#lovecraft

5
82

1595 + 1 = 1596


Tytuł: Koty Ultharu

Autor: H. P. Lovecraft

Kategoria: literatura piękna

Wydawnictwo: Vesper

Format: książka papierowa

ISBN: 9788377313787

Liczba stron: 244

Ocena: 5/10


Noooooo, jak książka się zaczęła to nie sądziłem że finalnie dostanie 6 xd


Większość tego świata snu to o kant d⁎⁎y potłuc, i to tak serio.


Dla przykładu:

"Stefan był marzycielem, nagle statek z białym dziadem wziął go na pokład i popłynęli do Whalwoxidhw która była krainą pełną szczęścia ale potem popłynęli do Osnajahvakapcusn która byla pełna zdziwienia ale Stefan chciał popłynąć jeszcze do Ykwjzyababwi która była zakazana ale stary dziad powiedział "nie płyńmy" ale Stefan się uparł i popłynęli ale wypadli za mapę świata i wtedy się obudził i w sumie nie wiadomo co się stało."


Brzmi jakbym miał udar? No więc przepraszam za spoiler ale streściłem Wam właśnie jedno z opowiadań z książki...


Dokładnie tak one wyglądają, jedno po drugim.


To skąd opinia "6" czyli "dobra"?


A no bo po dobrym tuzinie takich opowiadań nagle przychodzi "W poszukiwaniu nieznanego Kadath" które po pierwsze ma jakiś sens, po drugie jakaś akcje, po trzecie jest całkiem fajne, a po czwarte nagle nadaje też sens wszystkim tym bzdurnym opowiadaniem, bo umieszcza je w faktycznej przygodzie. Przestają być światotwórczym ujściem ciśnienia grafomana a stają faktycznym tłem dla jakichś wydarzeń i historii.


Nie nagradza to reszty książki ale zostawia czytelnika z lekkim wrażeniem że "coś jednak zostało naprawione".


Jakbym zaczął od tej książki to zniechęciłbym się okropnie do Lovecrafta. W sumie zmieniam ocenę na 5 :v


Nie wszystkie opowiadania były tak totalnie *słabe* to fakt, ale z *dobrych* było tylko jedno.


Świat snu? Nie dla mnie.


#bookmeter #Ksiazki #czytanie #czytajzhejto #lovecraft

a7c33c65-6a57-4089-9573-00c8d4ecf183

Zaloguj się aby komentować

Takie tam dwa małe pudełeczka Lovecraftiańskie z mechanizmami i mackami:


#rekodzielo #handmade #diy #hobby #lovecraft #rpg #tworczoscwlasna #apaturiart #pracowniaapaturium

0251d724-d5ab-4775-9526-2328c3b314f0
9f289544-49e6-4c72-bc9b-98b20f800f34
2a089f58-c713-4fd1-9c02-77cf0f273493

Zaloguj się aby komentować

Newsy książkowe od Whoresbane'a!


Wydawnictwo Vesper zapowiada nowy album Howarda Philipsa Lovecrafta i Francois Barangera. "Widmo nad Innsmouth" w sprzedaży od 14 listopada 2025 roku. Wydanie w twardej oprawie obejmie 72 strony, w cenie detalicznej 139,90 zł. Poniżej okładka i krótko o treści.


Zafascynowany historią Nowej Anglii młody mężczyzna wyrusza w podróż po dawnych miastach regionu. W drodze do Arkham otrzymuje propozycję skorzystania z linii autobusowej przejeżdżającej przez Innsmouth – odizolowane, nadmorskie miasteczko. Sama wzmianka o tej miejscowości wywołuje wśród mieszkańców sąsiednich miast wyraźną niechęć. W lokalnym muzeum zwracają jego uwagę złote ozdoby pochodzące z Innsmouth – ich kształty i wzory budzą niepokój i niejasne uczucie odrazy. Zaintrygowany, postanawia odwiedzić to miejsce.

Niegdyś tętniący życiem port rybacki i prężne centrum przemysłowe, Innsmouth stało się cieniem dawnej świetności. Mimo obrzydzenia, jakie wywołują w nim nienaturalne rysy niektórych mieszkańców oraz wąskie, mroczne uliczki przesiąknięte duszącym odorem ryb, młody podróżnik nie może oprzeć się pragnieniu odkrycia tajemnicy miasta. W końcu spotyka Zadoka – zgorzkniałego, starego pijaka, który zdradza mu fragmenty mrocznej przeszłości Innsmouth. Opowiada o kapitannie Obedzie Marshu, który w XIX wieku handlował z odległymi ludami Polinezji i założył pogański kult – Ezoteryczny Zakon Dagona. Z czasem sekta podporządkowała sobie całe miasteczko. Zadok twierdzi, że Marsh zawarł diabelski pakt z potworami z morskich głębin – w zamian za niewypowiedziane ofiary zapewniały one Innsmouth dostatek i powodzenie.

Gdy podróżnik przygotowuje się do opuszczenia miasta, jego autobus nagle ulega awarii. Nie ma innego wyjścia – musi spędzić noc w Innsmouth…

Kręte, mroczne zaułki, mieszkańcy o zdeformowanych twarzach skrywający się w rozpadających domostwach, makabryczne legendy o bluźnierczych rytuałach, morskie istoty wynurzające się z cuchnących wód, by łączyć się w nienaturalne związki z ludźmi… W Widmie nad Innsmouth Lovecraft stworzył jedno z najważniejszych dzieł literatury grozy XX wieku – arcydzieło jego „kosmicznego horroru”, które, podobnie jak wiele innych jego opowieści, ukształtowało wyobraźnię pokoleń artystów.

François Baranger, światowej sławy ilustrator i concept artist, znany z pracy przy filmach i grach wideo, od lat zafascynowany twórczością H.P. Lovecrafta, podjął się „cyklopowego” zadania zilustrowania jego najważniejszych dzieł.


#ksiazkiwhoresbane 'a - tag, pod którym chwale się nowymi nabytkami oraz wrzucam newsy o książkach

Chcesz mnie wesprzeć? Mój Onlyfans ( ͡° ͜ʖ ͡°) ⇒ patronite.pl/ksiazkiWhoresbane

#ksiazki #czytajzhejto #vesper #horror #lovecraft

d722d6cf-c212-42b5-a195-e6bb142ca0fb

Zaloguj się aby komentować

Coś dla fanów Lovecrafta.

W Opowiadaniu "Wzgórze" mieszkańcy podziemnego świata czczący Yiga i Cthulhu wspominają konkwistadorowi, że ich bogów uwięziły demony, które spowodowały potop. Nie mogły to być Starsze Istoty, bo one akurat po krótkiej i w sumie niepotrzebnej wojnie podpisały sztamę z Cthulhu w stylu "Wasze lądy, Nasze morza". Mi-Go jeszcze nie było wtedy na Ziemi. A rywalizacja Przedwiecznych i Starszych Bogów to gówniany wymysł Derletha, niepotrzebnie powielany przez Briana Lumleya i każdy fan Lovecraftiany raczej na to pluje. Pozostaje więc cholernie niepokojące pytanie czym był te demony/kosmici, którzy rzucili wyzwanie samym bogom i ich pokonali?

#creepy #lovecraft #horror #literatura

bori

@AdelbertVonBimberstein Bluźnisz

Zaloguj się aby komentować

[REPOST, KIEDYŚ JUŻ WRZUCAŁEM]

Wyżalę Wam się, bo nie wiem w sumie komu mógłbym innemu, żeby mnie za wariata nie wziął xD Hejto to jednak publika cierpliwa. Nie wiem gdzie zacząć więc wybiegnę nieco wstecz, ale obiecuję że przejdę zaraz do konkretów!

