Mam młodego w pracy. Niby nie mój problem, ale jednak mój problem. Bo powierzyli go mnie.
Jak na początku wszystko było fajnie, wykazywał zainteresowanie, tak teraz, po prawie trzech miesiącach, odechciało mu się. I to widać nawet po tym, jak chodzi. Zero zainteresowania robotą. I nie chodzi o to, żeby robić od dzwona do dzwona, i mieć spocone jajca, nie. Ale choćby minimum.
Chłopak ma jeszcze 9 miesięcy, bo dostał umowę na 12 miesięcy. Jak się nie poprawi (albo chociaż będzie okazywał minimalne zainteresowanie), to przy jego ocenie podczas przedłużenia umowy powiem po prostu, że się nie nadaje.
Co najśmieszniejsze, nikt nikogo z robotą nie goni. Jeśli coś ma zająć 1h, to ma zająć 1h, a jeśli coś trzeba robić przez kilka dni, to nikt tego nie kwestionuje. I jeśli coś się zepsuje, to też tragedii nie ma. Bo wtedy wiadomo, gdzie się popełniło błąd. Nikt kosztami za zepsuty sprzęt nie jest obciążany.
Pracka też ciężka nie jest, a można się sporo nauczyć. I też można na to poświęcić tyle czasu, ile potrzeba żeby zrozumieć dane zagadnienie.
Nie rozumiem skąd u ludzi takie podejście. Płacą dobrze, szef nie goni do roboty, koledzy fajni i śmieszkowi. Nie wiem o co cho ¯\_(ツ)_/¯
#zalesie




