Zdjęcie w tle
Góry

Społeczność

Góry

48

Społeczność dla ludzi chcących dzielić się swoimi trasami, zdjęciami i przemyśleniami dotyczącymi gór i wędrówek po górach.

Siema,
Zapraszam na poświątecznego #piechurwedruje , w którym opiszę krótką trasę na Ciecień.
---------
Szczyty: Ciecień, Księża Góra (Beskid Wyspowy)
Data: 18/19 kwietnia 2023 (wtorek/środa)
Staty: 7.5km, 2h15, 460m przewyżyszeń

To był szybki temat - telefon do taty wieczorem czy chce wyskoczyć na krótką trasę, później usypianie Myszy i już jazda na miejsce. W Wiśniowej, do której dojechaliśmy o 22:15, zostawiliśmy auto przy wjeździe na czyjeś pole i ruszyliśmy zielonym szlakiem zdobyć Ciecień.

Dość szybko znaleźliśmy się między wysokimi drzewami i w miarę szeroką drogą wspinaliśmy się coraz wyżej. Podejście było raczej z tych bardziej nachylonych, ale forma dopisywała i obyło się bez zadyszki. Zanim się obejrzeliśmy, byliśmy już na szczycie, a minęło zaledwie 45 minut od początku marszu.

Postanowiliśmy zejść nieco niżej do miejsca, w którym znajdował się punkt widokowy, czyli mała, odsłonięta polanka. Możnabyło z niej zobaczyć sąsiadujący Lubomir - my widzieliśmy ciemność. Wróciliśmy na Ciecień, żeby napić się herbaty, po czym udaliśmy się niebieskim szlakiem w stronę Księżej Góry. Ta część drogi była czysto spacerowa, bo zostało nam już tylko schodzenie. Na trasie nie było nic wartego odnotowania.

By dostać się na Księżą Górę musieliśmy zejść ze szlaku i przez chwilę wspinać się pomiędzy kilkoma powalonymi drzewach. Myślałem, że będzie to po prostu kolejny nieoznaczony szczyt, jednak oprócz tabliczki z jego nazwą, która znajdowała się na małej polance, naszym oczom ukazał się również ołtarz z ławeczkami, a także ciekawie wyglądająca kapliczka zbudowana z kamieni. Nie jestem pewien, czemu do tego miejsca nie prowadzi jakiś krótki szlak, podczas gdy np. do Wielkiego Kamienia (czyli kawałka dużej skały) przy Krzywickiej Górze już tak.

Nadszedł czas na powrót. Wróciliśmy do skrzyżowania, które wcześniej minęliśmy, i żółtym szlakiem skierowaliśmy się w stronę miejsca, gdzie zostawiliśmy samochód. Było trochę błotniście i raz mało brakowało, żebym się w to błoto wywrócił. Fragment drogi prowadził przy potoku, więc zszedłem do niego w poszukiwaniu jakiegoś znośnego ujęcia, tak żeby po tej mało ekscytującej wycieczce został jakikolwiek ślad.

Wkrótce dotarliśmy do asfaltowej drogi, którą już całkiem szybko doszliśmy do auta i udaliśmy się do domu. Wyprawa, pomimo braku jakichś większych wrażeń, była jednak udana i spełniła swoją podstawową funkcję - pozwoliła nam na chwilę wyrwać się z codzienności i zaczerpnąć świeżego, bogatego w leśny aromat powietrza.

Trasa dla zainteresowanych.

#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia #beskidwyspowy
fa86757d-a4af-4478-a0ac-c96cad20a1e1
d0385666-706a-4ee2-9162-daabd7f5e92a
44c4a455-257a-440b-8050-7fd3fc8048af
89c6af49-c715-413d-8227-64f71f80e7e8
zuchtomek

@Piechur nocą jeszcze nie wędrowałem po lesie za wiele, jakoś nie widzę w tym celu


Dlaczego nocą?

ErwinoRommelo

Ale klimacior w nocy, kiedys sie tak przejde, pewnie zabladze no ale ratownicy tez musza cos robic.

Mr.Mars

@Piechur Wilki nie wyją w nocy?

Zaloguj się aby komentować

Nareszcie, po 3 miesiącach przerwy, udało się wyrwać Na trasie z babcią i tatą

#piechurnatrasie

#gory #podroze #beskidwyspowy
531b32cc-dcc2-49aa-85fd-84000c363dd4
gutek

15 grudnia bywało mroźniej😅

329c15b0-a30c-4004-ab0e-8e935ae3524f
Albert_Einstein

Odetchnąć pełną piersią na górskim szlaku. Esencja życia.

UmytaPacha

@Piechur ale fajnie : 3

Zaloguj się aby komentować

Wielkanocne śniadanie o wschodzie słońca na Babiej Górze? Czemu nie ( ͡° ͜ʖ ͡°) Widoczność słaba przez pył z Sahary, ale i tak było… wietrznie xD #gory #beskidy #wedrowki
c4af58c5-24ce-429c-8492-8197dee87a22
564c9e77-9034-4af2-a94e-a63ef7263099
638ea3f3-b5ec-405f-a3e6-c448ac5459ac
71184bae-28ad-4e98-889e-87ded436e0c3
viollu

@ismenka Widziałem was z balkonu ( ͡° ͜ʖ ͡°)

ismenka

@viollu no to zapewne widziałeś też mój spektakularny upadek na plecy, z klasycznym wierzchnięciem nóżek do góry i obiciem d00pska ( ͡~ ͜ʖ ͡°)

Odczuwam_Dysonans

@ismenka ale kozacko!

Zaloguj się aby komentować

Alleluja i do przodu. Ale dziś króciutko(z 10km) bo Żona pisze że mi jajka ostygną. Chyba nie myślimy o tym samym ale a nuż...
f115d13a-9590-49a6-90ce-4825103b7e1b
1c27e9c7-b172-4a40-a678-437fc3c1048e
caed192e-4f2c-4624-8449-fcc086695f40
dzangyl

@Ravm o Mosorny Groń.

Ravm

@dzangyl i Cyl Hali Śmietanowej. Chyba jakiś kebab tam będzie.

0d80c60a-2864-4013-a22e-a28796e4ac72
ed109806-cbe3-4aee-83bf-67edd4e8b392
dc0f48cc-34db-430f-942b-5adbc4de2004
dzangyl

@Ravm fajne, wjeżdżam tam czasem rowerem, będzie gdzie się schować przed słońcem xD

Zaloguj się aby komentować

W moim życiu spotyka mnie niewiele nieprzyjemności. Jak już się jednak zdarzają, to są nie do zniesienia.
Najgorzej gdy dreptam sobie po górkach, ściągam z garba plecak, a następnie zakładam go na spocone plecy smagane zimnym wiatrem. Dyskomfort nie do opisania. ಠ_ಠ
#zalesie #przemyslenia
94d48b81-47f1-4192-9d3e-cdff0c962a33
michalnaszlaku

@lactozzi Chciałabym mieć tylko takie nieprzyjemności śmigając po górach

lactozzi

@michalnaszlaku no co ja poradzę, że życie traktuje mnie lekko, a zamiast kontuzji to ze szlaków mam tylko piękne widoki

nobodys

@lactozzi polecam kolarskie potówki

lactozzi

@nobodys dziękuję, sprawdzę co to.

Cinkciarz

@lactozzi polecam podkoszulek termoaktywny z decathlona, totalny gamechanger. Mają dużo rodzajów - jakieś piłkarskie, kolarskie, ocieplające, ale generalnie coś wyrwiesz za 50 zł, byłe przylegało do ciała to wtedy odprowadza pot na zewnątrz i nie masz efektu mokrej szmaty.

lactozzi

@Cinkciarz przy 20°C kolejnej warstwy poza bawełnianą koszulką bym nie zniósł. Takich podkoszulków mam kilka i używam gdy jest chłodniej. Game changer indeed.

Zaloguj się aby komentować

Siema,
Za oknem wiosna, a w #piechurwedruje - zima. Zapraszam do czytania i zachęcam do obserwowania tagu
---------
Szczyty: Gorc Troszacki, Kudłoń (Gorce)
Data: 19 grudnia 2021 (niedziela)
Staty: 13km, 4h40, 600m przewyżyszeń

Pewnego zimowego dnia zadzwonił do mnie brat z pytaniem, czy nie byłbym chętny na wycieczkę w góry z jego znajomymi. Rzecz jasna chętny byłem, więc niedzielnym porankiem wyruszyliśmy samochodem w kierunku miejscowości Rzeki, leżącej na skraju Gorczańskiego Parku Narodowego.

