#recenzjeperfum

14
222

#barcolwoncha odcinki numer:


#88 Fathom V BeauFort London

#89 Rake & Ruin BeauFort London

#90 Iron Duke BeauFort London


Fathom V BeauFort London

Bede zigoł - zielone nuty chwastów od których boli głowa, kicha nos, dawno zapomniana alergia mówi puk puk mimo środka zimy, a usta wykręca grymas wąchania czegoś niemiłego. Ogólnie tak sobie wyobrażałem większość reakcji na buforty, ale miało to być spowodowane mocą i potęgą a nie chwastem. Im dalej w las, czy raczej przerośnięty nawłocią kanadyjską nieużytek o którym ktoś nagle sobie przypomniał i wjechał w niego traktorem z jakąś kosiarką przemysłową, tym nieco lepiej. Może to soki roślinne oblepiające naszą twarz powodują lekki noseblind co spycha zapach w sfere prawie akceptowalnego, a może po prostu mnogość nut pozwala mu pokazać się z nieco lepszej strony. Tak czy siak, postawiłbym go gdzieś obok Green Green Green and Green, tzn w moim koszu na śmieci.


Rake & Ruin BeauFort London

Noooo wracamy na właściwe tory. Aromat ginu z whiskyu. Na pierwszym planie czuć gin staromodny, klasyczny, pozbawiony cytrusów ale za to pełen wilgocii, jałowca. Za nim jest też delikatne wsparcie z whisky. Ale nie takiego sztucznego słodko karmelowego whisky jaki zazwyczaj prezentują nam różni Franckowie Bocletowie, tylko surowego torfowo drzewnego whisky. Mimo że ewidentnie opisałem go za pomocą dwóch alkoholi, to absolutnie nie wrzucałbym go w grupę zapachów alkoholowych. Nie umiem tego wyjaśnić. Zapachy alkoholowe pachną jak alkohol - duh. Ten zapach pachnie jakby składał się z tych samych nut co alkohol, ale nim nie był. To znaczy ja nie napiłbym się raczej drinka który tak pachnie. Może to przez aromaty o których jeszcze nie wspomniałem, choć pod postacią wilgoci przedstawiłem ich zajawkę? Chodzi mi o stęchlizne, próchno, ruinę. Duuuużo drewna, chyba przemoczonego. Pięknie się to wącha, ale po raz kolejny czuję że nie jest to zdobywacz komplementów. Mimo że większość mojego opisu o nim była pozytywna, to jednak przy co trzecim niuchu czuję coś co mnie drażni. Analizując piramidę zasugerowałem się że może to być lukrecja, ale sam bym na to nie wpadł. Nie chciałbym flakonu, ale chyba dlatego że po prostu czasem bym go używał xd


Iron Duke BeauFort London

NO I TO JEST TO. Iron Duke ma w głowie nutę zajebistości, w sercu potęgi, w bazie piękna. Pachnie dymem ale robi to jak Myths - że PACHNIE tym dymem, a nie jak Hyde - że leci Ci prosto w oczy i łzawisz. (Niech nie będzie nieporozumień, zapach w ogóle nie przypomina ani Mythsa ani Hyde'a). Rum, tytoń - czuję. Proch strzelniczy - tak, ale wychodzi dopiero z czasem. Skóra - o dziwo nie. W sumie w ciemno chyba nie umiałbym podać żadnej z tych nut, nooooo, może tytoń. Zapach jest unikalny, nietypowy, męski. Jeżeli miałbym wybrać jeden twór z marki, to przepraszam Wonsza i Saradonina, ale nie byłby to VEA tylko własnie Iron Duke.


#barcolwoncha #perfumy #recenzjeperfum

testowy_test

@Barcol Iron Duke jest kozak, nawet moja różowa propsuje czyli to wchodzi w skład 1% zapachów jakie dostały komplementy

wonsz

@Barcol ależ oczywiście że iron duke, bo jest nieskończenie bardziej tolerowalny dla otoczenia, niemniej u mnie oba są ex aequo na miejscu pierwszym. Później Rake and Ruin i Fathom V na drugim stopniu podium, a wszystkie są mocno różne więc mając w czym wybierać ciężko się zdecydować

pomidorowazupa

@Barcol ehh muszę chyba zamówić sobie odlewke tego irone duke'a. Na chwilę obecną znam tylko Fathoma i tego ciasteczkowego, d⁎⁎y mi nie urwały.

Zaloguj się aby komentować

Prin Lomros okazał się perfumiarzem wyjątkowo płodnym, na tyle, że jedna marka to za mało, potrzebował co najmniej trzech. Dostałem od @fryco mnóstwo mikro sampli, więc z niektórych zrobiłem jakieś notatki.


Prissana / Haxan 

Zapach zielony w beztroski sposób: rumianek, zioła, siano, wszystko podszyte lekkim czystym zwierzakiem. Ewoluuje w kierunku siana i owczej wełny, co przypomina mi zapach dziadkowej zagrody z owcami, chyba jednak nie chcę tak pachnieć.


Prissana / Mandarava

Milusi cywecik w otwarciu, nie żartuję, naprawdę, niby zwierzak, ale jakiś taki fajny. Trochę aldehydów i mnóstwo egzotycznych kwiatów. W tle szczypta kminu, cynamonu i indyjskie kadzidełka sandałowe (nie mylić z kadzidłem). Trudno mi więcej wyłuskać, profil jest upojenie kwiatowy, rozbudowany i wciągający. Niebywale przyjemne pachnidło.


Prissana / Nefer

Początek zdecydowanie należy do kminku i trochę mnie odrzucił. W ciągu kilku minut dodatkowo daje się wyczuć gałkę muszkatołową i smużkę zielonego kadzidła podobnego do Ma Nishtana, które stopniowo zostaje ocieplone mirrą i wówczas się robi przyjemne. Przysiągłbym, że w drydownie skrywa się gdzieś goździk, bo jest delikatny efekt rozgrzanego tonera, będący najczęściej skutkiem złożenia kadzidła z goździkiem właśnie.


Prissana / Tom Yum

Bez jaj, dosłowne odwzorowanie aromatu zielonego tajskiego curry: na początku dużo limonki, trawa cytrynowa i imbir. Brakuje mleka kokosowego i cienkich pasków wołowiny. Dawno nie jadłem, muszę koniecznie zrobić. Zejebiste.


Strangers Parfumerie / A la folie

Pudrowe kwiaty na słodkiej, kremowej, tonkowo-waniliowej bazie. Wanilia podana w formie budyniowej, spożywczej, co dla mnie okazało się nieprzyjemnie mulące, a na domiar złego jeszcze mocarne. Zdecydowanie damskie.


Strangers Parfumerie / Burning Ben

Mocny alkohol w otwarciu z drzewną nutą beczki, ale nie whisky, raczej koniak lub brandy. Zaraz jednak robi się gorzko, dymnie wręcz, za sprawą ciemno palonej kawy, dla mnie zbyt ciemno, bo kojarzą mi się z taką byle jaką zwęgloną i zmieloną kawą z marketu. Odrobina słodyczy, ale sprawia, że aromat kawy z czasem coraz bardziej zaczyna przypominać gorzką czekoladę, ale też pojawia się mały zwierzak. Drydown trochę płaski, paczulowo-dziegciowy. W sumie niezłe pachnidło, zmienne i obudowane o ciekawe detale.


Strangers Perfumerie / Cigar Rum 

Początek jest alkoholowy, naprawdę realistycznie oddany zapach rumu. Na szczęście, bo kto by chciał realistycznie pachnieć gorzałą, po chwili alkohol ulatuje i z rumu zostaje aromat szklanki po rumie. Wówczas dołącza owocowy zapach rodzynek, a może suszonych śliwek. W bazie słodycz utemperowana została tytoniem i labdanum, dzięki czemu nie jest przesadzona, ani słodyczowa. Bardzo przyjemne perfumy.


Strangers Parfumerie / Cherry Amaretto

Ultrasłodka landrynka truskawkowo-wiśniowa, bardzo dosłownie pachnie jak owocowe słodycze, czyli nie dla mnie to.


Prin / Ganja Kasturi

Spodziewałem się chyba czegoś mocno zielonego, a tu mała niespodzianka. W otwarciu owszem, czuć konopie podbite aldehydami w stylu Study 23. Wkrótce jeszcze obiera kierunek animalny, piżmowo-cywecikowy z elementem kamforowym.


Ilustracja: freepik

#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina

815c9031-c0a1-4cbf-a8cd-df0242362efe
wonsz

kto by chciał realistycznie pachnieć gorzałą

@saradonin_redux oj ale byś się mógł zdziwić - https://sklep-domwhisky.pl/product-pol-12240-Rhum-Contra-Bando-Calidad-Superior-5-letni-38-0-7l.html


Nie znam lepszego.


A Burning Ben całkiem zbieżny z iron duke, chociaż ta kawa zmieszana z arakiem w trochę inną stronę ciągnie całość

Zaloguj się aby komentować

#barcolwoncha odcinki numer:


#83 Etruscan Water Francesca Bianchi

#84 Ahojas Hind Al Oud

#85 A*Men Pure Havane Mugler

#86 Terror & Magnificence BeauFort London

#87 Vi Et Armis BeauFort London


Etruscan Water Francesca Bianchi

Nie no, Pani Franczeska to jest fachowiec. Chyba wszystko mi od niej leży dobrze. I nie zgadzam sie z twierdzeniem że "wszystko na jedno kopyto" powiedziałbym raczej że czuć pewną spójność kompozycji.

Dziś mamy cytrysu, mszaną-ziemistość, i sporo balsamicznego franczeskobianczowego podbicia. O wiele noszalniejszy niż niektóre jej wypusty, chociaż wcale nie nudy. Dobry kandydat na flakon. Piękny i uzależniający, jakościowy, elegancki. No ja jestem ZA.


Ahojas Hind Al Oud

Płynne złoto. Tak pachniałby Naxos, gdyby był dobry. Tak pachniałby każdy człowiek, gdyby zapach był tani i dostępny. Coś co nie może się nie podobać, nawet jak drażni Cie słodycz. Piramida nut prosta: miód, tytoń, figa. Czuć te nuty, ale zdecydowanie czuć też ten vibe wysokiej jakości orientu. Jakbym dostał flakon w prezencie - nie płakałbym. Ale że nie mam to muszę się zadowolić...


A*Men Pure Havane Mugler

...tym. Czy jest to w takim razie jakiś klon wspomnianego ochujasa? Ależ skąd! A czy jest podobny? No w sumie też nie do końca xD Ale wpada w bardzo podobne klimaty i możnaby powiedzieć - wypełnia te samą niszę. I robi to cholernie dobrze. Tytoń i miód - są. Ale w miejsce fig wpadło kakałko waniliowe. I bardzo dobrze się tu rozgościło. Moim zdaniem zapach jest genialny, i w kategorii crowd pleasure niszczy większość rynku. Dałem koledze odlewke to potem pytał mnie gdzie kupić flakon. Niestety jak to często bywa ze sztosami - wycofali. Co tym bogolom przeszkadza że ktoś ładnie pachnie (╯°□°)╯︵ ┻━┻ Jeśli macie możliwość położyć swe łapska na odlewce - bierzcie.


Terror & Magnificence BeauFort London

Bełforta i Franczeske poznałem mniej więcej jednocześnie, i w obu przypadkach zaiskrzyło. Ten pierwszy uchodzi za manufakturę smrodu, więc jak będzie z zapachem który nawet w nazwie ma terror?

