Zdjęcie w tle
CiekaowstkInwestycyjne

CiekaowstkInwestycyjne

Osobistość
  • 204wpisy
  • 409komentarzy

Wiedza, która zaprocentuje!

Z dala od niedoli #8:

Polacy uwielbiają ciepłą, słoneczną pogodę. W sondzie badającej idealną temperaturę aż 66% rodaków zaznaczyło opcję „20-25 stopni”. Jest to o tyle problematyczne, że w najcieplejszym roku w historii pomiarów temperatury w Polsce średnia roczna temperatura wyniosła… 10,2°C. To by tłumaczyło dlaczego Polacy tak często narzekają na brak słońca i deszcz. Tylko... czy tak naprawdę jest na co narzekać? W 2022 roku na skutek susz spowodowanych brakiem deszczu w Somalii zmarło około 43 tysięcy ludzi. Połowę z nich stanowiły dzieci poniżej 5. roku życia. Pytanie pozostaje więc otwarte: czy w Polsce panuje na tyle ciężki klimat by było na co narzekać?

#zdalaodniedoli
4e68f171-e2ca-4550-bd83-4add5db7547c

Jaka jest idealna dla Ciebie temperatura powietrza?

95 Głosów
BoJaProszePaniMamTuPrimaSorta

@CiekaowstkInwestycyjne dawniej myślałbym o okolicach 20, ale z wiekiem (i utratą tkanki tłuszczowej xD) stałem się ciepłolubny i w sumie takie 30 stopni jest zajebiste. Jeszcze żeby wiatru nie było i było słońce, a nie chmury.

Gilgamesz

15-20 stopni mniej i więcej to za zimno za ciepło

VonTrupka

20-25 i jest ideolo

po ostatnich zimach w polsce, które trwają po 8 miesięcy, a potem dopierdala przez miesiąc po 40 stopni w cieniu mam serdecznie dosyć tej oszczanej polskiej pogody

Zaloguj się aby komentować

Z dala od niedoli #7:

Czy wiesz, że aż 1,2 miliona Polaków żyje z zdiagnozowaną chorobą nowotworową? Nowotwory odpowiadają średnio za aż 25% wszystkich śmierci Polaków. I choć polska służba zdrowia pozostawia sporo do życzenia, to ma też swoje plusy. Jednym z nich niewątpliwie jest „darmowa” kuracja antynowotworowa. Jest to przywilej, z którego nie mogą skorzystać na przykład obywatele Stanów Zjednoczonych. Przeciętny ubezpieczony Amerykanin musi wydać z własnej kieszeni około 600 tysięcy złotych na pełną kurację antynowotworową.

#zdalaodniedoli
e147abba-10bb-414a-b1a5-97de7d5f5dbc

Czy jesteś zwolennikiem funkcjonowania publicznej służby zdrowia?

72 Głosów
sireplama

Źle sforułowana ankieta...

pozdrawiam_was_ciule

Jest to przywilej, z którego nie mogą skorzystać na przykład obywatele Stanów Zjednoczonych

@CiekaowstkInwestycyjne powiedz to rodzinie mojej dziewczyny - wyprowadzili się 30 lat temu do stanów, niedawno uzyskali wiek emerytalny i przyjechali sobie do Polski na darmowe leczenie.


Co nie przeszkadza im nadal traktować Polskę jak kraj trzeciego świata. Pierdolone kurwy.

BjornIronside

Proste/tanie zabiegi i usługi medyczne powinny być pokrywane z prywatnych ubezpieczeń. Leczenia, których prywatne ubezpieczenia nie będą chciały pokryć, powinny być refundowane przez państwo.

Zaloguj się aby komentować

Z dala od niedoli #6:

W 2022 roku prawie 14 tysięcy Polaków podjęło decyzję o emigracji, głównie z przyczyn finansowych. Opuszczenie swojego kraju w poszukiwaniu lepszego jutra to bez wątpienia trudna i bolesna decyzja. Warto jednak pamiętać, że Polacy, którzy decydują się na wyjazd za granicę, zachowują wszystkie prawa człowieka. Nie jest to standardem w każdym regionie świata. Bowiem obywatele Afryki i Południowej Azji, zmuszeni do emigracji do państw arabskich, często padają ofiarami „systemu Kafala”. W ramach tego systemu, imigranci pozbawiani są paszportów, wiz, a nawet telefonów komórkowych i zmuszani do pracy na granicy niewolnictwa. W latach 2010-2019, podczas przygotowań do Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej w Katarze w 2022 roku, w niewyjaśnionych okolicznościach zginęło około 15 tysięcy takich imigrantów.

#zdalaodniedoli
b4d3b71c-9209-49f3-a626-c50d9fafba00

Czy planujesz emigrację z Polski?

83 Głosów
Dudleus

Ja planuję choć bardzo się boję i robiłbym negatywną opinię bo byłbym kolejnym patusem, który emigrował bo sobie w Polsce nie radził

Zaloguj się aby komentować

Z dala od niedoli #5:

Ostatnim czasem dużo się mówiło i pisało o podwyżkach opłat za prąd w Polsce. W 2022 roku aż 60% Polaków zdecydowanie obawiało się podwyżek cen prądu. I choć jest to jednoznacznie negatywna rzecz, to na tę sprawę można spojrzeć również spod innego kąta. Bowiem wciąż co dziesiąty człowiek na ziemi na co dzień egzystuje bez udziału elektryczności. W Południowym Sudanie zaledwie 8% społeczeństwa ma dostęp do prądu.

#zdalaodniedoli
ec0cf372-8599-42ee-b36b-35602f129f2d

Czy obawiasz się podwyżek cen prądu w Polsce?

65 Głosów
moll

@CiekaowstkInwestycyjne spod innego kąta?


Pod innym kątem lub z innej perspektywy

Sweet_acc_pr0sa

@CiekaowstkInwestycyjne a nie to spoko, u nas przez zaniechania i rozpierdol hajsu z praw do emisji mamy wysokie ceny, sle chociaz w sudanie nie maja pradu wcale


Zajebiscie mnie to pociesza xD


"moze i urwalo mi reke ale sasiadowi ujebalo dwie"

DiscoKhan

@CiekaowstkInwestycyjne ja bym miał drobną sugestię: unikac ekstremalnych porównań. Tutaj na przykład dać przykład zelektryfikowanego kraju który ma problem ze stałymi dostawami czy coś w tym stylu.


Lepiej na wyobraźnię będzie działać. Przykład Sudanu to taka abstrakcja dla większości jak przedwojenna Polska, w krótkiej formie tego się nie da oddać.

Zaloguj się aby komentować

Z dala od niedoli #4:

Czy wiesz, że aż 80% Polaków w ciągu ostatnich sześciu miesięcy zażywało jakiś lek na receptę? Co więcej, średnio co drugi rodak wydaje miesięcznie ponad 100 złotych na różnego rodzaju medykamenty. Wydawać by się mogło, więc, że jesteśmy narodem dbającym o swoje zdrowie. Ale czy na pewno? Jak w takim razie wyjaśnić fakt, że przeciętnie spożywamy aż 43 kilogramy cukru rocznie? Tak wysokie spożycie cukru może skrócić życie człowieka nawet o 15 lat! Nic więc dziwnego, że Polacy są wśród mieszkańców Unii Europejskiej tymi, którzy najczęściej skarżą się na swoje zdrowie. Pytanie: na ile moralnie uzasadnione jest narzekanie na skutki nadmiernego spożycia cukru, w sytuacji gdy co dziesiąty mieszkaniec naszej planety żyje w chronicznym głodzie…

#zdalaodniedoli
05ceb6e8-581b-41c9-8a48-69316a5ff08a

Kiedy ostatnio zażywałeś jakiś lek dostępny na receptę?

