#papierowywehikulczasu

5
28

1211 + 1 = 1212


Tytuł: Więcej niż człowiek

Autor: Theodore Sturgeon

Kategoria: fantasy, science fiction

Wydawnictwo: Rebis

Format: książka papierowa

ISBN: 9788381882897

Liczba stron: 280

Ocena: 6/10


Co do tej książki mam bardzo mieszane odczucia, a powiem nawet inaczej: nie jestem do końca pewny, co wobec niej czuję.

Opowiada ona o grupce dzieci i osób na granicy dorosłości posiadających różne nadludzkie moce w stylu teleportacji, telekinezy, sugestii i wywołania amnezji, odczytu wiedzy itd., które to z biegiem czasu wpadają na siebie i formują grupę o iście symbiotycznych właściwościach.

Niemal wszystkie postacie są lub stają się wyrzutkami, doświadczyły konfliktów rodzinnych (które jednak były ledwie skutkiem ubocznym, a nie bezpośrednim rezultatem posiadania unikalnych umiejętności), czy też nie potrafią dopasować się do społeczeństwa na zwyczajnych zasadach. I to było niezłe; autor ukazał osobiste problemy, które dotknęły niektóre postacie lub osoby z ich bliższego otoczenia. Na wspomnienie zasługuje również język, zupełnie różny od tego, czego można by się spodziewać po pozycji należącej do Wehikułu czasu. Nie jest on suchy czy techniczny, a wręcz przeciwnie; znajdzie się tu trochę ciekawych porównań czy opisów, a rozmowy wychodzą całkiem naturalnie - najlepszym tego przykładem nazwałbym wizytę Gerarda u doktora.

Jednakże, pomimo wszystkich tych dobrych elementów, za nic nie potrafiłem się w opowiadaną historię zaangażować, zupełnie mnie ona nie wciągnęła i nie jestem w stanie konkretnie powiedzieć dlaczego, choć zdaję sobie sprawę, że to dobra książka. Może chodzi o pewne poszatkowanie perspektyw, o chaos narracyjny, o zagmatwane ciągi przyczynowo-skutkowe? Albo o brak choćby mglistego pojęcia o kierunku, w jakim to wszystko zmierzało i tym samym niemożliwym było zakotwiczenie się w opowieści? Nie wiem, choć bodaj z czystej ciekawości przeczytam ją sobie jeszcze raz za jakieś 10 lat i zobaczę, co z ponownej lektury wyciągnę.

Sądzę, że warto się z tą książką zapoznać, choćby dla wyrobienia własnego zdania.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #theodoresturgeon #papierowywehikulczasu #rebis #ksiazkicerbera

c9244635-edad-4d4d-89d1-c7967ea9a0cf

Zaloguj się aby komentować

416 + 1 = 417


Tytuł: Kukułcze jaja z Midwich

Autor: John Wyndham

Kategoria: fantasy, science fiction

Wydawnictwo: Rebis

Format: książka papierowa

ISBN: 9788383382470

Liczba stron: 248

Ocena: 8/10


Książka już od pierwszych stron przekonała mnie do siebie formą narracji (oraz stylem jej prowadzenia), będącą właściwie relacją z wydarzeń, czasem zasłyszanych od kogoś innego.

Mamy tu do czynienia z incydentem z nieznanym obiektem i niewyjaśnionymi właściwościami przestrzeni w roli głównej. Po czasie wychodzi na jaw, że praktycznie wszystkie zdolne do tego kobiety doznały niepokalanego poczęcia. I tutaj pojawia się pierwszy i właściwie ostatni zgrzyt, którego jednakże znaczenie z czasem narasta, dlatego nie będę opisywał jego późniejszych objawów, a jedynie te początkowe. Mianowicie: czemu całe miasteczko nie znalazło się pod kloszem? Czemu ciężarne nie zostały zgarnięte pod obserwację 24/7? Czemu nikt nawet nie pomyślał o aborcji? Wydaje mi się, że jeżeli kilkadziesiąt kobiet zachodzi jednocześnie w niewyjaśnioną ciążę, to nie mamy do czynienia z normalną sytuacją i nic dobrego z tego nie wyniknie. Chodziło o "PR", prawo, moralność? Tematy te są swoją drogą poruszane, ale nikt nie dochodzi do jednoznacznej konkluzji.

