97 + 1 = 98
Tytuł: Amerykańscy Bogowie
Autor: Neil Gaiman
Tłumaczka: Paulina Braiter
Liczba stron: 714
Ocena: 3/10
Pomysł jest taki że imigranci przypływając do Ameryki przywozili ze sobą swoich bogów. I ci zaczynali żyć jako ludzie, żywiąc się wiarą swoich wyznawców. Żyją tak do dzisiaj, wyznawców już nie mają, są coraz słabsi i wypierają ich nowi "bogowie" technologii czy mediów.
W ich konflikt, który ma się przerodzić w wielką wojnę, wplątany zostaje główny bohater, Cień. Chłop właśnie wyszedł z więzienia, pod koniec wyroku dowiadując się, że zmarła mu żona. Spotyka przypadkiem tajemniczego Wednesdaya, dla którego zaczyna pracować, i wokół niego zaczynają się dziać rzeczy niestworzone.
Brzmi to ciekawie, zaczyna się ciekawie, więc co poszło nie tak? Prawie wszystko. Fabuła na początku intrygująca, szybko zaczyna się rozmywać, prowadząc donikąd i tonąc w chaosie, z którego nic nie rozumiemy. Dzieją się jakieś losowe rzeczy, jedne dziwne, inne obrzydliwe, jeszcze inne nudne jak cholera, a bohaterowie zachowują się tak jakby wszyscy byli idiotami.
I nie żebym nie lubił dziwnych i obrzydliwych historii, często onirycznych. Lubię Tima Burtona, książki Murakamiego. Ale tam to zawsze ma jakiś sens, logikę i tworzy spójną całość. A tu?
– Trzeba postępować według reguł – wtrącił Czernobog. – Wszystko ma swoje reguły.
– Owszem – odparł Cień – ale nikt nie powiedział mi, jakie one są. Cały czas o nich gadacie, a ja nie wiem nawet, na czym polega wasza gra.
Poznajemy kolejnych bogów, którzy pochodzą z zupełnie różnych panteonów, a wszyscy są tak samo nijacy i nic nie wnoszą do lektury. Tak ci nowi jak i starzy. A najbardziej zastanawiało mnie - skoro bogowie żywią się wiarą to gdzie tu jest Jezus? No nie ma, bo nijak nie pasował do koncepcji. xD Podobno w niektórych wydaniach pojawia się w jednej scenie, którą Gaiman wielokrotnie przepisywał. U mnie jej w ogóle nie było.
Tak samo główne motywy - religijność Ameryki, walka starego z nowym, zwykły człowiek, który próbuje się w tym odnaleźć itd. Nie zauważyłem żeby pan Gaiman nam powiedział cokolwiek odkrywczego na ten temat, a jak się czasem pojawi jakieś przemyślenie to i tak tonie w tym morzu nudy i marności.
Wisienką na torcie jest zakończenie. Bohaterowie zapowiadają przez całą książkę wielką burzę, która będzie straszna i przerażająca. A kończy się to jakimś marnym pierdem.
Skąd więc tak wysoka ocena? Oprócz intrygującego początku podobał mi się motyw Laury, żony Cienia. Ale przecież umarła na początku? Tak, i równie szybko powstała z grobu. xD Podobały mi się wtrącone na końcu niektórych rozdziałów opowieści historyczne imigrantów przybywających do Ameryki. To było świetnie napisane i poczytałbym dłuższe opowiadania Gaimana w takim klimacie. Pojedyncze sceny były dobre, jak np. spotkanie Cienia z Anubisem.
Gdyby nie to że czytałem "Gwiezdny pył", który wspominam bardzo dobrze, to bym się chyba zraził do Gaimana na zawsze, a tak to pewnie coś jeszcze od niego spróbuję.
Wygenerowano za pomocą
https://bookmeter.xyz
#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto