Janowi Zamoyskiemu;

** – Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz – Maria Konopnicka, Rota;

*** – Polacy są tak agresywni, a to dlatego że nie ma słońca nieomal przez siedem miesięcy w roku – Kazik, Cztery pokoje;


#naopowiesci

#zafirewallem

Zaloguj się aby komentować

No to znowu ja!


Temat: sobotnia, poimprezowa gastrofaza

Rymy: Zabawa - szama - obława - drama


Udanej zabawy!


Zasady:


  • Masz podany temat i rymy

  • Ogarniasz wierszyk w tej tematyce i z tymi rymami.

  • Oczywiście rymy mają być użyte z zachowaniem podanej kolejności

  • Szerzysz radość z tworzenia

  • Piorunujesz jak najęty

  • Wiersz z największą ilością piorunów do 20:00 wygrywa, a jego autor wrzuca własny temat i rymy

  • Pamiętasz o tagach i społeczności


#naczteryrymy #zafirewallem

sireplama userbar
PaczamTylko

Tak się kończy z wódą zabawa

że w końcu musi wjechać szama

na promki w appkach trwa obława

wjedzie pizza czy kebab, drama!

Kronos

Zaczyna się weekend, zaczyna się zabawa

Ale ktoś dał ciała, skończyła się szama

Za kebabem lub pizzą zaczyna się obława

Trzeba dwie godziny czekać, to jest jakaś drama.

Fafalala

Wyborna to była zabawa Na stole wykwintna szama Na chipsy nastąpiła gwałtówna oblawa Gdy się skończyly była niezła drama.

Zaloguj się aby komentować

Wygląda na to że szanowna społeczność wybrała moje depresyjne rymy więc dzisiaj, jako, że weekend się rozpoczyna a do tego mamy okres świąteczny to lecimy.


Temat: wigilijka firmowa

Rymy: integracja, kolacja, szaleństwo, braterstwo


Udanej zabawy


Zasady:

  • Masz podany temat i rymy

  • Ogarniasz wierszyk w tej tematyce i z tymi rymami.

  • Oczywiście rymy mają być użyte z zachowaniem podanej kolejności

  • Szerzysz radość z tworzenia

  • Piorunujesz jak najęty

  • Wiersz z największą ilością piorunów do 20:00 wygrywa, a jego autor wrzuca własny temat i rymy

  • Pamiętasz o tagach i społeczności

#naczteryrymy #zafirewallem

PaczamTylko

Raz do roku z zarządem wigilijna integracja

brak świątecznej premii, ale za to jest kolacja

prezes miły, uśmiechnięty, no istne szaleństwo

w tym dniu wszechfirmowe otula nas braterstwo

sireplama

Zbliża się gehenna, kwaśna integracja.

Fałszywa w całusach, przeprzaśna kolacja.

Przebrnąć trzeba bez alko, korposzaleństwo!

Sztucznych uśmiechów, niechciane braterstwo.

Kronos

Upodlimy się razem, to się nazywa integracja

Barsz, karp i pół litra, to wykwintna jest kolacja

Połamiesz sie opłatkiem, albo krzeslem gdy ogarnie cię szaleństwo

Ramię w ramię przeciwko ochronie, tak rodzi się braterstwo.

Zaloguj się aby komentować

Dzień dobry się z Państwem,

Ostatnio nasz portal dla starych ludzi toczy zaraza. A ludzie starzy - wiadomo, na wszelkie choróbska są zdecydowanie mniej odporni. I nie, nie mówię tu o długo wczytujących się powiadomieniach, czy innych dolegliwościach stricte technicznych. Mówię o TWAROGU. Więc nie byłem nawet specjalnie zaskoczony, kiedy okazało się, że zacząłem pisać sonet o jajecznicy, a skończyłem z... "Odą do twarogu". Przynajmniej w tematykę bieżącej edycji się wstrzeliłem.


No nic - smacznego! Chyba...

Oda do twarogu


Choć z ciebie posiłek niezbyt kaloryczny,

To białkiem wypełniasz, każde jedno danie,

Tak obiad, jak pierwsze, czy drugie śniadanie -

Twarogu kremowy! Puchu apetyczny!


Dorównać smakowi nie zdoła nic twemu,

(choć zupki Owczarka wywołują mdłości)

I wrogiem zażartym jesteś otyłości,

No chyba żeś podany z dodatkiem dżemu.


Już żona na kromkę plasterek kładzie,

Solą oprósza ziarenka półtłuste,

Nic więcej do szczęścia nie trzeba w zasadzie.


Lecz rozkosz w udrękę się wnet przepoczwarza,

Bo we mnie laktoza jest bożym dopustem,

Co ogniem piekielnym jelita rozżarza!


#zafirewallem #nasonety #diriposta #slowotwaroze #pletwalztwarogu

PS. Wyszło trochę z dedykacją dla @owczareknietrzymryjski

owczareknietrzymryjski

@fonfi piękny sonet :D
> choć zupki Owczarka wywołują mdłości

a ja to muszę jeść xD
Wczoraj sobie tak myślałem że #pletwalztwarogu to bardzo inkluzywny tag. W przeciwieństwie do innych odliczań nie dyskryminuje jeśli nie możesz biegać czy nie masz roweru. Wystarczy jeść bo i tak wszyscy to robimy. No chyba, że ktoś nie toleruje laktozy wtedy płetwal nie toleruje jego xD

Yes_Man

@fonfi Zacny sonet wąsaty Milordzie

splash545

@fonfi amen. I udam, że ostatniej strofy nie ma.

Zaloguj się aby komentować

Dobry wieczór Hejto! Witaj Kawiarenko! Wypadło na mnie tym razem


Temat: Zbyt ciemno by się uśmiechać

Rymy: uśmiechać - ciemność - szlochać - przyjemność


Zasady:

  • Masz podany temat i rymy

  • Ogarniasz wierszyk w tej tematyce i z tymi rymami.

  • Oczywiście rymy mają być użyte z zachowaniem podanej kolejności

  • Szerzysz radość z tworzenia

  • Piorunujesz jak najęty

  • Wiersz z największą ilością piorunów do 20:00 wygrywa, a jego autor wrzuca własny temat i rymy

  • Pamiętasz o tagach i społeczności


#zafirewallem #naczteryrymy

sireplama userbar
PaczamTylko

Nie ma powodów by się uśmiechać

i rozjaśnić bielą swych zębów ciemność

za to powodów ma wiele by szlochać

trzymanie czarnucha w piwnicy to przyjemność


@moderacja_sie_nie_myje3

jakibytulogin

Tu się nie ma co uśmiechać,

Kiedy w kiblu smród i ciemność.

Brak papieru - tylko szlochać.