Kontynuując ten wątek: Zellaby - pisarz, jeden z moich ulubionych archetypów postaci (czyli konkretny dziadek) oraz chyba swoisty awatar autora - raczy swoich rozmówców - i w rezultacie czytelników - najróżniejszymi dywagacjami, których tematyka pokrywa się z obecnymi na kartach książki wydarzeniami, a później ewoluuje wraz z ich rozwojem, poczynając choćby od zagadnienia, o którym pisałem w poprzednim akapicie, poprzez naturę prawa (oraz pod pewnym względem prawo natury), a kończąc na ewolucji cywilizacji. Są oczywiście obecne również inne osoby, większość "jednorazowych", kilka istotnych (w tym narrator), ale nie ma wątpliwości, że to właśnie Zellaby jest personą w tej książce najistotniejszą.

Doprawdy interesująca i wartościowa pozycja, choć nie ukrywam, że z chęcią zapoznałbym się z wersją, gdzie rząd nie bałby się pobrudzić sobie rąk. Pomijając nawet ten kulośnieżny zgrzyt, który mogę jedynie zwalić na mój światopogląd, to po niniejszą książkę zdecydowanie warto sięgnąć.

Aha, okładka jest paskudnym przykładem paskudnego użycia AI i nic mojego zdania nie zmieni. Myślicie, że dlaczego ręce są ukryte?


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #johnwyndham #rebis #papierowywehikulczasu #ksiazkicerbera

de20e9bf-7eb6-4f44-8eaf-f18a98e8a631

Zaloguj się aby komentować

1166 + 1 = 1167


Tytuł: Ogród Ramy

Autor: Arthur C. Clarke, Gentry Lee

Kategoria: fantasy, science fiction

Wydawnictwo: Rebis

ISBN: 9788383381381

Liczba stron: 576

Ocena: 6/10


Dostaliśmy, wg mnie naturalnie, lepszą książkę niż poprzednio, do tego nie kręci się ona głównie wokół jednego tematu, a jest podzielona - zależy jakie kryteria przyjąć - na 3 do 5 okresów.

Bodaj najwięcej zgrzytów miałem na samym początku, gdy trójka bohaterów odleciała w nieznane i najwidoczniej pewne naleciałości po zidioceniu drugiej części jeszcze wisiały w powietrzu. Kręciło się to wokół delikatnego tematu reprodukcji przy ekstremalnie ograniczonej puli osób. Myśląca przyszłościowo Nicole wpierw spłodziła dzieci z Richardem, z którym wcześniej się spiknęła, ale by "urozmaicić" pulę wpadła na pomysł powicia dzidziusia z Michaelem. No i przechodząc do sedna problemów, których źródłem byli sami w sobie panowie: Richard był kolosalnie zazdrosny na samo wspomnienie tego pomysłu (z jednej strony zrozumiałe mając na uwadzę jego przeszłość, z drugiej strony powtarzam - niecodzienna sytuacja); z kolei u Michaela połączenie stosunkowo podeszłego wieku i świętojebliwości nie pozwalało mu dygnąć. Gdy już jednak doszło do czego dojść miało, okazało się, że chłopak będzie opóźniony w rozwoju; teraz moglibyśmy przejść do obszernej dyskusji czy powinna była dokonać aborcji, czy też nie, ale powoli zamienia się to w streszczenie - koniec końców młody normalnie przyszedł na świat, ale faktycznie potrzebował specjalnej uwagi. Podsumowując: w tym wątku największy problem miałem z brnięciem w zaparte każdej z dorosłych postaci. Później rodzina się powiększała, dzieci nabierały charakteryzujących ich cech, trwały dalsze badania Ramy, a cel podróży był coraz bliżej.

Następujących później okresów nie będę mocno przybliżał, bo stanowią one swoiste "mięsko" tej książki, napiszę tylko trochę o ostatnim. Po jakimś czasie poznajemy nowe postacie poboczne, ich przeszłość oraz zbliżającą się przyszłość; generalnie nie czytało się tego źle. Trochę później stajemy się świadkami starego jak świat motywu: nieważne co, gdzie i jak ludzie zrobią pozytywnego, to i tak prędzej czy później prymitywna natura gatunku doprowadzi rzeczone przyjemne rzeczy do upadku i degradacji. Czy można to było zrealizować lepiej i przedstawić w bardziej sensowny sposób? Jak najbardziej. Czy przekaz jest momentami łopatologoczny, momentami z kolei niekoniecznie jasny i zmuszający do myślenia? Owszem.

