Zdjęcie w tle
Cerber108

Cerber108

Osobistość
  • 188wpisy
  • 912komentarzy

928 + 1 = 929


Tytuł: Wrota czasu

Autor: Pierdomenico Baccalario

Kategoria: literatura dziecięca

Wydawnictwo: Olesiejuk

Format: książka papierowa

ISBN: 9788374237772

Liczba stron: 224

Ocena: 9/10


Kontynuując czytanie twórczości Pana Baccalaria, teraz, po wielu latach, ponownie zabieram się za moją absolutnie ulubioną - do pewnego momentu - serię z dzieciństwa. Wpisy będę dodawał do każdej książki, a przy 6., 12. i 17. (lub 18.) tomie zrobię też niewielkie podsumowanie, gdyż każde sześć stanowi spójną i pod pewnymi względami zamkniętą całość. Nigdy nie czytałem dwóch ostatnich części, więc stąd wynika moja niepewność co do umiejscowienia podsumowania, gdyż tom 18. wydaje się być prequelem. Czas pokaże. Pora przejść do faktycznej części wpisu.

Książka zaczyna się od krótkiej wiadomości autora do redakcji, w której wyjaśnia, w jaki sposób wszedł w posiadanie zaszyfrowanego rękopisu historii, którą za chwilę będziemy czytać. Za dzieciaka ten zabieg niesamowicie rozbudził moją wyobraźnię, a granica między fikcją i rzeczywistością wydawała się zacierać.

Po tym otrzymujemy już rdzeń historii, poznajemy głównych bohaterów: Jasona i Julię Covenantów oraz Ricka Bannera, kilka postaci pobocznych, no i oczywiście miejsce akcji, czyli Kilmore Cove i jego główną "atrakcję" w postaci Willi Argo. Dzieciaki, podczas zabawy oraz poznawania nowego miejsca zamieszkania rodzeństwa, odkrywają pewne zawiniątko z tajemniczą zawartością. Wraz z czynieniem postępów udaje im się znajdować wcześniej nieodkryte poszlaki, które wreszcie doprowadzają je do celu. I tutaj książka się kończy, w bardzo perfidnym, pomyślanym dosłownie na odcinkowość, momencie. Książka się kończy, ale historia ledwie rozkręca.

Dialogi bohaterów nie wywołują uczucia żenady, ogólnie praktycznie wszystkie interakcje wypadają dosyć naturalnie. W książce tak niewielkiej objętości autorowi udało się całkiem sensownie nakreślić charaktery głównej trójki i kilku postaci pobocznych. Do postępów rozwiązywania zagadki mógłbym mieć dosłownie marginalne zastrzeżenia, jednakże jedno z nich gryzie mnie trochę mocniej: jeżeli już autor zdecydował się na wprowadzenie zagadki opartej na słowach to, jako że akcja toczy się w Kornwalii, mógł zdecydować się na wyrazy angielskie, a nie włoskie. Bo nawet jeżeli ktoś, kto zagadkę stworzył był Włochem lub przynajmniej takowe powiązania posiadał (nie wykluczam, ale tego szczegółu fabuły już nie pamiętam), to dzieciaki by przecież tego nie rozwiązały z marszu. Nawet długość słowa by się zgadzała: włoskie "apri" i angielskie "open".

Okropnie żałuję, że seria nie zdobyła większego rozgłosu, a adaptacja filmowa koniec końców nie doszła do skutku, bo atmosfera i kreacja świata są tu świetne, a potencjał był olbrzymi. Powinienem to napisać przy podsumowaniu, ale takie odczucia miałem od zawsze. Wielka szkoda.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #pierdomenicobaccalario #ulyssesmoore #olesiejuk #ksiazkicerbera

3bec0003-b439-4d7d-a312-075c3d0dd204
AndzelaBomba

Jak byłam mała, to mieli dodawać tę serię do gazetki Popcorn, a skończyło się na tym, że dodali tylko pierwszy tom 😕

Cerber108

@AndzelaBomba mam takie stare wydanie, gdzie każda książka była podzielona na 2 mikrusy. Kupili mi rodzice chyba z 15 lat temu w Auchan po 1zł od sztuki. Z tyłu widziałem, że to działało jako prenumerata.

Cerber108

@AndzelaBomba teraz sprawdziłem i wszystkie 12 książeczek ma z tyłu napis popcorn.

Zielczan

@Cerber108 hehe, Pierdomenico

nvrmnd

O rany, ale mi odblokowałeś wspomnienia tą okładką :O

Cerber108

@nvrmnd zdecydowanie warto odświeżyć. Mówiłem sobie, że po obecnym rereadzie już nigdy po to nie sięgnę, ale za kolejne 15 lat chyba przeczytam jeszcze raz.

Zaloguj się aby komentować

835 + 1 = 836


Tytuł: Złodziejka luster

Autor: Pierdomenico Baccalario

Kategoria: literatura dziecięca

Wydawnictwo: Olesiejuk

Format: książka papierowa

ISBN: 9788378449744

Liczba stron: 256

Ocena: 7/10


Autor zaserwował w czwartej części całkiem godne, choć nie perfekcyjne, zakończenie serii, przy czym właściwie cała książka była jednym wielkim sprawdzianem - na szczęście dla bohatera, nie czytelnika.

Ponownie mamy tutaj uknutą od praktycznie samego startu intrygę, bardzo niepozorne poszlaki rzucane są raczej sporadycznie, tym razem McPhee nieświadomie robi sobie pod górkę, ale, tak jak John Wick, przed do przodu samą determinacją.

Ogólnie mówiąc, na koniec każdy dostał to, na co zasłużył, jednakże można było dodać jeszcze kilka stron szczegółowiej to opisujących; do tego motyw zbiorowej halucynacji jakiś mi się gryzie, nawet jeżeli został po części wyjaśniony. Również i ta część nie uniknęła wytykanych przeze mnie "wygodnych zbiegów okoliczności", ale na szczęście można uświadczyć ich mniej niż w drugim tomie.

I teraz przechodząc do szerszego obrazu: seria z pewnością posiada swój urok; magiczne przedmioty, które czasami nawiązują do znanych legend i opowiastek, sporadycznie do popkultury, a momentami będące wymysłami własnymi oraz samo ich katalogowanie to pomysł bardzo ciekawy, choć w mojej opinii był używany odrobinkę zbyt rzadko. Ponownie, na duży plus karty opisów z Wielkiej Księgi Magicznych Przedmiotów. Tak jak lubię obecność tych wszystkich artefaktów i dynksów, tak nigdy nie skakałem z radości, gdy na kartach pojawiała się jakaś faktycznie magiczna istota. Zapewne nie można mieć jednego bez drugiego, ale tak po prostu jakoś mi to wadziło. Poza kilkoma pierwszo- i drugoplanowymi postaciami z pewnymi cechami i dylematami, reszta osób to raczej kukły z nazwiskami, choć po serii, która liczy sobie dokładnie 1000 stron (wliczając w to redakcyjne i reklamowe) nie mogę raczej oczekiwać skomplikowanej kreacji co drugiej osoby. Trochę za bardzo zaznaczał tu swą obecność wątek miłosny, gdzie w poszczególnych książkach bohater doświadczał przeróżnych uczuć z tym związanych. Zostawienie istotnych, udanych i ciekawych fragmentów oraz wywalenie połowy pozostałych odbiłoby się pozytywnie na jakości serii.

Krótko podsumowując: nie jest to rzecz najlepsza, ale tym bardziej nie jest najgorsza. Może to być dobry start dla młodego czytelnika ze względu na niewielką objętość.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #pierdomenicobaccalario #sklepikokamgnienie #olesiejuk #ksiazkicerbera

5f8ab3a4-51cd-4f50-9844-65c8ad31b948

Zaloguj się aby komentować

821 + 1 = 822


Tytuł: Mapa przejść

Autor: Pierdomenico Baccalario

Kategoria: literatura dziecięca

Wydawnictwo: Olesiejuk

Format: książka papierowa

ISBN: 9788327427519

Liczba stron: 256

Ocena: 8/10


Część trzecia serii jest, w mojej skromnej opinii, tą dotychczas najlepszą.

Autor nakreślił bardziej różnorodną historię, uczynił ją ciekawszą i do tego poprawił zarzuty, które wytknąłem części poprzedniej: wątek miłosny nie wychodzi nachalnie na pierwszy plan, tylko siedzi na tylnym siedzeniu i zaledwie czasami daje o sobie znać, przy czym dodatkowo został on wpleciony do całkiem fajnego, choć odrobinę sztampowego, twistu; z drugiej strony świat magiczny zostaje widocznie poszerzony i urozmaicony, choć bez większego polotu.