To przesrana nieprzyjemność.

Kronos

Nie mogę sie uśmiechać

Gdy zapada ciemność

Pozostało mi tylko szlochać

Samoopalacz to nie była przyjemność.


Kto oglądał Przyjaciół ten wie

Zaloguj się aby komentować

Wygląda na to że moja kolej więc zapodaję:

Temat: Koty są dziełem szatana


Rymy:

miauczenie

zasłony

korzenie

skończony


Zasady:

  • Masz podany temat i rymy

  • Ogarniasz wierszyk w tej tematyce i z podanymi rymami.

  • Oczywiście rymy mają być użyte z zachowaniem podanej kolejnosci

  • Szerzysz radość z tworzenia

  • Et voilà

#naczteryrymy #zafirewallem #poezja #tworczoscwlasna

pingWIN

Ciszę zburzyło miauczenie
Ryż "premium" znowu za słony
Do paczki pietruszki korzenie
Wierszyk chyba skończony.

sireplama

Przez mrok przebrzmiało diabelskie miauczenie!

Sakralną ofiarą stały się zasłony,

Z donic wyrwane są pokoleń korzenie,

Chaos przetuptalł, Twój trud i znój skończony.

PaczamTylko

Codziennie słychać małżonki miauczenie

przekop ogródek, wypierz z salonu zasłony

musi mieć połówka iście kocie korzenie

przybądź śmieciarko, niech trud będzie skończony

Zaloguj się aby komentować

Coś cisza w eterze, nie ma co czekać. Nadaję...


Temat: Wiadomość z kosmosu

Rymy: fale - trwale - konsternacja - wegetacja


Zasady:

  • Masz podany temat i rymy

  • Ogarniasz wierszyk w tej tematyce i z podanymi rymami.

  • Oczywiście rymy mają być użyte z zachowaniem podanej kolejnosci

  • Szerzysz radość z tworzenia

  • Et voilà


#naczteryrymy #poezja #tworczoscwlasna #zafirewallem

splash545

To jest przekaz myśli, nie radiowe fale

Nadaję je z mózgu, robię to wytrwale

W cały kosmos lecą, lekka konsternacja

Bo gdy się wyczerpią czeka wegetacja

sireplama

Przemierzają wszechbezkres ultradługie fale,

Odmienią życie wielu - gwałtownie i trwale,

Nastanie szok, rozpacz, gniew i konsternacja,

Nie tylko u nas jest umysłowa wegetacja!

PaczamTylko

Z daleka zostały odebrane kosmiczne fale

miały szansę by zmienić ludzkość trwale

nie nastąpiło odrodzenie, a nawet konsternacja

każdy scrolluje tik toka, ogólnoświatowa wegetacja

Zaloguj się aby komentować

Witam


Z lekkim opóźnieniem ...


Otwieram XXIII edycję #naopowiesci #zafirewallem


Temat: Sekrety małych miejscowości/wsi(mroczne, pozytywne, jakie tylko chcecie)

Forma: dowolna

Czas: do 31 Grudnia 2025


Temat nie musi być obyczajowy, może być abstrakcja, komedia, fantastyka. Ciekawa puenta mile widziana Ważne żeby główną role odgrywał tu małomiasteczkowy/wiejski klimat i tajemnica.


Powodzonka


ZASADY:

Wrzucasz opowiadanie w ww. tematyce, okraszone tagami #naopowiesci #zafirewallem , masz czas do końca miesiąca potem wybiorę zwycięzcę który wygra nagrodę oraz niepowtarzalną okazję poprowadzić następna edycję #naopowiesci

1dde0bd2-b80d-40e1-b1f2-6115707aa600
George_Stark

mógłbym napisać ze cztery opowiadania o małych miasteczkach

ale

.....mam w d⁎⁎ie małe miasteczka.


Przepraszam. Nie mogłem się powstrzymać. Już jestem spokojny.


A gdyby ktoś nie znał jednego z moich ukochanych wierszy, to informuję, że nie narzekam, ale parafrazuję.

cyberpunkowy_neuromantyk

@Cori01 


O kurczę, ale fajny pomysł. : )))))

ciszej

@Cori01 taktyczny komentarz, fajny temat, dawno nie pisałam

Zaloguj się aby komentować

RogerThat

Gdy nic nie słychać, chociaż ktoś krzyczy

Gdy jest potrzeba, a nikt nie pomoże

Gdy nie ma siły, więc nawet już nie ryczy

Tylko ciągnie jak kot z pęcherzem po ugorze

Kronos

To nie moja wina, niech szef już nie krzyczy

Ja robię co mogę, to nic nie pomoże

Mało mleka daje krowa co dużo ryczy

A ja po cichutku co dzień na ugorze.

jakibytulogin

Stary ciągle tylko krzyczy,

Bić w tych czasach już nie może.

Młody zaraz się rozryczy:

Matma - orka na ugorze.

Zaloguj się aby komentować

Ehhh... Moi milusińscy, i kogo tu wybrać...


@KatieWee i @Fletcher wywołali we mnie nutkę nostalgii, @KatieWee spowodowała że zacząłem sobie wspominać jak te 13 lat temu pracowałem w UK, pakowałem mięso do kartonów, pracowałem tam z takim jednym spoko jamajczykiem, sporo Węgrów było, można było się z nimi pośmiać, atmosfera była super

U @Fletcher w opowieści widziałem siebie idącego na nockę do pracy (akurat dzisiaj idę, nie chce mi sieeeeeee), wracającego nad ranem do domu, gdzie po całej nocy wskakujesz do ciepłego łóżeczka i przytulasz się do żony, to jest jedno z najlepszych uczuć w życiu, porównywalne z widokiem małego czworakującego szczypiorka który się cieszy na Twój widok jak wracasz z pracy i "biegnie"' na 4 łapach ile ma sił byle szybciej wziąć go na ręce .


U @MJB spodobało mi się fajne uniwersum niczym z starship troopers chyba też w "miłość, śmierć i roboty" byl odcinek o podobnej tematyce gdzie ludzie odpierali atak robali na jakiejś planecie podobają mi się takie klimaty, oj podobają


No i mamy jeszcze panią spóźnialska @Cori01 (kupić pani zegarek?! :D). Jej historia długa fajna spowodowała, że cały czas się zastanawiałem co się stanie, czy to plantacja marihuany, czy fabryka narkotyków? Nim dalej tym ciekawiej, co te żydki tam knują?! Aż w efekcie stało się coś o czym w ogóle nie pomyślałem


Więc proszę państwa XXII edycję #naopowiesci rzutem na taśmę, wygrywa @Cori01 ( ͡° ͜ʖ ͡°)


gratulacje!

