Jest 7 marca, więc pora na kolejne podsumowanie spod znaku #rainsieogarnia Dla tych, którzy nie wiedzą o co chodzi - w dniu swoich urodzin zobowiązałam się tutaj publicznie do dokonania paru pozytywnych zmian w swoim ogólnie mówiąc "życiu". Tak więc tl:dr przez ostatni miesiąc nie wydarzyło się właściwie nic wartego odnotowania. Byłam bardzo zajęta pracą i na tym by się zamykało całe moje życie.
Dłuższa wersja:

  • Z ważniejszych rzeczy to zrezygnowałam z terapeutki. Już po drugiej rozmowie miałam wrażenie, że do niczego nie dojdziemy, a przynajmniej nie w zakresie możliwości mego portfela. Bo zapowiadało się chyba na całe miesiące rozmów. Nie chcę jednak nikomu, kto tego potrzebuje, odradzać terapii. Wręcz przeciwnie, to przecież może pomóc. Ja zaś po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że nie potrzebuję zmiany myślenia itd. Potrzebuję pozytywnych zmian w życiu. Nic więcej. Czy coś oprócz tego mi dało te 4 rozmowy z tą terapeutką? Nie wiem. Między kolejnymi zastanawiałam się czy tak naprawdę coś jest "bardzo" ze mną nie tak, tak jak o sobie myślałam przez lata. I być może nie. Może to tylko nadmierna skłonność do analizowania wszystkiego przywiodła mnie do szukania w sobie jakichś braków, podczas gdy jestem "normalna"?
  • Do myślenia za to dała mi rozmowa z kosmetolożką u której byłam na zabiegu na naczynka na twarzy, który to zabieg miał być częścią mego programu "ogarniania się". Przez pierwsze 3 tygodnie po nim myślałam, że nic nie dał, ale parę dni temu zorientowałam się, że już wreszcie najbardziej wkurzające naczynko wreszcie przestało być widoczne. Sukces W każdym razie - tak sobie rozmawiałyśmy potem z tą kosmetolożką i mówię jej, że wkurzają mnie blizny potrądzikowe, których trochę mam. Jej zdaniem nie są bardzo widoczne i wyglądają po prostu jak rozszerzone pory. Ale najważniejsze jest to co mi powiedziała potem - że za bardzo surowo się oceniam, że inni, którzy rzeczywiście mogliby mieć powody do poprawiania swego wyglądu się tym nie przejmują, a ja martwię się takimi małymi sprawami. I to właściwie prawda - zawsze mi się wydaje, że oceniam się tak samo jak innych, ale może jednak jestem zbyt surowa dla siebie. Oczekuję jakiejś "perfekcji", ale to jest nieosiągalne. I jakoś tak nieco lepiej o sobie myślę.
  • Gdybym miała pisać to jeszcze parę dni temu napisałabym, że regresuję jeśli chodzi o sprawy sylwetki. No bo nie było żadnych widocznych pozytywnych zmian. I ogólnie - byłam zmęczona liczeniem kalorii i wagą, która zamiast spadać utrzymywała się na tym samym poziomie, a nawet miejscami skakała. Ale jakoś udało się zwalczyć ten mały kryzys i wobec tego co było tak tydzień temu obecnie jest kilogram mniej. I w zasadzie wyglądam całkiem ok, tylko wychodzą mi żyły na rękach (czego nie lubię) i w górnej części klatki piersiowej (czego nie lubię jeszcze bardziej XD). Więc postęp jest.
  • Zaczęłam trenować 5 razy w tygodniu i na razie jest git. Ktoś by mógł powiedzieć, że to dlatego, że spodobał mi się jeden facet na siłowni, który przychodzi tam właściwie codziennie, ale nie - przecież on ma mnie gdzieś.
  • Ogólnie mam teraz lepszy nastrój, co też jest bardzo dobrą wiadomością, bo jakoś od dłuższego czasu zdarzały mi się dość regularnie fazy "doła", co jest bardzo męczące. Wydaje mi się, że ten lepszy nastrój jest związany z tym, że czekam na podwyżkę w pracy i jak już ją dostanę, to jeszcze w tym roku uda mi się zgromadzić wystarczający wkład własny by kupić sobie mieszkanie. Nie wspomnę już o tym, że moja zdolność kredytowa też trochę skoczy. Druga ze spraw, które poprawiają mi nastrój to to, że jak wynika z badań mój ojciec nie ma przerzutów raka (choć coś małego jest na żołądku i jeszcze będą badać co to jest) i już wreszcie rozpoczęto leczenie. Mam wielką nadzieję, że będzie skuteczne.
  • Myślałam, że nigdy się to nie stanie, ale mam wrażenie, że wreszcie stopniowo zapominam o facecie, którego przez lata darzyłam nieodwzajemnionymi uczuciami. Jeszcze nawet parę tygodni temu nie było dnia żebym o nim nie myślała. Ale teraz zdarza mi się to bardzo rzadko. Ale wymagało to pozbycia się jakichkolwiek nadziei i złudzeń.
  • Co więcej - starałam się w pracy, choć nadal powinnam bardziej. Ale.. jestem też po prostu przemęczona. Wczoraj np. skończyłam robić rzeczy na dzisiaj o 22. Dziś też jeszcze czeka mnie dużo roboty, której pewnie też nie skończę przed 22. I tak 7 dni w tygodniu. Polecam bycie naukowcem. It's so much fun.
  • Ale... chyba moje starania zostały jakoś docenione przez studentów. No bo dostałam zaproszenie od koła naukowego na spotkanie ich DKF-u. Nie mieli w zasadzie żadnego powodu, żeby mnie zapraszać, ale jednak to zrobili, więc to naprawdę bardzo miłe.
  • No i ostatnia rzecz - pisałam tu już, że dosłownie "na szybkości" napisałam artykuł do jednego czasopisma naukowego. I... recenzje były bardzo dobre. A nawet zaproponowano mi żeby puścić go nie po polsku, ale w tłumaczeniu na angielski. To już drugi raz jak dostałam taką propozycję. I zwiększa to szanse na to, że ktoś go przeczyta.
  • Z minusów całego miesiąca - właściwie niewiele (niemal nic) nie zrobiłam dla swego życia prywatnego. I nie zanosi się na to, by coś się tu dało zrobić w ciągu najbliższych miesięcy? lat?