No jak to w życiu często bywa - nie taki diabeł straszny. Zapach jest raczej żywiczno-wetyweriowy z nutami kadzidła i może faktycznie szafranu. Nie czuję tu wspomnianej smoły, i nie czuję się też sterroryzowany. Mogłem się domyślić że nuty kłamią bo ktoś tam kamienie wpisał hehe. Zapach męski i elegancki, szef banku mógłby go nosić do garniaka. Tym co ja tu jeszcze mocno wyczuwam jest skóra, taka w samochodzie. No bardzo dobry no


Vi Et Armis BeauFort London

Tagowa legenda, nie muszę wskazywać palcem za czyją sprawą. Dostałem od niego parę kropel na testy i powiem tak: Z jednej strony rozumiem dlaczego polecamy go dla jaj nowicjuszom. Reakcje postronnych nie były w pełni pozytywne. Z drugiej - to naprawdę ładny zapach. Nuty whisky mieszają się z kardamonem, herbatą, kadzidłem i pieprzem w męską kuszącą mieszankę. Całość daje lekki wydźwięk wędzonki, w szczególności w otwarciu może się kojarzyć z piwem grodziskim, ale nie jest to wada. Nie wiem jak pachnie opium które jest tu wpisane, i niespecjalnie czułem nuty z bazy, nawet sugerując się na nie. Ogólnie chętnie kupiłbym flakon, ale nie miałbym kiedy go nosić. Polecam się zapoznać.


#perfumy #recenzjeperfum #barcolwoncha

dziadekmarian

@Barcol Masz może bazę przetestowanych zapachów na Parfumo?

J.26

Jak ta FB EW ma się do Diaghileva, bo na fragrze i parfumo jest napisane, że są bardzo podobne; masz jakieś porównanie, czy dotychczasowo nie udało Ci się jeszcze przetestować kompozycji Pana Rogera.

wonsz

@Barcol panie, ja w VEA do biura latam nikt nie narzeka. No jest skurwol, siedzi na człowieku długo i namiętnie, ale zimową porą to jak najbardziej pasuje.

Zaloguj się aby komentować

#barcolwoncha odcinki numer:

#79 Afrikaan Botany The Unleashed Apothecary

#80 Mandodari Prin

#81 DEV #3: The Inevitable Olympic Orchids Artisan Perfumes

#82 Jaipur Homme Eau de Parfum Boucheron


The Unleashed Apothecary

Z fiolki zapach przepiękny - coś jakby nasrać do jagermaistera. Na ręcę wybrzmiewa nieco inaczej, bardziej ziemisto, mineralnie, mniej zwierzęco (w zasadzie wcale, lol). W zasadzie nawet trochę skalisto syntetycznie jak niektóre twory spod ręki Bischa. Nie spełnił obietnicy którą dał z korka, ale jednak komplement "JEZU CO TU TAK J⁎⁎IE" wpadł, więc jest w nim potencjał. W miarę rozwoju przechodzi niestety bardziej w gumolit, i zapach starego pomieszczenia. Nigdy już nie uwierzę "wąchaniu z korka".


Mandodari Prin

Lekki, zwiewny, wpadający w nuty kobiece ale wyjątkowo naturalnie. Im dłużej go wącham tym więcej nietypowego tła wyłapuje, bardzo oryginalny zapach. No i kurde blaszka bardzo ładny. Kwiaty i owoce są poparte tłem z pazurem, w sumie mógłbym to nosić, i mógłbym to żonie dać, ale ponownie, wpadł komplement. Notka na przyszłość: Jakbym widział flaszke to mogę rozważyć.


DEV #3: The Inevitable Olympic Orchids Artisan Perfumes

Dziś trochę alkoholowo, ale jak ktoś kiedyś robił macerat ziołowy a'la gin, ale zgubił jałowca wśród arcydzięgieli i trwa cytrynowych - tu odnajdzie znajome wspomnienie. W przeciwieństwie do aptekarza, tutaj nuty ziołowej nalewki wybrzmiewają na skórze bardzo mocno i wyraźnie, jeśli dodać do tego kolor to wprost podejrzewałbym że ktoś się oblał likierem Valhalla. Ja nie ukrywam, bardzo lubię takie aromaty, i dla mnie ten zapach to sztos jest. W miarę rozwijania sie na skórze dochodzą jakieś żywice, drewno, robi się mniej nalewkowy, ale nadal piękny.


Jaipur Homme Eau de Parfum Boucheron

Cytrusowo pudrowy z waniliową bazą i zimowo grzańcowym tłem. W sumie chyba trochę nie mój klimat. Dosyć prosty w budowie, i generalnie ciężko mu zarzucić jakieś wady czy smrody. Bardzo dobry jakościowo. Może odnalazłby się na początku jesieni gdy tęskno do cytrusów ale powoli człowieka łapią smaki na cynamon.

WŁAŚNIE SPRAWDZIŁEM CENE: CO JEST XD Totalnie zmieniam postrzeganie, za 120zł za 100ml to to jest kradzież ale ze strony kupującegbo. Będę go od dzisiaj polecał ludziom pytającym o polecajkę araba.

[Edit: to znaczy to nie jest arab i nie ma takiego klimatu, ale z jakiegoś powodu ludzie mnie ostatnio o araby pytają a mają na myśli po prostu coś taniego, pewnie efekt lattaffy]

#perfumy #recenzjeperfum

Cris80

@Barcol co do Jaipur w pełni się zgadzam mam posiadam lubię używać a czasami tester poniżej stówy można wychaczyc, według mnie są to najlepsze tanie perfumy, w takich pieniądzach aż żal nie posiadaćOczywiście klimat pudrowo slodko orientalny

dziadekmarian

@Barcol Po Afrikaan Ambergris zrobiłem listę Unleashed Apothecary do sprawdzenia - mimo, że chyba zbyt miło o nim nie napisałem (zjawiskowy początek, a potem coraz to hrzeczniej i grzeczniej). Ale jednak całą serię Afrikaan chcę sprawdzić


Mandodari nie znam, ale znam Mandodari Mandodari. I powiem Ci, że to, obok Thichila, mój ulubiony z tych może dziesięciu przewąchanych zapachów od Prina (gapię się na dekant Mandodari WIADOMO U KOGO,ale już poczekam do marca, może jeszcze będzie)


Aj, i przypomniałem sobie w temacie Myan Oud, że Oud Abu Sultan zrobił na mnie podobne wrażenie;) ale to chyba i droższe, i trudniej dostępne...


Co by nie mówić, to fajna jest ta nisza typu PK Perfumes, Apothecary, Hiram Green... nawet coś tam z Gris Gris testowałem niedawno i niby co to jest, jakieś mało znaczące, nieznane... a jednak o coś w nich chodzi. Przepraszam, być może obrażę kogoś, ale Creedy i Tomy Fordy to nie jest żadna nisza... nie mają w sobie historyjek - choć niejednokrotnie są to dobre mikstury.

Mywave

@Barcol Dunhuang od Prissana koniecznie sprawdz,najladniejsze perfumy od prina.

Zaloguj się aby komentować

Hiram Green - Philtre


Zacznę od niezbyt popularnego twierdzenia na temat definiowania świata, sformułowanego niegdyś przez Roberta Anthona Wilsona - jednego z bardziej fascynujących w moim mniemaniu dziwaków, jakich spotkałem na swojej drodze: opisując rzeczywistość, przedstawiamy jedynie możliwości obiektywu, przez który ją obserwujemy.


Czy jest sens pisać innym ludziom o zapachach, będąc niezbyt wprawionym w rozbieraniu ich na części pierwsze? A zwłaszcza opisywać je komuś, kto dobrze rozpoznaje nuty, ma za sobą lata doświadczenia w tej pasji, tysiące przetestowanych pachnideł... A kiedy to Ty jesteś doświadczony, to na ile możesz być pewny, że ktoś zrozumie, gdy napiszesz "ziemista paczula", "metaliczna róża", "techniczny oud"?


Przez ostatni czas narastało we mnie coś na kształt wewnętrznego "nacotopoco". Lubię tu czytać i lubię też pisać. Opisując rzeczy, odnosimy się do tego, co znamy. Rozumiem , że aby zostać zrozumianym, należy poszukiwać wspólnych punktów z rozmówcą, próbować korespondować również z jego doświadczeniami. Jak je odgadnąć, kiedy odbiorca nie jest nam znany?


Na szczęście wcale nie różnimy się od siebie aż tak bardzo. Pomimo tony śmieci, która przykleja się do nas w trakcie tej przedziwnej, trudnej podróży, wciąż mamy ze sobą wiele wspólnego. Dlatego lubię odwoływać się do tych "najpierwszych" skojarzeń, podstawowych uczuć. Zatem nie do tego, co zdefiniowałem ja sam, ale właśnie do chwil, które zdefiniowały mnie.


Cmentarze


Mój kraśnicki stary cmentarz na pewno w wielu punktach różni się od każdego innego cmentarza na świecie. Nie posiada formy wielkomiejskiego, starego parku (jak np. krakowski Rakowicki czy przepiękny lubelski cmentarz przy ul. Lipowej). Dziś nie jest już również "romantyczny" czy kameralny... tego zjawiska doświadczyłem po raz ostatni okazjonalnie w późnych latach dziewięćdziesiątych, w postaci jednego z maleńkich, zapomnianych, wiejskich cmentarnych zagajników Chełmszczyzny, gdzie niewielki żeliwny krzyż, złapany w uścisk przez dwa próbujące się przytulić drzewa wrósł w nie, został wyrwany z ziemi i wyniesiony na wysokość głowy, a mijające lata uczyniły go po prostu częścią przyrody, zaakceptowaną przez mieszkańców. Coś takiego. Cmentarz jako zjawisko przyrodnicze.


Lecz jeszcze wcześniej, w latach 80' te mniejsze cmentarze wciąż miały ze sobą wiele wspólnego. Niemal każdy posiadał starą część - wilgotną, gdzieniegdzie porośniętą mchem, z choćby kilkoma ogromnymi drzewami, których szumiące korony pozwalały w gorące dni zachować cień w miejscach, gdzie na chałupniczo skonstruowanych ławeczkach przesiadywały kruche babcie, spędzając wolny czas na gawędzeniu, a między nimi przechadzali się zmarli ojcowie, mężowie, synowie. Stonowane, nigdy zbyt głośne rozmowy w otoczeniu ostatnich miejsc i ludzi, z którymi jeszcze cokolwiek te staruszki łączyło. To jeszcze czasy, zanim nowoczesne budownictwo rozpoczęło masowy gwałt na tych miejscach; zanim wmówiono nam, że każdy z nas może być Gaudim i że kosztowny materiał jest w stanie zastąpić styl i nie zaburzy pierwotnego przeznaczenia cmentarzy jako dzieł kultury, miejsc zadumy, wyciszenia i spoczynku - a tego ostatniego zarówno dla umarłych, jak i żywych. Im gęściej te nowoczesne pomniki zaczęły się pojawiać, zmarli coraz mniej chętnie przechadzali się alejkami. Stłoczyli się w starych częściach cmentarzysk, aż w końcu pokrywali się pod ziemią ze strachu przed tymi granitowymi landarami, a same cmentarze z roku na rok stawały się coraz bardziej martwe.


W dzieciństwie wyjście tam z którąś z ciotek było dla mnie przygodą. Mnogość kwiatowych rabatek oraz zasiedlających je owadów. Gryzonie, płazy i gady zamieszkujące pęknięcia i zapadliny. Naturalnie wydeptane, choć jakoś tam kontrolowane alejki. Mieliśmy kilka miejsc: dwa w najstarszej, tej zgrzybiałej części ze wspaniałą fauną i florą, rzeźbami z piaskowca i gadającymi staruszkami; część z lat siedemdziesiątych, gdzie pastowało się lastrykowy pomnik, wyglądem przypominający wypłowiałą kaszankę, z sąsiadką codziennie przesiadującą przy grobie męża-lotnika, zmarłego podczas wojny (nigdy ponownie nie wyszła za mąż), opowiadającą mu każdy dzień. Tu było zdecydowanie mniej drzew, a część z nich mocno zniekształcona - jak gdyby niektórzy "mieszkańcy" nie zdążyli jeszcze pogodzić się z własnym losem; wchodzili w pnie i wykręcali gałęzie próbując przegryźć się przez korę z powrotem do świata żywych.


