Zdjęcie w tle
serotonin_enjoyer

serotonin_enjoyer

Osobistość
  • 268wpisy
  • 1431komentarzy

Dzisiaj pozegnalam kolejnego zwierzaka. Javelinka przyjechała z Ukrainy miesiac po wybuchu wojny. Widać było ze jest stareńka i dodatkowo okazało się ze ma cukrzycę. Ale szybko stanęła na łapki i oprócz codziennych zastrzyków z insuliny byla kotkiem bezproblemowym. Miala super zrównoważony charakter. Niestety niedawno przyplątało sie zapalenie trzustki i od tego czasu jej stan zaczął falować, raz bylo gorzej potem się poprawiało na jakis czas no i kilka dni temu przestala jeść. Weterynarz, leki, kroplowki, zaskoczylo i przez jeden dzien jadla jak szalona żeby kolejnego znowu przestac tym razem juz calkiem. Atonia żołądka, jelit, dwa dni lezala pod kroplówkami ale narzady nie podjęły pracy i dziś musieliśmy sie z nią pożegnać. To bylo trudne, szczegolnie po niedawnej stracie Maciusia. Kochaliśmy ją i wiemy ze wczesniej w Ukrainie tez ktos ją musial kochać i o nią dbać. Żałuję ze nie mogę powiedziec jej poprzednim właścicielom że żyła tu u nas i byla kochana.

#koty #zwierzaczki #zalesie

87110e58-13b2-4981-900d-b56ba3c59bf4
2f3ffc6d-3d4c-4654-8622-b343af90b1d0
d87cc744-ecd8-4c20-8c04-0e59c06a94df

Zaloguj się aby komentować

1543 + 1 = 1544


Tytuł: Kruchy dom duszy

Autor: Jürgen Thorwald

Kategoria: reportaż

Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie

Format: e-book

ISBN: 9788308073704

Liczba stron: 384

Ocena: 7/10


Strasznie długo mnie ta książka przetrzymała. Chociaż bardzo ciekawa nie mogłam przez nią przebrnąć, trochę z braku czasu.

Tym razem autor postanowił opisać dokładnie rozwój neurochirurgii. Pan Thorwald robi to jak zwykle bardzo drobiazgowo. Opisuje nie tylko kolejne odkrycia w tej dziedzinie ale przedstawia szczegółowo sylwetki lekarzy, chirurgów, którzy postanowili całkowicie oddać się tej dziedzinie, którzy poświęcali swój czas i energię, żeby odkrywać jak przynosić ulgę pacjentom przy chorobach takich jak epilepsja, choroba Parkinsona czy nowotwory mózgu. Poznajemy sylwetki takich lekarzy jak Horsley, Cushing czy Pensley, którzy doznając licznych porażek w tej pionierskiej dziedzinie jaką była chirurgia mózgu, od czasu do czasu odnosili sukcesy i popychali tą dziedzinę naprzód. Książka opisuje szczegółowe wszystkie przełomy, które rozwijały chirurgię mózgu ale pokazuje też jak wieloma ofiarami były te sukcesy opłacone.

Książka bardzo ciekawa aczkolwiek może trochę przeładowana życiorysami chirurgów. Jednak mimo to warto po nią sięgnąć.


#bookmeter #ksiazki #literatura #czytajzhejto #hejtoczyta

db4b7f86-c9ed-4f15-834e-7bedadc54189

Zaloguj się aby komentować

1542 + 1 = 1543


Tytuł: Sunset Park

Autor: Paul Auster

Kategoria: literatura piękna

Wydawnictwo: Znak

Format: e-book

ISBN: 978-83-240-2252-6

Liczba stron: 304

Ocena: 7/10


Kilkanaście lat temu byłam fanką powieści Paula Austera. Podobał mi się ich "nowojorski'" klimat, lekka niesamowitość. Połykałam je jak pelikan. Od dłuższego czasu nie miałam styczności z prozą tego autora i z ciekawością postanowiłam sięgnąć po tytuł, którego jeszcze nie czytałam.

Tytuł powieści pochodzi od adresu mieszkania squotowanego przez 4 młodych ludzi. Miles, jego szkolny kolega Bing oraz Alice i Ellen. Jednakże osią książki są losy Milesa a życie jego współlokatorów jest bardziej tłem powieści. Miles po śmierci przyrodniego brata za którą czuje się odpowiedzialny, po podsłuchaniu rozmowy macochy z jego ojcem, rzuca studia, zrywa całkowicie kontakty z rodziną i osiedla się na Florydzie. I tam go poznajemy. Niestety na wskutek zakochania się w niepełnoletniej Pilar, szantażowany przez jej siostrę musi opuścić Florydę do momentu aż jego ukochana osiągnie pełnoletność. Wyjeżdża więc do Nowego Jorku, zamieszkuje z kolegą w pustym mieszkaniu przy Sunset Park i próbuje jakoś naprostować relacje z rodzicami.

Książka się trochę snuje, autor sprawnie opisuje odczucia i uczucia wewnętrzne bohaterów, ich wewnętrzne dialogi. Wszystko dalej jest przesiąknięte tym klimatem, który tak bardzo podobał mi się zawsze w książkach tego pisarza. Taki trochę lekko odrealniony co jest może spowodowane tym że życie wewnętrzne bohaterów jest wysunięte na pierwszy plan przed wydarzeniami. To wydarzenia są tłem dla myśli i odczuć postaci. A te myśli i odczucia niekoniecznie dotyczą tego co się dzieje więc ten środek ciężkości jest przesunięty i przynajmniej ja czytając tą powieść miałam takie poczucie odrealnienia tego świata przedstawionego. Chociaż nic niesamowitego się tam nie dzieje. Książka nie kończy się żadnym podsumowaniem, w zasadzie urywa się w pewnym momencie życia bohaterów (konkretnie po tym jak zostają wyrzuceni z nielegalnie zajmowanego mieszkania) co nasunęło mi właśnie myśl, że Sunset Park to bardziej punkt w czasie, odcinek życia mieszkających tam osób a nie miejsce. Bo sama lokalizacja nie odgrywała raczej w fabule jakiejś szczególnej roli.

Generalnie książka mi się podobała ale z chęcią porównałabym ją teraz z innymi powieściami Austera, które czytałam dawno temu.


#bookmeter #ksiazki #literatura #czytajzhejto #hejtoczyta

b6f904d3-58b2-48f5-a29a-f771c72eada7

Zaloguj się aby komentować

1541 + 1 = 1542


Tytuł: Czarny świt

Autor: Paulina Hendel

Kategoria: literatura młodzieżowa

Wydawnictwo: Czwatra Strona

Format: audiobook

ISBN: 9788366517967

Liczba stron: 512

Ocena: 6/10


W tym tomie jest już lepiej. Akcja posuwa się trochę do przodu. Żniwiarze i reszta rodziny Wojnów i ich przyjaciół starają się chronić mieszkańców miasteczka przed naporem demonów, Pierwszy jak zwykle coś knuje, Paulina jest rozdarta między lojalnością do wujka a chęcią nauczenia się czegoś od Pierwszego i stara się nie dać mu wykorzystać do jego własnych ukrytych celów. Końcówka jak zwykle wskazuje że będzie kolejny tom.


