Powrót do Azji część trzecia i ostatnia...
Ostatnim przystankiem był Singapur. Planując podróż do Kuala Lumpur wiedziałem, że nie mogę pominąć tego miasta-państwa, które jest oddalone o zaledwie godzinę lotu.
Dotarłem tam liniami AirAsia, które są takim azjatyckim RyanAirem. Po raz pierwszy od dawna mój bagaż podręczny był sprawdzany pod względem wagi (dozwolony limit to 7kg) ale nie było żadnych problemów. Malezja i Singapur mają nieco inne zasady na lotniskach.
Nasz bagaż podręczny przechodzi przez skaner dwukrotnie. Z czego drugi skaner a więc właściwy security check jest dopiero pod naszą bramką, podczas boardingu. Jest on tylko dla pasażerów tego konkretnego lotu, co powoduje że nie ma kolejki wszystkich odlatujących pasażerów do jednego security. Nie trzeba niczego wyjmować z torby.
Lotnisko Changi to niesamowite miejsce. Tutaj nawet hala odbioru bagażu jest pięknie zaprojektowana, z zielenią i nie wygląda jak jakiś magazyn tak jak na innych lotniskach. Wylatując stamtąd można zobaczyć wiele imponujących miejsc. Mają nawet mały ogród z motylami. Changi to nie jest tylko lotnisko. To jedna z atrakcji Singapuru. Nic dziwnego, że od wielu lat zgarniają nagrody dla najlepszego lotniska w Azji i na świecie.
Sobotnie popołudnie w Singapurze przywitało mnie pięknym słońcem. Było opresyjnie gorąco i duszno. Nic dziwnego. Jestem przecież tylko 137 km na północ od równika. Tutaj lato trwa 365 dni.
Przed przylotem warto zainstalować sobie apkę Grab. To taki Uber dla południowo-wschodniej Azji. Przejazd taksówką do hotelu trwał jakieś 15 minut. Singapur jest bardzo kompaktowy ale za to wszędzie jest dużo ludzi bo 6 milionów tłoczy się na wyspie dwukrotnie mniejszej od Londynu. Na świecie tylko Monako i Macau mają większą gęstość zaludnienia.
Zatrzymałem się w dzielnicy Katong, która mi się bardzo podobała. Fajna architektura (kolorowe budynki) i klimacik. Centra handlowe, knajpki, 7-Eleven, stacja metra wszystko było blisko. Być może niektórzy wolą być gdzieś bliżej centrum ale tutaj było spokojniej i mniej ludzi. Pokój w moim hotelu (Indigo) był pięknie udekorowany w stylu Peranakan (grupa etniczna, potomkowie chińskich osadników z 16-17 wieku).
Wybrałem się metrem do centrum. W Singapurze nie trzeba karty transportowej. Można się odbijać zwykłą kartą typu VISA czy Mastercard. Na początku pobierze nam jakąś niewielką opłatę a potem nie będzie niczego ściągać z karty. Dopiero po jakimś czasie ściągnie całą sumę za wszystkie przejazdy.
Metro nadal się rozbudowuje. Planowane są kolejne odcinki. Gdyby linia, którą obecnie przedłużają była ukończona, to miałbym bezpośredni dojazd metrem z lotniska do hotelu.
Jako że była sobota, to Marina Bay było zatłoczone miejscowymi i turystami. Niesamowita architektura tego miejsca to jeden z dowodów osiągniętego przez Singapur sukcesu. To miasto-państwo na każdym kroku pokazuje, że tutaj są duże pieniądze. Oczywiście, to oznacza że ceny też są wyższe. Trzeba się przygotować, że nie będzie tak tanio jak w innych państwach Azji Południowo-Wschodniej.
Po przejściu przez most nad rzeką Singapur jest duża hala koncertowa. Jest też miejsce do występów na zewnątrz i akurat grał tam jakiś lokalny zespół z żeńską wokalistką. Całkiem fajne jest patrzeć na te wszystkie wieżowce z muzyką na żywo w tle.
Stamtąd już niedaleko do obserwatorium SkyPark na 56 piętrze. Rzecz jasna, tutaj też obowiązkowo trzeba kupić bilet z wyprzedzeniem.
