Zdjęcie w tle
dziadekmarian

dziadekmarian

Fenomen
  • 175wpisy
  • 2570komentarzy

Ensar Oud - Jamaican Ambergris, Hoi An


Na szczęście...


Na szczęście urodziłem się i wychowałem w domu, w którym zwracano na mnie uwagę; być może miłość nie była w nim wyrażana gestami, jednak na pewno okazywano mi ją poświęconym czasem.


Na szczęście moje zainteresowania absorbowały uwagę rodziców, co skutkowało rozmowami oraz kupowaniem mi książek, które odpowiadały na moje pytania.


Na szczęście udało mi się żyć w czasie i miejscu, gdzie zapach starości był w pełni akceptowalny. Zmurszały, "śmierdzący" pamiątkowy płaszcz dziadka, zmarłego na długo przed moim pojawieniem się na świecie, wiszący w jeszcze starszej szafie. Strych u babci, wypełniony papierami, listami oraz fotograficznymi albumami które przesiąkły naprzemiennie następującymi po sobie wilgotnymi oraz suchymi porami roku... Papier zatrzymuje w sobie wszystko, co go spotka; cienkim kartkom wystarczy kilka dni suszy, by zachowały szczególne pleśnie, pyłki czy nawet ślady stóp owadów, nie niszcząc przy tym własnej struktury. Na szczęście znam zapach tych kartek. Najstarsza książka w moim domu, jaką powąchałem i przeglądałem to "Berezyna" z 1899 roku, w poplamionej twardej oprawie. Przeżyła ona okresy wilgoci/suszy, a brana z półki i czytana wiele razy w różnych odstępach czasu, nazbierała bardzo wiele nut zapachowych. Kawa, zioła, być może wino, krew, nie wiadomo. Wszystko to tworzyło specyficzną zapachową aurę, która kojarzyła mi się właśnie się ze starością. Tak samo, jak nieporządkowane od lat szuflady czy skrzynki na narzędzia - wtedy jeszcze drewniane, kilkudziesięcioletnie, nasiąknięte to technicznymi, to ziołowo-kurzowymi, to znowu balsamicznymi zapachami. Rzadkie, choć systematyczne zaglądanie do nich by upewnić się, czy aby na pewno czas w ich wnętrzach - choćby o sekundę - nie poszedł do przodu.


Na szczęście mój ojciec dał radę zgromadzić w naszym domu prawdziwą bibliotekę. Na szczęście był marzycielem, od czasu do czasu wydającym część zaoszczędzonej kasy na pizdryki, które w tych dziwnych czasach kształtowały moją świadomość i wyraźnie pokazywały, że życie to nie tylko zaspokajanie potrzeb egzystencjalnych, ale też coś więcej. Na szczęście próbował spełniać moje marzenia, dopóki był.


Na szczęście wśród książek w moim domu znalazły się również te podróżnicze. Na szczęście dość wcześnie dowiedziałem się, kim byli James Cook i William Bligh, Fridtjof Nansen, Ernest Shackleton czy Thor Heyerdaal. Wielcy podróżnicy i odkrywcy, których historie zabierały mnie tam, gdzie nie mogłem się udać. Kolejne strony przynosiły mi do domu zapach zbutwiałego drewna, bezlitosnego oceanu, ale też nowo odkrytych lądów i nieznanej dotąd przyrody.


Na szczęście (?) dostałem w gratisie Ensar Oud - Jamaican Ambergris.


Od jakiegoś czasu znam ambrę. Wcale nie było łatwo rozeznać się w jej "czuciu". Ale, jak ze wszystkim, mózg potrzebuje czasu. I właśnie: czucie. Tak, jak czuje się, że ktoś przyjdzie lub że coś się wydarzy. I dopiero za tym idzie jakiś zapach.


Tutaj ambra jest obecna w każdym składniku - zupełnie jakby nią nasiąkły. Doświadczenie bardzo przyjemne. Na szczęście nie chciałbym chodzić w tym między ludźmi i zaburzać sobie wrażenia z obcowania z zapachem. Jamaican Ambergris pachnie dla mnie tak idealnie, jak te wszystkie XIX-wieczne legendy, które przypływały do portów wraz z wysmaganymi sztormem wielorybnikami, spisane na pożółkłych od starości kartkach.


#perfumy #recenzjeperfum

443106af-ac79-4274-8307-917147eeedd3
Morawagin81

@dziadekmarian Pięknie napisane.

Mnie perfumy szaroambrowe również poruszają, powodują refleksje i wspomnienia.

Fenomenalny składnik.

Zaloguj się aby komentować

Opium Pour Homme to jeden z niewielu zapachów, które przetrwały ze mną od początku tej historii. Po sprawdzeniu już około dziesięciu edycji (w tym, za poradą znawcy tematu @Navier również niepełnej piąteczki z 2009 - bez dwóch zdań innej, lepszej od wszystkich nowszych), zdecydowałem się w końcu na jakiś flakon. Trochę w ciemno, bo różne miewałem doznania, niezależnie od rocznika. Bywało dobrze, źle, nijak...


Opium Pour Homme EDT ze strony "testery perfum". Starte napisy, rozjebane pudełko... No musi być stare.