I w końcu ta "nowa" część, obsrana tak zwanymi świeżymi kwiatami, zniczami, z pobliskim śmietnikiem, cyklicznie podpalanym przez kustosza/grabarza. Zero przyrody, tuje, czysta śmierć. A o śmierci mówiło się przy dzieciach, jednak nie w taki sposób, w jaki było ją czuć w tym miejscu. Pamiętam, że przerażało mnie to, jak prędko powstają nowe alejki. I tutaj przejdę już do opisywania Philtre - choć mam wrażenie, że trochę już go opisałem.


Philtre


Zapach otwiera się goździkiem (kwiat), wraz z ziołowym, zielonym lecz ciężkim i duszącym dodatkiem mdłych ziół. Już jest trochę cmentarnie, kwiatowo i ciężko. W niczym nie przypomina goździka z Xerjoff 1888 - tu jest bliżej do Beaute du Diable. Albo w zasadzie to jeszcze dalej, bo Beaute du Diable jest świeższy (!) i niezbyt zmienny. W Philtre ktoś wciąż przekłada jakieś chaszcze, przelewa zużytą wodę z wazonów... Niepostrzeżenie dołącza - i po 10 minutach już dominuje - goździk (tym razem przyprawa). Wciąż jest mdło, wręcz lekko dymnie - być może to te "stems" - łodygi, ale nie świeże. To nie są trawy, łodygi świeżo skoszonej łąki. One są ciężkie i zalegające. Philtre to pierwsze czyszczenie świeżego grobu, wyrzucanie więdnących kwiatów, których dołącza jeszcze trochę. Jaśmin odnajduje się pośrodku tej sterty i dusi nie mniej namiętnie, co cała reszta tego zielska. Wraz z najcichszą chyba tu różą pozostaje w tej mdłej harmonii, niczego nie ożywiając. To okolice wypastowanej grobowej płyty w otoczeniu niezbyt świeżych kwiatów w gorący, suchy dzień. Jedyna wilgoć to ta gnijąca woda z wazonów. Jest jeszcze nuta podobna do cywetowego akordu od Bogue. Bardzo nikła. Dodaje groteskowości. Po testach O! Doleur nie bardzo lubię o niej pisać.


Chciałbym kiedyś odnaleźć ten pierwszy, najstarszy...


Z rana, po ośmiu godzinach, już bardziej przypomina 1888. Ale to chyba tylko ten goździk, który jakoś przetrwał noc.


#perfumy #recenzjeperfum

1733086f-7b8c-45c9-bca1-8d713327c5cf
Ukradkiem

@dziadekmarian, poruszył mnie opis cmentarzy. Coś jest w tej nieograniczonej fantazją granitowej puszczy. W zeszłym roku chowaliśmy dziadka i sporo członków rodziny narzekało, że co grób to inna wysokość, nierówno się kończyły, co tych mniej uważnych mogło doprowadzić do upadku.

Pod koniec zeszłego roku byłem na szkockim cmentarzu, właściwie dwóch, oba w bliskiej odległości od centrum. Piękne, stare płyty z napisami, kto, z kim, kiedy m, czasami opisane historie życia. Zielono, dużo miejsca. U nas w większości to płyta horyzontalna, wertykalna i powsciskane jeden obok drugiego ze sztucznymi kwiatami.

Zaloguj się aby komentować

W ten piątek do przerwy na kawę proponuję kilka notatek z różności nieposortowanych, a więc araby, świeżaki, słodziaki, dziwaki.


Arabian Oud / Blue oud

Nazwa nie kłamie, jest to Arab i to mocno, a więc na starcie jest nieco wyziewów z kanalizacji i kwaśny sfermentowany (jakby owocowy) element w stylu Blue Kenam (ktoś pisał, że mu to porzeczkami pachnie, może coś w tym być, ale no nie wiem). Podobnie jak BK kanalizacja dość szybko się oczyszcza, zapach natomiast wygładza się kremowym piżmem. I jakby tak niuchać łapę, to trochę niefajnie - taki stricte arabski oudowo-piżmowy smrodek, wciąż się do takich nie przekonałem i miłości zapewne nigdy nie będzie. Ale uwaga, bo jest mały psikus. Otóż mam wrażenie, że perfumy zupełnie inaczej pachną zależnie od odległości. Im dalej od nosa tym mniej kanalizy, a więcej piżma, sandałowca, a nawet wyczuwam jakieś kwiatki, nie wiem, może jaśmin czy coś i naprawdę jest nieźle.


Arcadia / No16 - Faded 

Świeże przyprawowe otwarcie: kolendra i liść laurowy tworzą ciekawy choć może i kuchenny efekt. Potem niestety równia pochyła: najpierw wjeżdżają plastikowe molekuły kwiatowe, a potem równie plastikowa przydymiona skóra i już nawet wyczuwalny na dalszym planie tytoń nie ratuje ogólnego wrażenia. Kompozycja bez polotu i na tanich składnikach, nie znalazłem w niej nic, co by mnie skłoniło do głębszej analizy. Poleciał dalej, bo przyjemności nie było.


Jogi / Dewana 

Znowu róża z oudem? I tak, i nie, bo pierwsza nuta, która zwraca uwagę to naturalne piżmo. Ciepłe, zwierzęce, lekko przybrudzone i przede wszystkim świetnej jakości - na mój nos to ono właśnie stanowi o charakterze tego zapachu. Róża gra na drugim planie w formie słodkiej, niemalże marmoladowej. Baza zaś została oparta o stosunkowo klasyczne połączenie sandałowca i oudu z gatunku tych grzecznych. Gdzieś w tle wyczuwam jakieś niuanse czekoladowe, ale wydaje mi się, że to może być taka charakterystyka oudu lub piżma. To mój pierwszy kontakt z tym pakistańskim domem i choć kompozycja jest wtórna, to jakościowo jest to ekstraklasa.


Hiram Green / Slowdive

Początkowo perfumy pachną bardzo woskowo, niczym ogrzane w dłoniach świece, uzupełnione niemampojęciajakimi kwiatkami. Zaraz jednak naturalnie ewoluuje w kierunku słodkiego miodu. W tle przewija się akord suszonych owoców bardzo przypominający mi Berdoues Maasai Mara oraz nuta tytoniowa, lecz łagodna w gatunku złotej virginii. Ciekawy zapach, sprawia wrażenie bardzo organiczne, choć nie ukrywam, że trochę przytłacza mnie swoją słodyczą.


Le Couvent / Tonka 

Słodkie migdałowe otwarcie już od początku zapowiada, że mamy do czynienia ze słodziakiem, chociaż odrobina drzewnej paczuli trzyma cukier w ryzach. Osoby postronne wspominają o pomarańczy, ale ja jej nie czuję. Wielkiej ewolucji nie ma, perfumy dość szybko obierają kierunek tonkowo-benzoesowy i w takiej formie trwają już do końca. Podoba mi się, ale raczej na kimś innym, lub z bluzy następnego dnia. Natomiast w noszeniu mnie zmęczył i utwierdził w przekonaniu, że nie dla mnie takie słodkości. Niech cieszy kogoś innego.


Mark Buxton / Why not a Cologne

Okazuje się, żę piętno Aventusa odcisnęło się również i na mnie, bo gdy wyczułem cytrusowo-ananasowe otwarcie, to przez chwilę w głowie zaświtał mi właśnie Creed. Zaraz jednak to wrażenie zostało przełamane wyraziście zielonym akcentem bazyliowym w formie zbliżonej do tej Guerlain Mandarine Basilic, a świeżego owocowego obrazu dopełniło jabłko, choć niestety dość syntetyczne. Gdzieś daleko w tle można dostrzec bliżej niezidentyfikowane kwiatki. Baza zaś ma charakter wytrawnie drzewny z wiodącą rolą ‘buxtonowej’ wetywerii, ale wyczuwam również mech i cedrowe wióry. Nic odkrywczego, takie męskie świeże pachnidło z bardziej rozbudowanym wątkiem owocowym. Otoczenie jest zgodne: pachnie cytryną i może coś w tym jest, bo w późniejszej fazie można wyczuć jakieś odległe echa Eau Sauvage Cologne. Sam fakt, że coś czuli świadczy o tym, że z projekcją nie jest źle, choć mi akurat wydała się delikatna. Sam jestem ciekaw jak się sprawdzi latem, bo mam problem ze znalezieniem sobie czegoś bardziej stałego na upały.


#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina

7d2c3be2-fb86-470f-9935-9520b87aaec1
Qtafonix

@saradonin_redux Tak czytam o tym Arabian Oud i dochodzę do wniosku że z większością perfum opartych na tym typie oudu jest podobnie. Przy skórze czasami są nie do wytrzymania, ale im dalej od miejsca aplikacji tym lepiej a nieraz i bajecznie. Ciekawostka - mam Blue Oud w postaci attaru i wrażenia są bardzo zbliżone do wersji spray, ale oud jest jeszcze bardziej wyczuwalny i wali piękną oborą na kilometr

Zaloguj się aby komentować

Bortnikoffa ciąg dalszy.


Bortnikoff / Dubai

Na samym początku lekko animalny oud z cytrusami, przez chwilę miga mi przed oczami mandarynka w krowim łajnie (kto pamięta Junaid Hajar?), ale zaraz dołączają słodkie egzotyczne owoce. W krótkim czasie perfumy obierają kierunek owocowo-skórzany, w którym główne role należą do marakui i skóry w wydaniu orientalnym. Ze skórkami to ja tak średnio, słodkościami również, więc jest to zapach daleko spoza mojej strefy komfortu, ale nie da się ukryć, że dobre to jest. Miał @Qtafonix nosa, potencjalnie sztos na sezon wiosna-lato.


Bortnikoff / Rich (Elixir)

Otwarcie daje po nosie oudem o wyraźnie sfermentowanym i nieco stajennym profilu, nie na tyle jednak żeby odrzucał. Kwasowość dodatkowo podkreśla kropla soku z bergamoty. Po kwadransie kompozycja zaczyna skręcać w kierunku skórzanym i to jest taka fajna, gruba skóra o ciepłej barwie jak w Iron Duke. W drydownie wpleciono jeszcze paczulę w wersji leśno-zbutwialej. Legancko, ale zwierza trochę czuć, nie da się ukryć.


Bortnikoff / Santa Sangre

Otwiera się zapachem budyniu waniliowego, który na szczęście ustępuje miejsca kwiatom na kremowej bazie z sandałowca z odrobiną waniliowego ptasiego mleczka. Już to kiedyś wąchałem i miałem podobne wrażenie: słabo.


Bortnikoff / Tabac Dore

W otwarciu przez chwilę słodko wybrzmiewają czekoladki z rumem. Zaraz jednak dominuje tytoń i to nie byle jaki. Prawdopodobnie jest to tytoń idealny dla niejednego wielbiciela aromatu naturalnego tytoniu, który oczywiście nie ma nic wspólnego z plastikowymi ulepami z naklejką Ford, Argos czy tym bardziej Mancera. Bawiłem się kiedyś trochę w macerację liści tytoniu i Tabac Dore bardzo mi przypomina absolut cohiba robusto zakupiony od zdolnego duńskiego amatora. Łączy w sobie organiczną słodycz z surowością ciemnych fermentowanych frakcji. Kompozycję wyraźnie łagodzi trwający właściwie cały czas wątek waniliowy ze szczyptą cynamonu. Całość podana na wytrawnej, drzewnej bazie. Mam zagwozdkę, bo albo zmieniła mi się percepcja, albo Dmitry majstrował w składzie, bo o ile kiedyś miałem wrażenie mokrego tytoniu i początek był bardziej rozgrzewająco koniakowy, to obecna wersja wydaje mi się dużo bardziej sucha, wręcz pudrowa, być może przez większy udział piżmianu. Nie wiem, strzelam. Nadal jest to znakomite pachnidło, ale mniej mi się podoba niż poprzednio.


Ilustracja z oficjalnej strony Bortnikoff.

#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina

e56ce79a-9616-4ddf-8e5b-3c06fb4fa71f
Grzesinek

Ależ ja na Santa Sangre miałem odruch wymiotny. Nie cierpię laktonicznych nut a tu dostałem ciepłym mlekiem w nos. Mój osobisty koszmar

Qtafonix

@saradonin_redux mi z kolei Rich przypominał wypadek przy pracy, głównie przez akordy skórzane które bardzo mi się kojarzyły z popularnym motywem w mainstreamie, tylko nie pamiętam w których dokładnie perfumach występowały.