That's all, folks.
#gownowpis #przemyslenia
pol-scot

@rain powodzenia i wytrwałości

smierdakow

Tak więc tl:dr przez ostatni miesiąc nie wydarzyło się właściwie nic wartego odnotowania


Chyba ktoś ci musi wyjaśnić na czym polega tldr ( ͡° ͜ʖ ͡°)


Czyli kosmetyczka tańsza, bardziej efektywna i jeszcze brwi ogarnie

rain

@smierdakow ale sam zobacz - coś udało mi się osiągnąć? W zasadzie niewiele.

No i nie kosmetyczka, a kosmetolog - to spora różnica w wykształceniu. A chyba też w uprawnieniach do wykonywania różnych zabiegów. I po prostu chodziło o to, że trafna uwaga potrafi dać do myślenia.

cweliat

@rain robienie czegoś produktywnego i działanie dalej, żeby coś zrealizować, zamiast usiąść przed tv i żreć czipsy, to jak najbardziej osiągniecie nie ma co być dla siebie zbyt surowym

M_B_A

@rain A te artykuły to dla Ciebie nic?

rain

@M_B_A to moja praca. I nawet nie ma czasu, żeby się tym "cieszyć", bo skoro skończyło się jeden, trzeba zająć się następnym.

M_B_A

@rain Rozumiem, niemniej jednak sądząc po recenzjach to jesteś całkiem dobra w swojej pracy i myślę że możesz być z tego dumna

rain

@M_B_A powiedz to naszemu "szefowi dyscypliny", któremu stale jest mało punkcików i najchętniej wszystkich by nas przykuł do taśmy fabrycznej i kazał masowo produkować punkty za publikacje, a jak nie to w...lać. Tak jakby napisanie czegokolwiek nie wymagało zrobienia badań, przeanalizowania wyników i wreszcie przełożenia ich na tekst. Nie, tylko siadasz i piszesz.

M_B_A

@rain Ok, to zupełnie nie brzmi jak badania i artykuły z pasji, z których się czerpię satysfakcję. To jakaś humanistyczna dziedzina czy bardziej ścisła?

moll

@rain nadal całkiem nieźle

rain

@moll dziękuję

Enzo

@rain Życie to ciągła walka, powodzenia.

rain

@Enzo dziękuję

Wrrr

@rain gitówa i gratki

rain

@Wrrr dziękuję

rith

@rain  powoli do przodu!