Okazuje się, że nie aż tak bardzo - to rocznik 2017. Jest już bardziej sztucznie, niż w 2009. Jednak jest to przyzwoicie odleżany flakon z ośmioletnim sokiem. Pachnie klasycznie, pięknie. Bardzo się cieszę z tego zakupu za grosze i polecam Wam zaopatrzyć się, bo jest to naprawdę bardzo blisko oryginału. Ach, i nie jest to tester (co w sumie nie powinno mieć znaczenia). A mój egzemplarz był już wcześniej psikany. Who cares. Choć to może mieć znaczenie (delikatne utlenienie).


Jest naprawdę bardzo dobrze.


https://testery-perfum.pl/yves-saint-laurent/opium-pour-homme/163543.html


#perfumy

bddb8b3e-dbfc-468a-b58d-6d132e15f115
ytilibuuun

Używam go od kilku lat, wg mnie dobry na chłodne pory roku

Asjopek

@dziadekmarian Opium toi jest Król przez "ó"

Cris80

@dziadekmarian doszedł pane 2017 styczeń.

Danke za info, pachnie duuuzo lepiej niż obecne

b95a1cdd-06be-47b1-84f6-5f52010c8c1d

Zaloguj się aby komentować

Lodnip

@dziadekmarian ma trochę tych pudli

Lekofi

Parskłem, łap pioruna

radjal

@dziadekmarian Szkoda, że tylko jedna rasa

Zaloguj się aby komentować

BND

Lucek specjalista, dobre ceny i towar spod lady 😂

Pirat200

@dziadekmarian ech, gdyby tak wygrzebał spod tej lady opusa szóstego w tej cenie...

Barcol

@dziadekmarian ja cie kręcę, mimo że jestem za minusie z budżetem to dziewiątego bym brał xD


Z tego co widzę Lyric w historycznie niskiej, może @minaret by drugi flakon wziął ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Zaloguj się aby komentować

Do dzisiejszego wpisu zainspirował mnie ten post @Earl_Grey_Blue dotyczący serii "Les Vanites" od Sylhouette Parfums:


https://www.hejto.pl/wpis/quot-vanitas-vanitatum-et-omnia-vanitas-marnosc-nad-marnosciami-i-wszystko-marno


Jako że ostatnio moim ulubionym gatunkiem są właśnie "perfumy nie dla ludzi", to testy serii "Les Vanites", dokonywane przez @Earl_Grey_Blue w cyklu #conaklaciewariacie bacznie obserwowałem (właśnie z nadzieją na recenzję), w międzyczasie czytając co się da (czyli niewiele) o "Les Vanites". Okazuje się, że seria ta jest opowieścią o człowieku, który straciwszy to, co w jego mniemaniu było najważniejsze - czyli miłość - stopniowo degraduje się jako istota. Seria ma być swego rodzaju ostatnim pamiętnikiem tego upadku. Przemawia za tym kolejność wpisów dotyczących serii, publikowana na Instagramie twórcy, a wygląda ona tak:


Romance Noir - utrata miłości. Blaknąca plama wina na ubraniu, więdnąca róża. Wietrzejące, starzejące się uczucie.


Desir Noir - utrata pożądania. Pożegnanie ze zmysłowością. Ostatnie wspomnienia zapachów fizycznej bliskości, stopniowo przykrywane przez papierosowy dym.


Bible Noire - utrata wiary. Wiara jako święte miejsce w każdym z nas. Proces degradacji, pożaru świątyni/duszy, która najpierw staje w płomieniach, po czym stopniowo zamienia się w popiół.


Chanson Noire - tracenie pamięci. Istota pozbawiona miłości, cielesności oraz wiary, błąkająca się po świecie w poszukiwaniu resztek siebie samej, być może w nadziei odbudowania tego, co utraciła, lecz bardziej chyba znalezienia dla siebie nowego miejsca, by całkowicie już zapomnieć to, co bylo.


Poeme Noir - utrata wzroku. Postępujące zatracanie się w upojeniu alkoholowym. Otępianie samego siebie do granic możliwości. Zatracanie się w poematach pisanych przez ciemność, skutkujące całkowitą utratą możliwości prawidlowego postrzegania rzeczywistości, a co za tym idzie ostateczną utratą kontroli nad własnym życiem.


Soleil Noir - utrata nadziei. To już ostatni rozdział szamotaniny. Słońce, tak jak było przed nami, tak samo będzie, gdy nie będzie już nas. Słońce, łąka, morela... niezależnie od tego, ile brudu się wydarzyło, cały utwór znowu powraca do natury.


Może ch... z tym, jak to wszystko pachnie. Może chodzi o to, czym to pachnie? Gdzie się zaczyna a gdzie kończy. Nie wiem, czy poza kolejnością postów na Instagramie twórca podał, jak konsumować tę serię. I pomyślałem, że jak najbardziej powinno się coś takiego znaleźć wewnątrz setu sampli, zwłaszcza w takiej cenie. Wszak kupując książkę, strony mamy nie tylko ponumerowane, ale również posklejane ze sobą w odpowiedniej kolejności...


Mimo, że nie powąchałem żadnego z zapachów, wpis @Earl_Grey_Blue pokazał czytelne fragmenty historii. Wiemy, że czasami autorskie opisy są po prostu dorabianiem idei do kolejnego nieciekawego zapachu. Tutaj mam wrażenie, że ktoś naprawdę napisał utwór. @Earl_Grey_Blue - ciekawe, czy będzie to miało jakiś sens...