Jakiś czas temu zaczęła mi doskwierać suchość oczu, taka bardzo uporczywa. Wiem, że przy pracy przed kompem to dosyć znany objaw, więc po prostu zacząłem sie zaopatrzyć w krople do oczu, ale one niestety pomagały na krótko, a ja konsumowałem ich takie ilości, że pani w aptece zaczęła mnie traktować jak ćpuna. Zrobiłem coś, co facet po trzydziestce robi raczej niechętnie - odwiedziłem lekarza xD co się okazało, to że mało mrugam. Bardzo mało. Praktycznie wcale, czego nie byłem w sumie świadomy. Lekarz powiedział, że obserwował mnie z ciekawości całą wizytę i mrugnąłem... ZERO razy xd "nic dziwnego że pana oczy świerzbią" stwierdził.

I tak zaczęła się moja udręka, czyli szukanie “dlaczego tak mam”. Jeśli oglądaliście Doktora House'a, który dostaje jakiś nietypowy przypadek i poświęca cały swój czas i energię na wyjaśnienie go, to pewnie rozumiecie irytację związana z każdym kontaktem z NFZ. "Nie mruga pan? To proszę zacząć. 200zł proszę". Zacząłem Googlować czy jest więcej takich osób jak ja, ale oczywiście google jak to google - diagnoza to rak albo autyzm. Albo oba. I pewnie bym tak sobie żył podłączony do kropli do oczu niby do kroplówki gdyby nie jedna poszlaka, mianowicie, rozmawiając przez telefon z moją mamą wyżaliłem się, co mi dolega, na co usłyszałem krótki okrzyk szoku okraszony wspomnieniem "tak jak babka" i nagle zabłysło. No przecież! Za dzieciaka słyszałem jak dziadek po pijaku mówił, że moja prababka nigdy nie mrugała tylko patrzyła rybim ryjem przypominając karpia na wigilię. Zapomniałem o tym całkiem, bo mówił też że była przeklęta, i że czarowała, albo że czciła potwora z morza xD i w ogóle dużo rzeczy mówił. W sumie jak tak pomyślę to cała rodzina z tamtej strony była raczej śmieszna xD mówiąc "z tamtej strony" mam na myśli moje tereny rodzinne, czyli zabitą dechami dziurę Arkamowice na przeklętym Podlasiu. Uciekłem stamtąd jak tylko mogłem, a obecnie przy życiu została już tylko moja mama właśnie, którą to z obowiązku odwiedzam raz na parę lat. Kontakt telefoniczny oczywiście mam z nią ciągle, ale szczerze nie cierpię tego miejsca... Na anno domini 2025 wygląda jak Wilkowyje w pierwszym sezonie Rancza, więc tylko wyobraźcie sobie co tam było na przełomie tysiącleci w każdym razie, oto zdobyłem poszlakę! Podłoże genetyczne! Lekarz już wczesniej coś mi przekminiał, że neurologiczne ale tomograf nic nie wykazał, a teraz chociaż wiem skąd się wzięło. Plus całej sytuacji jest taki, że prababka dożyła absurdalnie leciwego wieku, i zmarła jakoś niedługo przed moimi narodzinami, więc brakło jej 6 lat żeby żyć w 3 różnych stuleciach xD Czyli ta przypadłość to zdecydowanie nic śmiertelnego xd (o ile psychicznie mnie ta suchota gałek do grobu nie wpędzi wcześniej). Co dziwne, mama nie bardzo chciała o tym rozmawiać, i nawet solidny moim zdaniem argument kwestii zdrowotnych jej nie przekonał, ale skoro znacie już opinie mojego dziada (która dosyć precyzyjnie nakreśla opinie WSZYSTKICH w rodzinie co do niej) o prabace to chyba rozumiecie czemu. Była to bardzo barwna osoba, a we wiosce uchodziła za "wiedzącą" (TAK, w czasach gdy działały już w Polsce sieci komórkowe to w mojej wiosce ludzie wierzyli w czary, djobły, i zabobony) czy inną szeptuchę. Były pewne plusy takiego pochodzenia: nawet najgorsze patusy nigdy nie podniosły na mnie ręki bo się bały klątwy xDD Pozwoliło mi to nieco spokojniej skończyć szkołę, i uciec stamtąd bez traumy. Domyślacie się pewnie jaką decyzję podjąłem: czym prędzej udać się na miejsce i przejrzeć wszystkie możliwe papiery w poszukiwaniu jakiś zapisków co do objawów, lub (płonne nadzieje) czegokolwiek co na przypadłość babce pomagało. Może być cokolwiek, od zmiany nawyków żywieniowych po smarowidło z babki lancetowatej i kozich bobków. 

Po dotarciu na miejsce, miłym zaskoczeniem było, że Arkamowice wyglądały tak jak je zapamiętałem. Niemiłym - że jak to jest k⁎⁎wa możliwe żeby w 15 lat się nic nie zurbanizować XDDDD

Matka powitała mnie od progu, o ile dobrze liczę to nie widzieliśmy się na żywo 4 lata. Nagotowała zagubów, których nienawidzę, i ze łzami w oczach poczęła rozprawiać o ważkości utrzymania relacji rodzinnych, co oczywiście miało za zadanie wpakować mnie w wyrzuty sumienia i zmotywować do częstszych odwiedzin. Nie chciałem prosto z mostu ładować, że ja tu tylko po stare albumy, pamiętniki, notatki, i inne zapiski. Prababka akurat nie była piśmienna, ale może któreś kolejne pokolenie coś naskrobać. Na notatki lekarza nawet nie liczę bo po pierwsze primo skoro nowożytnia medycyna nie umie poradzić, to i antycznej bym nie posądzał o remedium, a po drugie prababka jako lokalny szaman raczej z takich usług nie korzystała. I tak żeby nie sprawić matce przykrości odstawiłem moje badania na dzień drugi, mimo że wewnętrznie aż mnie szarpało żeby poszperać.