Generalnie ta część cyklu jest lepsza chyba pod każdym względem od poprzedniej. Dzieje się więcej, ale przede wszystkim różnorodniej, do tego nie uświadczymy już idiotów z IQ większym niż 99,999% populacji; główna trójka - poza początkami - ogarnęła się pod tym względem. Jeszcze ewentualnym zgrzytem mogłyby być senne majaki Nicole, zaskakująco solidnie wyciągające ją z opresji. Do tego sama droga, która doprowadziła do wystąpienia ostatniego z nich była wyjątkowo deus ex machinowa.

Książkę, o dziwo, umiarkowanie polecam, choć czy warto przebrnąć przez część poprzednią, by dotrzeć do tej? Raczej nie.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #arthurcclarke #rebis #papierowywehikulczasu #ksiazkicerbera

fe07759c-54e5-49a5-a538-790897766211
Budo

@Cerber108 Rama to dziwna seria. Czytałem ją bardzo dawno temu jako młodzian i podobała mi się, ale miałem wtedy bezkrytyczne podejście do literatury i dużo wolnego czasu, więc podobało mi się wszystko xD

Kiedyś odświeżę sobie dzieła Clarke'a i Ramę pewnie też. Dzięki za recenzję.

Cerber108

@Budo dziwna jak jasna cholera, każda część kładzie nacisk na zupełnie różne rzeczy.

d_kris

@Budo Miałem podobnie ale nie zamierzam wracać. Clarke bardzo chciał odpowiedzieć na "wielkie pytanie o życie, wszechświat i całą resztę" ale moim zdaniem wyszło mu słabo. Są lepsze pomysły i ciekawsze koncepcje niż to co zaprezentował w Ramie.

Zaloguj się aby komentować

1102 + 1 = 1103


Tytuł: Rama II

Autor: Arthur C. Clarke, Gentry Lee

Kategoria: fantasy, science fiction

Wydawnictwo: Rebis

ISBN: 9788383380490

Liczba stron: 544

Ocena: 4/10


W legendach o mierności kolejnych części Ramy było nie ziarno, a cała garść prawdy.

Kardynalną wadą jest tutaj kreacja oraz przedstawienie postaci, a także pewne założenia.

Jakim sposobem przygotowanie misji kosmicznej na tak bezprecedensową skalę mogło zostać tak dokumentnie spartaczone pod kątem załogi. Wydaje mi się, że drużyna wysłana na trwające kilka miesięcy badanie obcego statku powinna jednak być bardziej jednorodna, zgrana i profesjonalna. Tak to w skład wchodzą m.in. dziennikarka i rzecznik prasowy, którzy przed wylotem sprzedali prawa do relacji całej wyprawy, facet, który sfałszował (!) badania kardiologiczne, a zrobił to, bo bardzo, ale to bardzo mu zależało na udziale w misji, narcyz oraz szajbus. No po prostu wesoła gromadka, ale czy jej miejsce powinno być razem w kosmosie? Czy doprawdy w całej populacji nie było ludzi bardziej "godnych", czy może taki to urok przełomu wieków XXII i XXIII, gdzie tego typu postępowanie nie rodzi zdziwienia. W ogóle cały ten skład to pretekst do lania wody: cały czas się kłócą, obrażają, sprzeciwiają i generalnie zachowują się jak dzieci. Niby zostali określeni jako ludzie inteligentni, a jednak - chyba że był to owoc desperacji - zaczęli w pewnym momencie historii dawać wiarę wizjom zobaczonym przez jedną z członkiń wyprawy po wypiciu mikstury otrzymanej od wodza wioski czy innego mistrza ceremonii.

Ucierpiała też, ale tylko nieznacznie, wizja niesamowitości Ramy. Trochę wytrącającym z równowagi fragmentem było odnalezienie komputera obcych, działającego na nieznacznie innej zasadzie, ale jednak, z drugiej strony wizyta w muzeum to jedna z lepszych scen (a jej implikacje również są ciekawe). Niby odkrywamy nowe rzeczy, ale brak tutaj atmosfery panującej w jedynce. Po prostu za mało było tutaj traktowania o niezrozumieniu Ramy, zamiast tego autorzy woleli bawić się w retrospekcje i roztrącanie wydarzeń z bliższej lub dalszej przeszłości pewnych postaci.

