Zdjęcie w tle
trixx.420

trixx.420

Gruba ryba
  • 463wpisy
  • 2309komentarzy
trixx.420 userbar

bookcrossing i postcrossing fan (I JESTEM GRUBOM RYBOM, BUL BUL BUL)

312 + 1 = 313

prywatny licznik: 19/?


Tytuł: Góry na opak czyli rozmowy o czekaniu

Autor: Olga Morawska

Kategoria: reportaż

Wydawnictwo: G+J RBA

ISBN: 9788375962857

Liczba stron: 249

Ocena: 5/10


Góry na opak, czyli rzecz o górach wysokich i polskich himalaistach, ale nie w formie opisów wypraw (przynajmniej nie bezpośrednio) czy wywiadów ze wspinaczami a właśnie na opak czyli z ich rodzinami. Znajdziemy tu zarówno wspomnienia o już nieżyjących jak i o tych, którzy wciąż jeżdżą na wyprawy. O tych, którzy już na zawsze zostali w górach i tych, którzy dożyli sędziwego wieku i umarli w Polsce.


Autorka jest żoną zmarłego w 2009 roku himalaisty Piotra Morawskiego, więc dobrze zna środowisko i temat o którym pisze. Nawiązała liczne znajomości w tym światku, więc dużo osób się przed nią otworzyło. Niektóre wywiady są bardzo osobiste i emocjonalne. Szczególnie te z żonami i matkami zmarłych himalaistów. Ale jak to w takich zbiorkach bywa - są rozdziały lepsze i gorsze; niektóre są zwyczajnie nudne, rozmówcy mało komunikatywni albo po prostu źle wybrani, nie mają zbyt wiele do powiedzenia o wspinaczach. Całość okraszona jest starymi zdjęciami z prywatnych zbiorów rodzin i kolorową wkładką na środku z - jak mniemam - zdjęciami gór wykonanymi przez zmarłego męża autorki.


Z książki można wyciągnąć trochę ciekawostek ze starych, niemal pionierskich czasów polskiego wspinania, jak masaże odmrożonych stóp w pralce "Frania", czy też jak za PRLu wyglądała organizacja wypraw oraz komunikacja z rodzinami czekającymi w Polsce. Partnerów słynnych himalaistów autorka pyta także jak się poznali oraz w jakich okolicznościach dowiedzieli się o tragicznym wypadku najbliższych.


Dla miłośników gór i himalaizmu, reszty raczej nie zainteresuje.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter

c8444f97-3818-4671-a184-bc52e78ef31f
trixx.420 userbar
Sielski_Chlop

Góry na opak... Pomyślałem, że chodzi o jakieś wielkie dziury

Zaloguj się aby komentować

304 + 1 = 305

prywatny licznik: 18/?


Tytuł: Za progiem mroku

Autor: Anna Kłodzińska

Kategoria: kryminał, sensacja, thriller

Wydawnictwo: Ministerstwa Obrony Narodowej

Liczba stron: 270

Ocena: 6/10


PRL, połowa lat 80 ubiegłego wieku (konkretnie 1986, bo wspomniane są MŚ w piłce nożnej w Meksyku), nasila się plaga narkomanii heroinowej. "Kompot" produkowany jest w ilościach hurtowych, m.in. w ukrytej fabryczce na warszawskiej Pradze. Szefem interesu jest niejaki Blady, a jego zaufanymi dilerami są Morwa, Żagwa i Karniak, którzy (jak do dilerzy) rozprowadzają towar po mieście. Normalnie Breaking Bad po polsku. Co ciekawe, autorka wykazuje bardzo dużą wiedzę w temacie produkcji i zażywania rozmaitych substancji. Swobodnie operuje slangiem ulicznym, poprawnie podaje jednostki i ilości w "działkach dilerskich", przytacza liczne nazwy stosowanych leków opioidowych, zna nawet składniki i sprzęt potrzebny do produkcji kompotu. Zastanawiające.


Na tropie szajki jest już nasza MO, dzielny major Szczęsny (co ciekawe w całej książce nie pada chyba jego imię) depcze już im po piętach. Powieść mogłaby być scenariuszem jednego z odcinków 07 zgłoś się, bardzo podobny klimat z niego przebija. Dużo opisów milicyjnej roboty, poczynań niegodziwców którzy trują społeczeństwo, trochę relacji szpitalnych z ratowania ofiar przedawkowania. Jednoznacznie źle są oceniani użytkownicy dragów, ciągle "margines społeczny", patologia, "chorzy moralnie i fizycznie" i tak dalej w tym klimacie. Z całości wyziera też niemoc i brak możliwości rozwiązania tego problemu. Widać że sytuacja przerosła służby i nie bardzo mają pomysł jak to rozwiązać.


Ugułem - ciekawe, jak wpadnie Ci w ręce a leżą Ci PRLowskie kryminały to można dać szansę. Trzyma nawet w napięciu, nie nudzi a stanowi ciekawy portret swoich czasów.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter

2ae8f110-8836-457f-855d-29c2dc3367db
trixx.420 userbar
Wrzoo

@trixx.420 Wydawnictwo MON jakoś mi sugeruje, że książka byłaby w jakiś sposób umoralniająca... Jest tak trochę? Czy nie do końca?

trixx.420

Nie jest to takie nachalne, ale ogólne przesłanie jest oczywiste, narkotyki i cpuni to zło!

