#jesiennewyzwania
Pokaż zdjęcie ze swojego dzieciństwa i opisz idącą za nim historię
Zdjęcie z roku około 1985, jestem na nim ja w wieku około 3 lat z moim tatą.
Jak widzicie nie jestem zbytnio zadowolony z tej przejażdżki, tata nie wygląda na zbytnio tym faktem przejętego...
Z ojcem miałem trudne relacje, kochałem go ale jednocześnie wszyscy w domu się go bali. Spędzaliśmy razem mało czasu, bo wracał późnym wieczorem, a dźwięk klucza w zamku powodował w domu panikę: pies zbiegał z kanapy i leciał na swoje posłanie, mama biegła zmywać, dzieciaki po kapcie i ja do nauki. Bo od wejścia byłby opiernicz, wiec każdy już wyprzedzał wydarzenia.
Większość moich wspomnień z nim to negatywne emocje. Naśmiewał się że jestem za chudy "klata jak lej po bombie", nigdy mnie nie pochwalił, za to jak go kiedyś w czymś pokonałem i byłem z tego strasznie dumny to był to koniec wspólnego grania np. w szachy. Wspólne jakieś prace to były zawsze męczarnie. Oczywiście świeciłem sobie a nie jemu, przynosiłem złe śrubokręty, źle trzymałem i wszystko zawsze źle.
Pamiętam jak raz kazał mi pomagać sobie z zrywaniu literek z folii z samochodu który miał iść na sprzedaż. Było zimno, parę stopni. Klej mocno trzymał, folia się rwała a ja to zrywałem paznokciami. Spod paznokci leciała mi krew ale bałem się coś powiedzieć...
Naśmiewał się też ze za szybko mówię i nie może mnie zrozumieć, a ja po prostu tak się cieszyłem z tej chwili jego uwagi i bałem się że jak będę mówił za długo to ją stracę, że starałem się jak najwięcej powiedzieć w tym krótkim czasie...
Gdy umierał jak miałem 18 lat i na łożu śmierci we łzach mu powiedziałem "kocham cię" to odpowiedział... "wiem"... Ale cóż na pewno na swój sposób mnie kochał. Dopiero później się dowiedziałem, że opowiadał z dumą o mnie swoim znajomym. Ja nie pamiętam pochwał, ani miłych słów.
Pamiętam jeszcze jak na jakiejś imprezie stał z moją kuzynką i strasznie jej zazdrościłem że rozmawia z moim tatą. Tak normalnie, że ona coś mówiła, on coś mówił, śmiali się. Ja nigdy z nim nie rozmawiałem w taki sposób. Zawsze to był stres, stanie na baczność i przesłuchanie bardziej niż luźna rozmowa...
Oczywiście ojciec był dla mnie wzorem, sam chciałem być taki jak on. Dopiero wiele lat później zrozumiałem że to wcale nie był najlepszy człowiek na świecie. Zobaczyłem jego błędy, te wszystkie beznadziejne zachowania, jak np. awanturnictwo, robienie ludziom na złość.
Gdzieś wyczytałem że "chłopiec staje się mężczyzną gdy zabije w sobie swojego ojca". Ja to zrobiłem jakoś przed 30tką. Ojciec już nie żył z 10 lat a ja dopiero się zebrałem aby to sobie wszystko w głowie ułożyć.
Napisałem długi list do taty, wypomniałem mu wszystkie złe rzeczy które mnie od niego spotkały, co czułem i co czuję z tego powodu. Na końcu napisałem że mu wybaczam, że robił to co myślał że jest najlepsze, że nie jest idealny i nie jest to jego wina bo każdy ma swoje problemy, wady, popełnia błędy. I że ja jestem inny i będę szedł swoją drogą, a nie drogą wyznaczoną przez jego wzorzec, że nie będę starał się dorównać temu co myślę że on by chciał.
Po czym list spaliłem.
Od tamtej pory czuję się wolny od tego cienia i ciężaru.
A sam jako ojciec wiem że popełniam błędy i na pewno córka mi kiedyś je wypomni, ale przytulam ją, mówię że ją kocham, że jestem z niej dumny i że wyrosła na super osobę. I wiem że mnie się nie boi, chociaż czasem w kłótniach to nie jest na moją korzyść
Wiem, że mogło być gorzej, nie było alkoholu czy przemocy, nie narzekam że miałem tak źle, wydaje mi się że co by nie było to zawsze dziecko wchodzi w dorosłość z jakimś bagażem i zawsze w ramach stawania się dorosłym musi sobie z nim poradzić. Albo nigdy nie staje się dorosłym, tylko zostaje dużym dzieckiem.
