Zdjęcie w tle
Bipalium_kewense

Bipalium_kewense

Inspirator
  • 119wpisy
  • 414komentarzy

Wirek trójjelitowy. Pogromca dżdżownic.

Lubię czasem napić się dobrej herbaty i ogólnie wolę herbatę od kawy. Dlatego zamieszczam przepis na herbatę po wschodniofryzyjsku (nazywaną też herbatą po holendersku), którą sobie ostatnio często przyrządzam. Przepis znalazłem jakiś czas temu w Internecie (więc nie zdziwcie się, jak znajdziecie podobny), ale został on przeze mnie osobiście wypróbowany, dlatego napiszę to po swojemu, dorzucając kilka własnych uwag.
Składniki:
  • dobrej jakości czarna herbata liściasta (najlepiej specjalna mieszanka wschodniofryzyjska, a jak nie można jej zdobyć, to np. assam);
  • woda (tak, Kapitan Oczywisty to moje drugie imię);
  • cukier kandyzowany (nazywany też lodowym, czyli w kamyczkach; tradycyjnie używa się cukru białego, ale można też użyć brązowego - i NIE, nie można zastąpić "zwykłym" drobnoziarnistym cukrem, ani sypkim, ani w kostkach);
  • śmietanka (taka jak do kawy).
Przyrządy:
  • czajnik do gotowania wody;
  • czajniczek do parzenia herbaty;
  • filiżanki (najlepiej małe i płaskie);
  • łyżeczka lub szczypczyki do cukru;
  • dzbanuszek lub czerpak do śmietanki (po prostu coś z dzióbkiem, co umożliwi precyzyjne nalanie).
Sposób przygotowania:
  1. Zaparzamy w czajniczku mocną herbatę (jeśli będziecie pić sami, nie róbcie jej zbyt dużo, bo herbata po wschodniofryzyjsku całkiem mocno syci, poza tym musi pozostać cały czas gorąca; oczywiście polecam picie w towarzystwie).
  2. Do filiżanek wsypujemy kandyzowany cukier, tak by przykryć nim dno.
  3. Zalewamy cukier gorącą herbatą (ale niezbyt dużą ilością, nie do pełna, chyba że macie rzeczywiście malusieńkie filiżaneczki).
  4. Chwila na ukojenie zmysłów: przysłuchujemy się trzaskom pękających bryłek cukru.
  5. Wlewamy do herbaty śmietankę: okrężnym ruchem, po brzegach filiżanki, BEZ MIESZANIA.
  6. Znowu chwila na ukojenie zmysłów: obserwujemy obłoczki śmietanki tańczące w herbacianej toni.
  7. Wypijamy herbatę w kilku łykach. Najpierw czujemy gorzki smak mocnej herbaty, stopniowo łagodzony delikatną śmietanką i coraz słodzy, a na sam koniec spijamy trochę rozpuszczonego cukru.
  8. Na dnie powinny pozostać jeszcze nierozpuszczone kryształki. Czynności z punktów 3 do 7 powtarzamy, aż się wszystkie rozpuszczą. Jeśli potem mamy jeszcze herbatę w czajniczku, możemy dosypać cukru i pić dalej.
Jak więc widać, cukier kandyzowany jest w tym przepisie bardzo ważny, bo tylko taki powoli się rozpuszcza i zapewnia, że słodkie będą jedynie ostatnie łyki - a właśnie w tym stopniowym przechodzeniu od smaku gorzkiego przez kremowy do słodkiego tkwi cała magia herbaty wschodniofryzyjskiej.
A, jeszcze jedna informacja: taką herbatę pija się tradycyjnie o godzinie 15, chociaż wielu Fryzyjczyków pija ją znacznie częściej, przez cały dzień.
Smacznego!
e57f19dd-9b89-47ac-a8eb-f4f28882421c
pstlmn

a gdyby tak zamiast śmietanki i cukru użyć mleka skondensowanego?

Bipalium_kewense

@pstlmn Wtedy to nie będzie już herbata po wschodniofryzyjsku (bo chodzi w niej o te powoli rozpuszczające się kryształy, dzięki którym każdy łyk jest coraz słodszy), ale wciąż może być smaczna - jak jesteś ciekawy, spróbuj! Mi nigdy jeszcze się nie zdarzyło dodać mleka skondensowanego do herbaty, więc nie mogę podzielić się własnymi wrażeniami.

pstlmn

@Bipalium_kewense jak na razie to tylko w kawie próbuję

Zaloguj się aby komentować

Ostatnio zaprezentowałem hymn Talibów z Afganistanu, a ponieważ to obecnie bardzo niespokojna część świata, proponuję tym razem - dla wytchnienia - przenieść się zupełnie gdzie indziej, a konretnie na Karaiby.
Muszę się przyznać, że nie przepadam za hymnami tych wszystkich małych wysepek, czy to na Karaibach, czy w Oceanii. Na ogół niczym szczególnym się nie wyróżniają i były pisane na zamówienie przez osoby z zewnątrz na zasadzie "Brytyjczycy dają nam niepodległość, potrzebny jest hymn; panie poeto napisz jakiś stosowny wierszyk, a pan, panie kompozytorze, sklej do tego jakieś nutki". Zdarzało się jednak, że efekt był naprawdę udany i chciałbym dzisiaj przedstawić jeden z tych wyjątków, mianowicie hymn Barbadosu.
Słowa tej pieśni napisał amerykański muzyk (wykonawca zwłaszcza calypso) i poeta Irvin Burgie (pseudonim sceniczny: Lord Burgess). Jego matka pochodziła właśnie z Barbadosu. Burgie zmarł całkiem niedawno (w 2019 r.), a jego imieniem nazwano nagrodę literacką przyznawaną dzieciom ze szkół na Barbadosie.
Melodię skomponował C. Van Roland Edwards - bez formalnego wykształcenia muzycznego, ale niewątpliwie utalentowany, gdyż był autorem kilku znanych na Barbadosie pieśni. Zmarł w 1985 r.
Hymn Barbadosu został oficjalnie przyjęty w 1966 r.
Symbolika flagi: niebieskie pasy oznaczają morze i niebo, żółty pas oznacza piasek plaż. Trójząb został przejęty z herbu z czasów kolonialnych (przedstawiającego boga mórz Posejdona); nie ma on jednak rękojeści, co symbolizuje uzyskanie niepodległości. Czarny kolor trójzębu przypomina o tym, że duża część ludności Barbadosu pochodzi od afrykańskich niewolników.
Poniżej tłumaczenie hymnu na język polski:
"W obfitości i w czasie niedostatku"
1.:
W obfitości i w czasie niedostatku,
Gdy ta piękna ziemia była młoda,
Nasi dzielni przodkowie zasiali ziarno,
Z którego wyrosła nasza duma,
Duma, która nie chełpi się próżnie
Tym, co przetrwała,
Która łączy nasze serca od wybrzeża do wybrzeża -
Duma z bycia narodem.
Refren:
My wszyscy, oddani synowie i córki,
Niniejszym czynimy wiadomym,
Te pola i wzgórza, o których wspominamy,
Należą teraz do nas.
Zapisujemy nasze imiona na kartach historii
Z wielkimi oczekiwaniami,
Stanowczy obrońcy naszego dziedzictwa,
Silni kowale naszego losu.
2.:
Pan był Przewodnikiem ludu
Przez ostanie trzysta lat.
Z Nim zawsze po stronie ludu
Nie mamy żadnych wątpliwości ani obaw.
W górę i naprzód będziemy szli,
Natchnieni, radośni i wolni,
I większy nasz naród urośnie
W sile i jedności.
Refren:
My wszyscy...
https://www.youtube.com/watch?v=goGjLXgfLP8