Nocny widok na Singapur jest niezapomnianym doświadczeniem. Do tego o 20:00 i 21:00 (i 22:00 w Piątki/Soboty) jest jeszcze Spectra, czyli 15 minutowe show z muzyką, laserami i fontannami.
Na drugi dzień wybrałem się na wysepkę Sentosa. Pogoda była kiepska, padało już od godzin nocnych ale potem deszcz się uspokoił. Warto dodać, że deszcz w tej części świata nie przynosi jakiegoś ochłodzenia tak jak u nas. Nadal jest duszno i gorąco. Sentosa to miejsce stworzone pod turystów ale ja ominąłem te wszystkie parki rozrywki i pojechałem prosto na plażę. Jeśli ktoś liczy na rajską plażę, to może się zawieść bo Singapur to jeden z największych portów świata. To oznacza duży ruch statków na pobliskich wodach. Mimo to fajnie jest odwiedzić Sentosę, bo można na chwilę uciec od tłumów.
Co do tłumów, to centra handlowe są pełne ludzi. Jest tam klimatyzacja, która pozwala odpocząć od duchoty jaka panuje na zewnątrz.
Obowiązkowa wizyta w Gardens by the bay. Pogoda znowu deszczowa, więc kupiłem bilety tylko na Cloud Forest i Flower Dome bo tam jest wszystko pod dachem. Cloud Forest był zrobiony na styl z Jurassic Park. Natomiast Flower Dome był w stylu alpejskim. Naprawdę fajne atrakcje.
W Little India (hinduska dzielnica) mają taki dom towarowy, Mustafa Centre. Jest tam mydło i powidło tylko że strasznie ciasno pomiędzy półkami. Dosłownie wszystko tam można znaleźć na kilku piętrach ale jest chaotycznie. Ja miałem plecak i na wejściu ochroniarz założył mi plastikową trytytkę na zamek w plecaku. Takie zabezpieczenie przed kradzieżami lol. Po zrobieniu zakupów kasjer zakłada swoją trytytkę na reklamówkę z naszymi zakupami. Po wyjściu poprosiłem ochroniarza żeby mi ją przeciął.
Singapur, podobnie jak Malezja to kraj bardzo zróżnicowany kulturowo. Wszystko jest przetłumaczone na 4 języki: angielski, malajski, mandaryński i tamilski.
Tak jak napisałem jest drogo ale panuje porządek, jest bezpiecznie, czysto, wszystko jest utrzymane w dobrej kondycji.
Raz skorzystałem z czynnej 24/7 pralni na monety i tam był plakat ze zdjęciem jakieś miejscowej baby, która podobno przychodzi wieczorami żeby sobie spać na krzesłach i chlać. Prosili żeby dzwonić na policję jak ktoś ją tam zobaczy.
Znalezienie w Singapurze kogoś palącego na ulicy lub używającego e-papierosów, to niełatwe zadanie. Wszystko dlatego, że Singapur zabronił używania e-papierosów a wyznaczonych miejsc do palenia zwykłych papierosów nie ma zbyt wiele. Można zwiedzać miasto bez smrodu i jako niepalącemu bardzo mi się to podoba.
Co mi się jeszcze podobało? Maszyny wyciskające świeży, zimny sok z pomarańczy albo z trzciny cukrowej. Przykładasz kartę (kosztuje to jakieś 2 dolary singapurskie, czyli 5-6 zł) i za chwilę patrzysz jak twój sok jest wyciskany.
Podobało mi się też jak pomimo tego wszechobecnego betonu i szkła jest miejsce na zieleń. Dużo biurowców ma ogrody na dachu, jakieś rośliny obrastające fasadę budynku itp.
W tym roku mija 60 lat odkąd Singapur został niezależnym państwem. Porównując go z sąsiednią Malezją z której został 'wyrzucony' w latach 60-tych jasno widać, że niezależność przyniosła Singapurowi ogromny sukces ekonomiczny. Dzięki strategicznemu położeniu, mądrym decyzjom, dobremu gospodarowaniu i wykorzystaniu pieniędzy stał się kosmopolityczną potęgą i jednym z najzamożniejszych państw świata. Przy tym jest miastem-państwem bezpiecznym, czystym, łatwym i przyjemnym do zwiedzania. Jedyny mankament to opresyjna pogoda no i dużo ludzi.
#podroze #singapur #azja #hobby #chwalesie #fotografia