#naopowiesci

26
260

Dzień dobry wieczór się z Państwem,
Powolutku zbliżamy się do końca kolejnej edycji zabawy #naopowiesci, w której nie dość, że wystąpić miały "żywioły", to jeszcze koleżanka @KatieWee zażyczyła sobie nawiązania do halloween. Pomysłów przez moją głowę przewinęło się kilka, kilka z nich próbowałem nawet ugryźć, ale okazały się ciężkostrawne. Wiadomo jednak, że te najlepsze mają w zwyczaju przychodzić do nas w kabinach. Zazwyczaj chodzi o kabiny prysznicowe, ale w moim przypadku zbawienna okazała się kabina nieco inna - kabina windy. Stało się to kiedy wracałem z pracy. Wsiadłem do środka, nacisnąłem przycisk i właśnie jak za naciśnięciem magicznego przycisku pojawił się on - Karol. Zapraszam zatem Państwa do przejażdżki windą. Z Karolem.


Pozwolę sobie tylko przypomnieć, że na zwycięzcę czeka nagroda w postaci wybranej książki. Do końca października mamy jeszcze kilka dni, więc jeśli ktoś się zagapił to jest jeszcze trochę czasu na napisania opowiadania. Gorąco zachęcam.


--------------
Winda


Nim księżyc w trzynastym znajdzie się nowiu,

Tak się wydarzy jak Ci przepowiem,

Cztery w ofierze oddasz mi dusze,

A żywiołami im zadasz katusze!


30 października, piątek, późny wieczór, centrum Warszawy


Karol skończył pracę zdecydowanie później niż planował. Wszyscy jego współpracownicy już dawno wyszli do domu, ale on uparł się, żeby przed końcem tygodnia dopieścić raport dla zarządu. Inaczej myślałby o nim przez cały weekend, a chciał mieć wolną głowę na jutrzejszej imprezie halloweenowej.


Po raz ostatni sprawdził liczby w tabelkach, przeczytał podsumowania i swoje wnioski, zapisał plik i wyłączył komputer. Dopił ostatni łyk zimnej już kawy, rozejrzał się po pustym biurze i udał się w kierunku windy. Wyglądało na to, że poza nim na całym piętrze nie było żywej duszy. A może nawet i w całym budynku? Wsiadł do eleganckiej kabiny, wcisnął przycisk posyłając windę na parter i wyjął telefon, żeby zamówić taksówkę.


Po przejechaniu kilku pięter winda zatrzymała się z cichym, melodyjnym dźwiękiem. Wyświetlacz pokazał piętro numer 20. Drzwi rozsunęły się bezszelestnie i do środka wsiadł młody, na oko trzydziestokilkuletni, mężczyzna. Karol oderwał na chwilę wzrok od swojego ekranu i obrzucił wsiadającego krytycznym spojrzeniem. Współpasażer wyglądem zupełnie nie pasował do eleganckiej przestrzeni biurowej, w której się znajdowali. Ciemnozielone spodnie typu bojówki, bluza z kapturem i ciężkie wojskowe buty były totalnym przeciwieństwem korporacyjnego dresscode’u. Do tego krótkie, ostrzyżone na kilka milimetrów włosy, kilkudniowy zarost i nieprzyjemny kwaśny zapach potu, tytoniu i jakiegoś smaru albo oleju dopełniały niechlujnego obrazu.


– Dobry wieczór. Na dół? – zapytał szorstkim głosem mężczyzna

– Dobry wieczór. Tak, na parter – Karol przywołał uprzejmy uśmiech i zrobił krok w tył, dyskretnie zwiększając dystans od przybysza.


Kiedy drzwi windy zasunęły się, chłopak poczuł znajome i znienawidzone uczucie duszności. Zirytował się, że astma, na którą chorował wybrała sobie akurat taki moment, żeby mu dokuczyć. Pomyślał, że to pewnie z powodu całotygodniowego stresu. Jakby tego było mało, to - chociaż nie miał klaustrofobii - obecność tego surowego człowieka spowodowała, że kabina wydała mu się nagle niesamowicie ciasna. Zapach też nie pomagał.


Przygładził nerwowo klapy marynarki i wyjął z kieszeni mały inhalator. Zaciągnął się głęboko i odczekał chwilę, aż sterydy poradzą sobie z atakiem choroby. W tym momencie kabiną nagle szarpnęło. Karol zaparł się o ściany, a trzymane w rękach telefon i inhalator poleciały gdzieś pod nogi. Światło zamrugało kilka razy, po czym zapanowała całkowita ciemność.


– Co do k⁎⁎wy?! – rzucił w ciemność


Jakby w odpowiedzi na jego pytanie winda gwałtownie poszybowała w dół, a jemu żołądek podskoczył do gardła. Nawet nie zdążył krzyknąć, gdy po jakiejś sekundzie spadania, zadziałały automatyczne hamulce, a kabina zatrzymała się, kolejnym szarpnięciem wbijając go w podłogę. W niemal absolutnej ciszy, słychać było jedynie krótki szarpany oddech Karola i drugi, bardziej regularny - współpasażera.


– Nic panu nie jest? - usłyszał pytanie z ciemności

– Nie, a panu?

– Też chyba nie.


Karol stęknął podnosząc się na kolana. Zaczął po omacku szukać na podłodze telefonu, którego chciał użyć jako latarki, jednak zanim zdążył go namierzyć wyświetlacz windy ożył napisem ERROR: 666, rozświetlając przy tym wnętrze niepokojąco czerwoną poświatą.


Przez moment walczył na czworakach z oddechem, ale po kilku chwilach udało mu się w końcu trochę uspokoić i wyrównać rwaną respirację. Widać sterydy wciąż działały.


Zebrał się w sobie i usiadł pod ścianą, podciągając kolana pod brodę. Sięgnął po telefon, który leżał w samym rogu kabiny. Po przeciwnej stronie, współpasażer również siedział na podłodze z nogami skrzyżowanymi “po turecku” i przyglądał mu się z dziwnym jak na okoliczności spokojem.


– Nie denerwuje się pan? – zapytał Karol

– Trochę.

– Zadzwonię po… Chociaż może lepiej niech pan zadzwoni – pokazał mężczyźnie roztrzaskany i martwy ekran swojego telefonu

– Niestety. Zostawiłem telefon w samochodzie. Wróciłem na górę tylko na chwilę, żeby zostawić papiery.

– Pan tu pracuje? – w pytaniu Karola dało się słychać lekkie powątpiewanie

– Nie wyglądam, prawda? – zaśmiał się w odpowiedzi mężczyzna – Pracuję w obsłudze technicznej.

– Super, czyli zaraz nas pan stąd wydostanie?

– Sami się nie wydostaniemy. Ktoś z zewnątrz musi nas wyciągnąć.

– Długo to potrwa?

– Ciężko powiedzieć. Jest piątek wieczór, wszyscy już skończyli pracę, a to wygląda na jakąś poważną awarię zasilania.


Zdawszy sobie sprawę, że pewnie najbliższe kilka godzin spędzą w zamknięciu, obaj zamilkli. Mijały kolejne, długie minuty, aż w pewnym momencie mężczyzna niespodziewanie się odezwał. Mówił ze spuszczoną głową, tak że Karol nie był pewien czy ten człowiek mówi do siebie, do niego, czy po prostu po to, żeby zagłuszyć krępującą i złowrogą ciszę.


– To moja wina. Ale na szczęście to wszystko się dzisiaj skończy… – zaczął cicho, patrząc na swoje buty

– Co jest pana winą? I co się skończy? – zapytał Karol, zupełnie nie rozumiejąc

– Zaczęło się równo rok temu. W Halloween. Wracałem wieczorem do domu, kiedy po piętrach mojego bloku poprzebierane dzieciaki biegały od drzwi do drzwi za słodyczami. Na jednym z pięter spotkałem taką kolorową grupkę diabłów czy innych zombie, dobijającą się do mieszkania, które byłem pewien, że od lat stało puste. Nawet chciałem im zwrócić uwagę, że nie ma sensu czekać, ale ku mojej konsternacji drzwi się otworzyły i stanęła w nich starsza pani z miską cukierków. Dzieciaki rozszabrowały ile się dało i pobiegły dalej, a ja postanowiłem przywitać się z nową sąsiadkę. Ale kiedy tylko ich śmiechy ucichły gdzieś wyżej, kobieta złapała mnie za nadgarstki z taką siłą, że nie mogłem się oswobodzić, spojrzała na mnie oczami, które nagle nabiegły krwią, jakiś dziwny grymas wykrzywił jej twarz i głosem, który brzmiał tak, jakby ktoś gwoździem skrobał po szkle, wyrecytowała mi prosto w twarz:


Nim księżyc w trzynastym znajdzie się nowiu,

Tak się wydarzy jak Ci przepowiem,

Cztery w ofierze oddasz mi dusze,

A żywiołami im zadasz katusze!


Po czym bez słowa mnie puściła i zanim zdążyłem się otrząsnąć zniknęła, zatrzaskując mi drzwi przed nosem.

– Urojenia starej baby z demencją.

– Tak samo sobie pomyślałem. Następnego dnia próbowałem nawet z nią porozmawiać, ale nikt w mieszkaniu nie otwierał, a sąsiedzi zarzekali się, że żadnej starszej pani nikt nigdy nie widział. A później zaczęły wydarzać się te dziwne wypadki.

– Wypadki?

– Bo widzi pan, niecały rok temu to ja pracowałem na budowie. Dobra fucha, dobre pieniądze. Mam… Miałem uprawnienia operatora koparki. Przygotowywaliśmy przyłącza do nowego osiedla pod Warszawą. Rutynowa robota. Kończyliśmy robić wykop. Rów jak rów… W pewnym momencie jednemu z chłopaków wydało się, że zauważył na dnie wiązkę kabli. Wie pan, jak się zerwie koparką taki światłowód to problemów od groma, przestój w robocie bo trzeba czekać aż połatają, a to zaraz pompuje koszty. I można się z premią pożegnać. Nawet jeśli to nie z naszej winy, bo na planach nic nie było. No więc zanim się zorientowałem to ten chłopak zeskoczył na dół i żeby się upewnić zaczął grzebać w ziemi łopatą. Listopad, ziemia mokra, ciężka i to, co chwilę wcześniej zrzuciłem na bok, to wszystko się w jednej chwili osypało. I zagrzebało go żywcem. Zanim zdążyliśmy go odkopać to już nie żył. Koszmarny widok. Całe usta wypełnione czarną ziemią.

– Makabryczne! Ale przecież to nie pańska wina – Karolowi zaczęło się robić gorąco, więc zdjął marynarkę, poluzował krawat i rozpiął ciasny kołnierzyk koszuli.

– Niby nie moja. Prokurator też stwierdził, że to był nieszczęśliwy wypadek. Ale takie rzeczy zostają w głowie. Człowiek się zastanawia i gryzie. Czy nie za blisko zrzucił tę ziemię? Czy koparki przypadkiem nie ruszył? Wtedy zmieniłem pracę i poszedłem do wodociągów. Też na koparkę. W lutym, jak ścięły mrozy dostaliśmy wezwanie do awarii w centrum miasta. Strzelił łącznik rewizyjny, trzeba było rozkopać ulicę i go wymienić. Wykop głęboki bo stare budownictwo, a kiedyś to głębiej rury kładli. Wodociągi wodę odcięły, stary łącznik chłopcy zdemontowali i wymienili na nowy. Jak wszystko było już na miejscu, dokręcone, to żeby sprawdzić szczelność powoli przywrócono ciśnienie w instalacji. Na szczęście wszystko było ok. Nawet cieszyliśmy się, że temat ogarnięty w niecałe trzy godziny. Teraz wystarczyło wyciągnąć koparką ten stary łącznik i zadzwonić po drogowców, żeby ulicę załatali. Ta kupa żelastwa miała ponad półmetra średnicy i ważyła ze 200kg. A że mróz, ręce zmarznięte, palce sztywne, to ktoś niedokładnie zahaczył łańcuch na łyżce koparki… A może to ja za mocno szarpnąłem… Fakt, że zawór się zerwał poleciał w dół i spadł na rurociąg uszkadzając rurę. Woda wystrzeliła, bo była już pod ciśnieniem. Z trzech, którzy byli na dole, dwóch się uratowało. Trzeci zaczepił się o coś butem… Widziałem jak strumień wody lał mu się prosto w twarz, a on się szarpał i nie mógł się uwolnić. Utopił się w tej dziurze.

– Chryste - Karol zaczął ponownie czuć lekkie duszności, aż kropelki potu wystąpiły mu na czoło.

– Wtedy przypomniałem sobie słowa tej staruchy. Wie pan, te o ofierze z czterech dusz i o zadawaniu cierpienia żywiołami. Może się pan ze mnie śmiać, ale pierwszego chłopaka zasypała ziemia, a drugi się utopił. Nie jestem ani wierzący, ani przesądny, ale myśl, że to jakaś klątwa i wszystko dzieje się z mojej winy nie dawała mi spokoju. Żeby o tym nie myśleć zacząłem zaglądać do butelki. To przez alkohol straciłem uprawnienia operatora.


Mężczyzna podniósł oczy i spojrzał na spoconego Karola, który oparł głowę o ścianę i starał się głęboko oddychać.


– Dobrze się pan czuje?

– Jakoś duszno się zrobiło.

– No tak. Wysiadło zasilanie, a akumulator na dachu kabiny podtrzymuje tylko działanie sterownika windy. Wentylacja nie pracuje, a kabina jest szczelna. Wie pan, ognioodporna - takie teraz przepisy.


Przerwał na chwilę jakby liczył na jakiś komentarz Karola. Kiedy jednak nie doczekał się reakcji ponownie spuścił wzrok i kontynuował swoją opowieść.