Zaloguj się aby komentować

Dzisiaj hymn narodowy "na czasie", mianowicie nieoficjalny hymn Islamskiego Emiratu Afganistanu zatytułowany "Da də batorano kor" czyli "To dom odważnych". Wykonuje się go bez instrumentów, ponieważ wg interpretacji szariatu stosowanej przez Talibów muzyka instrumentalna jest w islamie zabroniona. Jest to więc "nasheed", czyli coś w rodzaju poezji śpiewanej.
Oryginalny tekst jest w języku paszto.
Tłumaczenie na polski:
Bronimy go naszą czerwoną krwią,
To dom męczenników!
To dom odważnych!
To dom odważnych!
Wszystkie Twoje kamienie i krzewy
Wyglądają dla nas jak rubiny!
Krew została na nich rozlana,
Wszystkie są czerwone jak róże!
To dom lwów,
Każdy z nich może zdobyć wieś!
To dom odważnych!
To dom odważnych!
Utrzymamy Cię wolnym,
Jak długo trwa nasze życie!
Zapamiętamy Twoją historię,
Jak długo trwa nasze życie!
Sokoły będą Cię zamieszkiwać,
To dom sokołów!
To dom odważnych!
To dom odważnych!
Ach, moja kochana Ziemio,
Poświęciłem życie dla Ciebie!
Ach, mój piękny stepie,
Poświęciłem życie dla Ciebie!
Kiedy zostaliśmy wyzwoleni od Brytyjczyków,
Staliśmy się grobem dla Rosjan!
To dom odważnych!
To dom odważnych!
Spójrzcie na te wzgórza i szczyty,
Rosjanie je opuścili!
Każdy wróg odniósł porażkę,
Wszystkie ich nadzieje zostały zniweczone!
Teraz dla wszystkich jest oczywiste,
To dom Afgańczyków!
To dom odważnych!
To dom odważnych!
https://www.youtube.com/watch?v=b91oUNtp5Uc
Morrak

Strach plusować by ABW na chate nie wjechało xD

Bipalium_kewense

@Morrak Bardzo ciężko było znaleźć wideo z tą pieśnią. Trzeba jednak przyznać, że tekst nie jest bardziej brutalny i kontrowersyjny od niektórych innych hymnów, jak np. Marsylianki ("Maszerujcie, aż krew nieczysta nawodni nasze pola").

Morrak

@Bipalium_kewense Ano sam tekst jest raczej przyzwoity na hymn. Bardziej tutaj nawiązanie do tego, że jak trwała wojna w Syrii było dużo ochotników europejskich, którymi się służby potem interesowały

Zaloguj się aby komentować

Odczuwacie jakiś nieracjonalny strach przed czymś? Nie chodzi mi jednak o fobie typu arachnofobia czy klaustrofobia, ale coś takiego jak w moim przypadku:
Nie wierzę w duchy, upiory, kontakt z duszami zmarłych itp., ale jednak nie bawiłbym się tabliczką Ouija i nie poszedł na seans spirytystyczny nawet za darmo. A to ze względu na sytuację, w której kiedyś znalazła się moja mama.
Zawsze była racjonalną osobą, bez ani krzty wiary w zabobony. Ale kiedyś, gdy bawiła się (powtarzam: BAWIŁA) z koleżanką ze studiów w seans spirytystyczny, doświadczyła zjawiska, którego nie potrafi do dziś racjonalnie wyjaśnić - talerzyk używany do kontaktu z duszami zmarłych zaczął sam się poruszać. Mama i koleżanka nie dotykały talerzyka ani stolika, a on i tak się ruszał. Jest to jedyny przykład, kiedy moja mama mówi o tego typu rzeczach z autentycznym strachem w oczach i głosie.
Podejrzewam, że da się to wszystko wyjaśnić racjonalnie, ale boję się, że mogę się w tę pseudoezoterykę wkręcić właśnie przez ową specyficzną atmosferę tajemniczości. Że nawet jeśli zdaję sobie sprawę, że to bzdury, to mój umysł będzie podświadomie doszukiwał się czegoś więcej i stanie się podatny na fałszywe interpretacje niektórych dźwięków czy obrazów. Wydaje mi się, że tak właśnie mogło być z moją mamą i jej koleżanką. I dlatego sam zamierzam trzymać się od tych rzeczy z daleka.

