#konstruktorelektrykamator
Dobra, jakoś już wróciłem myślami z tych wakacji.
A jako że teraz @Zielonywewszystkim pojechał się wakacjować to część jego awarii spadła na mnie. No bo kto to ogarnie, Peter z #zpamietnikaprywaciarza ? Przecież tego nie da się naprawić. XD.
O co w ogóle chodzi? A no Zielony dzwoni żeby podjechać na ogród ktory ostatnio robili bo gdzieś tam rurka jest walnięta i woda leci, aż klientka nie włącza nawodnienia bo jej wody szkoda. Mówi że rurka będzie 20 to zajedz do sklepu i ogarnij to. Zapobiegawczo wziąłem złączkę 16, 20 i 25. I bardzo dobrze, bo nauczony rozmowami z moimi klientami że zawsze trzeba brać więcej materiału teraz też to się sprawdziło. Bo rurka była 25. A skąd dziura? A ktoś jak montował obrzeże to wbił taką 20cm plastikową szpilkę centralnie w rurkę. Odkopane, połączone, zakopane, nie widać co było robione. Zielony teraz będzie musiał wziąć kredyt pod hipotekę żeby się wypłacić. Ah wait, żaden bank mu nie da kredyty na ten apartament 35m² XD
Dobra teraz czas na podsumowanie wakacji.
Opiszę trochę moich odczuć, spostrzeżeń i uwag. Oczywiście do obiektywizmu im daleko, ale to być może wywoła jakaś dyskusję w komentarzach.
No to jedziemy, wyjechałem w czwartek koło południa, kilka godzin jazdy przez mazowsze na północ i zbliżam się do Warmi. W momencie gdy minąłem znak "Historyczna granica" to YT sam mi odpalił Preußen Gloria, nawet bez tego znaku można było poznać gdzie była granica. Od razu inna architektura, inne budynki, inne dachy, układ zabudowań, normalnie inny świat, inni ludzie. Później trochę więcej o tym i moich przemyśleniach na ten temat.
Cel nr 1, Olsztyn. Zanim do niego dojechałem na horyzoncie pojawił się maszt RTCN, i to do niego jako pierwszego pojechałem rowerem. Drugi cel to była elektrownia wodna, mały pizdryk, ledwie 500kW, ale już na początku XXw dawała prąd do miasta i np do tramwajów. Nie wiedziałem że Olsztyn ma tramwaje, a ma. Ogólnie komunikacja miejska wydaje się być sprawna, tabor jest nowy.
Oczywiście w mieście mnóstwo budynków pozostałych po nazistach, ale fajnie wyglądają z polskimi flagami. Np budynek poczty jest fajny, z takiej głęboko czerwonej aż brunatnej cegły.
Ukształtowanie dróg i uliczek jest zarąbiste, wrócę tam na pewno z rowerem, ale na dłużej niż kilka godzin.
Nocleg, wszystkie trzy zabukowałem przez #airbnb fajne mieszkanko, było wszystko co potrzbne do spędzenia nawet kilku dni.
Aaa, i co jeszcze zauważyłem, sporo macie tam przybyszów z zagranicy, i to nie tylko wschodniej czy północnej ale i z dalszych zakątków świata. Bo tyle melaniny to chyba tylko w Warszawie widziałem.
Jedziemy dalej, tym razem kierunek zachód, i jednocześnie trochę do dołu. Bo cel jest prosty, depresja, najpierw w Raczkach Elbląskich, a potem w Marzęcinie. Nawet jakiś certyfikat można za to dostać. Potem Malbork i Tczew, tam chciałem zobaczyć wiatrak z 5 łopatami, ale akurat chyba jakiś remont robili i gówno można było zobaczyć. No to kierunek nocleg, Odargowo. Jak już pisałem nawigacja zrobiła mnie w ciula i wyprowadziła gdzieś dalej pod inny adres i byłem 1h w plecy.
Miejscówka najdroższa z tych trzech a standard najniższy. Ale jednocześnie najtańsza z tych dobrych w tej okolicy. Bliskość morza podbija ceny. Jako że harmonogram mi się rozjechał, a i samą miejscówką byłem lekko zawiedziony to szybko poszedłem spać i z rana pojechałem do Władysławowa na start trasy. A że dzień wcześniej nie było święto to nie miałem za bardzo co jeść, a w sobotę rano Maku była tylko oferta śniadaniowa to wziąłem tylko szejka 0,4l. O 8 wyruszyłem z parkingu, przez pierwsze dwa kilometry było mi zimno, myślałem żeby się przebrać, bo miałem długie ubrania w plecaku. Ale rozgrzałem się i było spoko. Na otwartych odcinkach ścieżki rowerowej, blisko morza latało jakieś dziadostwo, muszki, komary czy inne latające śmieci. Po raz kolejny żałowałem że nie mam okularów. Gdzieś tak po 25km dopadł mnie lekki kryzys energetyczny, ale za dobrą radą znajomego kolarza amatora w plecaku miałem banany i Cole orginal, więc zjadłem banana, popiłem colą i po chwili moc wróciła.
Dojechałem na Hell, ale to nie koniec, bo celem jest plaża, więc uliczkami między zakładami przetwórstwa rybnego dostałem się na koniec Polski. Dalej potrzebny rower wodny.