– Po tym jak odebrali mi uprawnienia wylądowałem w magazynie. Strasznie monotonna praca - dzień w dzień to samo. Od rana do wieczora. Ale ja dokładnie tego potrzebowałem - rutyny i spokoju. Zacząłem powoli wracać do siebie. Przestałem pić. Zresztą do dzisiaj nie biorę do ust żadnego alkoholu. Zapisałem się na szkolenia, a przede wszystkim odsunąłem od siebie te czarne myśli o tamtych wypadkach. Rozumie pan, pozwoliłem sobie zapomnieć. Aż do feralnego dnia pod koniec sierpnia. Kończyłem właśnie zmianę i jak co dzień poszedłem skontrolować poziom paliwa w wózkach widłowych. Wózki w magazynie mieliśmy takie na gaz. Z butlami. W dwóch butle nadawały się do wymiany. Procedura tak prosta, że można ją zrobić z zamkniętymi oczami. Zaciągnąć hamulec, upewnić się, że silnik nie pracuje, zakręcić zawór, odłączyć przewód, wymienić butlę, podłączyć przewód, sprawdzić szczelność i ponownie odkręcić zawór. Dałbym sobie rękę obciąć, że zrobiłem to wszystko krok po kroku i starannie. Ale albo czegoś nie dopatrzyłem, albo była jakaś nieszczelność bo przez całą noc gaz ulatniał się w garażu, a kiedy pierwszy kierowca rano przyszedł do roboty i włączył światło to jakieś spięcie albo zwarcie wywołało iskrę. I wszystko eksplodowało. Widzieliśmy jak cały w płomieniach wybiega z przed magazyn. Udało nam się zdusić ogień kocem gaśniczym, ale oparzenia były tak rozległe, że po kilku dniach biedak zmarł w szpitalu. Chciałbym myśleć, że to zbieg okoliczności, albo że rutyna mnie zgubiła… Ale to byłaby naiwność. To nie przypadek, że tym razem przyczyną śmierci był ogień.


Mężczyzna zamilkł i spojrzał na Karola, który wyraźnie miał coraz większe problemy z oddychaniem i za czymś nerwowo się rozglądał.


– Ale tak jak powiedziałem, dzisiaj to się skończy.

– Ale jak…? Dlaczego…? – Karol próbował mówić rwącym się głosem – Astma…! Respirator…!


Mężczyzna podniósł jakiś przedmiot, który do tej pory trzymał na kolanach i podał Karolowi. Chłopak, drżącymi z wysiłku rękami, odebrał go od niego. Dopiero po chwili dotarło do niego, że patrzy na całkowicie zmiażdżony i połamany respirator. Walcząc o każdy oddech i nie mogąc wydusić z siebie głosu, spojrzał z przerażeniem i niemym pytaniem na współpasażera.


– Nadepnąłem na niego kiedy winda szarpnęła podczas hamowania.

– Powietrze…?! - ledwie zrozumiale wycharczał Karol

– Przepraszam - odparł smutno mężczyzna


Bezwładne ciało Karola powoli osuwało się na podłogę. Dokładnie w momencie, w którym jego głowa dotknęła błyszczącej posadzki, w kabinie zapaliło się światło, a winda - jak gdyby nigdy nic - ruszyła w dół z cichym łoskotem. Mężczyzna wstał, spojrzał jeszcze raz na ciało Karola, po czym odwrócił się i stanął twarzą przed drzwiami. Winda zatrzymała się z cichym, melodyjnym dźwiękiem. Wyświetlacz pokazał “P”, drzwi się rozsunęły, a on wyszedł w sam środek zamieszania, w którym czekali ratownicy medyczni, straż pożarna i policja.


– Nic panu nie jest? – zapytał jakiś policjant zaglądając mu przez ramię do wnętrza windy.

– Nie.

– A ten człowiek w środku?

– Nie żyje.

– Jak to się stało?

– I tak mi pan nie uwierzy…

– W takim razie muszę pana aresztować. Do wyjaśnienia sprawy.


Nie stawiał oporu. Spojrzał tylko na zegar w hallu, który pokazywał, że jest już chwilę po północy. Halloween.


“Nareszcie wolny!” - pomyślał, kiedy kajdanki zatrzaskiwały mu się na nadgarstkach.

--------------

2035 słów

#zafirewallem #naopowiesci

Zaloguj się aby komentować

Do tej pory nie brałem udziału w #naopowiesci ale ten temat mnie... zainteresował. Pierwotnie miałem w głowie coś w stylu fantasy, ale nie byłem w stanie zrobić z tego czegoś krótkiego, a po drugie - i ważniejsze - nie miałem szans uniknąć skojarzeń z "Awatarem". Pomysł porzuciłem, ale drugi wpadł mi do głowy dziś, niespodziewanie.

Mam nadzieję, że się spodoba.


--


Potężny, jesienny wiatr załomotał okiennicami. Ten stary domek, kupiony za bezcen kilka miesięcy temu od wujka Anny nadawał się prawie w całości na rozpałkę. Hak do trzymania okiennic wyrywał się co chwilę, mimo kolejnych prób przymocowania, ale za to zawiasy były najwyraźniej solidnie przymocowane, bo setki uderzeń w ścianę nic im do tej pory nie zrobiło. Anna często żartowała, że to nie okiennice są przymocowane do domu, tylko dom do okiennic.


Westchnąłem cicho, zabrałem kubek z kawą i wróciłem do salonu. Siedziała w fotelu, wygodnie oparta, długie, lekko zgięte nogi trzymając pod stolikiem. - Nie wypiłaś wody - zauważyłem, patrząc wymownie na pełną szklankę, którą chwilę temu jej przyniosłem. Nie spodziewałem się reakcji, ale kompletna cisza mnie uderzyła. Nie miałem wyboru: sam nawarzyłem piwa i sam będę musiał je wypić. Usiadłem na sofie i popatrzyłem jej prosto w oczy. - Słuchaj, wiem, że to nie wyszło tak, jak powinno, ale naprawdę, powinnaś to zrozumieć. - zrobiłem przerwę, biorąc łyk kawy - Nie spodziewałem się żadnych komplikacji, to miał być szybki interes, taki jak zawsze. N...cki dostarczył wszystko, wystarczyło podjechać na miejsce tak, jak było planowane, ale na miejscu była już policja i najwyraźniej czekali dokładnie na mnie. Mają mój rysopis, a skoro wiedzieli w którym samochodzie siedzę, to znali też moje dane. Muszę zniknąć na jakiś czas, zatrzeć ślady, zerwać kontakty. To się z czasem uspokoi.


Sam sobie nie wierzyłem. Po wpadce wróciłem do domu starannie unikając monitoringu, porzuciwszy auto, jadąc trzema podmiejskimi pociągami. Krótka robota, która miała trwać godzinę, łącznie zajęła kilkanaście i nie przyniosła żadnego zysku. Zdecydowanie zasłużyłem na awanturę, którą Anna zrobiła mi z powodu spóźnienia, a także na tę, którą zrobiła, gdy dotarło do niej, że "zniknąć" oznacza również zniknięcie z jej życia. Niestety, taka była konsekwencja tego, czym się zajmowałem. Jeśli coś poszło nie tak, pozostało zacieranie śladów, unikanie starych znajomych, często zmiana wyglądu - wiedziała o tym, oczywiście, nie bylibyśmy razem, gdybym nie mógł przedstawić tego uczciwie, ale oboje żyliśmy w przekonaniu, że tym razem żadna wpadka mnie nie spotka. Ten położony na uboczu domek był idealną kryjówką: niewielka polana pośrodku lasu, jedna droga dojazdowa, wiele kilometrów od najbliższych sąsiadów i kilka dyskretnie oznakowanych ścieżek prowadzących do niego. Doskonałe miejsce, by w nim zniknąć i po każdym zleceniu nie wyściubiać nosa przez miesiąc, aż wszystko ucichnie. Raz już o mało co uniknąłem złapania, ale nawet niektórzy sąsiedzi nie wiedzieli, że ta nie uczęszczana ścieżka prowadząca skrajem bagien prowadzi do tego miejsca. Policja nawet nie zaglądała na skraj wioski, a co dopiero do lasu. Ich lenistwo było dla mnie wybawieniem... przynajmniej dopóki nie pojawił się tam ktoś, kto najwyraźniej potrafił złożyć razem kilka klocków i wyciągnąć wnioski.


Dopiłem resztę kawy i popatrzyłem na nią uważnie. - Słuchaj, to się wszystko jakoś ułoży. Zawsze się układa, po prostu potrzebuję czasu. Muszę sobie to zebrać w głowie, znaleźć najlepsze rozwiązanie. Potrzebuję trochę powalczyć z wiatrem, pójdę do ogrodu, pomacham trochę łopatą, gdy się zmęczę, to myśli zaczną się same układać. Na pewno coś wymyślę. - Wstałem i poklepałem ją po kolanie, patrząc z bliska w jej oczy. Owinąłem się grubym, roboczym płaszczem, nacisnąłem na głowę czapkę i ruszyłem do drzwi. W nich odwróciłem się, żeby coś powiedzieć, ale napotkałem jej spojrzenie: ostre, przenikliwe, jednocześnie karcące i pełne smutku. Wyszedłem bez słowa. 


Później, patrząc na niewielki kopczyk świeżej ziemi w ogródku, oświetlony blaskiem dogasającego drewna, zrozumiałem, że zapamiętam tę scenę i to spojrzenie do końca życia: Anna, patrząca na mnie bez słów, przybita do fotela trzema nożami, z blaskiem pojedynczej żarówki odbijającym się w jej oczach i niewielkiej kałuży krwi u jej stóp. 


Zacieranie śladów dotyczy wszystkich śladów.


#creepypasta #zafirewallem #tworczoscwlasna

Statyczny_Stefek userbar
fonfi

@Statyczny_Stefek Dobre! Fajnie zwodzi. I chociaż przeczuwałem gdzieś w kościach to i tak końcówka zaskakuje. Zwłaszcza, że w zasadzie zamknięta w jednym zdaniu

bori

@Statyczny_Stefek Dobre, mroczne, zaskakujące.


Świetnie sprawdziłoby się także w poprzedniej edycji

onpanopticon

@Statyczny_Stefek A ja się dałem zwieść. Domyślałem się, że tak się historia skończy, ale nie sądziłem, że cały czas jesteśmy już post factum. Bardzo fajne, aż bym poczytał dalsze przygody tego skurwola.

Zaloguj się aby komentować

Hej, właśnie dotarła do mnie paczuszka od @fonfi w związku z zeszłomiesięcznym konkursem. I celowo piszę paczuszka, nie książka.


Zastanawiałem się, co tak długo idzie. Może nie miał czasu, może po prostu akurat tak zamówił. No nic bardziej mylnego. Zamiast na cel obrać mój paczkomat, to wybrał swój. Dołożył kilka czekolad i wysłał ponownie


Jest mi niezmiernie miło @fonfi choć sama książka to i tak było bardzo dużo. Szkoda tylko że czekolady nie pocięte. Ale nie można mieć wszystkiego


A co sobie wybrałem zapytacie? Ano zdecydowałem się na drugą część Harry'ego Pottera. A czemu akurat drugą zapytacie? Nie pytacie? Nie szkodzi, i tak Wam powiem. A to dlatego że dawno temu zamówiłem sobie fajne wydanie zawierające zestaw wszystkich 7 książek w zbiorczym kartoniku. A jako że jestem trochę fajtłapa (niczym Hagrid), to tę właśnie książkę zgubiłem. A teraz znowu ładnie się cały pakiecik prezentuje (chociaż Komnata tajemnic najładniej).


Jeszcze raz dziękuję @fonfi i serdecznie polecam tego allegrowicza


#naopowiesci #ksiazki

3abffcd7-a19a-440b-95ee-11f323ef8d65
ea5d5d7d-198e-41fa-ad2c-a10ff1f1b1e0
3573c71d-2ed5-4a6a-a6c0-1bacb1520de1
bori

@MJB No i teraz przez tego łobuza @fonfi muszę coś dla @KatieWee wykombinować

Zaloguj się aby komentować

Witajcie!


Z racji większej ilości czasu jesienią również postanowiłem wziąć udział w tej edycji #naopowiesci, jednocześnie kontynuując historię rozpoczętą w poprzednim opowiadaniu i utrzymując się w konwencji #hejtolore. Mam nadzieję że opowiadanie przypadnie Wam do gustu.


ŻYWIOŁY


SCENA 1

HOTEL


Od kilku dni nieustannie padało. Niebo zakryte czarnymi jak smoła chmurami zdawało się wylewać wiadra wody na każdego nieszczęśnika, który był zmuszony choćby wyściubić nos z domu. Ulice spływały potokami wody, a kanalizacyjne wpusty nie były jej już w stanie odbierać. Przekroczenie jezdni suchą stopą stało się zdolnością dostępną tylko wybranym szczęśliwcom. Pozostali musieli zaciskać zęby maszerując z wodą chlupiącą w butach.


Przez hotelowy parking, przeskakując niezliczone kałuże, biegł Pingwin. Jak na złość jedyne wolne miejsce parkingowe znajdowało się na najbardziej oddalonym od wejścia do hotelu rogu placu. „To nie jest mój dzień” pomyślał.


Na recepcji, za wytartym przez lata drewnianym blatem siedział znudzony recepcjonista - pan Smutna Owca. Za nim stał duży regał z ogromem przegródek przyporządkowanych poszczególnym pokojom, zakurzonych i pustych. Nad regałem wisiały zegary, odmierzające aktualny czas w światowych stolicach, co, jak na tak obskurny przybytek, zakrawało na mało śmieszny żart.


