Dziś na Netflix trafił "Ród Guinnesów". Serial od twórcy głośnych seriali jak "Peaky Blinders" czy "Tabu", więc nie można było przejść obojętnie. Przedpremierowo widziałem serial i jest na prawdę nieźle!
„Ród Guinnessów” to serial osadzony w XIX-wiecznym Dublinie, gdzie po śmierci patriarchy majątek i piwowarskie imperium trafiają w ręce jego dzieci. Nie wszyscy chcą kontynuować rodzinne dziedzictwo, lecz testament ojca zmusza ich do zmiany priorytetów, co prowadzi do opowieści o rozwoju rodu, politycznych intrygach i miłosnych dramatach, rozgrywających się także poza Irlandią, w Ameryce.
Od pierwszych minut czuć rękę Stevena Knighta (Peaky Blinders), bo audiowizualna warstwa serialu zachwyca. Scenografia ukazuje zarówno bogactwo dublinskich posiadłości, jak i realia biedniejszych dzielnic, a dialogi zderzają różne akcenty, jak w rozmowie Arthura z Edwardem, gdzie irlandzki i londyński styl mowy podkreślają kulturowe różnice bohaterów. Kostiumy (fraki, gorsety, stroje klasy średniej) wiernie oddają charakter epoki i są wykonane jakościowo, z dbałością o detale (do tego piękne fryzury epokowe!). Muzyka łączy folkowe skrzypce z nowoczesnymi utworami, jak „Starburster” Fontaines D.C., co nadaje scenom dynamiki i emocji, podobnie jak melancholijne pejzaże czy gwarne ulice uchwycone kamerą. Całość przekłada się na malowniczy obraz.
Fabuła jest wielowarstwowa, wielowątkowa, wciąga konfliktami, trzyma w napięciu, mocniej angażuje konsekwentnością decyzji i osobistym wymiarem, ale jest przegadana, bez widowiskowych akcji czy częstych zwrotów fabularnych co potrafiło ostudzać emocje. Najbardziej wciągnęły mnie wątki Arthura i Edwarda - uczciwego idealisty i politycznego stratega, których kontrast buduje fundament konfliktów. Świetnie wypada też trójkąt miłosny Arthur-Sean-Olivia, pokazany z emocjonalną głębią i autentycznymi przemianami postaci. Szkoda jednak, że Benjamin i Anne znikają na długo z głównego nurtu, mimo obiecującego początku, a potem ich rola jest symboliczna. Aktorsko serial błyszczy: Anthony Boyle, Louis Partridge czy Emily Frain nadają postaciom wiarygodności, a Jack Gleeson, znany z „Gry o Tron”, tworzy pełną ekspresji rolę, której nie sposób oderwać wzroku.
Pełna bezspoilerowa opinia znajduje się na portalu, zapraszam zainteresowanych!
https://serialomaniak.com/rod-guinessow-opinia-bezspoilerowa/
#ródguinnessów #houseofguinness #netflix #seriale

