81 Głosów
przemoko90

Zaznaczyłem 6-12. Miałem erozję oka przez uderzenie gałęzią i potrzebny był lek na receptę, jakiś żel do oka. Więc też nie do końca chodziło o jakieś problemy typu łapie przeziębienie, jakieś problemy stawów czy coś takiego, czy choroby z powodu złej diety itp.

jajkosadzone

Nadmiar cukru jest szkodliwy, nie mozna w ogole z diety wyeliminowac weglowodanow i cukrow.

Plaga jest, ze cukier i sol dodawane sa wszedzie- bo to sa po prostu najtansze konserwanty i na opakowaniu mozna napisac: Bez konserwantow.

BoJaProszePaniMamTuPrimaSorta

@CiekaowstkInwestycyjne w sumie pomyślałem, że codziennie, ale smarowanie mordy to chyba nie zażywanie xD. bo tak do jedzenia to z rok temu, jak miałem infekcję zatok. prawdopodobnie bakteryjną, bo wyjebało mi jakąś dziką temperaturę. ale może była wirusowa, cholera wie.

Zaloguj się aby komentować

Z dala od niedoli #3:

Czy zastanawiałeś się kiedyś, ile czasu zajmuje przeciętnemu Polakowi dojazd do pracy? Około 40 minut! Czy to dużo? W tym czasie przeciętny obywatel Burkina Faso nie byłby w stanie dojść pieszo do najbliższego źródła czystej wody, oddalonego średnio o 5 km od jego wioski (zaledwie 11% obywateli Burkina Faso posiada samochód).

#zdalaodniedoli
407fa35a-d5a0-43e9-87bf-a8f9712ccb12
sireplama

Chciałbym w 40 minut dojeżdżać do pracy

Zaloguj się aby komentować

Z dala od niedoli #2:

Czy wiesz, że Polacy wydają rocznie ponad 3 miliardy złotych na kawę? Co więcej - co drugi dorosły obywatel Polski zaczyna swój dzień od filiżanki kawy; nie wielu jednak z nich zdaje sobie sprawę z prawdziwego pochodzenia ich „porannego rytuału”. Otóż Etiopia jest 5. największym producentem kawy na świecie, w którym aż 7% populacji zajmuje się produkcją kawy. Co przerażające, połowa z tych ludzi nie otrzymuje za swoją pracę żadnego wynagrodzenia, a ci – „szczęśliwcy” - którzy dostają wynagrodzenie, zarabiają średnio zaledwie 37,5 dolara miesięcznie!

#zdalaodniedoli
dd84ddb0-4a19-4086-9fd4-c1b6befb7794
woohoo

A ile by zarabiali gdyby nie produkowali kawy? 🤔

UmytaPacha

@CiekaowstkInwestycyjne słyszałam raz wersję, że słowo "kawa" pochodzi właśnie od regionu "Kaffa" w Etiopii

radziol

@CiekaowstkInwestycyjne kurde, a nawet mi smakowała jakaś kawa z Etiopii

Zaloguj się aby komentować

Cześć, wierzę, że parę osób może mnie pamiętać z serii #ciekawostinwestycyjne . Dziś jednak chciałbym powrócić z serią krótkich fiszek #zdalaodniedoli .

Gdy zapytano Polaków o ich wady, na pierwszym miejscu pojawiła się skłonność do malkontenctwa i narzekania. Według mnie jest to o tyle dziwne, że jesteśmy światowymi szczęściarzami, mogąc urodzić się akurat w Polsce i akurat w obecnych czasach. Obecnie przeciętny Polak jest znacznie bogatszy i szczęśliwszy niż przeciętny człowiek żyjący na Ziemi.

Z tego powodu stworzyłem serię fiszek, które pokazują, jakimi szczęściarzami jesteśmy, że żyjemy właśnie w Polsce. Nie oznacza to oczywiście, że nie możemy walczyć o jeszcze lepszą Polskę; nie taki cel przyświecał mi przy pisaniu tych fiszek. Rozchodzi się jedynie o refleksję: „Czy naprawdę mam na co narzekać?”. Wierzę, że jeżeli energię potrzebną na całe to narzekanie zamienilibyśmy w działalność społeczną i samorządową, to Polska stałaby się jeszcze lepszym miejscem do życia.

A ja, na kolejnym rodzinnym obiedzie, nie musiałbym słuchać o tym, która z frakcji politycznych nakradła więcej…

Z dala od niedoli #1:

Czy wiesz, że niemal 80% Polaków obawia się brawurowej jazdy polskich kierowców? To dość zaskakujące, biorąc pod uwagę, że w ostatnich dekadach sytuacja na drogach w Polsce zasadniczo się poprawiła. W ciągu ostatnich 10 lat odnotowano aż 40-procentowy spadek liczby wypadków na naszych drogach. Podobnie zmniejszyła się też liczba osób rannych i zabitych w tych zdarzeniach – obie te statystyki wykazują około 45-procentowy spadek. Dziś do większej ilości wypadków dochodzi w krajach takich jak Niemcy, Włochy czy Hiszpania. Co interesujące, największe niebezpieczeństwo na polskich drogach czyha na prostych odcinkach dróg. Zgodnie ze statystykami, to właśnie tam ginie o połowę więcej osób niż na pozostałych odcinkach dróg w Polsce!
3fd6b11b-1a1d-4e30-ba12-3bce81bdeb9a
Pirazy

@CiekaowstkInwestycyjne robisz swietna robote! Osobiscie dosc juz mam tego wszechobencnego w internecie srania na Polske, ignorujac rzeczywistosc i fakty

Mikel

@CiekaowstkInwestycyjne

Było mi smutno jak ogłosiłeś koniec ciekaOwstek Inwestycyjnych

Teraz, wypadasz jak filip z konopi, z jeszcze lepszym formatem.

Dziękuję

Zaloguj się aby komentować

Czy wiesz, że…

… można przez kilkadziesiąt lat prowadzić organizację charytatywną, która charytatywnie pomaga tobie i twojej rodzinie?

Jim Reynolds był niezwykle pracowitym mężczyzną. Pomimo braku wyższego wykształcenia, udało mu się wspiąć niemal na szczyt zawodowej ścieżki kariery. Otóż Jim został dyrektorem jednego z oddziałów prestiżowej organizacji charytatywnej – American Cancer Society (ACS). Niestety, Reynolds miał znacznie wyższe wymagania finansowe niż wynosiła jego dyrektorska pensja. Z tego powodu mężczyzna połasił się na pieniądze i dary od darczyńców. Niestety, nie okazał się w tym tak sprytny, jakby chciał, i został na tym przyłapany. W efekcie mężczyzna utracił swoją posadę dyrektora.