#bookmeter #ksiazki #literatura #czytajzhejto #hejtoczyta

59f586b5-aa0e-44c3-b629-d74e22b74bb0

Zaloguj się aby komentować

1540 + 1 = 1541


Tytuł: Droga dusz

Autor: Paulina Hendel

Kategoria: literatura młodzieżowa

Wydawnictwo: Czwarta Strona, We need Ya

Format: audiobook

ISBN: 9788366381063

Liczba stron: 496

Ocena: 5/10


Dziś recenzje nie będą długie. Ledwie znajduję czas ostatnio na czytanie/słuchanie książek. Udało mi się kilka skończyć ostatnio i chcę je dodać przed końcem roku bo niedługo podsumowanie.

"Droga dusz" to kolejny tom cyklu o żniwiarzach Pauliny Hendel. Ten tom mniej przypadł mi do gustu. Fabuła dzieje się w dwóch miejscach - w Wiatrołomie gdzie wpływy Nii i jego demonów są coraz silniejsze i w Zaświatach gdzie trafia Paulina, główna bohaterka po kolejnej śmierci. Niestety wątek Zaświatów według mnie słabo rozegrany i trochę nudny. To jak rodzina Wojnów radzi sobie z coraz groźniejszą sytuacją w miasteczku też nie bardzo popycha akcję do przodu. Miałam wrażenie że książka jest nadmiernie rozwleczona i można ją było połączyć z innym tomem. Niemniej jednak cała historia mnie już troszkę wciągnęła, trochę przyzwyczaiłam się do bohaterów więc nie słuchało mi się jakoś mocno źle.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #literatura #czytajzhejto #hejtoczyta

2224be94-b6be-4d19-add4-a43c7fe3856f

Zaloguj się aby komentować

#chwalesie #psy #zwierzaczki

Wiecie, że niecały tydzien temu pozegnałam mojego ukochanego Maciusia, który był najlepszym goodboiem na świecie i miał ogromne serducho. Dziura w naszych sercach którą po sobie zostawił nigdy nie zarośnie ale postanowilismy, troche ze wzgledu na nas a troche ze wzgledu ma nasza sunię Zośkę, ktora po smierci Maćka zamknela sie w sobie, wziąć innego psa. Wymyslilismy sobie że weźmiemy szczeniaka, to moze zaprzyjazni się z naszymi małymi koteczkami i trochę rozrusza atmosfere w domu i starszego pieska żeby dawal oparcie Zosi. Bylismy nawet w przytulisku ale psiak ktorego chcielismy nie polubił Zojki. I w końcu stanelo na tym że pojechaliśmy po szczeniaka a wróciliśmy z dwoma. Poznajcie dwie siostrzyczki Runę i Reido

9dbc16a1-9762-49dc-932e-bf7cb9927008
061b3f07-0d15-4ed2-b925-41d970de458b
e019aced-6af4-475d-9c55-2fdb78ac2cfd
f1fc7d4d-8ecd-46cb-b29f-812c85c41f2b
56e9af20-a462-4853-beeb-0f5bd8233245

Zaloguj się aby komentować

#zalesie #psy Stracilam dzis ukochanego przyjaciela. Niedawno byla 8 rocznica jak Maciek u nas zamieszkal. Jak ktos kojarzy moje wpisy - to Maciuś pochodzil z tego domu gdzie kobiecie odebrali 78 psów. Co tam przeżył tego nikt nie wie ale na pewno nie nic dobrego. Jak do nas trafil nie potrafil nawiązać kontaktu wzrokowego, nie wiedzial co to zabawa. Ale u nas bardzo szybko zamienil sie w cudownego piesa, kontaktowego, wesolego. Trochę zdominowal naszą suczke Zosię a ona najpierw trochę przeżyła ze nie jest już jedynaczką ale zgrali się dosyć i tworzyli fajne stado. Gdy zdarzalo sie że jakiś pies byl agresywny w stosunku do Zosi to Maciek stawal w jej obronie, raz wlasnym ciałem zaslanial ją przed owczarkiem. Ostatnio cieszyliśmy sie z przeprowadzki do domu bo nasze psy zyskaly podwórko. Maciek strasznie sie z tego cieszyl. Kazde nasze wyjscie na ogród to byly jego wesołe podskoki, rundki dookoła szklarni, bieganie za zabawkami i zakopywanie jablek w ziemi. Radosc z tego podworka az z niego promieniała. Dwa dni temu wieczorem zauwazylam ze jest lekko osowiały ale teraz okres roznych wirusów więc czekalismy na rozwoj wypadków. Wczoraj zaczął wymiotowac przezroczystm płynem i jak wital mojego męża po powrocie z pracy nagle zaskomlał. Wieczorem juz widzielismy ze jest oslabiony. Ale nic jeszcze nie wskazywalo na tragedie. W nocy jego stan juz mnie niepokoił na tyle ze probowalismy się skontaktować weterynarzem w Zamościu ktory jako jedyny dyzurowal w nocy ale okazalo sie ze juz dyzurow nocnych nie ma i nie ma ich nigdzie w najblizszej okolicy. Zostalo nam czekanie do 10 rano na otwarcie gabinetu u nas. Jeszcze o 5 rano jak moj maz wychodzil do pracy Macius spal na wersalce czyli ze dal rade sam wskoczyc. A o 9 rano leżał juz z rozjechanymi łapkami i nie byl w stanie wstac. Jiz przed 10 siwdzialam z nim pod gabinetem. Weterynarz przyjal nas natychmiast i od razu zauwazyl ze coś jest nie tak z głową, brak czucia w lapach, lekki oczoplas, brak odruchów. Pobrano krew do analizy i wyszla hemoliza silna, oprocz tego bardzo niskie cisnienie krwi, bylo juz podejrzenie ze mozg moze byc niedotleniony. Dostał kroplówkę ale podczas kroplowki zaczal miec problemy z oddychaniem i serce zaczęło stawac. Dostal zastrzyk z adrenaliny ale to nie poprawilo pracy serca wiec dostal drugi zastrzyk tym razem w żyłę i to tez nie przyniosło efektu. Weterynarz zaproponowal eutanazje ale Maciuś nie doczekal zastrzyku. To byl taki dobry piesek, pomogl mi odchowac male kociaki, asystowal mi zawsze przy zabiegach przy mamie jakby czul sie w obowiazku pomagac mi przy babci. Nieraz przy tym przeszkadzal troche ale nigdy go nie upominalam tylko chwaliłam bo wiedzialam ze robi to by pomóc. A teraz nie ma juz Maciusia. Najbardziej boli mnie to że najbardziej z wszystkich cieszyl sie tym domem i nie mial okazji sie nim nacieszyc. Nie potowarzyszy nam podczas wiosennych orac w ogrodzie, nie polezy sibie w cieniu w lecie, nie poobszczekuje przechodniów... Przyczyną mogla być trucizna (nie mial żadnych objawow choroby i według mnie to najbardziej prawdopodobne) Tak mi cię juz brak Maciusiu, tak pusto bez ciebie w domu. Kocham cię i przepraszam, ze nie moglam ci pomóc