Auto zostawiliśmy na parkingu przy polanie Trusiówka, skąd ruszyliśmy zieloną ścieżką dydaktyczną celem dołączenia do żółtego szlaku. Śniegu było sporo, na tej wysokości był jednak dość mokry i śliski; stuptuty i kijki okazały się bardzo pomocne. Na tym krótkim odcinku było kilka miejsc z drewnianymi barierkami, a także stopniami ułatwiającymi nieco przejście przez górski potok, który w dwóch miejscach przecinał trasę.

Szlak żółty, do którego dołączyliśmy, piął się dalej coraz wyżej i, w miarę zdobywania wysokości, śnieg stawał się już bardziej zwarty i twardy. Zaczęliśmy także wkraczać w mgłę, która gęstniała z każdą chwilą. Trasa łagodniała w okolicach Jaworzynki i przez jakiś czas, aż do końca polany Podskały, dawała możliwość na ustabilizowanie oddechu. Z samej polany można by było podziwiać widoki na okolicę, jednak my przez mgłę nie byliśmy w stanie dojrzeć niczego. Nie przeszkadzało mi to jednak zupełnie, bo uwielbiam taki zimowy klimat połączony z gęstym zamgleniem, które sprawia wrażenie, jakby świat był czarno biały.

Kontynuowaliśmy wycieczkę, podczas której wyjątkowo wysunąłem się na początek grupy, jednak nie dlatego, że miałam lepszą kondycję od pozostałych - brat szedł po prostu z tyłu towarzysząc szwagierce, a jego dwóch kolegów dosłownie co 10 minut robiło przerwę na papierosa, więc chcąc nie chcąc szedłem bardziej z przodu. Przy polanie na Gorcu Troszackim zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę na herbatę i jedzenie, chowając się za tablicą informacyjną w celu ochrony przed wiatrem, który w tamtym momencie trochę się wzmógł.

Po postoju ruszyliśmy dalej, przedzierając się przez wysoki śnieg. Ten odcinek - od polany do szczytu - był moim zdaniem najbardziej przyjemny pod względem otaczających nas widoków. Mijaliśmy zanurzony w gęstej mgle drzewa, które ledwo wystawały spod grubej pokrywy śniegu, sprawiając wrażenie, jakby były nią przykryte już od wieków.

Po niedługim czasie dotarliśmy do Kudłonia, który był celem naszej wycieczki. Zrobiliśmy sobie przy nim zdjęcie, a następnie brat wypakował z plecaka kuchenkę turystyczną i starał się rozpalić ogień, celem przygotowania grzańca. Po podłączeniu do niej kartusza okazało się jednak, że - chyba ze względu na niską temperaturę - układ nie jest zbyt szczelny. W pewnym momencie duża część gazu, która zdążyła się ulotnić, podpaliła się i niespodziewanie buchnęło ogniem, co udało mi się uwiecznić na zdjęciu. Brat pozalepiał nieszczelności śniegiem, dzięki czemu po jakimś czasie wszyscy mogliśmy się raczyć intensywnym smakiem napoju, który miłym ciepłem rozlewał się po organiźmie.

Butelka została opróżniona, przerwa się skończyła i rozpoczęliśmy drogę powrotną. Wróciliśmy na Gorc Troszacki, z którego odbiliśmy na zielony szlak. Jak zwykle przy schodzeniu skupiłem się bardziej na własnych myślach i szedłem raczej automatycznie. Śnieg amortyzował kroki i ten etap nie był tak nieprzyjemny, jak to bywa w innych warunkach, dzięki czemu kolana nie odzywały się bólem.

Dotarliśmy do niebieskiego szlaku, którym poszliśmy w stronę parkingu. Prowadził szeroką drogą wzdłuż potoku Kamienica i na początku wydawał się całkiem fajny i malowniczy, jednak po jakimś czasie spacer nim zaczął się nieprzyjemnie dłużyc - nie działo się nic ciekawego i było raczej nużąco. W końcu dotarliśmy jednak do auta i, ostatecznie zadowoleni z odbytej wycieczki, udaliśmy się w drogę powrotną do domu.

Trasa dla zainteresowanych.

#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia #gorce
57b57ddd-d47e-4d43-af36-ca57583a19f2
a1469061-ec42-436a-b23c-a8cdd5224583
df401a29-2157-49aa-bef0-a3ce1ca9efb1
a13e316b-619a-4c27-8fa2-984b4b76a5c2
2ac33462-9125-4a5e-9020-52ebe66a3e76

Zaloguj się aby komentować

Siema,
Zapraszam na 11 podsumowanie wpisów z #piechurwedruje w ramach #poradnikpiechura
---------
61. Wpis: Śnieżnica
Wnioski:

  • Wycieczka w góry nie musi trwać cały dzień i jeśli tylko ma się jakieś pasmo w niedalekiej okolicy, to przyjemną trasę można zrobić nawet po pracy.

62. Wpis: Hrube, Bukowina Miejska, Turbacz, Obidowiec
Wnioski:

  • Jak zwykle, gdy zimą w mieście śniegu brak, można spróbować poszukać go w górach.
  • Nie uwzględnione we wpisie, ale na śnieżne wycieczki stuptuty to must have.

63. Wpis: Lubań
Wnioski:

  • Warto udać się jesienią w góry, aby móc podziwiać oferowane przez nią barwy.
  • Podążanie zaznaczonymi na mapach dróżkami, które nie są częścią głównych szlaków, wiąże się z ryzykiem, że mogą być one zarośnięte, trudno dostępne lub prowadzić przez bagnisty teren.

64. Wpis: Mogielica
Wnioski:

  • Idąc z dzieckiem w nosidle na wycieczkę lepiej nie iść samotnie.
  • Ze względu na zmieniony środek ciężkości, dobrze używać kijków dla dodatkowej asekuracji.
  • Nie trzymać plecaka na brzuchu - utrudnia widoczność i ryzyko potknięcia się wzrasta.

65. Wpis: Turbaczyk
Wnioski:

  • Warunki na szlaku, zwłaszcza zimą i w okresie deszczowym, mogą zmienić się w ciągu kilku minut - dobrze iść będąc przygotowanym na różne ewentualności.

66. Wpis: Czarny Dział, Ćwilin
Wnioski:

  • Idąc na wschód trzeba liczyć się z tym, że warunki pogodowe mogą utrudnić jego obserwowanie - nawet pomimo wcześniejszych dobrych prognoz. Czasami warto jednak zostać te kilka chwil dłużej, a nuż nastąpi ich poprawa i będzie szansa na cieszenie się niesamowitymi widokami.

-------
W kolejnych wspominkach: trochę śniegu, trochę nocy, trochę Tatr. Zapraszam na tag

#gory #podroze #wedrujzhejto #pasja
056136e2-7947-47f3-a23e-540929ae61b1

Zaloguj się aby komentować

Siema,
Co było obiecane, musi być dotrzymane, także dziś w #piechurwedruje  będzie wschód na Ćwilinie - bonusowe fotki w komentarzu. Zapraszam! 
---------
Szczyty: Czarny Dział, Ćwilin (Beskid Wyspowy)
Data: 14 kwietnia 2023 (piątek)
Staty: 21.5km, 6h15, 840m przewyżyszeń

Pewnego dnia, siedząc w pracy, poczułem nagle, że muszę się gdzieś wyrwać, bo oszaleję. Sprawdziłem szybko pogodę na kilku portalach, poprowadziłem kilka tras na mapach turystycznych i miałem już coś w rodzaju planu - chciałem zobaczyć wschód słońca na Ćwilinie. Czemu tam? Ponieważ szczyt jest odsłonięty i widać z niego Tatry, poza tym jest w miarę blisko mojego miejsca zamieszkania.

Sprzedałem pomysł tacie, który rzecz jasna wyraził chęć na dołączenie do wycieczki. Startowaliśmy z Mszany Dolnej, z której ruszyliśmy na trasę o 2:20. Na szczyt miał nas prowadzić cały czas żółty szlak, którym jeszcze do tamtej pory nie szedłem.