PanPaweuDrugi

@trixx.420 widzę że temat kontynuujesz ( ͡° ͜ʖ ͡°)


Jednoznacznie źle są oceniani użytkownicy dragów, ciągle "margines społeczny", patologia, "chorzy moralnie i fizycznie" i tak dalej w tym klimacie.


Przykre. Ciekawe, bo książka wydana prawie 10 lat po słynnych "Dzieciach z Dworca Zoo" która to jednak pochodziła z zupełnie innym poziomem empatii i zrozumienia, ale może dlatego że był to praktycznie pamiętnik autorki.

Dobrze, że czasy się zmieniły i dzisiejsze pokolenia patrzą na to inaczej.

Szkoda tylko, że część tego młodego pokolenia wali mefedron jakby miało nie być jutra, ale nie można mieć wszystkiego.

trixx.420

Już ostatnia, więcej w tym temacie nie mam w kolejce, teraz całkowita zmiana tematuki

Zaloguj się aby komentować

Papajak_Watykaniak

@trixx.420 dziękuję Tomeczku, zrealizowane!

Zaloguj się aby komentować

Pirazy

@trixx.420 mysle ze ma to zwiazek z wierzeniami ze kobiece lono odstrasza demony.


Ewentualnie moze to chlop przebrany za babe

Arkil

Napalony knur i tajska d⁎⁎⁎ka.

Tajska d⁎⁎⁎ka miała niespodziankę dla knura.

😎

Cinkciarz

Jakoś dziwnie sie ona zmniejsza ku dołowi

Zaloguj się aby komentować

284 + 1 = 285

prywatny licznik: 17/?


Tytuł: Trainspotting

Autor: Irvine Welsh

Kategoria: literatura piękna

Wydawnictwo: Vis-a-vis Etiuda

ISBN: 9788379980147

Liczba stron: 364

Ocena: 8/10


Po ostatnich marnych pozycjach zdecydowałem się na pewniaczka. Trainspotting. Debiut literacki Irvine Welsha, znany najbardziej z filmu pod tym samym tytułem. O czym tak w zasadzie jest ta książka? O chlaniu, ćpaniu i barowych bójkach - przynajmniej na pierwszy rzut oka. Potem okazuje się jednak, że jest w tym drugie dno. Powiastki są quasi filozoficzne, o życiu, społeczeństwie, feminizmie, no o wszystkim w zasadzie , tak jak o wszystkim gada się w barze przy piwku.  


Na początku wydaje się być bardzo chaotyczna. Nie dość, że każdy rozdział jest o kimś innym to jeszcze inna osoba jest w nim narratorem. Do tego raz przedstawiana jest po imieniu, raz po nazwisku a innym razem po ksywce. W połączeniu z specyficznym językiem zastosowanym w książce wprowadza to niezły miszmasz i na początku trudno się połapać kto jest kto. Dopiero potem gdy poznamy nieco bohaterów to wszystko zaczyna się układać. Postacie są bardzo realistyczne, szczegółowo opisane, można je dobrze poznać i mniej więcej zrozumieć.


Zdecydowanie nie jest to książka dla osób wrażliwych. Niektóre opisy są bardzo naturalistyczne i wybitnie obrzydliwe, jak słynna scena z kiblem - chyba najbardziej znana scena z filmu pod tym samym tytułem. Albo uroczy, króciutki rozdział pod niewinnym tytułem "tradycyjne niedzielne śniadanie". Ale to poczytuję zdecydowanie na plus. Nie ma tu tandetnego moralizatorstwa i taniej dydaktyki; opisy są dosadne, autor pokazuje wszystkie, nawet najbardziej paskudne strony uzależnienia. Z drugiej strony nie gloryfikuje także używek - pisze jak jest bez upiększania.


Język jest bardzo wulgarny, praktyczne samo mięcho. Stężenie chujów i pizd sięga zenitu, dawno nie czytałem książki z taką ilością bluzgów. Czyta się jednak znakomicie, co jest zasługą świetnego tłumaczenia. W posłowiu tłumacz wyjaśnia, że w oryginale Welsh "pokusił się o fonetyczną transkrypcję szkockiego dialektu z Leith" (części Edynburga). Do tego każda z postaci posługuje się własnym językiem, zależnym też od różnych czynników - choćby sam główny bohater, inaczej mówi na haju, na głodzie czy po odwyku. Bardzo ciekawy zabieg, choć cienszko czyta sie taki jenzyk, jak mówiom Troszkę to przypomina slang z "Mechanicznej pomarańczy", choć tam była bardziej hybryda z językiem obcym, a tu fooking scotish


Zdecydowanie "must read", co tu więcej pisać.  Muszę odświeżyć sobie film przy okazji, bo ostatnio widziałem go dobre 10 lat temu.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter

dc1eea33-c70f-48e1-b574-00e380b5f9b9
trixx.420 userbar
Dzemik_Skrytozerca

Oryginal czyta się łatwo pod warunkiem, że będziesz "czytać na glos" - czytać tak, by dopasowywać słowa po wymowie. Nie dosłownie na glos, tylko tak, by wyobrazić sobie jak brzmią poszczególne slowa. Przerobiłem coś takiego przy okazji Feersum Endjiin Iaina Banksa. Po lekturze jednego rozdziału w ten sposób (i zważywszy, że bohater operuje bardzo ograniczonym słownikiem) dalej idzie już z górki.


Niestety, taka metoda spowalnia lekture.

Na plus natomiast ma się wrażenie przebywania w towarzystwie narratora.