ae41f121-ccd7-459a-90d8-d039f3c2590e
10f9403a-8636-440d-95fc-9882c5d40a8f
0a971c53-1eca-4ad9-9e27-54f2cc28e3d1

Zaloguj się aby komentować

Mój wpis będzie nawiązaniem do wpisu @ZohanTSW i wpisu @pigoku na temat opieki nad osobą z Alzheimerem. Znam temat z autopsji więc opiszę moje doświadczenia i mój punkt widzenia.
Opiekuję się mamą z demencją od ponad 10 lat, wcześniej opiekowałam się obojgiem rodziców - obydwoje z demencją. Wcześniej kiedy u ojca choroba już się rozwijała, w dosyć zaawansowanym stanie była moja ciotka - siostra ojca. Kiedy na początku ojciec zaczął chorować nie wiedzieliśmy co się dzieje. Rodzice byli już po siedemdziesiątce i nagle ojciec zaczął śledzić moją mamę jak wychodziła na spacery z kijkami do nordic walking. Jego zachowanie wydawało nam się dziwne aż kiedyś podszedł do mnie i zapytał o co to chodzi że matka tak wychodzi, że na pewno go zdradza a my ją kryjemy. Szczęka opadła mi do ziemi ale gdy ta jego paranoja zaczęła się nasilać wiedzieliśmy że prawdopodobnie wchodzi Alzheimer. Objawy nasilały się przez kilka lat o przez ten czas ojciec robił nam z życia piekło. Zaczęło się od śledzenia mamy na spacerach, potem doszło chodzenie z latarką w nocy po domu żeby sprawdzić czy jest u niej kochanek, potem doszły awantury i wyzwiska, przestał dokładać się do utrzymania a pieniądze chował w coraz to innych skrytkach po czym jak nie pamiętał gdzie je schował oskarżał najpierw mamę potem i mnie o kradzież jego pieniędzy. Nie ograniczał się zresztą do samych oskarżeń i awantur bo potrafił pójść na policję i zgłosić kradzież albo na prokuraturze zgłosić że rodzina się nad nim znęca. Co prawda organa te w trakcie wyjaśniania spraw rozumiały co się dzieje i sprawy były umarzane czy nie wszczynane ale wezwania na policję, wizyty dzielnicowego czy raz nawet przeszukanie lekkie (bo ojciec powiedział że jak nie przyjdą szukać jego pieniędzy to złoży na nich skargę) - to nic przyjemnego dla nas. Potem zaczęły się ucieczki z domu. Wychodził wieczorem i nie wracał na noc. Szukaliśmy go, martwiliśmy się a on sobie w tym czasie nocował w hotelu (czego domyśliłam się po znalezionych u niego hotelowych mydełkach). Ze dwa razy wybrał się z niezapowiedzianą wizytą do dalszej rodziny w tym raz błąkał się po polach aż zapukał do jakichś ludzi że zmarzł i oni wezwali policję. Oczywiście zgłaszałam takie zaginięcia bo nigdy nic nie wiadomo. To wszystko kosztowało nas masę nerwów i zdrowia. To było życie na tykającej bombie. Czy mogliśmy go wtedy umieścić w DPSie? No nie, bo musiałby wyrazić na to zgodę. Nie był ubezwłasnowolniony więc nie mogliśmy zrobić niczego bez jego zgody. Żeby go ubezwłasnowolnić potrzebowalibyśmy opinii psychiatry a on nie zgodziłby się pójść do psychiatry.

W końcu wyszedł rano z domu i nie wrócił do wieczora. Po sprawdzeniu szpitali, zgłosiłam zaginięcie na policję. Przywieźli go o 3 nad ranem. Patrol natrafił na niego przez przypadek na drodze przez las. Był odwodniony, nie potrafił wskazać adresu ale że było zgłoszenie to go dostarczyli na miejsce. Zachowanie policjantów z patrolu to historia na oddzielny wpis. Ojciec twierdził że wybrał się na grzyby no i błądził cały dzień po lesie (wtedy był dosyć upalny dzień). Zapytał mnie skąd policja wiedziała, że on zaginął więc mu powiedziałam że zgłosiłam zaginięcie - na co on odpowiedział, że jakby wiedział że go szukają to by gówno znaleźli. Nie powiem, rozbawiło mnie to wtedy nawet. Na drugi dzień po tym zaginięciu ojciec trafił do szpitala z objawami zawału - ekg i badania krwi wskazywały zawał. W szpitalu zrobili mu koronografię i okazało się że jednak to nie był zawał tylko kardiomiopatia stresowa po tym błąkaniu się w lesie. No ale po koronografii nie można przez tydzień wstawać z łóżka a wiedziałam że ojca po kilku dniach dopadnie paranoja i albo będzie się chciał wypisać na własne żądanie albo po prostu da dyla ze szpitala więc zgłosiłam to lekarzowi prowadzącemu a tam wezwali do niego psychiatrę, który przypisał mu duże dawki ketrelu i dostaliśmy jako zalecenie przy wypisie podawanie ketrelu w mniejszych dawkach w domu i to było prawdziwe błogosławieństwo. Ojciec się wyciszył, skończyły się paranoje, no może nie do końca ale się nie awanturował. W tym samym czasie chorowała też jego siostra - te same objawy - mąż ją "zdradzał" z sąsiadką z góry, którą ukrywał w wersalce. I jak mój ojciec był już na ketrelu jego szwagier nagle wylądował w szpitalu i zmarł a ciotka, która już była niekontaktowa została sama, my byliśmy jej najbliższą rodziną. Nie miałam zamiaru się nią osobiście zajmować bo miałam już na głowie ojca i choroba zaczynała się już u mamy. Ojciec z wiadomych przyczyn nie mógł się już też zajmować siostrą. Porozmawiałam z nim wtedy i powiedziałam że się zajmę jej sprawami, znajdę jej jakiś ośrodek ale żeby za to dał mi upoważnienie notarialne do reprezentowania jego w razie czego (jedyna okazja żeby się na coś takiego zgodził) i takie upoważnienie mi dał. Wcześniej takie pełnomocnictwo notarialne dała mi też mama w momencie kiedy musiałam już całkowicie przejąć zajmowanie się sprawami urzędowymi bo nie była w stanie sama tego ogarniać. Natomiast z ciotką był problem bo nie była w stanie mnie do niczego upoważnić. Nie mogłam jej tez ubezwłasnowolnić bo to mogą zrobić tylko krewni w linii prostej. Ojciec też już nie był w stanie ogarnąć procedur. Ale znalazłam sposób (jakby ktoś był zainteresowany to mogę powiedzieć) i udało się ciotkę ubezwłasnowolnić i umieścić w ZOL-u. Nie w DPS-ie bo nie było by nas na to stać. Po drugie wydaje mi się że wtedy dostałam info że DPS nie przyjmują osób całkowicie niesamodzielnych. Zresztą umieszczenie ciotki w ośrodku to też cała historia na osobny wpis. W każdym razie jak ogarnęłam skierowanie do ZOL-u, które wystawia lekarz to trafiła do takiego ośrodka, który nie cieszy się dobrą sławą. Zawieźliśmy ją tam i uwierzcie mi, nie była to moja ukochana ciocia, wręcz przeciwnie - jak była zdrowa to była straszną megierą i dużo złego zrobiła mojej rodzinie, od jakiegoś czasu nie utrzymywaliśmy kontaktów, ale jak ją tam zawiozłam to nie mogłam jej tam zostawić. Warunku tragiczne, niesamowity smród, po korytarzu chodziła rozebrana kobieta na która pielęgniarki nie zwracały uwagi a przy przyjmowaniu ciotki chcieli żebyśmy podpisali zobowiązanie że nie będziemy rozmawiali z prokuraturą (!). Musiałam ją tam zostawić bo nie miałam co z nią zrobić ale zaraz po przyjeździe do domu zaczęłam obdzwaniać okoliczne ZOL-e żeby znaleźć jej inne miejsce i udało się to zrobić w tydzień. Nie byłam w stanie zostawić istoty ludzkiej w takich warunkach jakie tam były. W tym drugim ZOL-u było w miarę normalnie co też nie znaczy że różowo. Powiem tak, mogę żyć z tym że zawiozłam tam ciotkę ale swoich rodziców nie chciałabym tam widzieć.