I zapraszam do wybrania kolejnego tematu XXiii już edycji tej pysznej rozrywki


Do każdego z Państwa biorącego udział w tej edycji napisze dzisiaj wieczorem wiadomość priv. Bo chciałem wam wysłać jakiś mały podarczek ode mnie


#zafirewallem

c3a0577f-068e-4c7d-9dfd-3c98f351fa16
Fletcher

@cebulaZrosolu Dzięki za organizację Może uda się coś naskrobać w następnej edycji

Opornik

@cebulaZrosolu 


małego czworakującego szczypiorka który się cieszy na Twój widok jak wracasz z pracy i "biegnie"' na 4 łapach ile ma sił byle szybciej wziąć go na ręce

Zapisuj te momenty, rób zdjęcia, zanim minie. Ech... Ja już prawie, no nie zapomniałem, ale mnie wzięło na wspomnienia.

fonfi

Gratulacje dla wszystkich uczestników, a największe dla zwyciężczyni @Cori01.
Przypominam, że zwycięzca dostaje nagrodę w postaci wybranej przez siebie książki. Wiadomość na priv już leci - @Cori01 proszę sprawdzać

Zaloguj się aby komentować

#naopowiesci #zafirewallem


BEZ CELU



Dzisiejszego wieczora widoczność była słaba, zbyt słaba jak na prowadzenie obserwacji. Jesienna aura dawała się we znaki nie tylko uciążliwą i gęstą jak zsiadłe mleko mgłą, ale także przeszywająco zimnym wiatrem. Drobne i szczupłe ciało Kornelii nie było zbyt odporne na niskie temperatury, zwłaszcza podczas jazdy rowerem. Jednak nie była to dziewczyną, którą łatwo można było zniechęcić do działania. Jeśli obrała sobie jakiś cel, niestraszne były jakieś nic nieznaczące przymrozki, „Pogoda? dlaczego coś tak losowego miałby mnie pokonać?” – Powtarzała to sobie za każdym razem, kiedy jej ciało za wszelką cenę próbowało zatrzymać ją w ciepłym, choć nudnym łóżku pod kocykiem. Bycie solidną i twardą było dla niej czymś więcej niż samorozwojem i pracą nad charakterem to było jej credo. Czuła, że właśnie taka musi być, niezależnie od warunków.

Nie była to pierwsza wizyta Kornelii przy tym obiekcie. Już od dłuższego czasu planowała eksplorację opuszczonego budynku, który w skali trudności Ubrexu, o ile by taka istniała, znajdowałby się wysoko ponad przeciętną. Mimo nastoletniego wieku dobrze wiedziała, co robi. Odkąd samodzielnie mogła zwiedzać okolice to co najbardziej ją interesowało to dreszczyk emocji podczas chodzenia po opuszczonych miejscach. Po czym rozwinęła u się u niej chęć i pasja do poznawaniem ich historii i przeznaczenia. Mogła się pochwalić licznymi osiągnięciami w tej dziedzinie, nie tylko jako typowa turystka znanych w tym środowisku obiektów, lecz także odkryciem kilku nowych, o których nikt wcześniej nie wiedział. Uczycie bycia tą pierwszą, może nie był tym samym co czuł Neil Armstrong stawiający pierwsze kroku na Księżycu, ale w jej świecie było ono równie bezcenne. Zwykle nie były to imponujące budynki, często były to po prostu opuszczone domostwa, zapomniane i zarośnięte, powoli niknące w objęciach matki natury. Pożerane przez lasy i łąki.


Nowy cel, który sobie obrała, nie należał do tych nieznanych, pozbawionych zainteresowania czy okolicznych mieszkańców czy ludzi z jej świata. Problem polegał na tym, ze wejście na jej teren było trudne i zwyczajnie nielegalne. Mimo, ze to była opuszczona od kilku dekad fabryka, z której oprócz dzikich gołębi i nietoperzy nikt nie korzystał. Często ktoś o niej wspominał w mediach społecznościowych pod znanymi jej tagami. Łatwo więc było jej wysnuć wniosek, ze nie tylko ona się nią interesuje, ale być może to ona pierwsza odważy się zaryzykować i „postawić” tam swoją flagę jak nieustraszony zdobywca ośmiotysięcznika. Początkiem procesu eksploracji zwykle było poznanie historii miejsca. Niewiele jednak była w stanie ustalić poza tym, że fabryka została całkowicie opuszczona w latach dziewięćdziesiątych i wciąż znajduje się w posiadaniu nieznanego nikomu milionera, który zdeterminowanie nie pozwala na dewastację obiektu. Przez co w przeciwieństwie do innych tego typu lokacji, ta jest niezbyt umiejętnie, ale jednak strzeżona i zabezpieczona.


Najdziwniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że każde źródło podawało zupełnie inne przeznaczenie produkcyjne tego molocha. Spójne było głównie to, że przetwarzano tam aluminium, choć to tylko szczątkowa informacja, nie tłumacząca w zasadzie nic konkretnego. Mimo że mieszkała od fabryki niespełna 20 kilometrów, w lokalnej społeczności była ona jak widmo. Nikt o niej nie mówił, nikt nic nie słyszał, nikt tam nie pracował, mimo że zamknięto ją zaledwie trochę ponad trzydzieści lat temu. Jedna z plotek głosiła, że fabryka nigdy nie została uruchomiona. Wybudowano ją, lecz zanim pierwsze taśmy ruszyły, właściciel splajtował i obiekt pozostawiono w nienaruszonym stanie, z nadzieją, że ktoś go wykupi. Kornelia czuła, że ta plotka może mieć w sobie ziarno prawdy, zwłaszcza w kontekście szczątkowych informacji na jej temat.


…………...


Dawała sobie jeszcze dwadzieścia minut na względne przyjrzenie się zabezpieczeniom. Druciany płot w wielu miejscach był dziurawy, więc wejście na teren fabyrki nie powinno stanowić problemu. Gorzej z czujnikami ruchu, choć część z nich wydawała jej się oczywistymi atrapami. Każdą obserwację skrupulatnie zapisywała w notatniku, po czym rzuciła ostatnie spojrzenie na ponury szereg rdzewiejących, wąskich kominów, po czym ruszyła w drogę powrotną do domu. Wyczerpana padła na łóżko, ostatkiem sił zmuszając się, by wstać, wziąć prysznic i umyć zęby, wszystko z uczuciem walki z samą sobą i słabnącą z każdą minutą silną wolą. Kojący prysznic zdziałał jednak cuda i otrzeźwił ją. Wydobył z niej energie, która gdzieś tam w głębi jej drobnego ciała. jeszcze się kumulowała. Usiadła do biurka i poruszona weną zdołała jeszcze przed snem zaplanować eksplorację na przyszły tydzień. Niedziela wydawała się odpowiednim dniem. Jeśli faktycznie istniała tam jakaś ochrona, to pod koniec tygodnia mogła być po prostu mniej czujna. Intuicyjnie coś nie dawało jej spokoju. Zasypiając czuła, jakby o czymś zapomniała, jakby brakowało jednego puzzla, którego nie mogła odnaleźć, a poczucie niedokończonej układanki wprawiało ją w trudny do opisania dyskomfort, z którym ciężko było wygrać.