Generalnie od pewnego momentu akcja nabiera tempa, dowiadujemy się nowych rzeczy, stawki są wysokie jak nigdy, a przychylne ułożenie gwiazd nie wydaje się tak naciągane, jak to było w tomie poprzednim. Zastanawiają jedynie pewne decyzje bohatera, choć w istocie działał on wtedy po wielką presją, a i koniec końców przecież dopiął swego, więc może nie będę dzielił włosa na czworo.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #pierdomenicobaccalario #sklepikokamgnienie #olesiejuk #ksiazkicerbera

38f020c7-8ef4-421a-886e-be0ee948d822

Zaloguj się aby komentować

805 + 1 = 806


Tytuł: Busola snów

Autor: Pierdomenico Baccalario

Kategoria: literatura dziecięca

Wydawnictwo: Olesiejuk

Format: książka papierowa

ISBN: 9788327427502

Liczba stron: 248

Ocena: 5/10


W drugim tomie mamy po prostu więcej tego samego, z pewnymi niekoniecznie udanymi zabiegami. To co wyraźnie rzuca się w oczy, przynajmniej w pierwszej połowie książki, to nadmiar uczuciowego międlenia - Finley rozważa wszystkie możliwości, dostaje ataków szału i jest niepojęcie zazdrosny. Takie elementy nie powinny wychodzić na pierwszy plan w książce o magicznych przedmiotach i zjawiskach.

Występuje też zaskakująco duża liczba sprzyjających i momentami naciąganych zbiegów okoliczności, dzięki którym fabuła zazębia się w jeden konkretny sposób.

Postaci negatywne - choć ich obecność w tej części jest doprawdy znikoma - mogą "pochwalić" się kreacją, motywacjami i wypowiedziami, które są kolejno nieciekawe, błahe i drewniane.

Generalnie dzieje się tu niewiele, co w istotny sposób popchnęłoby szeroko pojęty główny wątek do przodu, a postacie i ich relacje zmieniają się co najwyżej pod względem stricte uczuciowym.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #pierdomenicobaccalario #sklepikokamgnienie #olesiejuk #ksiazkicerbera

3c08a411-05c8-46b5-9a30-3e135b710f9b

Zaloguj się aby komentować

795 + 1 = 796


Tytuł: Walizka pełna gwiazd

Autor: Pierdomenico Baccalario

Kategoria: literatura dziecięca

Wydawnictwo: Olesiejuk

Format: książka papierowa

ISBN: 9788327427496

Liczba stron: 240

Ocena: 7/10


Tym razem, chcąc trochę odpocząć, zdecydowałem się sięgnąć po jedną z serii, które czytałem młodszym będąc. Z pierwszego podejścia pamiętałem tylko, że akcja miała miejsce gdzieś na Wyspach Brytyjskich, bohaterem był nastoletni chłopak z małego miasteczka, posiadał on napakowanego i niekoniecznie rozgarniętego brata, zapałał natychmiastowym uczuciem do nowej dziewczyny w mieście oraz główne skrzypce grają tu magiczne przedmioty i zjawiska. Obok artefaktów wymyślonych specjalnie na potrzeby historii, znajdziemy tutaj też wariacje na temat dobrze nam znanych z różnych źródeł gadżetów, jak choćby peleryna niewidka.

Ale wracając do teraźniejszości: książkę czyta się po prostu dobrze, tempo praktycznie cały czas utrzymuje równowagę, choć, jak na mój gust, pod koniec sprawy przybierają zbyt poważne rozmiary jak na pierwszy tom większej historii. Mógłbym się jeszcze przyczepić do sporej liczby wtrąceń w stylu "wtedy stała się rzecz x, ale o tym dowiedziałem się dopiero później" lub "zauważyłem y, ale nie była mi znana prawdziwa natura rzeczy", choć to zapewne ruch mający wzbudzić zainteresowanie młodszych czytelników. Nie mam natomiast zastrzeżeń do warstwy językowej: poza standardowymi naiwnymi rozwiązaniami obecnymi w literaturze dla dzieci, dialogi, opisy i humor są zupełnie w porządku. Do tego wstawki w postaci opisów i rysunków magicznych przedmiotów stanowią wartościowy dodatek.

Tak jak zwykłem czynić w przypadku cykli/serii, taki i tutaj większe podsumowanie zrobię przy okazji ostatniej części.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #pierdomenicobaccalario #sklepikokamgnienie #olesiejuk #ksiazkicerbera

80a1e376-6196-45ca-b75f-d70c66e3fff8
JapyczStasiek

Autor: Pierdomenico Baccalario


Bombardiro Crocodilo

Cerber108

@JapyczStasiek nieeeeeee

Zaloguj się aby komentować

785 + 1 = 786


Tytuł: Śpiący przebudzony

Autor: Herbert George Wells

Kategoria: fantasy, science fiction

Wydawnictwo: Vesper

Format: książka papierowa

ISBN: 9788377313848

Liczba stron: 332

Ocena: 5/10


Historię zaczynamy od pojedynczego rozdziału przybliżającego nam ciąg wydarzeń, który doprowadził do "przeniesienia się" bohatera ponad 200 lat w przyszłość. Panuje tu wręcz deliryczny nastrój: Graham plecie dziwne rzeczy, takoż też się zachowuje, a jego rozmówca, Isbister, nie za bardzo wie, co robić.

Gdy przenosimy się wreszcie do faktycznego miejsca i czasu akcji, wiemy siłą rzeczy trochę więcej niż sam protagonista - jest to głównie zarys świata przedstawionego - jednak o sporej części szczegółów dowiadujemy się wraz z nim. Co ciekawe, dosyć spokojnie przyjął on do wiadomości fakt, że przespał ponad 200 lat. Owszem, zdumiewają go wszelkie nowości, ale nie przyprawiają o palpitacje ani paraliż.

W książce tej niezmiernie podoba mi się zestawienie XIX-wiecznego "romantyzmu i moralności" Grahama z ciężkimi dla niego do pojęcia zjawiskami, które od dziesiątek lat są już standardem. Wiąże się to też oczywiście z niemocą zaakceptowania niektórych z nich i chęcią wprowadzenia zmian, które to z kolei łączą się z wszechwładzą głównego bohatera, traktowaniem go jak niegodnego ze względu na posiadanie niedostatecznej wiedzy na temat współczesnego świata i mentalne tkwienie w świecie minionym oraz odwiecznym motywem "zawsze znajdzie się ktoś chętny na przejęcie i nadużycie władzy".

Jak to bywa z pozycjami zawierającymi element podróży w przyszłość, zwłaszcza tych starych, tak i tu można poczynić kilka obserwacji: pojazdy powietrzne są bardzo istotne, a ich pilotaż jest zawodem elitarnym; miasta rosną również wzwyż, nie tylko wszerz; dziećmi ludzi zamożniejszych zajmują się specjalne ośrodki, by ci mogli zająć się swoimi sprawami; kobiety są zupełnie niezależne i wiele innych. Tak jak zauważył to autor posłowia, Wells musiał być niezłym obserwatorem, gdyż ww. elementy, które zawarł w tej książce, nie były w jego czasach aż tak oczywiste.

Patrząc na powyższą część wpisu można by dojść do wniosku, że lektura ta przypadła mi do gustu. Otóż nie za bardzo. Czytanie szło opornie, musiałem wręcz robić sobie przerwy, a to wszystko dlatego, że książka ta jest po prostu nudna. Niby nie uświadczymy tu perfidnych dłużyzn, które z czystym sercem dałoby się usunąć, ale, tak czy siak, jest to w moim mniemaniu pozycja przeciągnięta i nieciekawa, a nie jestem w stanie zaproponować rozwiązania, które mogłoby ten stan rzeczy zmienić.

Mimo wszystko uważam, że można się z tą książką zapoznać, choćby dla ujrzenia prognoz człowieka schyłku XIX wieku wobec przełomu XXI i XXII oraz z kronikarskiego obowiązku, by mieć za sobą pozycję, która zainspirowała twórców bardziej znanych antyutopii.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #hgwells #herbertgeorgewells #vesper #ksiazkicerbera

d91653e0-b7e8-4bcd-824d-4b885829cc50

Zaloguj się aby komentować

760 + 1 = 761


Tytuł: Powrót z gwiazd

Autor: Stanisław Lem

Kategoria: fantasy, science fiction

Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie

Format: książka papierowa

ISBN: 9788308076989

Liczba stron: 400

Ocena: 6/10


Pierwszy rozdział to rzut na głęboką wodę: masa słowotwórstwa, którego ni w ząb nie rozumiemy na równi z bohaterem, żadnych przerw, no i ciągnie się przez 70 stron - jestem zwolennikiem rozdziałów kilkunastostronicowych, a nie takich olbrzymów.