I tak przechodzimy dalej. Niektóre z tych rozdziałów faktycznie przedstawiają ciężkie tematy, ale zostało to zrealizowane po łebkach, w sposób suchy i nieangażujący do tego stopnia, że nie da się ich brać na poważnie. Prym tutaj wiedzie Francesca, której od praktycznie samego początku życzyłem rychłego spotkania z kostuchą. Jak już mówiłem, postacie często zachowują się niczym bachory, tym samym język też nierzadko jest nacechowany infantylnie.

Dziwne również było przedstawianie scen "z życia wziętych" w początkowej cześci książki, by potem bez żadnego ostrzeżenia czy choćby wyjaśnienia od razu przenieść nas w pobliżej Ramy.

Książka zupełnie pogrążona przez dobór obsady i jej wspaniałe cechy oraz skupienie się na aspektach, które zupełnie nie interesują ludzi sięgających po tego typu pozycję. Mimo wszystko czytało się to zaskakująco sprawnie, a ostatnie rozdziały nawet trzymały poziom, no ale to zdecydowanie za mało, by mówić o lekturze choćby poprawnej.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #arthurcclarke #rebis #papierowywehikulczasu #ksiazkicerbera

c3404b74-25d6-40dd-9945-f9eb66856694
d_kris

zgadzam się z oceną 4/10, w późniejszych tomach wcale nie robi się lepiej. Parę koncepcji była ok ale całość wyszła jako tako. Spojlerować nie zamierzam ale głównego wyjaśnienia po co ten statek się pojawił nie kupuje.

Hilalum

@Cerber108 to bardzo dobrze, że się za to nie zabierałem. W ogóle nie widzę sensu kontynuacji jedynki.

Cerber108

@Hilalum cierpię, byście wy nie musieli.

Marchew

Dziękuję za recenzję, prawie kupiłem.

Zaloguj się aby komentować

1089 + 1 = 1090


Tytuł: Spotkanie z Ramą

Autor: Arthur C. Clarke

Kategoria: fantasy, science fiction

Wydawnictwo: Rebis

ISBN: 9788383380131

Liczba stron: 280

Ocena: 8/10


Pan Clarke zaserwował nam bardzo sympatyczną książkę traktującą o pierwszym kontakcie z pozaziemską technologią.

Otrzymujemy dosyć sprawne przedstawienie odkrycia anomalii, niedowierzania i krótko potem niepewności przemieszanej z nutą strachu, aż wreszcie podjęcia działań mających na celu kontakt bezpośredni. Od tego momentu śledzimy działania drużyny kapitana Nortona, z małymi jedynie przerwami na krótkie dyskusje specjalistów z zarządu ds. Ramy dywagujących nad istotnymi w danym momencie historii sprawami.

W całkiem przyjemny i naturalny sposób zostało przedstawione obcowanie zespołu z czymś zupełnie obcym i poza jego pojmowaniem, a z drugiej strony próby radzenia sobie z tym poprzez przyporządkowywanie konkretnym rzeczom/zjawiskom/obiektom cech lub nazw znanych z życia codziennego.

Niewielka długość rozdziałów (co osobiście lubię) pozwala tym mocniej wybrzmieć częstym rewelacjom następującym we wnętrzu Ramy i, szczerze powiedziawszy, spełnia to swoją rolę.

Do tego świat przedstawiony, pomimo niewielkiej objętości książki, jest może i z jednej strony tylko zarysowany, ale z drugiej - paradoskalnie - barwny: skolonizowany Księżyc, na którym swoją drogą obradują jajogłowi ds. Ramy, oczywiście Mars, do tego zamieszkałe księżyce gazowych olbrzymów oraz poszczególne większe asteroidy znajdujące się pod ich jurysdykcją, a na deser szaleńcy z Merkurego bogacący się na piekielnym wydobyciu cennych surowców.

Postacie raczej na pewno nie zapadną w pamięć, ale złe pod żadnym pozorem też nie są: mamy oczywiście kapitana Nortona, miłośnika kapitana Cooka, jego kumpla - skupionego Mercera, medyk Laurę itd. W trakcie lektury każdy znajduje swoje miejsce, a o to chyba chodzi?

Książka nie jest może niesamowicie głęboka, ale przedstawienie pierwszego kontaktu wychodzi jej świetnie i w inny niż zwykle sposób. Czyta się sprawnie, mini-cliffhangery zostały zrealizowane umiejętnie - po prostu mi się podobało.