……………...


Wyczekiwanie niedzieli wydłużało każdą nudną i trudną do zniesienia chwilę na bezużytecznych lekcjach prowadzonych przez jeszcze bardziej znudzonych i wypalonych nauczycieli. Jedyne, co ją pocieszało, to świadomość, że to ostatni rok tego przymusowego kołchozu zwanego szkołą i wkrótce będzie wolna, a przynajmniej chciała w to wierzyć. Przerwy między zajęciami wypełniała planowaniem kolejnych punktów zwiedzania. Obiekt był duży i wiedziała, że jeden dzień to za mało, by wszystko dokładnie zbadać. Istniała taka możliwość, że się rozczaruje i za murami znajdzie jedynie puste hale, pozbawione duszy i zaklętych w porzuconych przedmiotach historii, których tak bardzo pragnęła doświadczać. W planie wyznaczyła sobie zwiedzanie głównej hali produkcyjnej oraz biur operacyjnych, w których mogła natrafić na plany i informacje dotyczące produkcji. Wiedziała jednak, że jej oczekiwania są bardziej marzeniami niż realnym scenariuszem, który może ją spotkać na miejscu.

Wstała wcześnie rano, zanim jeszcze nastał świt. Przygotowana, pewna swego z całym zestawem niezbędnego wyposażenia „małego poszukiwacza przygód”. Ruszyła w drogę. Fabryka była położona na zupełnym odludziu, wokół nie było, żadnych budynków, domostw, czy gospodarstw, a nawet sypiącej się ambony łowieckiej. Jak zdziczały pustelnik straszył ten kolos zdezorientowanych grzybiarzy. Jadąc, mijała gęste lasy, droga dojazdowa była niemal w całości pochłonięta przez zarośla. Asfalt ledwo przebijał spod suchych liści i martwych, wysuszonych resztek roślin. W okolicy panowała cisza, a w oddali słychać było jedynie krakanie wron. W ciele dziewczyny narastał dreszcz emocji, który z każdą minutą przeradzał się w ekscytację, im bliżej celu się znajdowała. Gdy była już niemal na miejscu, ukryła rower w zaroślach na skraju lasu. Następnie ruszyła przed siebie przez pustą przestrzeń otaczającą blaszanego potwora, który w różowym blasku wschodzącego słońca wydawał się jeszcze bardziej potężny i tajemniczy.


Wejście na teren fabryki, jak przypuszczała, nie było trudne. Zgodnie z planem ominęła kamery i czujniki ruchu, nawet te które wyglądały na atrapy, ale „jak to mówią przezorny zawsze ubezpieczony” – pomyślała i ostrożnym krokiem ruszyła dalej prosto w bebechy potwora, z którym już nie trzeba walczyć. Przecisnęła się przez luźno zamknięte masywnym łańcuchem metalowe drzwi i włączyła świecącą lichym światłem latarkę, która ułatwiła jej poruszanie się w ciemnych pomieszczeniach. Prawdopodobnie weszła od strony wejścia dla pracowników fizycznych. Mijała zakurzone i zardzewiałe szafki, przypominające te ze starych szkół. Obok znajdowało się wejście do łazienek, lecz nie było w nich nic poza kafelkami i dziurami w podłodze po wyrwanych muszlach toaletowych. Nie znalazła żadnych osobistych przedmiotów. Szafki były puste i poza rdzą nie nosiły żadnych śladów użytkowania. Żadnych naklejek, inicjałów, niczego, co wskazywałoby na kiedyś tętniącą życiem szatnię pełną pracowniczej energii i humoru. Ze ścian odklejała się farba olejna, łuszcząc się płatami i opadając na podłogę, stanowiąc poza kurzem jedyny brud zalegający na korytarzach budynku. Wszystko było jak zamrożone w czasie. Nikt niczego nie zmienił, tylko czas, zniekształcił to co potrafił najlepiej. Poruszała się ostrożnie długimi korytarzami, zaznaczając kawałkami żółtej odblaskowej taśmy drogę powrotną. W końcu dotarła do ogromnej hali, a uczucie, które ją ogarnęło, było dokładnie tym, dlaczego tak bardzo kochała to, co robi.


Widok zaparł dech w jej piersiach. Przez świetliki w dachu halę oświetlało skromnie poranne słońce, przebijając się przez zawieszony w powietrzu kurz i pył. Światło odbijało się od ogromnych stalowych kadzi i taśm produkcyjnych, które budziły podziw nad tym, jak ogromne konstrukcje potrafi stworzyć ludzka ręka. Wszystko to jednak wydawało się dla dziewczyny zbyt sterylne i nie rozumiała, jakim cudem nikt z tego nie korzysta. Wiedziała, że coś takiego musi mieć ogromną wartość. A to po prostu stoi sobie nieużywane i zapomniane, obrastając kolejnymi warstwami kurzu, z których niczym dendrolog ze słojów można wyczytać wiek tego miejsca. Wszystko to, nie pasowało jej do typowego urbexu, z jakim miała do czynienia i o jakim czytała oraz słuchała. Było to zbyt idealnie. „Przecież nie była na końcu świata, a brak tu nawet jakichkolwiek śladów zwykłych wandali” – Pomyślała czując niepokój. Dojechała tutaj rowerem, tak jak każdy inny mógł to zrobić. Liczyła, że będzie tu jako pierwsza eksploratorka, ale nie pomyślała, ze będzie pierwsza w ogóle. Ta myśl nie dawała jej spokoju, lecz czuła, że nie ma teraz czasu, by analizować te odchylenie od normy.