Przez dłuższy czas jesteśmy obserwatorami zmagań Hala ze zmianami, które zaszły na Ziemi pod jego ponadstuletnią nieobecność na Ziemi, próbami zrozumienia nowych pojęć i mechanizmów, które się za nimi kryją oraz doprowadziły do ich zaistnienia. Mniej więcej w połowie książki do akcji wkracza nieszczęsny wątek miłosny, który poza byciem diablo niezręcznym i niepokojącym, jest też okraszony druzgocącą ilością zawieszeń głosu w postaci wielokropków, które to - do wtóru z irytującą treścią - czynią czytanie czynnością (dużo tych "czy") doprawdy męczącą. Później dostajemy powiew świeżości będący niczym innym, jak przybliżeniem pewnego istotnego ciągu zdarzeń z kosmicznej wyprawy, domknięcie jednego ważnego wątku i raczej nieinteresujące zakończenie.

Jest to bardzo nierówna książka, która fragmenty traktujące o naturze człowieka, jego skłonności do nieracjonalnych, pod względem zwykłego przetrwania, działań i dążeń, rezultatach zaprzeczania temu wszystkiemu oraz olbrzymiej zależności ludzkości od robotyzacji przeplata albo stronicami przedłużającej się nudy, albo aczytelnej, uczuciowej rozterki.

W oczy rzuca się także momentami ciężka do przetrawienia interpunkcja, gdzie poszczególne myśli są na tyle odrębne od siebie, że dziwi użycie przecinka zamiast kropki lub choćby średnika. Autor w ogóle miał chyba jakąś ukrytą sympatię do przecinków, bo gdyby usunąć je z pewnych miejsc, to lektura postępowałaby płynniej.

Jeżeli przymkniecie oko na wspomniane mdłe fragmenty, to otrzymacie pozycję całkiem interesującą, choć w żadnym wypadku wybitną.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #stanislawlem #wydawnictwoliterackie #ksiazkicerbera

8f26fbc1-980d-45f1-a83c-65c554901096
Hilalum

@Cerber108 ten początek był super i najbardziej mi się podobał w całej książce

Cerber108

@Hilalum może i faktycznie było w nim obecne uczucie zupełnego zagubienia. Mnie nużył, dwa razy krótszy byłby git.

Zaloguj się aby komentować

750 + 1 = 751


Tytuł: Cryptonomicon

Autor: Neal Stephenson

Kategoria: historia

Wydawnictwo: MAG

Format: książka papierowa

ISBN: 9788367353038

Liczba stron: 1008

Ocena: 10/10


Jest to wg mnie książka kompletna. Zabierając się za nią oczekiwałem raczej długiej opowieści, traktującej w głównej mierze o łamaniu Enigmy, ale autor zaserwował coś znacznie, znacznie obszerniejszego, będącego połączeniem fikcji historycznej i thrillera, dlatego proszę zanadto nie sugerować się zaznaczonym wyżej gatunkiem.

Śledzimy wydarzenia w dwóch różnych ramach czasowych: lata II WŚ oraz końcówka XX wieku, z początku z dwóch różnych perspektyw, choć z czasem dochodzą kolejne dwie, gdzie pośród czterech tylko jedna bliższa jest współczesności. Nie opiszę, czym zajmowali się bohaterowie, gdyż zajęć mieli co niemiara i prześledzenie ich burzliwych losów zostawię Wam. To co doprawy mnie zaskoczyło, to ilość różnych państw i miejsc, które przewijają się na kartach książki; nie są one zwykłymi punktami na trasie wycieczki, ale odwiedzenie każdego z nich jak najbardziej ma sens w kontekście przedstawionej historii.

Przechodząc do samej fabuły: z początku jest ciut niemrawo i niepewnie, gdyż nie mamy zielonego pojęcia, w jaki sposób powiązane są ze sobą obie ramy czasowe. Niemrawość znika dosyć szybko, jednakże niepewność wręcz przeciwnie - i to nie ze względu na czasy akcji, a zazębiające się wątki; przez to też do niemal samego końca nie posiadamy wszystkich elementów puzzli, a co dopiero mówić o ich złożeniu. Autor serwuje istotne fragmenciki sporadycznie, ale gdy już uchyli rąbka tajemnicy, to wyraźnie czuć satysfakcję. Z innej strony bywa też chaotycznie, gdzie pomieszanie to wynika ze skakania od jednego do drugiego - pozornie zupełnie różnego - tematu na przestrzeni dosłownie tej samej strony; jest to jednak w(y)trącenie zamierzone i umiejętne, bo nawet jeżeli ciągnie się kilka stron, to czyta się je ciekawie i jak najbardziej wiąże się z przedstawionym wcześniej lub później innym zagadnieniem. Z biegiem książki takich zagrań jest coraz mniej.

Pora pochylić się nad warstwą stylistyczną: zupełnie niemało mamy tutaj opisów, całkiem przyzwoitych, swoją drogą, w odbiorze. Weźmy choćby 3-stronicowe przedstawienie prawideł stojących za spadnięciem rowerowego łańcucha z uszkodzonym ogniwem, mające pomóc zobrazować problem ze złamaniem ulepszonej Enigmy. Albo bogaty opis porównujący piłę taśmową do Vickersa; to już zakrawało o czystą poezję. Dialogi też jak najbardziej dają radę i choć czasami można odnieść wrażenie, że trącą filmowością, tak dziwnie pasuje to do tej książki. To jednak, co w dużej mierze przyczyniło się ostatecznie do wlepienia tej książce dyszki, to humor. Czy czasami zalatuje Hollywoodem? Tak. Czy bywa, że opiera się tylko i wyłącznie na siarczystym bluzgu? Owszem. Czy działa? Jak jasna cholera. Przecież kląć z klasą też trzeba umieć, a rzucanie ku⁎⁎⁎mi na prawo i lewo nie gwarantuje sukcesu. Tutaj ten konkretny aspekt został zrealizowany świetnie i nawet jeżeli żart/komizm opiera się na przekleństwie, to prowadzi do niego krótka scenka, która ma je uwypuklić i uzasadnić jego obecność. A czasem ludzie po prostu rzucają mięsem i też jest spoko.

Odkładając na chwilę wszystko powyższe na bok: ta książka jest po prostu inteligentna, zarówno przez operowanie skomplikowaną terminologią z dziedziny matematyki, kryptologii, bezpieczeństwa cyfrowego i innych, ale też przez poruszane tematy, gdzie jeden z nich, bardzo istotny, blisko związany jest z całą historią, co z początku nie wydaje się oczywiste 

Ze świecą szukać tak dobrej książki, autentycznie nie mam się do czego przyczepić. Klimaty drugowojenne - są, szyfry i tajne wiadomości - są, dobre postacie i dialogi - są, wielowątkowa, powoli, acz pięknie zazębiająca się fabuła - jest, humor - jak najbardziej obecny. Czytałem to cholernie długo, czasami było ciężko, ale doświadczenie przednie. Z całego serca polecam. 


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #nealstephenson #mag #enigma

34f9dac2-1480-4930-b355-04d9d08c241f
Greenzoll

I cyk, dodane to kolejki “do przeczytania”. Tylko to 1000 stron… rok mi to zajmie!

Cerber108

@Greenzoll stron 1000, a te gęsto zapełnione tekstem.

WujekAlien

@Cerber108 Dzięki za polecenie, brzmi jak coś, co totalnie mi rozwali TBR na maj

Cerber108

@WujekAlien z twoim tempem to max. 5 dni Ci się zejdzie.

WujekAlien

@Cerber108 raczej nie, mam 5 innych książek zaczętych i rozgrzebanych

serotonin_enjoyer

@Cerber108 No i zachęciłeś tym bardziej że już pierwsze doświadczenia z książkami pana Stephensona już mam. "Peanatema" baaardzo mi się podobała i ze swojej strony polecam.

Cerber108

@serotonin_enjoyer 2 inne jego książki już przeczytałem i było różnie, 3 kolejne czekają, ale dawkuję je sobie mniej więcej raz na rok, by za szybko się nie wyczerpały. Mam nadzieję, że MAG się zlituje i dodrukuje Cykl barokowy i faktycznie wyda coś zupełnie nowego, bo jednak w planowanych autorach jego nazwisko się pojawiło.

Zaloguj się aby komentować

Zwracam się z prośbą o poradę, bo zaraz mnie szlag trafi. Jaki możecie polecić regał na książki, który spełnia następujące wymagania:

- NIE ma środkowej sztywnej półki,

- posiada możliwość regulowania położenia półek na całej wysokości,

- jest dosyć płytki, w przybliżeniu 20cm, tj. na jedną warstwę książek,

- jest tak wysoki jak się da bez żadnych idiotycznych nakładek,

- szerokość w sumie nie jest istotna, byleby była większa niż 20cm i mniejsza niż metr,

- cena za jeden taki regał nie osiąga wartości astronomicznej.

