Mam 2 otwory w widelcu, w uchwycie są 3 otwory montażowe. Jak lepiej zamontować ? Wyżej czy niżej ?
#rower #kiciochpyta

Mam 2 otwory w widelcu, w uchwycie są 3 otwory montażowe. Jak lepiej zamontować ? Wyżej czy niżej ?
#rower #kiciochpyta

@Gilgamesh a planujesz je montować obustronnie? Patrząc, że masz 2 to spodziewam się, że tak i druga strona w wersji niższej może się nie zmieścić z hamulcem. Jeśli tak się stanie to odpowiedź jest jasne
jeśli widelec B2 jest wykonany tak jak mojej A2 to nie przywiązuj się za bardzo do tych otworów
Ja montując do swojego roweru brałem pod uwagę dostęp do sztywnej osi. W razie kapcia nie będziesz musiał uchwytów zdejmować.
Zaloguj się aby komentować
193 546 + 75 = 193 621
Dzień trzeci wymagał modyfikacji planów. Powody były dwa: zapowiadane deszcze oraz zmęczenie coponiektorych wczorajszą trasą. Tu nasunęło mi się parę wniosków natury ogólnej co do planowania tego typu tras, ale podzielę się tym na podsumowanie, czyli pewnie jutro. A dziś, i tak nas zlało okrutnie, momentami było 12C a trasa z Ljublany do Brje koło Novej Goricy wcale nie była łatwa, choć krótsza. Za to siedzimy w ogromnym apartamencie w winnicy, z pięknymi widokami i pysznym jedzeniem
#gravel #rower




Zaloguj się aby komentować

193 011 + 181 = 193 192
Dzien drugi, w którym okazało się, że niektóre miejsca znajdują się dalej niż się wydawało, szczególnie jak odpowiedzialny za planowanie (ja) ma wywalone na detale; że trasa Maribor _ Nove Mesto jest absolutnie fantastyczna, i że pogoda była jeszcze lepsza. Bo co moze być lepszego od zapachów i dźwięków upalnego lipcowego południa, kiedy przejeżdża się przez lekko falujące pola pszenic i kukurydz. Nie wiem jak wy, ale ja zawsze liczę że zobaczę jakaś Południcę;)
#gravel #rower




Nie mam celu poza kręceniem:)
@austrionauta Nie pij wody ( @Wrzoo nie bij) to na pewno jakaś południca cię nawiedzi xd
@austrionauta Widoki bajka!
Zaloguj się aby komentować
193 055 + 38 = 193 093
#rowerowyrownik #rower
Tak to jest umówić się z @Zielonywewszystkim na lajtowe 20km, bo w planach dzisiaj jest powtórka #bieganie 7km albo i 10 jak nogi poniosą. 20km strzeliło jak kręciliśmy kółka wokół zbiornika. A trzeba jeszcze wrócić.
Następnym razem umawiam się na 10km, a i tak wyjdzie 25.

średnie tętno przy takiej średniej prędkości?
to musiał być strasznie trudny teren
Zaloguj się aby komentować
Ehhhh, czekam i czekam na skrót 11 etapu Tour De France, a okazało się, że dzisiaj mają dzień przerwy... xD
#gownowpis #rower #tourdefrance