Zaloguj się aby komentować

252 + 1 = 253

prywatny licznik: 16/?


Tytuł: Hera moja miłość

Autor: Anna Onichimowska

Kategoria: literatura młodzieżowa

Wydawnictwo: Świat Książki

ISBN: 9788373117297

Liczba stron: 159

Ocena: 5/10


Poznajcie Państwa Nowickich - pani domu, Grażyna, jej mąż Kamil, oraz dwójka cudownych dzieci - Jacek i Michał. Bogaci, z dobrą pracą, mieszkają w ogromnej willi, mają służącą Ukrainkę, no idylla. Patrząc jednak głębiej da się zauważyć, że Graża to zabiegana businesswoman która nie ma czasu dla własnej rodziny, Kamil to wysokofunkcjonujący alkoholik, a ich starszy syn Jacek zażywa Morderczą Marihuanę (MM). Niestety jego młodszy brat podprowadza mu skręta żeby też spróbować z kolegą. Jak to po MM natychmiast dostaje straszliwych halucynacji i wskutek tego przypadkowo popełnia samobójstwo. Targany poczuciem winy i wyrzutami sumienia Jacek pod wpływem nowo poznanej dziewczyny zaczyna brać coraz twardsze dragi...


Czujecie już klimat tej książki?


Moralizatorska książka dla młodzieży z cyklu "narkotyki są be, nie rusz bo Cię zmiotą z planszy". Może i słusznie, może należy przestrzegać dzieciaki każdym możliwym sposobem, zwłaszcza że ponoć całość oparta jest na faktach. Niestety tutaj autorka ani nie odrobiła pracy domowej ani, jak widać na każdej stronie, nie miała większego kontaktu z tym tematem. Dla niej jest to ogromny balon z napisem "narkotyki", a każdy działa tak samo - halucynacje i urwany film (!?). Stąd biorą się rozmaite kwiatki typu ratowanie od "skrętu" uzależnionej od opiatów dziewczyny za pomocą amfetaminy, czy wspomniane już halucynacje po marihuanie.


Jednocześnie całość nie jest aż tak bardzo zła. Autorka sprawnie operuje piórem, czyta się szybko, lekko i dość przyjemnie - gdy przymknie się oko na rozmaite głupotki, o których pisałem wcześniej. Podobno są jeszcze dwie części tego dzieła, ale myślę że już sobie je daruję


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter

b8873698-6f75-41cc-b66c-316aa8e09126
trixx.420 userbar
trixx.420

Yo wish, to chyba plaster który ma udawać znaczek kwasa xd

818a3459-47d7-4b51-ab6a-d773c27971a5
PanPaweuDrugi

@trixx.420 masz ostatnio jakąś misję czytania książek podejmujących temat narkotyków, których autorzy nie mają o nich pojęcia, czy to przypadek?

trixx.420

Mialem 4 w kolejce generalnie o narkotykach :)

PanPaweuDrugi

@trixx.420 sorry, przegapiłem odpowiedź. Może warto w takim razie gdzieś sobie zaplanować "DMT: Molekuła Duszy", "LSD: Moje trudne dziecko" oraz "Czy psychodeliki uratują świat" tak dla równowagi.

Zaloguj się aby komentować

248 + 1 = 249

prywatny licznik, od początku roku: 15/?


Tytuł: Narkomanka

Autor: Józef Stompor

Kategoria: literatura obyczajowa, romans

Wydawnictwo: Krajowa Agencja Wydawnicza

Liczba stron: 347

Ocena: 4/10


PRL, lata na oko 70. Młody zdolny lekarz, Robert poznaje przybyłą z Wiednia redaktorkę polskiego pochodzenia Monikę. Ma ona za zadanie napisać reportaż o polskiej narkomanii. Niestety, wydaje się, że źle trafiła - narkomanii u nas niet. Owszem, jest niewielki problem lekomanii i dużo większy alkoholizmu, ale "panie kto dzisiaj nie pije". Tylko jakaś nieodpowiedzialna młodzież, dosłownie pojedyncze przypadki zażywają "mieszanki piorunujące" na bazie "jakichś chwastów", wąchają kleje czy rozpuszczalniki. Narkomanii nie ma, jest za to przystojny, umięśniony lekarz, który pracuje na trzech etatach w służbie zdrowia - na pogotowiu, w szpitalu jako chirurg-traumatolog i wreszcie w poradni uzależnień, gdzie głównie zajmuje się wszywaniem esperalu. Bez chwili wolnego w służbie Polsce - normalnie supermen. Oczywiście nasza bohaterka z miejsca się w nim zakochuje.


3/4 książki to opisy wycieczek po Polsce głównych bohaterów śladami II Wojny Światowej (nuda!) oraz przypadków medycznych jakie napotyka pan doktór. Czy to na wyjazdach z pogotowiem ratunkowym czy operacji w szpitalu, są nawet dość ciekawe, fajnie portretują tamten czas. Śmieszą trochę używane słowa - narkotyzer zamiast anestezjologa czy operator zamiast chirurga. W nostalgię wpędza wszechobecne palenie papierosów w szpitalach (oczywiście caro). Opis rozwijającej się miłości między dwojgiem głównym bohaterów też ujdzie, choć jest mocno toporny i drętwy.


Na minus niestety cała reszta. Wszechobecna martyrologia, liczne opisy obozów koncentracyjnych, historie powstańców, okupacji i innych drugowojennych historii. Oczywiście tymi złymi byli wyłącznie hitlerowcy, żadnych zbrodni sowieckich szanowny autor nie zauważył, no ale takie to czasy byli.