Początkowo droga była asfaltowa. Prowadziła chwilę pod górę do małego osiedla domków, po czym mijając go szła przez pole. Trasa do Czarnego Działu, małej górki leżącej po drodze, była niewymagająca i raczej przyjemna, maszerowało się bez problemu. Częściowo szliśmy między drzewami, a częściowo na skraju lasu i brzegiem pół. Na Dziale byliśmy już po około godzinie od rozpoczęcia wyprawy. Znajdowała się tam ławka do siedzenia, miejsce na ognisko i polanka.

Kontynuowaliśmy marsz przez coraz bardziej błotnisty las. Kijki przydawały się podczas pokonywania rozległych kałuż. Przez jakiś czas trasa dalej była łagodna i zastanawialiśmy się, czy babcia dałaby radę nią przejść, ale wkrótce zaczęło się podejście na Ćwilin, które rozwiało te myśli.

Szlak usiany był kamieniami i głazami, które przeszkadzały w chodzeniu. Dodatkowo zrobiło się bardziej stromo i teren nie wypłaszczał się aż do samego szczytu. Gdzieniegdzie leżały jeszcze małe placki śniegu, pozostałość po raczej słabej zimie.

O 4:50 wyszliśmy z lasu na skraj rozległej polany Michurowej, co zwiastowało, że byliśmy już blisko celu. Po chwili przechodziliśmy obok profesjonalnego miejsca na ognisko, które można zrobić na szczycie, a po kilku kolejnych krokach znaleźliśmy się na Ćwilinie. Wiało okrutnie, więc założyliśmy kurtki i rozpoczęliśmy oczekiwanie na wschód.

I tu przydałoby się powiedzieć, że cały szczyt był w chmurze. Nie mieliśmy dużych nadziei, że będzie nam dane cokolwiek zobaczyć. Mijały minuty, robiło się jaśniej, a chmura jak była, tak była. W jednej krótkiej chwili przewiało ją tak, że zrobiło się małe okienko z widokiem na Tatry, wprawiając nas w ekscytację, trwało jednak bardzo krótko i wszystko szybko wróciło do poprzedniego stanu.

Minęła godzina, o której słońce miało wstać. Minęło też kolejne 15 minut i nie zapowiadało się, żeby warunki miały się zmienić. Zrezygnowany powiedziałem do taty, że czas wracać, ale nalegał, żeby jeszcze chwilę zostać, bo a nuż się uda coś zobaczyć.

Nie minęła minuta od jego słów i nagle zrobiło się zupełnie przejrzyście. Naszym oczom ukazało się piękne słońce wznoszące się niedaleko Mogielicy i rozlewające się ciepłą żółcią po okolicy. W oddali widać było Tatry, pod którymi przewalały się kłęby chmur, jak stada owiec pędzone na pastwisko. Nie mogliśmy uwierzyć naszemu szczęściu i jak dzieciaki śmialiśmy się i wołaliśmy się nawzajem: "Patrz tu! Patrz tam! Widzisz to?!", ganiając po polanie w te i we wte.

Było naprawdę zjawiskowo i obawiam się, że żadne zdjęcie czy nagranie nie będzie w stanie oddać sprawiedliwości temu, co mogliśmy zobaczyć. Nasze doznania i radość były spotęgowane zresztą tym, że jeszcze kilka chwil wcześniej mieliśmy zrezygnować i opuścić szczyt. Przez dłuższy czas, którego nie liczyłem, sączyliśmy ten piękny pejzaż starając się wiernie odmalować go w pamięci.

Nadszedł jednak czas na powrót. Pożegnaliśmy Ćwilin i tą samą trasą udaliśmy się w stronę Mszany. I tutaj wspomnę, że jak nie lubię wchodzić i schodzić taką samą drogą, tak w przypadku wypraw na wschód w ogóle mi to nie przeszkadza - las nocą wygląda zupełnie inaczej niż w świetle dnia, więc miałem wrażenie, jakbym szedł inną trasą. Mijaliśmy te same rozległe kałuże i dzięki padającym na nie pierwszym promieniom słońca nawet one wyglądały urokliwie.

Dalsza droga też dostarczała miłych widoków. Jak wspominałem, duża jej część prowadziła skrajem lasu i brzegiem kilku polan, także idąc można było rozkoszować się panoramą na pobliskie góry. Minęliśmy ponownie Czarny Dział i, szybciej niż byśmy chcieli, zakończyliśmy wycieczkę w Mszanie. Wróciłem do domu, wypiłem kawę i rozpocząłem pracę. Myślami byłem jednak dalej na Ćwilinie, który zrobił mi tamtego poranka na prawdę miłą niespodziankę.

Trasa dla zainteresowanych.

#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia #beskidwyspowy
791d3a17-c750-4cc7-a5ed-fa9685bd955c
85c0ac4b-0add-4f7b-817e-7336528978c7
bdd6f622-f32f-474c-8170-98eddc21b8b7
fd2bd6c6-1a18-41e3-89b5-ef18b3dab9b8
66c7e5ed-5bf6-4ade-b261-11a8c7315399
Opornik

@Piechur 


>ruszyliśmy na trasę o 2:20.


Wariat.

Ale zdjęcia pikne.

3t3r

@Piechur takie wypady nad ranem/w nocy najlepsze Zwlaszcza latem jak w nocy jest zdecydowanie chlodniej

Piechur

@3t3r O tak Ciężko pobić satysfakcję jaką się ma, gdy w końcu zaczyna robić się jasno i świat odkrywa się z tej nocnej kołderki

cebulaZrosolu

@Piechur kurde zazdro, mojemu staremu to się nawet po browary nie chcie chodzić...

Zaloguj się aby komentować

Siema,
Niedawno było o Turbaczu, więc dziś o jego młodszym bracie. Zapraszam na #piechurwedruje i zachęcam do obserwowania tagu
---------
Szczyt: Turbaczyk (Gorce)
Data: 17/18 stycznia 2023 (wtorek/środa)
Staty: 17km, 5h, 780m przewyżyszeń

Nie minął tydzień od kiedy byliśmy z tatą na nocnej eskapadzie na Turbacz, a nogi już nas swędziały i trzeba było je jakoś podrapać. Gorce uraczyły nas poprzednio śnieżnym krajobrazem, więc postanowiliśmy znów się tam udać z nadzieją, że coś z tego się uchowało. Zajechaliśmy na parking w Koninkach o 20 i niestety pomimo, że przywitał nas mróz, śniegu nigdzie nie było.

Ruszyliśmy w trasę zaczynając od zielonej ścieżki dydaktycznej, na którą odbijało się z Oberówki. Początkowo szliśmy szeroką drogą i w miarę zdobywania wysokości tu i tam naszym oczom zaczęły ukazywać się placki lodu, które zwiastowały, że może jednak sceneria zrobi się bardziej zimowa.

Doszliśmy do skrzyżowania szlaków czerwonego i zielonego, z którego ścieżka dydaktyczna skręcała w gęsty las. Zrobiło się bardziej stromo, ale poprzedni odcinek odpowiednio nas rozruszał i obyło się bez większej zadyszki. To, co było jednak najważniejsze, to to, że z każdym krokiem śniegu zaczęło pojawiać się więcej, i w momencie, gdy dotarliśmy na polanę Łąki i znajdujący się tam szczyt Basielkę, mieliśmy go już po kostki.

Oj, znów opłaciło się jechać w góry. Światło latarek ukazywało nam magiczne obrazki, czułem się jakbym odkrywał jakiś tajemny, niedostępny dla innych świat. Na gałęziach widać było zamarznięte sople lodu pozostałe po topniejącym w ciągu dnia śniegu. Cienie pięknie tańczyły po białych koronach drzew układając się w fantastyczne kształty i grając ze światłem w berka.

Opuściliśmy polanę po to, by po kilku chwilach dalszej wspinaczki dotrzeć do kolejnej, którą była rozległa polana Turbaczyk. Dopisało nam szczęście, bo wyglądało na to, że od dłuższego czasu nikt tamtędy nie szedł - brak było śladów, pokrywała ją nienaruszona warstwa białego puchu, przypadł nam więc zaszczyt przetarcia szlaku. Doszliśmy do punktu widokowego i skierowaliśmy się dalej zielonym szlakiem, aby dojść do naszego głównego celu, czyli Turbaczyka.