@pingWIN nie interesuje mnie TDF ale widzę wpis pingwina to wiem, że muszę grzmocić, tak każe obyczaj
@pingWIN jechali na rowerze
Koniec
Ech ... Pierwsza w nocy, wstaje o 6:00, ale obowiązek to obowiązek. Nielot sam się nie spioronuje
Zaloguj się aby komentować
192 805 + 206 = 193 011
#200km sprzed tygodnia, kiedy to pojechaliśmy z Pan @Mordi (。◕‿‿◕。) na niezbyt dalekie południe.
Pierwsze dziury i ujeby zafundowałam nam ja, bo zależało mi na kilku #kwadraty, które zdawały się być po drodze. Tym sposobem najpierw wylądowaliśmy na długiej brukowanej drodze zakończonej piachami (tam odpuściłam i zawróciliśmy), a następnie pod bunkrami w Podborsku. Do bunkrów dojechliśmy drogą , która składała się po równo z szutru i asfaltu, i trudno powiedzieć co było uzupełnieniem czego. Wyjechaliśmy natomiast po betonowych płytach - im dalej, tym gorszych. Czasu na zwiedzanie nie było, tylko szybki postój na zrobienie zdjęć i ucieczka przed wyjątkowo natrętnymi owadami. Reszta trasy miała być o wiele łatwiejsza i początkowo nawet była.
Na pierwszy popas w Tychowie dojechaliśmy drogą wojewódzką nr 169. Złapaliśmy trochę wiatru w plecy, na drodze spokój, jakieś nieliczne osobówki, za to motocykli - mnóstwo. Kawałek za Tychowem zjechaliśmy z DW, a mnie coraz bardziej zaczął dokuczać wiatr w mordę i ciepełko zdecydowanie większe niż lubię. Przejeżdżaliśmy sobie przez kolejne wsie i przejazdy kolejowe (trasa co chwilę przeskakiwała przez linię nr 404), Mordi zadowolony, a mi się dłużyło, bolało i żałowałam, że nie zostaliśmy na DW, żeby dojechać prosto do Bobolic.
Kilkanaście zapadłych wsi, dziurawych i wyboistych dróg później w końcu i tak tam dojechaliśmy, a na miejsce najdłuższego planowanego postoju wybraliśmy wspaniały bobolicki rynek w zaawansowanym stadium betonozy. Jeszcze nim wyruszyliśmy w dalszą drogę, zerwał się wiatr z przeciwnego kierunku niż dotąd, żeby nadal wytrwale wiać nam w mordy. Wspaniale. xD Do tego ciąg dalszy dróg w stanie wskazującym na zużycie.
Na pierwsze oznaki cywilizacji w postaci nowej, równej nawierzchni natrafiliśmy dopiero kawałek przed Cetuniem (ok. 50 km przed końcem), ale na tym etapie i tak było mi już wszystko jedno. xD Pomimo mojego nie najlepszego stanu (napie*dalało mnie już chyba wszystko, co mogło) postanowiliśmy, że jedziemy zgodnie z planem i nie skracamy. Bliżej domu tempo zrobiło się nawet bardziej żwawe, chociaż finalnie dojechaliśmy i tak sporo później, niż przewidywałam. Może i wszystko mnie bolało i byłam wykończona, ale za to następnego dnia się rozchorowałam. xD Drugie 200 km w tym roku i najgorsze w życiu zaliczone. ᕦ( ͡° ͜ʖ ͡°)ᕤ
Max square: 14 x 14
Max cluster: 467 (+2)
Total tiles: 3280 (+43)
#rowerowyrownik #rower #szosa


@vvitch piękny czas, zazdro. Ja może za 3 tyg trzepnę sobie 200 km
@vvitch
Swoje 120 km z przed kilku lat, będę pamiętał do końca życia, że względu na ból.
Kiedyś zrobiłem 200km (ale na płaskim terenie) to myślałem że się zesram. Wracałem już pociągiem.
Zaloguj się aby komentować
192 761 + 44 = 192 805
W końcu piesi i rowerzyści odzyskali dostęp do Stogów w #gdansk
Paradoksalnie warunki przejazdu poprawiły się na korzyść rowerzystów. Mam nadzieję, że jak oddadzą odnowiony most za te 5 lat to tym razem zadbają o rowerzystów i pieszych.
#rower #gravel
Wpis dodany za pomocą https://hejto.sztafetastat.eu
#rowerowyrownik

A daj pan spokój co się w Gdańsku odpierdala przez ten most to głowa mała
Trasę którą powinienem pokonać w 10 minut jechałem ponad godzinę bo dwie p⁎⁎dy na moście wantowym się zderzyły
Zaloguj się aby komentować
Może kłuć w płucach podczas jazdy
@DiscoKhan taki mial ehh
@RACO prv przeczytaj ;)
Zaloguj się aby komentować
192 576 + 24 = 192 600
Szybka traska, bo późno wyjechałem. Udało się całkiem całkiem fajną kadencję utrzymywać (90-95) i zrobić średnią 84. Przynajmniej wg wahoo. No właśnie - komu ufać? Wahoo podaje, że średnia kadencja 84 i średnia prędkość 21,2km/h, a strava podaje średnią kadencję 83 i średnią prędkość 21,1km/h. Wiadomo, nie są to duże różnice, ale jednak są i się zastanawiam co powinno mieć realniejsze wartości.
#rowerowyrownik #rower #gravel