Niestety, mój “risercz” nie przyniósł zbyt dobrych skutków, i mimo przewertowania tony makulatury nie znalazłem nic chociażby szczątkowo przydatnego. Byłem na to po części przygotowany, wszak dom w którym się znajdowaliśmy był postawiony dopiero w latach 80, i to przez mojego ojca. Prababka i jej córka (a moja babka) do końca swych dni mieszkały w starej chacie, która już wtedy znajdowała się na totalnym odludziu, a teraz to chyba będzie gdzieś w środku obrośniętej puszczy. Powiem szczerze: cudem byłoby gdyby coś tam jeszcze nie zgniło, ale no muszę spróbować. Matka odradzała mi ten pomysł z niemal paniczną trwogą. Dla niej jestem już "miastowy" i taka wycieczka w głąb starego lasu to niechybna śmierć poprzez zjedzenie zatrutych jagód, i to jeszcze zanim dom zniknie mi z oczu. Myślałem, że z tego względu pójdzie ze mną, ale dość zdecydowanie odmówiła. Posiłkując się notatkami taty oraz szczątkowymi wspomnieniami moich wizyt tam, rozpocząłem podróż. Powiedzieć że było ciężko to jak nic nie powiedzieć. To była istna dżungla! Przedarcie się na miejsce zajęło mi 4 godziny! Dobrze, że ruszyłem skoro świt, bo wracałbym chyba po zmroku. Ludzki umysł to śmieszna rzecz, bo o ile przed ruszeniem przysiągłbym że drogę co najwyżej ledwie kojarzę, tak w trakcie wędrówki wiedziałem doskonale w każdym momencie którędy mam iść. Gdy trafiłem na dom to zaskoczył mnie jego stan. Owszem, był przerośnięty jakimiś bluszczami, ale generalnie wyglądał całkiem… znośnie. Nie zrozumcie mnie źle, na bookingu nie miałby raczej brania (no chyba że jakichś LARPowców) ale nie był tak CAŁKIEM rozwalony. Napawało mnie to lekkim optymizmem. Gdy popchnąłem ciężkie drzwi wejściowe, ich zawiasy urwały się i wrota runęły na podłogę generując tyle hałasu że aż się wzdrygnąłem. Wnętrze przejmowało wilgotnym chłodem i zmurszałym zapachem stęchlizny. Chyba rezydowali tu wandale bo ściany popisane były bordowymi bzdurami wyglądającymi jak szalony język, pełen apostrofów i sylab nie-do-wymówienia, przynajmniej dla mnie. Do tego jakieś rysunki przedstawiające... Chyba ryby? Jakby piranie. Albo coś podobnego. Niestety próżno było szukać książek, bo nawet jak coś znalazłem to rozlatywało się w rękach. Co totalnie mnie zaskoczyło, to że zasłonki były w dobrym stanie. Nie wiem z czego były szyte ale nie rozpadły mnie mimo wilgoci, stęchlizny, i czasu. Dostrzegłem, że jest na nich wyszyty taki sam wzór groteskowej ryby jak na ścianach, ale nie bardzo miało to sens. Jeśliby za wzór odpowiadała babka, to dlaczego popisała ściany i skąd znała litery? Jeśli za napisy odpowiadali wandale to dzierganie firanek nie brzmi jak hobby dla nich. W końcu brzytwą ockhama dotarło do mnie, że pewnie spostrzegli odrażający wzór na firankach, i że był na tyle niepokojący że wpasował w ich gusta, przerysowali go farbą na ściany. Nieco uspokojony racjonalnym wyjaśnieniem wyszedłem z domu tylnymi drzwiami. Zmroziło mnie od stóp do głowy gdy na zarośniętej polanie zobaczyłem grób. Nie spodziewałem się go tutaj. Co prawda nie wiedziałem gdzie pochowano prababkę, ale zakładałem że pewnie na cmentarzysku przy cerkwi. Czyżby jej działalność okultystyczna stanęła na drodze do takiego pochówku? Ostrożnie podszedłem obejrzeć znalezisko. Pierwszym co mnie zaskoczyło, było że grób jak i jego okolica były bardzo zadbane, a już na pewno całkiem odchwaszczone. Ziemia była tak goła, że mama chyba potraktowała ją roundupem, ale skoro dba o niego to naprawdę nie mogła tu przyjść dzisiaj ze mną? I jak w ogóle się tu dostaje, nie wierzę że 4 godziny spacerem. Co zaniepokoiło mnie nieskończenie bardziej, to gdy spostrzegłem że grób miał na kamieniu wyryte nieprzyjemne dla oka ikony, a mówiąc precyzyjniej, miał to samo ohydne okropieństwo co firanki i ściana. Tutaj jednak wyraźnie widać było ząb czasu, i straszna paszcza ewidentnie widziała wiele dziesięcioleci. Grób pozbawiony był znaku krzyża, ale jeśli ten był z drewna to nie miał prawa zachować się po dziś dzień. Zmęczony wróciłem do domu, chociaż o dziwo w tą stronę szło mi o wiele gorzej, jakbym nagle zatracił cały ten zmysł, który do ruin niemalże mnie prowadzi. Dotarłem na miejsce 7 minut po wpół do dziesiątej, gdy akurat zrobiło się całkiem ciemno. Matce ulżyło na mój widok rozchmurzyła się też znacznie. Nie rozmawialiśmy o mojej przygodzie, dopóki przy kolacji nie poruszyłem wątku który mnie ciekawił:

- Grób babki przyprawia mnie o dreszcze. Jak utrzymujesz go tak zadbanego w środku puszczy?

Mama odwróciła się od zlewu bardzo powoli. Ręce miała mokre, ale nie sięgnęła po ręcznik.

Jej odpowiedź zjeżyła mi włosy na głowie i nadal niechętnie wracam do niej wspomnieniami.

– O czym Ty mówisz? Jaki grób? Babka zaginęła na morzu i nigdy jej nie pochowano.

...a ja przecież dotykałem nagrobka. Kamień był ciepły od słońca.

Chcąc pokazać mamie gdzie dokładnie znalazłem nagrobek (bo ona upierała się że na pewno pobłądziłem) sięgnąłem do albumu który wczorajszego dnia przewertowałem na wylot. Zanim trafiłem na zdjęcie podwórka, o które mi chodziło, znalazłem fotografię której istnienia wcześniej nie byłem świadom. Prababka stała tam, jakby utkwiła w czasie, a jej oczy – zbyt duże, zbyt puste, niemal rybie – zdawały się śledzić mnie zza szklonej tafli. Nie wiem czy bardziej zmierziła mnie jej przerażająca groteskowo rybia aparycja, czy może niepowetowane podobieństwo do mnie samego które momentalnie uchwyciłem, i którego nigdy się nie wyzbędę. A może fakt, że jej twarz jednoznacznie odpowiedziała mi na pytanie co było inspiracją do owego monstrualnego symbolu rybiej paszczy, który śnić mi się będzie po nocach.



#creepypasta #tworczoscwlasna #opowiadanie #lovecraft #pastaalewłasna

Statyczny_Stefek

@Barcol wierzyłem, że to nie pasta. Ale i tak nie jestem zawiedziony.

InstytutKonserwacjiMaryliRodowicz

@Barcol książki czytasz nie?


zmurszałym zapachem stęchlizny

Barcol

@InstytutKonserwacjiMaryliRodowicz

Czasem xd

Zaloguj się aby komentować

1335 + 1 = 1336


Tytuł: Nemezis i inne utwory poetyckie

Autor: H.P. Lovecraft

Kategoria: poezja

Wydawnictwo: Vesper

Format: książka papierowa

ISBN: 9788377313138

Liczba stron: 492

Ocena: 7/10


Tym razem przyszła kolej na tomik poezji. Gdy te kilka lat temu odkryłem Vespera, to po prostu kupiłem jak leci wszystko z napisem "Lovecraft" na okładce i takim właśnie sposobem na półce pojawiły się, poza dwoma wcześniej opisywanymi zestawieniami, mniejsze tomiki, pokrywające się z nimi w ogromnej mierze oraz ww. zbiór wierszy właśnie, za którymi to z reguły niezbyt przepadam. Była to jednak ciekawa odmiana, znacznie przyjemniejsza w odbiorze niż się spodziewałem; do tego obok tłumaczeń znalazły się tu także oryginały wszystkich zamieszczonych utworów, tak więc człowiek mógł posiłować się z angielskim w starym stylu.

Od razu zaznaczę, że jestem prostym człowiekiem i dla mnie wiersz musi się rymować, a ich odmiana biała nie zasługuje nawet na moje pogardliwe spojrzenie. Do tego zwracam szczególną uwagę na rymy, rytm i szeroko rozumianą płynność odbioru (oczywiście bez nazywania rzeczy po imieniu, bo, jak już mówiłem, jestem istotą nieskomplikowaną), natomiast niewielką wagę przykładam do faktycznego przekazu lub drugiego dna, bo do interpretowania lub odkrywania ich skutecznie zniechęciła mnie szkoła.

Tym razem nie będę pisał o wszystkich utworach, bo nawet poświęcenie ledwie jednego zdania każdemu z nich dałoby w rezultacie ścianę bardzo powtarzalnego i zupełnie nieciekawego tekstu. Zamiast tego wspomnę o rzeczach, które wywarły na mnie jakieś wrażenie - czy to dobre, czy też nie - lub po prostu czymś się wyróżniły.


"Grzyby z Yuggoth" - z kronikarskiego obowiązku wspomnę o pierwszym w kolejności w tym zbiorze cyklu 36 sonetów traktujących o rzeczach przeróżnych, przy czym w części z nich można znaleźć fragmenty, które w późniejszych latach staną się mniej lub bardziej istotnymi elementami opowiadań i powieści.


"Aletheia Phrikodes" - wiersz biały, tak więc po prostu przez niego przeleciałem.


"Prastary szlak" - wreszcie aabb, do tego urokliwa, nostalgiczna, acz i posępna atmosfera powrotu na znajome tereny.


"Hallowe'en na przedmieściu" - (tytuł napisany poprawnie) na pierwszy rzut oka bez ładu i składu, ale posiada wyjątkową, bardzo melodyjną formę. Po Polsku nie dało się oddać wszystkich walorów oryginału jednocześnie - rytm trochę ucierpiał.