Zaloguj się aby komentować

Czy spotkał Was kiedyś tzw. "efekt Mandeli"? Chodzi o sytuację, że przez wiele lat o czymś byliście bardzo mocno przekonani, jako o czymś zupełnie oczywistym i powszechnie znanym, a nagle okazało się, że jest zupełnie inaczej - tak jakbyście przenieśli się do alternatywnej rzeczywistości. O tym, skąd się wzięła nazwa "efekt Mandeli" i czym dokładnie jest, można przeczytać np. tutaj:
https://www.antyradio.pl/News/Efekt-Mandeli-to-nie-tylko-Monopoly-Man-z-monoklem.-Przedstawiamy-rozne-przyklady-tego-zjawiska-29232
Ja osobiście doświadczyłem chyba najbardziej klasycznego przypadku i to dwukrotnie. Otóż wydawało mi się, że osoba, co do której byłem w 100% przekonany, że już zmarła, tak naprawdę żyła dłużej. Pierwszy raz dotyczyło to byłego premiera Jana Olszewskiego. Byłem zaskoczony wiadomościami o jego śmierci w 2019 r., bo myślałem, że nie żył już od co najmniej kilku lat.
Druga taka sytuacja dotyczyła bliskiej znajomej mojej mamy, którą często odwiedzałem za dzieciaka. Dawno u niej nie byłem i nabrałem przekonania, że nie żyje. Pewnie dlatego, że już wiele lat temu była mocno schorowana, a mama od dłuższego czasu wspominała tylko, że spotkała jej męża, o niej samej nic nie wpominając (a przecież się przyjaźniły). I dopiero w zeszłym roku zostaliśmy do nich zaproszeni, kiedy akurat byłem u rodziców i przyjaciółka mojej mamy "zmartwychwstała". Nawet nie zmieniła się za bardzo z wyglądu, tylko ze względu na chorobę przestała wychodzić z domu (ale pod względem umysłowym była zupełnie sprawna). Dopiero w tym roku zmarła naprawdę.
Możliwe, że tej drugiej sytuacji nie można nazwać efektem Mandeli, bo była oparta raczej na moich domysłach. Ale ta pierwsza (z premierem Olszewskim) to już klasyk w tej kategorii, bo byłem PRZEKONANY, że czytałem o jego wcześniejszej śmierci w gazetach i słyszałem w telewizji.
Spotkaliście się kiedyś z czymś takim? Niekoniecznie musi chodzić o daty śmierci znanych postaci. Może być to też np. inaczej zapamiętany tytuł filmu, wygląd logo jakiejś marki, położenie państw na mapie świata itp.

Zaloguj się aby komentować

PONAD GODZINA propagandowej muzyki dominikańskiej z czasów dyktatury Trujillo (nazywanego "El Jefe" czyli "Szef"). Groteskowa postać, śmieszna dla osób z zewnątrz, przerażająca dla obywateli Dominikany.
Rafael Leónidas Trujillo Molina rządził Dominikaną od 1930 do 1961 r. (kiedy dokonano na niego skutecznego zamachu stanu). Wytworzył wokół siebie absurdalny kult jednostki, np. stolicę Dominikany przemianowano za jego czasów na Ciudad Trujillo, a najwyższy szczyt - na Pico Trujillo. Wszędzie w miejscach publicznych były portrety i posągi dyktatora. Trujillo otrzymał oficjalny tytuł "Benefactor de la Patria" ("Dobroczyńca Ojczyzny"), a w całym kraju można było znaleźć napisy "Dios y Trujillo" ("Bóg i Trujillo"). Największy taki napis znajdował się na elektrycznej tablicy przy wjeździe do stolicy. Gazety obowiązkowo wysławiały na pierwszej stronie dokonania dyktatora, a na tablicach rejestracyjnych samochodów umieszczano napisy takie jak np. "Viva Trujillo!". Nawet przy wejściach do kościołów umieszczano tabliczki z napisem "Dios en el cielo, Trujillo en la tierra" ("Bóg w niebie, Trujillo na ziemi"). Z czasem kolejność napisów odwrócono i Trujillo był na początku. Slogan jedynej legalnej partii politycznej (do której obowiązkowo należeli wszyscy obywatele) brzmiał "Rectitud, Libertad, Trabajo, Moralidad" ("Prawość, Wolność, Praca, Moralność") - pierwsze litery tych słów układały się w inicjały Rafael Leónidas Trujillo Molina. Poza tym usiłowano nominować Trujillo do Pokojowej Nagrody Nobla (oczywiście bezskutecznie), a jego córka została królową piękności podczas narodowej wystawy dominikańskiej.
Trujillo oczywiście uciekał się do takich metod jak korumpowania podległych sobie urzędników, układy z mafią, szantaże, porwania i morderstwa przeciwników politycznych itp. Podczas audiencji strażnicy cały czas trzymali gości dyktatora na muszce. Bywało też, że tajna policja wpadała do restauracji i lokali rozrywkowych, by sprawdzić, czy ludzie wystarczająco dobrze się bawią (jeśli nie mieli wesołych min, mogły ich spotkać przykre konsekwencje).
Nic więc dziwnego, że skomponowano w tamtym okresie mnóstwo muzyki sławiącej dyktatora - i to nie tylko wojskowych marszów, ale też radosnych, tanecznych utworów. Dominikana to w końcu Ameryka Łacińska i Karaiby: złociste słońce i piasek plaż, błękitna woda, palmy, drinki...
Na początku narodowy hymn Dominikany w wersji instrumentalnej, a potem 100% soczystej propagandy w latynoskich rytmach:
https://www.youtube.com/watch?v=yQU3wqrmr4c

Zaloguj się aby komentować

Czas zaprezentować kolejny ciekawy hymn narodowy. Tym razem przeniesiemy się do Azji Środkowej, a konkretnie do Turkmenistanu.
Turkmenistan to była republika radziecka, która uzyskała niepodległość w 1991 r. Co ciekawe, jeszcze przez kilka lat używano wciąż hymnu Turkmeńskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej z niezmienionymi słowami. Dopiero w 1996 r. został przyjęty nowy hymn z muzyką skomponowaną przez Weli Muhadowa. Tekst utworu napisał zaś pierwszy prezydent niepodległego Turkmenistanu, Saparmyrat Nyýazow, nazywany Turkmenbaszą ("Ojcem Turkmenów"). Był to dyktator, wokół którego roztaczano absurdalny kult jednostki. Kult ten odcisnął swoje piętno także i na słowach hymnu. Pieśń zaczynała się bowiem od słów: "Turkmenbaszy wielkie dzieło, ojczysta ziemia, suwerenne państwo..."
Nyýazow zmarł w 2006 r., a dwa lata później wprowadzono do hymnu następujące zmiany:
  1. Oryginalny układ "najpierw refren, potem zwrotka" zmieniono na "najpierw zwrotka, potem refren".
  2. "Turkmenbaszy wielkie dzieło" zmieniono na "Ludzkich rąk wielkie dzieło".
  3. Usunięto trzecią zwrotkę.
Oficjalny tytuł to "Hymn Państwowy Niepodległego, Neutralnego Turkmenistanu".
Zamieszczam aktualną wersję hymnu z tłumaczeniem na język polski. W tle przedstawiony jest meczet Türkmenbaşy Ruhy, który odznacza się tym, że na jego ścianiach oprócz sentencji z Koranu umieszczono też fragmenty Ruhnamy (duchowego przewodnika napisanego przez prezydenta Nyýazowa, pochowanego w mauzoleum obok tego meczetu).
https://www.youtube.com/watch?v=I1NdnI9xs-M
Bipalium_kewense

