Zastanawiam się czy to jest jakaś choroba psychiczna i czy ma nazwę, ale mam ogromny problem z wydawaniem oszczędności i to niezależnie od środowiska.
Gram sobie w RPGa, w samouczku dostaje jakąś miksturę leczniczą czy tam pułapkę, która ma mi pomóc pokonać przeciwników, którzy będą za rogiem czy tam w dungeonie. Ale nie skorzystam z tego, bo po co? Pewnie na dalszym etapie gry będę tego bardziej potrzebował, a teraz znajdę jakieś konwencjonalne rozwiązanie i uda mi się ich pokonać piekielników, bez zużywania jednorazowych zapasów. I potem to mi zalega w ekwipunku i niosę to do samego końca gry do walki z finałowym bossem, który jednym ciosem zadaje 200krotnie większe obrażenia, niż ta miksturka z samouczka może wyleczyć.
I ta sama przypadłość dotyczy mojego życia - regularnie odkładam pieniądze na czarną godzinę na konto oszczędnościowe z niskim procentem, ale z którego mogę wybrać pieniądze w każdej chwili. W zeszłym tygodniu padło mi auto (uszczelka pod głowicą) i zamiast po prostu wziąć pieniądze z tego konta, które w tym celu prowadzę właśnie, to przez tydzień się zastanawiałem jak ograniczyć codzienne wydatki by nie ruszać oszczędności i zmieścić się w miesięcznym budżecie, bo przecież to może nie jest czarna godzina, a będzie czarniejsza?! Ostatecznie wziąłem z oszczędnościowego, ale długo musiałem o tym ze sobą rozmawiać
Czy idzie się z tego wyleczyć? Czy ktoś ma podobnie?
#niewiemjaktootagowac #zalesie