#perfumy

3381d8ba-fbeb-4b78-8bf6-f390c89c6498
saradonin_redux

Istny 'The Downward Spiral'

I to mi się podoba, i to jest nisza!

Zaloguj się aby komentować

Prissana - Thichila


Jest coś nie tak ze mną. Z początku mocno uderza mnie kamfora. I to lubię, aczkolwiek po chwili zapach transformuje w bardziej anyżowo-kamforowy. I w tym momencie powinienem już wycofać się z dalszej eksploracji zapachu - zwykle tak robię, gdy trafię na anyż. Tutaj jednak, po kilku sekundach od aplikacji, mój mózg staje się bardzo zajęty. Bo niby to anyż, jednak taki nie do końca. Sam już nie wiem, czy przypadkiem to nie irys.. czasami mylą mi się. Pamięć szwankuje, wszystko się miesza. Bo ten anyżowo-kamforowy wcale mi nie przeszkadza. Zaczynam szukać wśród znanych mi nut. I oczywiście, że nie znajdę odpowiedzi, bo to tajskie perfumy.


Grzybki


Swoich pierwszych Tajów poznałem w roku 2020, na kole podbiegunowym. Z dnia na dzień zdecydowałem się wyjechać tam do pracy - najcięższej, a zarazem najbardziej relaksującej w moim dotychczasowym życiu. Jako dziewięćdziesięciokilogramowy gitarzysta, po spektakularnym uderzeniu ryjem o pandemię, tę propozycję pracy otrzymałem z nieba. To był ostatni moment, w którym jeszcze dało się jakoś uratować cały ten mój niestabilny biotop, ale potrzebna była bardzo szybka zmiana. Do tamtej pory samotnie wynajmowałem pożydowskie mieszkanie na krakowskim Kazimierzu, które od końca roku 2019 dosłownie z miesiąca na miesiąc kosztowało coraz więcej, a właściciel - niejaki Jarema Bezdel (kiedyś tam jeszcze kopnę go w d⁎⁎ę za to wszystko, choć już mi przeszło... ale tak kolekcjonersko wypłacę mu kopa i podepczę myckę, jeśli nasze drogi się przetną) - nie miał żadnych skrupułów, by ciągnąć ze mnie pieniądze, które czuł, że mogę mieć, podczas gdy ja tak naprawdę ich nie miałem.


Wylot za dwa dni. Północ Szwecji. Formalności przedłużyły go o kolejne dwa dni, a bilet w tym czasie zdrożał z trzech do sześciu tysięcy złotych. Dziwne czasy. Co najbardziej zapamiętałem z tych kilku dni, to już w drodze do pracy, dwa urocze Cavaliery obwąchujące mnie pod kątem obecności narkotyków, podczas przesiadki w Oslo. Merdały do mnie, a ja zastanawiałem się, czy to dobrze, czy źle... czy wyczują, że 25 lat temu byłem ćpunem i będę musiał wrócić do Polski i odwołać kolegę, który przeprowadził się do mnie, żeby opiekować się kotami, sam rezygnując z wynajmu innego mieszkania z dnia na dzień. Merdały do mnie, a ja zastanawiałem się nad tym, jak będę miał przejebane, jeśli mnie zawrócą.


Udało się. Jestem na najdalszej północy Szwecji. Mam być anglojęzycznym pośrednikiem pomiędzy Ukraińcami a Szwedami. Pracującym na torach poliglotą. Od tygodnia nie mogą się porozumieć, bo ostatni pośrednik musiał uciekać. Jego brat po pijanemu nastąpił bosą nogą na rozbitą butelkę gdzieś w niemieckim mieszkaniu i wykrwawił się na śmierć. Chłop musiał wracać. Potem jeszcze spotkaliśmy się na tej północy i okazało się, że dobrze się znamy. Ale do Grzybków.


"Grzybki" to wymyślone przeze mnie przezwisko dotyczące Tajów obsługujących pole z domkami, w ścianach jednego z których spędziłem kilka następnych miesięcy. Uśmiechnięci, zapracowani, niscy, w wielkich wełnianych czapkach wyglądających, jak grzybowe kapelusze. Prowadzili skup borówek, ogarniali wielkie pole namiotowe, jeździli jakimiś koparkami... i zawsze machali nam na powitanie, gadając coś po tajsku i śmiejąc się z nas. Głównie przez ten czas śmialiśmy się z siebie nawzajem i dla wszystkich było to miłe.


Wan Sao Long


Trudno dotrzeć do prawdziwych tajskich źródeł dotyczących tej rośliny. Oryginalne przekazy były prawdopodobnie pisane na liściach bobu lub wypalane na skórze niewolników z niższej kasty i nic z tego wszystkiego nie zachowało się do dnia dzisiejszego. Jestem święcie przekonany, że Grzybki wiedziałyby coś na ten temat. A jest to roślina legendarna. Dawniej występująca jedynie w małych skupiskach, na terenach trudno dostępnych uroczysk południowej Tajlandii; dziś już nie tak endemiczna i rozpowszechniona wszędzie tam, gdzie znajdzie się choć trochę chłodu i wilgoci, które są jej niezbędne do przetrwania. Poza powszechnie znanymi wśród Tajów właściwościami leczniczymi, miała swym zapachem onieśmielać kobiety - i to właśnie ta najbardziej legendarna część informacji o tym tajemniczym ziółku, które pachnie w zasadzie w całości, na dodatek dość intensywnie. Różnie gada się o tym zapachu; dla europejskiego nosa najbliżej mu jednak do anyżu lub irysa. I na tym właśnie tradycyjnym ziółku Prin Lomros oparł swoje kolejne dzieło.