Podeszła do jednej z taśm, próbując znaleźć opisy tego, co oglądała. Nie miała na koncie wielu fabryk, ale wydawało jej się logiczne, że linie produkcyjne musiały być jakoś podpisane i oznaczone, czego wymagało BHP, o ile w latach dziewięćdziesiątych było takowe wymagane. Znalazła panel sterowania wykonany z błyszczącego metalu przypominającego miedź. Gałki były ubrudzone grudkami jasnoszarego metalu, a nad nimi znajdowała się tabliczka z wytłoczonym napisem. Nie mogła jednak go odczytać. Był w nieznanym jej języku. Nie interesowała się obcymi językami, ale ten zdecydowanie nie przypominał żadnego europejskiego. Alfabet nie wyglądał jak cokolwiek, co znała. Wydało jej się to chyba najdziwniejsze w całym obiekcie, a przecież miała przed sobą masę innych pomieszczeń. Zrobiła zdjęcia hali i tabliczki, po czym ruszyła dalej, szukając po drodze informacji w języku polskim, lecz mijała jedynie napisy wykonane tym samym nieznanym alfabetem. Zmieniła kierunek na schody prowadzące na andresolę z licznymi drzwiami oznaczonymi również obcymi symbolami. Wchodząc, zatrzymała się zahipnotyzowana widokiem na halę. Z wyższej perspektywy, wzrokiem mogła objąć całą przestrzeń i potęgę, jaka w niej tkwiła. Aby jednak nie stracić poczucia czasu, skupiła się na tym, co miała przed sobą. Było to pięć par drzwi, które zamierzała przeszukać jedno po drugim.


Pierwsze drzwi były niestety zamknięte i to na tyle mocno, że nawet nie drgnęły, gdy próbowała je otworzyć siłą. Kolejne za to ustąpiły bez żadnego trudu i prowadziły do pomieszczenia pełnego kartonów z aluminiowymi odlewami czegoś, czego nie potrafiła do niczego zaklasyfikować. Poza jednym elementem, po który jej dłoń, okryta skórzaną rękawiczką, sięgnęła niemal mimowolnie. Była to aluminiowa maska przypominająca te znane z opisów średniowiecznych tortur. Nie miała wyraźnych rysów twarzy, jedynie otwory na oczy i lekko zarysowany nos i zamknięte usta. Zasada, której trzymała się najpilniej ze wszystkich niepisanych zasad jej pasji, była prosta: „nigdy nie zabieraj pamiątek z urbexu”. Tym razem jednak jej nie posłuchała. Schowała maskę do plecaka i ruszyła w kierunku kolejnych drzwi, licząc, że nie zamieni się w zielonogłowego żartownisia z wielkimi białymi zębami i żółtym garniturem.


Kiedy złapała za klamkę kolejnych drzwi, usłyszała w oddali, jak coś zbliża się do niej – ciężkie kroki. Ich dźwięk niósł się echem przez korytarze, nie dając możliwości namierzenia kierunku, z którego dochodziły. Jedyne, co pomyślała, to że to może być ochroniarz, i szybko ruszyła w kierunku drogi, którą tu przyszła, zwinnie zbierając za sobą pozostawiane naklejki z taśmy. Nie czuła, żeby ktoś ją zauważył, ale wiedziała, że zwlekanie z opuszczaniem tego miejsca mogłoby tylko sprowadzić kłopoty. Wiedziała, że mogła zostać usłyszana. Puste pomieszczenia wzmacniały każdy dźwięk, a jej kroki również odbijały się echem od wszystkich ścian niczym kamień wrzucony do studni. Kiedy w końcu wyszła, słońce było już u szczytu. Dzień był jasny i słoneczny. Wracając, wciąż myślała o tym, co zobaczyła, i o masce, która ciążyła jej na sumieniu.


……………….


Podczas niedzielnego obiadu z rodzicami była wyjątkowo cicho. Zaniepokojona jej nietypowym zachowaniem mama zapytała, czy wszystko w porządku. Pytanie to dla Korneli było jakby usłyszane, z dala, gdzieś obok niej umknęło niezauważone. Aktualnie nie istniało dla niej nic innego oprócz, dręczących ją myśli i zagadek, które czuła, ze musi rozwiązać za wszelką cenę. Z apetytem szybko zjadła to co było podane, podziękowała rodzicom udała się do swojego pokoju, aby przejrzeć fotografie i rozszyfrować napisy, które były dla niej tajemnicą, ale nie powinny być tajemnicą dla internetu. Wrzuciła zdjęcia do wyszukiwarki i poprosiła sztuczną inteligencję o przetłumaczenie tego, co znajdowało się na tabliczkach. SI zasugerowała, że jest to hebrajski. Niestety tłumaczenie nie było zbyt sensowne. „Lepsze to niż nic” – wymamrotała pod nosem. Jedyne co potrafiła z tego zrozumieć to coś o bezwzględnym wykonywaniu rozkazów i posłuszeństwie ponad wszystko. Uznała, że to jakiś błąd w tłumaczeniu albo żart pozostawiony przez kreatywnych „turystów”.


Zbliżał się wieczór, a dziewczyna wciąż nie mogła uspokoić swoich emocji. Wszystko w niej buzowało od podniecenia i ekscytacji, jakiej nigdy wcześniej nie czuła, mimo sporego już doświadczenia. Kładąc się do łóżka, odczuwała wyrzuty sumienia – zabrała przedmiot, który powinien pozostać nienaruszony, złamała swoją złotą zasadę i wiedziała, że to może tylko ją popchnąć do dalszego gromadzenia pamiątek z miejsc, które powinny zostać zatrzymane w czasie, a nie ograbiane. Czuła, że musi tam wrócić i odłożyć maskę na miejsce. Wiedziała, że jeżeli tego nie zrobi, jak zasady runą jak kostki domina, jedno po drugim. Wzięła maskę do ręki i przyjrzała się jej jeszcze raz dokładnie. To, co przykuło jej uwagę, to niewielka tabliczka zamocowana wewnątrz czoła maski, z krótkim napisem, prawdopodobnie w języku hebrajskim. Napis był mocno zatarty i nie znając języka, nie była w stanie odgadnąć, jakie symbole tworzył, by wrzucić je do tłumacza. Poza tym nie dostrzegła żadnych innych charakterystycznych elementów. Odłożyła przedmiot do plecaka i poszła spać.


Sen przyszedł z trudem i był niespokojny. Śniły jej się okropne koszmary. Jednak ich obraz ulatywał od razu po przebudzeniu. A Wybudzała się kilkukrotnie, zlana potem i roztrzęsiona. Słyszała w sobie wewnętrzny głos, czuła go wyraźnie, czuła też, że musi zrobić coś absolutnie szalonego. Wstała z łóżka. Na zewnątrz panowała całkowita ciemność, lecz to jej nie powstrzymało. Ubrała się w ciepłe ubrania, zabrała jeszcze nierozpakowany plecak i po cichu wyszła z domu, tak by nie obudzić rodziców. Wsiadła na rower i ruszyła w tym jednym kierunku, który ją wołał. Ulice były całkowicie puste, a ona mknęła przez ponure, ciche alejki i mroczny las. Słyszała w głowie, jak zahipnotyzowana, dźwięki tłoków i kucia żelaza, które z każdym kilometrem w pobliżu celu zdawały się stawać coraz wyraźniejsze.