Dopiero pod koniec, dosłownie na 80 ostatnich stronach zaczyna się robić ciekawie. Poprzez pamiętnik Moniki poznajemy mroczną historię jej ojca oraz to, jak zafascynowana tematem narkomanii podczas pisania artykułów na ten temat wsiąkła w to środowisko. Niestety ten fragment jest przez autora bardzo stronniczo opisany. Co chwila wtrącenia, jak to na zgniłym zachodzie jest źle, "biały proszek" to zażywają nawet dzieci, a jedna osoba na swój nałóg potrzebuje (zapewne abstrakcyjne wtedy) 90 dolarów. Zdarzają się też błędy rzeczowe - np. wg autora heroinę produkuje się z konopi indyjskich. Generalnie - coś tam słyszał, coś tam widział i postanowił to na chłopski rozum opisać.


Pod koniec redaktorka odkrywa jednak że problem narkomanii jednak w Polsce narasta, pojawiła się makiwara, kompot i inne polskie wynalazki. Niestety pana doktora "nikt o tym nie poinformował". Zakończenie pozostawia wiele do życzenia, wtedy gdy zaczyna się robić ciekawie to nagle autor zauważa że miejsce mu się skończyło i w ostatnim akapicie skrótowo opisuje kolejne kilka lat życia bohaterów...


Według opisu z okładki wyglądało to na powieść częściowo autobiograficzną, autor pracował jako chirurg, potem poświęcając się terapii uzależnień. Po chwytliwym tytule liczyłem na książkę o narkomanii a tu dostałem obyczajową powieść medyczną z elementami romansu i historii. Generalnie gdyby zebrać całą książkę do kupy to o samej narkomanii mamy może z 10 stron, głównie we wspominanym pamiętniku Moniki.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter

774d757f-dbfb-4c9b-bd8f-cb79a7c8995e
trixx.420 userbar
PanPaweuDrugi

@trixx.420 czekaj, moment, bo chyba czegoś nie zrozumiałem. Twierdzisz, że autor był chirurgiem, znaczy miał wykształcenie medyczne, a potem pracował przy terapii uzależnień i twierdził, że heroinę produkuje się z konopi indyjskich?

trixx.420

Dokładnie tak, strona 296, gdzie autor ustami swej bohaterki stwierdza:

589ba0e4-8c52-4e47-b8b8-3245ab097b38
PanPaweuDrugi

@trixx.420 dyletanctwo to mało powiedziane. Dzięki za skan strony.

Zaloguj się aby komentować

240 + 1 = 241

prywatny licznik: 14/?


Tytuł: Wielka większa i największa

Autor: Jerzy Broszkiewicz

Kategoria: literatura młodzieżowa

Wydawnictwo: Nasza Księgarnia

Liczba stron: 266

Ocena: 5/10


PRLowska lektura do klasy 5 podstawówki. Poznajemy w niej dwójkę dzieci, Groszka i Ikę, sąsiadów z tej samej kamienicy. Pewnego dnia ich sąsiad przytacza na podwórze stary samochód, Opla Kapitana, który staje się spiritus movens wielkiej, większej i największej przygody jakie przeżywają nasi młodzi bohaterowie. Okazuje się bowiem, że wszystkie urządzenia, pojazdy są tak naprawdę ożywione, tylko nie komunikują się z ludźmi - coś jak zabawki z Toy Story. Wspomniany samochód potrafi mówić czy sam się prowadzić i w ten sposób dzieci przeżywają swą pierwszą przygodę ratując porwanego chłopczyka. W przygodzie drugiej, z pomocą samolotu "Jak" produkcji bratniego narodu sowieckiego ratują pasażerów i zaginionych pilotów rozbitego nad Afryką samolotu. W trzeciej, największej przygodzie ratują już całą Ziemię (a co!). Ostatnia przygoda jest też zdecydowanie najciekawsza, akcja przenosi się bowiem na inną planetę, co dość umiejętnie wplata wątki fantastyczne do powieści. 


Jak to w PRLowskich książkach młodzieżowych w oczy rzuca się nachalny dydaktyzm; główni bohaterowie to cudowne dzieci, wzór do naśladowania - grzeczne, ułożone, ponadprzeciętnie inteligentne, no takie że aż aż Życie to sielanka, a dzielni obywatele milicjanci zawsze służą pomocą.

Czyta się jednak przyjemnie, dialogi są lekkie, momentami nawet zabawne. Nie jest to wybitna książka i dorosłych raczej znudzi (może poza wspomnianą ostatnią przygodą), ale ma w sobie jakiś czar.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter

b77f3428-8e7f-4e32-8254-53127a84232a
trixx.420 userbar
peposlav

O ja Cię, czytałem to za dzieciaka.

Zaloguj się aby komentować

224 + 1 = 225

prywatny licznik w 2024: 13/?