Thichila


Niby nie dzieje się wiele, jednak nie jest cienko. Nudność anyżu to Wan Sao Long. Początkowo w bliskim sąsiedztwie pobrzmiewa kurkumowy puder. Szybko jednak zanika i na wierzchu są właściwie dwie nuty. Ta druga, eukaliptusowa, wręcz rodem z Vicks Vaporub kamfora, to Borneol. Sprawia, że zapach wibruje, choć nie jest w stanie zbilansować uczucia mdłej, gumowej aury. Mdła, gumowa... to nie w negatywnym sensie. To nie tak, że coś się nie udało. Jest pewność, że tak ma być.

Dość słodkawy, ale nic a nic ulepny. Anyżowo-kamforowe duo jest tu zdecydowanie głównym tematem. Otoczone odległymi, kwiatowymi niuansami, cichnie z czasem, ustępując drzewno-kadzidlanej bazie. Oud prezentuje się tu jako dość pudrowe, słodkawe, drewno (myślę, że w idealnych proporcjach z sandałowcem). Tego typu gładki oud odtwarzany jest czasami w europejskim mainstreamie (Oud Palao). Na tym etapie kojarzy mi się również z bazą w ASQ - Filaria Oud. Kwiatów tu nie ma już zbyt wiele, jednak wciąż czuć daleko w tle jaśmin/tuberozę. Z drewienek oczywiście cynamon. Chyba największa porcja słodyczy pochodzi właśnie stąd. Kafir (czyli w uproszczeniu bardzo blisko skórki limonki) - jego nie czuję w ogole. Blend jest perfekcyjny - trudno rozkładać to na części. A może nawet nie powinno się.

Projekcja - niestety - bardzo średnia. Choć miło byłoby posiadać kilka mililitrów, tak na globala dwa razy do roku, pozastanawiać się, co tam Grzybki robią.


8/10


#recenzjeperfum #perfumy

b35dc05f-146e-4e5d-94b3-857284e818b5
radjal

@dziadekmarian Jak zwykle napisane ciekawie i niesztampowo z umiejętnym wplataniem historii spoza perfumowego świata, dzięki czemu recenzja jest wielowymiarowa Szacun!

Zaloguj się aby komentować

Dzień Dobry!


Prin - Onthamara to według twórcy klasyczny fougere uzupełniony o niecodzienne składniki pochodzenia roślinnego z dużą dozą zwierzątek: piżma, hyraceum oraz kastoreum. I dla mnie otwiera się głównie tymi właśnie pluszakami, otoczonymi dymem z labdanum i smołą sosnową. Skórzano-piżmowa petarda po godzinie transformuje jednak w uber kadzidlaka, jakiego nie powstydziłby się nawet Jan Paweł Wałęsa.


Niesamowity, możliwe że najlepszy zapach od Prina Lomrosa, jaki miałem przyjemność testować.


A co Was dziś nosi?


#conaklaciewariacie #perfumy

8860f40d-7469-449e-a211-13af6f2f588e
pomidorowazupa

@dziadekmarian Prin Varuek, tutaj Prin chyba jak się odwracał to przez przypadek przewrócił butle z animalnymi bazami która prawie całą opróżniła się do kotła z kilkoma innymi składnikami. Początek nie bierze jeńców, ale jeśli przetrwasz ten animalny overdose to będziesz w stanie po kilku godzinach doświadczyć fajnie skonstruowanej mieszanki na bazie drzewa tekowego. Jak ja bym chciał żeby Loup po otwarciu pachniał jak varuek albo żeby varuek miał pierwsze chwile takie jak Loup, niestety nie można mieć wszystkiego a pachnidło idealne chyba nie istnieje.

radjal

Dzisiaj dzień testów. Lewa ręka - rzemieślniczy zapach ,,Huldra'' od Karola Obary. Kompozycja w większości oparta na naturalnych olejkach. Dla fanów Norne od Slumberhouse oraz estetyki Pineward warte przetestowania. Zaś prawa ręka - Ensar Oud ,,CP Raspberry''.


Zapachy całkiem inne i całkiem inna ranga perfumiarzy za nimi stojących. No i zupełnie inna półka cenowa Ale tu Was może zaskoczę - nos jakoś chętniej wędruje do lewego nadgarstka Karol, jak na perfumiarza - hobbystę, zrobił na prawdę dobrą robotę przy tym zapachu i na prawdę sprawia mi przyjemność poznawanie tych perfum.


Konkluzja z tego taka, że nos się ani marką ani ceną nie sugeruje tylko wybiera to, co mu najzwyczajniej ładnie pachnie

Pirat200

@dziadekmarian Dzisiejszy dzień umilał mi Caron Yatagan.

Zaloguj się aby komentować

Katana - coś tam coś tam Qadah coś tam coś tam


Co to za świeżak? Nuty prawie jak w Bleu de Chanel.


