
85-letnia pani Anna była na chodniku, gdy wpadło w nią dachujące BMW warszawskiego adwokata. Piesza z połamaną czaszką, krwiakami i miednicą w drzazgach trafiła w szpitalu pod respirator. Zmarła cztery miesiące później. Nie odzyskała przytomności. Prokuratura nie umie jednak powiązać jej zgonu z wypadkiem. Portal brd24.pl dotarł do dokumentów w tej sprawie.
"Z uwagi na powyższe nie jest możliwe wskazanie przyczyny zgonu Anny (...) oraz wskazanie bezpośredniego związku przyczynowo-skutkowego pomiędzy doznanymi obrażeniami wielonarządowymi a przyczyną zgonu".
Tymczasem z dokumentacji medycznej po wypadu:
"Obustronne krwiaku okularowe, masywne wylewy podspojówkowe (...) liczne złamania kości czaszki (pokrywy czaszki, podstawy czaszki i twarzoczaszki), kości ciemieniowej prawej, kości czołowej obustronnie, łuski oraz piramidy kości skroniowej prawej, trzonu oraz obu skrzydeł większych kości klinowej, kości sitowej, złamania wszystkich ścian obu oczodołów, złamania wszystkich ścian obu zatok szczękowych, wieloodłamowe złamanie kości nosa oraz kostnej przegrody nosa, złamanie prawego łuku jarzmowego (...); obustronne krwiaki przymózgowe, stłuczenia płatów czołowych, złamania końca prawego obojczyka, złamania żeber po obu stronach klatki piersiowej, złamania kości miednicy".
#wypadek #wypadki #wiadomoscipolska #prokuratura
