Niedawno nabyłem za waszą radą dahn oud al shamsa, do tego polecono mi Mukhallat Shams, za polecajki dziękuję, jest ok, lecz testy na razie przerwałem w oczekiwaniu na cieplejszą aurę.
Ale ja nie o tym:)
Sprzedawca shamsa dorzucił mi dwie próbki w gratisie za co niniejszym ślicznie dziękuję (dzięki! Kridzu) . Jedna próbka z Fragrance House (ładne, fajnie było poznać, ale nic poza tym) a drugiej nie miałem ochoty testować do wczoraj. Marka o której pewnie niewielu z was słyszało, a jeszcze mniej poczuło na własnej skórze - Senyoko. Próbka według napisu na kartoniku: Une Ile Plevieuse. Nazwę, zarówno firmy, jak i zapachu pierwszy raz widzę, i nic mi nie mówi. Dlatego dopiero wczoraj, bez większego przekonania zabrałem się do testów. Moje wrażenia spróbuję opisać tak:
Pomiziałem patyczkiem skórę, kilka sekund oczekiwania, zbliżam nos, ostrożnie wciągam aromat... Na starcie dostałem między oczy czymś w klimacie czarnej pasty do butów zmieszanej z pastą do podłogi. Pierwsza myśl, będzie grubo kurde faja. Ale nic, różne rzeczy się wąchało, zobaczmy co dalej. Testując nowy zapach, lubię powąchać skórę dość szybko po pryśnięciu i obserwować, jak ta skoncentrowana mieszanina dostaje powietrza, przestrzeni, rozwija się i zaczyna promieniować na pełnej ladacznicy, podgrzana ciepłem ciała. Spośród tego chaosu w ciągu kilku minut zaczął formować się aromat, który zrobił na mnie ogromne wrażenie.
Nareszcie trafiłem na coś innego. To jest to, co trzyma mnie przy tym hobby.
Ta pasta z otwarcia zrobiła fikołka i przeobraziła się w szlachetną, głęboką, wyrafinowaną woń ale jaką.... Jest lekko słodko, świeżo, żółte kwiaty (i znowu, ale jakie kwiaty! tak skoncentrowane, że to je podejrzewam za ekstremalne otwarcie), wszystko dociążone i to solidnie czymś kamforowo-zielono-ziemistym, pachnie trochę jak w sklepie pszczelarskim (dopiero potem zobaczyłem pyłek w spisie nut) a to wszystko podkręcone i zagęszczone jak jakaś pachnąca maść. Tochę, ale tylko trochę majaczy w drajdałnie klimat L'art de la Guerre. Mogę nieudolnie próbować dalej, ale opis tego nie odda. Jak mam opisać zetknięcie się ze sztuką perfumeryjną, ale taką prawdziwą, z wyższej półki?
Największa zapachowa niespodzianka która mnie spotkała od dawna.
Jeśli ma ktoś poratować próbkami, to pisać śmiało. Interesuje mnie: Hora de la Verdad Sombre i Migration de L'Arbre
#perfumy
Ach, brakuje mi ostatnio właśnie tych past do butów, brudnych smolistych skór, tych szeroko pojętych "przetworów" ropy naftowej zmieszanych ze skórą. Ostatnio sampel Parfums de la Nuit 3 od @pomidorowazupa odświeżył mi pamięć, ale w swojej kolekcji wciąż nie mam nic...tylko z butów mi pachnie Lattafa Velvet Oud - ale to po prostu taka skóra, bez pasty...
Tak ładnie to napisałeś, że również zaopatrzę się w próbkę
Zaloguj się aby komentować