"Miasto" - ponownie zabawa formą, przy czym tutaj ostatniego wersu każdej zwrotki za nic nie umiałem sensownie wyrecytować. Tego typu utworów znalazło jeszcze kilka i nie wiem, jak się on zwie.


"Październik" - marzycielski, nostalgiczny, w oryginale płynniejszy.


"Do śniącego" - został po mistrzowsku przetłumaczony; oryginał człowiek duka, a spolszczenie recytuje niczym wieszcz. Nastrój także wysokiej próby.


"Psychopompos: opowieść rymowana" - wyróżniające się długością, przedstawia prostą historię.


"Poza Zimbabwe" - w oryginale niesamowicie melodyjne.


"Nathicana" - wiersz biały pełny żenujących powtórzeń i pozbawiony sensu.


"Na marność ludzkich dążności" - niesamowicie aktualne i piękne w swej prostocie.


"Na śmierć krytyka poezji" - po pierwsze zgrabne - zarówno w oryginale, jak i w tłumaczeniu - ale także na ciekawy temat: o tytułowym krytyku, człowieku pełnym sprzeczności, cenionym za jedne cechy, za drugie niemal wzgardzanym; o mieszanych uczuciach - podmiotu i innych - związanych z jego odejściem.


"Sir Thomas Tryout" - tak jak nie cierpię kotów, tak owy kawałek na cześć zmarłego przedstawiciela tego gatunku należącego do pewnego dżentelmena był doprawdy uroczy.


"Papier jałowy" - z dopiskiem "poemat o głębokiej nieistotności" jest wierny i jednemu, i drugiemu. Bełkot, w którym nawet nie próbowałem doszukać się sensu. W posłowiu okazuje się, że zawiera mrowie nawiązań. Jest to na szczęście parodia utworu, którego Lovecraft nie cenił, tak więc negatywne odczucia są jak najbardziej na miejscu.


"Wyrafinowanemu młodemu dżentelmenowi" - o problemach starszego pana w znalezieniu wartościowej lektury dla wnuka. Cały wiek później problemy wciąż te same.


Także i ten tomik wzbogacony jest o wartościowe posłowie nadające kontekstu i umiejscawiające poezję pośród całości twórczości Lovecrafta. Jak już wspomniałem na początku, ogólny odbiór większości zawartości tej książki był lepszy niż się pierwotnie spodziewałem: poza wierszami białymi i innymi dziwnymi przypadkami reszta utworów była napisana rymem, prostszym lub bardziej wyszukanym. Nastroje w nich panujące są różne, na takie też mniej więcej kategorie zostały podzielone.

Generalnie umiarkowanie polecam: jak ktoś lubi wiersze, to dlaczego nie spróbować tych spod pióra Lovecrafta? I na odwrót: jak ktoś lubi Lovecrafta, to dlaczego nie spróbować jego mniej typowej twórczości? Równie dobrze można potraktować to jako odskocznię od zwyczajowo pochłanianej prozy, tak jak miało to miejsce po części w moim przypadku (a tylko po części, bo sięgnąłem po to jako kontynuację styczności z tym autorem, a nie stricte przerwę od prozy).


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #lovecraft #vesper #poezja #ksiazkicerbera

283b99d1-c512-4096-9a64-6d6c6cf696ab

Zaloguj się aby komentować

1306 + 1 = 1307


Tytuł: Przyszła na Sarnath zagłada. Opowieści niesamowite i fantastyczne

Autor: H.P. Lovecraft

Kategoria: horror

Wydawnictwo: Vesper

Format: książka papierowa

ISBN: 9788377312377

Liczba stron: 624

Ocena: 6/10


"Zgroza w Dunwich i inne przerażające opowieści" bardzo mi się podobała, postanowiłem więc iść za ciosem. Zbiór ten nie stoi niestety na poziomie ww. Tak jak poprzednio napiszę słów kilka na temat każdej pozycji; jest ich całkiem sporo, ale postanowiłem zawrzeć wszystkie, gdyż nie bazgrałem o nich tyle, co ostatnio.


"Grobowiec" - ot, młody facet o dziwnych zainteresowaniach, wśród nich zamiłowanie do grobowców, odkrył jeden okaz w gęstych chaszczach nieopodal domu i dostał na jego punkcie bzika do tego stopnia, że przez swoje szalone relacje wylądował w wariatkowie.


"Polaris" - zupełnie niezrozumiały dla mnie strumień świadomości, na szczęście króciutki.


"Biały statek" - sny na jawie samotnego latarnika z dziada pradziada.


"Przyszła na Sarnath zagłada" - tutaj zacząłem wyczuwać wpływy Dunsany'ego tj. oniryczne, mityczne opisy i niewiele faktycznych wydarzeń.


"Zeznanie Randolpha Cartera" - cmentarny horrorek z amnezją w tle oraz niespodziewanym zakończeniem, nawet mi się podobało.


"Celephais" - o potędze tworzenia światów w snach, staniu się od tej czynności zależnym aż do tragicznego, transcendentnego końca.


"Rycina w starym domu" - całkiem niezły tekst o napotkaniu chatki wyjętej rodem z XVIII - albo i wcześniejszego - wieku i jej szemranego lokatora. Rosnąca świadomość niepokojących faktów została nieźle zrealizowana, niestety zakończenie jest nagłe i niesatysfakcjonujące.


"Bezimienne miasto" - badanie prastarego, starszego niż Egipt miasta, zaginionego pośród piasków pustyni. Wszyscy od zawsze omijają to miejsce łukiem, ale bohater, jako pierwsza osoba od nieokreślonego czasu, zakłóca jego spokój.


"Wędrówka Iranona" - przygnębiający kawałek o próbach odnalezienia marzeń, by wreszcie zderzyć się ze ścianą prawdy i rzeczywistości.


"Księżycowe moczary" - o zamiarze zbrukania swego rodzaju świętego mokradła (chodzi o jego osuszenie), które takie bluźnierstwo karze w sposób surowy nie tylko prowodyra.


"Inni bogowie" - kilka stron o wyszukanym i nie do końca zamierzonym sposobie sprzeciwienia się istotom ciut ważniejszym od bogów.


"Reanimator Herbert West" - ze względu na drobne powtórzenia na początkach rozdziałów można odnieść wrażenie, jakby opowiadanie ukazywało się odcinkowo w gazecie. A tak, to mamy w mojej opinii do czynienia z najlepszym utworem tego zbioru: przez lata towarzyszymy dwóm kumplom ze studiów, gdzie jeden przejawia niepokojącą chęć wynalezienia serum umożliwiającego ożywianie zwłok, a drugi towarzyszy koledze w tym przedsięwzięciu ze względu na jego magnetyczną osobowość i nieliche umiejętności. Panowie, w zależności od szeroko pojętego szczęścia i okoliczności, przeprowadzają eksperymenty rzadziej lub częściej, niemniej z biegiem czasu dokonują niewielkich postępów w badaniach oraz coraz bardziej śmiałych i okropnych zbrodni. Nastrój jest niepodrabialny, wydarzenia z jednej strony nadprzyrodzone i lekko przesadzone, z drugiej strony nieciężko uwierzyć w odpowiedni ciąg przypadków trafiający na (nie)odpowiednią osobę. Tutaj Lovecraftowi udało się stworzyć dzieło faktycznie odpychające.


"Ogar" - o przykrych rezultatach niezaspokojonego apetytu na plugawe wrażenia.


"Pod piramidami" - dziwne przeżycia Houdiniego w Egipcie. Kontakty z lokalsami przybierają niespodziewaną formę.


"Opuszczony dom" - głównym obiektem zainteresowania jest tytułowa konstrukcja, która w swojej półtorawiecznej historii była miejscem cierpienia i zejścia wielu osób z tego łez padołu. Pewien mieszkaniec Providence od dziecka był owym budynkiem zainteresowany - tak samo jak jego wuj - gdy więc dorósł, połączył siły z krewnym i we dwóch zdecydowali się odkryć źródło przekleństwa i w miarę możliwości je usunąć. Na plus muszę zaliczyć opisanie historii domostwa i mieszkańców, którzy przewijali się przez jego mury oraz zmian w szerszym świecie, które też miały niebagatelny wpływ na rozwój wypadków.