Po śmierci ciotki wprowadziliśmy się z rodzicami do jej mieszkania bo było większe, poprzednie wynajęliśmy a ja zajęłam się opieką nad nimi na cały etat. Moja próba pójścia do pracy na pól etatu zakończyła się odkręconym gazem, bó próbowali usmażyć jajecznicę. Dobrze że moje dziecko akurat było na wakacje w domu i naszło na tą sytuację. Udało mi się załatwić sobie świadczenie pielęgnacyjne na mamę - po też bardzo długich bojach z urzędami. Ojciec się trochę uspokoił, z mamą było coraz gorzej i co najdziwniejsze do ojca mialam więcej cierpliwości niż do mamy pomimo, że z nim zbyt dobrze ostatnio nie żyłam a mama była dla mnie zawsze wsparciem. Może dlatego że on trochę zdawał sobie sprawę że coś się z nim dzieje a ona zachowywała się jakby się nic nie działo. Podnosiłam na nią głos pomimo tego, że doskonale zdawałam sobie sprawę, że to nie jej wina że pyta mnie dziesiąty raz o to samo w przeciągu pół godziny albo że opowiada jakieś niestworzone historie z przeszłości i nie da sobie przetłumaczyć że to nie tak było. Moje dziecko wysłało mnie do psychiatry i gdy powiedziałam że chcę dostać coś co mnie wyciszy żebym nie złościła się na mamę bez sensu i powodu bo ona na to nie zasługuje i dostałam antydepresanty (chociaż nie miałam depresji). I to był po ketrelu dla ojca, kolejny game changer. Okazało się że prozac wyprostował mi wszystkie drogi życia. Życie stało się przyjemniejsze, spokojniejsze a opieka nad rodzicami to nic takiego i można to robić nie tracąc nic z życia. W 2019 ojciec zmarł na raka płuc i szczerze mówiąc nie żałuję że się nim opiekowałam chociaż przed ketrelem nieraz życzyłam mu najgorszego i chciałam żeby zniknął z naszego życia. A dzięki temu że się stało jak się stało mam wrażenie że trochę zaczęłam go rozumieć, udało nam się spędzić trochę czasu razem. To był dla mnie jakiś taki okres pojednania z ojcem. Mieszkanie ciotki było w dzielnicy gdzie mieszkałam z rodzicami jako dziecko (więc trochę powrót na stare śmieci) i było blisko lasu więc codziennie brałam rodziców na spacer, przeważnie do lasu. To były na prawdę fajne chwile. Mieszkanie miało dużą kuchnię gdzie można było wspólnie jadać posiłki co robiliśmy a dodatkowo wprowadziłam tradycję rozgrywania paru partyjek domina z rodzicami póki dawali radę. Cieszę się że mieliśmy taką możliwość.

Gdy ojciec zmarł do opieki została mi tylko mama ale mama nigdy nie była tak kłopotliwa jak ojciec. Zawsze była pogodna, wesoła i zawsze mi ufała że chcę dla niej dobrze. Choroba nie zmieniała jej charakteru tylko odcinała jej krok po kroku funkcje poznawcze. Na końcu zaczęła podupadać jej sprawność fizyczna, mózg już nie zawiaduje tak dobrze ciałem wiec mama ma problemy z najprostszymi czynnościami, nie rozumie co się wkoło niej dzieje więc nieraz próbuje mnie uderzyć albo mnie zwyzywa od bydlaków bo robię przy niej rzeczy sprawiające jej dyskomfort a ona nie rozumie dlaczego. Czy mi to przeszkadza? Nie, co najwyżej trochę śmieszy - to trochę tak jak by się widziało małe dziecko, które mówi ci, że cię już nie kocha bo mu nie kupiłeś zabawki. Nieraz umycie jej, przebranie, zmiana pieluchy to wyzwanie ale z czasem człowiek wypracowuje sobie swoje sposoby i automatyzmy, dzięki którym wszystko przebiega szybciej i sprawniej. Staram się żeby mama jak najdłużej zachowała jak największą sprawność fizyczną bo jak przestanie wstawać z łóżka to będzie źle. Więc pomimo tego, że nie jest sama w stanie podnieść się z łózka codziennie rano ją sadzam, zbierając przy tym trochę jobów bo jak się domyślam jest to dla niej trochę bolesne (każdy po 40 wie jak się wstaje rano z łóżka a moja mama ma 92 lata), Pomimo, że nie jest w stanie chodzić ani sama ani z chodzikiem, prowadzę ją codziennie trzymając za ręce do łazienki oraz do stołu na posiłki. Gdyby jakieś dwa lata temu jak już urwał się z nią kontakt trafiła do ZOL-u pewnie by już nie żyła albo była by już całkowicie leżąca. Nie chcę tu powiedzieć że ZOL i DPS to zło, bo nieraz są koniecznością. Nie wyobrażam sobie na przykład opieki nad osoba chorą jak się pracuje. Ja na pewno nie dałabym rady. Ratuje mnie to że mam to świadczenie pielęgnacyjne i nie muszę iść do pracy, a dobrze płatnej pracy w naszym regionie i tak bym nie znalazła, to raz.