Porażka ta jednak nie wpłynęła znacząco na jego morale. Mężczyzna postanowił dalej działać w branży, tyle że już na własny rachunek. I wcale tu nie żartuję. Jim Reynolds, po tym jak wyleciał z ACS pod zarzutami „przywłaszczenia sobie tytułu do Mustanga z 1968 roku” oraz „niedbałego prowadzenia dokumentacji finansowej”, założył własną organizację charytatywną, z której już nikt nie mógł go zwolnić. Musicie przyznać, że czasy przed wynalezieniem i upowszechnieniem internetu musiały być pięknymi czasami dla różnego rodzaju oszustów.

Tak więc, w 1984 roku powstała „Cancer Fund of America”, pierwsza z organizacji charytatywnych Jima. Pierwsza, bowiem mężczyzna później zaczął zakładać kolejne. W dzisiejszej ciekawostce jednak skupię się na wyłącznie CFA, która zarobiła swoje pierwsze pieniądze poprzez datki zbierane przez wolontariuszy metodą „od drzwi do drzwi”. Nieprzypadkowo wolontariusze wyruszyli w miasto podczas trwania zbiórki funduszy przez ACS. Mężczyzna liczy, że wielu darczyńców nie zwróci uwagi na drobne różnice w nazwie dwóch organizacji. Nie mylił się.

W ten sposób zaczęła się historia największego charytatywnego scamu w historii, która trwała nieprzerwanie aż do 2016 roku. Szacuje się, że przez cały okres trwania CFA przez ręce Reynoldsa przeszło nie mniej niż 180 milionów dolarów, z czego tylko 1-2% trafiło w ręce osób potrzebujących, tj. chorych na raka. Jim do organizacji wciągnął całą swoją rodzinę, do której ostatecznie trafiło minimum 80% wszystkich datków zebranych przez „Cancer Fund of America”.
Historia ta nie ma szczęśliwego zakończenia. Pomimo tego, że Jim Reynolds i liczni członkowie jego rodziny zostali pozbawieni prawa do „przyszłego zbierania funduszy charytatywnych”, to okazało się, że nie można im postawić żadnych zarzutów. Nie udało się odzyskać niemal żadnych pieniędzy, zaś ani Reynolds, ani też nikt z jego rodziny, nie poniósł żadnych konsekwencji prawnych za swoje działania.

#ciekawostinwestycyjne

Niestety na chwile obecną to ostatnia ciekawostka, seria może powróci w przyszłości, ale nie w najbliższej przyszłości. Dziękuję wszystkim obserwującym tag, świetnie się bawiłem pisząc te ciekawostki
3823e68b-9680-40e7-ba24-2d4967469342
Shivaa

Szkoda że już koniec

matips

W dzisiejszych czasach to już zrobiło się standardem. Jeśli ktoś chce wspomóc szczytny cel, to powinien starannie wybrać organizację charytatywną - najlepiej jakąś uznaną fundację jak WOŚP albo Czerwony Krzyż. Przypadkowe zbiórki na ulicy albo w marketach mają ogromne szanse być właśnie tego typu schematami: 95% idzie na wynagrodzenia zarządu i "koszty" w powiązanych firmach.


Różnica jest taka, że w 1984 był to skandal, dzisiaj jest to zwykły biznes.

LovelyPL

Znam fundację, która od wielu lat (założona 20 lat temu) buduje hospicjum. Buduje i buduje. Kasę cały czas zbiera. Zbudowali już najważniejszą rzecz w hospicjum - kaplicę.

Nadal zbierają kasę Teraz pewnie na coś mniej ważnego - jakieś wyposażenie, czy coś równie bezsensownego.

Zarząd? Zbiegiem okoliczności cały zarząd ma takie samo nazwisko

Można? Można

Zaloguj się aby komentować

Czy wiesz, że…

… wynalazca zapałek świadomie ich nie opatentował?

John Walker to wynalazca pochodzący z Wielkiej Brytanii. Choć o jego życiu prywatnym nie wiemy zbyt wiele, z dostępnych informacji możemy wywnioskować, że najprawdopodobniej pochodził z zamożnej, a na pewno dobrze sytuowanej rodziny. W końcu nie każdego w XVIII wieku było stać na zdobycie formalnego wykształcenia. John, urodzony w 1781 roku, nie tylko ukończył szkołę, ale także zaraz po niej uzyskał etat asystenta głównego chirurga w mieście.

Niestety, zawód chirurga nie był dla niego. Mężczyzna miał olbrzymie problemy z widokiem krwawych operacji, dlatego postanowił się przekwalifikować. Wybrał zawód chemika i zaraz po studiach założył swój warsztat, który dziś można by nazwać apteką. To tam eksperymentował z różnymi substancjami, a efektem tych prac było wynalezienie zapałek.
W tamtym czasie, choć znane były różne mieszaniny, które zapalały się na skutek eksplozji, to wciąż nie znaleziono metody przeniesienia takiego ognia na materiał wolno palący się, taki jak np. drewno. Walker pracował więc nad substancją, która by to umożliwiła. Wynalezienie zapałek było jednak dziełem przypadku. Otóż, eksperymentując z nową mieszaniną, przez przypadek doszło do zapłonu drewnianego mieszadełka na skutek potarcia go o strukturę kominka w aptece.

Mężczyzna od razu docenił wartość tego wydarzenia. Niedługo później wprowadził na rynek pierwsze zapałki, czyli kawałki drewna pokryte siarką i nasączone na końcówce mieszaniną siarczku antymonu, chlorku potasu i gumy. Mieszanina ta miała wywołać wybuch ognia, a siarka miała umożliwić przeniesienie go na kawałek drewna. Do każdego pudełka z zapałkami dołączany był również kawałek papieru ściernego, o który trzeba było potrzeć zapałkę, aby ta się rozpaliła.

Pomimo licznych prób namówienia go do opatentowania swojego wynalazku, John Walker nigdy tego nie zrobił. Stwierdził, że i tak jest lepiej sytuowany niż większość ludzi i postanowił oddać swój wynalazek ludzkości za darmo.

I od tamtej pory wszyscy żyli długo i szczęśliwie, a zapałki stały się symbolem wolności. Czy zmyśliłem to ostatnie zdanie? Oczywiście, że tak. To, że John nie chciał skomercjalizować swojego wynalazku, wcale nie oznacza, że ten ostatecznie nie został skomercjalizowany. Niedługo później pojawiła się bowiem osoba, która lekko zmodyfikowała substancję chemiczną, którą John namaczał kawałki drewna (czyniąc ją toksyczną dla ludzi), i w ten sposób opatentowała zapałki fosforowe, które później okazały się niebywałym sukcesem komercyjnym (do roku 1900 produkowano ich niemal 3 biliony sztuk rocznie).

#ciekawostinwestycyjne
8114f2f8-fb4c-40df-8b0d-a2bc3ccfe984

Zaloguj się aby komentować

Czy wiesz, że…

… ponad 240 bardzo bogatych ludzi przysięgło oddać co najmniej połowę swojego majątku na cele charytatywne?

„The Giving Pledge” to kampania charytatywna, która zrzesza bogatych ludzi, w większości miliarderów, gotowych oddać co najmniej połowę swojego majątku na cele charytatywne. Kampanię zainicjował w 2010 roku Bill Gates wraz z Warrenem Buffettem. Aby wziąć udział w akcji, trzeba złożyć przysięgę oddania co najmniej połowy swojego majątku na cele charytatywne. Ważne zaznaczenia jednak jest, że obietnica ta nie jest w żaden sposób wiążąca prawnie.