Dla porównania oryginalna wersja, obowiązująca w latach 1996-2008 z odniesieniem do Turkmenbaszy na samym początku:

https://www.youtube.com/watch?v=vazAyQRyq1k

Zaloguj się aby komentować

Słyszałem wielokrotnie opinię, że polskie seriale (jak np. "Klan", "Złotopolscy" czy "M jak Miłość") znacząco odbiegają od rzeczywistości i niektóre elementy świata w nich przedstawionego są skrajnie nierealistyczne. Też tak uważacie? A konkretnie, co dostrzegacie w nich nierealistycznego?
Ja od dawna już nie oglądam regularnie seriali, ale jak jestem u rodziców, czasem zdarza mi się obejrzeć razem z nimi. I zauważyłem takie oto nierealistyczne elementy:
  1. Jedzenie śniadań całą rodziną, z herbatą i kawą podaną w dzbankach oraz szynką, serem i pomidorami pokrojonymi na półmisku. W rzeczywistości nawet w dni wolne od pracy mało kto jada w taki sposób (o ile nie przychodzą goście), natomiast w dni robocze po prostu nie ma na to czasu. Słyszałem, że powodem jest unikanie pokazywania opakowań produktów, np. kartonu soku czy "sreberka" masła - żeby nie robić kryptoreklamy. Ale już w przypadku kawy czy herbaty takie tłumaczenie nie działa. Wystarczy, by aktorzy trzymali w rękach kubki z brązowym płynem lub nawet puste (jeśli pokaże się je pod odpowiednim kątem). Po co za każdym razem stawiać na stole czajniczek?
  2. Ślub kościelny w serialach pokazywany jest zawsze jako odrębna uroczystość, a nie jako część mszy. Ksiądz celebruje w kapie zamiast w ornacie. Osobiście nigdy nie spotkałem się z takim ślubem.
  3. Księża niemal cały czas noszą na głowach birety. Tymczasem już dawno nie widziałem księdza w birecie - ani w mieście, ani na wsi. Szczególnie ten ksiądz z "Rancza" zdaje się nigdy nie rozstawać ze swoim biretem, dzięki czemu wygląda dla mnie karykaturalnie, a nie jak prawdziwy kapłan (choć to akurat serial komediowy, więc efekt może zamierzony).
  4. W "Złotopolskich" irytowało mnie często padające w rozmowach słowo "ożenek". Gdyby padło raz czy dwa, nie byłoby w tym nic dziwnego. Ale ja słyszałem je wielokrotnie, chociaż sam tego serialu nie oglądałem i tylko okazjonalnie czasem patrzyłem. W ogóle miałem takie wrażenie, że oni tam ciągle plotkowali o związkach damsko-męskich, "swatali" chłopaków z dziewczynami itp. A tak się składa, że mam rodzinę na wsi i w rzeczywistości oni się tym aż tak nie interesują.
  5. Listonosz jako bardzo ważna i dobrze wszystkim znana osoba w społecznościach wiejskich. Naprawdę tak jest? Że do wsi ciągle przyjeżdża ten sam listonosz i jest zapraszany do domów na kawę itp.? Widziałem kilkukrotnie, jak na wsi była dostarczana poczta i żadnych zażyłości z listonoszem nie było - zwykły "biznes" i tyle.
  6. Zwracanie się do farmaceuty per "panie magister". Poza serialami nigdy nie słyszałem.
  7. Zwracanie się do nauczycieli w liceum per "panie profesorze". U mnie nie było takiego zwyczaju i to już od wielu lat. U moich znajomych z innych szkół, w tym także z innych miast, też tego nie było.
  8. W ogóle w serialach jest za dużo nauczycieli-mężczyzn. Owszem, trafiają się, ale poza takimi przedmiotami jak WF czy informatyka, są w rzeczywistości rzadkością. Zaś w serialach jest na ogół pół na pół.
  9. Postacie noszą imiona nietypowe dla swojego pokolenia. Np. w "Klanie", który za dzieciaka kiedyś oglądałem, był jakiś Eryczek, jakiś Wituś, potem znowu jakiś mały Władzio.
  10. Młodzi (i nie tylko) ludzie nie mają tam większych problemów ze znalezieniem pracy i zarabianiem pieniędzy. Co chwilę przytrafiają im się korzystne zbiegi okoliczności lub spotykają kogoś znajomego z atrakcyjną ofertą. Tutaj wyjątkiem był serial "Plebania", gdzie bieda była pokazywana.
  11. Strasznie chorowici są ci bohaterowie seriali. Kilka poważnych chorób wśród członków jednej rodziny. Do tego śmiertelne wypadki, zagnięcia, konflikty z prawem (więzienie) - i to wszystko też w tej jednej rodzinie, razem z chorobami. Cóż, jakoś trzeba się pozbyć aktorów, którzy sami zachorowali/umarli lub po prostu nie chcą dalej grać.
  12. Okazuje się, że w całej Warszawie jest tylko jedna apteka, jeden bank, jedno przedszkole, jeden prawnik, jeden psychoterapeuta itd. Bohaterowie serialu co chwilę "przypadkiem" wpadają na siebie. Ale to można zrozumieć, w końcu obsada i scenografia mają swoje ograniczenia. Choć i tak te sytuacje są kuriozalne.
Właśnie niedawno odwiedzałem moich rodziców i obejrzałem przy okazji kilka odcinków różnych seriali, stąd taki wpis.
Nan

Zawsze jak jestem u babci oglądam z nią seriale, których nie widziałam od dłuższego czasu. Do Twojej listy dodałabym poruszanie się po domu w ubraniu wyjściowym i...zawsze w butach. Nie ogarniam jaki jest sens chodzenia po domu w szpilkach^^