Dwa - jest mi łatwiej bo zaczynałam opiekę jak rodzice byli jeszcze sprawni i kontaktowi, w miarę postępów choroby miałam czas żeby się do pewnych rzeczy przyzwyczaić, nauczyć. Na przykład, na początku strasznie bałam się pampersowania. Zawsze byłam osobą "obrzydliwą" i nie wyobrażałam sobie że miałabym zmieniać pieluchy dorosłej osobie choćby i najbliższej. Początki były koszmarne, torsje aż mnie mięśnie bolały, zmiana pieluchy trwała z pół godziny ale okazało się że to co mówią ludzie to prawda - z czasem się przywyka.

Po trzecie nie miałam już małych dzieci - nie wyobrażam sobie wybierać między dzieckiem a rodzicem potrzebującym opieki. Wiadomo że dziecku należy się nasza uwaga bardziej i jeśli miałoby na tym ucierpieć to sorry batory.

Po czwarte miałam wsparcie bliskiej osoby - kiedyś partnera teraz już męża. Nigdy nie narzekał na to że jesteśmy w takiej a nie innej sytuacji, nigdy nie sugerował że byłoby nam lepiej jakby moi rodzice byli w zakładzie opiekuńczym. Pomaga mi w tym w czym może mi pomóc. Mogę do niego ponarzekać.

Po piąte zarówno ja jak i mąż potrafimy się śmiać ze wszystkiego. Poczucie humoru i nie branie wszystkiego do siebie też pomaga. A chorzy na demencję ludzie robią trochę śmiesznych rzeczy. Mam nadzieję że mnie źle nie zrozumiecie - nie śmiejemy się z osoby, która wiadomo że ma ograniczone możliwości poznawcze ale z jej pomysłów, które nieraz są zabawne.

Po szóste, trzeba zmienić swój sposób myślenia o chorej osobie. Moja mama ma już swój świat, nie widzę żeby czuła się nieszczęśliwa albo żeby cierpiała (oczywiście ma jakieś dolegliwości fizyczne ale nie są dla niej mocno dotkliwe) więc nie rozpatruje w myślach jaka była kiedyś, jaka by była gdyby była zdrowa. To jest na początku najtrudniejsze - ktoś kto zawsze był normalny, inteligentny, zaradny nagle nie potrafi zapamiętać prostej informacji albo zrozumieć najprostszej rzeczy. Wtedy czuje się złość bo ma się wrażenie że gdyby ta osoba wysiliła się trochę bardziej to dałaby radę. Z czasem zaczyna się zapominać tą osobę, która była kiedyś i wtedy jest czas żeby zaakceptować tego nowego człowieka, to duże dziecko. I nie wymagać od niej zachowania logicznego tylko traktować trochę jak dziecko. Ja w tej chwili z moją mamą nawet rozmawiam jak z dzieckiem. Jak to się nam gdzieś w głowie przełamie to wyparowuje ta złość na chorego że jest jaki jest, wyparowuje ta litość że " co to się z człowiekiem zrobiło, kiedyś przecież była taka energiczna, inteligentna, mądra" Odkąd pożegnałam mamę taką jaką była, zaakceptowałam ją taką jaka jest. Dzięki temu nie czuję żeby opieka nad nią obarczała mnie emocjonalnie.

Po siódme o to jest chyba najważniejsze - robimy przy osobie chorej to co jest niezbędne. Opieka nad mamą nie zjada mi całego czasu. Nie można pozwolić żeby opieka nad chorym stała się całym twoim życiem. Nie siedzę przy mamie cały czas, pielęgnacja rano, posiłki, prowadzenie do kibelka (na zasadzie jak z małym dzieckiem, sama już nie woła więc po wstaniu rano i po posiłkach i przed snem), podanie leków - w sumie nie zajmuje mi to więcej niż praca na etat. Oprócz tego zwykłe obowiązki domowe, sprzątanie gotowanie ale udaje mi się znaleźć chwilę dla siebie, na duolingo, na książkę, na obejrzenie filmu, na przejrzenie neta. Normalne życie. Nie mogę wyjechać na wakacje ale umówmy się przy moich kotach i psach i tak bym nie mogła i to jest akurat mój wybór. Zresztą lubię relaksować się w domu.

Nieraz ludzie mi współczują że mam tak ciężko bo mama chora, opieka. Niektórzy z Was wiedzą że przeprowadziliśmy się ostatnio do własnego domu ale chyba nie pisałam, że oprócz tego że to było nasze marzenie to trochę też była to dla mnie jedyna droga wyjścia z sytuacji. Moja starsza ode mnie o 15 lat siostra zaczęła zdradzać objawy takie same jak mama. Zaczęło się we wcześniejszym wieku niż u mamy i mam wrażenie że postępuje szybciej. Więc doszła mi opieka nad siostrą a ciężko mi to było robić na dwa mieszkania więc teraz siostra wprowadziła się z nami do naszego domu i mam je obie pod kontrolą. Na razie siostra jest mi jeszcze w stanie trochę pomóc przy mamie, nie wiem jak długo. Ale nie martwię się na zapas (co jest dużą zasługą SRII )Zarówno moja mama jak i siostra dużo mi w życiu pomagały więc nie wyobrażam sobie żebym nie miała dla nich zrobić tego samego tym bardziej że (to moje osobiste odczucie) mnie to wcale dużo nie kosztuje. Nie czuję się wykluczona z życia, czuję się szczęśliwa i zadowolona z mojej obecnej sytuacji. Ale rozumiem że nie każdy tak potrafi i nie każdy ma warunki (praca, dzieci) i ZOL czy DPS jest jedynym wyjściem. Nie wiem jak jest w DPS-ach ale ZOL-ach często nie jest różowo. Moja koleżanka miała mamę w ZOLu ale w tym samym mieście i odwiedzała ja co drugi dzień - i to się sprawdzało. Koleżanka pracuje więc jej mama była bez opieki w domu sama przez kilka godzin aż w końcu złamała nogę. W zakładzie miała podstawową opieką zapewnioną a koleżanka pilnowała żeby się nią tam dobrze opiekowali, dowoziła jedzenie, pilnowała leków, sprawdzała sama czy ze zdrowiem mamy wszystko ok. I taki system się sprawdzał bardzo dobrze.