Belzebub

A po tym wszystkim tak za 3-4 lata usiądziesz i napiszesz książkę Mein Kampf o swojej walce XD

rain

@Belzebub może.. ale tylko jeśli będę mieć z góry zagwarantowaną sprzedaż na poziomie 35 mln kopii.

Belzebub

@rain jak powiesz tłumy to ci się uda. Ćwicz płomienne przemówienia

MichalBiauek

Tak tylko nadmienię, że z terapia jest podobnie do tych naczynek, niby nic się nie dzieje a po paru miesiącach jak spojrzysz na siebie z boku to widać duża zmianę, która "niewiadomo skąd i jak się pojawila"

rain

@MichalBiauek ale koszty są niewspółmierne do efektów.

bartek555

Mam jakies nieodparte wrazenie, ze inteligentne kobiety maja taka sklonnosc do wyolbrzymiania swoich "defektow", ktorych nie dostrzega nikt oprocz nikt. Czy to wlasnie w sprawach urody, pracy, czy jakichkolwiek innych. Tepe dzidy maja wszystko w dupie i heja banana, piekla nie ma. Moze pierdole, ale tak wynika z moich obserwacji i doswiadczen

Odczuwam_Dysonans

@bartek555 jest tak. Prości mają prościej. Nie obrażając nikogo, bo to nie zawsze jest złe podejście.

nobodys

@Odczuwam_Dysonans Jak to się mówi, niewiedza jest błogosławieństwem

rain

@bartek555 czasem sobie myślę, że osoby, które nie analizują wszystkiego, tylko po prostu "żyją" mają łatwiej w życiu. I pewnie są szczęśliwsze. Zazdroszczę im trochę.

bojowonastawionaowca

@rain pomału, ale finalnie do przodu, ściskam mocno kciuki za dalszą walkę!

Pan_Buk

@rain W moim odczuciu mężczyźni są lepszymi psychologami. Wytłumaczę. Kobieta zostaje "psycholoszką" bo "ja to umiem, to takie pogaduchy jak z psiapsiółą". Natomiast mężczyzna, który zostaje psychologiem, to pasjonat. On się dokształca, zgłębia temat, pisze prace naukowe, jeździ na konferencje. Podchodzi do tego bardziej ambitnie niż kobiety.

Byłem u trzech kobiet psychologów i u jednego mężczyzny. Zdecydowanie lepsza była jego pomoc.

e5aar

@rain "niewiele (niemal nic) nie zrobilad dla swego zycia prywatnego" - chodzi 5 razy na silownie w tygodniu, probuje trzymac dietę i liczyc kalorie. To dla kogo to robisz? Księdza? Posterunkowego? Ja miedzy innymi dlatego troche cykam randkowania, bo z ktorejs pasji bede musial zrezygnowac, a troche mi sie tego nie widzi.

rain

@e5aar dlaczego myślisz, że będziesz musiał z czegoś rezygnować? Może właśnie znajdziesz osobę, z którą będziesz mógł realizować swoje pasje?

e5aar

@rain ja to wiem, obecnie muszę rezygnować już i piorytetyzowac swoje pasje. Więc, jakbym miał spędzić np. godzinę dziennie z kimś, to z kolejnych rzeczy muszę zrezygnować. A założyłem teraz tylko godzinę dziennie, więc w praktyce będzie więcej. Stąd też nie uznaję ONS, bo jest to dla mnie totalna strata czasu, bo jak mam poświęcić ten czas to musi być dla kogoś wartego tego, przyszłościowego, wspaniałego. Więc starannie trzeba będzie wybrać. Już wystarczająco czasu „zmarnowałem” na spędzanie czasu z byłą żoną. Obecnie piorytetyzuje pasje, których nie da się robić w duecie.

rain

@e5aar życie w pojedynkę faktycznie daje szanse na zajęcie się sobą. Tylko żeby się nie przedłużało, bo wiem po sobie, że samotność stopniowo wypacza charakter.