20 sekund


Co to za słodziak? Nuty jak w cukierni.


Co ta Katana...


Jednak coś eleganckiego, choć nieśmiało, wyłazi spod tej słodyczy. Drzewny, subtelny, może trochę warsztatowy wątek. Coraz bardziej skórzany. Nuta podobna, jak w Ombre Lesther, tylko w otoczeniu słodkiej wanilii. Bardzo słodkiej. Paczula, też słodka, czekoladowa, te tanie tabliczki na wagę. Co ta Katana... Nic z mirry i kadzidła. Tytoń w stylu Naxos. No co ta Katana...


Po 10 minutach już się tworzy mój nieulubiony skórzano-paczulowy akord. Nudna, słodkawa skóra. Jakby dodać cukru do marihuany. Albo marihuany do cukru. I czuć gdzieś w tle bardzo eleganckie drewno. Szkoda, że tak mocno ukryte.


No nie.


Nacotopoco 

5/10


SORY


#perfumy #recenzjeperfum

5916281b-0db5-4d6f-985a-c92b77eddbc9

Zaloguj się aby komentować

saradonin_redux

Nawet przeszło mi przez myśl jednego rozebrać, ale trochę drogo, słaby kurs i wychodzi jakieś 13,4 zł/ml

Zaloguj się aby komentować

pingWIN

@dziadekmarian Widzę dzisiaj Carner na tagu rządzi

Lodnip

@dziadekmarian To jest ten drugi, na którego się dzisiaj czaiłem ja mogę się podłączyć na dyszke

dziadekmarian

Przepraszam. Nikt poza @Lodnip nie podjął tematu. Zatem pomysł musi popielgrzymować w przeszłość... Przynajmniej tym razem.

Zaloguj się aby komentować

Hej!


Skończył mi się Nawab of Oudh od Ormonde Jayne. Myślałem nad flakonem, ale jest bardzo duży. Może ktoś z Was miałby ochotę na rozbiórkę. Wyszłoby po 7,10zł/ml. Tak wstępnie pytam. Przytuliłbym ze 30ml, flakonu nie potrzebuję.


#perfumy

dziadekmarian

@wonsz Jakby co, w niczym nie są do siebie podobne.

wonsz

@dziadekmarian a tak mi się nuty skojarzyły bo ostatnio przeglądałem

Lodnip

@dziadekmarian ja bym tez coś łyknął jak by co

dziadekmarian

@Cris80 Zero oudu. Tylko w nazwie.

Zaloguj się aby komentować

Hiram Green - Philtre


Zacznę od niezbyt popularnego twierdzenia na temat definiowania świata, sformułowanego niegdyś przez Roberta Anthona Wilsona - jednego z bardziej fascynujących w moim mniemaniu dziwaków, jakich spotkałem na swojej drodze: opisując rzeczywistość, przedstawiamy jedynie możliwości obiektywu, przez który ją obserwujemy.


Czy jest sens pisać innym ludziom o zapachach, będąc niezbyt wprawionym w rozbieraniu ich na części pierwsze? A zwłaszcza opisywać je komuś, kto dobrze rozpoznaje nuty, ma za sobą lata doświadczenia w tej pasji, tysiące przetestowanych pachnideł... A kiedy to Ty jesteś doświadczony, to na ile możesz być pewny, że ktoś zrozumie, gdy napiszesz "ziemista paczula", "metaliczna róża", "techniczny oud"?


Przez ostatni czas narastało we mnie coś na kształt wewnętrznego "nacotopoco". Lubię tu czytać i lubię też pisać. Opisując rzeczy, odnosimy się do tego, co znamy. Rozumiem , że aby zostać zrozumianym, należy poszukiwać wspólnych punktów z rozmówcą, próbować korespondować również z jego doświadczeniami. Jak je odgadnąć, kiedy odbiorca nie jest nam znany?


Na szczęście wcale nie różnimy się od siebie aż tak bardzo. Pomimo tony śmieci, która przykleja się do nas w trakcie tej przedziwnej, trudnej podróży, wciąż mamy ze sobą wiele wspólnego. Dlatego lubię odwoływać się do tych "najpierwszych" skojarzeń, podstawowych uczuć. Zatem nie do tego, co zdefiniowałem ja sam, ale właśnie do chwil, które zdefiniowały mnie.


Cmentarze


Mój kraśnicki stary cmentarz na pewno w wielu punktach różni się od każdego innego cmentarza na świecie. Nie posiada formy wielkomiejskiego, starego parku (jak np. krakowski Rakowicki czy przepiękny lubelski cmentarz przy ul. Lipowej). Dziś nie jest już również "romantyczny" czy kameralny... tego zjawiska doświadczyłem po raz ostatni okazjonalnie w późnych latach dziewięćdziesiątych, w postaci jednego z maleńkich, zapomnianych, wiejskich cmentarnych zagajników Chełmszczyzny, gdzie niewielki żeliwny krzyż, złapany w uścisk przez dwa próbujące się przytulić drzewa wrósł w nie, został wyrwany z ziemi i wyniesiony na wysokość głowy, a mijające lata uczyniły go po prostu częścią przyrody, zaakceptowaną przez mieszkańców. Coś takiego. Cmentarz jako zjawisko przyrodnicze.