Podsumowując moje przydługie wynurzenia - dom opieki czy samodzielna opieka to kwestia możliwości i okoliczności. Dom opieki może być dobrym wyjściem ale warto często sprawdzać warunki i odwiedzać chorego. Samodzielna opieka nie musi być koszmarem i marnowaniem swojego życia ale to też zależy od charakteru chorego i opiekuna i od tego ile czasu i uwagi opiekuna wymaga (nie może stać się całym życiem opiekuna) A tak na marginesie bardziej obciążająca psychicznie jest opieka nad osoba chorą fizycznie, umierającą, zmagającą się z ogromnym bólem. Przy czymś takim nie da się żyć normalnie poza chorobą. Choroba i cierpienie są osią życia dla całej rodziny chorego, szczególnie jak jest w domu. A szczególnie jak nie ma żadnej alternatywy bo brak miejsc w hospicjach.


#demencja #chorobaalzheimera

Z_buta_za_horyzont

Pamiętam jak rodzice przywieźli babcię, którą któryś raz sąsiad do domu zawoził bo nie pamiętała gdzie mieszka. Z racji tego, że babcia była listonoszem znali ja sporo osób a ona sama lubiła kilkugodzinne spacery po swoim rejonie. Jako młody nie potrafiłem zrozumieć czemu babcia przestała pamiętać moje imię. Najgorsze było zamykanie drzwi i szybkie wychodzenie z domu żeby babcia nie uciekła. Potrafiła wtedy walić w drzwi i krzyczeć, że ją więzimy na szczęście sąsiedzi szybko zrozumieli babci chorobę. Jeśli się wychodziło z nią na spacer to na ogół na zmiany bo nadal potrafiła chodzić po 2 - 4 godziny. Wychodząc z mieszkania nie potrafiła już do niego wrócić. Było też sporo wesołych momentów jak pomyliła drzwi i weszła do sąsiada obok siadła w kuchni i zaczęła sobie robić herbatę ku zdziwieniu lokatorów. Zawsze myliła cukier z solą ale twardo piła słoną herbatę. Cukier później chowaliśmy bo potrafiła łyżkami jeść. Czajnik z gazówki musieliśmy schować i kupiliśmy elektryczny, który nie wiedziała Do czego służy ale już nie robiła co chwilę herbaty dla całej rodziny i nie było obawy, że dom spali. Kilka razy dziennie potrafiła się pytać kogo my dzieci jesteśmy i co tu robimy. A zdanie, które powtarzała wciąż to: "Doktor Szcześniak poleca piwo na nerki i pięćdziesiątkę na lepsze krążenie" do dzisiaj nie wiemy gdzie to usłyszała. Tak jak piszesz z biegiem czasu zaczęliśmy traktować ją jak dziecko i życie z nią stawało się dość proste i wesołe. Niestety pozostała lista chorób sprawiła, że nie została z nami długo na tym świecie.

Gustawff

Cały ten czas jesteś na prozacu?

Furto

Nie jestem sobie w stanie przypomnieć (sic?), czy kiedykolwiek przeczytałem w internetach coś, w co tak mocna wsiąkłem i zarazem to przeżyłem. Jesteś naprawdę wspaniałą osobą. No i już wiadomo, skąd się wziął Twój nick

Zaloguj się aby komentować

#zalesie #banki #finanse #nestbank


Kurde, ale się wkurzyłam. Pod koniec września robiłam wpłatę we wpłatomacie euronetu i wypluło mi komunikat że operacja nie może zostać wykonana ale pieniędzy mi nie zwróciło. Złożyłam telefonicznie reklamację w euronecie i w zeszły czwartek dostałam wiadomość że reklamacja jest rozpatrzona pozytywnie i środki wpłyną na moje konto. Ale nie wpłynęły więc po informacji od infolinii euronetu że w momencie uznania reklamacji informacje dostał też mój bank i teraz to po jego stronie jest przelanie środków na mój rachunek uderzyłam do banku. Tam pani na infolinii powiedziała mi że skoro mam już decyzję z euronetu to środki powinny wpłynąć szybko może nawet tego samego dnia ale założyła jeszcze reklamację u siebie. Następnego dnia dalej bez pieniędzy więc znowu telefon na infolinię i inna pani mówi mi, że postara się dowiedzieć dlaczego to tak długo trwa i oddzwonią do mnie. Oczywiście ani pieniędzy ani telefonu więc dziś znowu infolinia gdzie pan mnie informuje że skoro dwa dni temu założyłam reklamację u nich to oni mają do 15 dni na jej rozpatrzenie więc nawet nie mam się co skarżyć na to że to długo trwa. Kurrrr.... mam 4 złote na koncie osobistym

NiebieskiSzpadelNihilizmu

@serotonin_enjoyer euronet. W sumie to chyba tyle za komentarz wystarczy.

cebulaZrosolu

@serotonin_enjoyer pożyczyć Ci stuwe?

Belzebub

Gdybyś się przygotowywała na czas W wiedziałabyś,że część oszczędności należy trzymać w gotówce

Zaloguj się aby komentować

Drodzy hejtowicze trzymajcie kciuki, fachowcy płuczą kaloryfery i oby to pomoglo i żebym w zimie miala grzanie w domu. Znaleźli w kaloryferach uszczelki samoróbki z dętek 🤦

#remontujzhejto #remont

Zaloguj się aby komentować

1347 + 1 = 1348

Tytuł: Trzynasty księżyc

Autor: Paulina Hendel

Kategoria: literatura młodzieżowa

Wydawnictwo: Czwarta strona

Format: audiobook

ISBN: 9788379769803

Liczba stron: 447

Ocena: 6/10

Trzeci tom trochę kręci się wokół stałych schematów i trochę jakoś tak za mało się w nim dzieje. Pierwszy Żniwiarz powrócił ale wygląda na to że Żniwiarze mają większego wroga - władcę innych demonów - Niję. Żniwiarze nie są pewni czy powinni zjednoczyć się z Pierwszym przeciwko wspólnemu wrogowi czy to Pierwszy próbuje ich podejść. Ale faktem jest że coraz częściej zdarza się że zwyczajni ludzie widzą nawich.