Do dnia dzisiejszego „The Giving Pledge” zrzesza ponad 240 członków z 29 różnych państw. Niestety, na liście nie figuruje żadna osoba z polskim obywatelstwem. Wśród najbogatszych osób, które złożyły „The Giving Pledge”, możemy znaleźć takie nazwiska jak: Elon Musk, Warren Buffett, Bill Gates, Mark Zuckerberg czy Bill Ackman.

Zobowiązuję się oddać 99% majątku, który ja i moja zmarła żona Beth zarobiliśmy. Stanie się to w trakcie mojego życia lub też po mojej śmierci, jeśli nie uda mi się go oddać w przemyślany sposób za życia.

Moje działania charytatywne są kształtowane przez moją karierę inwestycyjną, która nauczyła mnie, że najlepsze inwestycje długoterminowe to zwykle doskonałe przedsiębiorstwa z efektywnymi liderami i wspierającymi kulturami. Dlatego też znalezienie przekonujących organizacji jest kluczowe dla rozwiązania problemów u ich źródła, a nie tylko leczenia ich objawów. Naleganie na wiarygodne wyniki jest ważne.

Te inwestycje filantropijne będą nadal kłaść nacisk na wykorzenianie ubóstwa, edukację na wysokim poziomie, badania medyczne i naukowe oraz badania nad polityką rządową. Ponadto, nasze działania charytatywne będą również koncentrować się na programach promujących indywidualną wolność, wolność gospodarczą i osobistą odpowiedzialność, na zasadach wytyczonych przez założycieli naszego kraju.
~ Ravenel B. Curry III, dnia 24 maja 2023 (w dniu pisania tej ciekawostki, była to osoba, która jako ostatnia złożyła "The Giving Pledge")

#ciekawostinwestycyjne
1960a9d6-48e8-458a-bc96-15d21d60652f

Zaloguj się aby komentować

Czy wiesz, że…

… miliarder może nienawidzić kapitalizmu?

Dziś Amazon kojarzy nam się głównie jako bezwzględnie kapitalistyczna firma, nastawiona wyłącznie na zysk. Międzynarodowa korporacja jest często poddawana krytyce za sposób traktowania swoich pracowników, zwłaszcza w magazynach i centrach dystrybucyjnych. Zarzuty dotyczą m.in. wyczerpującego tempa pracy, rygorystycznej kontroli czasu, niewystarczających płac i braku stałego zatrudnienia. Wszystko to rysuje obraz firmy, która, mimo swojego ogromnego sukcesu finansowego, pozostaje przedmiotem zaniepokojenia i krytyki w kontekście praw pracowniczych. Co jeżeli jednak powiem wam, że jeden z twórców sukcesu Amazona jest zaciekłym socjalistą?

Nick Hanauer to amerykański miliarder i wszechstronny inwestor, który zaczynał swoją karierę w rodzinnej firmie Pacific Coast Feather Company. Urodzony w Nowym Jorku, Hanauer zdobył wykształcenie z filozofii na University of Washington. W latach 90. był jednym z pierwszych inwestorów w Amazon.com i służył jako doradca firmy do 2000 roku. Jego portfolio obejmuje założenie, zarządzanie lub finansowanie ponad 30 różnych firm w różnych branżach, od e-commerce i mediów cyfrowych po opiekę zdrowotną i finanse. M.in. stworzył on aQuantive (sprzedane Microsoftowi za 6,4 miliarda dolarów), czy też zarządzał Insitu Group (sprzedanej za Boeingowi za 400 milionów dolarów), czy Market Leader (sprzedanej za 350 milionów dolarów).

W 2012 roku wokół osoby Nicka Hanauera wybuchła jednak kontrowersja medialna. Kilka serwisów internetowych doniosło, że prelekcja Nicka została ocenzurowana przez TED Talks i nie została opublikowana. W sprawie tej głos zabrał kurator firmy TED, Chris Anderson, który powiedział, że wystąpienie Hanauera było „wyraźnie stronnicze” i zawierało szereg błędnych argumentów, takich jak „wykluczenie inicjatywy przedsiębiorczej jako głównej przyczyny tworzenia miejsc pracy”.

W sieci zawrzało, a na Andersona spadła fala niesamowitej krytyki. Niespodziewanie w obronie kuratora TED stanął sam Nick Hanauer, który miał stwierdzić, że rozumie decyzję Chrisa i nie ma jej mu jej za złe, co więcej uważa, że fala krytyki jaka na niego spadła, jest nie współmierna do tego co zrobił i poprosił swoich fanów o uspokojenie. Panowie ostatecznie doszli do porozumienia, które poskutkowało opublikowaniem w 2014 roku dłuższej prelekcji Hanauera na ten sam temat.

O czym więc była prelekcja Nicka, która została ocenzurowana? Otóż Hanauer skrytykował szeroko popieraną w Stanach Zjednoczonych tezę, mówiąca że: „jeśli podatki dla bogatych wzrosną, tworzenie miejsc pracy spadnie” – która nazwał „artykułem wiary dla Republikanów”. W jak największym skrócie, przemówienie Nicka można skrócić do tych dwóch zdań wypowiedzianych przez niego podczas prelekcji:
Firmy i bogaci nie tworzą miejsc pracy. Miejsca pracy są tworzone przez pętlę sprzężenia zwrotnego między klientami a firmami, która jest uruchamiana przez zwiększenie popytu przez konsumentów.

Całe przemówienie Nicka Hanauera można znaleźć tutaj: https://www.youtube.com/watch?v=CKCvf8E7V1g .

#ciekawostinwestycyjne
d6c226bd-ec52-4580-9d0a-91a5c2614f19

Zaloguj się aby komentować

Czy wiesz, że…

… w 2019 roku tylko 8% Polaków twierdziło, że inwestuje swoje pieniądze?

Wiele można o nas – Polakach – powiedzieć złego. Nikt jednak nie może zarzucić nam, że nie umiemy oszczędzać. Problem w tym, że to oszczędzanie nijak ma się do dalszego inwestowania zaoszczędzonych pieniędzy. Z najnowszych raportów wynika, że Polacy trzymają ponad bilion złotych na zwykłych kontach bankowych czy niskooprocentowanych kontach oszczędnościowych. Oznacza to, że rok rocznie tracą oni olbrzymie pieniądze z powodu inflacji.

Ile dokładnie zaoszczędzili Polacy na kontach bankowych? Ponad dwukrotność budżetu Polski na rok 2023. I co zaskakujące – 1/3 tej kwoty znajduje się w bankach oferujących najniższe oprocentowanie na rynku! Ciężko w ogóle w jakikolwiek sensowny sposób to wytłumaczyć.

W 2019 roku przeprowadzono wśród Polaków sondaż na temat aktywności inwestycyjnej. Okazało się, że wyłącznie 8 procent Polaków inwestuje swoje pieniądze! Co więcej – wśród tych 8% zaledwie garstka potrafiła odpowiedzieć na pytanie typu: „jaki jest twój horyzont inwestycyjny?”! Całe szczęście – na skutek pandemii i wysokiej inflacji – Polacy zaczęli interesować się tematem, i już w 2022 roku liczba inwestujących Polaków wzrosła do 22%. Jest to wciąż mizerny wynik, aczkolwiek i tak 2,5 razy wyższy niż w 2019.