Ta praca nigdy nie była marzeniem Owcy. Podjął ją dawno temu w wakacje „na chwilę”, pilnie potrzebując pieniędzy na wymarzony kurs kaligrafii, ale ani się obejrzał, a minęły niepostrzeżenie trzy lata, w trakcie których jego jedyną rozrywką w zasadzie było tylko obserwowanie powoli odłażącej od ściany tapety. Czasem zastanawiał się, czy jego życie nie mogło się potoczyć inaczej, a długimi wieczorami fantazjował o zostaniu gwiazdą międzynarodowej polityki.


Widząc wchodzącego, przemokniętego do suchej nitki gościa, Owca bez słowa rzucił mu klucz do pokoju i od niechcenia pokazał gestem dłoni dokąd ma się udać.


- Dużo dzisiaj jest gości? – Pingwin próbował zagaić rozmowę.


- Tylko pokoje 4, 8, 15, 16, 23 i 42 - wyrecytował od niechcenia pracownik, nie siląc się nawet na uprzejmość.


„9… 10…, 11…, 12…”- krocząc korytarzem Pingwin powoli odliczał numery pokoi. „13! Jest!”. Klucz zazgrzytał w zamku, a drzwi ustąpiły pod naporem jego dłoni przy akompaniamencie skrzypiących zawiasów. Szybki rzut oka na pokój pozbawił go złudzeń – to nie był pięciogwiazdowy hotel i noc nie będzie należała do najprzyjemniejszych. Szybko się rozpakował, obmył i położył do łóżka, chcąc odespać długą podróż.


Powoli już zasypiał, gdy po budynku rozniósł się nieludzki krzyk, który błyskawicznie postawił go na równe nogi.


SCENA 2

PLACÓWKA


Na targanym nieustannymi wichurami wzgórzu, wśród wiekowych drzew zaniedbanego parku, od dziesięcioleci stał stary, poniemiecki pałacyk, zaadaptowany na szpital dla umysłowo chorych. Wśród grubych murów hulały przeciągi, które w długie jesienne wieczory zdawały się przypominać bardziej jęki obłąkanych niż wycie wiatru.


W piwnicznej izolatce, na łóżku, okutany w kaftan bezpieczeństwa, siedziała Dziwna Sowa. Jej żółte oczy błądziły chaotycznie po białych ścianach, zdradzając, że pacjent tylko ciałem znajdował się w tym pomieszczeniu, podczas gdy jego duch podróżował gdzieś po abstrakcyjnych wymiarach poza granicami znanej ludzkości rzeczywistości.


- Doktorze Bożydarze Artas, jak minął dyżur? Czy było dużo problemów? - doktor habilitowany Edward Be recytował zestaw rutynowych pytań, jak zawsze przy obejmowaniu swojej zmiany.


- W przypadku większości pacjentów nic nowego, ale pod numerem 18 coś się zaczęło zmieniać… – usłyszał zaskakującą odpowiedź.


- Nasz pacjent z izolatki? Co z nim? – doktor Be żywo się zaciekawił.


- Od wczoraj zaczęły zachodzić jakieś dziwne zmiany. Już docent Krzysztof Ris na swoim dyżurze zauważył nowe objawy. Pacjent stał się wyraźnie poruszony, jakby toczył jakąś walkę w swojej zaburzonej psychice. Proszę dzisiaj uważnie obserwować i skrupulatnie wszystko notować! W razie potrzeby zawiadomić samego ordynatora! – Doktor Artas rzucił ostatnie informacje, założył amarantowy prochowiec i wyszedł w bezgwiezdną noc, spiesząc się na wieczorny odcinek ulubionego serialu „G jak Guru”.


SCENA 3

HOTEL


Błyskawicznie się ubrawszy Pingwin zbiegł po schodach w dół do hotelowego lobby. Stał tam już Owca, którego lico nabrało kredowobiałego koloru, nadbiegali również goście z pozostałych pokoi. „W końcu trochę wrażeń” – jak szybko ta myśl pojawiła się w jego głowie, tak szybko zniknęła. Szybki rekonesans ujawnił przed nim scenę jak z klasycznego kryminału: przed buzującym żywym ogniem kominkiem stał fotel klubowy, w którym ktoś siedział nieruchomo. Od oparcia, przez ścianę, aż po żyrandol ciągnęła się smuga krwi.


- CO TU SIĘ DZIEJE, DO LICHA CIĘŻKIEGO!? – zakrzyknął od progu Pingwin.


- Tttto… ttto, ttto jjjjest Paaająk, nasz gość z pokkkoju 5…4…5… – Wyjąkał Owca trzęsąc się z przerażenia, w emocjach nie potrafiąc nawet przypomnieć sobie poprawnego numeru pokoju gościa.


Pingwin powoli okrążył fotel. Jego oczom ukazał się siedzący w nim Pająk, z wbitym prosto w pierś stoikiem kawowym. Twarz denata zastygła w wyrazie szoku i zaskoczenia, a szeroko otwarte oczy patrzyły w nicość, co w ponury sposób korespondowało z przytaczanym przez niego jeszcze kilka godzin temu cytatem Nietschego.


Do pomieszczenia zaczęła napływać reszta hotelowych gości. Pojawił się Bażant z pokoju 8, Panda z pokoju 15, Smok spod 16, Suseł z 23 i Manat z pokoju 42.


- Trzeba natychmiast zadzwonić na 112! – zaordynował Pingwin.


- Już próbowałem. Niestety wskutek ulewy zerwało wszelką łączność ze światem – odrzekł blady jak śnieg portier – Gdy to się stało nie było prądu w budynku, na szczęście przywrócono już zasilanie.


- To co teraz zrobimy? – zapytał Suseł.


- Gdzieś tutaj ukrywa się morderca! Chowa się! Trzeba go znaleźć! – gorączkował się Panda.


- Bzdura, to był zwykły wypadek! – prychnął Manat.


- To na pewno nie był wypadek! – zaprotestował Smok.


- Zaczytał się, potknął, upadł na stoik kawowy i tyle, zdarza się. Nie należy oczekiwać za wiele, bowiem los bywa przewrotny… – stwierdził spokojnie Bażant.


- Na wszelki wypadek nie powinniśmy się rozdzielać! – rzucił pomysłem Panda – Trzeba zostać razem w jednym miejscu i pilnować się nawzajem!


- Nie ma mowy! W pokoju zostawiłem na widoku cenne tusze, a drzwi są otwarte! – stanowczo oprotestował pomysł Pandy Manat.


- Panowie, za bardzo panikujecie. Wracam do swojego łóżka! – skonkludował Bażant i nieśpiesznie zniknął w korytarzu.


- Tylko zamknij drzwi na klucz! – przezornie rzucił za nim Panda.


- Nie trzeba dwa razy powtarzać! – skwitował z przekąsem Pingwin.


Owca przykrył nieboszczyka prześcieradłem i wszyscy rozeszli się do swoich pokoi przy akompaniamencie

przekręcanych kluczy w zamkach.


SCENA 4

PLACÓWKA


Doktor habilitowany Edward Be uważnie obserwował na monitorze pacjenta z pokoju numer 18. Na czarno-białym ekranie telewizji przemysłowej śledził niespokojną, nerwowo krążącą po izolatce postać. Wyraźnie coś działo się w jej psychice, coś bardzo dziwenego, a zarazem mocno niepokojącego.


Relatywnie spokojny do tej pory wieczór wraz z upływem czasem robił się dla niego coraz bardziej nerwowy. Mimo ciasno opasającego Sowę kaftanu nie był do końca pewien, czy w swym poplątaniu zmysłów pacjent nie zrobi sobie fizycznej krzywdy. Każdy kolejny ruch na monitorze powodował u obserwatora tej całej sytuacji skoki ciśnienia.


Z niepokojem spojrzał na zegar, przeliczając godziny do przyjścia porannej zmiany, obawiając się dalszego rozwoju sytuacji. Na podstawie własnych doświadczeń czuł w kościach, że sprawy przybierają niepokojący obrót.


SCENA 5

HOTEL


Pingwin spał całą noc niespokojnie, ciągle przewracając się z jednego boku na drugi i obudził się jeszcze przed świtem, bardziej zmęczony niż był wieczorem. Wciąż mając przed oczami makabryczny widok z poprzedniego wieczoru obawiał się opuszczania swojego pokoju, ale nagląca potrzeba wypicia porannego espresso okazała się silniejsza i po długich wahaniach bezszelestnie opuścił bezpieczny pokój.


Powoli posuwał się korytarzem, ostrożnie zaglądając za każdy róg i w każdy zakamarek. Postanowił zejść tylnymi schodami, by ominąć lobby w którym wciąż znajdowało się, teraz już zimne, ciało Pająka, i w ten sposób bezpiecznie dotarł do hotelowej kuchni. Odnalazł ekspres do kawy i go uruchomił. Sprawdził jaka kawa jest w zasobniku. „Hmm, niebieska Prima, moja ulubiona”. Nacisnął guzik i przy akompaniamencie młynka aromatyczna ciecz wypełniła filiżankę. Wziął ją w dłoń i wszedł do sąsiadującej z kuchnią stołówki. Na tle okna zauważył odcinającą się ludzką sylwetkę.


- Kolega widzę też nie może spać – zagadnął przyjaźnie.


Odpowiedziała mu cisza.


- Halo, halo, słychać mnie? – kontynuował niezrażony.


Dalej nic.


Zaniepokojony sięgnął do włącznika prądu, a całe pomieszczenie w ułamku sekundy zostało zalane światłem. W pierwszej chwili Pingwin nie zrozumiał tego, na co patrzą jego oczy. Ale szybko pojął. I jeszcze szybciej pożałował tego, że włączył światło.


Na krześle siedział Smok. A właściwie leżało na nim jego bezwładne ciało. Twarz  była cała sina, a z ust wystawała wbita w gardło bagietka czosnkowa. Jego niewidzące oczy skierowane były na sufit. Raczej nie można było mówić o nieszczęśliwym zadławieniu.


Filiżanka kawy z brzękiem rozbiła się na podłodze. Zresztą kofeina i tak nie była już Pingwinowi potrzebna. Przerażony pobiegł budzić innych gości. Gardło miał tak ściśnięte, że nie był w stanie krzyczeć.


Długo walił w drzwi o numerze 23. Wcześniej, pod numerem 42, nikt mu nie otworzył. Gdy chciał już zrezygnować i iść dalej, otworzył mu zaspany Suseł.


- Co tak długo!? – zakrzyknął Pingwin.


- Spałem jak suseł, czemu mnie budzisz? – odpowiedział rozespany lokator.


- Smok! Smok nie żyje! Znalazłem go w stołówce! – krzyczał w progu Pingwin.


- Zakładam szlafrok i biegnę, a Ty budź pozostałych! – polecił Suseł.


Pingwin pobiegł do kolejnego pokoju. Za plecami słyszał jak Suseł wybiegł do stołówki sadząc długie susy na korytarzu. Już chciał zapukać w drzwi z numerem 15, ale w ostatniej chwili jego ręka zawisła w powietrzu.

Drzwi były lekko uchylone.


Pełen najgorszych obaw, powoli otworzył je na całą szerokość. W środku czekał na niego dantejski widok. W mig pojął tylko, że Pandy na pewno nie ma już po co próbować budzić. Poczuł ostre skurcze w brzuchu, a jego żołądek zafundował mu pełen przegląd ostatnich posiłków.


Gdy torsje minęły, spanikowany pobiegł do stołówki po Susła, powiedzieć mu straszną nowinę.


- Niech to dunder świśnie! - po całym hotelu niosły się jego głośno krzyczane przekleństwa - Motyla noga!


- Suseł, Suseł, gdzie jesteś!? – po dotarciu do celu próbował zlokalizować znajomego.


Niestety zabójca był szybszy. Suseł leżał zaraz na wejściu do pomieszczenia. Głowę miał rozbitą za pomocą wielkiej, niebieskiej puszki szynki konserwowej z żółtym napisem „SPAM”. Najwidoczniej morderca zaczaił się na niego zaraz za drzwiami.


SCENA

PLACÓWKA


Chory leżał na łóżku w konwulsjach, cały dygocząc. Od dobrej godziny nie było z nim żadnego kontaktu. Przy łóżku stał, cały w napięciu, doktor Be, a krople potu perliły się na jego czole. Stracił rachubę czasu, próbując bezskutecznie opanować sytuację. Dla ustabilizowania pacjenta podał mu istny koktajl leków, niebezpiecznie balansując na granicy przedawkowania. Niestety nic nie pomagało. Spazmy chorego trwały nadal, a serce jego waliło jak oszalałe, a życiowe parametry oscylowały w groźnych dla zdrowia przedziałach.


Doktorowi skończyły się już pomysły. Jego wieloletnie doświadczenie było tu niewystarczające, a z takim przypadkiem znana mu medycyna jeszcze się nie spotkała. Rozpaczliwie próbował dodzwonić się do profesora E. N. Tropy, gotów nawet prosić o przyjazd, ale ten nie odbierał. Dawniej zaryzykowałby kurację elektrowstrząsami, ale niestety maszyna od dłuższego czasu stała niesprawna. „Pierdolony NFZ!” przeklinał w myślach zaistniałą sytuację pełen goryczy.


Nie pozostało mu nic innego, jak pokornie czekać na dalszy rozwój sytuacji, godząc się z powoli wzbierające poczucie bezradności.