Bipalium_kewense

@Nan Z tym chodzeniem po domu w butach to ciekawa sprawa. Myślałem, że zdejmowanie obuwia jest wszędzie na świecie normą, a okazuje się, że nie. Obcokrajowcy z niektórych krajów (zwłaszcza z USA) są często zdziwieni, że w Polsce i niektórych innych krajach zdejmuje się w mieszkaniu buty. Sporo czytałem o tego typu "szokach kulturowych". Zaś co do stroju wyjściowego, to mam wujka, który cały dzień nosi spodnie w kant i koszulę. Chociaż przynajmniej zdejmuje w domu krawat.

pescyn

@Bipalium_kewense 5,6,7 - zdarzają się


5 to raczej popkulturowa pamięć mięśniowa scenarzystow pamiętających lata 60-80 gdy dobre układy z pracownikami poczty ułatwiały życie czy to na wioskach czy mieście teraz to już przeszłość i rzadko kiedy występuje, pracownicy poczty nie maja czasu na takie pierdoly


Z 6 i 7 - byłem widziałem potwierdzam - ale to margines marginesów na skale błędu pomiarowego dziwi skala rejestrowania tego w tv


Cała reszta mocno w punkt, syta lista

Zaloguj się aby komentować

Republika Sacha, znana też jako Jakucja, to republika w składzie Federacji Rosyjskiej, położona na jej północnym wschodzie. Ma 3 083 523 km² powierzchni, co czyni ją największą na świecie jednostką podziału administracyjnego pierwszego rzędu (dla porównania: Grenlandia ma 2 166 086 km², a Indie 3 287 263 km²). Jest jednak słabo zaludniona i liczy mniej niż milion mieszkańców (z czego ok. 1/3 w stolicy - Jakucku). Powodem tego są niekorzystne warunki klimatyczne: długie i mroźne zimy, wieczna zmarzlina, noc polarna, a także warunki geograficzne: góry, bagna i rozlewiska. Na terenie Sachy znajduje się najzimniejsza zamieszkana miejscowość na ziemi: Ojmiakon (średnie temperatury w styczniu to -46.4 °C). Sacha jest jednak regionem ważnym dla gospodarki Rosji, ponieważ znajdują się w niej bogate złoża surowców mineralnych takich jak ropa naftowa, gaz ziemny, węgiel kamienny, diamenty, złoto czy srebro.
Język sacha (jakucki), którym posługują się rdzenii mieszkańcy Sachy, należy do grupy języków tureckich i - co dość zaskakujące - jest w dużej części zrozumiały dla osób mówiących innymi językami z tej grupy, pomimo tak dużej odległości Sachy od Azji Środkowej a tym bardziej Turcji (widziałem kiedyś na YouTube porównanie języka sacha z uzbeckim). Z punktu widzenia Europejczyka Sachowie wyglądają na typowych wschodnich Azjatów (skośne oczy, "żółtawy" odcień skóry).
Hymn Republiki Sacha posiada dwie wersje językowe: w języku sacha (autorstwa Sawwy Tarasowa i Michaiła Timofiejewa) oraz po rosyjsku (autorstwa Władimira Fiodorowa). Muzykę napisał Kiriłł Gierasimow. Hymn został oficjalnie przyjęty w 2004 r.
W linku wersja hymnu w języku sacha.
Tłumaczenie (według wersji rosyjskiej):
1.:
Jakucjo, Tyś światłem jutrzenki!
Wzywasz nas wszystkich ku dobru i szczęściu.
Płoniesz diamentową tęczą
i prowadzisz nas ku kolejnym zwycięstwom.
Refren:
Rozkwitaj i rośnij w siłę, ojczysta ziemio!
Rozwijaj się i zdobywaj sławę, Jakucjo!
Jesteś pięknem i dumą całej Rosji.
Nie ma od Ciebie piękniejszej i tak szczodrej.
2.:
Nasza Lena płynie swobodnie,
po brzegi pełna żywej wody.
Ona przynosi zgodę i siłę,
darzy pokojem wszystkie narody.
Refren
3.
Ziemio Sacha, Twoje święte miejsca
upominają nas ze szczytów wieków.
Podążamy ścieżką naszych przodków
i z godnością wypełniamy ich nakaz.
Refren
https://www.youtube.com/watch?v=G5WUbI5MPcw
siRcatcha

@HappyNewYear88 w najcieplejszym okresie, to by ci komary widok zakrywaly

Zaloguj się aby komentować

Skąd się wzięły nazwy "Arktyka" i "Antarktyka"?
"Arktos" to po grecku "niedźwiedź", stąd też nazwa systematyczna niedźwiedzia brunatnego to Ursus arctos (pierwszy człon łaciński, drugi grecki)*. A kierunek północny na nieboskłonie wyznaczają gwiazdozbiory Wielkiej i Małej Niedźwiedzicy. Czyli Arktyka to po prostu "niedźwiedzia" strona świata, zaś Antarktyka - "przeciwniedźwiedzia".
*) Dla porównania niedźwiedź polarny to Ursus maritimus czyli dosłownie "niedźwiedź morski".

Zaloguj się aby komentować

Jako że już wieczór i kołderka cichutko wzywa, postanowiłem podzielić się jednym ze swoich dziwacznych snów. Miałem ich bardzo dużo w swoim życiu i choć nie wszystkie teraz pamiętam poza najbardziej charakterystycznymi momentami (np. byłem na prywatce studenckiej, na której wśród gości był też Grzegorz Braun), to interesuję się snami i niektóre co dziwaczniejsze nawet spisałem.
Ten jest akurat króciutki, więc nie musiałem go zapisywać, ale mocno wrył mi się w pamięć, pomimo że nie ma w nim niczego drastycznego.
Wsiadam do autobusu komunikacji miejskiej. Nawet wiem, której linii i w jakim kierunku. Autobus i okolica wyglądają zupełnie normalnie, jak w rzeczywistości. Kiedy wsiadłem, wszyscy pasażerowe (poza mną sami emeryci) zaczynają śpiewać taką oto piosenkę:
Cztery grosze
i dwa złote
albo wietrzyk*
i gotowe!
*) W tym momencie jedna z pasażerek otwiera drzwi autobusu (tu już element nierealny, bo w autobusie tego typu nie da się tak łatwo samemu otworzyć drzwi) i jedziemy dalej z otwartymi drzwiami. Dla mnie przekaz był jasny: albo się płaci "cztery grosze i dwa złote" za bilet, albo się jedzie za darmo, ale z otwartymi drzwiami (stąd "wietrzyk", bo w autobusie zrobił się przeciąg). Nie wiem, czy w tym śnie sam zapłaciłem za przejazd i nie wiem, co w sytuacji, gdy tylko część pasażerów zapłaciła (może jadący za darmo powinni siedzieć tuż przy otwartych drzwiach).
Bipalium_kewense

@tymszafa Jak najbardziej możesz napisać.

tymszafa

@Bipalium_kewense NIE BĘDZIE O MASTURBANCJI, nic się nie bój.