Najbliżej tego są słupki Ikea Pax, które aktualnie posiadam; są jedynie dużo głębsze, bo przy dwóch warstwach książek zostaje jeszcze trochę miejsca. Billy mnie nie satysfakcjonuje, bo ma tę cholerną sztwyną półkę i do tego nadstawkę, bazowy model nie osiąga nawet 2m. W innych sklepach nie zauważyłem czegokolwiek, co choćby zbliżyło się do tych dwóch. Uratujcie mą udręczoną duszę.


Obrazek dla atencji.


#ksiazki #czytajzhejto #meble

de0811b4-5637-494e-bfaa-7734c7ddebfd
Gustawff

Środkowa sztywna półka jest bardzo ważna. Bez niej regał będzie niestabilny.

Cerber108

@Gustawff na moich obecnych słupkach nie urządzam małpiego gaju, w każdym mam napchane po 150+ książek i wszystko jest w porządku. Gdyby Ikea realizowała Billy'ego w rozmiarze 230cm ze środkową półką bez nakładki, to wtedy bym nie narzekał, bo mógłbym zachować układ półek tak jak w Paxie przy jak najmniejszych przerwach między górą książek a dołem następnej półki. W aktualnym Billym te przerwy miałyby po jakieś 10cm i słońce łoiłoby książki w dupę.

libertarianin

Swój zaprojektuj. Można zamówić płyty na wymiar za ułamek tego co od meblarzy i poskrecac tylko

Cerber108

@libertarianin niby tak, tylko problemem jest chęć posiadania dowolności w ustawianiu półek, a wywiercić w każdym słupku równiutko 4x80 dziurek i tak jeszcze 6 razy to jednak rzeźnia. No chyba że takie usługi też świadczą. W ostateczności może i wybiorę to rozwiązanie, jeżeli zupełnie nic innego nie uda się znaleźć.

libertarianin

@Cerber108 możesz przy zamawianiu płyt w cadzie wysłać jakie chcesz mieć dziury, my tak z żoną teraz po taniości będziemy próbować szafę do zabudowy zrobić. U stolarza 7-9k. Same płyty 1500 zl

Yossarian

Patrzcie go, billy mu nie pasuje.


Wszystkim pasuje, a temu jednemu nie.

Cerber108

@Yossarian jestem wyjątkowo specyficzny.

pvintage

@Cerber108 Jeśli mieszkasz w okolicy Lublina, to się odezwij. Tak jak kolega @libertarianin wspomniał, zamawiając płytę można od razu z nawiertami, a tak się składa, że mogę z tym pomóc.

Ewentualnie u siebie w okolicy szukaj, jeśli oferują takie usługi, to nawet nie musisz sam nic rysować, i tak będą do swojego programu musieli to przerzucić.


BTW: @Gustawff zamiast sztywnej półki można część pleców zrobić z materiału jak korpus, działa, nie tracisz regulacji, tylko w części mebla trochę na głębokości.

@Cerber108 nie rób regału szerszego niż 800 mm jeśli półki mają nic luźne. Chyba, że nie przeszkadza jak się wyginają w banana ;)

Zaloguj się aby komentować

Jako że lubię okrągłe liczby, zakończenia pewnych zmagań i zbiegi okoliczności, to postanowiłem podzielić się z dzisiejszym połączeniem powyższych. Mianowicie przyszła dziś do mnie setna książka od Vespera i jest to dopiero drugie wydawnictwo, które osiągnęło u mnie wynik trzycyfrowy (prowadzi oczywiście MAG z miażdżącą przewagą). Do tego udało mi się skompletować wszystkie 8-studowe Speed Championy, a cholerę ze zdjęcią najciężej wyhaczyć w korzystnej cenie. Wisienką na torcie jest fakt, że obie te rzeczy dotarły do mnie idealnie w rocznicę pojawienia się na tym padole rozpaczy. Tyle ode mnie.


#ksiazki #vesper #lego #speedchampions #ksiazkicerbera

9f7d1afb-a6fa-43e3-9b97-0b42084d4c7d
vredo

@Cerber108 Taguj #lego, niech widzo

Cerber108

@vredo w sumie racja, dodane.

vredo

@Cerber108 Tu się lubi Lego

Zaloguj się aby komentować

654 + 1 = 655


Tytuł: Słuchacz

Autor: Robert McCammon

Kategoria: kryminał, sensacja, thriller

Wydawnictwo: Vesper

Format: książka papierowa

ISBN: 9788377314159

Liczba stron: 372

Ocena: 6/10


Gdybym miał jednym słowem opisać tę książkę, to użyłbym określenia "zwyczajna". Dosyć zwyczajne są tu postacie; świat przedstawiony - będący odzwierciedleniem okolic Nowego Orleanu lat 30. XX wieku - siłą rzeczy również do zwyczajnych można zaliczyć, nawet jeżeli niekoniecznie często bywa eksploatowany w beletrystyce; wreszcie zwyczajna i przewidywalna jest też historia, gdzie pewne wydarzenia można z dużą dozą pewności określić z wyprzedzeniem.

Czego by nie mówić, to w trakcie lektury zahaczamy o całkiem sporo tematów: rasizm w odmianach mniej i bardziej ekstremalnej, życiowy marazm lub innymi słowy zmęczenie życiem czy też oddanie sprawie. Niektóre z nich wyszły całkiem nieźle, inne przedstawiono w sposób trochę naciągany.

Dialogi nie należą do najmocniejszych elementów tej książki; odnoszę wrażenie, że wymiany zdań pomiędzy konkretnymi osobami opierają się cały czas na tych samych frazesach.

W żadnym wypadku nie jestem też fanem elementu nadprzyrodzonego, bez którego jednak książka ta albo by nie powstała, albo też przybrałaby zgoła inną postać. Niemniej jednak po prostu nie lubię, gdy w realiach sztywno osadzonych w rzeczywistości pojawia się element spoza niej, który destabilizuje tę delikatną równowagę.

Pozycja ta nie ma podjazdu do genialnych "Magicznych lat". Nazwałbym ją swoistą zapchajdziurą, bo ani nie była nadzwyczajnie wciągająca, ani nie przedstawiła sobą czegoś doprawdy ciekawego, nie mogła się też pochwalić wybitnym aspektem językowym. Nie wiem, czy określiłbym ją jako stratę czasu, ale po przeczytaniu jej czuję się totalnie obojętnie i nie jestem pewny, czy jest sens ją polecać.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #robertmccammon #vesper #ksiazkicerbera

14c69f0e-2d1a-40fc-997a-c399bbc8ac4f

Zaloguj się aby komentować

625 + 1 = 626


Tytuł: Krwawy południk

Autor: Cormac McCarthy

Kategoria: powieść historyczna

Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie

Format: książka papierowa

ISBN: 9788308081563

Liczba stron: 448

Ocena: 6/10


Tym razem przyszła kolej na coś spoza szeroko pojętej fantastyki. W biblioteczce za dużego wyboru w tej gałęzi u mnie nie ma, więc wybór padł na McCarthy'ego, bo od niego nagromadziło się już kilka książek.

Zacznę od razu od największego zarzutu: gdzie wyodrębnienie dialogów lub po prostu kwestii mówionych i operowanie znakami z tym związanych? Ludzie w internecie tłumaczyli to po prostu stylem autora oraz pod pewnymi względami nawiązaniem do form pisanych z tamtych czasów (stąd np. słowa lub frazy klucze mówiące o istotnych wydarzeniach rozdziału, obecne na samym jego początku, będące odniesieniem do pamiętników czy też dzienników). Jasne, tylko podobno wszystkie jego książki mają tę przypadłość, a zakładam, że nie traktują o tym samym i nie dzieją się w tych samych czasach, więc jest to w mojej opinii pewne ograniczenie i niekoniecznie chlubny powód do wyróżniania się.

Odchodząc od kwestii stricte technicznych: pierwsze sto stron z hakiem jakoś źle się śledziło, dopiero później historia weszła na bardziej jednorodne tory i nawet pomimo wspomnianych wyżej niewyodrębnionych dialogów czytanie było już wtedy czynnością dalece ciekawszą. W pewnym momencie zapisałem w notatkach, że "spodziewałem się bezwstydnej, pozbawionej hamulców przemocy, a to po prostu realia", a dosłownie kilka stron później nastąpił fragment z największą masakrą w tej książce. Później również znalazło jej się sporo, ale nie była to przemoc wynikająca z jakichś głębszych przekonań, złośliwości czy zemsty, a raczej z przekonań w stylu "to po prostu indianiec" i wyzucia z człowieczeństwa. Tak jak napisałem w notatce: takie realia i wracamy do zbierania skórek. Nie wiem jaką śnieżynką trzeba być, by przerwać czytanie przez "nadmierną przemoc", choć nie można zaprzeczyć, że czyny zbieraniny są, delikatnie mówiąc, niewybaczalne.