SCENA

HOTEL


Pingwin postanowił już nie ryzykować i dłużej nie czekać na dalszy rozwój wypadków. Nie udało mu się zlokalizować Bażanta i Manata – zniknęli bez śladu. Przerwał dalsze poszukiwania by nie kusić losu. „Pewnie ich też dopadł” pomyślał nerwowo. Pospiesznie się spakował, wrzucając ciuchy na oślep do walizki, przytomnie jednak nie zapominając o zabraniu hotelowych ręczników. Zbiegł po schodach do recepcji, rzucając niedbale klucze od pokoju na blat. Nie zamierzał nawet się wymeldowywać, ale zbierając się do wyjścia kątem oka zauważył, że stopy recepcjonisty wystają zza drzwi kantorka. Na drżących nogach podszedł powoli i uchylił drzwi.


Na podłodze, w kałuży krwi, leżał martwy Owca. Z jego oka wystawał wbity po samą końcówkę żółty długopis, którym goście byli wpisywani do książki meldunkowej. Reszta jego ciała była zmasakrowana - wyglądała, jakby ktoś przed zadaniem śmiertelnego ciosu, z dziką furią, wielokrotnie wbijał w nie narzędzie zbrodni. W tym momencie na ścianie Pingwin zauważył starannie wykaligrafowano krwią ofiary słowa „NIKT NIE ZOSTANIE POMINIĘTY”. W tym momencie ręce mu zwiotczały, a walizka mimowolnie wysunęła się Pingwinowi z dłoni i upadła z hukiem na podłogę. Krzyknął rozdzierająco i wybiegł z budynku tratując wszystko co tylko stanęło mu na drodze, jakby gonił go sam diabeł.


Na dworze zaczęło się przejaśniać, a nisko zawieszone jesienne słońce raziło w oczy. Uciekinier dopadł auta, szarpiąc w panice klamkę prawie wyrwał drzwi, wsiadł do pojazdu i przekręcił kluczyki w stacyjce. Silnik na szczęście odpalił od razu. Ruszył z miejsca z piskiem opon.


Obserwujący to wszystko z krzaków Bażant zerwał się gwałtownie, chcąc przeciąć tor jazdy ruszającego samochodu. Niestety nie zwrócił uwagi na fakt, że pojazd jedzie pod słońce, które odbijając się od ogromnych kałuż niemal całkowicie oślepia prowadzącego. Nawet żywiołowe machanie rękami nie pomogło – kierowca samochodu zauważył go dopiero w ostatniej chwili, kiedy nie było już szans na jakąkolwiek reakcję. Uderzenie wybiło jego ciało wysoko w powietrze, gruchocząc wszystkie kości. Stracił przytomność zanim jeszcze wylądował w błocie.


Śmiertelnie przerażony Pingwin nawet nie zwolnił sprawdzić co się stało oraz w kogo tak właściwie przed chwilą uderzył. Skręcając ostro wyjechał na ulicę, i nie oglądając się ze siebie pognał jak najdalej od tego przeklętego miejsca.


SCENA

PLACÓWKA


Za oknami placówki świeciło słońce. Zapowiadał się piękny i leniwy dzień. Tylko w dyżurce lekarzy panowało ożywienie.


- Profesorze! Profesorze! Musi Pan niezwłocznie przyjechać! – rozentuzjazmowany doktor E. Be krzyczał do słuchawki telefonu.


- Mam nadzieję że nie chodzi o zwłoki? – zażartował w swój specyficzny sposób profesor E. N. Tropy.


- Proszę przyjechać! Wsiadać w samochód! To musi Pan zobaczyć osobiście! – doktor nie tracił zapału.


- Ale niech Pan w końcu powie, co się dzieje, do diaska! – profesor był już wyraźnie zniecierpliwiony.


- Nasz pacjent! Nasz pacjent z izolatki! Wyzdrowiał! Dziwenność zniknęła bez śladu! – Be nie krył radości.


- Ale Doktorze, to trzeba na spokojnie. Nie ma co się spieszyć! – studził entuzjazm profesor.


- Wszystkie objawy ustąpiły! Nastąpiła pełna remisja choroby! Strigiformes Proiectura zniknęła! – nie tracił entuzjazmu doktor Be.


- Doktorze Rehabilitowany! Nigdy nie można w pełni ufać pacjentom z tak poważnymi schorzeniami psychiatrycznymi! – Profesor starał się tonować coraz bardziej tracącego rozsądek kolegę.


- Ale już dzwoniłem do NFZ. Kazali zwolnić łóżko. Muszę go wypisać! – oponował doktor.


- No dobrze Panie Kolego, ale bierze Pan za to pełną odpowiedzialność! – zakończył rozmowę profesor i odłożył słuchawkę.


Niezrażony nie do końca pomyślnym dla siebie przebiegiem rozmowy, doktor habilitowany Edward Be usiadł do biurka przygotowywać wypis ze szpitala.


EPILOG


Był piękny, słoneczny i ciepły dzień. Po ulewnych opadach deszczu nie zostały już nawet kałuże. W swoim ogrodzie, wśród roślin, klęczał Pingwin, pracowicie pieląc grządki i przycinając wyhodowane przez siebie róże „Manatki”. Od czasu traumatycznych zajść lubił pracować fizycznie, pozwalało mu to odreagować stresy i jednocześnie wyciszało jego stany lękowe.


Zmęczony i spocony, zrobił sobie przerwę, sięgając po butelkę Muszynianki, którą zawsze miał przy sobie. Nagle spostrzegł na ziemi obok siebie cień o znajomym kształcie. Gwałtownie odwrócił się, pełen najgorszych przeczuć.


- Pingwiny nigdy nie dostają drugiej szansy! – usłyszał złowróżbne słowa – Nielot pierdolony, w d⁎⁎ę j⁎⁎⁎ny!


 Pada pełen zwierzęcej furii cios. Spokój leniwego popołudnia przerywa odgłos głuchego łupnięcia bezwładnego ciała o ziemię. Na grządce, między różami, pojawia się szybko rosnąca kałuża w kolorze szkarłatu. Ostatnimi słowami, które dochodzą do uszu nieuchronnie odpływającego w niezbadane Pingwina, są:


- Hmm, kolor przypomina trochę atrament Red Dragon, ale jednocześnie powoli przechodzi w Diamine Oxblood”.


KONIEC


Ilość słów: 2446

Żywioły: są wszystkie cztery

Wszelkie podobieństwo do prawdziwych użytkowników Hejto i zdarzeń jest w pełni przypadkowe i niezamierzone.

Jeśli komuś się wydaje, że podobną historię gdzieś, kiedyś już widział, to mu się dobrze wydaje xD


#kawiarenka #zafirewallem #naopowiesci #hejtolore

Alembik

@bori >Nielot piedolony, w d⁎⁎ę j⁎⁎⁎ny!

Śmiechłem tak, że wyszedłem z siebie. Nie wiem czemu.

9d0d00ab-1135-421a-9e2d-e126c6f52f40
3t3r

@bori taka dluga opowiesc, a zostalem pominiety jak Bori xD

@pingWIN widzisz tak sie notuje xD

fonfi

@bori Manat z pokoju 42 - taki spojler... xD

Zaloguj się aby komentować

Wywiad:


Dżejms jak widzisz świat za 100 lat?

No cóż, to trudne pytanie...

Wiesz, nie pytam jak będzie wyglądał świat, tylko jak Ty go widzisz...

Jasne, nadal mam problem, bo widzę...

To znaczy?

Czasami widzę jasny obraz naszej przyszłości, ale częściej bardziej nieokreślony...

Brzmisz zagadkowo...

No właśnie, sam nie wiem, co o tym myśleć...

Teraz, to już w ogóle zrobiło się dość tajemniczo i niezręczcznie Dżejms...

Widzisz, nie wszystko wygląda tak jak to widzimy, nauczył mnie tego film...

Ale, że co? Świat, to film? A może za dużo filmu w naszym świecie?

I, to i to. Zaciera się granica prawdy i fałszu. Przestajemy odróżniać. Gubimy się. Nie rozumiemy...

Świata? Nas w świecie? Nie rozumiem, zaczynam gubić się sam w tym o czym mówisz...

Chodzi o to, że dotykamy dna...

Dna?

Tak. Dna. Opadamy z sił. Nie umiemy już być.

Być?

Tak. Być. Przestajemy być ludźmi...

No teraz to już w ogóle zabrzmiałeś tak złowrogo, że aż tylko się bać...

O to chodzi, mamy się bać!

Czego, kogo?


...


Edward Munk


#wywiad #naopowiesci #zafirewallem #eber

23052f0b-4cdc-43bf-ae56-ebc806c95159
Eber userbar
Alembik

@Eber Mam nadzieję, że gdzieś istnieje jakaś skarbnica poza granicami poznania, która przechowuje archetypy tych wszystkich dzieł sztuki. Być może Krzyk Muncha to tylko kolejny odcisk tego archetypu w Bóg jeden wie którym już z kolei wszechświecie...

Zaloguj się aby komentować

#naopowiesci #zafirewallem


Rok 2037 لَنْدَن (Londyn)


Deszczowy październik, Alan Polec stoi w kolejce do punktu kontrolnego przy autostradzie m25, robi to od 7 lat 2x w tygodniu mimo to za każdym razem odczuwa wewnętrzny niepokój...

Pod podłogą przerobionego forda Transita wiezie wyroby z wieprzowiny. Niegdyś transport mięsa wieprzowego nie był niczym dziwnym, jednak wszystko zmieniło się 7 lat temu gdy jak on to zwykł mawiać Londyn został podbity przez okupanta.


Rok 2030 Londyn


Nastroje w mieście są napięte, Alan Polec od dobrych 25 lat pracuje w przetwórni mięsa we wschodnio Londyńskiej dzielnicy Leyton. Od dłuższego czasu było wiadomo, że coś się szykuje, niegdyś mniejszość dzisiaj zdecydowana większość arabska podburzana przez swoich imamów opłacanych petrodolarami, coraz śmielej wychodziła na ulicę organizując się w bojówki. feralnego dnia Alan miał w pracy dniówkę, po godzinie 3PM jak zwykle miał w zwyczaju pożegnał się z kolegami z pracy i poszedł do pobliskiego pubu napić się pinty piwa.

Los jednak miał dla niego inne plany.

5 kroków za bramą zakładu do Alana podeszła grupa zamaskowanych mężczyzn, nie znał arabskiego, nie wiedział co od niego chcą, jednak Alan miał w sobie ułańską fantazje w końcu jego dziadek Mieczysław Połeć był żołnierzem AK podczas 2wś, jego ojciec Sławomir Połeć w czasach młodości był w związkach antykomunistycznych więc i Alan miał w sobie "gorąca Polską krew" która nie pozwoliła mu uciekać, wręcz przeciwnie, napastnicy nie musieli długo czekać aż Alan wyciągnie z rękawa nóż masarski z którym od pół roku się nie rozstaje gdy tylko opuszcza swoje mieszkanie.

3 szybkie pchnięcia i 2 z 5 napastników leży, sytuacja była na prawdę dynamiczna, 2 leży, 3 się patrzy i nie wie co robić, jednak na nieszczęście Alana dał się podejść, nie zauważył że jeden z przeciwników podszedł go od tyłu i wymierzył mu cios rozbitą butelka prosto w szyję...

Alan padł, dookoła było pełno krwi, zaczął padać deszcz, Alanowi zrobiło się ciepło, czuł jakby ktoś rozpalił obok niego ognisko, jakby iskierki ognia strzelały mu prosto w twarz... Przed oczami zrobiło się ciemno...


2 miesiace później لَنْدَن (Londyn).


Pik... Pik... Pik...

Pikanie było pierwszym co usłyszał Alan Polec po wybudzeniu się ze śpiączki, nikogo obok nie było, zresztą kto miał być skoro Alan był typem samotnika, nie miał rodziny ani przyjaciół.

Leży bez ruchu patrzy się w sufit, 2 miesiące w śpiączce doprowadziły do takich przykurczów, że nie może nawet ruszyć głową by dokładnie rozejrzeć się po sali, jedyne co rzuca mu się w oczy to arabski półksiężyc wiszący na ścianie...


Siostro Emma! Pacjent się wybudził!


Usłyszał, jednak nie mógł nawet przekręcić głowy by zobaczyć kto to krzyczy.

Nagle nad nim pojawiły się dwie osoby raczej kobiety, ale ciężko stwierdzić co tak naprawdę kryło się pod burką...

Co... Coo... Co się stało? Wybełkotał Alan


Proszę się nie martwić, był Pan ofiarą napaści, przypadkowy przechodzień Pana znalazł ledwo żywego na chodniku i przetransportował Pana do naszego szpitala moorefields hospital. Pozszywalismy Pana ale stracił Pan sporo krwi, był Pan w śpiączce 2 miesiące niestety wiele się przez ten czas zmieniło...


Pod nieobecność Alana Londyn został wywrócony do góry nogami... Arabskie bojówki terrorem przejęły miasto, Król uciekł do Liverpoolu zostawiając miasto na pastwę losu nie widząc już dla niego ratunku, zresztą kto miał je ratować jak 3/4 policji dołączyło do bojówek. Można powiedzieć, że miasto zostało podbite bez wojny...

Na mocy umowy między rządem brytyjskim a nowopowstalym rządem Londonistanu granice zostały wyznaczone na obwodnicy m25 a rząd brytyjski uznaje enklawę jako niepodległe terytorium. Co ciekawe za Londynem podobne aspiracje ma Birmingham ale to już temat na inną opowieść...


Alan obudziwszy się w nowej rzeczywistości szybko się dostosował, można by powiedzieć, że nawet wyczuł okazję do dobrego zarobku, widać opowiadania ojca jak to szmuglował fanty z Berlina Zachodniego nie poszły na marne. Dość szybko zaistniał w podziemiu, otworzył nielegalny bar na tyłach swojego domu przy Abdul (niegdyś essex) road, gdzie serwował wszelkiej maści alkohole robione w piwnicy, był też chyba jedynym we wschodnim Londonistanie który oferował wieprzowinę.