Wiemy już, że zdecydowana większość Polaków trzyma swoje pieniądze w banku, ale w co inwestują Polacy, którzy zdecydują się wyciągnąć pieniądze z banku? Większość inwestujących odpowiada zgodnie, że w nieruchomości. Kolejne miejsca zajmują: akcje, obligacje i fundusze inwestycyjne.

Niestety, 30% inwestujących kieruje się w inwestowaniu głównie własnym doświadczeniem. Kolejne 25% - własną intuicją. Następne 23% - tym, co usłyszeli od rodziny i znajomych... Oznacza to, że zaledwie garstka Polaków w swoich inwestycjach kieruje się wiedzą inwestycyjną zdobytą podczas nauki na temat inwestowania.

#ciekawostinwestycyjne
3f7cc85e-8fb7-4444-bbc4-88ef3d47d5c7
end-stage-capitalist

@CiekaowstkInwestycyjne ta ciekawostka jest tragiczna

DiscoKhan

U nas nie ma zaufania do inwestowania, Amber Gold I te sprawy, tego się łatwo nie odbuduje, a nie każdy kto dobrze zarabia naprawdę się na tym zna. Niestety, taki mamy klimat, instytucje publiczne czy prywatne maja znikome zaufanie.


Ale przynajmniej dla zachowania wartości to ludzie mogliby w złoto iść jeżeli nie chcą się w giełdę zagraniczną bawić. Znowu, zagraniczną, bo w Polską jak się nie ma znajomych w polityce to można się solidnie wpakować i mnóstwo pieniędzy stracić, za mocne szwindle idą żeby można było rozsądnie tam inwestować.

Budo

@CiekaowstkInwestycyjne świadomość finansowa Polaków jest zerowa, wystarczy popytać o inflację, albo jakiekolwiek podstawowe zagadnienia z przedsiębiorczości, podatków, czy makroekonomii. No to kończy się tak, że jak ktoś ma oszczędności, to trzyma je w skarpecie, albo tapczanie, szczególnie starsi ludzie.

Zaloguj się aby komentować

Czy wiesz, że…

… wynalazca pierwszego długopisu nigdy nie dożył jego sukcesu?

John J. Loud urodził się w 1844 roku w Stanach Zjednoczonych. Choć ukończył prawo, ostatecznie zrezygnował z zawodu adwokata na rzecz bycia asystentem kasjera w Union National Bank. Warto zaznaczyć, że posadę kasjera, któremu asystował John, obejmował wówczas jego ojciec. John odziedziczył więc tę posadę po jego śmierci i sprawował ją aż do swojej rezygnacji w 1895 roku z powodów zdrowotnych (wówczas bowiem coś takiego jak emerytura jeszcze nie funkcjonowało).

Poza pracą w banku, John interesował się również wynalazczością. Swój pierwszy patent otrzymał w 1888 roku, a był to patent na urządzenie służące do pisania, które dziś nazwalibyśmy długopisem. Mężczyzna nie kierował się jednak chęcią udoskonalenia pióra wiecznego w codziennym użytkowaniu, lecz próbą stworzenia urządzenia, które będzie w stanie pisać na materiałach, po których zwykłe pióro nie jest w stanie, tj. skórze czy drewnie.

Mój wynalazek polega na ulepszonym piórze wiecznym, szczególnie użytecznym, między innymi, do znakowania na szorstkich powierzchniach, takich jak drewno, szorstki papier do pakowania i inne artykuły, na których nie można użyć zwykłego pióra.

Z tego też powodu jego „długopis” nigdy nie osiągnął sukcesu komercyjnego. Bowiem choć urządzenie to rzeczywiście świetnie nadawało się do pisania po skórze czy plastiku, to przegrywało na wygodę użytkowania z piórem wiecznym w codziennym pisaniu po zwykłym papierze.

John J. Loud umarł w 1916 roku, nigdy nie zdając sobie sprawy, jak blisko był ogromnego sukcesu komercyjnego. Ostatecznie na pierwszy długopis, który podbił rynek, ludzkość musiała czekać kolejne 22 lata po śmierci Johna. Wówczas to Węgier László József Bíró złożył patent dotyczący urządzenia do pisania, które tym razem skoncentrowane było na udoskonaleniu pióra wiecznego w jego codziennym użytkowaniu.

Sam John J. Loud, choć nigdy nie zdobył fortuny za sprawą swojego wynalazku, to za jego pomocą zbudował sobie pomnik trwalszy niż ze spiżu. W końcu mężczyzna już na zawsze pozostanie w pamięci ludzi jako ten, który wynalazł długopis.

#ciekawostinwestycyjne
fa836bb5-105d-489e-8664-0cd6c502aed0
Greyman

Treść spoko, ale grafika wygląda jak te obrazki "co widzi osoba z udarem". Na pierwszy rzut oka normalna, a im dłużej patrzę tył bardziej bez sensu.

Zaloguj się aby komentować

Czy wiesz, że…

… mityczny Midas był postacią historyczną?

W mitologii greckiej Midas występuje jako chciwy król, nie baczący na nic innego niż pomnożenie swojego, już i tak ogromnego, majątku. Ta cecha nie spodobała się jednak greckim bogom, którzy postanowili ukarać mężczyznę. W tym celu Dionizos, bóg płodności, dzikiej natury i wina, spełnił życzenie króla, sprawiając, że od tej pory wszystko co dotknie, zamieni się w złoto. Początkowo Midas był uradowany z daru, jednak szybko zdał sobie sprawę z jego konsekwencji. Otóż nie był w stanie spożyć posiłku, gdyż wszystko, czego tylko dotknął, zamieniało się w złoto. Zrozpaczony Midas udał się więc do Dionizosa i błagał go o cofnięcie daru. Dionizos przystał na prośbę króla i polecił mu kąpiel w rzece Paktol, celem pozbycia się „złotego dotyku”. Midas uczynił to natychmiast.

Przez długi czas historycy uważali, że postać Midasa została kompletnie zmyślona. Na szczęście, dzięki odkryciom asyryjskich zapisów datowanych na VIII w. p.n.e., udało się ustalić, że Midas był postacią historyczną. Tu niestety muszę zmartwić wszystkich fanów mitologii greckiej, gdyż wciąż brak jakichkolwiek dowodów na to, że posiadał on „złoty dotyk”.

Kim więc był Midas? Był on królem Frygii, czyli starożytnej krainy w Azji Mniejszej, który żył w VIII w. p.n.e. i miał prawdopodobnie 159 cm wzrostu. Jego ojcem był Gordias, kolejna postać znana z mitologii greckiej. Gordias zasłynął bowiem zawiązaniem niemożliwego do rozwiązania węzła gordyjskiego, który później miał zostać przecięty przez Aleksandra Wielkiego.

Naukowcom udało się odnaleźć grób, który dziś nazywany jest „Tumulusem Midasa”*. Brak jednak jednoznacznych dowodów powiązujących tumulus z postacią Midasa. Naukowcy bowiem do dziś spierają się, czyj był to naprawdę grób – Midasa czy też jego ojca Gordiasa. W każdym razie, grób ten świadczył o ówczesnej niezwykłej potędze i bogactwie Frygii, gdyż wypełniony był on ogromną ilością skarbów i kosztowności.