Noc była ciepła, a południowy, suchy wiatr ogrzewał jej rumiane policzki. Kiedy dotarła do celu, nie dbała o ukrycie roweru, zostawiła go pod ogrodzeniem w kierunku fabryki, a jej uwagę przyciągało mistycznie migoczące światło w jednym z pomieszczeń. Strach przed ochroniarzem zupełnie jej już nie blokował. Ruszyła odważnie, pewna siebie, drogą, którą już znała. W momencie, gdy weszła na teren fabryki, wszystko nagle zamarło w jej głowie. Dźwięki ucichły, a ciało oblał dreszcz strachu i przerażenia, jakby dopiero teraz dotarło do niej, jak wielką głupotę popełnia. Jednak coś wciąż ciągnęło ją do przodu, w kierunku światła, które ją wołało. Miejsce było takie samo jak wczoraj, z jednym istotnym wyjątkiem, panowało w nim ciepło, bijące od kotłów i kadzi. Gdy je dotknęła, były niemal gorące. Żadne logiczne wytłumaczenie nie przychodziło jej do głowy, poza jednym, „to miejsce wcale nie było opuszczone, jak wszyscy myśleli”.

Źródłem światła było biuro, które wcześniej zapamiętała jako szczelnie zamknięte, tym razem drzwi były uchylone. Przebijały przez nie ciepłe, stłumione promienie lichej lampy. Wchodząc po schodach, jedynym dźwiękiem było echo uderzeń twardych podeszwy butów o stalowe stopnie, nic poza tym. Żadnych niepokojących kroków ochroniarza. Podchodząc do otwartego, tajemniczego pomieszczenia, nie wiedziała, czego się spodziewać, jaki sekret tam odkryje ani kogo może w nim ujrzeć. Gdy chwyciła za klamkę, nagły blask światła ją oślepił. Nie widziała nic wokół, oczy piekły ją od jaskrawego światła, które całkowicie zdezorientowało jej koordynację ruchową. Po chwili upadła na ziemię, uderzając głową o twardą, betonową podłogę.


…………….


Obudziła się, czując słony smak krwi z rozbitej wargi. Światło w pomieszczeniu było tak jasne, że przez dłuższą chwilę jej źrenice nie mogły nabrać ostrości. Gdy w końcu to się stało, zaczęła dostrzegać, w jak trudnej sytuacji się znalazła. Nie przerażało jej nawet to, że siedzi na dużym, jasnometalicznie zabarwionym, masywnym krześle przypominającym tron, lecz fakt, że znajduje się w olbrzymim pomieszczeniu, którego końca ani okien nie widać. Jedynym źródłem światła był olbrzymi reflektor zawieszony nad jej głową, który padał bezpośrednio na nią. Kiedy wszystkie jej zmysły zaczęły wracać do równowagi, w oddali usłyszała powolne, ciężkie kroki, o takim samym tonie jak przy pierwszej wizycie. Z każdą chwilą stawały się coraz głośniejsze. W końcu dostrzegła, jak z ciemności wyłania się ponadnaturalnie wysoka postać o masywnej budowie. Im bliżej się znajdowała, tym bardziej nie dowierzała własnym oczom. Pomyślała, że być może to sen albo uderzenie o podłogę namieszało jej w głowie. Twarz olbrzyma była czymś, co już wcześniej widziała. Było to lico, znane jej z maski, którą nosiła w plecaku. Teraz stało przed nią i patrzyło czarnymi oczami, z których blado przebłyskiwały drobne, białe źrenice niczym światełka zasilane wyczerpującą się baterią. W Korneli obudziła się mała dziewczynka, już nie tak odważna i pewna siebie, której jedynym sposobem samoobrony był głośny płacz, od którego z trudem się powstrzymywała. Wiedziała, że to nie człowiek, na nią patrzy, lecz coś żywego, co poruszało się nieprzerwanie w jej kierunku, będąc już na tyle blisko, że mogłaby go dotknąć dłonią. Jej ręce jednak ze strachu straciły wszystkie siły witalne, pozostając jak posąg, który zastygł nie mając zamiaru zmieniać swojej pozycji. Postać nachyliła się do niej jeszcze bliżej, patrząc prosto w jej oczy. Jej nos niemal dotykał metalicznej twarzy. Wtedy nagle coś w niej ożyło na nowo, Odwaga i werwa wróciły ze zdwojoną siłą. Dziewczyna gwałtownie zerwała się na nogi, chcąc uciec przed topornym ciałem blaszanego potwora, lecz on zareagował szybciej, niż zdążyło to zarejestrować jej oko. Chwycił ją ciężkimi dłoniami za ramiona, tak że jej nogi ugięły się pod nią i opadła bezsilnie z powrotem na miejsce. Jej ciało drżało, lecz czuła, że nie ma nic do stracenia. Wykrzyczała do niego twardo i stanowczo.

-CZEGO ODE MNIE CHCESZ?!


Potwór spojrzał na nią tak, jakby jego spojrzenie wydawało się łagodniejsze. Nie widziała w nim zła. Gdyby chciał jej coś zrobić, już dawno by się jej pozbył. Jedną dłonią mógłby zgnieść jej czaszkę bez większego wysiłku, a jednak tego nie zrobił, nawet gdy próbowała uciec. Jego wzrok skierował się w ciemność, a potem ponownie na nią. Dotknął jej czoła i palcem „napisał” jakieś słowo składające się kolejno z liter EMET. Nie wiedziała, co to znaczy, i wcale ją to nie dziwiło. Nic z tego, co działo się wokół niej, nie miało najmniejszego sensu. Odpowiedziała tylko łagodnym, cichym westchnieniem:


-Nic nie rozumiem…


Mimo że potwór jej nie odpowiedział, zdawał się rozumieć, co do niego mówi. Schylił głowę i ruszył z powrotem w ciemność. Kornelia wolnym krokiem wstała i poszła za nim. On jednak odwrócił się w jej stronę i gestem dłoni, niczym policjant na drodze, nakazał jej zostać w miejscu. Zatrzymała się i czekała, wpatrzona w ciemność, w której olbrzym powoli tracił swoje kontury.