Jeśli wahoo masz podpięte do czujnika, to jemu w kwestii prędkości. Nie zawracaj sobie jednak głowy takimi różnicami, równie dobrze to może wynikać z zaokrąglenia.
Zaloguj się aby komentować
192 392 + 148 = 192 530
Klagenfurt - Maribor doliną Drawy. Absolutne gravelowe piękno, trasa łagodna, górki dopiero na sam koniec, mój kolega który przyjechał z plaskopolski spoko dawał radę. Jeśli trasa wiodła drogami to takimi, którymi nikt nie jeździ, za wyjątkiem kawałka trasy D1 przed Mariborem, która wybraliśmy celem "szybciej bo burza"; akcja się udała, lać zaczęło 10 minut po przyjeździe
#gravel #rower #rowerowyrownik




Zaloguj się aby komentować
Pojechałem sobie wczoraj rowerem po kebsa i mi przywaliło Legendę na segmencie do niego xDDD
Także są pewne znaki, że za często tam bywam
#rower

@onpanopticon tak w prostych słowach dla laików byś mógł wytłumaczyć o co cho? W sensie, że ten kebs 12 kilometrów od Ciebie jest?
@onpanopticon ja przestalem odwiedzac przydomowego kebsa jak zamiast pytac co podac zaczeli pytac czy to co zawsze
@onpanopticon mmhm Lokalna Legenda, takie KOMy dla komuterów 😜
Zaloguj się aby komentować
Dzień dobry się z Państwem,
Tym razem, z uwagi na fakt, że w bieżącej edycji #naopowiesci wszystkie chwyty są dozwolone, to zupełnie nie miałem już problemów i rozterek czy kolejną "przygodę" rowerową umieścić pod tagiem #rower czy #zafirewallem . Dlatego, bez zbędnych wstępów, dodam jeszcze tylko dla formalności cyferki do #rowerowyrownik :
192 365 + 243 = 192 608
i zapraszam Państwa do relacji z 243 kilometrów jazdy rowerem.
--------------------
Gitara
To były 243 kilometry. 243 nudne kilometry. Nie wiem, czy da się napisać coś ciekawego o 243 kilometrach nudy, co nie znaczy, że nie spróbuję. Zapraszam.
Dość istotną rolę w poniższej historii odegrał kolega, który - na potrzeby tego opowiadania - umówmy się, że ma na imię Paweł. To, że przypadkiem faktycznie tak ma na imię nie powinno w takim razie stanowić problemu. Ale skoro jest to relacja z jazdy rowerem to naturalne jest, że oprócz Pawła równie istotna jest… gitara.
Wszystko zaczęło się jakieś dwa tygodnie temu, kiedy w fabryce gruchnęła informacja, że będziemy się integrować. Na kajakach będziemy się integrować. Wiadomo, że do kajaków potrzebny jest jakiś zbiornik wodny. Najlepiej rzeka. Z uwagi na fakt, że zespół rozrzucony jest właściwie po całym kraju, to żeby wszyscy mieli tak samo daleko (poza jednym kolegą, który akurat złośliwie mieszka pod Chęcinami) wybór padł na Nidę, z noclegiem w ruinach (w tej odrestaurowanej części ruin) zamku w Sobkowie. Województwo świętokrzyskie, powiat jędrzejowski.
Plan integracyjny był prosty jak drut i składał się zasadniczo z dwóch punktów:
kajaki i alkohol w czwartek
kac i powrót do domów w piątek
Jednym słowem: klasyka.
Ale w tym miejscu historii pojawia się on. On, czyli Paweł.
– Fonfi, a może byśmy wrócili rowerami?
– Tak!
– Długo Cię nie trzeba namawiać.
– Tak.
W ten sposób powstał drugi plan, doszczegóławiający (w ogóle istnieje takie słowo? - bo mi Word podkreśla) ten poprzedni w zakresie powrotu. Jako że Paweł mieszka w Krakowie, a z Sobkowa do Krakowa jest całe 120 kilometrów, zapowiadał się leniwy, towarzyski “caffé ride” przez urokliwe okolice województw świętokrzyskiego i małopolskiego. Z „happy endem” w postaci 20-kilometrowego odcinka WTR (Wiślanej Trasy Rowerowej). Nie pozostało nic innego jak przezornie, z wyprzedzeniem, zarezerwować sobie bilet na pociąg z Krakowa do Warszawy z miejscem dla roweru.