Skąd mamy pewność, że Midas nie operował „złotym dotykiem”? Oprócz takiego oczywistego argumentu jak „bo to po prostu fizycznie niemożliwe”, istnieje jeszcze jeden. Otóż pierwsze wzmianki o darze Midasa pochodzą z IV w. p.n.e., czyli blisko 400 lat po śmierci Midasa. Żadne ze współczesnych mu źródeł nie wspominają o tym, by Midas posiadał jakieś nadprzyrodzone moce. Wspominają jednak o niesamowitym bogactwie Frygijczyków i samego Midasa, co każe spekulować, że wokół tego bogactwa narosło tyle plotek i legend, że w końcu Starożytni Grecy uznali, że jedyną sensowną interpretacją ich jest interwencja bogów.

Dodatkową ciekawostką może być fakt, że wspomniana w micie rzeka Paktol, okazała się źródłem elektrumu, czyli stopu złota ze srebrem. Stop ten był źródłem późniejszego bogactwa innego starożytnego królestwa – Lidii. Źródła wskazują, że wydobycie elektrumu z rzeki Paktol trwało co najmniej sto lat i miało miejsce w VI i V w. p.n.e.. Co zapewne stanowiło genezę do wskazania właśnie tej rzeki, jako remedium na zmycie z siebie daru przez Midasa.

#ciekawostinwestycyjne

*- tumulus to stożkowy nasyp kryjący groby, wznoszony od neolitu do wczesnego średniowiecza
bfcb75ab-9277-4f0a-8036-58f406e98e64
NatenczasWojski

Za 2000 lat też ktoś tak napisze


Czy wiesz ze mityczny gówniany Midas był postacią historyczna? Żył w Polsce w XXI wieku

Zaloguj się aby komentować

Czy wiesz, że…

… od lat funkcjonuje fundacja charytatywna, która niemal nie wydaje nic na działalność charytatywną?

Disabled Veterans National Foundation (DVNF) to organizacja charytatywna, która powstała w szczytnym celu niesienia pomocy weteranom wojennym, głównie tym bezdomnym i cierpiącym na zespół stresu pourazowego. Została założona przez sześć weteranek, które przejęte losem swoich kolegów i koleżanek po fachu, deklarowały, że chcą „zmienić życie mężczyzn i kobiet, którzy wrócili do domu ranni lub chorzy po obronie naszego bezpieczeństwa i naszej wolności”.

W teorii wszystko brzmi świetnie i wygląda wręcz rewelacyjnie marketingowo. Komu bowiem zaufać bardziej, jeżeli chodzi o niesienie pomocy weteranom, niż organizacji założonej przez nich samych? Niestety, rzeczywistość przyniosła odpowiedź na to pytanie – z pewnością nie samym weteranom, a już na pewno nie tym sześciu kobietom.
Pierwsze doniesienia o nieprawidłowościach w funkcjonowaniu organizacji pojawiły się trzy lata po jej założeniu, w 2010 roku, kiedy fundacja CharityWatch opublikowała raport, z którego wynikało, że mniej niż 1% zebranych środków przez DVNF przeznaczono na cele charytatywne.

Sprawą zainteresowały się wówczas media. Telewizja CNN przeprowadziła w 2012 roku śledztwo, z którego wynikało, że przez ostatnie lata organizacja wydawała na pozyskiwanie funduszy więcej, niż tych funduszy rzeczywiście pozyskiwała. Raport ujawnił również prawdę o datkach na rzecz potrzebujących weteranów, których miało być naprawdę niewiele. Co więcej, wśród nielicznych datków przeważały rzeczy takie jak stroje do gry w futbol amerykański czy kokosowe M&M’sy.

Z mediów sprawa przedostała się do Senatu Stanów Zjednoczonych, co zakończyło się śledztwem przeprowadzonym przez prokuratora generalnego Stanów Zjednoczonych. Ostatecznie jednak nie doszło do postawienia organizacji DVNF przed sądem, na skutek ugody zawartej pomiędzy organizacją charytatywną a prokuratorem generalnym. Na mocy tej ugody DVNF wraz z spółkami powiązanymi musiały zapłacić karę w wysokości ponad 20 milionów dolarów.
Nie była to jednak jedyna kara, jaką organizacja musiała ponieść. Na skutek ustaleń z prokuratorem generalnym, organizacja również zobowiązała się do wymiany niemal wszystkich doradców ds. pozyskiwania funduszy i zrekrutowania nowych członków zarządu, którzy mieli zagwarantować lepsze funkcjonowanie organizacji w przyszłości.

Ugoda miała miejsce w 2014 roku. Myliłby się jednak ten, który podejrzewałby, że zmieniła ona cokolwiek. DVNF funkcjonuje do dziś i do dziś większość pozyskanych funduszy wydaje na wszystko, tylko nie na działalność charytatywną. W 2019 roku bowiem powstał kolejny raport, który wykazał, że „Disabled Veterans National Foundation ma ogromne koszty zbierania funduszy, potrzebując do 98 centów, aby zebrać każdego dolara”.

#ciekawostinwestycyjne
796408a2-e81d-4e7a-b13b-b7a37f145179
Macer

warto przy okazji wytlumaczyc, ze tak naprawde to fundacje nie sluza do pomagania nikomu, tylko milionerzy przy ich pomocy unikają opodatkowania i piorą brudne pieniadze.

sireplama

Myślałem, że większość tak działa

figa-rybka

Kapitalizm¯⁠\⁠_⁠(⁠ツ⁠)⁠_⁠/⁠¯

Zaloguj się aby komentować

Czy wiesz, że…

… pieniądze mogą ściągnąć na rodzinę wręcz niewyobrażalne cierpienie?

Dale Ewell był weteranem Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych, który osiągnął sukces również w biznesie. Po przejściu na wojskową emeryturę mężczyzna założył Western Piper Sales, firmę specjalizującą się w sprzedaży małych samolotów. To właśnie dzięki niej dorobił się większości swojego majątku, choć w późniejszym okresie trudnił się również innymi działalnościami, w tym deweloperką.

Dale był szczęśliwym mężem i ojcem dwójki dzieci. Jego żona, Glee, w przeszłości pracowała jako tłumacz dla CIA. Jednak w momencie, o którym opowiada dzisiejsza ciekawostka, kobieta była w pełni oddana filantropii i służbie publicznej. Para, której majątek szacowało się na około 10 milionów dolarów, żyła zadziwiająco skromnie, stroniąc od afiszowania się swoim majątkiem. Posiadane pieniądze głównie reinwestowała w akcje i w lokalne grunty rolne.
Posiadali dwójkę dzieci: syna Dana i córkę Tiffany. Można by więc powiedzieć, że żyli amerykańskim snem, prowadząc życie niczym z filmu opowiadającego o wyższej klasie średniej w Stanach Zjednoczonych. Pierwsze sygnały o tym, że ich życie nie było tak kolorowe, jak się mogło wydawać na pierwszy rzut oka, pojawiły się, gdy lokalne gazety opisały przypadek ich syna, Dana Ewella.

Dana w tamtym okresie studiował bankowość inwestycyjną. Niestety, wstydził się bycia wyłącznie synem bogatego ojca. Z tego powodu wymyślił swoją historię na nowo. W nowej historii, to on sam osiągnął sukces biznesowy w branży małych samolotów. Dana więc niejako ukradł historię swojego ojca i przedstawił ją jako swoją. Na jego nieszczęście, lokalne media zainteresowały się jego historią, obnażając jego kłamstwa.