Bipalium_kewense

@tymszafa Nawet jakby była, nie miałbym nic przeciwko.

Zaloguj się aby komentować

Miewacie czasem "robaki uszne"? Chodzi o natrętne melodie, z reguły drażniące i kiczowate, które przez dłuższy czas nie mogą wyjść z głowy.
Jakiś czas temu miałem tak z piosenką Cypisa "Szpilki i drinki". Zainteresowało mnie, kto to ten cały Cypis i co tworzy (oczywiście domyślałem się, że coś głupiego i śmieszkowego), bo ostatnio było o nim jakoś głośno, a ta piosenka pojawiła mi się wśród linków na YouTube. Piosenka debilna, teledysk jeszcze debilniejszy, ale weszła mi ta melodia do głowy niczym schłodzona wódka do gardła i nie mogłem się przez kilka dni uwolnić. Napisałem nawet o tym w jednym z komentarzy na Hejto.
Zaś w ostatni weekend zaintersowałem się serialami z pierwszej połowy lat 1990. i poszperałem trochę w Sieci na ten temat. Obejrzałem odcinek teleturnieju "Czar par". Na końcu odcinka wszyscy uczestnicy śpiewali piosenkę ze słowami "Sukces nie jest senną marą" i teraz ta piosenka mnie prześladuje; czasem ją sobie półświadomie nucę.
Nie ma chyba jednak bardziej irytującej piosenki niż utwór Kasi Klich pt. "Lepszy model". Jak byłem w liceum, pojechaliśmy całą klasą na wycieczkę do Szczecina, chyba do teatru. Mieliśmy trochę czasu wolnego, więc szwendaliśmy się po centrum miasta, robiliśmy zakupy itp. W jednym z miejsc, gdzie się zatrzymaliśmy, leciała z głośników właśnie piosenka "Lepszy model". Potem, aż do końca wycieczki, co chwilę ktoś podśpiewywał: "Znów się zepsuuuuuułeś i wiem, co zrooobięęę..."
Mam takie dwa pytanka:
  1. Z jakimi "robakami usznymi" macie osobiste doświadczenia?
  2. Co sądzicie o piosence Kasi Klich "Lepszy model"? Bo dla mnie to chyba najbardziej drażniąca, wręcz k*rewsko wkurzająca piosenka, jaką kiedykolwiek słyszałem. W dodatku z obrzydliwie seksistowskim tekstem, gdzie mężczyzna jest traktowany przedmiotowo, jak stary grat, którego w każdej chwili można się pozbyć. Wyobrażacie sobie, jaki byłby skowyt feministek, gdyby role w piosence były odwrócone i to facet śpiewał: "Znów się zepsułaś... zamienię ciebie na lepszy model"?
Jak ktoś nie zna tej piosenki, to podaję link, ale ostrzegam, że jest mega wkurzająca (i niestety często zostaje na dłużej w głowie):
https://www.youtube.com/watch?v=K-O2UH-vjC8
lubieplackijohn

@Nan Tak, albo coś mocniejszego. Ostatnio poznałem co to bassmetal To je reset jak się patrzy!

Nan

@lubieplackijohn power metal też daje radę. Może "Karma" Camelot?

lubieplackijohn

@Nan Może, chociaż z power metalu wyrosłem gdzieś w okolicy szkoły średniej. Teraz taka nuta mnie ładnie restartuje:

https://www.youtube.com/watch?v=Ww9MD71ct74

Zaloguj się aby komentować

Malé - stolica Malediwów - to chyba najbardziej absurdalnie wyglądające miasto świata: mała wyspeka pośrodku błękitnego oceanu, gęsto zabudowana wieżowcami i reprezentacyjnymi gmachami. To największe miasto świata położone na atolu koralowym.
Nie ma tam już miejsca, żeby wznosić nowe budynki, więc zaczęto wypełniać okoliczną lagunę, tworząc nowe, sztuczne wysepki. Używane są w tym celu między innymi śmieci ze stolicy, bo przecież nie ma gdzie ich wywieźć. Na jednej takiej wysepce - Hulhumalé - zbudowano już nowoczesną dzielnicę mieszkaniową, szkoły i zakłady przemysłowe. Pomiędzy wyspami Malé i Hulhumalé znajduje się jeszcze jedna wysepka - Hulhulé - na której mieści się międzynarodowy port lotniczy. Te trzy wysepki są od niedawna (2018) połączone mostem (oczywiście zbudowanym przez Chińczyków, jak niemal wszystko w biedniejszych państwach Azji).
A jak gdyby ktoś się pytał, co tam robią ze ściekami: otóż, niestety, są one nieoczyszczone odprowadzane wprost do morza przez specjalne grube rury na obrzeżach głównej wyspy. Wylew ścieków następuje co pół godziny i - co ciekawe - rybom się to najwidoczniej podoba, gdyż gromadzą się przy rurach i czekają na ten moment. Również mieszkańcy stolicy nie mają nic przeciwko pływaniu w zanieczyszczonej ściekami wodzie.
Na zdjęciu widok na główną wyspę Malé sprzed budowy mostu.
b93f484f-f1af-4a80-b626-f15db87599bb