"Zgroza w Red Hook" - tekst przejawia pewne odstępstwo od normy objawiające się w przeniesieniu miejsca akcji z typowego dla Lovecrafta cichego, odludnego miasteczka do zatłoczonej, szemranej i wielokulturowej dzielnicy metropolii. Faktycznej treści i historii jest tu niestety tyle co kot napłakał - reszta to wynurzenia o zakazanych mordach, dziwnych grupach i ich występkach, możliwych niepojętych rytuałach, przemianach fizycznych i psychicznych pewnego dziadka oraz mentalnych problemach detektywa.


"On" - kontynuujemy zagubienie i uczucie osamotnienia w wielkim mieście; bardziej też niż w tekście poprzednim czuć tutaj wyraźną nutę rasizmu. Fabułka niewiele sobą przedstawia, te kilkanaście stron to po prostu za mało.


"Zimno" - całkiem ciekawe opowiadanko, na wstępie wspominające o niecodziennym lęku - przed zimnem - a potem wyjaśniające jego źródło - ostatni etap krótkiej znajomości z pewnym ekscentrycznym doktorem. Ukazano też tutaj, jak łatwo można wpaść w pułapkę długu wdzięczności.


"Model Pickmana" - tutaj znowu mamy nowy zabieg, bo narrator swoich przemyśleń nie kieruje do niesprecyzowanego odbiorcy w przyszłości, a do swojego kolegi w teraźniejszości. Sama struktura i styl są identyczne jak w innych pozycjach, ale występujące wtręty nadają im nowy charakter. Historia też jest niczego sobie: pewien artysta tworzy obrazy o potwornej tematyce tak dobre, tak naturalne, tak rzeczywiste, że nie mogą być one wytworem samej tylko wyobraźni i talentu. Tekst ten zainspirował również niecodzienną postać Pickmana i jego galerię w Falloucie 4.


"Dziwny dom wysoko wśród mgieł" - całkiem ciekawy pomysł na fabułę: obok miasteczka znajduje się gigantyczny klif, a na nim chatka, w której nie wiadomo kto mieszka. Przyjezdny profesor postanawia wspiąć się tam i poznać jej tajemnicę. Niestety znowu kończymy na jakichś dziwnych wynurzeniach bez ładu i składu.


"Ku nieznanemu Kadath śniąca się wędrówka" - jest to autora najobszerniejszy utwór stricte fantastyczny, z którym to wiążą się także inne, czy to przez bohatera, czy to przez inne postacie, czy to przez świat. Karkołomne zadanie, jakie postawił przed sobą protagonista stanowi temat zajmujący, niestety okrężność pisaniny autora zupełnie w tym nie pomaga; niewiele tutaj dynamiki, głównie chodzenie lub oczekiwanie. Pojawiają się krótkie epizody z niespodziewanymi sprzymierzeńcami, z którymi bohater potrafi o dziwo się porozumiewać - mowa mianowicie o kotach oraz ghulach. Ci drudzy odgrywają całkiem istotną rolę w późniejszej części utworu, gdzie akcja na szczęście trochę przyspiesza i się urozmaica. Generalnie jednak tekst ten bardzo mi się dłużył. Wspomnę również, że czasami stosowano nazwę Inganok, czasem Ignanok i sam już nie jestem pewny, która jest tą poprawną, chyba pierwsza.


"Srebrny klucz" - ten krótki tekst diametralnie zmienia postrzeganie poprzedniego utworu i nadaje nowy sens zakończeniu.


"Coś na progu" - ostatni utwór fabularny w tym zbiorze kończy z wysoką notą. Ukazuje walkę między spokojnym, uległym facetem i plugawą duszą zaklętą w ciele kobiety. Uczucie niepewności, braku zaufania oraz zwroty akcji na duży plus.


"Nadprzyrodzona groza w literaturze" - całkiem długa rozprawa na tytułowy temat: geneza, jej przyczyny, przyczyny przyczyn, osobiste podejście, podział na "ery" wraz z wymienieniem bardziej lub mniej istotnych autorów w nich tworzących i ich dzieł oraz sytuacja współczesna autorowi. Pozycja niezmiernie ciekawa i zajmująca, choć raczej dla koneserów.


Dopiero w pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że zbiór ten poświęcony jest także utworom o charakterze czysto fantastycznym, bez nuty grozy - świadczy to tylko o moim braku umiejętności czytania ze zrozumieniem; informacja ta znajduje się przecież w tytule - na szczęście nie było ich tak dużo, jak się na początku obawiałem. Niemniej jednak, gdy już przyszło co do czego, pozycje te niezmiennie nużyły mnie podczas lektury - za dużo w nich pustych opisów niepopychających w żadnym stopniu akcji do przodu. W tekstach grozy nawet jeżeli obszerne opisy się pojawiają, to mają one na celu albo wyjaśnienie sytuacji psychicznej/fizycznej bohatera, albo opisanie obecnego miejsca akcji lub wydarzenia, albo przedstawienie potrzebnego kontekstu; poza tym w horrorach Lovecrafta zawsze istnieje jakieś bliżej nieuchwytne zakotwiczenie, które chłonięcie takich opisów usprawiedliwia i ułatwia. W innych utworach tego brak i tym samym pochłanianie ich to zwykła, wyśniona nuda.

Generalnie jednak poziom tego zbioru stoi wyraźnie niżej niż poprzedniego: tamte teksty zapadają w pamięć i tylko kilka się dłuży lub nie wywiera większego wrażenia; tutaj natomiast mamy do czynienia z sytuacją zgoła odwrotną. Najlepszy był "Reanimator", "Opuszczony dom" całkiem niezły, "Rycina" też niczego sobie, kilka było ok, natomiast reszta niedługo wyparuje z mojej pamięci. Trochę szkoda, ale jak widać dobór tekstów do konkretnych tomów nie był kwestią przypadku.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #lovecraft #vesper #ksiazkicerbera

57d7799a-72cb-4f7d-920f-7c5dbbaf60d1
Barcol

@Cerber108 Trochę bardziej podobało mi się podzielenie tych opowieści na typowo świat snu (Koty Ultharu) vs inne (tutaj najwięcej chyba jest w Sny w Domu Czarownicy) między innymi dlatego że ten świat snu jest taki własnie... Specyficzny xd Jak czytałem Biały Statek to totalnie powątpiewałem w całą idee tego sposobu narracji, ale Ku nieznanemu Kadath śniąca się wędrówka w miarę wyrównała poziom i zespoła resztę w ładną całość.

Cerber108

@Barcol trochę właśnie byłem zdziwiony, że zamiast podzielić to na grozę i sny, to posortowali wg chronologii powstawania, tak jak w pierwszym zbiorze.

Zaloguj się aby komentować

1267 + 1 = 1268


Tytuł: Zgroza w Dunwich i inne przerażające opowieści

Autor: H.P. Lovecraft

Kategoria: horror

Wydawnictwo: Vesper

Format: książka papierowa

ISBN: 9788377311578

Liczba stron: 792

Ocena: 9/10


Z braku laku i pomysłu na wybór kolejnej książki do przerobienia, wybór padł na absolutnego klasyka. Standardowo, o każdym tekście tego zestawienia napiszę co nieco (albo trochę więcej), a ogóle odczucia przedstawię na koniec.


"Dagon" - na temat samego utworu nie mam właściwie nic do powiedzenia, choć mgliście kojarzę pewne sceny, ale skąd? Nie mam pojęcia.


"Ustalenia dotyczące zmarłego Arthura Jermyna i jego rodu" - niby króciutkie, ale zwięźle nakreśla niefortunne dzieje kilku pokoleń pewnego rodu, którego to problemy zaczęły się po wizycie jednego jego przedstawiciela w Kongu. Dosyć szybko odkrywamy szokującą prawdę, która tytułowego bohatera - jak dowiadujemy się na samym początku - skłoniła do samobójstwa, a wszystkich innych do wymazania jej z pamięci i kartotek.