Lecz jeszcze wcześniej, w latach 80' te mniejsze cmentarze wciąż miały ze sobą wiele wspólnego. Niemal każdy posiadał starą część - wilgotną, gdzieniegdzie porośniętą mchem, z choćby kilkoma ogromnymi drzewami, których szumiące korony pozwalały w gorące dni zachować cień w miejscach, gdzie na chałupniczo skonstruowanych ławeczkach przesiadywały kruche babcie, spędzając wolny czas na gawędzeniu, a między nimi przechadzali się zmarli ojcowie, mężowie, synowie. Stonowane, nigdy zbyt głośne rozmowy w otoczeniu ostatnich miejsc i ludzi, z którymi jeszcze cokolwiek te staruszki łączyło. To jeszcze czasy, zanim nowoczesne budownictwo rozpoczęło masowy gwałt na tych miejscach; zanim wmówiono nam, że każdy z nas może być Gaudim i że kosztowny materiał jest w stanie zastąpić styl i nie zaburzy pierwotnego przeznaczenia cmentarzy jako dzieł kultury, miejsc zadumy, wyciszenia i spoczynku - a tego ostatniego zarówno dla umarłych, jak i żywych. Im gęściej te nowoczesne pomniki zaczęły się pojawiać, zmarli coraz mniej chętnie przechadzali się alejkami. Stłoczyli się w starych częściach cmentarzysk, aż w końcu pokrywali się pod ziemią ze strachu przed tymi granitowymi landarami, a same cmentarze z roku na rok stawały się coraz bardziej martwe.


W dzieciństwie wyjście tam z którąś z ciotek było dla mnie przygodą. Mnogość kwiatowych rabatek oraz zasiedlających je owadów. Gryzonie, płazy i gady zamieszkujące pęknięcia i zapadliny. Naturalnie wydeptane, choć jakoś tam kontrolowane alejki. Mieliśmy kilka miejsc: dwa w najstarszej, tej zgrzybiałej części ze wspaniałą fauną i florą, rzeźbami z piaskowca i gadającymi staruszkami; część z lat siedemdziesiątych, gdzie pastowało się lastrykowy pomnik, wyglądem przypominający wypłowiałą kaszankę, z sąsiadką codziennie przesiadującą przy grobie męża-lotnika, zmarłego podczas wojny (nigdy ponownie nie wyszła za mąż), opowiadającą mu każdy dzień. Tu było zdecydowanie mniej drzew, a część z nich mocno zniekształcona - jak gdyby niektórzy "mieszkańcy" nie zdążyli jeszcze pogodzić się z własnym losem; wchodzili w pnie i wykręcali gałęzie próbując przegryźć się przez korę z powrotem do świata żywych.


I w końcu ta "nowa" część, obsrana tak zwanymi świeżymi kwiatami, zniczami, z pobliskim śmietnikiem, cyklicznie podpalanym przez kustosza/grabarza. Zero przyrody, tuje, czysta śmierć. A o śmierci mówiło się przy dzieciach, jednak nie w taki sposób, w jaki było ją czuć w tym miejscu. Pamiętam, że przerażało mnie to, jak prędko powstają nowe alejki. I tutaj przejdę już do opisywania Philtre - choć mam wrażenie, że trochę już go opisałem.


Philtre


Zapach otwiera się goździkiem (kwiat), wraz z ziołowym, zielonym lecz ciężkim i duszącym dodatkiem mdłych ziół. Już jest trochę cmentarnie, kwiatowo i ciężko. W niczym nie przypomina goździka z Xerjoff 1888 - tu jest bliżej do Beaute du Diable. Albo w zasadzie to jeszcze dalej, bo Beaute du Diable jest świeższy (!) i niezbyt zmienny. W Philtre ktoś wciąż przekłada jakieś chaszcze, przelewa zużytą wodę z wazonów... Niepostrzeżenie dołącza - i po 10 minutach już dominuje - goździk (tym razem przyprawa). Wciąż jest mdło, wręcz lekko dymnie - być może to te "stems" - łodygi, ale nie świeże. To nie są trawy, łodygi świeżo skoszonej łąki. One są ciężkie i zalegające. Philtre to pierwsze czyszczenie świeżego grobu, wyrzucanie więdnących kwiatów, których dołącza jeszcze trochę. Jaśmin odnajduje się pośrodku tej sterty i dusi nie mniej namiętnie, co cała reszta tego zielska. Wraz z najcichszą chyba tu różą pozostaje w tej mdłej harmonii, niczego nie ożywiając. To okolice wypastowanej grobowej płyty w otoczeniu niezbyt świeżych kwiatów w gorący, suchy dzień. Jedyna wilgoć to ta gnijąca woda z wazonów. Jest jeszcze nuta podobna do cywetowego akordu od Bogue. Bardzo nikła. Dodaje groteskowości. Po testach O! Doleur nie bardzo lubię o niej pisać.


Chciałbym kiedyś odnaleźć ten pierwszy, najstarszy...


Z rana, po ośmiu godzinach, już bardziej przypomina 1888. Ale to chyba tylko ten goździk, który jakoś przetrwał noc.


#perfumy #recenzjeperfum

1733086f-7b8c-45c9-bca1-8d713327c5cf
Ukradkiem

@dziadekmarian, poruszył mnie opis cmentarzy. Coś jest w tej nieograniczonej fantazją granitowej puszczy. W zeszłym roku chowaliśmy dziadka i sporo członków rodziny narzekało, że co grób to inna wysokość, nierówno się kończyły, co tych mniej uważnych mogło doprowadzić do upadku.