Właściwy szczyt znajdował się poza szlakiem, a ponieważ wyglądało na to, że nie jest to długi odcinek, postanowiliśmy do niego dojść na dziko. Przedzieranie się przez chaszcze i powalone pnie drzew w tych zimowych warunkach okazało się bardzo satysfakcjonujące i postanowiliśmy, że będziemy to robić częściej. Dotarliśmy w końcu pod Turbaczyk, na którym ktoś powiesił prowizoryczną tabliczkę, więc zrobiliśmy sobie pod nią zdjęcie.

Wróciliśmy do punktu widokowego, przy którym znajdowała się ławeczka. Wyciągnęliśmy termosy, jedzenie, trochę krówek i daliśmy sobie czas na rozkoszowanie się chwilą. Mijały minuty, a z nieba zaczął prószyć śnieg - z początku nieśmiało, grubymi, leniwie lecącymi płatkami, a ostatecznie tak, że zaczął utrudniać widzenie. Uradowani tą nagłą zmianą warunków ruszyliśmy w stronę Oberówki drugą częścią zielonej ścieżki dydaktycznej. Trasa była bardziej stroma, ale w kilku miejscach znajdowały się stopnie ułatwiające schodzenie.

Spod Oberówki wybraliśmy się na kolejny etap nocnej wycieczki, a mianowicie poszliśmy czerwonym szlakiem spacerowym, który szedł przy płynącym obok potoku Turbacz. Śnieg w dalszym ciągu prószył w najlepsze, a droga, na której kilka godzin wcześniej nic nie leżało, teraz przykryta była już solidną warstwą świeżego puchu. Trasa była spokojna, wznosiła się łagodnie i równomiernie. Nadawała się w sam raz na spacerek z dziećmi czy dla osób starszych. Huk potoku był momentami ogłuszający, ale dodawało to tylko uroku.

Po jakimś czasie dotarliśmy też do Paciepnicy i nie jestem pewien czy to tu, czy jednak jeszcze przy Turbaczu, było coś w rodzaju wodospadu. W każdym razie znajdowało się tam kilka miejsc do siedzenia i odpoczynku, których zresztą na całym szlaku spacerowym było sporo.

Niebawem dotarliśmy też do drogi stokowej, którą oryginalnie mieliśmy wracać, jednak szło się tak dobrze, że postanowiliśmy wydłużyć wycieczkę o kolejny odcinek szlaku. Dotarliśmy do potoku Koninka i już idąc wzdłuż niego wróciliśmy na parking, mijając jeszcze po drodze stawy dla płazów. Stwierdziliśmy, że warto byłoby tu wrócić na wiosnę razem z większą częścią rodziny, i tak zresztą uczyniliśmy, co wspominałem w jednym z wcześniejszych wpisów.

Na parkingu odśnieżyliśmy auto, zdjęliśmy mokre kurtki i ruszyliśmy do domu. I to właśnie ten odcinek był najgorszy, bo jechałem pożyczonym od brata autem, w którym jak się okazało nie działał nawiew (przepalony bezpiecznik), a że przednia szyba była całkowicie zaparowana, musiałem jechać z otwartym oknem - równie dotkliwie zmarzłem tylko kilka razy w życiu. W każdym razie, wycieczkę uznaliśmy za bardzo udaną i na kilka miesięcy pożegnaliśmy Gorce, którym dziękowaliśmy za dostarczone atrakcje.

Trasa dla zainteresowanych.

#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia #gorce
b76d99ea-205f-485d-a05c-0c0edc9b0969
78dd3f38-e7d3-4c70-b226-e1de7765276b
6471d565-6fd6-4a0b-beb3-953e730370d7
b50c903f-aea3-44c3-9045-38875b4dd07b
c5dc5462-4a57-4b47-a757-bbe05dffa002
_Maniek_

@Piechur  Świetna relacja. Gratulacje

Piechur

@Maniek Dzięki!

Zaloguj się aby komentować

Ale się w góry chce ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Zdjęcie moje, lepszego chyba jeszcze nie zrobiłem.

#gory #fotografia #tatry #zielczanwgorach
Zielczan userbar
4c2a92b7-b5d4-4e34-b39a-17e4478d2901
Enzo

@Zielczan Nie kłam. Przecież widać że to kadr z lotr albo hobbita

ElegantiaGallia

@Zielczan ładne foto, aż chęci na góry robi

Zaloguj się aby komentować

Siema,
W swoich wpisach wspominam czasem o tym, że przy wyprawach z dzieckiem w nosidle warto korzystać z kijków dla dodatkowej asekuracji. Dzisiaj w #piechurwedruje historia o tym, dlaczego uważam to za istotne. Zapraszam!
---------
Szczyt: Mogielica (Beskid Wyspowy)
Data: 5 października 2021 (wtorek)
Staty: 8km, 2h40, 355m przewyżyszeń

Październik był wyjątkowo ciepły, a jesienne barwy osiągnęły chyba punkt krytyczny, jeśli chodzi o intensywność. Szkoda było nie wykorzystać takich warunków, więc pewnego ranka postanowiłem, że po pracy pójdę z Myszą na krótką trasę w góry. Zadzwoniłem również do babci, która zwykle próbuje wykręcić się jakoś od wyjść na spacery, ale gdy pada słowo klucz "góry" nagle odnajduje w sobie więcej energii. Taką trzyosobową ekipą udaliśmy się na zdobycie Mogielicy, która jest najwyższym szczytem Beskidu Wyspowego.

Szukałem trasy szybkiej, z jak najmniejszą liczbą przewyższeń - startowaliśmy późno, więc nie mieliśmy dużo czasu, dodatkowo była to mimo wszystko wyprawa z 87 letnią babcią i półtorarocznym dzieckiem. Znalazłem jednak taką, która spełniania te wymogi, a prowadzić miała zielonym szlakiem z parkingu Zalesie-Wyrębiska. Ustawiłem trasę na nawigacji i niebawem byliśmy na miejscu. Tu muszę napisać, że droga prowadząca na parking była bardzo wąska (praktycznie na jedno auto) i miejscami dość stroma.

Zapakowałem Mysz w nosidło i ruszyliśmy w górę. Przez pierwszy kilometr trasa była łagodna, później zaczynała się bardziej nachylać. Ścieżka usiana była brązowymi liśćmi, las wyglądał zjawiskowo. Nie mogliśmy się napatrzeć na ufarbowane jaskrawą żółtą barwą korony drzew. Jesień jest jednak uzdolnioną malarką.

Szliśmy tak sobie przez las, a mi pomimo ruchu zaczęło się robić nieco chłodno. I tu czas wspomnieć o pierwszym poważnym niedopatrzeniu - w trakcie dość szybkiego zbierania się zerknąłem na pogodę i jeśli chodzi o temperaturę to miała być powyżej kilkunastu stopni, więc nie brałem żadnej kurtki ani bluzy, pojechałem w samym podkoszulku. To, czego nie sprawdziłem, to siła wiatru, a zaczynało wiać coraz dotkliwiej przenikliwym chłodem.

Wyjąłem młodą z nosidła i założyłem jej dodatkowe warstwy ubrania. Babcia na szczęście też była przygotowana, więc byłem jedynym, który marzł. Kontynuowaliśmy wspinaczkę, a na drodze zaczęło się pojawiać coraz więcej luźnych kamieni i głazów wystających z ziemi. Szliśmy więc ostrożnie, a ja w kilku miejscach asekurowałem babcię.

Wreszcie dotarliśmy do punktu widokowego z krzyżem, który znajduje się zaraz przed szczytem. Ścieżka do niego prowadząca momentami składała się z samych wystających z ziemi skał. Widoczki były obłędne, a chylące się już ku zachodowi słońce potęgowało tylko brykające wokół nas pomarańcze i brązy. Po kilku kolejnych krokach znaleźliśmy się na szczycie.

Zrobiliśmy krótką przerwę pod nieczynną jeszcze w tamtym okresie wieżą widokową. Wiało okrutnie i zmarzłem już tak, że szczękały mi zęby - w tamtej chwili postanowiłem sobie, że zawsze będę brał jakieś dodatkowe okrycie na zapas, choćby nie wiem jak ciepło miało być. Założyłem Myszy na kurtkę bluzę, a na spodenki kolejne dresy. Po tym, jak babcia napiła się gorącej herbaty, a młoda wtrąciła serek, zdecydowaliśmy, że najwyższy czas się ewakuować, tym bardziej, że słońce chyliło się ku zachodowi.