Zobaczymy jak będzie z kolejnymi, niesławnymi częściami.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #rebis #papierowywehikulczasu #arthurcclarke #ksiazkicerbera

2a7dd491-ef2f-43dd-88d0-895c54c31e94
GazelkaFarelka

@Cerber108 Trzymajcie się Ramy to się nie posramy

pierdonauta_kosmolony

@GazelkaFarelka

No właśnie nie bardzo. Po przeczytaniu "Spotkania" lepiej się nie trzymać serii.

Cerber108

@pierdonauta_kosmolony o tym już niedługo.

Zaloguj się aby komentować

834 + 1 = 835


Tytuł: Przestrzeni! Przestrzeni!

Autor: Harry Harrison

Kategoria: fantasy, science fiction

Wydawnictwo: Rebis

ISBN: 9788380626089

Liczba stron: 288

Ocena: 3/10


Nie wiem za bardzo o czym ta książka ma być, co powinna przekazywać, ani nawet po co istnieje. Myślałem, że będzie to po prostu krótka historia o walce ludzkości o zasoby na dosyć dużą skalę, a koniec końców motyw ten przewija się zaledwie parę razy - jako sceny, a nie dłuższe epizody.

Fabuła to też dziwny misz-masz, zwłaszcza pod koniec. Na początku - jak to zwykle bywa - rzeczy mają się dosyć sensownie, a poza tym dopiero zapoznajemy się z sytuacją. Potem wszyscy dostają małpiego rozumu po zobaczeniu laski dzianego hochsztaplera, później naturalnie rodzi się romans między nią a głównym bohaterem i tak jak wstępnie twierdzi, że "zupełnie nie obchodzi mnie twoja sytuacja materialna", tak później zaczyna zachowywać się jak rozwydrzony dzieciak (wg mnie po części tak jest) i nie potrafi przyjąć do wiadomości faktu, że jeżeli nie chce wylądować na ulicy wśród najgorszego elementu, to jej facet musi latać do roboty, nawet jeżeli oznacza to niemal ciągłą jego nieobecność, wytłumaczoną zresztą niepokojami w mieście.

Spotykamy też pewnego pseudo-proroka wierzącego w nadejście armageddonu wraz z nastaniem nowego tysiąclecia. Przedstawia biblijne przepowiednie oraz inne znaki, które nas samych przekonują, żeby w to uwierzyć. Tylko czekałem, aż w nowy rok nastąpi jakieś nagłe załamanie, niespodziewana zapaść, ale nie - "szczęśliwego nowego roku, można się rozejść". I na tym książka się kończy.

Tutaj, podobnie jak w "Obcym w obcym kraju", sytuację może nie ratuje, ale umila dziadek - tym razem Solomon. Energiczny, kąśliwy i dosyć samodzielny weteran, z którym swoją drogą związany jest jeden "ukryty" przekaz tej książki tj. kontrola urodzeń. Przy jednej z rozmów z lalą protagonisty odpala się na ten właśnie temat i ciągnie to dobre kilka stron. Później nawet idzie - pierwszy raz w życiu - na demonstrację, by poprzeć swoje racje.

Dziwna książka, dziwne i nagłe wydarzenia zakrawające o brak pomyślunku i opieranie się na przypadku, dziwne zachowania niektórych osób. Szczerze powiedziawszy nie polecam. I tak zdradziłem trochę fabuły, ale właściwie nic nie tracicie. Przynajmniej dialogi nie są aż tak drewniane.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #papierowywehikulczasu #rebis #harryharrison #ksiazkicerbera

67073426-233f-4513-8e72-74d2892b8e67

Zaloguj się aby komentować

549 + 1 = 550


Tytuł: Non stop

Autor: Brian W. Aldiss

Kategoria: fantasy, science fiction

Wydawnictwo: Rebis

ISBN: 9788380625983

Liczba stron: 296

Ocena: 5/10


Kolejny staroć na koncie (1958), w którym niestety więcej rzeczy nie zagrało niż to zrobiło. Zacznę jednak od aspektu, który całkiem mi się podobał, mianowicie bolesnej szczerości i brutalnej (czasem dosłownie) bezpośredności w stosunkach między członkami wyprawy z początku książki. Prowadzi to do ciekawych wymian zdań, zwłaszcza że wtedy nie wiemy jeszcze nic o świecie przedstawionym i możemy, jako czytelnicy, jedynie teoretyzować razem z drużyną. No i Marapper jest tak specyficzną postacią, że nie da się go w ten dziwny sposób nie lubić.