Akcja nie domyka się w tym tomie więc żeby poznać zakończenie trzeba czytać kolejne tomy. Ale generalnie spoko książka do słuchania podczas codziennych obowiązków.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #literatura #czytajzhejto #hejtoczyta

bfaf8ef9-5440-479f-b545-b1938935f339

Zaloguj się aby komentować

1346 + 1 = 1347

Tytuł: Niech stanie się światłość

Autor: Ken Follet

Kategoria: powieść historyczna

Wydawnictwo: Albatros

Format: e-book

ISBN: 9788382150926

Liczba stron: 764

Ocena: 7/10

Odkąd zaczęła mi się jazda z przeprowadzką nie tknęłam żadnej książki ani ebooka, ani audiobooka. W dodatku nie miałam czasu dodać do tagu te które udało mi się skończyć. W tym tygodniu zaczęłam w końcu kolejną książkę (chociaż nie za wiele mam czasu na czytanie) więc wypada dodać w końcu te ukończone. Ale nie będę się rozpisywać z powyższych przyczyn.

Na pierwszy ogień idzie Ken Follet i prequel "Filarów Ziemi" czyli "NIech stanie się światłość" Jak to w prequelu cofamy się w przeszłość i poznajemy początki osady Kingsbridge na początku noszącej nazwę Dreng's Ferry. Osiedla się tam młody szkutnik z matką i braćmi kiedy po najeździe Wikingów na jego rodzinną wioskę ginie jego ojciec. Losy młodego Edgara splatają się z losami lady Ragny, która przybyła z Normandii po poślubieniu rządzącego Shiring Wilwulfa. Trzeci bohater to mnich Alfred, który marzy o założeniu bibliotekiw Shiring. Oczywiście trójce głównych bohaterów bruździć będą źli ludzie, których można będzie pokonać tylko podstępem, sprytem i dyplomacją. Nie jest to może jakaś super wielka literatura ale czyta się bardzo przyjemnie


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #literatura #czytajzhejto #hejtoczyta

efeb7387-cd6f-41cb-8f0d-aa753dfd4fd3
WujekAlien

@serotonin_enjoyer mega mi się podoba ta seria, może po prostu trafia w mój gust czytelniczy poniewierania bohaterem jak szmatą, żeby tenże siłą walki i uporem dotarł dalej niż miał pisane

Zaloguj się aby komentować

Ech, i mi @NiebieskiSzpadelNihilizmu wykrakał. Mieszkamy dwa tygodnie i nie wiadomo czy nie będzie trzeba wymieniać instalacji C.O. Piec nowy wstawiony, kopciuch wyrzucony ale rury pozatykało od długiego stania i kaloryfery akurat w pokojach nie grzeją Fachowcy już wpuścili w instalację jakąś chemię i miał piec kilka dni pochodzić i uja to dało, teraz zostało jeszcze płukanie pod ciśnieniem z pompą, jak to nic nie da to na zimę palimy w kozie (╯ ͠° ͟ʖ ͡°)╯┻━┻ Ewentualnie jak kasy styknie to wymiana instalacji? Masakra.

Z pomniejszych nieszczęść - postanowiłam sobie umyć okno w salonie. Umyte od wewnątrz - są mazy, umyte od zewnątrz - dalej są. Okazuje się że okno jest brudne pomiędzy szybami zespolonymi. W jaki sposób? Ktoś to rozbierał? żeby to był tylko pył czy jakaś wilgoć to wiadomo z nieszczelności ale to wygląda jakby ktoś mył je od środka i nie domył. A że po poprzednim właścicielu można się wszystkiego spodziewać bo człowiek starej daty wszystko robił sam więc nie zdziwiłoby mnie to.

Uprzedzając pytania - nie nie żałuję kupna domu. Mimo wszystko


#zalesie #przeprowadzka #dom #remontujzhejto

NiebieskiSzpadelNihilizmu

@serotonin_enjoyer plasiam za wykrakanie Ale niestety jestem realistą i sam kupowałem dom z rynku wtórnego, więc wiem co się może z tym dziać. A dziać się może bardzo wiele. Nowy dom może i sobie zrobisz na cacuś picuś i unikniesz takich problemów, ale znowu budynek będzie siadał i ściany będą pękać. Albo ci się gdzieś nie wiem, pex w podłogówce za bardzo zagnie i zacznie ciec. Stary budynek może i tych problemów nie ma, ale za to ma inne, ot na przykład jak się wprowadziliśmy to na piętrze na sufitach były kasetony. No taki miał styl poprzedni właściciel... albo tak myśleliśmy póki ich nie zerwaliśmy, żeby zrobić sufit po swojemu. Czemu? Bo pod kasetonami leciały w 2 miejscach takie takie szczeliny, że palec można było wsadzić. Dzwoniliśmy od razu do typa z pytaniem "panie co do k⁎⁎wy", a on wprost powiedział- no budownictwo lata '70, dawało się co było (albo się zajebało) więc na stropy szły szyny kolejowe. I tak gdzie jest szyna to tak to wygląda "ale pan się nic nie przejmuje, dom tyle lat stoi, sprawdzałem to jeszcze z architektem i wszystko jest git". Dziwnie to zabrzmiało, bo człowiek od razu zaczyna mieć myśli, że mu się strop na łeb we śnie zwali... od tego czasu minęło 20-kilka lat, jakoś dalej żyję ¯\_(ツ)_/¯ Jak się wprowadziliśmy to zamontowaliśmy piec węglowy, bo nic nie było. Pierwsza zima palenia, gdzie mrozy były nie takie jak teraz- ot zaczęły się robić w pokojach plamy na ścianach tam gdzie leciał komin, bo cegły stare i zaprawa pewnie też postrzelana więc smoła sobie przesiąkała. Wzięliśmy magików żeby nam wstawili wkłady z nierdzewki, bo nie uśmiechało się pruć całego komina od piwnicy aż po dach- goście przy rozwiercaniu się ujebali niesamowicie, a i tak rozwiercili tylko do małej średnicy i wstawianie rur to było bardziej wbijanie ich na siłę. Bo komin może i był wymurowany, ale przekrój tak wąski, że wprost powiedzieli, że wiedzą, że rura będzie mała, ale dalej nie rozwiercają, bo się boją, że się komin rozsypie. Mieszkaliśmy już kilka lat, zaczęły się ulewy i wyciskało wodę w piwnicy. I tak przez 3 lata z rzędu, aż się wzięliśmy, odkopaliśmy fundamenty i położyliśmy peszla drenarskiego... obok niby istniejących drenów aka cegłowych rur. Przy okazji wyszło, że jedna rura spustowa z dachu była tak po prostu wpierdolona w grunt, bez żadnego połączenia do burzówki czy coś, a potem jak się zawzięliśmy to od razu zrobiliśmy na nowo całe odprowadzenie deszczówki do kanalizacji burzowej, bo jak zaczęliśmy kopać, to wyszło, że tam znowu były stare betonowe segmenty, które już w sporej mierze dawno się pozapadały i woda to co najwyżej się przez nie sączyła. I tak można opowiadać i opowiadać.