Mbs001

Dla mnie Rich to jest klon Ombre Leather Toma Forda, zapachy baardzo podobne.

Zaloguj się aby komentować

Moschino Toy Boy - Mam dysonans poznawczy.


Byłem ciekawy jak róża może być być "męska", bo głównie kojarzy się on z kobietami, mimo że osobiście bardzo lubię jej zapach, więc zamówiłem próbkę Moschino Toy Boy. Pierwsze spotkanie z zapachem - no kurde, no piękna róża! Taki czysty, kwiatowy zapach, na pierwszym tle róża, gdzieś na drugim planie jest trochę pieprzu i taka lekka słodycz, faktycznie trochę gruszkowa, a w tle przebija się trochę drzewnych nut, choć to naprawdę niuanse, bo mimo wszystko głównie czujemy tutaj różę. No i gdzie problem zapytacie, jaki dysonans?


Dysonans pojawia się, bo z jednej strony jest pięknie różanie, a z drugiej... no dalej nie wiem gdzie tu "męskość" xD Jakby dziewczyna tak pachniała to bym nie pomyślał, że założyła męskie perfumy. Jednocześnie się zastanawiam czy jeśli założyłbym je to nie zostaną odebrane właśnie zbyt kobieco


Swoją drogą zapach jest tak "wąchalny", że człowiek nie może oderwać nosa i cały czas chce to czuć xD

Przypomina mi to trochę odżywkę do włosów Anwen "Emolientowa Róża", ta róża jest podobnie przedstawiona.


Jakie macie opinie i doświadczenia z tymi perfumami? Lubicie, nosicie?


#perfumy #recenzjeperfum

37676882-734b-4741-8102-536b15463f7d
Zielczan

@pingWIN mam cały flakon i dla mnie za⁎⁎⁎⁎ste, tylko rzadko zarzucam

dziadekmarian

@pingWIN Jest taki problem z różą, że czujemy ją wszędzie. Kojarzymy z kobietami. W perfumowym mainstreamie pojawia się w co trzecim zapachu. I kulturowo łączymy ją z kobiecością. Jednak mnie właśnie perfumy przekonały, że nie musi tak być.


Z częścią "męska" nie zamierzam dyskutować, bo to kwestia nastawienia do tego, czym męskość ma być. Jednak nie wyobrażam sobie, żeby King Throne Hoopoe nosiła kobieta. Musc Noble, Habit Rouge, Nawab of Oudh, Ghala, Al Oud - to wszystko są piękne róże nadające się dla facetów.


Kojarzymy się światu z ambroksanem i żywicami. Tymczasem są dziesiątki rodzajów róży i tysiące podejść do tego, jak ją potraktować. Daje więcej możliwości niż Irys. Róża w perfumach to królowa kwiatów.


A w Toy Boyu to nawet nie jest róża.


Można się zatrzymać na Amouage Lyric. I to jest ok. Ale z różą jest trochę jak z sandałowcem, oudem czy labdanum. Właściwie użyta będzie błyszczeć niezależnie od płci. I przede wszystkim nie musi grać pierwszych skrzypiec, by zapach był różany. Róża potrafi się wspaniale komponować z innymi zapachami - niezależnie od tego, jak pozycjonują ją "najlepsi".


Tak se tylko

hesuss

@pingWIN kupuje to mojej babie bo jej sie podoba, ale jesli chodzi o mnie, to nie moja bajka - ani na babie, ani na chlopie, mam dokladnie na odwrot niz Ty - dla mnie ten zapach jest drazniacy, a nie wachalny.

Zaloguj się aby komentować

Cisza na tagu, więc zapraszam na krótkie notatki z sampli niszy amerykańskiej.


Apoteker Tepe / Brother Night

Brother Night aka Wszystkich Świętych 1998. Napiszę po fragrantikowemu. Cofnijmy się ze dwadzieścia lat wstecz: późna jesień, mały wiejski cmentarz, grabarz uprzątnął alejki i w kącie pali zgrabione wcześniej liście oraz uschnięte wieńce pogrzebowe i wiązanki zwiędłych kwiatów. Właśnie tak to pachnie: dym z ogniska i suche kwiaty. Pogrzebowo i melancholijnie.


Apoteker Tepe / The Holy Mountain

Przeczytałem kiedyś na parfumo taki opis autorstwa Mlleghoul “my favorite Apoteker Tepe perfume is The Holy Mountain, and it smells like a beardy grandmaster max-level wizard summoning the ultimate ancient mystical dragon lord of the 11th realm” no i wiedziałem, że muszę te perfumy sprawdzić. Przy bardzo pośpiesznej pierwszej próbie wydał mi się premium wersją Botafumeiro, ale po dokładniejszych testach pokazał o wiele więcej. Owszem labdanum gra w tej kompozycji istotną rolę, jednak wachlarz wrażeń jest rozbudowany o przeplatające się wątki drewnianych wiórów, sosnowych żywic, kadzidła i “beaufortowej” wędzonej herbaty. Jednocześnie kompozycja zblendowana jest tak umiejętnie, że nie popada w skrajności, w żadnym wypadku nie jest przytłaczająca, ani agresywnie dymna i wbrew pozorom nosi się bardzo komfortowo. Niesamowity żywiczny zapach, ląduje na wishliście, ale bez spiny.


Pineward / Eldritch

Połączenie sosnowego olejku i mentolu sprawiło, że pierwszym skojarzeniem był sztyft do nosa. Zaraz jednak to wrażenie przełamuje aromat gorzkiej i nieco dymnej herbaty, wcale jednak nie umniejsza aptecznego charakteru, bo tym razem zamigotał mi w głowie jakiś ziołowy syrop na kaszel, albo tabletki na gardło. Wrażenie to pogłębia się tym bardziej, że z czasem mieszankę uzupełnia także akord miodowy.


Pineward / Murkwood

Ciemnozielona, niemal czarna lepka ciecz z zawieszonymi w niej czarnymi drobinkami - wskazana ostrożność, gdyż aplikacja na ubrania na pewno skończy się plamami. I tak też pachnie: brudna zieleń, mnóstwo sosnowych żywic, świerkowe igły i wilgotna ściółka. Wszystkie te elementy dodatkowo zagęszczone w bazie mirrą składają się na realistyczny obraz borealnego lasu iglastego. Naturalne, dobre, choć monotonne perfumy.


Ilustracja pożyczona z oficjalnego sklepu Pineward

#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina

714e9b3d-3d70-4134-a6ec-15e22aa90a56
wonsz

Po fragrantikowemu to by było:

Stoję w centrum Midgaru, przede mną piętrzy się okazały wieżowiec korporacji Shinra. Na samą myśl możliwości obcowania z olfaktoryką gruczołów łojowych obiektu Red XIII przechodzą mnie dreszcze podniecenia...

pedro_migo

@saradonin_redux poznałem Pineward jakoś w podobnym czasie co Bortnikoff, pamiętam, że początkowo nawet bardziej mnie zaskoczył, choć nie był to mój styl. Jakość na prawdę świetna. Warto sprawdzić jak ktoś lubi mroczne, leśne klimaty.

Earl_Grey_Blue

Pisałem magisterkę z cmentarzy, więc ich zapach mnie przekonuje :3 trzeba kiedyś wypróbować

Zaloguj się aby komentować

Kolejny odcinek z testowania perfumek, aby urozmaicić nieco niedzielne popołudnie.


D.S. & Durga / Grapefruit Generation

Cytrusowy świeżak jakich wiele w mainstreamie i tańszej niszy. Wcale nie powalający naturalnością, ani szczególnie grejpfrutowy, bo czuć vibe cytrynowego płynu do naczyń. Od biedy można się psiknąć latem albo na siłkę, ale można znaleźć lepsze i tańsze pachnidła na takie okazje. Słabo.


D.S. & Durga / St. Vetyver

Większość znanych mi wetyweriowych perfum pachnie zimną zielenią w odcieniach albo trawiastym, albo ziemistym. Tym bardziej miło zaskoczyła mnie interpretacja autorstwa Davida Setha Moltza. Już w otwarciu zielona, trochę guerlainowska wetyweria miesza się z zapachem brązowego cukru trzcinowego tworząc efekt raczej miły i ciepły niż poważną, dystansującą zieleń. W ogóle nie kojarzy mi się z mokrą trawą, a przybiera postać podobną jak Le Couvent Vetiver, przypominającą mi orzechy włoskie, tylko tym razem w słodkawym, przez co lekko deserowym wydaniu. W tle pojawia się też akord rumowy, ale nie mocno alkoholowy, a w formie mocno rozwodnionej, jakby mohito pozbawione mięty. Znakomite, bardzo komfortowe pachnidło i jedna z bardziej oryginalnych interpretacji wetywerii jaką miałem okazję wąchać. Jeśli miałbym do czegoś porównać, to najbliżej byłby zapomniany Guerlain Homme L'Eau Boisee. Należy podkreślić, że nie jest to żaden dziwoląg, St. Vetyver jest bardzo noszalny i raczej uniwersalny. Podoba mi się, nawet bardzo i polowałbym na flakon gdyby nie to, że mimo dobrej trwałości wydał mi się bardzo delikatny.


Tom Ford / Black Lacquer

W zasadzie wszystko się zgadza, miał być lakier, jest lakier, tylko nie do drewna, a do paznokci w towarzystwie toksycznego dymu z palonego plastiku. Po kilkunastu minutach zostaje w zasadzie sam topiony/palony plastik. Dawno nie wąchałem nic tak chujowego.


Wolf Brothers / Wolf

Nie wiem dlaczego spodziewałem się czegoś mocno niszowego. Tymczasem wilk okazał się przyjemniaczkiem. Otwarcie bardzo pieprzne, świętujące, ocieplone nieco szczyptą kardamonu. Po chwili jasnym się staje, że dominantą będą jednak akordy leśne, mamy zatem sosnowe igły, żywice oblepiające pnie drzew, akordy drewniane, tartaczne i przestrzenną, molekularną wetywerie zaserwowaną w sposób zbliżony jak w Biosie Imperialnym. Aby leśny obrazek był kompletny, to baza jeszcze pachnie mchem dębowym. No i sam nie wiem, bo z jednej strony podoba mi się kompozycja, z drugiej drażni ten boisikowy motyw.


Ilustracja z oficjalnej strony Wolf Brothers

#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina

3d21b4d1-7590-40b3-8863-1d6ca853b94c
Qtafonix

@saradonin_redux Ford w formie, największy chemol jaki czułem od dawna

Zaloguj się aby komentować

Ostatnio mówi się o premierach, lecz zdaje się, że ta informacja przeszła bokiem, a myślę, że warto wspomnieć - już za parę dni, bo 1. lutego Maksim Bortnikoff przedstawi trzy nowe zapachy pod własną marką Maksim Perfume - zatytułowane Amber de Noir, Chypre de Grand oraz Vanilla Oud.

Do tej pory powstała już jedna kolekcja (3 zapachy) i 1 zapach w kolaboracji z Rajesh Balkrishnanem, który wcześniej kilka razy współpracował z Dmitrym.

Mało się jeszcze mówi o Maksimie - a szkoda - bo uważam, że warto zwrócić uwagę na jego poczynania. Korzystając zatem z okazji zapraszam do spontanicznej #recenzjeperfum tego projektu, aby nieco go przybliżyć, co dotychczas ten młody perfumiarz ukręcił.


Musk Couture

Słodkie i świeże owocowo-kwiatowe otwarcie z maliną i rumiankiem, przyprawione różowym pieprzem, który z czasem zyskuje na intensywności i nieźle świdruje w nosie. Pikanterię podbija wytrawny i dymiący tytoń, który jednak w miarę rozwijania się kompozycji ociepla i wysładza się jakby był owocowo aromatyzowany, przypomina mi ten składnik z Tabac Dore autorstwa seniora.