Teraz do rzeczy nieudanych, a jest ich sporo. Po pierwsze: dosyć szybko zapoznani zostajemy z kilkoma określeniami na różnych nieznanych mieszkańców świata. Wyjaśnienie tego byłoby spoilerem, ale wystarczy powiedzieć, że rozwiązanie tej kwestii było cholernie niesatysfakcjonujące. Po drugie: członkowie wyprawy - z protagonistą na czele naturalnie - praktycznie bez problemów dogadują się z dominującą społecznością i uzyskują w niej pewną decyzyjność. Po trzecie: bohater niepojętym sposobem rozkochuje w sobie najbardziej niedostępną babkę na dzielni. Po czwarte (zwłaszcza póżniej): ludziom zmieniają się charaktery i wzorce ich typowych zachowań. Po piąte: nie wiemy o co właściwie chodzi ze zwierzętami. Po szóste (i kardynalne): za szybko to wszystko pędzi. Niektórym powyższym zarzutom można by zaradzić poprzez danie fabule czasu na nabranie oddechu i rozwinięcie się swoim tempem. W obecnej formie wszystko przebiega absurdalnie szybko i nie czuć swoistego zapracowania na postępy.

Ponownie - pomysł ciekawy, ale realizacja kiepska, zarówno pod względem warsztatowym, jak i zaplecza fabularnego świata przedstawionego. Zmarnowany potencjał, choć zapewne swego czasu nie kłuło to tak w oczy. Paradoksalnie, nie czytało mi się tego tak źle jakby to mogło wynikać z powyższego wpisu. Dziwna sprawa.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #rebis #papierowywehikulczasu #brianwaldiss #ksiazkicerbera

6693d946-263b-4570-b694-9481d963896c

Zaloguj się aby komentować

746 + 1 = 747


Tytuł: Drzwi do lata

Autor: Robert A. Heinlein

Kategoria: fantasy, science fiction

Wydawnictwo: Rebis

ISBN: 9788381880251

Liczba stron: 261

Ocena: 5/10


Typowy przykład staroszkolnego sajfaj - krótko, acz zwięźle, bez zbędnego certolenia, kwiecistych opisów, dzieją się tylko rzeczy istotne.

Na początku pogmatwana jest trochę chronolgia wydarzeń, tak że właściwie nie wiedziałem, czy to retrospekcja, wspomnienie, czy czasy obecne. Metody dążenia do pewnych celów i sposoby uzyskiwania pomocy przez bohatera były często mocno naciągana i bardzo wygodne. Przedstawienie w tej książce podróży w czasie oferuje jeszcze inny sposób wyjaśnienia tego lubianego przeze mnie w popkulturze fenomenu: paradoksy nie występują, ponieważ w innym wypadku już by wystąpiły i los robi wszystko, aby do nich nie doszło.

Na minus nadmierne do porzygu kociarstwo autora i protagonisty, wraz ze wszystkimi tego następstwami. Idiotyczne było również pragnienie 11-latki, by wyjść za mąż za bohatera. On sam miał też do niej niepokojący pociąg.

Książka po prostu do przeczytania, ot, kolejny przedstawieciel starego sci-fi.

(A dlatego wybrałem ją na ostatnią pozycję w roku, bo chcę już powrotu lata, a nie panowania tej abominacji zwanej zimą).


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.vercel.app/


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #rebis #papierowywehikulczasu #robertaheinlein

68f31787-4a32-4d86-be40-f3319fa2c697

Zaloguj się aby komentować

550 + 1 = 551


Tytuł: Koniec Wieczności

Autor: Isaac Asimov

Kategoria: fantasy, science fiction

Wydawnictwo: Rebis

ISBN: 9788381885904

Liczba stron: 264

Ocena: 7/10


Bez wstępu: pierwsza połowa książki nie była zbyt ciekawa, natomiast niemal dokładnie w środku akcja poważnie się zagęściła, a plot-twist gonił plot-twist. Mam słabość do wszelkich utworów z różnych dziedzin, które w jakiś sposób poruszają tematykę podróży w czasie. Lubię patrzeć, jak poszczególni autorzy podchodzą do tego zagadnienia oraz obserwować ich próby radzenia sobie z paradoksami i problemami, które czasem sami tworzą. Również inny motyw, związany właśnie z podróżami czasowymi, był niezmiernie ciekawym spojrzeniem na możliwość zmiany wydarzeń, ale nie zamierzam o nim pisać i psuć lektury innym czytelnikom. Ogólnie sam wiek książki (niemal 70 lat) pozwala spojrzeć z innej perspektywy nie tylko na ówczesne wyobrażenia na temat podróży w czasie, ale też po prostu na zagadnienia naukowe i technologiczne, gdzie szczytem w przenoszeniu danych była folia perforowana (co wywołuje naturalnie uśmieszek).