Dosyć szybko rozbudował sobie siatkę kontaktów, tuż za obwodnica m25 w miejscowości Cuffley otworzył mała masarnie skąd pozyskiwał mięso do swojego pubu. Miał ugadanych strażników granicznych, za odpowiednią opłatą jego ford transit zawsze był czyściutki. Jednak nie wszystko trwa wiecznie...


Feralnego jesiennego dnia roku 2037 Alan Polec tak jakby coś przeczuwał, nie wiedział czy ten wewnętrzny niepokój spowodowany był deszczem i wichurą która nawiedziła wyspy czy czymś innym. Ciężko mu się było opanować stojąc w kolejce do przejścia granicznego...


Co to tak długo trwa do cholery?! Nigdy to tyle nie trwało! Mruczał pod nosem...


Wieprzowiny miał tyle, że aż resory w wysłużonym transicie się uginały, miał spore zamówienie bo szykował się na Halloween które miał zorganizować w swoim nielegalnym pubie, co jak co jak człowiek wypije to chce mu się jeść, a co jest lepszego pod bimberek niż marynowana słonina, boczek, pasztetowa czy bodaj i zwykła szynka...


Kolejka się trochę ruszyła, kolejne 30 minut i przyszła kolej na Alana, podjeżdża do budki strażniczej przy której miał być umówiony człowiek któremu zapłacił odpowiednią ilość szterlingów... Jednak coś jest nie tak pomyślał! To nie jest Mohamed, to ktoś inny do cholery jasnej!


Pot spływał po ciele Alana niczym woda z wodospadu Niagara, ciężko było mu ukryć zdenerwowanie, Mohamed szybko złapał haczyk i zaczął węszyć dokładniej... Nie zajęło mu dużo czasu by odkryć ślepa podłogę na pace Transita, mimo próżniowego pakowania wyroby wędliniarskie nadal pachniały i serio trzeba było być głupim by wierzyć, że bez łapówki da się od tak przejechać z takim towarem przez granicę... Alan próbował się ratować, oferował całą gotówkę co miał by tylko ten pościł go wolno, jednak nie wiedział, że Mohamed był młodym aspirującym strażnikiem granicznym i wolał awans niż łapówkę...


5 minut później Alan Polec leżał na asfalcie skuty kajdankami i z wycelowana w jego stronę bronią. Jednak jak już wiecie w ciele Alana płynęła słowiańska krew, nie pozwoliło mu to leżeć bezczynnie, szybki kop w krocze, obrót, ucieczka... Strach spowodował, że nie myślał o niczym, po prostu biegł bo biegł, nie wiedział dlaczego, nie wiedział gdzie po prostu biegł...


Nagle bah! Seria z karabinu bez trudu go dosięgnęła, Alan upadł na ziemię, strażnikowi nawet się nie spieszyło, mówił tylko "niech ten niewierny pies zdechnie"...




Jest ogień, jest ziemia, jest wiatr i jest woda, jest też Halloween

Jeżeli ktoś dotrwał do końca to się cieszę, jest to mój debiut, przepraszam za babole językowe, stylistyczne i wszystkie inne

b65ac747-4495-41a8-91f4-e0dc4954b89b
ZohanTSW

Ej co do zdjęcia, normalnie zarąbali herb Warty Poznań i przerobili tak żeby się facetka nie kapnęła xD

maly_ludek_lego

Normalnie mokry sen patoprawicy xD

Ale I tak się podobalo się, piorunek poleciał xD

MJB

Alan jaki? Bolec? Stolec?

Zaloguj się aby komentować

Dzień dobry!

Wszyscy Niektórzy mają filiżanki, mam i ja!


Dziękuję bardzo @onpanopticon, bo mimo lekkiej odsuwy to "OP delivered" xD


Z racji, że nie należę jeszcze do starszego grona, to nie dostałem jak koledzy @fonfi czy @George_Stark tabletek, a kolorowankę dla małych pingwinków! No może już nie taki mały, ale młodszy wiekiem ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Kolorowanka to nie byle jaka, bowiem jest na niej Lady @Dziwen wraz z małymi Dziwenkami i podobno jeden z nich nawet nie jest Dziwenkiem (Dziwen, mówię Ci, że to dziecko wyglądające jak kot to może nie być Twoje ( ͡° ʖ̯ ͡°)).

Oczywiście zwierzątek dalej jest więcej, ale ważna jest wielka kolorowa kredka! Pewnie przy odrobinie chęci da się nią stworzyć kolor Gejuru!

Do tego 4 kolory i rozmiary śliniaczków w sztukach - dużo. Przyda się do... jeszcze nie wiem czego, ale czegoś na pewno! Może do czytania o jedzeniu podczas lurkowania hejto? Czas pokaże, czas pokaże ( ͡° ͜ʖ ͡°)

No i oczywiście filiżanka! W końcu sprawdziłem co znajduje się za tym Firewallem! To tajemnica, która mnie zszokowała, więc wygrywajcie #naopowiesci, to może sami doświadczycie tego zaszczytu!

Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję @onpanopticon!

#zafirewallem

3c832118-9394-40b3-a730-334874b30259
84c6d828-ae3b-4ab9-9231-9b1ef0ebe64a
bori

@pingWIN @fonfi @George_Stark Wy się cieszcie z tych tabletek, ja dostałem z filiżanką stroik na grób xD

3t3r

@pingWIN pocwicz troche a nie bedziesz wyjezdzal za linie

onpanopticon

@pingWIN demonem prędkości nie jestem, ale poooowoluuutku zawsze dowiozę ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Zaloguj się aby komentować

Proszę Państwa,

nie zwlekając otwieramy kolejną już, XXI edycję zabawy #naopowiesci w naszej ukochanej Kawiarence #zafirewallem !


Temat: żywioły (ogień, woda, ziemia, powietrze)

Forma: dowolna

Termin: 31 października


Myśl o takim temacie narodziła się na gorzowskim kawiarenkopiwie, gdzie uznaliśmy, że z tymi żywiołami to nie ma żartów, w Gorzowie wszystko może spłonąć, a w Grudziądzu utonąć.

A co z pozostałymi żywiołami?

Doszliśmy do pewnych wniosków, jednak może Wy dołożycie cegiełkę do tej dyskusji.


Życzę miłej zabawy


PS Dodatkowe punkty przewidziane będą za motywy halloweenowe, uwielbiam Halloween , a to już niedługo

20ccc73e-1daf-4002-9f2b-806960f0b67d
Michumi

@KatieWee chodzi żeby napisać jakiś utwór literacki na przykład opowiadanie w temacie żywioły?

KatieWee

Zasady:

Tworzymy opowiadanie na zadany w tej edycji temat (żywioły). Może to być opowiadanie przygodowe, fantastyczne, romantyczne, dla dzieci, obojętnie.


Umieszczamy je w osobnym wpisie, oznaczamy tagami #naopowiesci i #zafirewallem do 31 października 2025 r.


Wygrywa osoba wybrana przez organizatora, czyli w tym wypadku mnie. Lubię Halloween, przypominam jeszcze raz


Dla zwycięzcy przewidziana jest nagroda i zaszczyt poprowadzenia następnej edycji zabawy.

Heheszki

1.WODA

Ah jak przyjemnie

Kołysać się wśród fal

Gdy w d⁎⁎ie chlupie woda

I słychać klekot jaj


#codziennemyciu

Zaloguj się aby komentować

Drodzy Kawiarenkowicze,


właśnie wybiła godzina 12, a więc najwyższy czas na ogłoszenie wyników wrześniowej, XX edycji konkursy #naopowiesci!


W obecnej edycji obrodziło wybitnymi opowiadaniami. Wzięły w niej udział udział następujące dzieła (w kolejności chronologicznej):

  1. @Felonious_Gru ze swoją pastą - 21 (dyskwalifacja za plagiat)

  2. @bori ze swoim PLOT-TWIST - 21

  3. @fonfi ze swoim Pacjent Dziwen - 19

  4. @fonfi ze swoim Głęboka przestrzeń kosmiczna - 16

  5. @bori ze swoim Howard Boris Lovecraft - 21

  6. @MJB ze swoim Obcy są wśród nas - 12

  7. @KatieWee ze swoim Do wszystkiego - 19

  8. @onpanopticon ze swoim Pałac - 17

Zwycięzcą został @bori - serdecznie gratuluję! Drugie miejsce zajął @bori - również serdecznie gratuluję! Do zwycięzców odezwę się w wiadomości prywatnej.


Dla kolegi @Felonious_Gru przygotowałem nagrodę pocieszenia - 40 godzin prac społecznych! Proszę zgłosić się jutro o 4 rano w schronisku dla zwierząt w Śremie.


#kawiarenka #zafirewallem #podsumowanienaopowieści

60686a1b-f733-44b7-9f2d-8c25b396b1a8
MJB

Zwycięzcą został @bori - serdecznie gratuluję! Drugie miejsce zajął @bori - również serdecznie gratuluję!

Nie mówię, że @bori pisze jakieś wybitne opowiadania. Ale jakbym miał wytypować najlepsze, to @bori by zajął 2 pierwsze miejsca

onpanopticon

Gratulacje @KatieWee


To teraz pytanko w kwestii nagrody ode mnie. Czy kompletujesz zastawę filiżanek, czy decydujesz się wybrać opcję "niespodzianka"?

KatieWee

@onpanopticon dziękuję!

Opcja "niespodzianka" brzmi super

onpanopticon

@KatieWee

Opcja "niespodzianka" brzmi super

A więc dalej, prosto w legowisko grozy. Jeśli to Twój ostateczny wybór, to zaznaczam opcję B, a czy Katie wybrała dobrze, dowiemy się już po reklamach. ( ͡° ͜ʖ ͡°)

24e54ecd-82e8-4f28-a91a-117f7b37b374
fonfi

Komisja ustaliła, że skoro w tej edycji są dwie nagrody, ta od kolegi organizatora i ode mnie, to organizator ma ten zaszczyt uhonorować zwyciężczynię, a ja debiutanta.

Kolego debiutancie @MJB zerknij proszę na wiadomości prywatne

Przepraszam, że dopiero teraz, ale w tym tygodniu się urlopuję przez co do internetów zaglądam nieco rzadziej.

Zaloguj się aby komentować

No to wrzucam Mam nadzieję, że ktoś przeczyta.


Pałac


Kiedy zrozumiał, że umiera, nie poczuł strachu. Raczej zdumienie. Jakby ktoś nagle odsunął zasłonę i ukazał kulisy spektaklu, którego był częścią.


Światło zgasło.


A potem pojawił się pałac.


Był ogromny, cichy i nieludzko chłodny. Nie miał wejścia ani wyjścia, żadnych drzwi prowadzących na zewnątrz. Tylko korytarze ciągnące się w nieskończoność i sale, których sklepienia niknęły gdzieś w mroku.


Marmur pod jego stopami lśnił, jakby polerowano go co chwilę, a jednak czuł, że nikt tu nie chodził od wieków.

Ściany zdobiły tablice. Początkowo przypominały epitafia - złote litery na czarnym tle, fragmenty jakichś starych tekstów. Ale gdy przyjrzał się im uważniej, rozpoznał w nich coś niepokojącego.


Pierwsza tablica głosiła:


"Nie szukaj Boga"


Przeszedł dalej, czując jak echo jego kroków odbija się od pustych sal.


Druga tablica:


"Twoje cierpienie to gra, której nie potrafisz przerwać"


Trzecia:


"Każdy krzyk, każdy szept, każda łza - należała zawsze do ciebie."


- Co to ma znaczyć? - wyszeptał.


Ale nikt mu nie odpowiedział.


Korytarze zmieniały się wraz z jego myślami. Raz były ciasne i klaustrofobiczne, raz otwierały się w monumentalne hale, pełne złotych kolumn. W jednej z nich zobaczył ogromny fresk przedstawiający bitwę. Armie ludzi ścierały się w ogniu i dymie, a niebo zasnute było popiołem. Gdy podszedł bliżej, dostrzegł, że twarze żołnierzy są jego własnymi twarzami - powielonymi tysiące razy.

Uciekł stamtąd, ale w następnej sali zobaczył nowy obraz: kobieta tuląca dziecko. Gdy podszedł, zrozumiał, że i ona miała jego twarz.


Każdy korytarz był jak zwierciadło. Każda sala - jak echo własnej pamięci.


Na posadzce zaczęły pojawiać się runy. Spirale, linie, geometryczne wzory. Z początku chaotyczne, potem coraz bardziej znajome. Kiedy patrzył na nie dłużej, czuł, że rozumie ich język. Każdy znak był zdaniem. Każdy układał się w przesłanie.


"Życie to ty, czy życie to ja? Czy życie w ogóle istnieje?"

"Czyżby śmierć cię odwiedziła mój jedyny przyjacielu?."

"Powtarzasz się."


Odgarnął włosy z czoła - choć przecież nie miał ciała, nadal odruchowo zachowywał ludzkie gesty. Wtedy zauważył, że sam jest wirującym hologramem złożonym z symboli i znaków. Układały się w najróżniejsze zdania i przekazy. Wszystkie rozpoznawał, wszystkie znał, ale nie mógł dociec ich znaczenia.


W końcu trafił do największej sali. Kopuła wznosiła się tak wysoko, że nie widział jej końca. Pośrodku znajdowało się lustro. Olbrzymie, wysokie na kilka metrów, oprawione w czarne drewno.


Podszedł.


W odbiciu nie zobaczył siebie i tych run dostrzeganych zerkając w dół. Zobaczył… wszystko. Gwiazdy, galaktyki, płonące światy. A potem - ludzi, miliony ludzi, w każdym wieku i w każdym miejscu. Zobaczył ich śmiech, ich płacz, ich zbrodnie i akty miłości.