Pod koniec zeszłego roku byłem na szkockim cmentarzu, właściwie dwóch, oba w bliskiej odległości od centrum. Piękne, stare płyty z napisami, kto, z kim, kiedy m, czasami opisane historie życia. Zielono, dużo miejsca. U nas w większości to płyta horyzontalna, wertykalna i powsciskane jeden obok drugiego ze sztucznymi kwiatami.

dziadekmarian

@Ukradkiem No właśnie. Bardziej to dziś przypomina efekt pracy deweloperów. Bez kontekstu, bez hostorii i niespójnie. Na dodatek natura nie za bardzo ma co z tym zrobić, bo to już nie część przyrody, tylko cywilizacji...

Zaloguj się aby komentować

dziadekmarian

Wystawiła ta Pani kilka starych rzeczy.

Cris80

@dziadekmarian a czemu nie prawdziwe ,babeczka zweryfikowana z dobra i dość długa historia na parfumo,po drugie to tylko 7,5ml.

dziadekmarian

@Cris80 Post był debilny, ale moje pytanie całkiem poważne. Na innej aukcji ma coś, co nie wygląda na prawdziwe. Naklejka jak z bazaru.


https://www.parfumo.com/Users/Elenka/Souk/Item/4606054


Stąd właśnie wątpliwości, a przyznam, że chętnie łyknąłbym takie klasyki w takich ilościach.


Tak na marginesie: ona pisze, że dokonuje jakiejś selekcji, więc zapewne wrzuci tego trochę.

Cris80

@dziadekmarian tak tylko zwróć uwagę że to wszystko miniaturki, jak ktoś ma dobre dojścia, to jeszcze trochę tego mozna znaleźć, moim zdaniem wszystko ok

Zaloguj się aby komentować

#perfumowehistorie


Uczennice owładnięte "perfumami"


Pacific Grove, 4 czerwca 1925


Dziś rano sześcioro dziewcząt zostało w tajemniczy sposób odurzonych podczas lekcji gramatyki w jednej ze szkół w Pacific Grove, kiedy to Edna Davison odkorkowała butelkę, rzekomo zawierającą perfumy, otrzymaną od nieznanej jej kobiety.


Gdy tylko panna Davison zaczęła żartobliwie rozlewać płyn na siedzące blisko niej koleżanki z klasy, dziewczęta zemdlały. Z chwilą, kiedy opary "perfum" rozprzestrzeniły się po klasie, reszta dziewcząt wpadła w panikę i wszystkie rzuciły się w kierunku drzwi.


Dyrektor Robert A. Down pospieszył do klasy i pomógł zanieść omdlałe panny do swojego biura, gdzie wezwano lekarzy oraz policję. Ponieważ w butelce pozostało zaledwie kilka kropel płynu, niemożliwym stało się ustalenie, czym tak naprawdę była owa substancja. Butelka została wysłana do laboratoriów Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley w celu dalszej analizy.


Edna Davison zeznała władzom, że butelka została jej podarowana przez nieznajomą kobietę, którą - jak twierdzi - po raz pierwszy spotkała na plaży podczas obchodów Memorial Day. Dziś rano (jak powiedziała) spotkała kobietę ponownie przed domem stojącym w pobliżu szkoły, gdzie ta przekazała jej butelkę twierdząc, iż zawiera ona perfumy. Ponieważ kobieta zamierzała wyjechać do San Francisco (a stamtąd do Chin), chciała zrobić pannie Davison prezent.


Sześć pokonanych dziewcząt to:


Evelyn Spottswood, lat 14.

Odelia Flinger, lat 15.

Edna Davison, lat 14.

Dorothy Eninous, lat 16.

Theodora Gross, 14.

Rosalie Kimball, lat 14.


Wszystkie dziewczęta wyzdrowiały później dzisiejszego dnia. Jednakże panna Gross - córka tutejszego wybitnego biznesmena - oraz panna Kimball, wciąż pozostają pod opieką lekarzy.


"School girls are overcome by "perfume" (San Luis Obispo Tribune, vol.56, No.88, 9 czerwca 1925)


#perfumy

4d9545ff-35dc-45bb-9da3-b160e74aa44f
saradonin_redux

To wtedy istniał już Kouros?

wonsz

@saradonin_redux za młody, to Tadziu Łapiduch

Zaloguj się aby komentować

#perfumowehistorie


Londyn, 17 kwietnia 1917


Brytyjski oficer pełniący służbę lotniczą w Afryce Wschodniej zawarł w jednym ze swoich raportów graficzny opis ogromnej doliny wypełnionej ogromnymi "liliami Arum", nad którą przelatywał gdzieś w rejonie Zanzibaru. Przelatując nad doliną, znajdował się na wysokości 8000 stóp, ale zapach lilii docierał do jego nozdrzy z tej dużej odległości. Przez okulary zauważył, że kwiaty lilii były "tak duże jak uszy słonia" i że cała dolina została zmonopolizowana przez te piękne kwiaty. Bujność roślinności była szczególnie niezwykła. Później dowiedział się, że zapach kwiatów w dolinie był tak obezwładniający, że żaden tubylec nigdy nie odważył się przeniknąć w jej granice.