Ze względu na porę szliśmy szybciej, nie chcieliśmy, żeby noc zastała nas w lesie. Przez całą wycieczkę, poza nosidłem na plecach, miałem na brzuchu plecak z prowiantem, rzeczami na zmianę dla Myszy i zestawem do zmiany pieluszek. W ręku trzymałem kijki, które uznałem za niepotrzebne, bo najgorszy etap mieliśmy za sobą. I tak, dzięki połączeniu pośpiechu, ograniczonej przez plecak na brzuchu widoczności oraz braku dodatkowej asekuracji, potknąłem się i upadłem.

Jak to się mówi: to był moment. Poczułem tylko, że się potykam i nie miałem nawet możliwości złapania równowagi. Nosidło i znajdująca się w nim Mysz kompletnie zmieniły mój środek ciężkości i runąłem tylko jak długi na kamienistą ścieżkę, waląc głową w leżący na niej głaz. Szybko i niezdarnie starałem się podnieść, a w głowie miałem zapętloną jedną myśl: "Żeby tylko Myszy nic nie było".

Udało mi się w końcu wstać. Młoda strasznie płakała, a babcia, blada ze strachu, próbowała mi pomóc. Zdjąłem w końcu z siebie nosidło, wypiąłem Mysz z pasów i sprawdziłem, czy jest cała - na całe szczęście nic jej nie było i najadła się tylko strachu. Ja miałem trochę rozwalone kolano, otarte dłonie i łokcie, i nabitego małego guza na czole, jednak bez lecącej krwi. Nie przejmowałem się tym jednak; przytulając córeczkę myślałem tylko o tym, jakim byłem idiotą, żeby tak nas narazić. W głowie momentalnie pojawiły się gorsze scenariusze. Co, jeśli Mysz uderzyłaby głową w kamień? Co gdybym stracił przytomność?

Noga trochę bolała, ale nie było tragedii. Młoda się uspokoiła i dała się znowu zapakować do nosidła. Uspokoiłem babcię i ruszyliśmy dalej - tym razem już z kijkami, bez plecaka zasłaniającego buty, patrząc uważnie pod nogi. Nie minęło jednak 10 minut, a zdarzył się kolejny wypadek: babcia również potknęła się o kamień i upadła na ziemię. Podbiegając myślałem, że dostanę zawału, i wyobrażałem sobie najgorsze, jednak i tym razem mieliśmy szczęście, bo babci, poza otartym kolanem, nic nie było.

Ostatnie promienie słońca już dawno zniknęły pomiędzy drzewami, zaczęło robić się ciemno. Gdy doszliśmy do samochodu, była 18:30, a dookoła panował mrok. Zapakowałem młodą do fotelika, sprawdzając, czy na pewno nic jej się nie stało podczas upadku. Sprawdziłem również w jakim stanie jest babcia, ale wszystko było w porządku.

Ruszyliśmy w drogę powrotną do domu. Oczywiście i na tym etapie nie mogło zabraknąć wrażeń. Na początku wspominałem, że droga, która prowadziła na parking, była wąska i stroma. No więc teraz w podobnych warunkach musieliśmy zjechać do Szczawy. Praktycznie cały czas miałem wciśnięty hamulec i pod koniec zaczął się już ślizgać i śmierdzieć. Udało się jednak zjechać w końcu na dół i dołączyć do drogi prowadzącej na Mszanę. W domu byliśmy około 20, a mi po głowie plątały się różne myśli.

Zdarzenia z tego dnia doprowadziły mnie do następujących wniosków jeśli chodzi wyjścia w góry z dzieckiem w nosidle: nigdy nie iść samemu; zawsze asekurować się kijkami, zwłaszcza przy schodzeniu; nie zawieszać plecaka na brzuchu; nie spieszyć się. Ktoś może uznać te punkty za zbyt radykalne i ma do tego prawo, ja jednak musiałem zaliczyć upadek, aby do nich dojść i wprowadzić je realnie w życie. To zdarzenie prześladuje mnie do dzisiaj, bo przez własną krótkowzroczność i głupotę doprowadziłem do bardzo niebezpiecznej sytuacji, która mogła skończyć się znaczenie gorzej, niż to miało miejsce.

Trasa dla zainteresowanych.

#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia #beskidwyspowy
85b1f220-dacb-4b39-941e-cd44b01a206a
d667937e-c4af-4418-bf81-9c6793ce5e26
28a7797b-01bc-47fd-bb60-f89cc6459cf0
b7e115ca-ad21-4138-a8bc-54868bb59ae6
8e737147-1741-454f-b7a2-c785a7f350ce
Opornik

@Piechur dobrze że nie wypadła, ja nie przypinałem.

co do środka ciężkości ja noszę kamizelkę taktyczną czasami, i na klacie mam wszystkie podręczne i ciężkie rzeczy, typu woda, lornetka, telefon, to mi trochę wyśrodkowuje środek ciężkości jak noszę plecak.

Piechur

@Opornik Akurat zawsze ją przypinałem pasami. Ciekawy patent z kamizelką - w tym roku mam nadzieję zacząć chodzić z drugą córą, to się lepiej przygotuję

Opornik

@Piechur Zauważyłem że co raz więcej ludzi nosi różne outdoorowe chest-rigi, kamizelki do biegania, itd. firmy "cywilne" się za to wzięły.


Moda przyszła od militarystów, jest to po prostu wygodne i praktyczne.

Anteczek

TL;DR facet się wyjebał z dzieckiem w nosidle. Dziecku na szczęście nic się nie stało.

Piechur

@Anteczek Jeszcze babcia, zapomniałeś o babci

Zaloguj się aby komentować

Siema,
To już poniedziałek? No to skoczmy w góry z #piechurwedruje
---------
Szczyt: Lubań (Gorce)
Data: 22 października 2022 (sobota)
Staty: 14km, 4h, 680m przewyżyszeń

Jak co roku wybraliśmy się ze znajomymi na wspólny, uświęcony wyjazd celem zresetowania mózgów i poznęcania się nad wątrobami. Drugiego dnia mieliśmy uderzyć na szlak i trochę obawiałem się, jak to będzie wyglądało, biorąc pod uwagę poprzedni spęd, na którym podobna eskapada kosztowała niektórych z nas śniadanie. Tym razem jednak poranek odnalazł wszystkich w dobrym zdrowiu i gotowych do odrobiny ruchu.

Zakwaterowani byliśmy w wynajętym domku w Grywałdzie, niedaleko zielonego szlaku prowadzącego na Lubań. Aby do niego dołączyć poszliśmy wzdłuż ulicy, przy której znajdował się nasz dom, po czym doszliśmy na skraj lasu, do którego weszliśmy wąską ścieżką. (Nie jest ona oznaczona na mapach, więc nie jestem w stanie odwzorować dokładnej trasy, którą szliśmy, dlatego w linku jest jej przybliżenie.) Po jakimś czasie kluczenia między drzewami - bo część drogi szliśmy na przełaj - udało się dołączyć do szlaku w okolicy polany Żarnowiec.

Było chłodno, a w powietrzu wisiał deszcz, który jednak na szczęście nie zdecydował się padać. Droga była błotnista, ale nie przeszkadzało nam to w ogóle. Górskie powietrze podziałało jak lekarstwo na nasze skacowane lekko łby i szło się przyjemnie. Las raczył barwami późnej jesieni, ciesząc zmęczone jeszcze oko.

Pod względem nachylenia trasa nie sprawiała specjalnego problemu i dopiero ostatni odcinek na szczyt, który zaczynał się przy ruinach starej bacówki, był bardziej nachylony. Prowadził pod górę po dywanie brązowych liści, którymi usłana była biegnącą pomiędzy nagimi drzewami ścieżka.

W końcu dotarliśmy w okolice bazy namiotowej, spod której poszliśmy na wieżę widokową. Otaczająca nas roślinność raczyła eksplozją najróżniejszych kolorów: od przyciemnionych zieleni iglastych drzew, przez żółcie i brązy liści, po bordy i beże rosnących krzaków i wysokich traw. Nic tylko wyciągnąć sztalugę, rozłożyć płótno i pędzlem uwiecznić zjawiskowy krajobraz.

Spod wieży widać już było Tatry, które mimo pochmurnej pogody prezentowały się bardzo ładnie i kusiły swoją pozorną bliskością. Weszliśmy na wieżę, z której można było podziwiać widok na wszystkie strony świata, ale to właśnie Tatry, a także Pieniny i Gorce grały tu pierwsze skrzypce. Wiatr robił się coraz bardziej uciążliwy, więc założyliśmy kurtki i zeszliśmy z wieży.