I nagle wiedział.


To nie były cudze życia. To wszystko było jego.


Każdy człowiek, którego kiedykolwiek spotkał. Każdy krzyk narodzin. Każda śmierć w bólu. Każda chwila zachwytu nad zachodem słońca. Wszystko - było jego doświadczeniem. Znał je wszystkie.


Kiedy odwrócił się od lustra, na ścianie czekała na niego ostatnia tablica. Nie złota, nie marmurowa. Zwykła, drewniana, jakby stworzona w pośpiechu.


Głosiła:


"A teraz ocknij się z więzów niepamięci: jesteś jedynym istnieniem. Tworzysz wszechświaty, żeby oszukać samotność. Ale ona zawsze tu będzie, kiedy przebudzisz się na nowo."


I wtedy wszystko w nim pękło. Poczuł pustkę tak głęboką, że nawet nieskończoność wszechświata nie mogła jej wypełnić.

Był Bogiem. Był jedynym, kto kiedykolwiek istniał.


Tworzył życie, tylko po to, by przez chwilę uwierzyć, że ma towarzystwo. Że ktoś inny śmieje się, płacze, dotyka go.

Ale zawsze kończył w tym pałacu. Sam.


I wiedział, że zacznie jeszcze raz.


Stworzy nową Ziemię, nowych ludzi, nowe cierpienia i nowe miłości. Wszystko tylko po to, by nie słyszeć ciszy.


Ale ona i tak powróci. Tak jak i on w bezkresnym tańcu swoich własnych stworzeń, znów wyląduje w tym pałacu, który stworzył, by wracać z narzuconej amnezji. Sam. Zawsze.


#naopowiesci #zafirewallem #tworczoscwlasna

mtriciak33

Motyw jedynego istnienia jak w "the egg" Andy Weir'a

Zaloguj się aby komentować

#naopowiesci


Ze specjalną dedykacją dla kolegi @bori


Do wszystkiego

30 września 1925


-No i rozumiesz, ten złodziej niemyty wlazł na dach, wziął wędkę i skorzystał z tego, że Antosia od Sługockiego wywiesiła palto i futro i złapał je haczyk, fruuu, wciągnął na dach i chodu! Wyobrażasz sobie Hanka? I najpierw Antośkę oskarżyli, że do Żydówki zaniosła i sprzedała te palto, niesłychana sprawa - oburzona Wiktoryna spojrzała na Hankę, z którą razem stały w bramie i wyglądały za Józkową, która miała przynieść nowy numer gazety od zytek. Hanka niby patrzyła w perspektywę ulicy, ale tak naprawdę przeglądała się w swoim wnętrzu.


-Hanka, ale ty mnie nie słuchasz!


-Słucham, słucham - odparła Hanka flegmatycznie i spojrzała w ten kawałeczek zachmurzonego i ściemniającego się już nieba widoczny między kamienicami. Para wróbli bijących się na kalenicy robiła hałas większy niż wydawało to się możliwe.

-No właśnie nie słuchasz! Ja ci tu o takiej sprawie, co to nawet w Kurierze pisali, a ty nic! Ech, z tobą…

A co tam u ciebie w domu? Stara dalej się czepia?

-A co ma się nie czepiać, czepia się, czepia, najwięcej to o te lustra co to je sama tymi frymuśnymi mazidłami paćka - zirytowała się Hanka - no wyimaginuj sobie, że wczoraj na lustrze przy gotowalni namazała mi tłustym paluchem moje imię, że niby powinnam je lepiej umyć - zapłonęła gniewem, Wiktoryna zaś zaśmiewała się do rozpuku z bojowej miny Hanki, której mała, trochę płaska twarz o guziczkowatym nosie rozkwitła czerwienią.

-Umyłaś?

-No umyłam, a miałam ja wybór? Ech, beznadziejne to życie, szoruj od rana do wieczora, oskarżają o jakieś kradzieże a jeszcze wieczorem spać nie dają…

-Znowu?

-No znowu, ech…


I Hanka nie czekając na nikogo ruszyłą w stronę tylnych schodów. Zaraz stara będzie się czepiać, że tyle czasu stała w bramie i że to nie wypada, żeby służba z porządnego domu wystawała tyle prawie że na ulicy.

W kuchni było przyjemnie ciepło, przy rozgrzanej kuchence leżał rozciągnięty na całą długość kot, jasny blask wydobywający się spomiędzy fajerek rozjaśniał pomieszczenie, którego jedyne okno wychodziło na studnię podwórka.

-Hanka, a tobie to nie jest zimno, jak ty bez chusty na dworze wystajesz - rzuciła pani Szymańska wchodząc do kuchni - przecież już koniec września.

-Nie, proszę pani - rzuciła Hanka i schowała zgrabiałe ręce w kieszenie fartucha.

-Dzisiaj pan będzie później, podaj kolację tylko dla mnie i dla Rafałka. Rafałkowi dosmaż kilka naleśników, może z mózgiem? No nieważne, obojętnie, chłopiec rośnie, musi jeść. Reszta tak jak rano rozmawiałyśmy - tu pani Szymańska spojrzała krzywo na rondel wiszący na ścianie, a niewystarczająco wyszorowany, przejechała po nim palcem i spojrzała na palec, później na Hankę i wyszła z kuchni, zostawiając tam dziewczynę, która zaciskała pięści w kieszeniach fartucha.

-Proszę pani! - zdecydowała się i szybkim krokiem ruszyła do saloniku, gdzie pani zdążyła już rozłożyć się z pasjansem - Proszę pani! Bo ja muszę coś powiedzieć!

-Słucham cię.

Miękkie światło lampy stołowej obejmowało nieduży pokój zastawiony drogimi, choć nieco już wysłużonymi meblami i załamywało się w fałdach sukni pani Szymańskiej.

-Bo pan…

-Pan Rafał czy mój mąż - uściśliła ostro Szymańska.

-Pan Rafał - przełknęła wielką gulę w gardle Hanka międląc w ręku rąbek fartucha - bo pan Rafał, bo on…

- No mówże! - krzyknęła coraz bardziej zdenerwowana Szymańska - co się stało?!

- Bo mi się spóżniaaa! - rozpłakała się Hanka padając na kolana i ukrywając głowę w ramionach złożonych na wyściełanym wytartym aksamitem krześle. Rozszlochała się, a czepeczek jeszcze chwilę temu tkwiący na jej lokach, opadł smętnie na prawe ucho.


Pani Szymańska potrzebowała jedynie chwili, żeby wrócić do siebie.


-No już, to nie tragedia. Przestań płakać. Oczywiście nie możesz tu zostać, to porządny dom. Dostaniesz pewną kwotę i odejdziesz. Najlepiej dzisiaj, żeby Rafał nie widział. No już, pakuj się - rzuciła ostro, a Hanka ocierając twarz ruszyła do kuchni, aby zebrać swój skromny dobytek - niedzielną sukienkę, zapasowy fartuch i kilka świętych obrazków, które wędrowały z nią od jednej do drugiej kuchni po całym mieście.

- A nie mogę zostać choć dzisiaj? Gdzie ja się o tej godzinie podzieję?! Nikt mnie nie przyjmie w takim stanie!

- Odejdź. Przyjdź jutro w południe, gdy Rafał będzie w szkole, dam ci pieniądze. I nigdy więcej nie chcę cię tu widzieć, flądro! Takie rzeczy w porządnym chrześcijańskim domu, och - i pani Szymańska trzasnęła ciężkimi drzwiami od sypialni, jedynie w ten sposób uzewnętrzniając swoje uczucia.


W trzy miesiące później Wiktoryna spotkała Hankę na rynku, gdzie pomimo mrozu rozpromieniona dziewczyna sprzedawała na stoisku wstążki i kołnierzyki do sukienek.

-O, Hanka, ty nawet nie wiesz jak po tym jak zniknęłaś kamienica huczała! - Wiktoryna nie mogła wyjść z podziwu jak ta upadła dziewczyna dobrze wyglądała i jak wielki uśmiech miała na twarzy.

-I dobrze - roześmiała się Hanka - dobrze mi tu, jak widzisz - roztoczyła ręką nad swoim stoiskiem, a koleżanka mogła podziwiać lekkie koronki i atłaski.

Wiktoryna po chwili namysłu przecisnęła się do Hanki, żeby szeptem zapytać co zrobiła z dzieckiem - oddała rodzicom, na wieś, czy też może…

-Z jakim dzieckiem - Hanka śmiała się w głos - czyś ty oczadziała? Żadnego dziecka nie było, ja dzieci mieć nie będę, powiedział mi to jeden doktur, po tym jak krwawiłam za mocno jak mi jedna baba za mocno szydłem popsowała. Zresztą ten Rafałek to mi tylko wierszydła swoje czytał, gdzie ja bym go do łóżka wpuściła, takiego niezgułę. Za pieniądze od Szymańskiej kupiłam sobie to stoisko i teraz to ja jestem wielką pani. Dobrze sobie wymyśliłam, prawda? - roześmiała się.


Wiktoryna odeszła zamyślona.


#zafirewallem

f5651326-8908-4a3c-8425-427c61599164
bori

@KatieWee Jakim językiem napisane ❤️

I czyżby inspiracja "Służącymi"? 🤔

P.S. W ogóle powiadomienia nie dostałem ☹️

KatieWee

@bori jak najbardziej

Coś ostatnio powiadomienia są popsute bardziej niż zwykle

Zaloguj się aby komentować

Yes_Man

@bori jaki dzwonek?

Yes_Man

@bori a nie pierwszy?

Zaloguj się aby komentować

Hej, postanowiłem wziąć udział w konkursie #naopowiesci


Patrząc na ostatnie wpisy, zastanawiam się ten konkurs, lub społeczność jest sygnowana laurem Dziwena, w związku z czym jeśli jego obecność jest wymagana w tych opowiadaniach, to zamieńcie "Karol" na "Dziwen" i powinno być ok


A więc do rzeczy


Obcy są wśród nas


Karol ziewając, wyciągnął się w fotelu. Dochodziła 5 rano. Jeszcze tylko godzina bezsensownego wpatrywania się w monitory i będzie mógł iść do domu. 

Minęły setki lat odkąd rozpoczęto program SETI i jak do tej pory wszystkie wykresy pokazywało to samo - czyli nic. Wciąż jednak było wielu zapaleńców, którzy wierzyli że to właśnie oni dokonają wielkiego odkrycia. Reagowali zachwytem na każdą anomalię, chociaż wiedzieli, że oznacza ona pewnie zarejestrowany wybuch odległej supernowej, czy też odkrycie kolejnego kwazara.

Karol do nich nie należał. Dla niego była to łatwa kasa i mało wymagająca praca, podczas której mógł oglądać filmiki ze śmiesznymi kotkami.

Kończył dopijać zimną już kawę, kiedy na wykresie pojawiło się trwające sekundę zakłócenie. Zwykle nie zwróciłby uwagi, ale było w nim coś zastanawiającego. Cofnął radar i sygnał powrócił. Ta sama, zapętlona sekwencja.

Walczył ze sobą. Zgłosić sygnał, czy wrócić do domu i się wyspać. Wygrał obowiązek i… ciekawość. Uruchomił więc procedurę zgłaszania anomalii. 

Jeszcze nie wiedział, że właśnie trafił na coś, co zmieni ludzkość.



***


Kilka tygodni później Karol udzielał wywiadu za wywiadem. Świat oszalał na punkcie “obcych”. W międzyczasie wysłano sondy, które potwierdziły, że jest to planeta wielkości Ziemi z ogromnymi połaciami wody i bogatą w tlen atmosferą.

Jednak nadzieje na spotkanie obcej cywilizacji ucichły tak szybko jak się pojawiły. Przesłane przez sondy zdjęcia ukazywały wielkie, lecz opuszczone metropolie. Porośnięte roślinnością i nadgryzione przez ząb czasu wieżowce, w których już dawno zgasły ostatnie światła.

Po każdym wywiadzie Karol spacerował ulicami miasta. Spoglądał na rozświetlone na pomarańczowo nocne niebo. Gdzieś tam za tą łuną były gwiazdy, które do tej pory widział tylko na zdjęciach. Teraz na nowo zaczęła rozpalać się w nim pasja, która pchnęła go kiedyś w stronę astronomii.

Miesiąc później Karol wyruszył w misję załogową mającą na celu dokładnie zbadać planetę. Każdego dnia podróży wyglądał przez okno kajuty, wpatrując się w gwiazdy, które w końcu mógł zobaczyć na własne oczy.


***



Zatrzymali się na orbicie planety. Drony wysłane na pobliskie stacje kosmiczne odkryły kości istot, które musiały na nich przebywać. Ich szkielety wyglądały podobnie do ludzkich, tylko wyższe. Zostały zabrane do analizy.

W międzyczasie kolejne drony dotarły na planetę. Przesłane przez nie obrazy potwierdziły, że nie ma na niej żadnych inteligentnych istot, tylko ruiny jakiejś dawnej cywilizacji. Kiedy znalazły zdatne do lądowania miejsce, kapitan polecił wysłanie tam załogi.

Po wylądowaniu zaczęli przeczesywać opuszczone budynki. Po kilku chwilach trafili na zamknięte pancerne drzwi. Nie mogli się przez nie przedrzeć, jednak z pomocą przyszedł palnik. 

Kiedy dostali się do środka ich oczom ukazało się duże pomieszczenie z wieloma ustawionymi w rzędy komputerami. Udało im się uruchomić jeden z nich. Znaki na ekranie wyglądały dziwnie znajomo. Przypominały jeden ze starożytnych ziemskich alfabetów.