Medialne publikacje w końcu dotarły i do rodziców studenta, którzy, zaniepokojeni kierunkiem, w którym toczyło życie ich syna, postanowili chwilowo odciąć go od swojego majątku. Niestety, na tę decyzję było już za późno i ostatecznie nie udało się jej wcielić w życie. Bowiem 19 kwietnia 1992 roku Dale Ewell wraz z małżonką Glee i córką Tiffany zostali zamordowani we własnym domu.

Morderstwo zostało zlecone przez ich syna, który przestraszył się groźby zakręcenia kurka z pieniędzmi. W tym celu namówił swojego kolegę ze studiów do dokonania potrójnego morderstwa.

Mężczyźni „wpadli”, gdyż Dana wykazywał zbyt duże zainteresowanie zapisami spadkowymi. To wzbudziło podejrzenia detektywów pracujących nad tą sprawą. Mężczyzna był na tyle bezczelny, że już po kilku tygodniach od masakry wprowadził się z powrotem do domu rodziców, gdzie zaczął roztrwaniać odziedziczony majątek.

#ciekawostinwestycyjne
62a9c145-7b24-43c2-b3e3-ca92f3cb3d0e
favien-freize

@CiekaowstkInwestycyjne Wydaje mi się, że kiedyś widziałem film oparty na podobnych motywach.

Zaloguj się aby komentować

Czy wiesz, że…

… w Polsce wielokrotnie więcej ludzi popełnia samobójstwo niż ginie w wypadkach drogowych?

W Polsce niedawno wystartowała ogólnopolska kampania społeczna „Inni też popełniają błędy. Zwolnij”. Jest to kampania drogowa, mająca na celu poprawę bezpieczeństwa na polskich drogach. W tym celu został wyprodukowany spot, który obecnie jest transmitowany w telewizji i w internecie ( https://www.youtube.com/watch?v=wZ4AwEvAqo8 ). Spot ten jest licencjonowaną kopią nowozelandzkiej reklamy „Mistakes”, która w 2014 roku stała się viralem w internecie.

Jak zatem wygląda bezpieczeństwo na polskich drogach? Otóż pomimo wciąż panującego stereotypu, że „Polacy jeżdżą jak wariaci”, polscy kierowcy przestali wyróżniać się na tle swoich europejskich kolegów, jeżeli chodzi o statystykę śmiertelnych wypadków drogowych w przeliczeniu na jednego miliona mieszkańców. Na chwilę obecną, gdy europejska średnia wynosi 46 takich wypadków, w Polsce rocznie dochodzi do 51. Dziś do większej ilości śmiertelnych wypadków na drogach Unii Europejskiej dochodzi w państwach takich jak Belgia, Bułgaria, Grecja, Chorwacja, Włochy, Łotwa, Węgry, Portugalia czy Rumunia.

W 2022 roku na polskich drogach zginęło 3,5 razy mniej ludzi niż w roku 1999. Na wykresie przedstawiającym roczną liczbę śmierci poniesionych na skutek wypadku drogowego na przestrzeni lat, widać widoczną tendencję spadkową. Dlatego też choć w tym aspekcie wciąż istnieje duże pole do poprawy, działania polskich władz na rzecz poprawy bezpieczeństwa na polskich drogach można niewątpliwie nazwać sukcesem.

Ostrzegam, że nie chciałbym, aby ta ciekawostka została odebrana jako apel do zaprzestania kampanii drogowych na rzecz dalszej poprawy bezpieczeństwa na polskich drogach. Chciałbym jedynie zwrócić uwagę opinii publicznej na inny problem społeczny, który zdaje się być w Polsce obecnie kompletnie ignorowany. O ile bez problemu jestem w stanie przypomnieć sobie co najmniej kilka ogólnopolskich kampanii społecznych na rzecz poprawy bezpieczeństwa drogowego, o tyle nie przypominam sobie żadnej ogólnopolskiej kampanii na rzecz poprawy zdrowia psychicznego Polaków.

Dziś 2,7 razy więcej Polaków odbiera sobie życie niż ginie w wypadkach drogowych. I dzieje się tak nieprzerwanie od roku 2012. Szacuje się, że śmierć Polaka w wieku 25 lat kosztuje Polskę około 600 tysięcy złotych. Może więc to już odpowiedni czas na ogólnopolską kampanię skierowaną do osób chcących odebrać sobie życie?

#ciekawostinwestycyjne
730d203b-4af1-4bba-ade5-07f876e7a21f
Klopsztanga

@CiekaowstkInwestycyjne przecież ten spot to podjebka 1:1

https://youtu.be/3qNjt04bpQM

Bankrut.pl

@Klopsztanga na zachodzie podpatrują co to się u nas dzieje i widac pozazdrościli zreszta nie pierwszy raz:)

czasnaplacki

@Klopsztanga jest napisane że polska reklama powstała na tamtejszej licencji

Yarecky

Kampanie dotyczące zdrowia psychicznego także są, w ostatnim czasie nawet mam wrażenie, że częściej spotykam się właśnie z nimi aniżeli z bezpieczeństwem na drogach - oczywiście mówię zarówno o telewizji jak i Internecie. Także ostatnie zdanie Twojego wpisu jest zdecydowanie nieaktualne. Przykłady tego typu kampanii organizowanych przez Ministerstwo Zdrowia to: "Powiedz co czujesz" oraz "Zobacz człowieka".

rzuf

> Może więc to już odpowiedni czas na ogólnopolską kampanię skierowaną do osób chcących odebrać sobie życie?


@CiekaowstkInwestycyjne nie będzie takiej kampanii, bo profilaktyka zdrowia psychicznego u nas w PL od strony personelu kuleje, a nikt nie będzie się chwalił czymś czym nie może.


Inna sprawa, nie wiem jak to się ma do ciekawostek inwestycyjnych

Zaloguj się aby komentować

Czy wiesz, że…

… przez pierwsze kilkanaście lat od swojego debiutu, ludzie uważali mysz komputerową za zbędny gadżet?

Przyjmuje się, że pierwszy komputer został zaprezentowany publicznie po raz pierwszy w 1946 roku. Jeszcze długi czas później komputery były uważane wyłącznie za narzędzia służące do przeprowadzania skomplikowanych obliczeń. Istniały jednak wyjątkowe osobistości, które wyłamywały się z tego toku myślenia. Jedną z nich był niewątpliwie Vannevar Bush, którego przedstawiłem wam już w jednej z poprzednich ciekawostek ( klik ). Wspominam o nim, ponieważ główny bohater dzisiejszej ciekawostki, Douglas Engelbart, był niejako kontynuatorem myśli Busha. To właśnie ta myśl doprowadziła do wynalezienia takich rzeczy jak hipertekst, interfejs użytkownika czy właśnie mysz komputerowa.

Douglas Engelbart urodził się w 1925 roku w Stanach Zjednoczonych. Dziś za jego „antyczne” przekonania wielu nazwałoby go głupcem. Mężczyzna bowiem swoje życiowe potrzeby zdefiniował w ten sposób: „stała praca, małżeństwo i życie w szczęściu”. Jak więc widzimy, wśród jego pragnień nie było jakże pożądanych dziś pieniędzy, władzy czy sławy.

