
Trzeba było prawdziwej inwazji chińskich marek, by władze Unii Europejskiej w końcu zrozumiały, że Stary Kontynent nie jest zamieszkiwany wyłącznie przez bogatych ludzi, mogących bez mrugnięcia okiem wydać na samochód małą fortunę. Dlatego mają się u nas pojawić tanie miejskie auta, jak od kilkudziesięciu lat jest w Japonii.
Jest to interesująca wypowiedź, ale też zaskakująca. Rynku, o którym mówiła przewodnicząca KE, po prostu nie ma. I nie jest to przypadek. Jeszcze nieco ponad dekadę temu można było wyjechać z salonu Škodą Citigo za 30 tys. zł, a jej większą siostrą – Fabią – za nieco ponad 40 tys. zł. Dziś może to wyglądać jak doniesienia z innej planety, ponieważ najtańszą propozycją rynku jest Dacia Sandero za 61 tys. zł. Wspomniana wcześniej Fabia kosztuje 73,5 tys. zł, a z reprezentantów segmentu A została tylko Toyota Aygo X za 72 tys. zł. I mówimy tu o autach spalinowych. Skąd ten wzrost cen? W dużej części odpowiadają za niego ostrzejsze normy emisji spalin i dłuższa lista obowiązkowego wyposażenia związanego z bezpieczeństwem. To przyczyniło się również do wymarcia najmniejszych aut.
#motoryzacja #wiadomosciswiat