Znaczna środkowa część książki to głównie obozowanie, gonitwy, potyczki, masakry, rozróby w miasteczkach i wynurzenia Sędziego, wszystko w pętli, i dopiero na ostatnich mniej więcej stu stronach przedstawione są kwestie odpowiedzialności i przemyśleń egzystencjalnych (zwłaszcza na samym końcu). Bodaj najbardziej podobał mi się rozdział 10., przybliżający postać Sędziego. Wspomnę jeszcze króciutkio o samym języku: owszem, bogaty i operujący odpowiednimi pojęciami, choć już porównania, metafory i opisy zanadto momentami odlatują w bezznaczeniowy i przesadzony bełkot.

Nie oczekujcie ode mnie interpretacji zakończenia, postaci Sędziego i dzieciaka, bo tego typu sprawy, zwłaszcza w tak nieoczywistych książkach, są zdecydowanie ponad moje skromne możliwości.

Na samym początku za te nieszczęsne kwestie mówione chciałem dać bardzo niską ocenę, później trochę złagodniałem i miała wylądować 7, ale żeby pozostać wiernym postanowieniu z początku, leci oczko mniej.

Generalnie jest to książka obrazowa, bezpośrednia i ciężka; błędem jest podchodzenie do niej z biegu, tak o. Nie wiem, komu ją polecić. Komuś, kto lubi obserwować czystkę rdzennych mieszkańców Ameryki? A poważniej, to osobom, które chcą zobaczyć obraz tamtych obszarów i czasów będący zupełnym przeciwieństwem słodzenia.

I powiedzcie mi: co to jest Szillela?


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #mccarthy #cormacmccarthy #wydawnictwoliterackie #ksiazkicerbera

6ab67233-0793-43c5-b469-83c603006a0c

Zaloguj się aby komentować

595 + 1 = 596


Tytuł: Odwrócony świat

Autor: Christopher Priest

Kategoria: fantasy, science fiction

Wydawnictwo: MAG

Format: książka papierowa

ISBN: 9788374806329

Liczba stron: 288

Ocena: 8/10


Cotygodniowe wynurzenia zacznę - niespodzianka - od początku. Pomijając króciutki prolog, jesteśmy świadkami wkroczenia Helwarda w poczet dorosłych członków społeczności miasta oraz obranie przez niego ścieżki kariery. Przez ok. 100 stron obserwujemy jego praktyki w jednym z cechów odpowiedzialnych za różne aspekty utrzymywania miasta na chodzie - dosłownie i w przenośni. W tym czasie bliżej poznajemy bohatera, a także znajdujemy pierwsze okruchy ogólnej tajemnicy. Generalnie ten fragment przebiega bardzo niespiesznie, ale nie ma w tym nic złego. Jedynie pod koniec wydarzenia, które opisywane wcześniejszym tempem zapełniłyby kolejne 100 stron, zostały streszczone na zaledwie kilku.

Prawdziwa jazda zaczyna się, gdy Helward wyrusza na wyprawę do dosyć odległego miejsca. Nie opiszę oczywiście, o co dokładnie chodziło, ale obserwowanie pogłębiających się abstrakcyjnych skutków i próby odgadnięcia ich przyczyn zmuszały mózg do pracy na wyższych obrotach. Ostatecznie nie jestem w stanie określić ile (nie "czy") było w tym wszystkim nieścisłości, ale wg mnie w tym przypadku liczy się unikalny efekt.

Później historia schodzi na dosyć nijakie tory, w których z jednej strony mamy palące kwestie społeczne, a z drugiej niejasne relacje. Dalej w dosyć krótkim czasie poznajemy odpowiedzi na wszystkie pytania, które, nie ukrywam, nie należą do najbardziej satysfakcjonujących. Do tego akcja urywa się - może i w pewnym ustalonym punkcie, ale jednak nagle; epilog byłby doprawdy mile widziany.

Generalnie książka pochylała się nad dosyć istotnymi zagadnieniami, do których można zaliczyć m.in. bezwzględne podporządkowanie zasadom, przetrwanie za wszelką cenę oraz prawo do wiedzy; wg mnie te trzy najmocniej zaznaczały swoją obecność w historii. Odnoszę wrażenie, że postawa protagonisty wobec nich wszystkich była, powiedzmy, niejednoznaczna.

W ogólnym rozrachunku książka bardzo mi się podobała, w głównej mierze za przedstawienie doprawdy unikalnej kreacji świata, której zgłębianie było ciekawym doświadczeniem. Wyjaśnienie tajemnicy niestety nie dowiozło, a historia od pewnego momentu traci na impecie. Tak czy siak zdecydowanie polecam, choćby dla poszerzenia sajfajowych horyzontów.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #christopherpriest #artefakty #mag #ksiazkicerbera

d00115be-7b07-4ada-a5ec-3d4e8d343392
Pouek

@Cerber108 świetna okładka

Zaloguj się aby komentować

568 + 1 = 569


Tytuł: Pół wojny

Autor: Joe Abercrombie

Kategoria: fantasy, science fiction

Wydawnictwo: Rebis

Format: książka papierowa

ISBN: 9788383380872

Liczba stron: 456

Ocena: 6/10


Po poprzednich miernych częściach do tej podchodziłem z nastawieniem "po prostu odhaczyć". Ta zdecydowanie jest najlepsza, choć i tak słaba z niej książka.

Spośród całego cyklu uświadczymy tutaj najmniej ewidentnych głupot i idiotycznych decyzji; nie zostały one wyplenione doszczętnie, ale człowiek uodpornił się na takie stężenie po końskich dawkach w dwóch poprzednich tomach.

Dylematy miłosne na początku brną w oklepane farmazony, choć później stają się ociupinkę bardziej zniuansowane. I pozostając w tym temacie: w każdej książce przynajmniej raz został wspomniany kwaśny zapach, czy to oddechu, czy to ciała w odniesieniu do płci przeciwnej. To jakieś skrzywienie? I dalej ciągnąc tematykę, choć tu już kryptycznie: w rozdziale "Odważni" i następnym autor w świetny sposób zagrał na oczekiwaniach czytelników.

Podobało mi się ukazanie płynnej moralności Yarviego, choć z drugiej strony notoryczne paplanie o "mniejszym źle, większym dobru i wszystkich ich kombinacjach", wspominane niekiedy z pretensjonalnym patosem, doprowadzało mnie momentami do szału.

Ciekawy, choć od drugiej części bardzo przewidywalny wątek tyczący się całego świata wywołał u mnie zgrzyt o tyle, że cała jego mistyka opiera się tylko i wyłącznie na nazewnictwie. Utrzymanie jego tajemniczości w ekranizacji byłoby niemożliwe.

Serii tej nie polecam. Cała historia Yarviego faktycznie jest dosyć ciekawa i niejednoznaczna, ale przedstawienie i zachowania części innych postaci, pewne elementy konstrukcji opowieści oraz wiele rozwiązań zwyczajnie urąga logicznemu myśleniu i skutecznie obrzydza lekturę.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #joeabercrombie #rebis #morzedrzazg #ksiazkicerbera

aa44bf75-d1fa-43f1-9b1a-401f34842fda
WujekAlien

@Cerber108 No nie mów, że 3 tom jest najlepszy, bo będę musiał wrócić i doczytać najpierw 2 tom

Cerber108

@WujekAlien najlepszy w tej trylogii, czyli generalnie dalej słaby. W sumie zabawne, bo jak zerknąłem na Reddita w poszukiwaniu bratnich dusz jadących po tym "utworze", to ludziom najmniej się podobał właśnie tom 3., a cała seria większości przypadła do gustu. Jakiś lustrzany wszechświat.

Zaloguj się aby komentować

513 + 1 = 514


Tytuł: Pół świata

Autor: Joe Abercrombie

Kategoria: fantasy, science fiction

Wydawnictwo: Rebis

Format: książka papierowa

ISBN: 9788383380865

Liczba stron: 452

Ocena: 3/10


Ostrzegam uprzejmie, że będą nieoznaczone spoilery.

Jeszcze nigdy nie spotkałem się z taki Głupim (specjalnie z wielkiej) początkiem jakiejkolwiek historii: pod koniec pierwszego rozdziału dziewczyna podczas ostrego sparingu przeciwko trzem chłopakom przez przypadek zabija jednego z nich; fechmistrz - z typowym dla poślednich książeczek cliffhangerowym patosem - ogłasza ją morderczynią. Ten fragment był tak bezgranicznie głupi, że gdybym nie miał zasady każącej kończyć mi zaczęte książki, to rzuciłbym to cholerstwo po pierwszych kilku stronach. Później jest jeszcze lepiej: wspomniany mistrz fechtunku złożył raczej niepełne zeznania; jeden ze świadków zajścia - inny młody wojownik - udał się do ministra, by przedstawić swoją wersję wydarzeń. A ten co mu odpowiedział? Parafrazując: "Aha, czyli zrzuciłeś na mnie ciężar swojej wiedzy, bym to ja miał dodatkowy problem z podjęciem lub zmianą decyzji. Spadaj, mam lepsze rzeczy do roboty". Czyli człowiek, który ma zajmować się m.in. sprawą rozstrzygania morderstw narzeka, że musi zajmować się rozstrzyganiem morderstw. Tego dnia straciłem niejedną szarą komórkę.