Zabrali znalezione sprzęty, żeby przekazać je później do analizy.

– Jeszcze nie wracamy na orbitę – powiedział dowódca – Dostaliśmy nowe rozkazy. Znaleziono duże lądowisko kilkadziesiąt kilometrów od nas. Mamy polecieć je zbadać. I jeszcze jedno – dodał po chwili zawahania – Są już wstępne wyniki badań odnalezionych kości. Analiza ich DNA pokazuje ponad 98% zgodności z Homo Sapiens.

Wylądowali przed ogromnym hangarem. W środku znaleźli kilka dużych statków transportowych.

Weszli do kokpitu. Jeden z pilotów zasiadł za sterami i zaczął naciskać kolejno przyciski. Na jednym z ekranów pojawiły się koordynaty.

– Wygląda na miejsce docelowe – mruknął pilot.

– Sprawdźmy to – powiedział dowódca.

Wysłali dane do nawigatorów znajdujących się na orbicie. Cisza w słuchawkach trwała zbyt długo, żeby była przypadkowa.

– Otrzymaliśmy odpowiedź – odezwał się głośnik – Współrzędne prowadzą na miejsce, gdzie jeszcze 50 tysięcy lat temu znajdowała się Ziemia.



***


Karol patrzył przez okno kajuty na znikającą w oddali błękitną planetę. Nagle wszystko nabrało sensu: opuszczone miasta, znajomy alfabet, niezwykła zgodność DNA. To nie była planeta obcych. To był ich dom sprzed tysięcy lat. Dom, który jego przodkowie musieli opuścić.

W jego głowie pulsowało jedno pytanie: jeśli to my byliśmy „obcymi”, to czy w ogóle istnieje ktoś inny? Czy też cały kosmos jest tylko śladem po dawnej wędrówce człowieka?



#kawiarenka #zafirewallem

bori

@MJB Spokojnie, obecność @Dziwen nie jest obowiązkowa, nikt właściwie nie wie czemu tak często się tutaj przewija...

onpanopticon

@MJB Ee, raczej nie. Ogólnie jakoś @Dziwen zapomina o kawiarence, to może dlatego w kilku dziełach został wspomniany. Ale tak ogólnie to raczej nie. To nie sowie perypetie, tutaj raczej rzadko ktoś dziwenuje Choć oczywiście można, bo to zacny użytkownik, który na pewno swoimi wpisami może zainspirować do jakichś wierszowych czy opowieściowych refleksji


A opowieść wzbudziła we mnie feelsy i wręcz nakreśliła przed oczami Planescape: Torment, z motywem odkrywania swoich własnych śladów.

MJB

@onpanopticon dzięki za miły komentarz

Co do Planescape'a to jeśli były jakieś podobieństwa, to niezamierzone. Nie grałem w to, choć tytuł kilka razy widziałem.

onpanopticon

@MJB Nie nie, opowieść w tej grze jest zgoła inna, ale sam motyw odkrywania własnych śladów jest podobny, choć mimo wszystko to nie to. Po prostu takie drzwiczki otworzyła w mojej głowie twoja twórczość


Nawiasem, gierkę polecam dla samej historii. Można nawet z solucją przejść, ale przejść. Nie wiem jakim cudem nie ma porządnej książki która spisuje tę opowieść. Jedna z moich ulubionych, jest po prostu ultra genialna.

Zaloguj się aby komentować

Czytając ostatnie opowiadania @fonfi, mój wewnętrzny Howard Boris Lovecraft postanowił zaserwować coś małego na umilenie wieczoru:

Na pokładzie statku kosmicznego "Santa Maria di Graudentum" panowała cisza tak ciężka, że zdawała się dławić oddech. Za otwartym zgodnie z harmonogramem na 15 minut oknem rozciągała się pustka - absolutna czerń, jakby cały wszechświat został wchłonięty przez coś nienazwanego, coś co czai się w najgłębszych trzewiach czasoprzestrzeni. Gwiazdy zniknęły bez śladu, nawet oświetlenie statku zdawało się być zduszone przez nicość.

@Dziwen i @Umypaszka nie rozmawiali już od długich godzin. Każde z nich słyszało nieustanny szept, który wydawał się pochodzić z zewnątrz. Wwiercał się im powoli w umysł tak głęboko, że powoli tracili rozeznanie co jest prawdziwe, a co tylko wytworem ich oszalałych zmysłów. Szept wzywał ich po imieniu, obiecując wiedzę, której żaden śmiertelnik nigdy nie powinien posiąść.

Na jednym z najniższych pokładów technicznych odkryli przedmiot, który nie powinien nigdy opuścić Ziemi. Ładunek o oznaczeniu systemowym 85-790. Tajemniczy, idealnie biały Monolit. Zdawał się on przeczyć euklidesowskiej geometrii, swym bluźnierczym kształtem przywodząc na myśl coś o wiele starszego i złowrogiego niż znany im wszechświat. Coś, co samym swym wyglądem budziło obezwładniającą grozę.

Głos wciąż szeptał:

TWAAARÓÓÓG

#zafirewallem #naopowiesci

Dziwen

@bori tylko nie on. xD

bori

@Dziwen Trzeba było grzecznie siedzieć a nie szlajać się po zapomnianych przez Boga ładowniach xD

pacjent44

@bori Ja wiem, to jest "Ofcy, ostateczne żarcie" Oni się będą szczelać po statku w milczeniu tak cienżkiem, że wzrośnie masa rakiety i spadną na marsjańską agendę Pontnicy. Układ słoneczny zastygnie w tym, no, przestrachu.

Gepard_z_Libii

Tak było

Potem @Dziwen się obudził i serce mu spadło z kamienia, bo okazało się że jednak jest sową, a sen o byciu człowiekiem był tylko koszmarem, a co jeśli to człowiek śni o byciu dziwenem, pomyślał przerażony dziwen.


Nie lubię horrorów

Zaloguj się aby komentować

Dzień dobry się z Państwem,

Obudziłem się, wsiadłem na rower i przez całą drogę do pracy coś nie dawało mi spokoju. Przeczytałem jeszcze raz to moje nocne opowiadanie i stwierdziłem, że tam na końcu jeszcze czegoś brakuje. Czegoś co strasznie uwiera. No do dopisałem ostatnią scenkę

Głęboka przestrzeń kosmiczna
Mesa Santa Marii, kilka godzin później


@Dziwen z Pachą siedzieli sami w mesie międzygalaktycznej arki Santa Maria. Antropomorfizacja okrętu niedawno się zdematerializowała i pewnie nie pojawi się aż do rana, przez co mieli trochę spokoju. Spożywali właśnie wieczorny posiłek. Dzisiaj dla odmiany - jak co dzień - był ryż z curry i kawałkami syntetycznego kurczaka. Dziwen pałaszował zawzięcie, głośno przy tym mlaskając.


– Słyszę, że ci smakuje. – zwróciła mu uwagę Pacha

– Owszem – chłopak nie zrozumiał aluzji

– A powiedz mi, bo ciągle mi to nie daje spokoju, te kable od monitora i klawiatury na biurku w symulacji, to naprawdę nie są do niczego podłączone? I do tej pory nie zorientowali się, że one pod blatem tak sobie dyndają?

– Wyobraź sobie, że nie! Oni są tak zafascynowani sobą nawzajem, że żadnemu nie przyszło nigdy do głowy, żeby sprawdzić.

– No dobrze, to zdradź mi jeszcze dlaczego zaprogramowałeś im takie twarde i niewygodne krzesła. Przecież mógłbyś umieścić tam cokolwiek z katalogu – drążyła Pacha

– A słyszałaś te fajne stuknięcia jak na nich siadają? A jak się przy tym śmiesznie krzywią. No może poza @entropy_ , on zawsze się wtedy błogo uśmiecha...

– To przez te ich odznaki “naukowe”, które sobie sami przyznali?

– Chyba tak. Ma to jakiś związek z tą fazą G.U.R.U w którą wprowadzają wyimaginowanych pacjentów w tej swojej symulacji portalu. Za każdym razem gdy to robią, ładuje się plik `butt.plug.py`. Próbowałem to zmienić w kodzie, ale za każdym razem jak zapiszę i otworzę ten plik ponownie, to wszystkie moje zmiany znikają. Doszedłem do wniosku, że może to jednak nie jest bug a feature.


#naopowiesci #zafirewallem

bori

@fonfi xD


Musimy połączyć siły i razem coś stworzyć. Coś jak Stephen King i Richard Bachman

fonfi

@bori Chodzi mi kilka takich pomysłów po głowie...

bori

@fonfi Mój wewnętrzny Howard Bori Lovecraft wyrywa się na powierzchnię, a statek "Świnta Marianna" jest dla niego doskonałym miejscem na absolutny horror i bluźnierczy koszmar

Zaloguj się aby komentować

Dzień dobry wieczór się z Państwem,

Zainspirowany opowiadaniem kolegi @bori, organizatora bieżącej edycji zabawy #naopowiesci postanowiłem dopisać ciąg dalszy jego historii. Historii, która w sposób bezpośredni nawiązuje też do dwóch moich poprzednich opowiadań (tego i tego) i jeśli ktoś ich nie czytał to zachęcam do wcześniejszego zapoznania się z nimi.

A teraz zapraszam do lektury. Miłego czytania.

Pacjent Dziwen


Grudziądz, czasy współczesne

Sterylne, wyłożone pastelowymi płytkami pomieszczenie tonęło w mroku, który raz na kilka sekund rozświetlała mrugnięciem czerwona dioda kamery systemu monitoringu. Kamera umieszczona była nad drzwiami, na jednej z czterech identycznych ścian. W pomieszczeniu nie było okien, a jedyny jego wystrój stanowiło masywne biurko i cztery metalowe krzesła z twardymi, drewnianymi siedziskami, od samego patrzenia na które można było dostać hemoroidów.


Na środku biurka stał ciężki monitor, stara, powycierana klawiatura i mysz komputerowa, których kable ginęły gdzieś za krawędzią biurka. Czarny jak reszta pomieszczenia ekran ożył z wyraźnym wysiłkiem zmęczonej elektroniki i rozjarzył się bladą zielenią. W ślad za nim zamrugały pod sufitem jarzeniówki, a chwilę potem w drzwiach kliknęła blokada kontroli dostępu i do pomieszczenia weszło czterech mężczyzn w białych kitlach.


– Z kim, do cholery, trzeba się tutaj przespać, żeby dostać kawę?! - rzucił zdenerwowany docent Krzysztof Ris, na co wszyscy czterej obejrzeli się i z pożądliwym brakiem profesjonalizmu spojrzeli na stojącą w drzwiach siostrę Olgę Wiec.

– Pewnie! Nie dość, że przygotowuję Panom codzienne raporty z aktywności pacjentów w symulowanym portalu, to jeszcze kawę mam teraz parzyć?! Ja mam stopień naukowy z orientalnych patologii ze specjalizacją z Kimdzongunizmu do cholery!

– Tak - dwie czarne i dwie z mlekiem – docent Krzysztof Ris podsumował CV siostry Olgi Wiec

– Dla mnie bez laktozy - dodał profesor Eryk Norbert Tropy


Siostra Olga Wiec otworzyła usta jakby chciała coś jeszcze powiedzieć, ale machnęła ręką, odwróciła się na pięcie aż jej loki zafalowały i zniknęła w korytarzu.


Z głośnym stęknięciem naukowcy zajęli miejsca na twardych krzesłach, a doktor Edward Be zalogował się do portalu. Wspólnie zaczęli przeglądać nowe logi, jednocześnie zerkając na obraz z kamery w apartamencie pacjenta, który w dolnej części ekranu pokazywał Dziwną Sowę, gotującą parówki w elektrycznym czajniku i smarującą masło chlebem.


– Panowie, zobaczcie! Znikają kolejne osobowości! Nie ma tej oznaczonej kodem 4ndz3L4B0mB4 – doktor Bożydar Artas aż podskoczył z podniecenia.

– Eee, tej to szkoda, ją to akurat… lubiłem – wtrącił rumieniąc się doktor Edward Be.

– Racja, ale najważniejsze, że nasza terapia działa. To pewnie zasługa mojego pomysłu na wprowadzenie różowego markera do organizmu pacjenta, kiedy wszedł w fazę G.U.R.U. – próbował przypisać sobie zasługi profesor Eryk Norbert Tropy.

– Tak, tak. Na pewno panie profesorze, na pewno – rozbawieni naukowcy spojrzeli porozumiewawczo po sobie.

– Panowie, to nie koniec! Brakuje też f3L0n!0u5/9ru i p4u1u511 – emocjonował się coraz bardziej doktor Bożydar.

– Faktycznie! W tym tempie pacjent wyzdrowieje do końca tygodnia i będzie można wyłączyć symulację portalu. Obejdzie się nawet bez wlewów per rectum – rzeczowo skwitował docent Krzysztof Ris.

– Szkoda… – zasmucił się profesor Eryk Norbert Tropy, który na te wlewy czekał od kilku tygodni.

– Ale jak to wyłączyć? Tak całkiem? Trochę szkoda tych botów z Kawiarni za firewallem. Ten model językowy, w który ich wyposażyliśmy to zaczął nawet fajne rymowanki generować – próbował oponować doktor Edward Be

– Doktorze, mam wrażenie, że pan zbyt emocjonalnie do tego podchodzi. To tylko urojenia pacjenta i kawałki oprogramowania. Zestaw zer i jedynek. Proszę o tym nie zapominać – zganił kolegę docent Krzysztof Ris.


Dyskusję przerwały kroki siostry Olgi Wiec i intensywny zapach świeżo parzonej kawy.


– Proszę panowie, wasza kawa! - siostra postawiła tacę na biurku z takim impetem, że gorący napój rozchlapał się na boki, plamiąc białe kitle naukowców.