Tytuł: Niewidzialni

Autor: Mateusz Marczewski

Kategoria: reportaż

Wydawnictwo: Czarne

ISBN: 9788375360523

Liczba stron: 180

Ocena: 6/10


Australia, historia Autralii, Aborygeni - w tej mniej więcej kolejności. Myślałem że będą to proste reportaże z i o Australii, ale autor miał ambicję na coś więcej. Zresztą na okładce można wyczytać, że jest również poetą. Widać to w tekście, zdania są zagmatwane, poetycko rozbudowane, opisy okoliczności i przyrody barwne ale i rozwlekłe (czasem zupełnie o niczym). Ogółem jest to rodzaj poetyckiej podróży po krainie Kangurów, w żadnym wypadku reportaż. Wartość poznawcza jest niewielka, o samych Aborygenach też nie ma za wiele. Dużo jest opisów, jak to żyją w brudzie i biedzie, zainteresowani tylko alkoholem i narkotykami. Przyznać jednak trzeba autorowi, że próbuje "wejść ich w buty" i uczciwie opisuje z czego taki stan rzeczy wynika, podana jest też solidna bibliografia. Stara się też dociec (choć dosłownie na kilku stronach) czym taki stan rzeczy jest spowodowany.


Ogółem - uczucia mieszane, dużo chaosu, ale coś ciekawego można z tego się dowiedzieć. Cóż, może poeci nie powinni pisać reportaży


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter

d07af3db-a249-441d-b6f4-be19283c454c
trixx.420 userbar
smierdakow

A są jakieś fajne reportaże szeroko omawiające Australię?

Zaloguj się aby komentować

220 + 1 = 221

prywatny licznik: 12/?


Tytuł: Napowietrzna wioska

Autor: Jules Verne

Kategoria: przygodowa

Wydawnictwo: Nasza Księgarnia

Liczba stron: 198

Ocena: 5/10


Klasyka powieści przygodowej. W skrócie - Akcja dzieje się w roku 1899 a fabuła opowiada o podróży przez Afrykę środkową dwóch przyjaciół, Francuza i Amerykanina, którzy wraz z uratowanym przez nich młodym Murzynem i przewodnikiem na skutek ataku stada słoni tracą cały dobytek i z niewielkimi zapasami zmuszeniu są uciekać do tropikalnej dżungli. Przemierzają ją z początku pieszo, potem na tratwie. W tle przewija się zaginiony badacz małp no i sama napowietrzna wioska, ale to już bez spoilerów.


Bardzo szanuję Verne'a jako prekursora fantastyki naukowej, "Tajemniczą Wyspę" czy "Podróż do wnętrza ziemi" czytałem po wielokroć. Tutaj mamy jednak do czynienia z nieco słabszą pozycją, typowo podróżniczą. Dodatkowo Verne niczym Papcio Chmiel w Tytusach "Ucząc bawi, bawiąc uczy" serwując nam co kilka zdań sążniste opisy fauny i flory afrykańskiej, co z czasem nieco nuży. Bez zaskoczeń, bez gwałtownych zwrotów fabuły (no dobra, jest jeden, ale taki, że umówmy się - od dawna każdy czytający się go spodziewa) do szczęśliwego końca. Sredniaczek.


Jako dodatkowy smaczek - czytałem kompletnie zaczytane wydanie II z 1968 roku, które musiałem najpierw posklejać


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter

7126014e-cd36-40d0-8227-b1715057c77c
trixx.420 userbar
SuperSzturmowiec

nie wiem czy tu, ale w Dzieci kapitana granta jest czasem dziwny szyk zdania i cieżko się czyta choć sama opowieść super

Zaloguj się aby komentować

215 + 1 = 216

prywatny licznik: 11/?


Tytuł: Ryszard Głowacki

Autor: Algorytm Pustki

Kategoria: fantasy, science fiction

Wydawnictwo: ISKRY

ISBN: 83-207-1026-X

Liczba stron: 160

Ocena: 7/10


Solidne SF. Zaczyna się jak wiele innych - chłop się budzi ale nie pamięta kim jest ani gdzie jest. Totalna amnezja. Powoli poznaje otaczający świat - antyutopijną rzeczywistość. Społeczeństwo zamieszkuje podzielone na strefy miasta, mieszkanie i jedzenie są zapewnione dla każdego obywatela, a w kilku sklepach za specjalne żetony otrzymywane można kupić towary luksusowe. Ugułem społeczeństwo przywodzi na myśl najlepsze pomysły systemu socjalistycznego - każdemu po równo, każdemu gówno Każdy z ludzi ma wszczepiony pod skórę na ręce specjalny chip, tak zwany permitor, który w połączeniu z tatuażem z numerem identyfikuje obywatela w centralnym systemie, zwanym Migratonem. Nasz bohater z zanikiem pamięci jak się okazuje nie ma ani chipu ani tatuażu, co jest absolutnie niemożliwe w tym społeczeństwie. Jako "społecznie niedostosowany" zostaje zesłany do zakładu zamkniętego, czegoś w stylu kolonii karnej która ma "naprawiać" obywateli i zwrócić ich na łono społeczeństwa. A to dopiero pierwsze dwadzieścia stron


Im dalej tym lepiej, ale już nie będę streszczał. Bardzo przyjemne SF socjologiczne, w stylu Zajdla, z ciekawymi pomysłami, niestety tomik jest dość krótki więc wiele z nich nie zostało należycie rozwiniętych - a szkoda. Również zakończenie pozostawia pewien niedosyt, ale bardzo zgrabnie podsumowuje cała książkę.

Solidne 7/10. W komentarzu fragment w którym autor zapatrzył się na pewien stary polski film, ciekawe czy skojarzycie jaki


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter

fe6fcf17-9422-4552-8bcc-44c0fafdaf20
trixx.420 userbar
pigoku

@trixx.420 a to dobre jest. Niedawno skończyłem kompletować całą serię wydawniczą w tej szacie graficznej, głównie z sentymentu ale parę niezłych rzeczy w niej jest.

trixx.420

Też mam kilka, nie zawiodłem się jeszcze na zadnej

8d28cc6a-24a2-4420-88a5-684fa6f295a7
0111071a-dd04-452a-9619-08d1d8de022b

Zaloguj się aby komentować

196 + 1 = 197

prywatny licznik: 10/?