"Wyrzutek" - lekko przewrotne oraz jednocześnie przewidywalne i zaskakujące.


"Muzyka Ericha Zanna" - nic specjalnego, ot, przypadkowe natknięcie się na ekscentryczną i zaszczutą osobę mającą dostęp do okienka wychodzącego na niepojętą grozę.


"Szczury w murach" - w dużym skrócie: skomplikowana sytuacja dziejów pewnego rodu. Sam zainteresowany - ostatni jego przedstawiciel - na początku nie przykładał do tego większej wagi, ale po śmierci syna, z braku laku, postanowił zająć się tymi sprawami.


"Święto" - nic godnego naniesienia na wirtualny papier.


Generalnie powyższe teksty w ogóle nie zapadają w pamięć, później na szczęście sprawy prezentują się znacznie lepiej.


"Zew Cthulhu" - jedno z najsłynniejszych opowiadań, swoją drogą słusznie. Jest krótsze niż się spodziewałem i na tych 30 stronach mieści wszystko, co potrzebne - w odpowiednich proporcjach. To tutaj zaczyna się zamiłowanie autora do stosowania motywu "ktoś, już choćby w najmniejszym stopniu zainteresowany konkretnymi zagadnieniami, odkrywa zapiski swojego przodka lub po prostu innej osoby, która starała się zatrzeć fakt ich istnienia. Zagłębiając się w szczegóły, odkrywa pradawne i niepojęte maluczkim umysłem tajemnice, powoli doprowadzające do złamania jego ducha i umysłu". Pomimo wspomnianej niewielkiej objętości, otrzymujemy kilka solidnie nakreślonych warstw tajemnicy, gdzie z każdym kolejnym krokiem odkrywamy nowe poziomy starego dobrego bluźnierstwa.


"Przypadek Charlesa Dextera Warda" - zastosowano tutaj mniej standardowe rozwiązanie, mianowicie pierwszy rozdział to chronologicznie zakończenie tej historii, natomiast wszystkie kolejne stanowią bogate przedstawienie wydarzeń, które do niego doprowadziły.

Drugi osadzony jest w XVIII-wiecznym Providence i skupia się na działaniach zapomnianego przodka tytułowej postaci, przy czym wszystkie ukazane w nim wydarzenia oparto na informacjach zaczerpniętych z listów, wycinków gazet, spisanych wspominek i innych tego typu relacji, wydartych zapomnieniu dzięki mozolnym poszukiwaniom. Kolejne traktują o długich dociekaniach doktora rodziny bohatera, mających na celu odkrycie źródła postępującego zdziwaczenia tegoż. Zaczyna się oczywiście standardowo - od młodzieńczego zafascynowania - później następuje punkt krytyczny, który pozornie wydaje się niezbyt istotny, ale z perspektywy czasu to on odpowiada za wprowadzenie kostek domina w ruch; dalej przechodzimy do przeprowadzania coraz to bardziej niepokojących eksperymentów (choć z biegiem czasu lepszym określeniem byłyby obrzędy), do występowania budzących grozę zjawisk, wpływania na osoby postronne, aż wreszcie do nadejścia niepojętego. Autor świetnie buduje napięcie, bogato opisuje napotykane zjawiska i następujące zdarzenia oraz, co najważniejsze, stopniowo i z wyczuciem przeprowadza nas przez odkrywające nowe szczegóły szaleństwa śledztwo doktora.

Strony kończące ostatni rozdział stanowią faktyczne zamknięcie historii poprzez rzucenie na wydarzenia z pierwszego rozdziału nowego światła. Na trop tego twistu (choć nie jego formy) można w pewnym momencie wpaść, jednakże jego wykonanie i zamknięcie historii stanowią idealny przykład satysfakcjonującego zrealizowania "chłodnej pewności i profesjonalizmu". Jest to bezapelacyjnie najlepszy tekst tego zbioru i tylko na zdrowie wychodzi mu większa objętość, pozwalająca na bogate przedstawienie wydarzeń i zarysowanie tła.


"Kolor z innego wszechświata" - przytłaczający i obrazowy opis stopniowego, dosłownego rozpadu pewnej farmy w okolicach Arkham oraz jej mieszkańców. Pokazuje przy tym, jak wpierw przywiązanie lub przyzwyczajenie, potem upór, aż wreszcie bezsilność i otępienie potrafią w pewnych sytuacjach doprowadzić do rzeczy okropnych.


"Zgroza w Dunwich" - ten tekst jakoś nie zwalił mnie z nóg. Ot, standardowa, zabita dechami mieścina, do której mało kto waży się zapuszczać jest świadkiem narodzin dziwnej istoty - na poły ludzkiej, na poły "jakiejś" - z biegiem czasu przejawiającej niewytłumaczalne cechy, która to okazuje się ledwie zwiastunem okropności i koszmarów, które dopiero tytułowe miasteczko nawiedzą.


"Szepczący w ciemności" - tutaj z kolei mamy do czynienia z licznymi, odnotowywanymi na przestrzeni wieków, przesłankami o istnieniu dziwnych, pochodzących z odległych gwiazd, a może i spoza znanego wszechświata, potworach, których to aktywność zaczął badać Akeley mieszkający niezmiernie blisko terenów rzekomego występowania wspomnianych poczwar. Znaczna część tego utworu to albo dosłowne listy wymieniane między Akeley'em a narratorem, Wilmarthem, albo ich streszczona i sparafrazowana wersja. Nadaje to tym fragmentom pewnej nierzetelności (co swoją drogą później nabiera znaczenia), gdzie niby otrzymujemy informacje z pierwszej ręki, bezpośrednio od zainteresowanego, ale z drugiej strony nie jest to rozmowa twarzą w twarz. Dopiero pod koniec autor wyprowadza bohatera z domu, a samą akcję wprowadza z kolei na bardziej dynamiczne tory. Bardzo dobra pozycja.


"W górach szaleństwa" - na początku zapowiadało się znakomicie: spora ekspedycja na Antarktydę, wpierw statkiem, potem składanymi samolotami (taki to był rozmach przedsięwzięcia). Klimat surowy, atmosfera jeszcze nie tak gęsta, cel wyprawy raczej przyziemny: odwierty i pobranie próbek. Odkopane jednak zostaje coś sprzecznego z wszelką wiedzą ludzką; prowadzi to do zupełnej reformy założeń wyprawy - spora część ekipy wyrusza w inne rejony. Tam dokonuje się jedno fantastyczne odkrycie za drugim, atmosfera w istocie zaczyna się już zagęszczać, aż wreszcie kontakt z ekipą się urywa. Na miejsce wyrusza mniejsza grupa, w skład której wchodzi narrator i odkrywają przyczynę milczenia, ale nie jego bezpośrednie źródło. Potem rozpoczyna się kolejny epizod, którego początki faktycznie wprowadzają w zdumienie, później jednak niezmiennie się on ciągnie, nawet jeżeli wyjaśnia sporo rzeczy, a do tego w dużym stopniu poszerza szeroko pojętą mitologię autora. Fragment ten może nie tyle nie spełnia oczekiwań, co po prostu nie stoi na takim samym poziomie co, nazwijmy ją, część "ekspedycyjna". Na wzmianę zasługuje fakt, że bohater wspomina krótko o Wilmarthcie z poprzedniego utworu.


"Widmo nad Innsmouth" - bodaj nigdy nie czułem takiego napięcia przy czytaniu. Atmosfera bezpośredniego zagrożenia jest oczywiście obecna w niektórych utworach tego zbioru, ale tutaj wprowadzona została ona na inny poziom. Pomimo świadomości tego, że narrator przeżyje (zaznaczone na początku, jak to u Lovecrafta), w żadnym stopniu nie wpłynęło to na jakość wrażeń. Zakończenie zaskakujące i różne od innych w tym zbiorze: bohater nie tyle zdecydował się mówić, co uległ niepojętemu. To właśnie na tym utworze bazuje luźno (i przewrotnie, mając na uwadze tytuł) "Call of Cthulhu: Dark Corners of the World".