Udaliśmy się ponownie w stronę ruin bacówki, spod której planowaliśmy odbić na niebieski szlak, a po drodze spotkaliśmy bardzo miłe panie, które poczęstowały nas jabłkami. Droga powrotna była równie błotnista, co ta, którą wchodziliśmy na szczyt. Szybko minęliśmy Kuternogową i wkrótce wyszliśmy z lasu. W brzuchach burczało nam już od dłuższej chwili, dlatego ucieszyliśmy się na widok karczmy znajdującej się przy małym stoku narciarskim - niestety, szczęście nam nie dopisało i okazała się być zamknięta ze względu na wesele.

Pozostało wrócić do wynajmowanego domku w Grywałdzie. Według map, z niebieskiego szlaku można było odbić w jakąś ścieżkę i dojść w okolice cmentarza znajdującego się niedaleko miejscowego kościoła. Problem polegał na tym, że żadnej ścieżki nie było, a alternatywa, polegająca na spacerze przy drodze, niespecjalnie nam się podobała. Postanowiliśmy więc iść na przełaj, mniej więcej tam, gdzie miała być dróżka i w ten sposób wpieprzyliśmy się w bagno, nie mając pojęcia jak iść dalej.

Po kilkunastominutowych manewrach w rozmokłej i grząskiej ziemi udało nam się dotrzeć na stabilniejszy grunt, a w końcu też do normalnej, asfaltowej drogi. Wróciliśmy do domku, odpaliliśmy grilla i browarki, wygrzaliśmy zmarznięte kości w saunie i w tak miłych warunkach zakończyliśmy naszą wycieczkę.

Trasa (przybliżona) dla zainteresowanych.

#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia #gorce
97bfc165-d1f2-4337-8581-2ca13cbdef53
ded89626-aaa9-466d-9043-4c771ef9c742
548d30c9-326d-430e-87a9-d6da49d726e0
7339ec19-b5bf-44d9-a5b6-10be549c30be
Mr.Mars

W 99% przypadków, źle się kończą wędrówki na przełaj.

Pan_Buk

@Piechur Na dalszym planie widać gildię magów.

902c7b06-b9c1-4838-8dc8-52156bf38f11
VonTrupka

cenzura ostra niczym cień mgły (☞ ゚ ∀ ゚)☞

Zaloguj się aby komentować

Dwie pory roku zaliczone jednego dnia ʕ•ᴥ•ʔ Na Mogielicy zima, a na Kutrzycy - wiosna. I oczywiście full of blotkas na koniec Z wieży było mało widać, ale z polany to Taterki były nawet widoczne (ʘ‿ʘ)

trasa 21 km - Jurków - Mogielica - Kutrzyca pod Jasieniem - Jurków. Warunki z wczoraj, czyli sobota 9.03. #gory #beskidy #chill
d5b4f688-74ad-4f03-985d-bedcef179da6
08c5f9c0-098f-4030-970e-39280f30ac6b
41b3a03e-0c81-4282-b16a-3404b38cf354
ae85b5ac-8b40-47cc-b28e-47a0e053497b
7f8fe58f-b101-4992-91e4-d5259ef346b2
Lubiepatrzec

@ismenka Walić góry (tak serio to nie walić) ale kiełbę z ogniska to bym wszamał. Do tego chleb z ognia i musztarada

ismenka

@Lubiepatrzec ognisko rozpalaliśmy 1 godzinę Po tym czasie to jedni już zjedli kiełbasy na surowo, inni - też surowe, ale z chrupiąca czarną skórką, bo tak głodni i zdesperowani xD O chlebku to już nikt nie myślał

Lubiepatrzec

@ismenka no to widzę, że survival macie opanowany na tip top

E tam, najważniejsze, że była dobra zabawa

Piechur

Fajny klimacik Nie sądziłem, że na Mogielicy śniegu będzie aż tyle

ismenka

@Piechur ja też nie miło zaskoczyło w sumie i wcale nie pizgało, co też na plus

vredo

Ino pozazdrościć. Mam nadzieję, że bałwanek nie towarzyszył przy ognisku. Bałwanki są topliwe

ismenka

@vredo bałwanek został w krainie lodu

Zaloguj się aby komentować

#gory
Bunkry są i jest zajebiście.
36c3322c-1b5a-4ff5-86e9-aef4d2124a43
d56e8e2c-9075-444b-ae96-85e53a7bbbc1
de9bd0b3-50a7-42d5-94a8-6d09fcea31d3
Ravm

Masyw Babiej Góry od południa.

Zawoja Wełcza - Mylne Młaki - Hala Kamińskiego - Przełęcz Klekociny - Zawoja Wełcza. 10 km spaceru przed śniadaniem.

9e5e4ba7-0c0b-4540-a9a8-224b73b4e99e
b61eac5a-575b-4fa4-ae00-68b8eb3dda2d
9329e751-9fa4-4445-8108-fd34ea7ed0d0
Ravm

Od północy nie południa.

voy.Wu

@Ravm jeżeli jeszcze jesteś w tych okolicach, to czy byłbyś łaskaw rzucić okiem na pasmo Policy, czy tam jeszcze jest śnieg?


czuć to przedwiosenne powietrze na tych zdjęciach

Zaloguj się aby komentować

Siema,
W dzisiejszym #piechurwedruje będzie ciemno. Zapraszam i zachęcam do obserwowania tagu
---------
Szczyty: Hrube, Bukowina Miejska, Turbacz, Obidowiec (Gorce)
Data: 11/12 stycznia 2023 (środa/czwartek)
Staty: 18km, 5h45, 640m przewyżyszeń

Rok ledwo się zaczął, a z tatą zdążyliśmy już obskoczyć ładną nocną trasę w Lasku Wolskim, przemierzając większość z przebiegających tam szlaków, co opisywałem w jednym z wcześniejszych wpisów. Czas jednak było wziąć się za prawdziwe góry, a nie marne substytuty, więc szybko zaczęliśmy się umawiać na kolejne wyjście.

Pragnęliśmy pochodzić w śnieżnej scenerii, więc zacząłem sprawdzać kamerki z różnych schronisk. Okazało się, że warunki w górach ogólnie były całkiem fajne, pozostało wybrać szczyt do zdobycia. Wygrały Gorce i królujący w nich Turbacz. Szybko zaplanowałem trasę, którą jeszcze nie szedłem, i kilka dni później o 20:30 wyruszaliśmy już z tatą na szlak z pokrytej topniejącym śniegiem Obidowej.

Na Bukowinę Obidowską wchodziliśmy szlakiem zielonym. Ostre, zimne powietrze wypełniało nam płuca i jak zwykle musiało minąć trochę czasu zanim udało nam się znaleźć odpowiedni rytm marszu. Na początkowym etapie śnieg był mokry, a drogę przecinały liczne małe strumyki powstałe z roztopów, także szło się niezbyt komfortowo. Na szczęście, im wyżej się znajdowaliśmy, tym mróz był większy, i wspomniany problem zniknął.

Było praktycznie bezchmurnie, dzięki czemu mogliśmy podziwiać upstrzone plamkami gwiazd ciemne, pozbawione zanieczyszczenia światłem niebo. Dodatkowo w wyprawie towarzyszył nam unoszący się nad wierzchołkami gór pyzaty księżyc. Dotarliśmy na Bukowinę Obidowską, z której czarnym szlakiem poszliśmy na Bukowinę Miejską, zahaczając po drodze o Hrube. Śniegu było mniej więcej po kostkę, na polanach po połowę łydki, ale trasa, którą przemierzaliśmy była na ogół dobrze udeptana i przetarta.

Z Bukowiny Miejskiej żółty szlak poprowadził nas do schroniska pod Turbaczem. Maszerowało się bardzo przyjemnie, rozległe polany umożliwiały podziwianie pogrążonych w mroku, ledwie zarysowanych wierzchołków sąsiadujących szczytów. Minęliśmy kaplicę na Rusnakowej polanie, a po kilometrze również pomnik upamiętniający partyzantów.

Chwilę później znaleźliśmy się przed okazałym schroniskiem, które na szczęście było otwarte w nocy i można było się w nim ogrzać. Zrobiliśmy dłuższą przerwę na posiłek i gorącą herbatę, a przede wszystkim na to, żeby tacie wyschły trochę ubrania, bo zwyczajnie w nich pływał. W schronisku panowała cisza, którą z największą starannością próbowaliśmy uszanować.