Kompozycję wzbogaca wyraźny i intensywny ziemisty akord, który podejrzewam pochodzi z oudu, lecz jestem pewien, że za drzewny aromat odpowiada tutaj nie oud, a cedr jest suchy z ostrymi zielonymi akcentami, a z czasem po jego pniu spływa ciepła i słodkawa żywica.

Bazę stanowi fizjologiczne i brudne piżmo, które przywołuje skojarzenia z Tibetan Musk od Ensar Oud, ale zostało świetnie uzupełnione słodką wanilią. Piżmo zdecydowanie bardziej mi się podoba niż to którego używa Dmitry.


Café Mystique

Otwiera się bardzo rześko bergamotką, która szybko znika, ale od samego początku można wyczuć też już zapach tytułowej kawy, jest ciepła i jakby palona, czuć jak się dymi, ma kwaśno-ziemisty posmak; została przyprawiona świeżym, świdrujący w nosie pieprzem, który myślę podbija jeszcze tę ziemistość. Kompozycję wzbogacają kwiaty, które nadają słodyczy i przy tym jeszcze pewnej świeżości. Pachnie to ciekawie choć mam poczucie, że to nie mój styl, ale mimo wszystko znacznie lepiej się w nim czuję niż, np. w Ensar Oud Rumi, który też opowiadał o kawie, nie wspominając już o innych kawowcach. W bazie robi się przyjemniej, nie jest tak przyprawo-ostro i nie ma też ziemi, bo kompozycja przechodzi w słodkawo-żywiczne klimaty.

Jeśli ktoś śledzi moje wpisy / komentarz może wie, że kawa w perfumach to nie moja nuta, dotychczas jedynie Areej Le Dore Agar de Noir był dla mnie noszalny, ale myślę, że Café Mystique uplasuje się zaraz za nim, bo mimo wszystko dość komfortowy się nosił.


Oud Indochine

Powstał we współpracy ze wspomnianym na początku Rajeshem Balkrishnanem. Otwarcie jest chłodne i metaliczne z kadziłem oraz ostrym i ziemistym szafranem, ale świetnie zbalansowane kakao; jest też szczypta ziołowo-medycynalna i całość kojarzy mi się z Coup de Foudre od Dimy. Mimo wszystko nie trwa długo i mnie nie odrzuca, tak jak było to we wspomnianym Coup de Foudre, bo kompozycja szybko się zmienia, robi się ciepło i słodko-balsamicznie, trochę dymnie i owocowo, kakao wciąż obecne, a całość dopełnia zbutwiały drzewny akord - ta baza jest naprawdę dobra i komfortowa podczas noszenia. Czuć tu wyraźnie styl seniora, gdybym nie wiedział co to strzeliłbym, że autorem jest właśnie Dmitry.


Słowem podsumowania, przyznam, że miałem okazję poznać pierwsze zapachy Maksima, które stworzył jeszcze pod marka ojca, czyli Le Voyage Orientale oraz Victoria i widać progres! Kompozycje są bardzo dobrze poskładane, mimo, że dostrzegam w nich inspiracje bestsellerami Dimy to nie są wtórne, żyją własnym życiem. Oud Indochine najbardziej przypadł mi do gustu, Musk Couture i Café Mystique, mimo, że nie są w moim typie to uważam za bardzo interesujące; ciekawy jestem jeszcze Amber Balsam, a z tych nadchodzących najbardziej chciałbym poznać Chypre de Grand, przez sentyment do szyprowej klasyki, ale oczywiście będę miał na celu poznać wszystkie.

Jakość składników znakomita.


#perfumy

56e3f085-fcb2-46c7-8e01-4401d642661b
a096b696-f749-4fe9-80b1-99348851bcb7
pedro_migo

@saradonin_redux miałem spore obawy, jak zawsze przy kawowcach, ale na prawdę pozytywnie się zaskoczyłem. Na tyle ile znam Twój gust z recenzji podejrzewam, że Musk Couture też mógłby Ci się spodobać.

Qtafonix

@pedro_migo jako fan Maksima też czekam na jego nowe wypusty i pierwsze recenzje. Czy będzie flaszka, zobaczymy, ale na pewno przetestuję w wolnej chwili

pedro_migo

@Qtafonix coś w ciemno będziesz brał?

Qtafonix

@pedro_migo pewnie szypr

dziadekmarian

@pedro_migo Kurczę, ja też kawy nie cenię w perfumach. Ale ta w Cafe Mystique to mnie urzekła naprawdę. Znam tylko to od Maksima, no i... myślę dużo o tym zapachu.

pedro_migo

@dziadekmarian skończy się to flakonem? jako anty-kawosz polecam też wspomniane Agar de Noir

Warto sprawdzić też pozostałe.

dziadekmarian

@pedro_migo nie no, flakonem to już chyba nawet fizycznie by się nie dało A ja to się zadowalam 5-10ml i to jest dla mnie DUŻO. Ale tak z 10 Cafe Mystique to na pewno bym przygarnął. Pozostałe dwa - na 100%, tylko skąd...

Zaloguj się aby komentować

Za oknem znacznie cieplej, więc gdyby ktoś zatęsknił za latem, to może się psiknąć świeżaczkiem. Dzięki uprzejmości @Qtafonix miałem okazję sprawdzić jak w tej kategorii zapachowej poradził sobie Dmitry Bortnikoff 


Bortnikoff / Musk Cologne 

Ej, ładne. Czyściutkie kwiatki z lekko pikantnym piżmem. Mydlanie, nieco animalne, ale bez też bez vintage piżmaka-kozaka a’la król. Wręcz przeciwnie, jest nowocześnie i mimo kwiatowego profilu raczej męsko. Znacznie bardziej mi się podoba niż zawiesisty Musk Khabib, czuć jakość, ale kompozycja utrzymana jest w lepszym tonie, komfortowa i bez nadmiernego przepychu. Zdecydowanie najlepsza pozycja w tym zestawieniu.


Bortnikoff / Cologne Céleste

Soczyste, intensywnie cytrynowe otwarcie, uzupełnione później słodką, oranżadkową pomarańczą na delikatniej i w zasadzie mało istotnej drzewno-mszanej bazie. I co? I tyle, nie ma o czym pisać, bo to bardzo prosty zapach. Owszem, całkiem ładny i bardzo orzeźwiający. Tylko ta oranżada kojarzy mi się raczej tanio, bo bardzo przypomina 100bon Eau de The & Gingembre, za który płaciłem około 0,9 zł/ml XD Najsłabszy zapach z linii.


Bortnikoff / Cologne de Feu

Fajne pomarańczowe otwarcie, soczyste i lekkie w stylu linii Aqua Allegoria Guerlaina. Po chwili dołączają: brzoskwinia, malina i delikatny motyw kwiatowy. Ładne, ale no właśnie znów mam wrażenie, że już to wąchałem znacznie taniej i ten sok postawiłbym na półce nie obok flaszek z linii Oud Bortka, a gdzieś pomiędzy AA Pamplelune i AA Orange Soleia.


Bortnikoff / Cologne de la Terre

Właściwie od początku pachnie jak cytrynowe nadzienie markizów mafijnych. Po chwili dołącza syntetyczne zielone jabłko i czyste białe piżmo. Z jednej strony zupełnie nie pasuje do stylistyki, do której Bortnikoff mnie przyzwyczaił. Nie ta klasa. Z drugiej - pachnie to całkiem przyjemnie, choć należy sobie samemu przemyśleć, czy jest warte tych pieniędzy.


Ilustracja z profilu fb marki Bortnikoff

#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina

24e8d7e4-49b7-47c6-ab36-5cb440945073
Grzesinek

@saradonin_redux Ta kolorowa seria to chyba największy niewypał Bortka.

Ramsey często wspomina że Dima był w tym czasie bardzo chory to była chyba końcówka plandemii i na pewno ktos go zastapil przy tworzeniu tej linii bo nie ma opcji żeby Dima takie gnioty wypuścił. Ramsey wtedy stawiał że Maksim testował swoje umiejętności co jest całkiem prawdopodobne.

Qtafonix

@Grzesinek Jedynym beneficjentem w tej sytuacji jest w takim razie Maksim który coraz śmielej sobie radzi z jego własnym brandem :).

saradonin_redux

@Grzesinek te testy uratowały mnie przed blindem, bo ceny na beautinow wydawały się całkiem kuszące. Wcale nie uważam, żeby były tragiczne, ale równie dobrze mogę małżonce podkraść Allegorie, co zresztą niekiedy mi się zdarza, bo Mandarine Basilic i Pamplelune uważam za świetne świeżaczki.

Cris80

@saradonin_redux dla mnie w seri Cologne to tylko Moss który jest dla mnie numer jeden z tej linijki i Amber później Musk, pozostałe do zapomnienia

pedro_migo

@saradonin_redux tych z kolorowymi blaszkami nie znam, seria Cologne nic specjalnego, choć uwielbiam Moss; Amber też spoko, ale w podobnym wydźwięku sugeruje Oud Sinharaja

Grzesinek

@pedro_migo Sinharaja to już inna bajka. Zjada wszystkie te cologne.

pedro_migo

@Grzesinek wyczuwam podobieństwo między Amber Cologne i Oud Sinharaja, stąd wspomniałem, bo lepiej zrobić taki „upgrade”, Sinharaja topka letnich zapachów moim zdaniem

Zaloguj się aby komentować

Zacznę z grubej rury od Beauforta. Cała ta zajawka z perfumami buja się u mnie jak sinusoida pomiędzy okresem intensywnego testowania, a okresem przesytu, kiedy skupiam się na cieszeniu się tym, co już mam. No to skoro jestem w tej pierwszej fazie, to znów będę wrzucał jakieś wpisy krótkimi seriami.


Beaufort / Terror & Magnificence

Mała zaległość, jakoś mnie ten zapach dotychczas ominął. Wcale nie taki terror jak można by sugerowała nazwa. Pierwsze co się rzuca w oczy (nozdrza) to charakterystyczna goryczka smoły brzozowej, mmm, lubię ją. Do tego cypriol i tytoń uzupełnione odrobiną mirry i medyczną nutą przypominającą jakąś starą maść na stawy, bóle egzystencjalne i wszystko inne. W porównaniu do wcześniejszych dymnych mocarzy, nie ma tu raczej nic szokującego. Efekt tej mieszanki jest w gruncie rzeczy całkiem przyjemny, może nawet przytulny. Problem w tym, że całość wybrzmiewa trochę mdło, czegoś mi w tej kompozycji brakuje, jakiejś iskierki geniuszu starszych tytułów marki.


Beaufort / The Grudge 

Beaufort w formie. Perfumy mogą się nie podobać, ale koncepcyjnie są tak blisko perfekcji jak to tylko możliwe. Zapach morza, ale jakże inny od dotychczasowych niszowych interpretacji. W przeciwieństwie do Black Sea czy Megamare, nie mam żadnych skojarzeń toaletowych, wręcz przeciwnie, kompozycja w ogóle nie próbuje wpasować się w nurt aquatic. I bardzo dobrze. Typowe aquatic j⁎⁎ią nieznośnie chemicznie, niczym niebieska zawieszka w smutnym kiblu na stacji benzynowej. W otwarciu przez chwilę czuć nieco kadzidła i gnijące jesienne liście. Trzon The Grudge stanowi jednak słona ambra, której syntetyczność jest oczywista, ale mimo to plasuje się poziom wyżej niż typowe morskie molekuły pokroju calone itp, jest brudna i animalna. Towarzyszy jej ziołowy akord w stylu Acqua di Portofino Sail, wodorosty, mchy, zgnilizna i żywice. Jest w nim jakiś mrok, łatwo wyobrazić sobie zimne, wzburzone fale rozbijające się o skaliste wybrzeże albo kuter rybacki. Po kilku godzinach daje się wyczuć spadek jakości w postaci morskich utrwalaczy a’la Pazzaglia. Komplementów nie będzie, stricte użytkowo jest to w pewnym sensie zapach odpychający, ale jednocześnie jaki trafny, niezwykle obrazowy i pobudzający wyobraźnię. Idealnie zatem wpasowuje się w portfolio marki, która popularność zyskała skupiając się na bezkompromisowej realizacji artystycznych wizji. Tylko parametry jak na Beauforta wydają się słabowite, bo VEA przy takim oprysku by mnie udusił.