"Cień spoza czasu" - utwór mający z "W górach szaleństwa" ten wspólny element, że bohater w pewnym momencie przemierza przestrzenie opuszczonego od eonów miasta istot, które zamieszkiwały Ziemię na długo przed pojawieniem się choćby pierwszych praprzodków ludzi. Nawet jeżeli ten aspekt zrealizowano w sposób bardziej wciągający niż w ww. tekście, a obcy - Wielka Rasa - zostali solidnie opisani i głęboko wpleceni w fabułę, etapowi "przygotowań i eksploracji" zdecydowanie brakuje rozmachu i uczucia badania prawdziwie nieznanego tak, jak miało to miejsce w "Górach". Z podobieństw można również wymienić serwowanie informacji poszerzających wiedzę o kosmicznej mitologii.


"Nawiedziciel mroku" - bardzo dobre. Nawiedzony kościół, przeklęty artefakt, bluźniercza sekta, pozakosmiczna bestia. Jak to często bywa u Lovecrafta, zakończenie historii poznajemy na samym początku, a dopiero dalej dowiadujemy się, jakie ciągi wydarzeń do niego doprowadziły. Atmosfera zagubienia - dosłownego i przenośnego - jest tutaj gęsta, warunki ATMOSFERYCZNE także dokładają swoje 3 grosze do budowania nastroju, no i wreszcie elementy nadprzyrodzone dopełniają obrazu niepokojącej opowiastki.


Słowem wstępu do zakończenia powiem tak: parodystyczne pasty czytane w czasach gimnazjum w jednym nie kłamały - wszystko jest plugawe, bluźniercze i obmierzłe. Na uznanie zasługuje praca tłumacza, gdyż świetnie oddał nie tyle styl czasów, w których Lovecraft pisał - jak wytłumaczono w posłowiu, swoją drogą bardzo dobrym, bogatym w informacje i konteksty - a raczej styl bardziej zamierzchły i jednocześnie dżentelmeński. Trzeba zauważyć, że pewne - memiczne i jednocześnie kultowe w odniesieniu do autora - słowa i zwroty dosyć często się powtarzają, ale nie przeszkadza to w czytaniu, a wręcz przeciwnie - potęguje kreację i oddziaływanie atmosfery. Muszę też przyznać, że sporo motywów, zagrań czy rozwiązań nosi w wielu tekstach znamiona leciutkiego recyklingu, ale, zupełnie szczerze, wcale mi to nie przeszkadza. Niezmiennie do coraz gwałtowniejszego śmiechu doprowadzała mnie swoją prostą barwnością obecność w niemal każdym utworze wzmianki o "«Necronomiconie» szalonego Araba Abdula Alhazreda"; w tej powtarzalności jest coś przewrotnie komicznego.


Zbiór zdecydowanie polecam. Komu? Każdemu, a zdecydowanie (szok) fanom horroru, którzy jakimś sposobem jeszcze się z tym autorem nie zapoznali, miłośnikom archaicznego, acz bardzo przyjemnego w odbiorze stylu oraz ew. osobom pragnącym sprawić sobie detoks po bardziej bezpośrednich przedstawicielach gatunku, kipiących obrzydliwymi opisami i sprośnymi rytuałami; tutaj wszystko jest pod tym względem "bezpieczne", jakkolwiek by to słowo nie brzmiało w odniesieniu do autora.

Nie ukrywam też, że w swoim czasie z chęcią zapoznam się z ilustrowanymi wersjami poszczególnych opowiadań


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #lovecraft #hplovecraft #cthulhu #vesper #ksiazkicerbera

67a90e48-5e1b-4933-81a6-c109397e15de
bori

@Cerber108 Oj nie mogę się zgodzić co do "Gór Szaleństwa" - w mojej opinii to jedno z najlepszych opowiadań Lovecrafta, a klimat jest tam wyjątkowo duszny

Cerber108

@bori mnie to wędrowanie po opuszczonych korytarzach w pewnym momencie zaczęło nużyć.

Zaloguj się aby komentować

Dziś przypada dokładnie 135. rocznica urodzin H. P. Lovecrafta. Dobra okazja, żeby na przykład przypomnieć sobie któreś z jego opowiadań na dobranoc


#lovecraft #ciekawostki #horror

12f753ff-3d7c-4cb4-a6a2-96aa86a930ac
Hoszin

bardzo lubię jego opowiadania. Poczytał bym coś w podobnych klimatach.

Zaloguj się aby komentować

cebulaZrosolu

@Apaturia oł je!!! Ośmiornice są mega ciekawe

Apaturia

@cebulaZrosolu Jak najbardziej, do tego to bardzo inteligentne stworzenia

e6b88516-7765-4ff7-b9de-87ba245fec8c
cebulaZrosolu

@Apaturia niektórzy nawet uważają, że ośmiornice pochodzą z kosmosu

Zaloguj się aby komentować

Wskazówki i inspiracje zawarte w podręczniku zachęcają do mieszania fikcji z rzeczywistością — można na przykład pisać z prawdziwych miejsc, używać prawdziwych dat czy wspominać autentyczne wydarzenia, by zwiększyć realizm opowieści.


#ciekawostka #deprofundis #lovecraft #mechanika #listy #gry #rpg #grybezpradu #gryfabularne

4e34bfbf-f51d-4d3d-9476-ba7b393e79d5
BiggusDickus

@rgfk.pl ehh, nawet sobie maszynę do pisania załatwiłem, żeby w klimacie listy pisać

Zaloguj się aby komentować

1194 + 1 = 1195


Tytuł: Czyhający w progu

Autor: H.P. Lovecraft, August Derleth

Kategoria: horror

Wydawnictwo: Zysk i S-ka

Format: książka papierowa

ISBN: 9788383355061

Liczba stron: 189

Ocena: 6/10


Licznik #dwanascieksiazek: 11/12


Ambrose Dewart przybywa do Massachusetts, by przywrócić opuszczoną posiadłość zaginionego wuja do dawnej świetności. W trakcie prac odkrywa tajemniczy dokument, a zapoznając się z księgami z biblioteczki zaczyna powoli odkrywać mroczne sekrety kryjące się w domu i tajemniczych budowlach w ogrodzie.


Wydarzenia poznajemy z perspektywy trzech osób - Ambrose Dewarta, jego kuzyna Stephena Batesa przyjeźdżającego mu pomóc oraz Winfielda Phillipsa. Każda z nich toczy własną narrację o tym co się wydarzyło.


O książce dowiedziałem się od kolegi @Whoresbane. Była to pozycja obowiązkowa dla mnie jako fana mitologii stworzonej przez Lovecrafta. Sama powieść jest wymyślona ciekawie, chociaż lekko brakuje jej charakterystycznego stylu Mistrza Grozy, mimo starannych prób jego naśladowania. Niestety ale czegoś mi tu zabrakło by poczuć klimat. Może to wina pory roku kiedy ją czytałem (lato nie sprzyja mrocznym powieściom), może z faktu że chyba wyrosłem z tego typu klimatów, a może samej powieści.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #horror #lovecraft #cthulhu

d9885319-e0b4-4324-9719-1532c395136a
WujekAlien

@bori to kolejna książka Lovecrafta, którą jego dobry “kolega” Derleth podpierdolił z notatek po jego śmierci i wydał jako swoją? ;)

Zaloguj się aby komentować

Niedawno ukończona skrzynka-książka na akcesoria do #rpg w klimatach #lovecraft , z motywem inspirowanym jednym z opowiadań i projektowanym na życzenie zamawiającego.


Projekty tego rodzaju szczególnie cieszą moje serduszko Pustynia, zimne światło księżyca, zapomniane ruiny bezimiennego miasta i otchłań czasu, w którą - zgodnie z filozofią Lovecrafta - nie powinno się spoglądać zbyt długo, o ile w ogóle.