e5aar

@rain z tego co mówiłaś, czy Ty na pewno żyłaś w pojedynkę? Czy po prostu żyłaś z kimś w swojej fantazji czekając? Ja pierwszy raz w moim życiu na nikogo nie czekam, bo może Ty nie doczekałaś się związku, a ja nie doczekałem się bycia kochanym. Obydwoje skończyliśmy w pełni sami i świadomi tego, że trzeba się wyleczyć z przeszłości :) dla mnie to nowość, i ekscytuje mnie to ile teraz mogę zrobić. Jak już na nikogo nie czekam, nie liczę. Wszystko w moich rękach.

rain

@e5aar od "zawsze" jestem sama. Nawet jeśli marzyłam o tym, że ów mężczyzna, którego naprawdę kochałam kiedyś odwzajemni moje uczucia, to jednak nigdy nie wyobrażałam sobie nas razem. Nie mam żadnego punktu odniesienia do wyobrażania sobie związku z kimś, bo nigdy w żadnym związku nie byłam. I nie będę, więc fakt - na nikogo nie czekam.

e5aar

@rain a ja nie mam odniesienia do związku w którym ktoś o mnie dba. Jednak pomimo tego rozczarowania wiem, że będzie ktoś taki prędzej czy później :) optymistycznie patrzę, trochę naiwnie, ale co mi tam!

rain

@e5aar no i mam nadzieję, że się nie zawiedziesz.

Pawelvk

Jak byłem na studiach to człowiek na palach jednej ręki mógł policzyć prowadzących którym naprawdę się chciało. Więc super, że Twoi studenci docenili Twoją pracę.


Nie wiem jak Ty, ale ja widzę zmiany w nastawianiu porównując do poprzedniego wpisu. To dobry start i skoro też to widzisz to teraz tylko płyń dalej.


Kibicuję i cieplutko pozdrawiam

rain

@Pawelvk dziękuję Dziś mnie w ogóle zaskoczyli, bo przyszła cała "delegacja" (głównie złożona z kobiet, ale po prostu mamy mało facetów na studiach) i wręczyła mi kwiatka z okazji dnia kobiet. To było super miłe.

Shivaa

Myślę że jednak coś robisz dla życia prywatnego jak np siłownia czy usunięcie naczynek.

Sam fakt zrobienia podsumowania świadczy o tym że myślisz o działaniu.

rain

@Shivaa staram się coś robić, ale zazwyczaj całe dnie po prostu jestem zajęta pracą i w zasadzie nawet zapominam o wszystkim innym. Łapię się na tym, że jedyny czas jaki mam dla siebie to wtedy, kiedy idę na siłownię. Reszta dnia już nie "należy" do mnie ale do moich obowiązków.

Shivaa

Rozumiem twój ból, ja to nazywam dorosłym życiem ale jednocześnie wiem że da się to nieco naciągnąć do własnych potrzeb :)

Trzymam za ciebie kciuki i życzę samych sukcesów ♥️

rain

@Shivaa dziękuję I wzajemnie!

Odczuwam_Dysonans

@rain filtrując to przez jakiśtam pryzmat własnych doświadczeń, sądzę że największym sukcesem jest wygaszanie myśli o tamtym facecie. Niestety, żeby zakończyć taką, nawet bardzo jednostronną, relację trzeba się odciąć od drugiej strony "na twardo". Żadnych postów na social mediach, żadnych przysług, porad, etc. Ja tak, lata temu, głównie przez chęć odizolowania się od pewnej osoby (mimo że usunęliśmy się ze znajomych, ale dalej przez niektórych wspólnych znajomych mój mózg szukałby punktu zaczepienia w komentarzach tej osoby, czy coś, chore gówno) usunąłem moje konto FB. Ale też miałem dość Facebooka i jego infinite feeda, to był dobry impuls do resetu i skupienia się bardziej na sobie. Od tamtej pory mam konto tylko pod Messengera.