Beaufort / Pyroclasm

Beaufort pełną gębą. Jałowiec, zimny metal, jakaś świeża ‘powietrzna’ molekuła przypominająca powiew wiatru. Kojarzy mi z zapachem pobliskiego stalowego mostu pieszego nad torami kolejowymi. Przemysłowy relikt minionej epoki, zardzewiała, zaniedbana konstrukcja prowadząca wzdłuż pozostałości zakładów metalowych, niegdyś ogromnej fabryki, dziś ruin przypominających widokówki z Czarnobyla. W tle elemi zmieszane ze swądem przypalonej elektroniki. Syntetyczny, zimny, industrialny, ale znów działający na wyobraźnię. Brzmi groźnie, ale ma w sobie jakąś niespodziewaną lekkość i świeżość. Dobre perfumy, obrazowe, choć dla wielu pewnie nienoszalne. Tonnerre Light.


#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina

7aaebae1-72c9-499a-a905-65e049a0a441
wonsz

medyczną nutą przypominającą jakąś starą maść na stawy, bóle egzystencjalne i wszystko inne

@saradonin_redux ooo to to, dlatego właśnie pogoniłem ten flakon. Nie mogę sobie przypomnieć z którą witaminą była to maść ale dokładnie takie skojarzenie mam od samego początku. Wydaje mi się że to szafran, ale na szczęście już mnie ten temat nie dotyczy. No a nowa linia wygląda spoko...

Zaloguj się aby komentować

Dzięki uprzejmości @pedro_migo , któremu serdecznie dziękuję, ponownie dane mi było zasmakować rarytasów Ensar Ood. Przy tych bardziej złożonych kompozycjach znów pojawił się problem z wyłuskaniem detali, bo blend EO jest bardzo spójny i na ogólne wrażenie składa się więcej niż suma poszczególnych składowych. W każdym razie więcej nie wymyślę.


Bishara Attar

Zaciągnąłem się nad próbką: mmm, kaweczka. No i faktycznie, po aplikacji pachnie jakościową kawą, ale już z kokosem. Żeby było jeszcze ciekawiej, na drugim planie czuć dodatkowo budyń bananowy doprawiony cynamonem i goździkami. Kompozycja z pozoru dziwaczna, ale działa. Z czasem ten budyń zanika, a dzięki charakterystycznej mieszance przypraw przypomina trochę ciasteczka korzenne. I to wszystko podane na sandałowo-oudowej bazie w stylu Extra Virgo, choć może to przez kawę to skojarzenie. Świetny gourmand, naturalny i wciągający, bez typowej dla dla tego nurtu prymitywnej słodyczy.


Jamaican Ambergris

Jakie to jest dobre! Eksplozja upojnej, egzotycznej słodyczy. Szczerze? Nie mam pojęcia, czym to pachnie, trudno mi wyodrębnić zbyt wiele detali. Ogólne wrażenie to mieszanka tropikalnych owoców i egzotycznych kwiatów. W dość krótkim czasie dochodzi element kremu do opalania, który z doświadczenia wiem, że pochodzi od frangipani. Poza tym, jest słodko, nektarowo-owocowo, ale w żadnym wypadku nie ulepnie. Po dobrych kilku godzinach zapach staje się bardziej wytrawny i wtedy już wyraźnie wyczuwalna jest słona ambra. Jak normalnie słodkich perfum za bardzo nie lubię, to te są po prostu magiczne i ciągle chce się wąchać. Na wypadek wygranej w totka ląduje na wishliście.


Ottoman Ambergris Assam Sultan

Podobnie jak w Jamaican Ambergris, otwarcie pachnie słodką mieszanką egzotycznych owoców i kwiatów, tylko tym razem ciężar spoczywa bardziej na kwiatach. Znów nie wiem czym dokładnie. Zamiast kremu do opalania zapach skręca w kierunku pudrowej mimozy (i prawdopodobnie lotosu, bo ta nuta już w EO bywała i to chyba to). Pod spodem skrywa się zaś element zwierzęcy w klimacie cywety i delikatny kamforowo-mentolowy detal, a całości dopełnia baza piżmowo-ambrowa z niuansami drzewnymi. Świetna kompozycja, mniej słodka, a bardziej zachowawcza niż Jamaican, ale przez to bardziej dostojna i uniwersalna.


Oud Royale Taifi Sultani

Popisowy duet dwóch składników: oudu i piżma. Te dwa elementy dominują od nieco animalnego początku do końca. Oud jest z gatunku tych mrocznych, wytrawnie drzewny, gęsty, oleisty. Prowadzi dialog z charakterystycznie pudrowym piżmem. Kompozycję uzupełnia, a zarazem zmiękcza i wygładza róża, na początku bardzo słodka, po czym szybko łagodnieje, by z czasem znów nabrać intensywności. Niby nic odkrywczego, ale czuć, że to jest top jakość. I przez jakiś czas jest naprawdę "wow", ale po kilku godzinach wychodzi jeszcze nuta ziemista, która zaburza mi odbiór, bo nie mogę odeprzeć skojarzenia z ubrudzonymi ziemią burakami.


Santal Sultan

Zgodnie z nazwą głównym bohaterem jest eleganckie i kremowe drzewo sandałowe. Początkowo towarzyszy mu pieprzny element przyprawowy i pudrowa mimoza. Z czasem kompozycję dopełnia bardziej tartaczny akord cedrowy. Ładne perfumy, naturalne i świetnie wyważone, ale no nie wiem o czym pisać, bo to jest po prostu ekstremalnie dobrej jakości sandał, więc czuć klasę, ale nie dygnął tylko dziwnie się poczułem, co mi się zdarza przy dużej koncentracji naturalnego sandałowca, który chyba mi nie służy.


Shuyukh Attar

Pierwsze minuty są bardzo wyraziste: kwaśne, sfermentowane, z nutą wilgotnej zieleni, ale takiej zleżałej, jak gnijąca trawa z kosiarki. W krótkim czasie zapach ewoluuje do drzewno-skórzanego oudu. Uwagę zwracają dwa charakterystyczne detale: pierwszy to element gumowy przypominający dętkę lub oponę, drugi to bliżej nieokreślona delikatna owocowa słodycz (może mango?). Niby obory nie doświadczyłem, ale szczerze mówiąc, z powodu tej gumy efekt jest nieszczególnie przyjemny.


Sultan Red Rose Isparta

Otwarcie jest kwaśne: róża, kwaśne cytrusy, orientalne kadzidło. Trochę dziwna kombinacja – ta kwasowość mi osobiście przeszkadza. Róża jest słodka, marmoladowa, ale też z pewnymi niuansami zielonymi i ogrodowymi. Na szczęście cytrusy dość szybko gasną, balans się wyrównuje i robi się znacznie przyjemniej: połączenie róży z lekko animalnym oudem, które kojarzy mi się z Oud Maximus. Dodatkowo kadzidełko stopniowo ustępuje miejsca piżmu – tym razem bardzo grzecznemu – które wygładza kompozycję. Po kilku godzinach róża robi się słodsza, wręcz mam wrażenie, że malinowa, a piżmowo-drzewna baza nabiera pudrowego charakteru.


Moi faworyci to (nie wierzę, że to piszę) słodziaki: Jamaican Ambergris i Ottoman Ambergris Assam Sultan - świetne i wielowymiarowe kompozycje.


#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina

d4b0c31f-31ba-4f3b-92ea-31e7b67a6ca1
pedro_migo

@saradonin_redux świetnie opisane!

Na tyle na ile znam Twój gust myślałem, że Bishara Attar totalnie Ci nie siądzie, a tu spore zaskoczenie. Gourmand to też nie moja kategorii, a sam się nim pozytywnie zaskoczyłem.

Qtafonix

@pedro_migo U mnie z kolei Bishara Attar trafił na prawie sam dół pozanych zapachów od Ensara. Jak lubię gourmandy ten mi kompletnie nie leżał a nuta kokosowa była totalnie mdła. Nie jestem wielkim fanem kokosa, ale lubię implementację tej nuty u Arabów, tutaj zaś był niewypał, a szkoda bo jest to hajpowany zapach :D.

Mywave

@Qtafonix przez jednego gościa chyba xd

Zaloguj się aby komentować

Stulejka dotyka nawet 13% mężczyzn. Szczęśliwie jestem w tej drugiej grupie. Wierzę, że to zgnębione grono zostało na wypoku.


Potrafię sobie jednak wyobrazić tę sytuację, zwłaszcza w tym najgorszym wiadomym momencie. Eksplozja wszystkich odczuć, która nie może dojść do finału. Wszystkie cudnie grające, powodujące uniesienia doznania, sprawiają że czekasz na coś więcej, ale jednak do tego nie dochodzi. Nagle stop i zdajesz sobie sprawę, z tego, że to się nie wydarzy. Nie będzie kontynuacji i wejścia na wyższy poziom. Zwierz okiełznany.


A może spojrzeć na to inaczej. Nie jako niedoszłą do skutku eksplozję, a jako stłumioną w środku feerię naturalnych barw. Wibrujące i pulsujące odczucia. Co z tego, że nie dochodzi do momentu jakiego oczekujesz, że rozdmuchane nadzieje się nie spełnią. Początek i środek są twoje i możesz z nich czerpać do woli. Wszystko pięknie się przenika, jest w kulce i jest kulką. Prawdziwa implozja. Animalna siła.


Bortnikoff Triad

#recenzjeperfum


#perfumy

sireplama

@Okrutnik po pierwsze podśmiechujki z mężczyzn dotkniętych tym schorzeniem są trochę słabe, po drugie chciałbym zauważyć, że stulejka nie musi blokować orgazmu i ejakulacji.


Słowem - recenzja z d⁎⁎y ¯\_( ͡° ͜ʖ ͡°)_/¯

dziadekmarian

@sireplama jeśli chcesz, mogę się na Ciebie zdenerwować.

sireplama

@dziadekmarian no dobrze

end-stage-capitalist

@Okrutnik stulejke można operacyjnie wyleczyć, a słaby perfum będzie dale słabym perfumem.

Zaloguj się aby komentować

PK Perfumes - Maderas de Oriente Oscuro


Wczesnojesienne, słoneczne popołudnie pod deszczowym poranku. Czas wziąć się do pracy. Dziadek - technik pszczelarstwa, zakończył właśnie ostatnie miodobranie tego roku. Przygotował ule do zimowania; oczyszczone ramki, oparte o ścianę stodoły, w pełnym słońcu czekają na inspekcję. W powietrzu rozchodzi się woń przysychającego miodu oraz połamanych plastrów. 


To wciąż ten sam dzień, jednak czas płynie jakoś inaczej. Pochylający się na dachem, ogromny orzech włoski traci czerniejące liście. Trzeba wejść na górę, strącić resztę orzechów, posprzątać dach. Wybieranie łopatką humusu z orzechowych skorupek, gałązek i liści, zalegającego pomiędzy czarnymi kałużami w dachowych rynnach. Zapach roztartego, gnijącego listowia. Ziemisty, trochę ostry, botaniczny. Humus z liśćmi do jednego wiadra, orzechy do drugiego. Na dół po omszałej, trochę śliskiej drabinie, ostrożnie. Wysyp na dymiącą się kupkę gałęzi i z powrotem na dach. I jeszcze raz, tup tup.