Jakiś czas później, mniej więcej w połowie książki, jeden z członków załogi zabił sześciu przeciwników, ale z jakiegoś powodu paść trupem musiało w sumie siedem osób, no i zamiast wybrać kogoś z dogorywających na polu bitwy oponentów, to dobił rannego towarzysza. Co to ma być? W następnym rozdziale wyjaśniono wygodnie, że i tak by nie przeżył. Naturalnie.

Pomijając skasztaniony ponad wszelkie wyobrażenie początek, największym problemem tej książki jest jej brnięcie w stereotyp YA, a mianowicie osiąganie przez nastolatków absolutnego mistrzostwa w jakimś fachu lub wyczynów uważanych powszechnie za niemożliwe nawet dla dorosłego, który w danym temacie się specjalizuje, i to w przeciągu kilku miesięcy. Napiszę o co chodzi, bo z góry zakładam, że nie będziecie czytać tego kompostu:

- główna bohaterka ze zwykłej uczennicy wywijania mieczem zamienia się po kilku miesiącach treningów pod pieczą absolutnie paskudnej baby w arcymistrzynię władania ostrzem. To jakaś interpretacja Stachu Jonesa, który wyszkolił ją w jeden księżyc?

- główny bohater w pewnym momencie, w wyniku niefortunnego ciągu wydarzeń, jest jedyną osobą utrzymującą przenoszony lądem okręt od zjazdu ze wzgórza. Jeden, może i dopakowany, ale wciąż młodzik.

- młodsza siostra bohatera odkrywa nowy sposób wytopu stali i w ciągu mniej niż roku z czeladniczki zamienia się w mistrzynię, która odbiera zamówienia od króla, ale nie wiem jakim cudem nadąża z produkcją, skoro nikomu nie ufa z zawierzeniem nowej metody.

Reszta książki przebiega dosyć standardowo, postaci z pierwszej książki mają jednak trochę większy udział w wydarzeniach niż się pierwotnie spodziewałem, a wielopoziomowa intryga i sieć powiązań znowu jest jedynym wartościowym elementem tej pozycji. Zapomniałem w sumie wspomnieć o wątku miłośnym z cylku "przeciwieństwa się przyciągają, ale jednak nie, ale jednak tak". Dziewczyna jest ze wszech miar okropna, w moich oczach zupełnie nie zasługuje na momentami niezdecydowanwgo i nierozgarniętego, ale jednak bardzo porządnego chłopaka, a gdyby nie daj boże zamienić ich rolami, to ryk, kwik i niesmak docelowych odbiorców byłyby przepotężne.

Podsumowując, wszystkie ww. Bolączki (znowu celowo z wielkiej) urągają inteligencji czytelnika i zwykłej logice. Absolutnie nie polecam. Cierpię, byście Wy nie musieli.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #joeabercrombie #rebis #morzedrzazg #ksiazkicerbera

5974b7af-b4cf-4e18-8312-8c0a5ef09f87
WatluszPierwszy

@Cerber108 To jest trochę chore, ale bardziej lubię czytać o złych książkach niż o dobrych

Cerber108

@WatluszPierwszy coś w tym jest.

Zaloguj się aby komentować

457 + 1 = 458


Tytuł: Pół króla

Autor: Joe Abercrombie

Kategoria: fantasy, science fiction

Wydawnictwo: Rebis

Format: książka papierowa

ISBN: 9788383380582

Liczba stron: 400

Ocena: 5/10


Postaram się nie pisać wypracowania, tak jak mi to czasem wychodzi, ale generalnie książka charakteryzuje się cechami - w moim mniemaniu - typowego YA (a piszę "w moim mniemaniu", bo pełnokrwistego YA nie czytałem, nie zamierzam i wszystko opiera się na moich uprzedzeniach wobec tego podgatunku [dosłownie i w przenośni]):

- podejście do miłości/zauroczenia. Chłopak pierwszy raz spotyka przyrzeczoną wcześniej jego bratu, a teraz jemu samemu dziewczynę, znajduje z nią cienką nić porozumienia i po wyjeździe z miasta wspomina ją jak długoletnią partnerkę. A później, w sytuacji pełnego napięcia, od którego zależy jego życie, zwraca szczególną uwagę na nikłe zmarszczki i zapach oddechu oraz myśli o pocałunku dziewczyny, która w danej chwili ma władzę nad jego losem. No litości;

- pełno one-linerów i "ciętych" ripost w stylu komentowania "ale jestem zmęczony" "jak się tobą zajmę, to wtedy dopiero poznasz definicję słowa «zmęczony»". Raz na jakiś czas - czemu nie, ale umieszczanie tego na dosłownie każdej stronie męczy i żenuje;

- wątpliwe i głupie decyzje postaci. Pod tym względem największy dysonans odczułem w końcowej części książki, po największym twiście, który został mi skutecznie obrzydzony właśnie przez wyciągnięte ni stąd, ni zowąd wybory;

- infantylność, naiwność i małostkowość postaci. Niby dorośli ludzie, a czasami zachowują się jak najgorsze bachory. Pod pierwszy z wymienionych rzeczowników podpiąłbym jeszcze godne pożałowania "retrospekcyjne porady" chłopka-roztropka, które bohater przypomina sobie w różnych momentach, wywołujące u mnie swoją banalnością salwy śmiechu i skręty kiszek jednocześnie.

- to już nie przypadłość podgatunku, a tej książki. Główny bohater ma zniekształconą rękę i z tego powodu nazywają go pół-mężczyzną. Niestety, jeżeli raz na 10 stron nie pojawi się słowo lub określenie zawierające "pół", robiące z protagonisty ofiarę losu lub czytelnikom papkę z mózgu, to jest to 10 stron straconych. 

Najlepszym elementem książki jest jej wielowarstwowa intryga, która w istocie potrafi człowieka zaskoczyć oraz momentami zdumiewająca sieć powiązań. Nienajgorsza jest też powstała w pewnym momencie drużyna, choć notoryczne przerzucanie się wspomnianymi ripostami działa na nerwy. Na plus stosunkowo zamknięta struktura powieści, pozwalająca na zakończenie przygody z tym światem na niniejszej pozycji - kontynuacja ma nowych bohaterów, a co poniektórzy z tej książki grają co najwyżej role drugoplanowe.

Książka w ogólnym rozrachunku mierna i wątpię, żeby stan ten poprawił się w częściach kolejnych. Nie polecam.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #joeabercrombie #morzedrzazg #rebis #ksiazkicerbera

0b961127-38a8-43d8-9e0f-1f9b3bd7fa06
bori

@Cerber108 A cóż to jest to YA?

Cerber108

@bori young adult, czyli, jak sama nazwa wskazuje, nurt skierowany do młodzieży.

inty

Wybacz ale nie czytam nic z tego wpisu bo właśnie wczoraj zacząłem ją czytać. Kupiłem jakiś czas temu na przecenie w Auchan

Są jeszcze 2 ksiażki w serii.

Cerber108

@inty wczoraj zacząłem drugą i pierwsze dwa rozdziały to kopalnia wysokiej próby debilizmów.

WujekAlien

@Cerber108 Przeczytałem 1 tom, dałem mu 6/10, ale po 50 stronach 2 tomu porzuciłem pomysł czytania tej trylogii

JustKebab

@Cerber108 Przeglądając kolejne punkty miałem wrażenie, że czytam swoją opinię na temat Ostrza z Pierwszego Prawa ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Zaloguj się aby komentować

416 + 1 = 417


Tytuł: Kukułcze jaja z Midwich

Autor: John Wyndham

Kategoria: fantasy, science fiction

Wydawnictwo: Rebis

Format: książka papierowa

ISBN: 9788383382470

Liczba stron: 248

Ocena: 8/10


Książka już od pierwszych stron przekonała mnie do siebie formą narracji (oraz stylem jej prowadzenia), będącą właściwie relacją z wydarzeń, czasem zasłyszanych od kogoś innego.