Relacja kończy się dopiero wtedy (a to nawet nie moje słowa), kiedy mijając się na ulicy nie masz ochoty ani rzucać się na, ani do szyi - kiedy przychodzi prawdziwa obojętność. I to nie jest wcale tak powolny proces jak się wydaje. Mi po, nie wiem, roku? Gdzie widzieliśmy się raz przelotem ale nie wchodziliśmy w żadne konwersacje? Przeszło całkowicie. Po 2-3 to już w ogóle komfortowe było siedzenie gdzieś na imprezie w tym samym pokoju z tamtą laską, jakiś small talk, bo nawet nie myślałem o tym żeby rozpamiętywać co nas kiedyś łączyło, to było w innym życiu, dawno temu. Optyka się zmieniła razem z kolejnymi doświadczeniami. Z resztą też się starzejemy i przestała mi się jakoś specjalnie podobać - wiadomo, mózg już nie idealizuje. I tak raz na parę miesięcy się zobaczymy u wspólnych znajomych, jej chłopak to dobry ziomeczek i nawet trochę mu pomogłem z autem, i tak nawet dostałem zaproszenie na ich ślub. I fajnie, fajna para i w ogóle, niegłupi ludzie chociaż wiadomo, to nie jakaś moja najbliższa ekipa, bardziej na zasadzie znajomych znajomych. 5 lat temu jakby mi ktoś powiedział że to będzie dla mnie takie, po prostu, spoko, to bym nie uwierzył, a wręcz pomyślał że to będzie myśl nie do zniesienia, mimo że i tak było ciężko gdzieś tam z tyłu głowy. A teraz mam totalnie inną perspektywę. Nie udałoby się to pewnie jednak, jakbym miał nawet rzadki, ale regularny kontakt z tamtą osobą.

Od tamtej pory samoocena była tylko lepsza. Zająłem się swoim życiem, mózg odpuścił, odwyk od tej dopaminy, oksytocyny czy innego gówna którego podświadomie szukałem w tej relacji zrobił swoje. Jak wyjście z nałogu.


Dlatego myślę że jeżeli rzeczywiście był to człowiek o którym myślałaś, jak ja, nieomal obsesyjnie, przychodził na myśl wbrew tobie, to jesteś na dobrej drodze do takiej emocjonalnej stabilności. A jak ta podstawa jest stabilna, to nad resztą łatwiej zapanować. A i reszta osiągnięć również brzmi dobrze, bo życie to zbiór takich małych potyczek z których wychodzimy lepiej bądź gorzej, a nie jakichś wielkich bitw i czarno-białych rezultatów. Klocek do klocka i poukładasz sobie wszystko. To są większe osiągnięcia, niż to jakimi się wydają przelewając je na "papier", bo to wszystko składa się później na nas, na naszą osobowość. Ale też dobrze ubrać je w słowa. Powodzonka!

rain

@Odczuwam_Dysonans dziękuję U mnie ten proces "leczenia się" był bardzo długi. I nawet kilkanaście miesięcy braku jakiegokolwiek kontaktu z tym facetem mi nie pomógł. Aż w końcu on się do mnie odezwał, chciał się ze mną spotkać itd., ale uświadomiłam sobie wtedy, że on się nie zmienił, a zatem nie mam czego szukać i czas wreszcie skończyć z tymi mrzonkami, które sprawiają, że nigdy (odkąd poznałam tego człowieka) nawet nie próbowałam na poważnie poznać kogoś innego. I w ten sposób straciłam kilka lat życia. Więc powiedziałam mu, że spotykanie się z nim to nie jest dobry pomysł. Tak samo jak to, że w ogóle po takim czasie odnowił kontakt. I tak wreszcie się odcięłam. Wątpię bym kiedykolwiek miała się jeszcze w kimś zakochać, ale jedno jest pewne i pozytywne - już raczej nie będę przez nikogo odczuwać tyle bólu, ile sprawiła mi ta "relacja".

Życzę i Tobie powodzenia

Odczuwam_Dysonans

@rain o kurcze, no to chyba wyrobiliśmy sobie podobne podejście - i git, to nie jest żaden przymus że trzeba na siłę szukać związku. Mi jest dobrze samemu, zawsze byłem sam i raczej już tego nie będę zmieniać, na pewno nie na siłę. Chociaż nigdy nie mówię nigdy. Z resztą, z perspektywy czasu to dla mnie nie jest jakiś wielki problem, przeżyłem gorsze rzeczy niż nieszczęśliwe miłości, mimo że oczywiście pozostawiły na mnie wyraźne piętno. I że wtedy mocno siadały mi na głowę. Oj, mocno.

W sumie to też źle to rozpisałem - u nas była to relacja, która trwała a nie wiem, niech będzie że z 5 lat, i nieraz wyglądało to tak że x miesięcy, nawet i rok, nie pisaliśmy, nie gadaliśmy, niby był spokój, niby dobrze nam to robiło, ale zawsze prędzej czy później ktoś się odezwał i znowu wracaliśmy do punktu wyjścia. Mimo że żadne nie widziało w tym związku, to przyciągaliśmy się i odpychaliśmy cyklami. Weirdos.