10 lipca, w czwartek, z samego rana, z rowerem, spakowaną sakwą, biletem w ręku (chociaż tak dokładnie to w telefonie) wsiadłem do samochodu kolegi (nie Pawła) i pojechaliśmy się zintegrować. Na miejsce dojechaliśmy jako jedni z pierwszych więc witaliśmy kolejno zjeżdżających się ludzi, w tym ekipę z Krakowa.
Paweł wysiadł z samochodu, podszedł do bagażnika, a ja radośnie, jak labrador w błocie, podbiegłem, żeby pomóc mu z rowerem. I przeżyłem szok. Roweru nie było. Nie było go w samochodzie, nie było go też na samochodzie, ani nie było go nawet pod samochodem - wiem, bo na wszelki wypadek sprawdziłem.
Była za to gitara.
– Paweł, to nie jest rower!
– Nie.
– To jest gitara.
– Brawo!
– Zdajesz sobie sprawę, że na gitarze ciężko Ci będzie dojechać do Krakowa?
Okazało się, że w wyniku szeregu nieporozumień i nienachalnej znajomości kalendarza, ktoś zaplanował Pawłowi spotkanie z klientem akurat w dzień naszego powrotu. Paweł oczywiście rozważał przez jakiś czas opcję podłączenia się do telekonferencji w trakcie jazdy na rowerze. Jednak a) po pierwsze - sapanie i rzężenie mogłoby zostać przez klientów zauważone i niekoniecznie dobrze odebrane, b) po drugie - pozostawała kwestia zamocowania laptopa do kierownicy na potrzeby prezentacji. Zaważyło zwłaszcza to drugie. W konsekwencji całkowitego braku dostępności tego typu uchwytów na rynku – wygrała wspomniana gitara.
Kajaki, jak kajaki – o nich pewnie można by było napisać odrębną historię. Z kolei integracja, też jak integracja. Ten się spił na wesoło, tamten na smutno, tamten do nieprzytomności.
A to wszystko przy dźwiękach tej cholernej gitary.
Kolejnego dnia wyjazd do Krakowa zaplanowałem mniej więcej między 8:00 a 9:00 rano, dzięki czemu miałem się porządnie wyspać. Oczywiście - jak na złość - obudziłem się już o 6:00, na długo przed budzikiem. Starzy ludzie tak mają, że wstają skoro świt. Podejrzewam, że jest to element ewolucji i w pewnym wieku naturalnie przystosowujemy się do wczesnego wstawania, bo to w kolejkach do przychodni gwarantuje miejsce przed słabszymi osobnikami.
Skoro już się obudziłem to postanowiłem się też umyć i ubrać. W ten sposób już o 6:30 stałem przed hotelem wdychając rześkie, poranne powietrze. Bufet otwierali dopiero o godzinie 9:00, więc - w ramach śniadania - zakupioną poprzedniego dnia owsiankę zagryzłem lekko czerstwą jagodzianką i właściwie byłem gotowy do drogi. Nie budząc nikogo (co, mając na względzie uprzedni wieczór, i tak skazane byłoby na porażkę) wsiadłem na rower. Wyjechałem przez bramę i wiedząc, że do Krakowa mam się skierować na południe, zaskoczyłem sam siebie skręcając na północ. No dobrze, trochę z tym zaskoczeniem konfabuluję, bo gdzieś - w tak zwanym międzyczasie - przeszła mi przez głowę myśl, że skoro i tak jadę sam, to po co do Krakowa jak można od razu do Warszawy. Myśl ta zostawiła nawet swój ślad w postaci przygotowanej trasy w nawigacji.
Nawigacja ta, już po kilku pierwszych kilometrach kazała mi zjechać w szutrową drogę wzdłuż nasypu kolejowego, która miała skrócić wycieczkę o parę kilometrów. Szuter, owszem - był. Miejscami. Tam, gdzie akurat nie było piachu po obręcze. Dzięki czemu zamiast jazdy mogłem rozkoszować się porannym spacerem.