"Powerful scent of lily bars all humans" (Chico Record, no.90, 18 kwietnia 1917)


#perfumy

61048d4e-aad6-46b8-99f5-e4d441a985d3
Earl_Grey_Blue

Brzmi jak oprysk z Beaufort Fathom V

Lekofi

@dziadekmarian Tadeusz Sznuk czy to ty ze każdą ciekawostke znasz? ( ͡° ͜ʖ ͡°)

tango

Oj dziadku co Ty piszesz

dziadekmarian

@tango oj tam, wymyślam;)

Zaloguj się aby komentować

#perfumowehistorie


Oceniam ludzi. Bardzo nie lubię myśleć o dziewczętach, które wyrosły w przekonaniu, że każdy zejdzie im z drogi, kiedy wpatrzone w telefon próbują stworzyć idealną więź z influencerem. I lubię nie schodzić im z drogi. Lubię za to te, które uśmiechają się, kiedy je przepuszczam w wąskich przejściach. Nawet, kiedy nie są ładne. A nawet tym bardziej: wtedy zastanawiam się nad tym, jak wiele w życiu straciłem przez sam fakt posiadania zmysłu wzroku. Ile razy postawiłem na estetykę zamiast iść za głosem spadających liści. Dobra, dwa razy. Ale jednak. Raz kosztowało mnie to osiem lat. Nie do końca straconych, bo nauka może płynąć ze wszystkiego. Ale słuchaj jednej płyty, która podoba ci się jedynie z okładki, przez tyle czasu... Dobra, zostawiam to.


Zmysły. Pierdolone zmysły. Nie dają nam patrzeć na rzeczy i widzieć ich takimi, jakimi są choćby "w połowie naprawdę". Nie ma innego wyjścia, jak myśleć, czytać, popełniać błędy. Uczyć się odzwyczajać oczy od pornografii, od wielkich kawałków pieczonej wołowiny czy dramatycznych zdjęć szwedzkich katarakt Storforsen. I to wszystko po to, by docenić to, co już mamy, co już chcieliśmy, co nam się udało i za co dziś bierzemy odpowiedzialność.


No więc jadę sobie do domu tramwajem. W jednym miejscu było dziwnie pusto, więc tam usiadłem. I oczywiście po sekundzie już wiem, dlaczego nikogo tam nie ma. Przede mną siedzi człowiek, któremu nie udało się zbyt wiele rzeczy. Albo nawet wszystkie.


I tam, gdzie inni czują smród... ja dziś czuję:


Nuty głowy: kmin rzymski, jaśmin, czarna porzeczka

Serce: miód, labdanum, kwas mrówkowy.

Baza: hindi oud, wosk pszczeli, tonka.


Niech się nam/Wam wszystkim wiedzie jak najlepiej, dopóki się da. Nawet w najlepiej ułożonym życiu może coś pierdolnąć z dnia na dzień.


edit: tego oudu i kwasu mrówkowego nie było aż tak wiele. Dodaję, żeby zbytnio nie obrazić. W tramwajach zdarzają się o wiele "droższe" rzeczy.


#perfumy

d053e725-3e50-4f3a-921d-cfd59efe27d8
dziadekmarian

Teraz, patrząc na fotografię... Widzę, że jednak nie wszystko stracone. Bo wciąż istnieje ta resztka życia, zmieszczona w siatce, której trzeba bronić przed intruzami. I to nie jest kpina.

Cris80

@dziadekmarian niestety nie wszyscy zdają sobie sprawę jak szybko można znaleźć się w takiej sytuacji, druga sprawa że powrót do świata żywych,i świadomych to cholernie trudna sprawa i nie dostępna dla wszystkich

Qtafonix

@Cris80 kiedyś piłem z kolegami i przyszło do nas paru osiedlowych żuli, a że byliśmy już wstawieni to uznaliśmy że dołączenie ich do naszego towarzystwa to świetny pomysł. Wśród nich był gość o ksywie "Kominiarz" i zapytałem się o genezę jego ksywki bo wydawał się mądrym facetem a do tego oczytanym i było czuć że to nie jest pierwszy lepszy ment.

Okazało się że miał własny biznes i był świetnym kominiarzem. Życie mu upływało w sielance i sadzy ale pewnego dnia w jego domu wybuchł pożar kiedy on był gdzieś na zleceniu. W ogniu spłonął jego dom wraz z żoną i dwiema małymi córeczkami w środku. Gość po tym wydarzeniu nie był w stanie się podnieść i szczerze? Wcale mu się nie dziwię. Taka tragedia złamie nawet największego twardziela. No teges... a u mnie HOB Sultan od Khaltat. xD

wonsz

Kmin rzymski vel spocony działkowicz.

Zaloguj się aby komentować

Dyniel

@dziadekmarian Dziadku ale to już ktoś wymyślił ( ͡° ͜ʖ ͡°)

6378c925-2daa-4703-961c-cf36f1179c24
25fc4a34-ca28-4129-8b41-94327ec90ffb
c282a50e-b23a-4489-abb3-48e1f666f5c1
Lodnip

@dziadekmarian znów muszę to napisac: potrzymaj mi piwo!

d9ef388b-d7ce-4410-9896-69ab28ab7dfd

Zaloguj się aby komentować