W drodze powrotnej w markecie kupilem dwie bułki, i kolejną cole, tym razem Hoop. Więc znów w drogę. Tym razem było więcej przeciwności. Pierwsza to wiatr w twarz, a druga to hołota. Tysisce albo i setki rowerzystów nie znających przepisów ruchu drogowego, jadących na oślep w kierunku Hela, czy Helu?
Ale zrobiłem to, główny cel wyjazdu osiągniety. I powiem że nie byłem jakoś mocno zmęczony. Największy problem to d⁎⁎a, niby zmieniłem siodełko ale chyba muszę jakoś lepiej je dobrać.
Wtem wyruszyłem do kolejnego celu, miała to być elektrownia wodna koło Piły, ale nie zdążył bym potem do Biskupina, więc odpuściłem ją i prosto do pierwszej osady. Ciekawa wystawa, trochę zalatuje komerchą, ale warto odwiedzić.
Dalej już kierunek pierwsza stolica, Gniezno.
Nooo, tu lokum jest konkretne, mimo że to ewidentnie motel raczej pracowniczy to standard na wysokim poziomie jak za takie pieniądze.
A Gniezno samo w sobie całkiem spoko, jak każda odkrywana nieznana miejscowość. Sporo atrakcji których nie zdążyłem odwiedzić, bo a to było za wcześnie, albo niedziela. Z rana pojechałem do niedalekiego skansenu wsi polskiej. Oj jak ludzie się zachwycali jakie to fajne życie mieli wtedy. Taa, noo, tylko nie wiedzą że zamiast trawy na podwórku było błoto wymieszane z gnojem, a w powietrzu unosił się smród wraz z muchami. A chłop zapierdzielał od świtu do zmierzchu.
Ze skansenu kierunek Konin i turkusowe jezioro, które nie było turkusowe i jest to zbiornik technologiczny elektrowni. Nic ciekawego, dlatego pojechałem dalej na wieżę widokową. Ooo, to już było fajniejsze, pogoda dopisała, widoczność jakieś 30km może więcej, bazylikę w Licheniu było widać, i maszt RTCN 25km od wieży też. Chociaż sama wieża może nie jest jakaś stara ale drewniane schody jakoś nie napawają zaufaniem przez pierwsze kilka stopni.
Następnym razem warto zabrać jakąś dobrą lustrzankę lub teleskop.
Kolejny przystanek to Piątek, a po drodze przejeżdżałem przez Sobótkę. Tu szybkie 5km żeby zamknąć tydzień z równym nalotem, 200km. Stąd już prosto do domu. Na A1 była jakaś blokada, potem na A2 cztery razy był korek, taki że trzeba było zwolnić do zera, oczywiście żadnego wypadku ani nic, korek tak z d⁎⁎y, bo ktoś zahamował a inny ktoś nie trzymał odpowiedniego dystansu.
W niedzielę o 19 byłem już w domu.
Podsumowanie, przez 3,5 dnia:
Rowerem zrobiłem 158km
Samochodem 1500km
Wypiłem 10,5l Muszyny, dwa szejki 0,4l, i ok 1,5l Coli.
Zjadłem pół kilo twarogu z łącznym dodatkiem 800g śmietany, jajecznica z 3 jaj, jakieś 300g żytniego chleba, i wrapa z frytkami w Koninie.
Finalnie do domu przywiozłem kilogram obywatela mniej.
A teraz o obserwacjach. Może mam spaczony pogląd ze względu na mieszkanie na mazowszu, ale im dalej od Warszawy, a już na terenach byłych Prus stan techniczny dróg i budynków znacząco odbiega od tego do czego jestem przyzwyczajony. Już sam fakt że jakieś 60% zabudowy ewidentnie jest pruska, kolejne 30% to zabudowa wczesny PRL, a reszta to nowe budownictwo. Czy te stare budynki mają nad sobą konserwatora zabytków? Że ludzie nie naprawiają dziurawego dachu, odpadającego tynku? Wiele z tych budynków ewidentnie miało jeszcze drewniane okna z epoki, które raczej do szczelnych i ciepłych nie należą. Na podwórku zazwyczaj stał jakis samochód, nie za 200k, nie za 3 a za 30k. Więc ludzie mają pracę i jakieś dochody, a obejście wygląda jak nieremontowane od 50 lat. No ale to włości zwykłych ludzi, a samorządy też się nie popisały, bo stan dróg też wiele zostawia do życzenia. Dziury, nierówności, chodników mało. Znów porównanie do moich okolic gdzie czasami polna droga prowadząca do nikąd (czyt. pole) ma położony asfalt, remonty dróg są na porządku dziennym, chodniki przez niemal każda wieś.
Ewidentnie jest tu jakaś dysproporcja w budżetach i sposobie zarządzania nimi. Może bliskość Warszawy powoduje łatwiejszy dostęp do pracy, wyższe pensje a w konsekwencji inny standard życia. Może to że u mnie nie ma już praktycznie zabudowy sprzed 2WŚ. Wszystko co stoi jest powojenne.
W sumie to cieszę się że nie jestem elektrykiem na tamtych terenach, bo bym szału dostał kładąc instalacje w tak starym budownictwie.