Jak tylko udało mi się dotrzeć do bardziej utwardzonej nawierzchni jazda nabrała bardziej rozsądnego tempa. Rozsądnego na tyle, na ile pozwalały podjazdy przed i w samych Chęcinach, gdzie postanowiłem uzupełnić uprzednie skromne śniadanie i zaopatrzenie. Zjedzona (tym razem świeża) drożdżówka i banan, oraz dwa kolejne na zapas, spowodowały, że świat nabrał barw. I dla jasności - nie były to nasze narodowe odcienie szarości.
Przez kolejne dwadzieścia kilometrów nie działo się nic wartego uwagi. Ot na zmianę pod górę i na dół, dość silny boczny wiatr (wiadomo – kieleckie) nie pomagał, ale też specjalnie nie przeszkadzał, ciemne chmury straszyły z oddali perspektywą zmoknięcia, a ja mogłem się cieszyć wspaniałymi widokami jakie oferowała okolica.
Aż nagle, na 36 kilometrze nawigacja kazała skręcić na skrzyżowaniu w prawo i moim oczom ukazał się podjazd. Ale nie jakiś tam podjazd, jakich minąłem już kilka. Tamte to mogły mu co najwyżej za wypłaszczenia robić. Ten podjazd ciągnął się po horyzont i ginął gdzieś w górze we mgle. Chociaż mogłem odnieść tylko takie wrażenie przez okulary, które zaszły mi z wrażenia parą.
Zaatakował od razu. Nawigacja rozbłysła czerwonym alarmem, wyświetlając 15% nachylenia. W rozpaczliwej próbie obrony klikałem szaleńczo manetkami, żeby dobrać odpowiednie do walki przełożenia. Łańcuch przeskakiwał w zawrotnym tempie jednak już po chwili zazgrzytał przeraźliwie, informując mnie, że zakres się skończył. Tę walkę przegrałem zanim na dobre się zaczęła. Nie pozostało mi nic innego, jak wspinać się w zawrotnym tempie kilku kilometrów na godzinę, sapiąc i rzężąc niczym zarzynane zwierzę, aż okoliczne psy, których codzienną rozrywką jest podgryzanie kolarzy po kostkach, uciekły skowycząc. Mógłbym przysiąc, że podjazd ten ciągnął się przynajmniej dwadzieścia kilometrów. Jakież było zatem moje zdziwienie, kiedy wdrapawszy się ostatkiem sił, z mroczkami przed oczami i smakiem wstępnie przetrawionej jagodzianki w ustach nawigacja pokazała, że przejechałem niecałe dwa. Nagrodą była jednak wspaniała panorama na okolicę i, jak to po podjazdach bywa - długi zjazd.
Takich zjazdów, zresztą było jeszcze kilka. Na jednym z nich, w miejscowości Hucisko przed Stąporkowem, przez chwilę nieuwagi, rower rozpędził się nawet do szaleńczych 60km/h co przeraziło nie tylko mnie (boję się takich prędkości) ale i pana policjanta z „suszarką”, który mierzył prędkość, schowany za płotem przed samą tablicą wyznaczającą koniec obszaru zabudowanego. Trzymając się kurczowo kierownicy, skupiony na najbliższych kilku metrach asfaltu pochłanianych przez przednie koło, zdążyłem tylko kątem oka zauważyć przedstawiciela władzy, który potrząsał radarem i chyba z niedowierzaniem wpatrywał się w wynik pomiaru.
Po stu kilometrach powoli dojeżdżałem w moje rodzinne strony - okolice Wolnego Miasta Radom. Nieznośny ból zadka i lekkie ssanie w żołądku przywołały natrętną chęć zajechania do mamusi na obiad i kontynuowania wycieczki w mniej lub bardziej wygodnym fotelu PKP. W celu przegonienia tych głupich pomysłów, pomachałem energicznie ręką przed swoim nosem. Stojący na mijanym przystanku młody chłopak odmachał lekko zdziwiony.
Przytyk, który znajdował się na 120 kilometrze, czyli praktycznie w połowie trasy, wydał mi się idealnym miejscem na pierwszy postój, uzupełnienie kalorii i zapasów, które zdążyły się uszczuplić o wszystkie zakupione wcześniej banany, batona proteinowego, żel energetyczny i jeden bidon z izotonikiem. Do wyboru był kebab, kebab albo pizza. Pomimo, że akurat wypadał Światowy Dzień Kebaba postawiłem na pizzę. A dokładnie na zapiekankę. Ale w pizzerii.