Zaloguj się aby komentować

Kolejne pytanko geograficzne ode mnie.
O istnieniu których państw na świecie najłatwiej zapominacie? Tzn. są Waszym zdaniem zupełnie "nudne" i nic się tam dzieje? Albo dzieje się, tylko nie dociera do publicznej wiadomości?
Mam tu na myśli "duże" państwa, któych nie trzeba szukać na mapie z lupą: umówmy się, że powyżej 10 000 km².
Dla mnie to będą:
  1. Mołdawia - chyba najłatwiejszy do przeoczenia kraj w Europie. Chociaż w sklepach jest sporo mołdawskiego wina, więc przynajmniej jakoś zaznaczają swoją obecność na mapie świata.
  2. Paragwaj - mam wrażenie, że jest kompletnie w cieniu swoich sąsiadów. Ale Wojtek Cejrowski tam bywał, więc może niektórym Polakom obił się czasem o uszy.
  3. Gujana - nie istnieje w mediach i chyba nawet się nie stara przyciągnąć turystów.
  4. Surinam - jak wyżej.
  5. Belize - jak wyżej.
  6. Gwinea Bissau - żeby się czegokolwiek o niej dowiedzieć, trzeba samemu poszukać, a że mało kto wie o jej istnieniu, to i mało kto szuka.
  7. Republika Środkowoafrykańska - chociaż pojawiała się w mediach np. w kontekście ataków terrorystycznych, to ma zupełnie nijaką nazwę; można powiedzieć, że wśród krajów świata to taki odpowiednik "Wygwizdowa" czy "Pipidówki".
  8. Kongo - ale nie Demokratyczna Republika Konga, tylko to drugie, ze stolicą w Brazzaville. Jak na Afrykę, jest tam aż za spokojnie. Może to i nawet dla nich dobrze.
  9. Laos - podobnie jak w przypadku Paragwaju jest zupełnie w cieniu sąsiadów. Czyżby z powodu braku dostępu do morza?
  10. Wyspy Salomona - to wcale nie są takie małe wysepki, ale nic o nich nie słychać i raczej nie są popularne wśród turystów (o dziwo, o pobliskim Vanuatu jakoś słyszałem więcej w TV i nawet znam osobiście osoby, które tam były).
Oczywiście to moje subiektywne oceny. Zgadzacie się z nimi? Macie jakieś własne przykłady?
alq

Chyba najbardziej Portugalia z takich większych państw

PapaNorris

Uzbekistan, Turkmenistan, Nikaragua

Zaloguj się aby komentować

Czy jakiś smak lub aromat jest dla Was jednocześnie pociągający i odpychający?
Jadłem niedawno ser z truflami i naszła mnie taka myśl, że sam nie wiem, czy te trufle lubię czy nie. Ich aromat jest dla mnie - jakkolwiek dziwnie to zabrzmi - jednocześnie przyjemny i obrzydliwy. Jadłem już inne smakołyki z truflami (np. chipsy i frytki) i efekt był ten sam. Nie byłem w stanie powiedzieć, czy mi smakowało, ale nie dlatego, że wypadało średnio, ale że jednocześnie występowały obydwie skrajności. Podsumowując, bardzo dziwne uczucie.
Też tak kiedyś mieliście? Jeśli tak, to jakie smaki i aromaty tak na Was działąją?
Admiral

@CzechGangbang może to przez inne skojarzenia które zachodzą w mózgu?

CzechGangbang

@Admiral Bardzo możliwe, jednakże to było moje pierwsze skojarzenie.

arcy

@Bipalium_kewense

Tofu. Tylko u mnie jest tak, że to czy je lubię czy nie zależy od sposobu przygotowania. Czasem smakuje mi bardzo albo jest dobrym uzupełnieniem potrawy, a czasem jakbym papier jadł

Zaloguj się aby komentować

W moim ostatnim wpisie na temat hymnów narodowych zaprezentowałem hymn Erytrei. W pierwszym wersie tego hymnu mowa jest o pokonanym Wrogu w rozpaczy - kim jest ten Wróg? Chodzi tu oczywiście o Etiopię, kraj którego częścią była wcześniej Erytrea i który stopniowo pozbawiał jej autonomii, co zmotywowało Erytrejczyków do walki o niepodległość (zakończonej w 1993 r. sukcesem i jednocześnie pozbawieniem Etiopii dostępu do morza).
Proponuję więc abyśmy pozostali w Rogu Afryki i wysłuchali też i hymnu Etiopii. To zresztą najlepiej znane państwo w regionie, szczycące się starożytną kulturą i faktem, że pomimo setek lat islamskich podbojów pozostała krajem chrześcijańskim (chociaż nie całkowicie, obecnie gdzieś w połowie).
Zielono-żółto-czerwona flaga Etiopii stała się inspiracją dla flag innych państw afrykańskich, ponieważ Etiopia była jedynym krajem kontynentu, który skutecznie oparł się kolonizacji (z wyjątkiem krótkiego okresu włoskiej okupacji w latach 1936-1941). Z tego właśnie powodu na wielu afrykańskich flagach widnieją takie same barwy jak na fladze etiopskiej (tzw. barwy panafrykańskie), tylko w innych konfiguracjach.
O ile flaga jest w Etiopii symbolem niekwestionowanym i o długiej tradycji, o tyle godło i hymn zmieniały się kilkukrotnie. Inne były w czasach Cesarstwa, inne w czasach dyktatury komunistycznej, a inne są też obecnie. Hymn obowiązujący dzisiaj został przyjęty w 1992 r. Słowa napisał Dereje Melaku Mengesha, a muzykę skomponował Solomon Lulu Mitiku. Natomiast obecne godło (złoty pentagram na niebieskiej tarczy) przyjęto w 1996 r. i symbolizuje jedność wszystkich grup etnicznych zamieszkujących Etiopię.
Zamieszczam wersję hymnu o niestety słabej jakości. Dlaczego akurat tę? Bo zamieszczona jest w niej transkrypcja języka amharskiego (urzędowego języka Etiopii) na alfabet łaciński oraz tłumaczenie na język polski. Kiedy prezentuję hymny, czasem wspominam, by zwrócić uwagę na język. Tak jest i tym razem. Język amharski, a także kilka innych języków używanych w Etiopii i Erytrei, należy bowiem do rodziny semickiej, a więc jest w nim sporo słów podobnych do hebrajskiego i arabskiego. Mało kto zdaje sobie z tego sprawę, ale Etiopczycy pod względem etnicznym i lingwistycznym mają mało wspólnego z większą częścią tzw. Czarnej Afryki, a więcej z Bliskim Wschodem. Warto też popatrzeć jak wygląda pismo etiopskie. Każdy znak tego pisma odpowiada jednej sylabie, nie jest to więc alfabet lecz sylabariusz (abugida). W tle wideo widoczny jest pomnik Lwa Judy (symbolu Cesarstwa Etiopskiego) z 1954 r. stojący w stolicy kraju, Addis Abebie.
Tak więc jeszcze raz przepraszam za słabą jakość nagrania (w komenatrzu zamieszczę wersję insrumentalną w lepszej jakości).
https://www.youtube.com/watch?v=wakQMwAT2TM
W Kościołach obrządków wschodnich (prawosławnych, greckokatolickich, orientalnych) trwa właśnie Wielki Tydzień. W tych obrządkach - w szczególności w używanym w prawosławiu i grekokatolicyzmie obrządku bizantyjskim - charakterystyczne jest, że w okresie Wielkiego Postu i Wielkiego Tygodnia nie przestaje się śpiewać "Alleluja". Przeciwnie, to słowo pojawia się w pieśniach nawet częściej niż zazwyczaj. Z tego też powodu "Alleluja" - będące dla rzymskich katolików radosnym okrzykiem - w obrządkach wschodnich śpiewane jest także na spokojne i smutne melodie, charakterystyczne dla okresów pokutnych.
Postanowiłem zamieścić taką spokojną, refleksyjną pieśń śpiewaną przez prawosławnych i grekokatolików w okresie Wielkiego Tygodnia zaczynającą się od słowa "Alleluja". W Polsce muzyka cerkiewna jest najczęściej wykonywana w języku cerkiewnosłowiańskim (prawosławie) lub ukraińskim (grekokatolicyzm). Niektórzy jej entuzjaści znają też te utwory w oryginale greckim. Ja chciałem jednak zaprezentować muzykę cerkiewną w innych językach, które Polakom na ogół nie kojarzą się z obrządkami wschodnimi. W tym przypadku po angielsku, w wykonaniu chóru prawosławnego ze Stanów Zjednoczonych. Melodia zaś to tradycyjna melodia kijowska. Jest to dla mnie jedna z najpiękniejszych pieśni religijnych, jaką kiedykolwiek słyszałem. Można ją także znaleźć w języku cerkiewnosłowiańskim z tą samą melodią lub np. w językach greckim lub arabskim (ale już z inną melodią, bizantyjską).
Na filmie jest podawany tekst po angielsku, więc myślę, że nie trzeba tłumaczyć na polski. Istotna jest jednak symbolika pokazywanej w tle ikony Chrystusa-Oblubieńca:
  • korona cierniowa symbolizuje zaślubiny (w tradycji wywodzącej się z Bliskiego Wschodu i do dziś praktykowanej w chrześcijańskich obrządkach wschodnich nowożeńcom nakłada się na głowy korony) - tu chodzi o mistyczne zaślubiny Chrystusa z Kościołem;
  • czerwona szata symbolizuje godność królewską;
  • trzcina oznacza pokorę;
  • zaś spętane ręce oznaczają więzy miłości.
https://www.youtube.com/watch?v=gkW3MSGm4-E