Rozsądek podpowiadał jej, że to najlepszy moment na ucieczkę, choć nawet nie wiedziała, w którą stronę biec. Intuicyjnie czuła jednak, że jest bezpieczna i że znalazła się tutaj nie bez powodu. Po chwili poczuła, jak podłoga pod jej stopami zaczyna drżeć, a pomieszczenie wypełnia hałas marszu setek, ciężkich metalowych stóp. Adrenalina nie ze strachu, lecz z podniecenia tym, co się właśnie działo, opętała ciało nastolatki. Nasilając się, gdy przed jej oczami pojawił się widok którego nie wymyśliłaby sobie jej umysł nawet w najbardziej oderwanych od rzeczywistości snach. Armia wybrakowanych olbrzymów o jednakowych twarzach zmierzających w jej kierunku nierównym krokiem. Cześć z nich była pozbawiona nóg, włócząc korpus ramionami po betonowej podłodze. Przyglądając się dokładniej, Kornelia dostrzegała u każdego z nich jakieś braki i uszczerbki w ich topornej konstrukcji. Nie był to przerażający widok, a smutny, czuła litość i chęć pomocy, „ale jak pomoc komuś kto nie jest z krwi i kości?”


Gdy byli już niemal u jej stóp, zatrzymali się rytmicznie, jak nakręcane, zsynchronizowane zabawki. Po czym wszyscy schylili głowy i uklękli, a przynajmniej Ci, którzy byli jeszcze do tego zdolni przed kruchą dziewczyną. Nie wiedziała, jak reagować, co robić. Myśli w jej głowie stawały się coraz bardziej chaotyczne i pełne pytań. Cała sceneria wyglądała tak, jakby stała się królową olbrzymich niepełnosprawnych blaszaków, które nawet nie potrafią mówić. Nie wiedziała, czym są, kto je skonstruował, ani dlaczego akurat ona była tą, przed którą wszyscy klękają. Podeszła do najbliżej stojącego blaszaka. Wzrok reszty poruszał się za nią synchronicznie. Dotknęła go i poczuła chłód jego ciała. Nie było w nim życia, jakiego się spodziewała, ale też nie było tam pustki. Miały w sobie coś, co sprawiało, ze ma się do czynienia z świadomą istotą Odwróciła się plecami do olbrzymów i ruszyła w stronę tronu, szukając wyjścia. Armia ruszyła za nią. Zatrzymała się i oni też się zatrzymali.


-ZOSTAWCIE MNIE W SPOKOJU! – krzyknęła z irytacją, niczym do rodziców dręczących ją pytaniami o późny powrót do domu. „Właśnie rodzice…” pomyślała. Musieli się o nią martwić. Nawet nie wiedziała, jak długo tu jest. Telefon wraz z jej rzeczami musiał zostać w pomieszczeniu, w którym straciła przytomność.


Armia stanęła w bezruchu, wysłuchując jej rozkazu. Wtedy była już pewna, że rozumieją jej słowa, lecz nie może liczyć na odpowiedź zwrotną. Stanęła przed nimi i powiedziała:

-Niech wyjdzie przed rząd ten, który był przy mnie jako pierwszy!


Nagle z tłumu powoli wyłonił się najlepiej ze wszystkich zachowany olbrzym i ze spuszczoną głową podszedł do swojej Pani, czekając na dalsze rozkazy.


-Nie możesz mówić?

Pokiwał głową twierdząco.


-To pokaż mi, czym jesteście i czego ode mnie chcecie.

Olbrzym odwrócił się i zaczął podążać przed siebie, ociężałym krokiem wyraźnie oczekując, że jego Pani pójdzie za nim. Szli wąskim korytarzem, który niczym podziemny tunel ciągnął się stromo w górę.


-Jesteśmy pod ziemią?

Olbrzym ponownie pokiwał twierdząco głową.


Szli tak około piętnastu minut, zanim dotarli do miejsca, w którym straciła przytomność. Pomieszczenie już nie było wypełnione jaskrawym światłem, jedynie blado świeciła się żarówka, której światło nie obejmowało w całości przestrzeni, w której się znajdowali. Nie było ono duże, nie większe niż przeciętny salon w PRL-wskim bloku. Było ono głównie wypełnione książkami i segregatorami, a na środku stało masywne, drewniane biurko kreślarskie, zapewne należące kiedyś do jakiegoś zapalonego inżyniera. Olbrzym wyciągnął jedną z ksiąg i rozłożył ją na biurku. Spojrzał na swoją Panią, sugerując, by podeszła bliżej i przyjrzała się temu, co próbował jej pokazać. Był to nie do końca zrozumiały dla niej instruktaż specjalistyczny, pełen technicznych rysunków i opisów w języku hebrajskim. Jednak przeglądając strony, dostrzegła powtarzające się schematy i symbolikę. Był to przepis na stworzenie bytu, który stał przed nią, istoty równie mocnej i potężnej jak posłusznej.


Powoli zaczynam rozumieć, wyszeptała dotykając dłoni potwora. Ten jednak jedynie spojrzał na nią niewzruszenie. „choć jakie emocje w ogóle jesteś stanie pokazać” – pomyślała, ze współczuciem. Zrobiło jej się szkoda tych setek samotnych w swojej istocie blaszaków. „Co oni muszą czuć, wiedząc, że ich życie to tylko zlepek projektów i dziwnych rytuałów. Nie ma w tym nic głębokiego ani wyniosłego, są stworzeni tylko po to, by służyć” Chwilę zastanawiała się, co robić dalej. Przecież nie mogła ich tak po prostu zostawić samych, żeby korozja zamieniła ich w pył. Ale co mogła zrobić oprócz próby zrozumienia ich istnienia. „jak mam wam pomóc co mam zrobić?” – pytanie drążyło ją panicznie w jej przeciążonym od tego wszystkiego umyśle.


Olbrzym odwrócił się i ruszył w kierunku klasycznej czarnej tablicy, rodem z dawnych szkół. Niezdarnie krzątał się po pomieszaniu szukając kredy, której nie znalazł na półce pod tablicą. Jego niezdarność rozczulała dziewczynę i wywoływała uśmiech politowania. Czekała jednak cierpliwe na efekt jego poszukiwań i to co za pomocą kredy chciał jej wytłumaczyć. Kiedy ją znalazł już pewnym krokiem ruszył do miejsca docelowego, pisząc coś pięknym technicznym pismem, ku wielkiemu zdziwieniu Korneli w języku polskim. Powoli litery układały się w słowa, a słowa w zadnie, proste i odpowiadające na pytanie, którego nawet nie wypowiedziała na głos.


„OBDARZ NAS SENSEM ISTNIENIA”

__________________________________________________________________


PS: przepraszam za lekką obsuwę

PlatynowyBazant

@Cori01 Skup metali kolorowych 😉

Zaloguj się aby komentować

Dzień dobry wieczór się z Państwem,

Chociaż tym razem to bardziej z panem. Z panem @George_Stark, bo wpisem tym chciałem złożyć na ręce Kolegi podziękowania. Podziękowania troszkę może spóźnione, ale jakże należne. Podziękowania za wspaniały wieczór spędzony w Kielcach na #hejtopiwo.