Pizzeria okazała się malutkim lokalem, z jednym stoliczkiem, który głównie obsługiwał zamówienia na wynos. Usiadłem więc w kąciku, podłączyłem nawigację do powerbanka, żeby się trochę podładowała i wiercąc się na twardym krześle cichutko sobie cierpiałem w oczekiwaniu na posiłek.
Zapiekanka, choć była to najprostsza z możliwych jej wersji, smakowała mi jak żadna inna do tej pory. Zjadłem, popiłem napojem gazowanym jednego z popularnych producentów, nazwy którego nie wymienię, bo nie zgodził się zapłacić za reklamę. I tu pojawił się malutki problem. Ilość spożytej kofeiny, protein, chemii i zjedzona w pośpiechu zapiekanka wywołała u mnie gwałtowny proces trawienny i tak zwaną potrzebę. Jednak w lokalu nie było toalety. A przynajmniej takiej dla gości. Co gorsza ani obsługa lokalu, ani pobliskiego sklepu, w którym zakupiłem kolejne banany i napoje, nie potrafiła mi powiedzieć, gdzie mógłbym taki przybytek znaleźć. „No nic – rozejdzie się po kościach” pomyślałem i na wszelki wypadek dokupiłem paczkę chusteczek higienicznych.
Z kolejnych trzydziestu kilometrów pamiętam niewiele. Właściwie to pamiętam tylko mocno zaciskane pośladki. Okazuje się, że stacje benzynowe na bocznych, lokalnych drogach są równie rzadkie jak rozsądek w komentarzach w internecie. Na szczęście wjechałem do Białobrzegów, gdzie zatrzymałem się na pierwszej napotkanej stacji benzynowej. Wpadłem do środka, gdzie sprzedawca tylko spojrzał na mnie, przestępującego z nogi na nogę i powiedział jedno słowo: “tam”, wskazując przy tym na drzwi do toalety. Po wszystkim nawet pieniędzy nie chciał, choć na drzwiach toalety wyraźnie było napisane, że płatna. Czyli są jeszcze dobrzy ludzie na tym świecie, którzy pomogą w potrzebie. Tej literalnej.
W tym miejscu dołączyli do mnie Maciek Okraszewski i Michalina Kowol – czyli podcast “Dział zagraniczny”. Podziwiając tereny “Mazowieckiej Toskanii” położone w okolicy Warki i Grójca (wraz z niesamowitym zatrzęsieniem idiotów w zdezelowanych “beemkach”, którzy wyprzedzali mnie z ogromną prędkością na grubość lakieru albo udawali, że mnie nie widzą jadąc na czołówkę) Maciek i Michalina szeptali mi do ucha dlaczego w Europie znikają listonosze, czemu Indie zmuszają obywateli do wegetarianizmu, wyjaśnili zawiłości egipskiego manualnego systemu recyclingu oraz poinformowali kiedy zostanie zniszczony Neapol. Przerwę zrobili sobie tylko dwa razy, kiedy musiałem wracać po zgubioną na grójeckich wybojach słuchawkę.
W okolicy Warki ponownie zagnieździła mi się w głowie myśl roztaczająca przede mną uroki podróży w PKP, a która to myśl - z racji, że jechałem wzdłuż linii kolejowej – mniej lub bardziej natrętnie towarzyszyła mi aż do samych przedmieść Warszawy, czyli do Piaseczna. Jednak powszechnie wiadomo, że najgorsza jest pierwsza setka, drugą jedzie się już nieźle, a trzecia i kolejne to sama przyjemność - więc przyjemności tej postanowiłem sobie już do samego końca nie odmawiać. Zresztą ostatnie kilometry umilały mi różne rozmowy telefoniczne.
Na sam koniec, już w samym centrum Warszawy, na Nowym Świecie zaskoczył mnie Marsz Wołyński, którego uczestnicy skutecznie blokowali przejazd, przez co zmuszony byłem skorzystać z ulicy Ordynackiej, której brukowana nawierzchnia zapewniła mi bezpłatny masaż prostaty akurat w momencie, kiedy zadzwonił do mnie Paweł i siedząc na miękkiej kanapie w Krakowie zapytał:
– Żyjesz?
A w tle, w słuchawce, słychać było gitarę…
----------
Dla porządku: 1803 słowa