Dym. Nie jakiś tam nowoczesny, z kosiarek, plastiku i śmieci - ale ten stary, swojski, pospolity na prawdziwej, dawnej wsi. Dach posprzątany, reszta orzechów zebrana. To już jesień w pełni. W wilgotnym otoczeniu czuć bliskość lasu: mchem, mokrym poszyciem, grzybami. Ramki, których nie dało się naprawić, wciąż stoją oparte o ścianę. Pachną teraz jak obsikane, ale tylko trochę. Czuć je, kiedy przechodzi się obok stodoły w kierunku świronka. Tam z kolei, jeszcze kilka chwil temu nanizana na drut i rozwieszona pod belką, gigantyczna zielono-żółto-szara gąsienica z liści tytoniu, z wolna brązowieje w słońcu. Jej początkowo pieprzna, sierpniowa ostrość teraz blaknie, drewnieje wraz z całym październikowym podwórkiem. Wilgotność otoczenia - choć coraz słabsza - jeszcze wyczuwalna. Wciąż wiele tu zapachów jesiennego dnia pracy na gospodarstwie utrzymującym się z pielęgnacji oraz zbierania darów natury: pasieka, pole tytoniu, orzechy, grzybobranie. Dymu nie jest wiele - on po prostu jest obecny w tym otoczeniu i nie przeszkadza w doświadczaniu reszty zapachów. Wszyscy do jego obecności są przyzwyczajeni.


Wraz z tym chylącym się już ku końcowi przedziwnym dniem, wszystko przysycha coraz bardziej i bardziej. Wilgoć, która wcześniej niosła na sobie zapachy ciężkiej pracy mikroorganizmów rozkładających organiczną materię, zanika wraz z zachodzącym, listopadowym słońcem. Ustępuje nutom suchych drewien oraz dymu - ten staje się już bardziej oczywisty, wyraźny, uproszczony. Na podwórko patrzymy teraz z ciepłego, suchego wnętrza chaty, przez okno sieni, w której trzyma się mały zapas drewna i połamane ramki na opał, susz owocowy, przyprawy. Tytoń stracił żółte i zielone refleksy. Teraz to już rząd martwych, pomarszczonych i brunatnych liści, przyozdabiający ścianę sieni jak naszyjnik z zębów troli. To część narkotyku przeznaczona na własny użytek, gotowa na swoją ostatnią drogę: tę do płuc potrzebujących. 


W tym tonie zapach zamiera; cichnie jeszcze przez dość długi czas. I choć do zimy wciąż daleko, podwórko powoli układa się już do snu - w oczekiwaniu, aż przykryje je pierwszy śnieg.


8,5/10


#perfumy #recenzjeperfum

31337328-2b61-437d-b1dc-aba1ebe85010
BND

@dziadekmarian Pięknie jak zawsze 👍

Zaloguj się aby komentować

Unleashed Apothecary - Afrikaan Ambergris


Niech zacznie się prosto. Ale nie idźcie jeszcze do kibla, bo mam ciekawe spostrzeżenia.


Pierwsza myśl: szpital. Druga: nie wiem skąd, ale wysmagane wiatrem futro dzikiego zwierza. I teraz: ile dzikich zwierząt powąchałem? Znam zapach lisa, niedźwiedzia. Martwego bażanta. Może to głupie, ale wąchałem też myszy, chomiki, króliki, swinki morskie. I to chyba będą one, a bardziej ich otoczenie. Gdzie zatem czai ten dziki zwierz? Hej! To wcale nie musi być Lampart. To może być walcząca o każdy kolejny dzień Ryjówka. Aj, dobra, pójdźmy w jeszcze mniejsze gabaryty. Proszę Cię teraz: na następny spacer zabierz ze sobą słoik i zanurz go w takim bajorku, porośniętym na powierzchni rzęsą wodną. Jeśli spojrzysz wystarczająco wnikliwie w ten kalejdoskop, ujrzysz prawdziwą walkę o byt. Brutalny ekosystem, kill or get killed w Twoim słoiku.


W każdym razie, takie futerko gryzonia - dzikiego i zdeterminowanego jak sqrvysyn!


Są takie rodzaje plastiku, które palą się oddając podobny zapach. Wciąż kojarzy mi się on ze szpitalem i futrem. 


Z czasem ten medyczno/futerkowy zapach robi się trochę bardziej warsztatowy - ale jest to skojarzenie z pracownią, w której obrabia się drewno. Woń drzewnych wiórów zmieszana z chemią maszyn do obróbki drewna. Zapach parującego z wierteł chłodziwa. To z mojej strony wciąż próba interpretacji hyraceum - a być może mamy do czynienia z brudną (nie białą), tańszą ambrą. Bo jednak przewodzi tu wciąż taki medyczny, ale też słonowodny, złożony z kilku dźwięków akord, obecny od samego początku aż do skąpanej w waniliowo-irysowym puddingu śmierci. Ale o tym będzie za chwil parę.


Afrikaan Ambergris nie daje o sobie zapomnieć; jest tu coś magnetycznego. Jakość składników, nieoczywistość skojarzeń. Pewna liczba (bo nie mnogość) niuansów, żądających rozwiązania. I z czasem coraz bardziej i bardziej pojawia się ten oczywisty, choć nie pudrowy irys (początkowo cholernie kompatybilny z tą główną nutą) - i w zasadzie jest to moment, kiedy nasz artysta stopniowo od planu "A" zaczyna przechodzić bezpośrednio do planu "Ż" (tutaj oznacza on "żegnam"). Za irysem wkracza bowiem wanilia. Bardzo ładna - a i owszem. Na tym etapie zaczynamy jednak mieć sytuację, w której można już spokojnie wyjść do ludzi z tym zapachem. Początkowe, niejednoznaczne wrażenia coraz bardziej rozpływają się w tym nowym, oczywistym duecie. A czy na pewno o to chodziło w perfumach, które na starcie posiadały aż tak ciekawy ładunek kontrowersji? Czy jest tu jakaś specyficzna filozofia, czy jednak to kolejny niedokończony pomysł na pachnidło, którego ostatecznym celem jest to, jak bardzo uspokaja się z czasem?


Mimo, że wciąż jest naprawdę miło, to zaczyna mi to przeszkadzać w odczytaniu tej głównej historii - a bardziej w doczytaniu jej do końca. Pierwsza godzina spędzona z Afrikaan Ambergris zdecydowanie odkryła mi jakąś nową drogę; dobrze czułem się w jego otoczeniu, choć zdecydowanie w tej fazie nie nadawał się on między ludzi - tam tylko by wkurwiał, bo był zbyt osobisty, by wąchać i oceniać go "w przelocie". Dla osób postronnych potrzebowałby wyjaśnienia, jakiejś genezy. Wytłumaczenia, co będzie później.


Nie, czekaj. Bez sensu.


Spróbujmy odwrócić linię czasową tych perfum. Jako że knajpy są (podobnie, jak Bieszczady czy Roztocze) moim naturalnym środowiskiem - załóżmy, że wchodzisz do knajpy w otoczeniu pięknej wanilii połączonej z irysem, czyli dokładnie końcówka tego zapachu. Tutaj chciałbym nadmienić, że nieraz szukałem kameralnej, nocnej knajpy, po zakończonej o 3:00 w nocy zmianie w gastro, czy zagranym w jakiejś knajpie gigu, by stworzyć sobie jakiś gradient pomiędzy natłokiem ludzi, słów, dźwięków, a domową ciszą. Miejsca, w którym bez szoku przejdę do kontaktu z sobą samym. I kiedy w takie miejsce psiknę się Naxosem, to niestety - zawsze ktoś się przyjebie o zapach. I zdarzyło mi się zacząć w ten sposób długie rozmowy o pięknie prostej poezji, o wąchaniu kwiatków na grani, i poszukiwaniu ciszy, dojeniu łoszy, malowaniu na krowach napisu "Milka". Głównie jednak sprowadza się to wszystko do rozmów prostych. Żeby nie było: takie też są miłe. Ja jednak najczęściej staram się uderzać w bardziej czułe struny - sensoryka człowieka bardziej mnie interesuje. Wdychanie ludzi. To, co naprawdę myślą. Nie zawsze jednak myślą wiele. I to prawdopodobnie też nie jest niczym złym. Tylko wtedy nie za bardzo jest co wdychać.


Dobra. Wiem, że większość tagowiczy załatwia się szybciej, niż da się przeczytać moje posty.


Afrikaan Ambergris od tyłu brzmi mniej więcej tak: wchodzisz do jakiegoś miejsca, ktoś zagaduje Cię, że super zapach. Pierwsze minuty rozmowy odkrywają, że jesteś miły, nawet dość elokwentny i nie myślisz od razu o taksówce do łóżka, tylko naprawdę chcesz dobrze porozmawiać. W trakcie rozmowy wanilia stopniowo zanika i pojawia się trudniejszy w odbiorze irys. I to jesteś w stanie wytłumaczyć, bo patrzycie sobie w oczy a Ty nie kłamiesz. Wiesz, jak wygląda kolejny rozdział tej historii. Wejdzie stolarka, chłodziwo, lakier... a skończy się na szpitalu. 


I jeśli zrobisz to dobrze, z wyczuciem oraz poszanowaniem drugiej osoby, to zostanie ona z Tobą do samego końca tej historii.


Jeśli wybierasz się w najbliższym czasie na klasowe spotkanie... i zamierzasz zabrać tam stare, tureckie spodnie sprzed trzydziestu lat - właśnie te, których celowo nie wyprałeś od trzydziestu lat, żeby zachować w nich ducha czasów - to wiedz, że jest to za⁎⁎⁎⁎sty pomysł. Ważne jest jednak, na którym etapie spotkania dasz je im wszystkim do powąchania. Moim zdaniem powinno to być gdzieś pod koniec...


Tego najbardziej żałuję w Afrikaan Ambergris, ale też w wielu innych perfumach. Gdyby odwrócić bieg zdarzeń, moglibyśmy lepiej opowiadać o takich zapachach. Zaczynałoby się niewinnie, a z czasem bylibyśmy w stanie opowiedzieć, dlaczego kończą się tak, a nie inaczej.


Nie jestem pewny, czy dostatecznie oddałem myśl. Ale chyba tak. 


8/10


#perfumy #recenzjeperfum

3db7be9c-1417-4c46-af08-aed10c80b30f
wonsz

Dobra. Wiem, że większość tagowiczy załatwia się szybciej, niż da się przeczytać moje posty.


@dziadekmarian człowieku, wczoraj była wigilia, zachęciłeś pierwszym zdaniem i ja tu jeszcze trochę posiedzę

Lodnip

@dziadekmarian ja czytam do herbatki Twoje nocne posty

Zaloguj się aby komentować

Mało ostatnio testuję, ale mam słabość do włoskiej niszy, więc wpadło kilka odlewek.


Arte Profumi / Hareem Soiree 

Prosta konstrukcja, ale zapach mimo to bardzo oryginalny. Składniki są trzy, ale główne role tak naprawdę są dwie. Po pierwsze mirra, która jak to mirra łączy w sobie składowe gorzkie i żywiczne z subtelną słodyczą i umiarkowanym ciepłem. Po drugie ambra, tutaj w wydaniu słonym, wręcz nieco animalnym, czy potowym. Gdzieś tam w tle pojawia się róża o metalicznym zabarwieniu, ale nie wybija się mocno, a z czasem zanika i w sumie dobrze, bo nie podoba mi się to metaliczne oblicze. Na tym w zasadzie kończy się ewolucja tych perfum, bo już do końca trwania zostajemy z duetem mirra-ambra, gęstym, lepkim, może nawet trochę cielesnym. Ciekawy psikus z projekcją, bo po aplikacji nie wydają mi się jakoś specjalnie mocne, ale niosą się w powietrzu i w biurze czułem je jeszcze następnego dnia. Perfumy raczej nie dla każdego, ale zwracają uwagę osób trochę już obytych sensorycznie.


Arte Profumi / Sine Tempore

Otwarcie jest bardzo rześkie i ocieka limonkowym sokiem. Niemal od razu dołącza wetyweria, która po chwili dominuje całą kompozycję. Wetyweria natomiast podana została bardzo fajnie, na świeżo-zielono. Pierwsze skojarzenie to Guerlain Vetiver, ale w Sine Tempore zieleń jest jakby jaśniejsza, bardziej przejrzysta. Daje się też zauważyć lekkie akcenty orzechowe, które kojarzą mi się z Le Couvent Vetiver. Czasem mam też wrażenie, że dodano odrobinę mentolu. Nie wyczuwam natomiast elementów mocno ziemistych, charakterystycznych dla np. Sultan Vetiver, dzięki czemu całość jest relatywnie przystępna i zachowuje świeżość. Parametry słabowite, sugerowałbym jednorazową aplikację w ilości 0,5-1,0 Barcola, co w cenie rynkowej oznacza rozbój, ale w lucjanowej może być. Może trochę jednowymiarowy, ale ładny, czysty, wiosenny zapach. 