Pragnienia mężczyzny doprowadziły go do życiowego motta: „skoncentruję swoją karierę na czynieniu świata lepszym miejscem” – któremu mężczyzna wierny był do końca swoich dni. Toteż po zainspirowaniu się artykułem „As We May Think” autorstwa V. Busha, przeszedł on do czynów i do czynienia świata lepszym miejscem, tj. do pracy nad udostępnieniem całej dostępnej ludzkości wiedzy dla wszystkich za pomocą interaktywnych komputerów.

Do końca lat 60. Douglas wraz ze swoim zespołem opracowali między innymi ekran z mapą bitową, mysz, hipertekst i pierwszy graficzny interfejs użytkownika. Dziś skupimy się jednak na wynalezieniu myszy komputerowej, która w swojej pierwszej odsłonie została nazwana „wskaźnikiem pozycji X-Y dla systemu wyświetlania”.

Douglas złożył podanie o patent na mysz komputerową w 1967 roku i uzyskał go w 1970. Patent był ważny przez 15 lat. Nie miało to jednak większego znaczenia, gdyż wówczas nie istniały jeszcze komputery osobiste, a naukowcy pracowali głównie na komputerach pozbawionych graficznych interfejsów. Z tego powodu przez pierwsze kilkanaście lat swojego istnienia mysz komputerowa była traktowana jako wyłącznie ciekawostka.

Douglas Engelbart i instytut naukowy, dla którego pracował, na tyle nie dostrzegli wartości rynkowej swojego wynalazku, że nie tylko nie starali się o przedłużenie patentu, ale jeszcze przed jego wygaśnięciem umożliwili produkcję własnych myszek swojej konkurencji na rynku komputerów. Z tego faktu skorzystała m.in. firma Apple, która rozreklamowała myszki do tego stopnia, że dziś nie wyobrażamy sobie komputerów bez nich.

Sam Douglas jednak nigdy nie uzyskał żadnych profitów finansowych związanych z konstrukcją pierwszej myszki komputerowej.

#ciekawostinwestycyjne
46b10411-286d-4b13-8b3a-5adb38c899ee
Yossarian

Fajna ciekawostka, ale na boga, kiedyż to ludzkość miała swój debiut? I gdzie?

Zaloguj się aby komentować

Czy wiesz, że…

… John Paul DeJoria przeszedł drogę od bezdomności do miliardów dolarów?

I o dziwo, dokonał tego wyłącznie dzięki swojej ciężkiej pracy. Na tym tagu dzieliłem się już wieloma biografiami osób, które do majątku doszły od zera. Wydaje mi się jednak, że historia Johna jest najbardziej dosadnym przykładem „amerykańskiego snu”, o jakim tylko słyszałem.

DeJoria urodził się w Stanach Zjednoczonych w rodzinie imigrantów. Jego ojciec pochodził z Włoch, a matka z Grecji. Para rozwiodła się jednak, gdy John miał zaledwie dwa lata. W domu mężczyzny, delikatnie mówiąc, nie przelewało się.
Moi rodzice rozwiedli się, zanim skończyłem dwa lata. Gdy miałem dziewięć lat, mój brat i ja zaczęliśmy sprzedawać kartki świąteczne i gazety. Wstawaliśmy o trzeciej nad ranem, żeby składać i dostarczać gazety każdego ranka, tylko po to, byśmy mogli żyć trochę lepiej.
Ostatecznie ich poświęcenie i tak nie przyniosło skutku, i obaj bracia trafili do domu zastępczego.

Niesiony żalem, nastoletni John wstąpił do gangu ulicznego. Nie wiele jednak wiadomo o tym okresie jego życia. Wiemy za to, że po ukończeniu szkoły średniej porzucił uliczne życie na rzecz wstąpienia do wojska. Tam jednak również nie udało się utemperować jego charakteru. Zaraz po zakończeniu służby mężczyzna wszedł w krótkotrwały związek małżeński, który poskutkował dzieckiem. Związek jednak nie przetrwał, i John został sam z synem.
Byłem bezdomny dwa razy, głównie dlatego, że byłem zbyt dumny, by poprosić kogokolwiek o pomoc. W moich wczesnych latach dwudziestych, kiedy to byłem tylko ja i mój syn, nie mieliśmy gdzie mieszkać. Nocami zbierałem butelki po Coca-Coli, a potem wymieniałem je w pobliskiej aptece za dwa centy. Żyliśmy na bardzo prostym pożywieniu: ryżu, ziemniakach, sałacie, płatkach, zupie w puszce i makaronie z serem, ale jakoś sobie radziliśmy.
W tym czasie John wraz z synem zamieszkiwali w dwudziestoletnim aucie.

Oprócz zbierania butelek Coca-Coli, mężczyzna podejmował również prace dorywcze. W pewnym momencie jednak los się do niego uśmiechnął, i dostał on propozycję pracy na najniższym szczeblu w dziale marketingu gazety Time. Mężczyzna szybko awansował na menedżera ds. obiegu w Los Angeles i prawdopodobnie jego kariera w mediach by się na tym nie zakończyła, gdyby John nie postanowił zmienić branży. W 1971 roku zatrudnił się on w firmie Redken, wówczas liderze na rynku produktów fryzjerskich w Stanach Zjednoczonych. W ciągu zaledwie 18 miesięcy awansował on na stanowisko krajowego menedżera nadzorującego wszystkie szkoły i salony Redken.

To tam John nauczył się wszystkiego o fryzjerstwie i produkcji produktów fryzjerskich, a także poznał wielu wpływowych ludzi z branży. W 1980 roku postanowił zmonetyzować swoje doświadczenie i, wraz ze swoim przyjacielem, znanym projektantem fryzur Paulem Mitchellem, postanowił założyć własną firmę - John Paul Mitchell Systems. Panowie umówili się, że John zajmie się produkcją produktów fryzjerskich, zaś Paul, jako gwiazda branży fryzjerskiej – zajmie się ich marketingiem. I choć panowie rozpoczynali od kapitału zakładowego w kwocie – 700 dolarów, to dzięki ich ciężkiej i oddanej pracy – udało się im osiągnąć sukces.

Firma ta do dziś pozostaje w rękach Johna i Paula. Jest to firma prywatna, więc ciężko powiedzieć coś szczegółowego o ich aktualnych finansach. Wiadomo jednak, że w 2015 roku wygenerowała ona ponad miliard dolarów obrotu i zatrudniała 183 pracowników. Sam John Paul DeJoria jest miliarderem z majątkiem szacowanym na 2,8 miliarda dolarów i znany jest ze swojej filantropijnej działalności. Bowiem w 2011 roku, wraz z małżonką, założyli fundację JP's Peace, Love & Happiness Foundation, która „stara się przyczynić do zachowania zrównoważonej planety poprzez inwestowanie w ludzi, ochronę zwierząt i środowiska".

#ciekawostinwestycyjne
0e7435df-a621-4d07-8319-88fea5373e2d
Kremovka

@CiekaowstkInwestycyjne fajna historia, tym razem ciężko się do czegoś przyczepić ;) Faktycznie zawsze w osiągnięciu sukcesu trzeba mieć szczęście ale jakby gościu ciężko nie pracował to by nie osiągnął sukcesu.

Zaloguj się aby komentować