@fonfi wszystkie chwyty są dozwolone, chwytaj mi sisiora
Generalnie jakby się komuś nie chciało czytać, to całość można podsumować takim TLDR:
Jeszcze kiedy byłem w Sobkowie, to był tam taki Paweł i on pomylił rower z gitarą. I potem miałem bilet na pociąg z Krakowa i po drodze do domu wtedy do Warszawy jeszcze pojechałem.
Przeczytano
No jest k⁎⁎wa wysoko, no i Pan Paweł! Tylko jakiś dziwny z gitarą ( ͡° ͜ʖ ͡°) a miał skakać na rowerze.
i @fonfi po przejechaniu dystansu "ała k⁎⁎wa rzeczywiście, jak mnie wszystko boli" xD

Zaloguj się aby komentować
@Gilgamesh "zwolnij, zaczekaj, na pewno dobrze jedziesz?, jestem zmęczona, zimno, mokro, wietrzno, nie jedź tak szybko, uwazaj na samochody, koło mi trzeba napompować, jak sie włącza latarkę, łańcuch mi strzela, jak sie gasi latarke"
A potem "czemu ty mnie na rower nie zabierasz"?
@Gilgamesh i moje ulubione "nie mam sie w co ubrać na rower - nie mam bluzy/butow/spodni"
@Gilgamesh stres to chyba raczej by sobie motór kupił.
Zaloguj się aby komentować
192 136 + 59 = 192 195
Kontrola rynsztunku i ustawień przed jutrzejszą gravelową wyprawą do Słowenii. W planach 600km po szutrach, asfaltach i rzecz jasna górkach tego pięknego kraju.
#gravel #rower
Wpis dodany za pomocą https://hejto.sztafetastat.eu
#rowerowyrownik

