Pan Jerzy
czyli ostatni slam w Gorzowie
Od Autora
Całkiem poważnie się Wam, drodzy Czytelnicy przyznam, że kiedyś miałem (a w zasadzie dalej mam, tylko nic już w tym kierunku nie robię) marzenie żeby napisać powieść. Ba! Nie tylko żeby napisać, ale i opublikować! I to nie własnym nakładem! Zawsze dość sporo czytałem i niezmiernie bawiło (i dalej bawi) mnie w tym czytaniu wiele rzeczy. Jedną z nich jest właśnie tytułowanie wstępu słowami, jakich zdecydowałem się tutaj użyć, to jest zwrotem „od autora”. Zwrotem, który logicznie sugeruje to, że cała pozostała część od autora nie jest. W zasadzie to jednym z powodów tego, że powieść chciałem opublikować jest przemożna chęć podzielnia się tą właśnie powyższą refleksją. Powieści raczej nie będzie, więc – z czego bardzo się cieszę – dzielę się nią z Wami tutaj.
Spełniwszy choć w części swoje marzenie oto oddaję do rąk Waszych kolejną część tego wspaniałego poematu, który tworzę w ramach radzenia sobie z problemem zbyt dużej ilości wolnego czasu w moim życiu. Możliwe, że mógłbym wykorzystać go inaczej, np. napisać 4 reportaże o perspektywach rozwoju małych miasteczek (znacie wiersz pana Andrzeja Bursy Sobota? – jeśli nie znacie, to sobie przeczytajcie; to jeden z moich dwóch ulubionych). Na wszelki wypadek, gdybyście Wy mnie nie pochwalili (proszę się nie krępować) to sam się pochwalę tym, z czego w tej księdze jestem szczególnie dumny: bardzo podoba mi się mianowicie rozwiązanie fabularne w postaci nagłego greckiego deszczu. Podoba mi się też kilka innych rzeczy, ale o nich nie będę pisał. Na wszelki wypadek zostawię Wam trochę pola do pochwał.
Dziękuję za uwagę i zapraszam do lektury treści właściwej. Ona również jest od autora.
Autor
Spis treści
Księga I
Księga II
***
Księga III
W Grecji
Księgarnia – Spotkanie – Hotelowe problemy – Impreza
Cóż zrobić przy okazji takiego spotkania?
I u mnie, i u Pachy różne zachowania:
ja to może i nawet bym udawał Greka:
– Przyleciała tutaj? Niech se w krzakach czeka!
Pacha zaś, z wielkim, jak u mongolskich słoni,
sercem, ku @moll zmierza, z sercem tym na dłoni
– Cumpelo! – mówi. – Chodź! Usmażysz nam kotleta!
A później przenocujesz u nas na waleta!
Ja – z miną na mej twarzy jak siedem nieszczęść,
bom z wieczora do Pachy przyssać się miał chęć –
a tu: dwie baby na raz! Wizja mnie pochłania:
ileż to dziś wieczorem będzie tam gadania!
A @moll – kobieta jest to współczesna, a zatem
stawia sprawę szybko: krótkim komunikatem
oznajmia: – Nie! Niech kotlet chwileczkę zaczeka,
chcę sobie kupić najpierw po grecku Pratchetta!
A później, bo gotowanie jednak chwilę trwa,
miast kotleta, może kebab? Obok wszak Turcja!
Pacha na te słowa w oczy mi spogląda
namiętnie. I na całkiem szczęśliwą wygląda.
Głaszcze mój policzek, z brodą moją szorstką:
– To jest świetny pomysł! Wiesz? Ja lubię na ostro
kebaba opędzlować! Weźmy mnóstwo sosu!
Tak, że aż nam wszystkim para pójdzie z nosów!
Ustaliwszy więc plan w sprawie zajadania,
ruszyliśmy samotrzeć na poszukiwania
księgarni. @moll się zatrzymuje, z nadzieją
wrzeszczy: – Widzę napis! Brzmi on: Βιβλιοπωλείο!
Wchodzimy. Nie na oczy zwykłego człowieka
to, co widzę w środku. Bowiem, dla mnie: greka!
Niczego nie pojmuję! Choć żem Satyr świński,
to wolę – jak Faun jednak – alfabet łaciński.