Tytuł: Ewa Zachara

Autor: Cajtfikser

Kategoria: fantasy, science fiction

Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie

ISBN: 9788324587858

Liczba stron: 211

Ocena: 3/10


Cajtfisker to popularny, domowy wehikuł czasu. Według opisu na okładce "pozwala zapobiec przypaleniu zupy, zapolować na mamuty, naprawić parę starych błędów przeszłości i popełnić kilka nowych.(...) Podczas gdy większość obywateli zadowala się wykorzystywaniem cajtfiskera do oglądania raz po raz tego samego odcinka ulubionego serialu, dwóch pomysłowych młodych ludzi postanawia użyć go, żeby skłonić babcię do zmiany niekorzystnego testamentu. To niełatwe zadanie, zwłaszcza że krnąbrna starsza pani rozstała się już z tym światem."


Podróże w czasie zawsze na propsie - pomyślałem kupując książkę. Niestety nie doczytałem, że autorką jest lektorka języków obcych a ta książka to jej powieściowy debiut. Widać to na każdym kroku - ta książka to grafomania czystej wody, mamy liczne błędy gramatyczne i rzeczowe. Postacie pojawiają się czasem znienacka w zupełnie innej lokalizacji; zresztą lokalizacje w których dzieje się akcja są z grubsza tylko trzy, rzadko kiedy akcja dzieje się gdzie indziej. Dokładając do tego kilka postaci na krzyż robi się coś na kształt teatru telewizji. Zastanawia dziwna fascynacja autorki wagą opisywanych przez siebie postaci - serio na jakieś 10 osób w powieści połowa ma dokładnie wymienioną wagę, część także wzrost... 


Fabuła też bez ładu i składu, dialogi wędrują donikąd, niektóre postacie wprowadzone zupełnie od czapy. Zresztą postacie tak schematyczne i nudne że szkoda nawet pisać. Tytułowy cajtfisker jest czymś w rodzaju pilota do przewijania czasu, ale nie znajdziemy tu jakiegoś głębszego opisu jak by to mogło działać czy jak jest zbudowane. Do końca nie wiadomo też jakie są efekty działania, opisane jest tylko że ludzie przenoszeni w czasie zachowują się jak zombie, nie reagując na świat zewnętrzny - po prostu klikasz przycisk i coś tam się dzieje a fabuła przeskakuje do przodu...


Podsumowując, trzeba mieć jednak jakaś wiedzę, żeby pisać o tak ciężkim temacie jakim są podróże w czasie. Mogło być z tego jakieś humorystyczne czytadełko, ale nie jest zbyt zabawne. Mogło być rasowe SF, ale autorka pogubiła się w swojej koncepcji. Może literatura młodzieżowa? No też nie do końca.

Zdecydowanie unikać.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter

b4ae7a52-bf2d-4d49-a702-ab36de3de6fa
trixx.420 userbar
smierdakow

- okładka

- kobieta

- polska

- randomowe nazwisko

- opis


I ty myślałe, że może być dobre? 😛

trixx.420

A bo mnie zmylili :/

Wrzoo

W jaki sposób trafiłeś na taki gniot? To aż się trzeba postarać

trixx.420

@Wrzoo antykwariat lokalny i to aż 12 zeta dałem, trzeba było za to piwa kupić, pewnie lepiej bym na tym wyszedł

Zaloguj się aby komentować

188 + 1 = 189

prywatny licznik: 9/?


Tytuł: Tom Hanks

Autor: Kolekcja nietypowych zdarzeń

Kategoria: literatura piękna

Wydawnictwo: Wielka litera

ISBN: 97883380321977

Liczba stron: 393

Ocena: 5/10


Debiutancki zbiór siedemnastu opowiadań T.Hanks'a. Kupiłem tylko dlatego ze on to napisał - bardzo lubię tego aktora, ciekawy byłem jak poradził sobie jako pisarz. Jest nieźle - opowiadania są rozmaite, osadzone w różnych czasach, opowiadają o różnych postaciach i problemach, a wszystkie łączy motyw maszyny do pisania. W jednych rzeczona maszyna jest kanwą całej opowieści, w innych tylko gdzieś w tle przewija się jej stukot.

Czyta się przyjemnie, czuć lekkie pióro autora, choć opowiadania są nierówne - niektóre nudne jak flaki z olejem, inne naprawdę dobre.

Jako staremu fanowi SF najbardziej podobało mi się "Przeszłość jest dla nas ważna", w którym główny bohater, miliarder otrzymuje możliwość podróży w czasie, a w zasadzie przeżycia jednego, konkretnie wybranego dnia w 1939 roku. Bardzo dobre jest też "Idź do Kostasa" o nielegalnym, bułgarskim imigrancie z ciężką przeszłością, który próbuje sobie poradzić w US&A nie znając kompletnie języka ani realiów. 


Pozostałe są takie sobie, ani złe, ani szczególnie dobre - nie zapadają szczególnie w pamięć, ot takie - przeczytać i zapomnieć. Raczej nie będę wracał do tej książki, pewnie pójdzie na sprzedaż na OLX.