Mamy tu do czynienia z incydentem z nieznanym obiektem i niewyjaśnionymi właściwościami przestrzeni w roli głównej. Po czasie wychodzi na jaw, że praktycznie wszystkie zdolne do tego kobiety doznały niepokalanego poczęcia. I tutaj pojawia się pierwszy i właściwie ostatni zgrzyt, którego jednakże znaczenie z czasem narasta, dlatego nie będę opisywał jego późniejszych objawów, a jedynie te początkowe. Mianowicie: czemu całe miasteczko nie znalazło się pod kloszem? Czemu ciężarne nie zostały zgarnięte pod obserwację 24/7? Czemu nikt nawet nie pomyślał o aborcji? Wydaje mi się, że jeżeli kilkadziesiąt kobiet zachodzi jednocześnie w niewyjaśnioną ciążę, to nie mamy do czynienia z normalną sytuacją i nic dobrego z tego nie wyniknie. Chodziło o "PR", prawo, moralność? Tematy te są swoją drogą poruszane, ale nikt nie dochodzi do jednoznacznej konkluzji.

Kontynuując ten wątek: Zellaby - pisarz, jeden z moich ulubionych archetypów postaci (czyli konkretny dziadek) oraz chyba swoisty awatar autora - raczy swoich rozmówców - i w rezultacie czytelników - najróżniejszymi dywagacjami, których tematyka pokrywa się z obecnymi na kartach książki wydarzeniami, a później ewoluuje wraz z ich rozwojem, poczynając choćby od zagadnienia, o którym pisałem w poprzednim akapicie, poprzez naturę prawa (oraz pod pewnym względem prawo natury), a kończąc na ewolucji cywilizacji. Są oczywiście obecne również inne osoby, większość "jednorazowych", kilka istotnych (w tym narrator), ale nie ma wątpliwości, że to właśnie Zellaby jest personą w tej książce najistotniejszą.

Doprawdy interesująca i wartościowa pozycja, choć nie ukrywam, że z chęcią zapoznałbym się z wersją, gdzie rząd nie bałby się pobrudzić sobie rąk. Pomijając nawet ten kulośnieżny zgrzyt, który mogę jedynie zwalić na mój światopogląd, to po niniejszą książkę zdecydowanie warto sięgnąć.

Aha, okładka jest paskudnym przykładem paskudnego użycia AI i nic mojego zdania nie zmieni. Myślicie, że dlaczego ręce są ukryte?


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #johnwyndham #rebis #papierowywehikulczasu #ksiazkicerbera

de20e9bf-7eb6-4f44-8eaf-f18a98e8a631

Zaloguj się aby komentować

398 + 1 = 399


Tytuł: Nigdziebądź

Autor: Neil Gaiman

Kategoria: fantasy, science fiction

Wydawnictwo: MAG

Format: książka papierowa

ISBN: 9788374806626

Liczba stron: 384

Ocena: 7/10


Do Gaimana, a raczej jego twórczości, byłem uprzedzony już od pierwszej przeczytanej książki. Chodzi chyba o pewną pretensjonalność, podszytą sztuczną nonszalancją. Było to w poprzednich czterech, jest obecne i w piątej. Po prostu jakoś mnie to wewnętrznie irytuje.

Szybko wspomnę jeszcze, że przy okazji czytania zbioru z gębą autora na okładce, gdzie zawarty został kawałek "Jak Markiz odzyskał swój płaszcz" (obecny swoją drogą i tutaj, jako dodatek po głównym daniu), wyraziłem chęć przeczytania innej historii z markizem - cóż, to jednak nie to samo.

Historia zaczyna się zwyczajnie, lecz nie musimy długo czekać na zawiązanie akcji prowadzącej do głębi Londynu i innego świata. Po drodze poznajemy całkiem sporo postaci, z których każda ma w opowieści swoje miejsce i znaczna większość z nich nie pojawia się tylko jeden raz. Przyznam niechętnie, że spora część środka książki pod pewnym względem wleciała jednym okiem i wyleciała drugim. Wątek podjąłem ponownie mniej więcej w 3/4 historii, gdyż wtedy zaczęły wyjaśniać się całkiem istotne kwestie, ale dostrzegłem tam pewne elementy, które niezbyt mi pasowały, lecz by je przybliżyć muszę posłużyć się SPOILERAMI:

.

.

.

.

.

- mnisi mieli rzekomo oddać klucz wedle własnego uznania co do stanu Inslingtona, a nie w ramach gierki. To jednak nie była przecież jakaś błaha sprawa. No ale kto im zabroni.

- poinformowanie drużyny "nie należało do ich (mnichów) obowiązków". Ponownie - bohaterowie udali się go (Inslingtona) uwolnić, ale fakt, że jest diabelsko (zamierzone) groźny nie był aż tak istotny, by im o tym wspomnieć. Taki tam szczególik.

- jeżeli Portyk wiedział o spaczeniu Anioła, to czemu nie powiedział o tym Drzwi osobiście, zamiast polegać na pamiętniku?

.

.

.

.

.

KONIEC SPOILERÓW

Mimo wszystko czytało się to całkiem nieźle, bodaj najlepiej z dotychczasowych książek autora. Najbardziej podobał mi się ostatni rozdział, będący kulminacją przemiany bohatera i ugruntowaniem go jako nowej osoby. No i nie można zapomnieć o mającym tu miejsce, jakże satysfakcjonującym prztyku w nos.

Za te irytujące gaimanowe manieryzmy ocena taka, a nie inna. Gdyby wyszło to spod pióra kogokolwiek poza faktycznym autorem, to ocena byłaby zapewne o oczko wyższa.


No i na deser, z cyklu przywalania się do szczegółów: biliony na str. 185, w odniesieniu do wieku wszechświata, zostały przetłumaczone dosłownie zamiast prawidłowo - na miliardy. No chyba że to jakieś twórcze wyolbrzymienie.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #neilgaiman #mag #ksiazkicerbera

fa9be857-5ada-4622-a2c2-2cbb0e0e152f
Barcol

@Cerber108 mi sie podobało [spoiler] że na targ szli jakimś magicznym mostem śmierci co skończyło się zgubą Amastazji MIMO ŻE FINALNIE TEN JARMARK I TAK ODBYWAŁ SIE W NORMALNYM MIEJSCU LONDYNU I MOGLI TAM IŚĆ NORMALNIE XD

Cerber108

@Barcol oczywiście tylko idąc na ten targ mogłeś zginąć, inne miały bezpieczne trasy dojścia.

Zaloguj się aby komentować

356 + 1 = 357


Tytuł: Grobowiec. Zaraza

Autor: Jakub Bielawski, Paweł Ciećwierz, Bartłomiej Grubich, Grzegorz Kopiec, Maciej Krzywiński, Sebastian Królikowski, Dawid Lipski, Konrad Możdżeń, Łukasz Radecki, Tomasz Sablik, Kamil Staniszek, Wojciech Uszok, Krzysztof Wroński, Anna Maria Wybraniec, Robert Ziębiński

Kategoria: horror

Wydawnictwo: Vesper

Format: książka papierowa

ISBN: 9788377313732

Liczba stron: 548

Ocena: 7/10


Jak to bywa u mnie ze zbiorami, maznę kilka słów na temat każdego tekstu, który się w środku znalazł.

"Wdowi tom" ma to, co w krótkich formach bardzo lubię: jednozdaniową puentę na samym końcu. Rosnące uczucie niepokoju, a potem występowanie rzeczy niewytłumaczalnych zostało świetnie zrealizowane. Poza tym bardzo przyjemny język.

"Zaraza" to bardzo przyziemna historia, ze zwykłymi ludźmi, zwykłymi przypadkami, która dzięki temu jeszcze bardziej ze mną rezonowała.

"Nomen nominandum" - krótko mówiąc: bardzo przewidywalne i raczej powtarzalne. Ostatni utwór z działu traktującego o przeszłości; szkoda, że było ich tak mało.

"Wielka noc", w dużym skrócie, przeszła od niewiedzy, poprzez niepokój, niechęć i popapranie aż do zupełnej przesady, wszystko to okraszone nutą wieśniactwa i okrucieństwa. Gdyby skończyło się wcześniej, to byłoby w porządku, tak to autor się zagalopował.

"Recykling" w każdym calu emanuje brudem, zepsuciem i korupcją; niestety, tak jak tekst poprzedni, odlatuje w pewnym momencie za daleko w odmęty nadnaturalne. Przyznam jednak, że porównanie i metafora na przedostatniej stronie stworzyły dziwnie uzupełniający się duet i, chcąc nie chcąc, by doszło to do skutku, elementy fantastyczne faktycznie musiały być tutaj obecne.

"Uwęglenie bytu". Nie podobało mi się, napisane dziwnym, chaotycznym stylem, z podziałem na "role", którego nie rozumiałem. Sam rdzeń historii może i ciekawy, ale właściwie ledwie liźnięty i dziwnie zrealizowany.