@moll w tym czasie: szał! W półki jak nie ruszy!
A Pacha? Jak to zwykle: stoi i się puszy.
@moll książkę znalazła, z okładki zawijas
czyta nam (znasz grekę?!): – Το Χρώμα της Μαγείας!
Mam! Mam! Mam! Nareszcie! Znalazłam to, co chciałam!
Teraz chodźmy na kebab! Trochę już zgłodniałam!
Docieramy na agorę. Jest! Dobra nasza!
Stoi tam buda dumna! Nazwa? „Kebab Pasza”.
Głodni, a więc prędziutko, śród greckiego żaru,
zmierzamy raźnym krokiem wprost do kontuaru.
Lecz, nim spytam: „na co macie, moje panie, chęć?”
Patrzę: któż to tam za ladą?! @splash545 ?!
– Co ty tu robisz, stary?! – ten widok mnie wzruszył.
– Wiesz, dopadł mnie ostatnio gang proletariuszy.
Puściły mnie, hamy, w skarpetkach i gatkach!
Odkuć się teraz muszę, pracując na saksach!
– Racja! – rzuca @moll gromko i zaraz cytuje:
– Pieniądze to są ważne, kiedy ich brakuje!
Tak pisał pan Pratchett, w tym swoim tomisku,
co tytuł nosi taki: Nauka Świata Dysku.
Na to wtrąca się Pacha: – Przerywać nie chciałam
tej ciekawej rozmowy, ale tak zgłodniałam,
że nie wytrzymam dłużej! Zanim więc do sprawy
przejdziemy, proszę!, błagam! weźmy te kebaby!
Tak czas nam upływał w tym antycznym mieście
na gadce przy kebsie. Ostrym, w cienkim cieście.
Rozmowa była przednia, a, się nagadawszy
i kałduny tym zacnym posiłkiem napchawszy,
uderzam w te słowa: – Splash, mój przyjacielu,
czas już będzie na nas, albowiem do hotelu
natychmiast powinniśmy zacząć się kierować
ażeby na spokojnie tam się zameldować.
Próbę, przed samą bramą hotelu naszego,
podejmuję powrotu do tego swojego
pomysłu wieczorem do Pachy się przyssania.
Jaram się od samego już fantazjowania!
Słowa takie kieruję ku przyzwoitce @moll:
– A może byś tak jednak, turystycznie, jak troll,
pod most spać se poszła? W końcu, ja tam nie wiem,
co to jest za różnica? Grecja czy Kociewie?
@moll nie odpowiada, a Pacha we wrzask: – No wiesz!
Nie jak Dżordż się zachowujesz, lecz jak jakiś jeż!
co tylko kolce stroszy: byle do samicy!
Co, @moll ci nie pasuje?! Sam śpij na ulicy!
I nagle: Trach! Piorun! Grom z nieba jasnego!
To sam Zeus docenił błyskotliwość tego
komentarza Pachy. Ja: – „Trudno! No to będę” –
myślę sobie tak – „nie sam, lecz ze swym popędem,
spał dzisiaj na sofie. I, zgiąwszy tam kolana,
bo sofa ciut przykrótka, męczył bakłażana.”
Naprzód jednak dopełnić musim formalności:
wpisać się na recepcji do rejestru gości.
Przed samym wejściem @moll , bo będzie waletować,
pod pachę Pasze jakoś próbuje się schować.
Nie wychodzi to wcale, a ja, no bo moknę,
(nagle deszcz zaczął padać) mówię: – No to oknem
wejdziesz trochę później, gdy będzie już po wszystkim.
– Dobrze – mówi @moll – okno całkiem jest mi bliskim.
Pratchett to o oknie w książce Prawda pisał,
idę więc szukać okna – gdyby ktoś się pytał.
Rozdzielamy się: @moll pod okno, my do środka.
Naraz Pacha blednie i jej postawa wiotka
jakoś dziwnie się staje. – W porządku, ma droga?
Pytam, bo widzę, że coś niepewnie na nogach
stoisz. – W tym kebabie, to coś nieświeżego
być musiało – mówi mi. – klozetu jakiegoś
pilnie potrzebuję! A recepcja jest pusta!