#bookmeter

f24a5291-197a-49e1-80b7-2353e9bfb5c0
trixx.420 userbar
NatenczasWojski

@trixx.420 T.Hanks jest słaby, ja osobiście wolę twórczość G.Racias, ewentualnie japończyka A.Rigato, nawet Rosjanin S.Pasiba jest lepszy.


(tak, na imprezach mnie uwielbiaja)

Czemu

@trixx.420 gniot jakich mało

Halo_krabie

A mi się przyjemnie czytało. Żadne arcydzieło, ale fajna luźna lektura...

Zaloguj się aby komentować

171 + 1 = 172


Tytuł: Świat Finasjery

Autor: Terry Pretchett

Kategoria: fantasy, science fiction

Wydawnictwo: Prószyński i s-ka

ISBN: 9788376482019

Liczba stron: 350

Ocena: 7/10


Niejaki Moist von Lipwig, po sukcesach na stanowisku głównego poczmistrza, w ekstraordynaryjnych okolicznościach otrzymuje propozycję zarządzania Królewskim Bankiem i Mennicą w Ankh-Morpork. Propozycja kusząca, ale już na wstępie mnożą się problemy. Główny kasjer wygląda na wampira, w piwnicach Igor z Hubertem budują tajemniczą machinę która nazywają Chluperem, w mennicy okazuje się że produkcja monet kosztuje więcej niż są one warte, a na dodatek codziennie trzeba wyprowadzać prezesa na spacer. Sprawy nie ułatwia też fakt, że sam Lipwig to były oszust, a w tych okolicznościach jego mroczna przeszłość jest o krok od ujawnienia.


Nie nazwałbym się jakimś wielkim fanem Pratchetta, czytałem w życiu kilka tomów, ale to tak od przypadku do przypadku z różnych serii - ot co wpadło w ręce. Z tym bohaterem jeszcze się nie spotkałem, ale z miejsca zaskarbił sobie moją sympatię. Książka

zdecydowanie jedna z lepszych z tych które czytałem. Mamy wszystko z czego słynie Świat Dysku - specyficzny humor, świetne postacie i trzymającą w napięciu fabułę. Serdecznie polecam, a na zakończenie podaję przepis na kanapki wykonywane przez Golema, w sam raz na tag #uuk


"Zabrzmiało dyskretne pukanie do drzwi i weszła Gladys. Z najwyższą ostrożnością niosła tacę kanapek z szynką, bardzo, bardzo cienkich, jak tylko Gladys potrafiła robić - wkładała jedną szynkę między dwa bochenki chleba i bardzo mocno przyciskała swoją dłonią wielkości łopaty.

- Domyśliłam Się, Że Nie Jadł Pan Drugiego Śniadania, Poczmistrzu - zadudniła.

- Dziękuję Ci, Gladys - Moist otrząsnął się w myślach

(...)

Kiedy wyszła, Moist wyjął z szuflady biurka pęsetę, rozłożył kanapkę i zaczął wyciągać z niej kawałki kości, będące skutkiem stosowanej przez Gladys techniki młota parowego.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter

967caf22-2524-4c00-a1d0-cbfd7e2e3570
trixx.420 userbar
alaMAkota

Idę po kolei. Jestem już po 8 tomie. Straż straż. Świat ankh jest super, ale coś czuję, że muszę zrobić sobie odskocznię. Podziwiam tych, którzy ciągiem idą 50 sztuk.

Zaloguj się aby komentować

Modrak

@trixx.420 Co za bzdura. Nawet upraszczając, że jest 50/50 i wszyscy faceci mają jaja, to 7 mimiardów ludzi = 7 miliardów jaj.

Gepard_z_Libii

@Modrak 8 miliardów…ludzi jest 8 miliardów

cebulaZrosolu

@Gepard_z_Libii a ile to będzie w przeliczeniu na jajca?

Zaloguj się aby komentować

138 + 1 = 139

prywatny licznik: 7/?


Tytuł: Żołnierze grzechu

Autor: Andrzej Ziemiański

Kategoria: kryminał, sensacja, thriller

Wydawnictwo: Bukowy Las

ISBN: 9788362478156

Liczba stron: 404 (not found XD)

Ocena: 6/10


Komedia kryminalna osadzona w różnych planach czasowych. Głównie we współczesnym (no, prawie bo książka jest z 2010 roku) Wrocławiu, gdzie trójka policjantów, we współudziale kościelnych służb informacyjnych prowadzi śledztwo w sprawie „Bestii”. Niejako przypadkowo ratują z pożaru szpitala psychiatrycznego jednego z pacjentów. Okazuje się nim być milicjant, który w 1989 roku stracił pamięć. Niczym mimowolny podróżnik w czasie odkrywa nową rzeczywistość po upadku komunizmu, prowadząc równocześnie własne śledztwo i powoli odzyskując pamięć. W tle epidemia ospy z 1963 roku i przyczyny jej wybuchu, dość niezwykłe.