Panowie niemal równocześnie poderwali się z krzeseł jak poparzeni - i poniekąd tak właśnie było, bo wrzątek wylądował nie tylko na czystych kitlach ale i na odsłoniętych kawałkach skóry. Ucierpiała też stara klawiatura. W całym zamieszaniu nikt nie zauważył, że coś w niej zaiskrzyło, a obraz z kamery w dolnej części ekranu zamigotał i przez chwilę poza sylwetką pacjenta widać było kobietę bawiącą się z kilkuletnią dziewczynką, a okienko z logami pokazało czarny ekran z kosmonautą i komunikatem “o cholerka, ale wieje...”. Po kilku sekundach wszystko wróciło do normy.


Jedynie doktor Edward Be miał nieodparte wrażenie, że już kiedyś patrzył na ten sam obraz. Deja vu?


Głęboka przestrzeń kosmiczna, dzień 1503 Nowego Kalendarza

Od czasu poprzedniej usterki w oprogramowaniu kontrolującym zahibernowanych ocalałych za pomocą symulacji oraz awaryjnego wybudzenia Pachy, minęło już kilka tygodni. Kobieta na dobre już pogodziła się z tym faktem i pozwoliła nawet chłopakowi wprowadzić swój awatar na powrót do oprogramowania ale ze zmienioną nazwą kodową. Z sobie nawet nie znanych przyczyn nie chciała, żeby - kiedy nie brała już bezpośredniego udziału w symulacji - jej stary kod funkcjonował. Teraz jej awatar działał pod nazwą @Umypaszka .


Często siedzieli razem i obserwowali jak ta zmiana wpływa na warunki brzegowe oprogramowania, które w pierwotnej wersji nie przewidywało w ogóle takiej opcji.


Teraz Dziwen siedział przed pulpitem sam, a jego palce jak zwykle gorączkowo poruszały się po dotykowej klawiaturze. Płaskie monitory przed nim pokazywały statusy kriokapsuł, symulacji i raporty kontrolne systemów międzygwiezdnej arki Santa Maria. Na jednym z ekranów obserwował fragment symulacji: cztery postacie w białych kitlach wpatrzone w archaiczny monitor. Odczytał nazwy kodowe: @entropy_ , @ebe , @kris , @bartas , które odpowiadały odpowiednio kapsułom kriogenicznym o numerach: 21.35, 21.36, 21.38 i 21.39.


Po tym, jak usterka spowodowała awarię kapsuły Pachy, oznaczonej numerem 21.37, Dziwen zwiększył kontrolę sąsiednich kapsuł i ich symulacji. Z niewiadomych powodów podprogram sugerujący, że sami tworzą oprogramowanie symulacyjne działał na nich uspokajająco, co wyraźnie widać było na wykresach encefalogramów.


W tle Pacha bawiła się i dokazywała z trzecim towarzyszem ich podróży w nieznane - z antropomorfizacją statku, która po uruchomieniu napędu skokowego przybrała postać małej dziewczynki - Santa Marii. Zabawa ewidentnie była przednia. Kobieta właśnie złapała małą i zaczęła ją łaskotać. Dziecko zareagowało gwałtownym śmiechem i wierzganiem. W tym samym momencie postacie na ekranie Dziwena podskoczyły jak poparzone, a w logach symulacji wpadło kilka wpisów WARNING i ERROR oznaczonych kolorem czerwonym.


– Uważaj Pacho! Pamiętaj, że jej emocje są ściśle związane z systemami statku. Chodźcie lepiej tutaj, zobaczymy co się stanie jak na powrót uruchomię podprogramy Felonious-Gru i Paulusll.

– A ciocia moll? – zapytała dziewczynka

– Nad nią, jeszcze muszę popracować słonko…


942 słowa


#zafirewallem #naopowiesci

cebulaZrosolu

@fonfi coś wspaniałego xDDD

Dziwen

@fonfi może kiedyś faktycznie wybudzicie się w kapsułach, patrząc na nowy świat, który umożliwi przetrwanie naszego gatunku i ta cała gadka o projekcjach okaże się tylko sposobem by oszukać podświadomość, która się czegoś domyśla. XD

Przekonamy się czy to prawda za jakiś czas, gdy będziemy bliżej K2-18b. XD


Swoją drogą uwielbiam takie zwroty akcji, gdzie to co widzimy z oczu bohatera okazuje się kłamstwem nawet dla niego samego. XD

fonfi

@Dziwen W tym konkretnym przypadku to pomysł, @boriego. Ja tylko rozwinąłem. A że motyw "symulacji" zgodny z tym co pisałem w poprzednich opowiadaniach, więc aż się prosiło i nie mogłem się powstrzymać.

fonfi

@Dziwen
A tak w ogóle, to teraz powinien przyjść @George_Stark i w ogóle zrobić trzeci poziom incepcji i napisać opowiadanie o @fonfim, który pisze fikcyjne opowiadanie o Santa Marii, @Dziwenie i Paszce, którzy kontrolują symulację "ocalonych", w której @entropy_, @ebe i cała piszą swoją symulację portalu dla @Dziwena. Symulacja, w symulacji w fikcji literackiej.

Ciekawe w którym momencie udałoby się to tak zapętlić, żeby Twoje urojenia dostały 'buffer overflow' i całe hejto by zniknęło.

bori

@fonfi Świetne opowiadanie Panie Kolego, już się cieszyłem że kreatywnie rozwinąłeś moje uniwersum, a tu plot-twist xD

Zaloguj się aby komentować

Szanowni Kawiarenkowicze,


uprzejmie przypominam że do końca obecnej edycji pozostało 7 dni, więc powoli trzeba się już spinać i finalizować swoje opowiadania.


Od razu uspokajam, że fakt że mój jedyny dotychczasowy konkurent, kolega @Felonious_Gru, usunął konto, to czysty przypadek i nie ma związku z konkursem. Nic a nic. Serio. Naprawdę. Jesteście bezpieczni. Przysięgam.


#kawiarenka #naopowiesci

3acea3b0-250c-4522-97b1-9c4cf4e02e38
aerthevist

@bori chyba jednak nie usunął

de727083-45a6-4ed4-b992-3b786ea2f805
bori

@aerthevist Słowo przeciwko słowu

f33a5d4f-6f5c-47c4-ab8c-519372ebc6fd
onpanopticon

@bori powrócił już

Zaloguj się aby komentować

Drogie Koleżanki, Drodzy Koledzy,


dobiegła końca druga dekada września, zegar tyka nieubłaganie a nie widzę jeszcze żadnych konkursowych opowiadań. Ufam, iż to tylko przez to, że kawiarenkowicze pieczołowicie nad nimi pracują. Żeby bardziej Was zachęcić do działania wrzucam, oczywiście poza konkursem, swoje opowiadanie.


Koleżanki i Koledzy, do boju!

Tempus fugit, gloria manet!


PLOT-TWIST


To był zaiste owocny tydzień dla Dziwnej Sowy.


W pracy układało mu się coraz lepiej. Bez problemu opanował swoje obowiązki tak sprawnie, że w ciągu dnia miał 2-3 godziny wolnego czasu, które mógł poświęcić na przeglądanie Hejto. Nawet obsługując suwnicę z pięciotonowymi zasobnika zerkał co chwilę jednym okiem co tam nowego. Rozpoczął też częściowo refundowany przez PFRON kurs na obsługę maszyny do rozdrabniania azbestu, która drgając, powoli oddzielała mu mięśnie od kości. W myślach witał się już z awansem, szczególnie że jego przełożony miał ostatnio jakieś wyraźne problemy z płucami. Chodził więc tam codziennie rano ze szczerą chęcią, z pogardą obserwując w porannym autobusie zgonujących spitusów próbujących wrócić do domu po całonocnych libacjach.


Oprócz rzeczywistości miał również swoje małe, prywatne Idaho w Internecie, któremu oddawał się bez reszty w swoim czasie wolnym. Na portalu, na którym był już niekwestionowanym guru, spędzał codziennie bardzo dużo czasu. Hasło do logowania wpisywał jednym palcem – zapewne dlatego że tak często go wylogowywało. FCKGW-RHQQ2-YXRKT-8TG6W-287Q8. Mógłby je wyrecytować jednym tchem nawet obudzony o 6 rano przez policję. Po zalogowaniu od razu przechodził do powiadomień, których dostawał mnóstwo. Uwielbiał je przeglądać i patrzeć co tam znowu się wydarzyło.


Miał tam wielu znajomych. Można było pogadać i pośmieszkować. Z niektórymi rozumiał się bez słów, zupełnie jakby byli zaginionymi przed laty braćmi-bliźniakami. Stanowili nieustanną inspirację dla niego do kolejnych rysunków i żartów. Czasem tylko któryś z dnia na dzień znikał bez ostrzeżenia, ale cóż zrobić, tak już bywa. „C'est la vie!” pomyślał światowo.


Niespodziewanym wyzwaniem okazało się opanowanie ostatnich zmian na portalu. Dodano nowy edytor tekstu, przez co automatyczne dodawanie wpisów przestało prawidłowo działać. Próbował z tym walczyć edytując swój skrypt, ale za nic nie mógł sobie przypomnieć jak go napisał. Kod wydawał mu się całkowicie obcy. Zupełnie jakby pisał go ktoś inny. „Najwyraźniej jestem już przemęczony”.


Zerknął na zegarek – była godzina 21:37. „No nic, późno już się zrobiło, a jutro trzeba wstać na poranną zmianę w spalarni”. Zadowolony wyłączył komputer i poszedł do kuchni zrobić sobie kanapkę. Jeszcze niedawno miał dużo pomysłów na nowe dania i uwielbiał gotować, ale ostatnio coś stracił do tego wenę. W kwestii przepisów miał wręcz czarną dziurę w głowie, zupełnie jakby mały kucharz siedzący w nim nagle zniknął. Kolejny dzień z rzędu ratował się kanapką z chlebem.


Jedząc w łóżku myślał już o nowym rysunku, w zawoalowany sposób wyśmiewającym nielubianych użytkowników. „Na pewno będzie na nim por i pilotka”. Nawet nie zauważył jak zaczął odpływać w objęcia Morfeusza.


EPILOG


W wyłożonym pastelowymi płytkami pomieszczeniu siedziało czterech mężczyzn w białych kitlach. Przed nimi na biurku stał komputer.

- Muszę przyznać docencie Krzysztofie Ris, że gdy usłyszałem pierwszy raz o tym pomyśle, to powiedzieć że byłem sceptyczny, to powiedzieć za mało.

- Zadanie z początku wydawało się karkołomne doktorze Bożydarze Artas, ale udało się w jeden weekend stworzyć atrapę portalu dla eksperymentalnej terapii pacjenta.

- Jego przypadłość była dla nas prawdziwym wyzwaniem, ale dzięki opisaniu nowej jednostki chorobowej Strigiformes Proiectura doktor Edward Be zdobył habilitację.

- Zauważyliście Panowie, że odkąd pacjent zaczął korzystać z portalu to się uspokoił?

- Siostra Olga Wiec zgłasza, że poszczególne osobowości systematycznie znikają.

- Zgadza się Profesorze Eryku Norbercie Tropy, ostatnio z listy wykreśliliśmy kolejną projekcję, oznaczoną symbolem M/O-11.

- Jeszcze trochę i będzie można zawiesić suplementację bromu doktorze, zostawiając tylko wlewy per rectum.

- Panowie, teraz tylko trzymać kciuki żeby nic się nie zepsuło.


KONIEC


Ilość słów: 557

Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób i zdarzeń jest w pełni przypadkowe i niezamierzone.


#kawiarenka #naopowiesci

bori

@bori Wyborne opowiadanie Kolego, wygrana jak nic

sireplama

@bori te! Ty się od projekcji odczep!

Zaloguj się aby komentować

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.


#naopowiesci

bori

@Felonious_Gru Brak w opowiadaniu tematu przewodniego, dyskwalifikacja

Felonious_Gru

@bori motyw jazdy na rowerze jest tematem przewodnim. Dyskwalifikuję twoją dyskwalifikację.

bori

@Felonious_Gru Za dyskusję z sędzią orzekam dyskwalifikację do końca sezonu.

Fly_agaric

Z mało oddechu. Odrzucam!

Zaloguj się aby komentować

Uwaga! Będzie chwalone!


Chciałem Was, moi drodzy poinformować, że kolega @onpanopticon jest człowiekiem słownym. Otóż dotarła do mnie dziś paczka, w której znalazłem nagrodę za wygraną w jednej z edycji naszej zabawy #naopowiesci. Dziękuję serdecznie, filiżaneczka jest piękna.


Chciałem też nadmienić, że kolega @onpanopticon jest też człowiekiem empatycznym i wyrozumiałym. Ponieważ jest to "najnowocześniejszy portal dla starych ludzi", zakładam więc, że mamy podobne problemy i że rozumiemy się nawzajem chociaż po części. Bo jak inaczej wytłumaczyć tę nagrodę pocieszenia (bo zakładam, że ku pocieszeniu kolega mi ją tam dorzucił), którą znalazłem w paczce? Dziękuję również i za to! Pierwszą tabletkę już wziąłem, zobaczymy czy konar zapłonie. Więcej info po 16.


#zafirewallem

d8e9a0b2-f595-45d9-84e7-57d8a8c959a6
koszotorobur

@George_Stark - cieszę się, że tu na Hejto faceci nawzajem się wspierają - tak trzymać i oby tak dalej!

onpanopticon

@George_Stark na zdrówko

fonfi

@George_Stark @onpanopticon Ależ to wygląda. Moja czeka w paczkomacie. Już przebieram nóżkami.

Zaloguj się aby komentować