Polecam - szybko się czyta, druga połowa jest gęsta, oferuje bardzo ciekawe przemyślenia, o których nie chciałem pisać, no i oczywiście zawiera podróże w czasie.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.vercel.app/


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #rebis #papierowywehikulczasu #asimov

f886ba38-2b1b-4927-a65d-2d8aa86f284a
Budo

@Cerber108 dodana do listy, dzięki za wpis. Lubię Aasimova i liczę na dobrą lekturę

Zaloguj się aby komentować

469 + 1 = 470


Tytuł: Ziemia trwa

Autor: George Rippey Stewart

Kategoria: fantasy, science fiction

Wydawnictwo: Rebis

ISBN: 9788381883269

Liczba stron: 424

Ocena: 8/10


Bardzo ciekawa, niepozorna książka. Stara się w stosunkowo realistyczny sposób przedstawić starania grupki ocalałych w odbudowie lub przynajmniej przetrwaniu cywilizacji. Miałem kilka zgrzytów co do szybkości zachodzenia lub po prostu możliwości niektórych procesów jak drzewa i bujne trawy przejmujące ulice po zaledwie kilku miesiącach po zniknięciu ludzkości, papier toaletowy dostępny po kilkunastu latach czy obecność pitnej wody w kranach przez kilka lat.

Jednym z bardziej interesujących elementów tej lektury jest niechęć bohatera do ludzi "nieinteligentnych, nie przejawiających chęci do zdobywania wiedzy lub po prostu nie dążacych do jakiegokolwiek rozwoju - którym pasuje obecny stan rzeczy", często czuje się od nich lepszy. W pewnym stopniu się z tym utożsamiam; kto nigdy nie pomyślał przykładowo "ach, on ogląda Trudne sprawy/Barwy szczęścia/inny telewizyjny badziew, co za idiota, ja raczę się tylko Nolanem i Tarantinem", "ooo, ile można grać w Fifę, ja pykam tylko w niszowe jrpgi" lub "co za prostak, od tego disco polo uszy więdną, tylko klasyka" niech pierwszy rzuci kamieniem. Czy to słuszne podejście? Wszystko zależy od człowieka (no ale Trudne sprawy itp. faktycznie są szkodliwe). Protagonista również, przez lata, weryfikuje swoje poglądy co do tej sprawy.

Jest to przyjemna książka, szybka w czytaniu, z przesłaniem. Tak po prawdzie to polecam każdemu.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.vercel.app/


#bookmeter #czytajzhejto #ksiazki #rebis #wehikulczasu #papierowywehikulczasu

945bfba5-42a9-499d-a5ac-8cbcfcebf935

Zaloguj się aby komentować

KLH

Wydawało mi się, że 30 stycznia było zimniej.

100lem

@KLH Lata 30. ( ಠ ͜ʖಠ)

KLH

@100lem (Ech... ) No, lato to rozumiem. Liście na drzewach i w ogóle.

alaMAkota

@KLH i błoto. Wszechobecne błoto

Zaloguj się aby komentować

1860, Warszawa: Wieśniacy z Wilanowa pod kościołem Wizytek


Fot. Karol Beyer


#papierowywehikulczasu #fotografia #historia #warszawa

621a7c2f-ab5b-4850-85cd-2086cca56f48
macgajster

@BenAli głupota ludzka wciąż mnie zadziwia, a źródło zaufane ¯\_(ツ)_/¯ Dopuszczam możliwość, że swoim komentarzem próbujesz zaprzeczyć tej historii, bo możesz znać ją z bliższej perspektywy : >

BenAli

@macgajster każdy kto powtarza miejskie legendy powołuje się na zaufane źródła. Legendy o słoikach, o warszawce, o nuworyszach są zwykle przesadzone a najczęściej wymyślone.