Dopiero, podobnie jak u Ciebie, jak doszło do kulminacji i wręcz poszliśmy na noże, wygarnęliśmy sobie to i owo, to to było to. Postawiliśmy oficjalnie kropkę. Wywaliła mnie ze znajomych, ja też jej nie chciałem obserwować, wypisałem się z FB. Cóż, to ciekawe jak internet zmienił ludzkie interakcje. Bez postawienia takiej kropki, pewnie dalej jakaś część, przynajmniej mnie, stałaby w miejscu. Być może dalej byśmy tak oscylowali wokół tej relacji bez przyszłości, czując że jesteśmy "soulmates" a jednocześnie czując że to nie ma sensu. Myślę że trochę podobnie jak z wami, instynkt kieruje nas w stronę osób które obdarzyliśmy uczuciem. Nawet jeśli w jakiś sposób wypaczonym. Nawet jeśli nie chcemy. Chociaż, w sumie, później tak mi się pojebało w życiu, że być może i tak bym to zostawił za sobą - ale tutaj był początek i koniec, i dzisiaj jest to dla mnie zamierzchła przeszłość. Dla Ciebie też będzie, tutaj prawdą jest powiedzenie że czas leczy rany : )


Mam też czasem takie przemyślenia, czy byłbym w stanie jeszcze się aż tak zakochać, jak w tych pierwszych latach naszej znajomości (no, technicznie nie pierwszych, ale mniejsza o to). Bujałem się tak może dwa razy w życiu, gdzie pierwszy to była pierwsza, szczeniacka miłość. Czy jakbym spotkał kogoś wyjątkowego, to czy wywołałby aż takie uczucia? Czuję że część mnie jest już na tyle wypalona, że wątpię, a bałbym się przyznać, że kiedyś kochałem kogoś mocniej - z drugiej strony, to "kochanie" nosiło znamiona choroby psychicznej, więc jak to porównywać z hipotetycznie zdrowym związkiem. Dziwne, ciekawe, ale też raczej nie pozwolę sobie na taki ból, czy inne nieciekawe przeżycia, nie wiem czy bym dał radę kolejny raz.

Z jedną dziewczyną już jakiś czas temu trochę pisałem, i mimo że mówiłem że ja żadnego związku nie szukam i to były raczej takie luźne gadki, ona też mówiła że nie, to wydaje mi się że się zabujała w jakimś wyobrażeniu o mnie. Z czasem pisaliśmy rzadziej, gadka się nie kleiła, ja z kolei nie chciałem jej zaczepiać żeby nie robić jej nadziei, bo chciałbym żeby też ruszyła gdzieś dalej, a nie marzyła o anonie z inernetów. Nie miałem serca, nawet jeśli miałbym wyjść na chuja to nie chcę jej dawać takiej nadziei. A z drugiej strony, nie wiem czy zrobiłem dobrze, czy nie powinienem wprost o tym porozmawiać. Źle mi z tym, że ktoś może się czuć podle przeze mnie : / ale też z drugiej strony drążąc temat mogę to jeszcze pogorszyć. Koniec końców, to tylko rozmowy w necie, wydaje mi się że trzeba pozwolić temu umrzeć. No, ale to moje problemy ; ) plus już dawno nie piszemy więc chyba nie ma co tego rozdrapywać.


Prawda jest taka, że nie unikniemy takich straconych lat. Bez nich nie bylibyśmy tymi, którymi jesteśmy dzisiaj - równie dobrze moglibyśmy się dopiero wpakować w coś krzywego. Oczywiście że lepiej byłoby tworzyć szczęśliwe związki od razu, mieć ułożone w głowie i witać dzień z uśmiechem na twarzy. Ale w tych realiach to mrzonka, i chyba każde pokolenie tak miało tylko w różnym stopniu. Grunt to starać się iść do przodu. Pisz dalej jak tam Ci idzie, bo to dobra forma terapii, nawet jeżeli zdaje się to tylko mało znaczącym wpisem na Hejto. Paradoksalnie anonimowość czasem pozwala nam otwierać się bardziej, niż przed najbliższymi - ta, bardzo lotna myśl, Dysonans Coelho 2024 xD

Zaloguj się aby komentować