Gdy ubrania taty nadawały się już do ponownego założenia, opuściliśmy budynek i udaliśmy się na Turbacz, który znajdował się już rzut beretem od nas. Czerwony szlak zaprowadził nas pod obelisk znajdujący się na szczycie, pod którym zrobiliśmy sobie zdjęcie, a następnie zaczęliśmy z niego schodzić. Sprawdziłem zegarek - wybiła północ.

Ten kawałek w zimowej scenerii był chyba najbardziej atrakcyjny z całej wyprawy. Śniegu było sporo, a trasa prowadziła pomiędzy wysokimi drzewami iglastymi, których gałęzie uginały się pod ciężarem białego puchu. Momentami tworzyły piękne lodowe tunele, klimat był naprawdę świetny.

W dalszym ciągu idąc czerwonym szlakiem udaliśmy się w stronę Obidowca, a później na Stare Wierchy. Droga prowadziła zjawiskowo ośnieżonym lasem, czasami przecinając mniejszą lub większą polanę. Szlak był jednak przetarty i nie mieliśmy problemu z zapadaniem się. Niestety, dużo z tego długiego jednak odcinka nie pamiętam - zwykle przy schodzeniu mój mózg włącza się w tryb autopilota i nie rejestruję zbyt wiele z otoczenia.

Po dotarciu na Stare Wierchy postanowiłem spróbować wejść do schroniska, które się tam znajduje, żeby przybić pieczątkę do książeczki. Drzwi na szczęście były otwarte, ale nad nimi zawieszony był dzwoneczek, którego dźwięk mógł niestety kogoś obudzić przy moim wchodzeniu lub wychodzeniu.

Tu nasza wyprawa dobiegała już kresu. Zielonym szlakiem, który prowadził utwardzoną drogą pokrytą topniejącym znowu śniegiem, zeszliśmy do Obidowej i zapakowawszy rzeczy do auta ruszyliśmy w drogę powrotną do domu. Czwartek w pracy okazał się na szczęście łagodny i w trakcie dnia udało mi się przyciąć komara na godzinę, dzięki czemu udało mi się go jakoś przeżyć. Myślą cały czas wracałem jednak do nocnej przygody, która była jednocześnie bardzo bliska, ale jednak już odległa. Wiedziałem jedno - trzeba było to szybko powtórzyć.

Trasa dla zainteresowanych.

#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia #gorce
19df23aa-76e6-43f3-adf0-f96da6315e2f
45ce5622-8cba-4015-9049-5f8a159309a8
453362fa-5edf-4f5b-af03-ff9bec8a21bf
722d6951-2dd2-4352-9e9c-d3d1a2999c94
cc2a0e91-ccb1-4f2b-acd2-4e51da038fb5

Zaloguj się aby komentować

Heja!
Miałby ktoś może do polecenia dobrą mapę szlaków turystycznych w Alpach Julijskich? Szukam czegoś papierowego, ewentualnie coś w stylu open street map na komórkę. Głównie zależy mi na wyznaczaniu trasy, fajnie żeby mapa miała znaczniki czasowe. Ktoś, coś?

#gory #alpy #slowenia #pytanie
Mr.Mars

@maciekawski Sprawdź sobie aplikację Mapy.cz Jest tam zaznaczonych dużo szlaków. Jeśli Ci spasuje, to koniecznie ściągnij sobie też do aplikacji mapę offline Słowenii.


Z wersji papierowych to na miejscu z pewnością coś znajdziesz.

SaucissonBorderline

Też polecam mapy.cz

Możesz też sprawdzić garmin explore, jednak czeskie wygrywają

Zaloguj się aby komentować

Siema,
Dzisiaj o krótkiej rodzinnej wycieczce. Zapraszam na #piechurwedruje
---------
Szczyt: Śnieżnica (Beskid Wyspowy)
Data: 10 września 2021 (piątek)
Staty: 6km, 2h, 355m przewyżyszeń

To była wycieczka spontaniczna, czyli najlepszego typu. Od samego rana pogoda dopisywała dając mi wyraźne znaki, żeby się gdzieś ruszyć, więc skończyłem wcześniej pracę i pojechaliśmy całą rodzinką pochodzić chwilę po górach. Trasa z założenia miała być krótka, żeby zdążyć do domu przed zmrokiem, i w ten sposób wybór padł na leżącą nieopodal Śnieżnicę.

Samochód zaparkowaliśmy na płatnym parkingu w Gruszowieckiej przełęczy, z której 2 miesiące wcześniej wychodziłem z babcią i młodą na Ćwilin. Na podejście wybraliśmy zielony szlak, który był raczej łagodny przez większość czasu. Po pokonaniu krótkiego asfaltowego odcinka weszliśmy w las.

Szeroką drogą wkrótce doszliśmy do położonego w lesie ośrodka rekolekcyjnego dla młodzieży. Wyglądał całkiem fajnie, był zadbany i okazały. Minęliśmy go i niebawem dotarliśmy do stacji górnej wyciągu narciarskiego. W tym miejscu można było zobaczyć kawałek panoramy zawierający leżące w oddali szczyty innych gór.

Z tego miejsca szlak zanurkował znów w las, tym razem prowadząc już fajną, usianą korzeniami ścieżką, którą dotarliśmy na Śnieżnicę. Pod krzyżem, znajdującym się niedaleko tabliczki z nazwą szczytu, zrobiliśmy krótki postój na smakołyki i ciepłą herbatę. Mysz wzięła kijki i radośnie chodziła po nierównym terenie, odkrywając las na chwiejnych jeszcze nóżkach.

Na jednym z drzew był zawieszony znak, który kierował chętnych na znajdujący się nieco niżej punkt widokowy, ale nie zdecydowaliśmy się do niego pójść. Pomimo, że pogoda nadal dopisywała, rosnące gęsto drzewa, wśród których się znajdowaliśmy, skutecznie blokowały ciepłe promienie słońca i zaczęło robić się chłodno.

Drogę powrotną przebyliśmy niebieskim szlakiem, który był trochę bardziej nachylony niż zielony, ale bez tragedii. W jednym miejscu przy ścieżce rosły gęsto śliczne fioletowe dzwonki, więc naturalnie zatrzymaliśmy się, żeby Mysz mogła je pooglądać.

Reszta trasy do samochodu minęła szybko i wkrótce zmierzaliśmy już do domu. Wycieczka udała się perfekcyjnie - wykorzystaliśmy fajnie ładny kawałek dnia, spędzając wspólnie miłe chwile. Zdecydowanie lepsza opcja od kiszenia się w domu.

Trasa dla zainteresowanych.

#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia #beskidwyspowy
e617e062-6379-4647-bd92-b7c7cebec7a3
0406716a-d9b2-46ab-a92f-0b2e492affed
16d96e81-e148-4d5e-9594-3b44f9aceb8f
5bdc0978-e944-42c6-aaae-ce7172e0aadb
f6c0ac57-74f5-40a3-a472-d50461984631

Zaloguj się aby komentować

Siema,
Kto by pomyślał - to już 10 podsumowanie wpisów z #piechurwedruje w ramach #poradnikpiechura
---------
55. Wpis: Lubogoszcz Zachodni, Lubogoszcz
Wnioski:

  • Nocne wędrówki potrafią napędzić stracha, wyobraźnia działa na podwyższonych obrotach.
  • Czasem zdarzy się spotkać zwierzątko, którego w ogóle się nie spodziewało. Czasem takiego zwierzątka wolałoby się jednak nie spotykać. Ogólnie na nocne wyjścia, zwłaszcza w dzikszych ostępach, dobrze mieć w zanadrzu petardę hukową i mocny gaz pieprzowy.

56. Wpis: Jaworzyna Krynicka
Wnioski:

  • Warto dłużej poszukać szlaku, niż iść na pałę za tłumem.
  • Napiszę to po raz kolejny, ale z dziećmi można spędzić w górach na prawdę fantastyczny czas i to nie tylko wtedy, gdy zostawi się je komuś pod opiekę i pójdzie w trasę samemu.
  • Dobrze prześledzić trasę, którą ma się iść i zapamiętać atrakcje, które chce się zobaczyć, żeby przez przypadek ich nie minąć (jak ja idąc poza szlakiem).
  • Mimo, że opisywana jest tu samotna wyprawa z dzieckiem w nosidle, polecam jednak na takie wycieczki iść w dwójkę dorosłych - więcej o tym w jednym z kolejnych wpisów.