Nie wiem, czy byłeś kiedykolwiek na miasteczku. Jeśli nie to przejdź się kiedyś - rychło zrozumiesz, dlaczego to co piszesz jest zupełnie niedorzeczne. Żeby nie było - mnie to nie boli osobiście, bo tam nie mieszkam, ale mieszkam niedaleko, więc czesto tam biegam, czy skoczę do fryzjera. Osiedle jak każde inne. Tyle że więcej dzieci i młodych ludzi, a mniej emerytów. No i dość spory sajgon, więc gwarantuje Ci, że nikt na kuriera w aucie nie zwróci uwagi. Tym bardziej, że te osiedla są dość obudowane i w ogóle trudno zlustrować co kurier w samochodzie je. Zresztą nikogo to nie obchodzi. Jadłem tam hot doga z żabki i nikt mnie nie sekował xd


Jeśli jednak byłeś i nadal w to wierzysz, to pozostaje mi tylko uczulić Cię na przyszłość i życzyć wyrobienia aparatu krytycznego.

Hans.Kropson

@100lem To ci chlopi panszczyzniani z ksiazek Janickiego, co to sie nie myli I dwa razy w roku jedli mieso.

Zaloguj się aby komentować

Krym, 1852: Asystent fotografa Marcus Sparling, na wozie, w którym znajdowała się mobilna ciemnia fotograficzna. Autorem zdjęcia jest Roger Fenton, którego fotografie z wojny krymskiej są uważane za pierwszy w historii fotoreportaż wojenny.


#papierowywehikulczasu #historia #fotografia #krym

edbf7f26-2f0f-4bb6-8845-264be4243138
pol-scot

E @Paczelok zoba jak się koń flesza wystraszył

Zaloguj się aby komentować

Giban

@ZielonkaUno. @R8Ozd25vIENpxJkgdG8gb2JjaG9kemk @pol-scot Toż to troll, albo debil, bo wg niego pis jest cacy, ukraina zła, a tak w ogóle to śmiercionki i szczypawki. Już dawno mam go na czarno

pol-scot

@Giban to półgłówek, też mi kiedyś podpadł

DOgi

@pol-scot a ja go lubię

Zaloguj się aby komentować

plemnik_w_piwie

Niesamowite są te stare zdjęcia 3D. Szkoda, że się nie przyjęły.

Zaloguj się aby komentować

1863: Anna Pustowójtówna - powstaniec (powstanka?) styczniowy/a


#historia #powstaniestyczniowe


#fotografia


#papierowywehikulczasu


(Polona)

250ce2bf-ab08-4a0b-9fdf-d8a46b5364cf
furyat

@100lem osoba powstańcza

Zaloguj się aby komentować

Man_of_Gx

Uroda Niemek onieśmiela nawet po tylu latach.


Gx

Zaloguj się aby komentować

1911: Polak w stroju szlacheckim


https://www.hejto.pl/tag/historia#historia #fotografia


#papierowywehikulczasu


(PAUart)

521536f2-2dc0-4f3c-9a0a-1278b1f484be
BrakMonitora

@tellet Nom najważniejszymi ludźmi w kraju, którzy go bronili oraz mieli moc decyzyjną to był Heniek z Mysłowic i Zenek z Obsranic Dolnych i to do nich trzeba się odnosić w narodowym etosie.

tellet

@BrakMonitora tak właśnie było, a jak chciałbyś coś jeszcze dodać, to "wolne! Nie pozwalam" i sobie gadaj zdrów xD

Nawet konstytucję przepchali taktycznie, jak częś sprzedajnych szlacheckich kurew była poza sejmem.


No ale potem "wspaniali magnaci co lepiej wiedzieli co dobre dla kraju" zrobiła to co takie sprzedajne śmiecie potrafią robić najlepiej:


Grupa polskich magnatów, która od początku była przeciwna Konstytucji, do której należeli Szczęsny Potocki, Ksawery Branicki i Seweryn Rzewuski poprosiła cesarzową Katarzynę II o interwencję i przywrócenie im przywilejów, które zostały zniesione na mocy Konstytucji.

BrakMonitora

@tellet Sprzedawanie swojego kraju to baza, sprzedałbym polakistan za 50 euro.

Zaloguj się aby komentować

1911: Said Mir Muhammed Alim Chan, ostatni emir Buchary (państwo istniało w l. 1500-1920)


fot. Siergiej Prokudin-Gorski, zdjęcie barwne z epoki


#historia #fotografia #papierowywehikulczasu

68c13828-33c0-4155-b11d-a6d80d99a7bb
100lem

@Michal9787 Żaden Boczek a emir w mordę jeża!

GBruno

Gdyby żył to zapytałbym go gdzie sprzedają najlepsze kebaby...

OrzeszQ

@100lem Ślepi jesteście. To szejk SUQ-MADIQ

Zaloguj się aby komentować

Następna