Astrophil & Stella / In Extremis 

Zgodnie z zamysłem In Extremis miał być perfumową odą do twórczości włoskiego malarza Michelangelo Merisi da Caravaggio. Sam zapach jest przede wszystkim skórzany, ale co to jest za skóra! Na początku skórze towarzyszy gorzko-dymna woń: jakieś suszone zioła, trochę dziegciu, gdzieś tam wplecione wysuszone płatki kwiatów. Wątek kwiatowy z czasem przybiera na sile, a żeby nie było zbyt infantylnie, to wraz z jego rozwinięciem dociera też zapach zatęchłej piwnicy pod postacią wspaniale podanej paczuli (przypominającej mi Rites de Passage) uzupełnionej słonym akordem ambrowym. Przewijają się też jakieś wątki drzewne, spójnie zlepione i trudne w identyfikacji. Z czasem łagodnieje do bardziej strawnej postaci skórzano-paczulowo-drzewnej. Dobra rzecz, bogata i umiejętnie złożona, choć wcale nie jest łatwa i dla niektórych może okazać się nienoszalna. Zastrzeżenia można mieć jedynie do chimerycznej projekcji, bo przez pierwszą godzinę wydaje mi się bardzo mocna i skutecznie maskuje wszelkie zapachy otoczenia, po czym gwałtownie spada i osiada blisko skóry. A może po prostu mam przepalony nos. Giuseppe Imprezzabile bardziej znany pod pseudonimem Meo Fusciuni ponownie udowadnia, że wśród perfumowej miernoty jest artystą wybitnym. Na pewno gratka dla miłośników poprzednich dzieł Włocha takich jak Varanasi czy Last Season, a może spodobać się też użytkownikom GGA. 


Ilustracja: Caravaggio - Siedem prac Merkurego (Sette opere di Misericordia, 1607)

#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina

06311ec8-ee60-4c24-90c2-098dc7635a97
minaret

@saradonin_redux Jak Pan Saradonin perfumki opisze to nie ma c⁎⁎ja we wsi

saradonin_redux

@minaret byś poczytał @dziadekmarian chłop buduję narrację jak Stephen King

Zaloguj się aby komentować

Krótki przegląd kilku ciekawostek od Prina Lomrosa.


Prissana / Ma Nishtana

Początek jest zimny, aldehydowy, zaraz jednak wkraczają przyprawy: pieprz, szafran, kmin. Potem goździk z kadzidłem przywołuje skojarzenia z Lavsem, mimo, że to bardzo różne zapachy. Samo kadzidło zaś gra mi tu w kolorze bardziej zieleni niż kościelnej szarości, jest drzewne, organiczne, trochę w stylu CdG Kyoto, tylko o znacznie większej głębi i z mirrą w tle. Ogólne wrażenie jest przyprawowo-kadzidlane i moim zdaniem zupełnie nie kościelne. Ubolewam tylko nad mocą tego pachnidła, gdyż jest stosunkowo delikatne.


Prin / Anatolia 

Trochę takie perfumowe dziwadło. Z jednej strony nos atakuje intensywny zapach owocowych galaretek w cukrze - słodki w opór, syropowy, infantylny. Z drugiej strony jest lekko przydymiona skóra i ziemista paczula. Jaskrawy, kontrastowy zapach. Efekt jednak całkiem ciekawy, ma coś w sobie przyciągającego, ale i męczącego zarazem.


Prin / Mandodari

Duszące aldehydowe otwarcie sprawia wrażenie bardzo vintage. Tego wrażenia nie umniejsza wcale dodatek kminu, który w połączeniu z cywetem przypomina zapach damskiego potu. Po chwili kompozycję dominuje bukiet kwiatów białych i żółtych, ale tak splecionych, że niczego nie rozpoznaję (ale też c⁎⁎ja się znam na kwiatach, także ten). Gdzieś tam przez chwilę zaświtało mi skojarzenie z kwiatową fazą Quando rapita. Coś jest w tych perfumach kremowego, co w połączeniu z tymi kwiatami budzi skojarzenie kosmetyczne, zapach luksusowego kremu do twarzy, czy coś w tym guście. Z tą ‘kosmetycznością’ kontrastuje detal delikatnie dymny, a może popiołowy, bo ni stąd, ni zowąd przypomniał mi się Myths. Zupełnie nie moja bajka. Do takich zapachów chyba się dojrzewa w tym samym momencie co do moherowego beretu, czyli jeszcze nie dziś. Za to to może być nie lada gratka dla miłośników staroświeckich, babcinych perfum.


Prin / Mriga

Ulala, od buta dostajemy w nos mocną dawką brudnego piżma. Do tego całe mnóstwo mchu, drzewa, żywice i różowa pasta Sama. Nie wiem co tu więcej napisać, dla mnie to po prostu bomba z piżma i mchu.


Strangers Parfumerie / Virginia

Łąka w płynie: polne kwiaty, trawa, wilgotna zieleń. Szczególną uwagę zwraca charakterystycznie goryczkowy mniszek pospolity zwany mleczem, który wprowadza element swojskości, takie “o hej, znam to!”. Daje się też wyczuć pewne podobieństwo do Fathom V, wrażenie wilgoci, zapewne za sprawą jakichś wodnych molekuł. Finalnie jednak efekt jest mniej parny, przypomina bardziej łąkę po deszczu niż zaparowaną szklarnie czy wazon po kwiatach, a całość pachnie jakościowo po prostu lepiej. Perfumy bardzo botaniczne. Zwykle nie przepadam za kwiatkami, ale to jest świetne.


#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina

f2e6b658-b764-44b8-b323-9ade4c0a98a3
pomidorowazupa

Mriga bardzo polecam, szczegolnie jesli ktos lubi siberian musk od ald.

dziadekmarian

@pomidorowazupa No właśnie. Mriga - tak, jak trudno uwierzyć w deklarowaną prawdziwość sandałowca powiedzmy w Santal Royal, to tutaj trudno uwierzyć, że Prin skomponował tak bardzo naturalnie wybrzmiewający akord piżma z syntetyków.

Zaloguj się aby komentować

Extra Virgo / Sacred Tobacco

Na początku był zwierz. A zwierz był od kastroreum. I być może oudu, nie wiem. Natomiast wrażenie jest animalne, nawet trochę gospodarcze. Następnie wkracza tytoń jakiego z reguły w perfumach nie uświadczycie. Żadne tam słodkie pulpy z ulepiako-vanille, ani gryzące red-chemiako, tylko dojrzałe, ciemne maduro. Ewolucja zapachu jest bardzo podobna do Animal Cafe, o którym było tutaj https://www.hejto.pl/wpis/extra-virgo-to-stosunkowo-nowa-marka-zalozona-we-florencji-przez-ksiecia-alexa-p gdyż po chwili pojawia się szczypta cynamonu, która dodaje pikanterii zapobiegając zbytniej statyczności. Animalno-drzewna baza zaś jest kopią wspomnianego Animal Cafe, co mimo niezaprzeczalnej jakości trochę mnie rozczarowało brakiem kreatywności, albo lenistwem, bo nie ma to jak stworzyć jedną bazę do kilku perfum. W zasadzie jedyną różnicę w bazie stanowi dymny akcent smoły brzozowej, dzięki której całość sprawia wrażenie bardziej zawiesiste i mroczne. Mimo to, podobnie jak Cafe, jest to za⁎⁎⁎⁎sty zapach.


Abdul Samad Al Qurashi / Loban Omani Blend

Świeże cytrusowe otwarcie, kwaśne i soczyste jakby wyszło spod ręki J.C. Elleny. Dla mnie na plus, zawsze wolałem takie naturalne ujęcie niż cukierasy. Po chwili dołączają żywice, ale raczej jasne, jakby z drzew iglastych. Zero orientu, zero dymu i kościoła. Nie wiem czy się ktoś nie pomylił, bo w ogóle bym nie pomyślał, że to perfumy arabskie. Ogólne wrażenie jest świeże i cytrusowo-drzewne, a flakon postawiłbym gdzieś obok Eau Sauvage Cologne, Terre d’Hermes i Galimard Aventure, najbliżej chyba tego ostatniego. Całkiem fajny jest, tylko jestem zdziwiony.


Ramon Bejar / Sanctum Perfume

Perfumy pachną znajomo, ale budując minimalistycznego kadzidlaka nie da się uniknąć pewnym podobieństw. Główną gwiazdą jest mirra podana w formie pełnej i realistycznej, aczkolwiek nieco mniej surowej niż w Samharam czy Mortel Noir. Trwa przez cały żywot zapachu spleciona z nutami drzewnymi. Progresja nie jest natomiast liniowa, gdyż na początku mirra jest zestawiona z kadzidłem, takim dość zielonym, a z biegiem czasu wygładzona zostaje słodkim benzoesem. Nie traci więc spójnej żywicznej formy, ale też unika statyczności. Znakomitej jakości kadzidlak.


Raydan / Al Luban

Producent podaje niby tylko jeden składnik, ale trudno w to uwierzyć, bo perfumy prezentują znacznie więcej wrażeń. Otwarcie jest wyraźnie cytrusowe i lekko słodkawe, coś w pograniczna świeżej limonki i cytrynowego kremu z ciastek mafijnych. Wyczuwam też delikatny i świeży element ziołowo-przyprawowy. Trzon kompozycji stanowi żywica kadzidlana, ale jasna i zgaszona, być może olibanum. Ma w sobie akcent zakurzony, coś w stylu starych pożółkłych i przykurzonych książek, i z tego powodu kojarzy mi się z Plein Jeu Sorcinelliego. Od pierwszego kontaktu nie mogłem powstrzymać wrażenia deja vu, gdzieś już to wąchałem, choć to niemożliwe. W końcu załapałem, że bardzo podobne wrażenie zrobił na mnie Holy Smoke Gosi Ruszkowskiej, o którym już kiedyś pisałem. Al Luban, to pachnidło ładne i zarazem bardzo przystępne. Myślę, że z uwagi na lekkość i świeżość mógłby być sztosik na lato.


Dziękuję @fryco za podzielenie się kilkoma fajnymi kadzidlaczkami.


#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina

2080a693-3cb8-40ae-a139-d82ab58771f3
dziadekmarian

@saradonin_redux Ramon (po polsku Roman) mnie intryguje. Poznałem dwa zapachy i niby nic, a jednak pamiętam. Parametry memiczne, no ale nie żądajmy zbyt wiele w tych PIENIĄŻKACH.


Czy Ty pisałeś kiedyś o Papillonach? Czytałem ostatnio o tej Pani. PIENIĄŻKI trochę duże za te zapachy, ale mają w sobie jakąś historię. Tak się zastanawiam - jako że Ty i @fryco używacie kadzidlaka zamiast polopiryny - co myślicie o Papillon. I czy znacie tego ze zmarłym koniem (Epona). Hę?

saradonin_redux

@dziadekmarian Papillon nie znam nic.

Jeśli zaś chodzi o polopirynę, to cos w tym jest, bo już nie pamiętam kiedy brałem. Kadzidło jak wiadomo stosowano w celach oczyszczających, głównie od złych duchów czy tam negatywnej energii zależnie od miejsca na świecie. Kto wie czy pod mianem duchów nie kryły się bakterie, olibanum ma właściwości antyseptyczne i przeciwzapalne.


Boswellia i olibanum w medycynie ajurwedyjskiej i europejskiej. Boswellia w medycynie sportowej.

dziadekmarian

@saradonin_redux o kurde, ile zastosowań!

Zaloguj się aby komentować