Na plus na pewno opisy Wrocławia, mieszkańcy na pewno docenią. Postacie też ciekawe, krwiste, dobrze opisane i z charakterem. Najciekawsze w książce są jednak spostrzeżenia milicjanta, zaskoczonego ogromem zmian jakie nastąpiły w Polsce i na świecie w ciągu zaledwie dwudziestu lat. Rzeczy, o których wcześniej tylko czytał w powieściach fantastycznych teraz są dostępne dla każdego. Każdy może wyjechać za granicę, sklepy są bogato zaopatrzone, a na ulicach ludzie za darmo rozdają mu ulotki i foldery (za PRLu mieć takie coś to jak wygrać z rakiem). Na minus za mało jest tej specsłużby kościelnej, w sumie poza kilkoma przekazanymi informacjami to nie wiadomo po co w ogóle tam się kręcą. Zakończenie też pozostawia pewien niedosyt, czegoś tu brak. Ale to tak na siłę wynajdując problemy


Typowo wakacyjne czytadło, napisane z humorem, dobrze wchodziłoby na plaży czy w hamaku. Nie wymaga dużego wysiłku intelektualnego, czyta się dobrze i szybko; jest intryga, jest akcja są i „momenty” :D Jako całość solidne 6/10.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter

b62a4fbe-9984-4cdd-acc9-280527d675f4
trixx.420 userbar
SirkkaAurinko

Świetna książka, jak większość twórczości Ziemiańskiego

Zaloguj się aby komentować

115 + 1 = 116

prywatny licznik: 6/?


Tytuł: William Gibson

Autor: Wypalić Chrom

Kategoria: fantasy, science fiction

Wydawnictwo: MAG

ISBN: 9788374808996

Liczba stron: 288

Ocena: 9/10


Zbiór opowiadań mistrza i twórcy gatunku cyberpunk. Opowiadania głównie z lat 80, mamy tu pełen przekrój tematu fantastyki. Pomijając oczywiste w zestawieniu opowiadania cyberpunkowe są także teksty tylko lekko zahaczające o temat, niejako artystyczne, w których świat fantastyczny i rzeczywisty przenikają się, aż po hard science fiction w głębokim kosmosie.


Najlepsze według mnie opowiadanie to "Czerwona Gwiazda, orbita zimowa". Napisane w stylu braci Strugackich, osadzone w alternatywnej rzeczywistości opowiadanie, w której to Związek Radziecki wygrał wyścig kosmiczny i jest dominującą gospodarczo potęgą na ziemi.


Nie ma co za dużo pisać o tej książce, absolutnie obowiązkowa pozycja dla każdego miłośnika science fiction. Dla osób chcących rozpocząć przygodę z twórczością Gibsona znakomity start, gdyż tłumaczone i opisywane są tutaj skróty, technologie czy kluczowe lokacje.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter

b4bdffef-c3f9-46a8-9b07-9b721f7f0602
trixx.420 userbar
ErwinoRommelo

Jest Gibson jest grzmot. Neuromancer mi sie bardzo podobal chociaz cyberpunk to nie jakis specjalnie lubiany u mnie gatunek.

Zaloguj się aby komentować

irbis9

Myśliwi jeszcze myślą nad tym

jajkosadzone

W oryginale bylo bobr, ale i tak bawi

209po

@trixx.420 biedronka

Zaloguj się aby komentować

91 + 1 = 92

prywatny licznik: 5/?


Tytuł: Mokra magia

Autor: Henry Kuttner

Kategoria: fantasy, science fiction

Wydawnictwo: Agencja Wydawnicza "TOR"

ISBN: 8390002698

Liczba stron: 157

Ocena: 6/10


Mini zbiorek opowiadań klasyka SF Henrego Kuttnera. Ponieważ są tylko trzy sztuki w tomiku, więc pokrótce o każdym z opowiadań:


Tytułowa „Mokra Magia” to opowiastka spod znaku magii i miecza. Podczas II Wojny Światowej lotnik zostaje zestrzelony nad Walią i trafia do magicznego zamku pod powierzchnią jeziora. Całość osadzona w realiach Króla Artura. Nigdy nie lubiłem fantasy więc dokończyłem niejako z obowiązku. całość wydała mi się nieco przydługa, natomiast samo zakończenie zbyt pośpieszne, jakby autor zorientował się że trzeba kończyć, więc nagle główny bohater zyskuje super moce i wygrywa. 4/10


„Chwała i Potęga” opowiada o wyprawie na arktyczny szczyt gdzie ma znajdować się najpotężniejsze na świecie źródło energii. Okazuje się jednak, że znajdują się tam wrota do innego wymiaru, gdzie nic nie jest takie jakie się wydaje. Dobre opowiadanie, czyta się przyjemnie, na koniec mamy zaserwowane małe zaskoczenie. 7/10


„Jak Bogowie”. Na Ziemi po krótkiej acz intensywnej wojnie atomowej rodzą się ludzie z różnymi mutacjami. Tytułowemu bohaterowi po ukończeniu 18 roku życia wyrastają skrzydła. Trafia pod opiekę „Starego Człowieka”, który prowadzi coś w rodzaju azylu dla takich jak on. Niestety ludność ziemi bezlitośnie tropi i eksterminuje wszystkich mutantów, w związku z czym wszyscy muszą uciekać z tej planety. Tam gdzie trafią nie jest jednak dużo lepiej… Bardzo dobre opowiadanie, chyba najlepsze w tym zbiorku. 8/10


Jako całość – jest OK, choć nie porwało mnie, jednak w dalszym ciągu najlepsze co Kuttner stworzył to postać wynalazcy-alkoholika Gallaghera W komentarzu jako bonus clip-artowe reklamy prosto z roku 1993.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter

9b810f65-dfec-4743-aa81-05c4bf3dec3a
trixx.420 userbar
Odczuwam_Dysonans

@trixx.420 te okładki książek Fantasy z czasów PRLu zawsze mnie rozwalają xD

Zaloguj się aby komentować