Zaloguj się aby komentować

Mój wpis numer 100 będzie o robalach, bo lubię robale i mam nadzieję, że Wy też je polubicie.

Szczecioszczękie (Chaetognatha) nazywane też strzałkami morskimi to typ morskich zwierząt bezkręgowych. Mają wydłużony kształt i jedną lub dwie pary płetw bocznych oraz poziomą płetwę ogonową (którą uderzają góra-dół, gdy pływają - podobnie jak ssaki morskie i w odróżnieniu od ryb). Nazwa "szczecioszczękie" pochodzi od oskórkowych szczeci otaczających ich otwór gębowy (choć oczywiście, jako bezkręgowce, nie mają prawdziwych szczęk). Te szczeci służą do chwytania pokarmu - szczecioszczękie są drapieżnikami. Przystosowaniami do drapieżnego trybu życia są też wspomniane już płetwy (umożliwiające szybkie pływanie) oraz oczy, które - choć prymitywnie zbudowane - pozwalają na spoglądanie we wszystkich kierunkach.
Szczecioszczękie są zaliczane do organizmów planktonowych, chociaż osiągają stosunkowo duże (jak na plankton) rozmiary: do 12 cm. Występują w morzach całego świata, w tym także dwa gatunki w bałtyku: strzałka bałtycka (Parasagitta elegans) i strzałka mała (Parasagitta setosa). Szczecioszczękie są najczęściej szklisto-przeźroczyste, ale niektóre gatunki głębinowe mają zabarwienie czerwone i świecą w ciemności.
Przez długi czas nie było wiadmo, z jakimi innymi organizmami szczecioszczękie są spokrewnione. Ich charakterystyczną cechą jest to, że niektóre układy i narządy są u nich dobrze rozwinięte i wyspecjalizowane (np. układ nerwowy, pokarmowy czy lokomotoryczny), natomiast innych brak zupełnie (np. nie mają układu oddechowego, krwionośnego i wydalniczego). Podzielona na trzy części jama ciała wskazywała na pokrewieństwo ze strunowcami (w tym i kręgowcami, takimi jak ludzie) i w starszych systematykach, w tym np. podręcznikach akademickich, tak je umieszczano. Jednak rozwój zarodkowy wskazywał raczej na pokrewieństwo z robakami takimi jak nicienie (np. glisty i owsiki). Dopiero badania genetyczne pozwoliły ustalić pozycję szczecioszczękich na drzewie ewolucyjnym: okazało się, że są one blisko spokrewnione z mikroskopijnymi wodnymi żyjątkami wyróżniającymi się skomplikowanym aparatem gębowym (takimi jak np. wrotki czy szczękogębe). A więc do strunowców - w tym także i do nas, ludzi - jest im daleko i ostatecznie można je nazywać "robalami".
Należy też zaznaczyć, że płetwy szczękogębych nie mają nic wspólnego z płetwami ryb: są zupełnie inaczej zbudowane i w inny sposób powstają, choć pod mikroskopem wyglądają całkiem podobnie (mają nawet usztywniające promienie). Jak już wspomniałem, szczecioszczękie podczas pływania wyginają ciało w kierunku góra-dół, natomiast ryby - na boki.
Na zdjęciu przedstawiciel szczecioszczękich z gatunku Pseudosagitta maxima (jest dodana skala dla określenia rozmiarów).
298f950f-89d6-4d1b-9ffd-23f0c4f0d3ff

Zaloguj się aby komentować

Następna