@austrionauta uu, czekam na relację
@austrionauta jak się sprawdza Shakira? To jest alu czy stal?
@pingWIN bardzo dobrze, mam ją już 5 rok i wszystko świetnie działa. Rama alu
@austrionauta co to za sakwa na widelcu ? pojemna ?
@Gilgamesh 2x4 litry, akurat we dwie zmieściły się wszystkie ciuchy na 4 dni.
Zaloguj się aby komentować
192 069 + 67 = 192 136
Wybrałem się na swoją ulubioną ścieżkę nad Radunią a skończyło się totalnym przemoczeniem. Trzeba było porzucić zaplanowana trasę powrotną i gnać do domu najszybszą drogą.
Przy okazji, powinni montować jakieś wycieraczki do garmina, nie da się tego obsługiwać podczas deszczu xD już tęsknię za poprzednim licznikiem bez dotykowego ekranu ;)
#rower #gravel
Wpis dodany za pomocą https://hejto.sztafetastat.eu
#rowerowyrownik

Bardzo ladny las
Zaloguj się aby komentować
A dziś dłubie tą podake... Mifa Cruiser. Obecnie rozebrana do większego mycia ale przed wyglądała jak festyn disco polo.
#rower


Świetna rama
@RACO przedziwny wynalazek, ile to waży?
Nie zapomnij opony przełożyć
@Stashqo aluminiowy, w pełnym załadunku z tym całym gównem co miał to ważył ok 12. Obecnie bliżej 10.
Na takich w piekle każą ultramaratony jeździć
@bishop to ty nie widziałeś FATBIKE
Zaloguj się aby komentować
No kurde. Kupiłem nowe buty i drugiego dnia przytarłem czubek lewego o przednią oponę. No jak żyć panowie, jak żyć. Takie ładne, białe jak zawodowcy i lewy już przetarty xD Może znacie jakieś specyfiki/sposoby żeby to zatentegować?
System Boa bardzo fajna sprawa, ale mam nadzieję że ta linka mi się nigdy nie zerwie, nie chciałbym tego ustrojstwa wymieniać.
#szosa #rower #jakzyc
Co do czyszczenia białych butów polecam magiczną gąbkę, w pepco chyba najtaniej, ale dostępna w wielu miejscach. Moczysz w wodzie, bez chemii i ładnie schodzi zazwyczaj.
Co do BOA natomiast to jeśli to oryginalny system (nie zamiennik innego producenta) to raczej jest bezproblemowy i ma dożywotnią gwarancję. Kontaktujesz się z nimi, a oni wysyłają nowe linki itd. z instrukcją. Ja jeszcze nie zepsułem nigdy, ale widziałem kilka razy takie info od innych osób.
@pingWIN Ja miałem okazję wymieniać boa, banalny temat na parę minut roboty.
@pingWIN tu nie chodzi o czyszczenie, bo czubek buta w jednym miejscu jest przetarty... chyba po prostu nakleję białą taśmę na czubek obu butów i tyle. Skoro ona powinna być naklejona to bez znaczenia czy na lekko przetartym miejscu czy nie.
Nie miałem pojęcia że czubek buta, zamiast wytrzymały i wzmocniony to jest pokryty jakąś plasteliną. Jak napisałem, ostatni raz buty rowerowe kupowałem 7 lat temu i one były i są pancerne, a te jak się przekonałem są z plasteliny.
Kto jeździ w białych butach bez doklejonej białej taśmy izolacyjnej na czubkach? Po fakcie można przetarcie zakleić tą taśmą i zabezpieczyć na przyszłość.
@ovoc no ja, nawet mi nie wpadło do głowy żeby jakąś taśmę naklejać. To moje pierwsze białe buty
WD-40 odrobina i przetrzeć szmatką
Zaloguj się aby komentować
Nowy żul bajk nabyty drogą kupna.
Rower angielskiej firmy Raleigh z Nottingham, wyprodukowany na Tajwanie, kupiony w Danii przez doktoranta Politechniki Śląskiej.
I trafił na Chebzie :)
#rower



@SirkkaAurinko wygląda jak rower, więc powinien jeździć jak rower
@skorpion mądrego to i dobrze posłuchać.
@Lubiepatrzec jestem specjalistą, mam rower i nawet dzisiaj nim jechałem, więc wiem o czym mówię
Zaloguj się aby komentować
191 763 + 31 = 191 794
#rowerowyrownik #rower
Wczoraj jebnąłem 51km, @Tomekku zastanawiał się jak z chodzeniem. No to mówię, zero dolegliwości. Dlatego machnąłem sobie teraz taką trasę. Dla zajeżdżenia smutków @Z_buta_za_horyzont
Miałem 28km i już byłem blisko domu, to stwierdziłem że źle to będzie wyglądało i dokreciłem jeszcze 3km.
Kształt tej trasy przypomina mi #kapitanbomba

@myoniwy choinkę narysowałeś
@Mr.Mars Akurat na drugą wigilię w tym roku.
@myoniwy a mi to przypomina coś innego xDD

fuck, przecież napisałeś we wpisie
Najważniejsze to się rozkręcić, potem to już z górki. Ładna choinka wyszła
@Tomekku Muszę siodełko inne kupić. Bo nogi nie bolą, ale dupa w miejscu kości miednicznych już tak.
Jakieś żelowe czy coś.
@myoniwy Dupa parę dni odpocznie i będzie jak ze stali. Potem już powinno być ok. Te żelowe to przereklamowane jak na moje.
Zaloguj się aby komentować