Podziękowanie


Bardzo mnie Kielce zaskoczyły mile,

Nie tylko przez wspólnie spędzone chwile,

Za których wspaniałą organizację,

Należą Jerzemu się “standig” owacje.


Bo dotąd o kielcach myślałem: “dziura”!

Lecz jaka jest tutaj architektura!

Dworzec i teatr i lustro w chodniku,

I nawet szalety, gdzie zrobisz siku!


A po spacerze gdy głodnyś cholernie,

Sushi do piwka zjeść możesz w tawernie,

Wzniosłych dyskusji prowadząc bez liku,

Przy majonezu otwartym słoiku.


Dlatego dziękuję Ci Jerzy wielce,

Że miałem okazję odwiedzić Kielce,

Gdzie turystyce aż tak klimat sprzyja,

Że choć Radomianin - nie dostałem w ryja!


#zafirewallem #wolnewiersze

Zaloguj się aby komentować

Cyklu Sonetów Kieleckich nie będzie. Nie będzie go z tej prostej przyczyny, że nie sra się przecież do własnego gniazda. Ale bąka to chyba czasami puścić można?


***


Kielce


Są mi, cholera, miastem ojczystym.

Za co spotkało mnie to pokaranie?

I chrzest przecież miałem, i bierzmowanie

więc nastąpiło zatarcie listy


grzechów, co przyrodzone człeku każdemu.

Zły trochę jestem, lecz nie do kości,

się miłym być staram, nie czynić złości

a mieszkam w Kielcach. Właściwie czemu?


Mogłem się przecież urodzić w Rijadzie,

modelki bym miał brązowouste…

mogłem w Irlandii, jakiejś Kanadzie,


lub w Mikołajkach – z nudystów plażą

bym cieszył się życiem, jak jędrnym biustem,

a tu mam życie jak inny narząd.


***


#nasonety

#zafirewallem

splash545

@George_Stark ja i tak liczę, że wena Cię poniesie i wyjdzie z tego choć mini cykl sonetów kieleckich.

Zaloguj się aby komentować

No i zakończyliśmy kieleckie #hejtopiwo, czyli #hejtopiwokielce, które odbyło się w tym mieście ze słabą legendą założycielską z okazji drugich urodzin kawiarni #zafirewallem (aż dziw (a nawet podziw!), że to już dwa lata). Należałoby więc jakoś to wszystko podsumować, ale nie bardzo mam na to siłę, nawet zdjęcia nie bardzo mogę wrzucić, no bo nie robiłem (ale kilka jest na tagu, więc chyba rzeczywiście takie wydarzenie miało miejsce, tak przynajmniej na ich podstawie przypuszczam i tłumaczę sobie, że nie przyśniły mi się te miłe chwile). Zamiast więc podsumowania i zdjęć, wierszyk z podziękowaniem dla tych, którzy przyjechali:


***


Chciałem powiedzieć, że miło mi wielce,

że się Wam chciało odwiedzić Kielce,

pomimo nawet, że wciąż się dziwię –

jechać aż tyle, by siąść przy piwie?


No bo: listopad – więc w Kielcach piździ.

Klnie na ulicy co drugi bliźni,

a ten, co nie klnie tu na pogodę,

zaklnie, gdy na lustrze postawi nogę


i, upadając, obije kolanka,

bo taka czeka go niespodzianka,

jak scyzoryki z szwajcarskiej stali,

cośmy się nimi pozacinali;


no bo majonez schować kazali,

bo to nie Gorzów – nic się nie pali,

bo to nie Grudziądz – nie mamy Wisły…

i kończą mi się na wersy pomysły,


więc tylko jeszcze dodam na koniec,

żeby spotkaniu pomnik w betonie

odlać, żeby w pamięci naszej utrwalić,

żeśmy w tych Kielcach poświętowali:


bardzo mi miło było Was gościć,

znalazłem z Wami moc przyjemności –

osłodzić umiecie nawet i ocet!

Lecz raz następny, nasz trzeci roczek

gdzie indziej zrobimy. To na sto procent.


EDIT:

A wybierzemy choćby i Krosno,

bo może będziemy świętować wiosną?

ErwinoRommelo

Przeciez to jest majonezowa Jerozolima!

Zaloguj się aby komentować

Dzięki sonetowi w temacie okołokulinarnym przypadło mi zwycięstwo, a z nim zaszczyt otwarcia CIV edycji bitwy #nasonety , więc w tychże tematach chciałbym pozostać. Dlatego też obecna edycja będzie w


temacie: kulinaria wszelkiej maści


a sonet, do którego rymów przyjdzie Wam układać swoje wytwory również od tegóż tematu nie odejdzie, oto on:


Sonet o boczku ze śliwkami


jedzenie jest czymś uroczystym

już samo dań wyszukiwanie

a potem długie gotowanie

zdaje się być aktem mistycznym


bez względu na to czy samemu

z żoną lub w większym gronie gości

sprawia zawsze wiele radości

nigdy nie stanowi problemu


choć śliwki z boczkiem w ambasadzie

mogą być czasami za tłuste

ale smakują w tym układzie


półmiski tylko się ukażą

za kilka sekund już są puste

goście potem o śliwkach marzą


Jan Stanisław Skorupski


Jeśli zaś chodzi o kryteria oceniania oraz termin zakończenia zabawy, będą to kwestie owiane tajemnicą dla wszystkich włączając w to organizatora obecnej edycji. Życzę miłej zabawy.


#zafirewallem #diproposta #nasonety

George_Stark

Jan Stanisław Skorupski!

Zaloguj się aby komentować

Wczorajsza wizyta w kieleckim Muzeum Zabawek i Zabawy przypomniała mi o pewnym wierszu Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, z którego pochodzą poniższe rymy, z którymi to rymami możecie oczywiście zrobić co chcecie


Temat: lalka

Rymy: zalane - znaczy - porcelanę - rozpaczy


#zafirewallem #naczteryrymy

bori

Przeklęta lalka fatum zawsze znaczy

Wszystko wokół szambem zalane

Zniszczyło nawet rodową porcelanę

Pozostało pogrążyć się w rozpaczy

plemnik_w_piwie

@KatieWee 

Dziewictwo minęło, formiszcze zalane,

Upadek moralny, lecz czy to coś znaczy?

Pogrzebie, wyskrobie, wrzuci w porcelanę,

A potem robaka zaleje z rozpaczy

Kronos

Maleńkie buzie łzami zalane

Skąd te płacze, co to znaczy?

Potrzaskał łobuz porcelanę

Lalki w okruchach, dzieci w rozpaczy.

Zaloguj się aby komentować