57. Wpis: Szczebel
Wnioski:

  • Jeśli ktoś w zimie tęskni za śniegiem, którego w mieście już brakuje, to może śmiało poszukać go w górach - zamrożony las ma niesamowity klimat.

58. Wpis: Śnieżnik
Wnioski:

  • Wychodząc w góry dobrze mieć przy sobie coś cieplejszego na wypadek nagłego ochłodzenia, które może się zdarzyć nawet wtedy, gdy pogoda zapowiada się dobrze.
  • Trasa z dzieckiem, nawet w nosidle, zawsze będzie znacznie dłuższa niż ta pokazana na mapach - trzeba uwzględnić postoje na rozprostowanie nóżek, przebranie pampersa, nakarmienie, czas na zabawę itd.
  • Kijki to dobra rzecz w przypadku wędrówek z nosidłem - środek ciężkości się zmienia, więc dodatkowa forma asekuracji jest jak najbardziej na plus.

59. Wpis: Kowadło
Wnioski:

  • Nawet krótka trasa może być warta przejścia.
  • Jadąc na jakikolwiek urlop z dziećmi trzeba liczyć się z tym, że mogą się rozchorować, i nawet najbardziej misterny plan trafi szlag.

60. Wpis: Parszywka, Koskowa Góra, Groń, Stołowa Góra
Wnioski:

  • Wycieczki po górach w Polsce mogą oznaczać, że część (albo czasem kilka części) trasy będą prowadzić przez osiedla domków lub asfaltową drogą. Taki mamy klimat.
  • Część szczytów z #diadempolskichgor nie znajduje się na znakowanych szlakach, na szczęście łatwo znaleźć mapy (np. taką), gdzie ich umiejscowienie jest dokładnie zaznaczone.
  • Zamglony zimowy las jest jednym z najfajniejszych miejsc, w jakim można się znaleźć na trasie (subiektywna opinia).

-------
W kolejnej serii: wyprawa z babcią, trochę nocnych eskapad, jakiś wschód słońca też się trafi

#gory #podroze #wedrujzhejto #pasja
df1e578c-224c-4fb6-be0a-3c1beabed477
Opornik

@Piechur warto brać oprócz czołówki jakąś latarkę z zoomem, teraz nawet niewielkie mają sporą moc, inaczej człowiek czuje się jak dupa kiedy coś hałasuje a ty nie możesz sprawdzić co.

Zaloguj się aby komentować

Siema,
Za oknami praktycznie wiosna, ale w #piechurwedruje  wrócimy do bielszych dni. Zapraszam!
---------
Szczyty: Parszywka, Koskowa Góra, Groń, Stołowa Góra (Beskid Makowski)
Data: 10 grudnia 2022 (sobota)
Staty: 29km, 7h15, 1.135m przewyżyszeń

Na tę wycieczkę wybrałem się z bratem i jego znajomym, a jej cele były dwa. Pierwszym z nich było zdobycie jednego ze szczytów należących do #diadempolskichgor - Koskowej Góry. Drugim celem było rozgrzanie się przed dłuższą eskapadą, którą planowaliśmy w drugiej połowie grudnia (ostatecznie nic nie wyszło).

Trasę rozpoczęliśmy z miejscowości Skomielna Czarna, do której dotarliśmy przed świtem. Z latarkami na czołach ruszyliśmy zielonym szlakiem w stronę Gorylki. Pierwszy etap prowadził od razu intensywniej pod górę, po czym opadał do położonego między zboczami osiedla, dzięki czemu mogliśmy od początku spokojnie popracować nad oddechem i rytmem marszu.

Zanim doszliśmy do wspomnianego osiedla zrobiło się już całkiem jasno. Powietrze było ostre, zimne, warstwa śniegu pokrywała drogę, którą momentami przecinały roztopowe strumienie. Po pokonaniu odcinka asfaltowej drogi znów rozpoczęliśmy wspinaczkę. Częścią tej trasy schodziłem kiedyś po zmierzchu w ramach całonocnego włóczenia się w okół Pcimia i fajnie było zobaczyć ją w dzień.

Warunki były zresztą świetne. Pogoda dopisywała, śniegu było akurat tyle, żeby robił zimowy klimacik i jednocześnie nie utrudniał marszu. Przechodząc ponownie przez osiedle domów znajdujących się przy szczycie góry dotarliśmy do punktu przecięcia zielonego i żółtego szlaku, niedaleko którego zrobiliśmy pierwszą przerwę na posiłek przy znajdujących się przy drodze ławach.

Po napełnieniu brzuchów udaliśmy się żółtym szlakiem w dalszą drogę. Las, którym szliśmy, był przykryty warstwą białego puchu i wyglądał bardzo przyjemnie. Pogrążyliśmy się w rozmowie i czas zleciał nam bardzo szybko. Minęliśmy Balinkę, zaczęliśmy schodzić, a następnie znowu rozpoczęliśmy podejście pod górę.

Gadka trwała w najlepsze i w pewnym momencie zorientowaliśmy się, że od dłuższego czasu nie widzieliśmy nigdzie oznaczeń szlaku. Rzecz jasna zagapiliśmy się i poszliśmy nie tą drogą, co trzeba. Jednak nie ma tego złego, bo dzięki temu mogliśmy podziwiać jelenia i łanię, które również wspinały się po zboczu kilkadziesiąt metrów dalej. Aby wrócić na szlak przedarliśmy się trochę na dziko przez małe ośnieżone krzaczki. Po kilkunastu minutach byliśmy już na Parszywce.

Dalsza część trasy była czysto spacerowa. Nieoczekiwanym, ale miłym akcentem pogodowym okazała się być mgła, w której się zanurzyliśmy, a która spotęgowała znacząco biel śniegu. Po jakimś czasie zaczęły się z niej wyłaniać kształty domów, co zwiastowało zbliżanie się do celu wyprawy.

Koskowa Góra nie znajduje się na żadnym szlaku i trzeba do niej kawałek zboczyć - jest to jednak odcinek bardzo krótki. Brudząc we mgle doszliśmy do drzewa, do którego było przyczepionych kilka tabliczek z jej nazwą. Zrobiliśmy sobie zdjęcie, a następnie poszliśmy dalej, dołączając do niebieskiego szlaku.

Po kilku kilometrach marszu, z którego niewiele pamiętam, znaleźliśmy się w Roli Jabconiowej. Tu czekało nas ostatnie podejście na Groń, które na szczęście nie było zbyt długie, bo zacząłem już odczuwać lekkie zmęczenie - cały czas trzymaliśmy żwawe tempo i nie robiliśmy wielu przerw, co mój organizm zaczął już odczuwać.

Na szczycie odbiliśmy na zielony szlak, którym udaliśmy się już w drogę powrotną do Skomielnej, przechodząc jeszcze przez Stołową i Łysą Górę. Chciałbym napisać coś o tym odcinku, ale zwyczajnie go nie pamiętam. W pamięci zachował mi się za to obraz Menelaosa, który dość natarczywie chciał od nas wysępić drobne na Leśny Dzban czy inny specjał oferowany w lokalnym sklepie. Po wycieczce w mroźnych warunkach nasze serce okazały się jednak zimne niczym lód i biedny Żuliusz musiał w końcu zrezygnować i poszukać szczęścia gdzieś indziej.

My natomiast udaliśmy się w drogę powrotną do domu. Z trasy byłem zadowolony, bo udało się wykręcić ładny odcinek, natomiast nie jestem pewien czy byłby on taki ciekawy w warunkach innych niż zimowe. Trochę za często przecinaliśmy siedziby ludzkie, ale z drugiej strony czego innego spodziewać się w tych rejonach. Mimo wszystko ogólne wrażenia pozostały in plus.

Trasa dla zainteresowanych.

#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia #beskidmakowski
6e9b8ef7-895b-4fcb-947a-5220dc95027c
1cd32e5b-a7c1-468f-b4fb-54e22053b1bf
a059ef74-70b0-48e8-93a2-06621f6448de
c9b94a2e-70dd-4649-9ec3-c4ecc3e0b58f
5e6998ba-0bce-4610-a211-b1dc2fb32c64

Zaloguj się aby komentować