Ze "Schlesierthalem" mam problem. Z jednej strony mamy do czynienia z tekstem napisanym z perspektywy pierwszej osoby, dosadnie, gładko, tak jakby ktoś obok po prostu opowiadał (bo i tak było); szybko się to wchłaniało. Sama historia wciąga od pierwszych stron, dalej jest tylko lepiej i autor trafia w odpowiednie tony. Jednakże z drugiej strony jest to mini-kontynuacja innej książki autora i trochę mi to śmierdzi, bo nie ukrywam, że wygląda mi to po prostu na swoisty baner reklamowy.

"Co było, minęło" na początku, przez swoją przyziemność, zapowiadało się na coś opowiadającego o mnogości emocji związanych z początkiem pandemii, ale ponownie, w pewnym momencie, historia zeszła na dziwne tory, z których z każdym słowem coraz mniej rozumiałem.

"Pocztówka z wakacji" przedstawia temat wirusa w zupełnie normalnym sposób. Napisana jest w poprawny sposób, który docenia się bardziej po przeczytaniu twistu, gdzie ten z kolei jest wg mnie wymyślony trochę na siłę, byle tylko dopasować go do reszty tekstu. Tutaj kończą się teksty o "teraźniejszości", choć przeskok jest raczej łagodny.

"Nagła śmierć" jest bezwzględnie najlepszym utworem tego zbioru. W przerażająco wiarygodny sposób ukazano tutaj niewyidealizowane życia kilku osób i jak zmieniały się one wraz z rozwojem sytuacji. Nie szło tu uświadczyć żadnych elementów nadnaturalnych, psychopatycznych czy psychodelicznych, a jedynie zwykłą ludzką, później już upadłą, naturę w niepojętej sytuacji. Dawno się tak nie wciągnąłem; tak jak tego konkretnego dnia miałem zakończyć czytanie mniej więcej w połowie rzeczonego tekstu, tak wciągnąłem całość, bo po prostu musiałem poznać zakończenie - przyznam, że całkiem dobitne i w sposób przewrotny sensowne. Przyczepię się tylko do jednego elementu: ludzie, których losy śledzimy zaskakująco często na siebie wpadają.

"Oko zbielało" podsumuję następująco: zniszczony świat, gdzie łowczy na zlecenie Loży polują na chorych; im ktoś przed upadkiem był bogatszy, tym bardziej w stylu Mortal Kombat serwujemy mu śmierć. Popieprzony kawałek.

"Choreomania" to z kolei praktycznie jeden wielki opis tła ze szczątkowymi wydarzeniami, będący jednocześnie metaforą "czegoś". Pretensjonalna nuda.

"Zaczęło się od gwiazd" zalicza się do tej grupy, gdzie przedstawiony jest proces upadku ludzkości, choć w tym wypadku zawiodły wszystkie środki komunikacji, więc upadek ten był bardzo kameralny. Generalnie wg mnie historia wymaga minimalnego zawieszenia niewiary, ale tak to czyta się całkiem dobrze.

"Wszyscy kiedyś byliśmy ludźmi" cierpi na przypadłość "nieciekawe z definicji, bo na końcu zbioru", poza tym było dosyć przewidywalne - spodziewałem się konkretnego zakończenia i niewiele się pomyliłem.

"Garstka proszku" to z kolei najbardziej osobiste kilka stron (dosłownie) w tym zbiorze. Może i napisane trochę chaotycznie - koniec końców obserwujemy dziadka gotowego na śmierć - ale jego zwierzenia są całkiem dojmujące.

Powiem tak: nie da się stworzyć zbioru, gdzie każdy tekst pasowałby każdemu; przecież nie da się tak zrobić nawet z pojedynczym utworem. Mamy tutaj szerokie spektrum jakości, choć zupełnej tandety na szczęście brak, co najwyżej nuda lub nie najlepiej wykorzystane pomysły. Można przeczytać dla zapoznania się z bardzo odmiennymi podejściami autorów do tematu, dosłownie lub metaforycznie odnoszącymi się do zarazy, a jeżeli to Was nie kręci, to warto przeczytać choćby "Nagłą śmierć", "Zarazę", "Schlesierthala" i "Wdowi dom" - te najbardziej mi się podobały. W innych najczęściej przeszkadzało mi niepotrzebne wprowadzanie elementów nadprzyrodzonych lub idiotycznych twistów.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #vesper #horror #ksiazkicerbera

b001d0dc-b20f-4d60-ab60-6d35b00b5ddf

Zaloguj się aby komentować

309 + 1 = 310


Tytuł: Maszyna różnicowa

Autor: William Gibson, Bruce Sterling

Kategoria: fantasy, science fiction

Wydawnictwo: MAG

Format: książka papierowa

ISBN: 9788374801867

Liczba stron: 384

Ocena: 8/10


Całkiem niezła książka z ciekawym światem przedstawionym różniącym się od naszego wynalezieniem maszyn analitycznych napędzanych parą, które to zmieniają układ sił i kierunek rozwoju społeczeństwa. Historia podzielona jest na perspektywy trzech osób (następujące po sobie, nie przeplatane) plus swoiste dopiski, wycinki z gazet, listy i wreszcie epilog.

Pierwszy z tych rozdziałów, w którym obserwujemy krótki epizod z życia córki ważnej niegdyś persony, jest zdecydowanie najmniej angażujący - i na szczęście krótki - choć pod koniec książki wydarzenia tu przedstawione zyskują pewną wagę.

Następne kilka rozdziałów, stanowiących główną - w mojej opinii - treść książki, przedstawia wydarzenia, które spotkały Edwarda Mallory'ego w roku 1855 - na początku niepozorne, później jednak niepokojące i z czasem przedstawiające sobą niemałe zagrożenie dla stabilności Londynu, Imperium czy nawet części świata, gdyby łańcuch przypadków potoczył się doprawdy niefortunnie.

Ostatni rozdział poznajemy z perspektywy postaci poznanej na stronach wcześniejszych i stanowi on właściwie przygotowanie do epilogu.

Ten z kolei poprzedzony jest wspomnianymi już dopiskami różnej postaci traktującymi o losach lub przeżyciach ważnych osób, które przewinęły się przez karty książki. Sam epilog zamyka ładnie jeden wątek, jednakże inne nie i pozostawia to pewien niedosyt.

Przechodząc teraz do kwestii jakości: jak już wspomniałem, rozdziały pierwszy i ostatni stanowiły tylko wstęp i zakończenie, ale rzeczy najciekawsze działy się oczywiście w środku. Płynnie przechodzimy od przedstawienia bohatera, odmienionego Londynu i istotnych ówcześnie spraw poprzez zawiązanie tajemnicy, wstępne śledztwo i niepokój, aż po przewrót, wzięcie spraw w swoje ręce i jazdę bez trzymanki. Czasami odnosiłem wrażenie, że rzeczy pędzą nieznacznie za szybko, ale póki trzymały się one ram świata przedstawionego, to nie narzekałem zanadto. Była tu też obecna scena jakże uwielbianego przeze mnie opisowego dymania, ale paradoksalnie została ona utrzymana w konwencji i mieści się w ramach powieści - jakby to nie zabrzmiało. Bohater - dżentelmen - ma z powodu całej sytuacji moralniaka, obie strony zachowują się pruderyjnie, a i pada propozycja rzeczy w tamtych czasach nie do pomyślenia: lodzika. Jeżeli już autorzy mają takie fragmenty zamieszczać, to niech robią to w ten sposób, tj. z sensem, a nie jak w "Lunie", "Ilionie" czy "Żelaznym smoku", czyli obscenicznie. Podoba mi się również styl odzwierciedlający Londyn XIX wieku; nie jest to może poziom "Drooda", ale w żadnym wypadku nie wybija z immersji. Jako że na temat wiktoriańskiej Anglii guzik wiem, to masa ciekawostek musiała mnie ominąć, bo kilka znanych nazwisk jednak rzuciło się w oczy, ale umiejscowienie ich w konkretnym miejscu w prawdziwym świecie i tym tutaj to już zadanie nie dla mnie. Do tego tytułowa maszyna różnicowa oraz inne wynalazki nie stanowiły tak istotnego i wyczuwalnego elementu w świecie jakby można sie było spodziewać, a szkoda.

Z chęcią przeczytałbym obszerniejszą wersję tej książki, poszerzoną o nowe i rozwinięte wątki oraz z bardziej satysfakcjonującym zakończeniem. Dotychczas jedna z lepszych Uczt. Dla miłośników klimatów steampunku, XIX-wiecznego Londynu i spisków politycznych książka jak znalazł. Byłby z tego niezły serial, a nawet - pokuszę się o stwierdzenie - gra w stylu The Order 1886.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #williamgibson #ucztawyobrazni #mag #ksiazkicerbera

7c887754-4abd-43ef-ab65-0f0f6757a36c

Zaloguj się aby komentować