Tradycyjnie decoupage na drewnie, imitacja stron po bokach, plus ręcznie formowane i malowane detale wypukłe, w tym ręcznie rzeźbione macki. Wnętrze wieczka personalizowane.


Więcej moich szpargałów twórczych jak zawsze na #apaturiart


#rekodzielo #handmade #diy #tworczoscwlasna #lovecraft

b7573259-22c7-4d8e-bbee-7ea441f56a2b
HolQ

Uwielbiam te Twoje "szpargały" . Gdybym mieszkał w Pl na pewno bym cos kupił, mimo ze nie gram (niestety) w d&d

Apaturia

@HolQ Dziękuję za dobre słowo Niekoniecznie trzeba być graczem, żeby sprawić sobie skrzynkę z podobnymi motywami - w środku można przechowywać różne drobiazgi, nikt tego nie sprawdza

Zaloguj się aby komentować

Trophy Dark to nie jest takie zwykłe „idziesz, zabijasz smoka, wracasz z łupem”. To jest las, który cię widzi, zna twoje grzechy i czeka, aż się potkniesz. Tu nie ma happy endów, nie ma bohaterów. Są tylko łowcy, co myśleli, że są twardzi, a potem szli po złoto i wracali… no, najczęściej wcale nie wracali.


Idealne na krótkie, ale intensywne sesje – takie, po których siedzisz w ciszy, patrzysz w ścianę i myślisz: "chyba trochę przesadziliśmy".

-> https://rgfk.pl/trophy-dark-black-monk/60496.html


#rpg #horror #lovecraft #gryrpg #gryfabularne #grybezpradu

30562b3d-f49b-475e-85b8-eb6cf592e34b

Zaloguj się aby komentować

Ej, wróciły te świecące kości LED, co były wykupione. Serio, znowu są. Jak ich nie widziałeś w akcji, to wyobraź sobie, że rzucasz D20 i cały stół nagle robi „ooo”, bo one świecą jak małe latarnie. Ładujesz je normalnie przez USB w etui. Wyglądają jak jakieś artefakty z zatopionej świątyni, mega robią robotę jak grasz coś z klimatem – mrok, głębiny, tajemnica. 


Nie mówię że musisz, ale jak chcesz mieć coś naprawdę wyjątkowego na stole, to no. Warto.

-> https://rgfk.pl/kostki-rpg-podwodna-latarnia-zestaw-7-swiecacych-kosci-led/49444.html


#rpg #dnd #lovecraft #kostki #gryrpg #gryfabularne #grybezpradu

3426123d-50fd-4c52-ad69-919a5d68a0d6

Zaloguj się aby komentować

1011 + 1 = 1012


Tytuł: Sny w domu czarownicy

Autor: H. P. Lovecraft

Kategoria: cosmic horror

Wydawnictwo: Vesper

Format: książka papierowa

Liczba stron: 304

Ocena: 7/10


Drugi zbiór opowiadań Samotnika z Providence jaki dane mi było przeczytać. Moim zdaniem odczuwalnie gorszy niż Zew Cthulhu, chociaż tak ogólnie to nadal dobry.


Brakowało mi tu jakiejś wisienki na torcie w stylu Widma nad Insmouth które w poprzednim zbiorze totalnie wyrwało mnie z kapci.


Tutaj część opowiadań była serio dobra (jak tytułowe, Zeznania Randalpha Cartera, Szczury w Murach czy Rycina w Starym Domu) a część wręcz nudna, jak Księżycowe Moczary.


Sumarycznie to cały ten klimat mi się podoba, koniecznie muszę spowrotem odwiedzić knajpke R'lyeh w Krakowie ale jeśli komuś nie siadł Zew Cthulhu to chyba nie polecam sięgać po tą.


Zacząłem już Koty Ultharu, lecz wczesny świat snów i mocna rozbudowana symbolika zamiast grozy to też ciężki kawałek chleba. Ale bez spoilerów, to pewnie będzie kolejny wpis xD


W ramach siorbania klimatu zacząłem grać w Lovecraftowskie Sinking City na Switch 2 (polecał mi je @Zielczan) ale niestety popełniłem błąd i włączyłem też Gothiczka 2 NK... I oto jestem na farmie Onara.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #Ksiazki #czytanie #czytajzhejto #lovecraft

87770433-7bcd-40ae-a9fc-d9b02b9cabe3
WujekAlien

@Barcol dzięki za przypomnienie, cały czas odkładam ksiązki od Vesper, licząc na wydanie ebooków, ale chyba czas najwyższy się pogodzić z tym, że ta era nigdy nie nadejdzie i sięgnąc po ogromną kupkę wstydu z tego wydawnictwa.

Barcol

@WujekAlien cieszę się że mogłem pomóc to może na tegoroczną Setną Książkę właśnie Lovecraft?

Zaloguj się aby komentować

Kółko różańcowe? Nie, dziękuję – kółko kryminalne. Jesteś emerytką. Masz styl, masło klarowane, kubek z napisem „Najlepsza Babcia 2017” i… ciało w salonie sąsiadki. „Brindlewood Bay” to RPG, w którym starsze panie z klubu książki rozwiązują morderstwa i przypadkiem odkrywają pradawne zło czające się pod miasteczkiem.


Nie pytaj, co zrobiły emerytki dla tego miasteczka. Pytaj, czemu znowu znalazły rytualny pentagram w sklepie z pasmanterią.

-> https://rgfk.pl/podrecznik-glowny-brindlewood-bay-rpg/48701.html


#rpg #lovecraft #gryfabularne #grybezpradu

3ef7eb49-d31f-4c5f-867a-b33247fd51cf
Dzemik_Skrytozerca

Gorąco polecam. Świetne także i do poczytania.

Zaloguj się aby komentować

Newsy książkowe od Whoresbane'a!


Wydawnictwo Zysk i S-ka zapowiada książkę pisaną przez Howarda Phillipsa Lovecrafta i dokończoną przez Augusta Derletha. "Czyhający w progu" zapuka 6 maja 2025 roku. Wydanie w twardej oprawie liczy 200 stron, w cenie detalicznej 49,90 zł. Poniżej okładka i krótko o treści.


Granice świata to tylko iluzja, tuż za progiem czai się niewyobrażalna groza…


Ambrose Dewart, dziedzic zrujnowanej posiadłości w lasach Massachusetts, przybywa, by przywrócić jej dawną świetność. Podczas remontu odkrywa zagadkowy dokument podpisany przez swojego dziadka, zawierający złowrogie ostrzeżenie: „Nie zapraszaj tego, który czai się na progu!“. Zaintrygowany, zagłębia się w mroczne tajemnice rodzinnej przeszłości. Śledztwo prowadzi go do wstrząsającego odkrycia – poza naszym wymiarem egzystują złowrogie starożytne istoty, zdolne do przekraczania granic czasu i przestrzeni, które cierpliwie czekają, by zostać wezwane do naszego świata…


„Mistrz makabry“, jak często nazywano Lovecrafta, spadkobierca tradycji Edgara Allana Poego, pozostawił po sobie wiele notatek i niedokończonych utworów, a August Derleth podjął się trudnego dzieła połączenia tych fragmentów w całość, tworząc ze znanych wątków nowe i mrożące krew w żyłach historie. Czyhający w progu jest najsłynniejszą z nich.


#ksiazkiwhoresbane 'a - tag, pod którym chwale się nowymi nabytkami oraz wrzucam newsy o książkach

Chcesz mnie wesprzeć? Mój Onlyfans ( ͡° ͜ʖ ͡°) ⇒ patronite.pl/ksiazkiWhoresbane

#ksiazki #czytajzhejto #zyskiska #horror #lovecraft #augustderleth

115d1046-1c1a-484a-8b8b-302015ef7390
bori

@Whoresbane Przestań mnie namawiać!

Whoresbane

@bori Kuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuup

NiebieskiSzpadelNihilizmu

@Whoresbane NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE

Zaloguj się aby komentować

Następna