– „Nic jej tu nie pomoże, nawet usta-usta!” –
myślę sobie. Myśl moja troszeczkę nieczysta:
bo – z braku laku – i z ust bym skorzystał.
– No dobrze, kochana – tak mówię – całe szczęście,
powiedzieli nam, w którym apartamencie
mieszkać tutaj będziemy. Wprost tam się udamy
i może gdzieś po drodze obsługę spotkamy?
Docieramy pod drzwi nasze, numer sto dziesięć
a przed drzwiami nikt inny, jak @splash545 :
hotelowy uniform, pęk kluczy za pasem.
Stoi tam i macha dumnie srebrnym swym ku⁎⁎⁎em.
Milion pytań przychodzi, nawał ich ogromy,
w kryzysie ja jednak pozostaję przytomny:
– Kolego! – mówię prędko. – Później pogadamy!
Wpuść do pokoju! Pilna potrzeba mej damy,
czekać już nie może! Splash w mig drzwi otwiera,
a Pacha – o mój Boże! – jakby u sprintera
nauki pobierała, tak przestrzeń pożera!
Dwie sekundy i już! Już siedzi w klozecie!
– Co za ulga – mówi – na czas w toalecie!
Dajmy jej tam spokoju, chociażby i po to,
by tam, gdzie to i sam król chodzić zwykł piechotą,
bez stresu mogła sobie załatwić co trzeba.
Ja tymczasem do Splasha: – Tyś tu? Wielkie nieba!
Splash mi rzecze na to: – Widzisz Dżordż, ja do chaty,
szybciutko chciałbym wracać. Stąd te dwa etaty.
Tym bardziej że tam sama siedzi moja żona.
Boję się, że utyje, ryżykiem karmiona,
co to go jej Pacha, za moimi plecami
przesyła łącząc wraz z miłości listami.
Może bym się i kapnął, po tymże wyznaniu
że jest coś dziwnego w tym jej wysyłaniu,
że coś tu jest nie tak, że związek mi się wali,
gdyby nie okrzyk z kibla: – Auu! Jak mnie pali!
A, na dodatek, gdy brzmią stamtąd Pachy płacze,
Głos się inny rozlega: – A wiecie, że Pratchett…
To ona! @moll tutaj do nas dostała się oknem!
– Hej! Nie mogę już dłużej tam czekać, bo moknę.
Ja, zły jak jasna cholera: tako do niej gadam:
– Deszcz to na wiedźmę, jak Pratchett pisał, nie pada.
Ja też umiem Pratchetta cytować, gdy trzeba,
to było z książki Kapelusz pełen nieba.
@moll się zrobiła smutna, przesadziłem teraz,
no i trochę zepsuła się nam atmosfera.
Tym bardziej, że i zapach doleciał – niestety –
gdy Pacha otworzyła drzwi od toalety.
I w całej tej sprawie jedna rzecz jest miła,
bo wyszła stamtąd z okrzykiem: – Przeżyłam!
Sytuację tę marną – uff! – uratował Splash,
mówiąc: – Ej! Jest tu impreza! Pacha, ty ich znasz!
Okazja druga taka prędko się nie zdarzy
zjazd ma dziś tutaj bowiem Związek Kajakarzy!
Wkraczamy na salę, w strojach wręcz galowych.
Pan prezes woła gromko: – Przynieś wódę, młody!
Nagle: głos mu zamiera. Pachę zauważa!
– Ty?! Ty tutaj?! – zdziwiony – se nie wyobrażam
takiego wieczoru bez, jak kocham blask monet,
poezji! Sonet! Pacha! Wyrecytuj sonet!
Pacha wkracza na scenę, pięknie się tam kłania
i gładko przystępuje do recytowania,
a też i bez spóźnienia, co mnie trochę dziwi.
Recytuje jak Homer. Chociaż przecież widzi!
My zaś tam we trójkę, trochę tak, jak jelenie
stoimy obok Pachy – tej gwiazdy na scenie.
I, choć tutaj jest Grecja, to jesteśmy teraz
w tym importowanym świetle Jupitera.
***
Stopka redakcyjna
Oficyna Wydawnicza Kawiarnia #zafirewallem
Internet, 2023
@George_Stark , 2023
Redakcja: @George_Stark
Korekta: @George_Stark
#tworczoscwlasna #poezja