Powiem tak- będę c⁎⁎⁎em, ale podtrzymam to co ci napisałem wcześniej I najlepiej się przygotuj, że tak z 5 lat od wprowadzki to takie po⁎⁎⁎⁎ne rzeczy będą ci wychodzić w najmniej spodziewanym momencie


BTW- a sprawdzałeś, czy któraś rurka wchodząca do grzejnika nie jest ciepła? Może to te gówniane zaworki się zawiesiły i nie odbijają?

Zaloguj się aby komentować

Yeeeey, nareszcie! Wczoraj sprzedałam mieszkanie i przez dobę byłam człowiekiem bezdomnym ale dziś około południa podpisalam akt notarialny i oficjalnie jestem właścicielką własnego domu!!!

Niby krecimy się tu już prawie od miesiaca ale i tak sam akt kupna zrobił wrażenie. W końcu jest poczucie że się dokonało. Teraz tylko skoncza nam mintowac piec i zrobią łazienkę i mozna soe ostatecznie przenieść. Cieszę się 😁

#nieruchomosci #dom #chwalesie

142eba34-5dd1-4969-b952-60a5cd326e01
Only2Genders

gratuluje, niech sluzy


mam Inside wnetrzna


Zlote , a skromne

478951cf-c817-4c61-bf56-42845d1fbd44
Alawar

@serotonin_enjoyer Ja to byłem osobą bezdomną przez 4 lata. Musiałem spierdalać od ojczyma bo był po⁎⁎⁎⁎ny. I wynająłem dom bez papierów. Plus jest taki że się dowiedziałem że osoba bezdomna nie może głosować w wyborach. Ale teraz też mam pozdrawiam.

Zaloguj się aby komentować

Budo

@serotonin_enjoyer Ludzie tyle nie żyją ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Justyna712

Trzyma Pani jeszcze mocz? ( ͡° ͜ʖ ͡°) najlepszego! :)

mitsue

@serotonin_enjoyer wszystkiego słonecznego i najlepszego super za jest tu więcej dojrzałych babeczek! Czasem wydaje mi się że jestem jedyną z wyższym peselem, fajnie, że nie !

Zaloguj się aby komentować

Jak niektórzy wiedzą jestem z mężem w trakcie ogarniania kupionego starego domu do zamieszkania. Dotąd źródłem ciepła był stary piec na paliwo stałe, na tyle stary że może jeszcze bezklasowy albo 1 klasy. Chcemy na razie założyć ogrzewanie gazowe, ewentualnie za rok dołożyć piec na pellet albo zgazowujący drewno. No i stanęliśmy przed wyborem pieca - nasz instalator namawia nas na Immergas Victrix Terra v2 a facet z gazowni przy podpisywaniu umowy namawiał na Vissmann Vitodens 050-W. PGNiG daje jakąś dopłatę do tego pieca około 1300 złotych ale z tego co się zorientowałam to sam piec można kupić trochę taniej (PGNiG chce za niego 4385) czyli z pół tej dopłaty zje cena pieca.

Z kolei nasz instalator zachęca nas tym że części do Immergasa są o połowę tańsze i tym że ma niższe spalanie gazu.

Na razie piec będzie miał do ogrzania 90m2 a w przyszłości wiecej bo będziemy przystosowywać poddasze.

Aha, i jak to jest z zasobnikiem ciepłej wody, potrzebyny czy nie potrzebny przy jednej łazience i 4 osobach?


#remontujzhejto #remont #ogrzewanie

aarahon

@serotonin_enjoyer co do zasobnika - my nie mamy i jest problem bo łazienka jest oddalona od pieca o około 8 metrów rury i trzeba długo czekać na ciepłą wodę pod prysznicem, mamy dodatkowo tradycyjny kocioł i gdy jest rozpalany, to woda ciepła jest natychmiast, bo wtedy działa pompa obiegowa. Piec gazowy dwufunkcyjny bez zasobnika ma też inną cechę, jeśli odkręcimy wodę do namoczenia się pod prysznicem i zakręcimy ją na czas mycia, to ciepła woda zacznie lecieć od razu, ponieważ zasobnikiem jest rura, która idzie do łazienki. Jeśli jednak odkręcimy wodę to pewna ilość zimnej wody przejdzie przez piec gdy ten będzie się rozpalał. Wtedy mamy niespodziankę podczas spłukiwania - dawkę zimnej wody.


P.S. Czemu mam dwa piece? Bo mam dużą kotłownię i zmieściły się, kiedy jestem w domu (weekend, święta) mogę palić w tradycyjnym piecu tańszym paliwem, w tygodniu pracuje piec gazowy.

nobodys

@serotonin_enjoyer PGNiG zawsze będzie polecał Vissmanna. W tym przypadku według mnie lepiej się posłuchać instalatora (szczególnie, jeżeli on też będzie robił serwisy). Nam Viessmann się bardzo podobał, ale instalator od lat ma sprawdzone Brotje, więc się zgodziliśmy i jak do tej pory jest ok.

Okrupnik

Mam immergasa gazowego, zero problemów, za rejestrację i nich na stronie dłuższą gwarancja. Byle by pilnować przeglądu raz w roku i elo

Zaloguj się aby komentować

aerthevist

@serotonin_enjoyer u moich rodziców takie jelonki do dziś na ścianie wisza...

serotonin_enjoyer

@HmmJakiWybracNick @Loginus07 @aerthevist I te u Was też są takie długie? Ten wygląda jak zszyty z dwóch, z których jeden jest odbiciem lustrzanym drugiego.

Zaloguj się aby komentować

Gepard_z_Libii

A jakby te sztuczne banany tą magiczną wodą potraktować?

Zaloguj się aby komentować

hamborgir

@serotonin_enjoyer śliczny zestaw

Zaloguj się aby komentować

Ostatnio dzieliłam się z Wami radością z nowego domu a dziś chcę się podzielić czymś smutnym. Z góry przepraszam bo wstęp będzie trochę długi ale to da Wam wgląd dlaczego temat mnie osobiście poruszył.


Kto kojarzy mnie z moich postów ten wie, że mam dużo kotów i dwa piesełki - Zojkę i Maćka. Zojka trafiła do nas kilka miesięcy po tym jak wprowadziliśmy się do tego mieszkania, prawie 8 lat temu. W moim mieście na słupach ogłoszeniowych pojawiło się ogłoszenie z prośbą o pomoc. Ktoś organizował zbiórkę karmy dla pani, która przygarniała pieski znalezione w lesie i uzbierało jej się małe schronisko - kilkanaście psów i pani nie stać było na ich utrzymanie. W ogłoszeniu było też napisane że jest możliwość adopcji pieska od tej pani. My niecały rok wcześniej straciliśmy ukochanego kota i ukochanego psa w odstępie miesiąca ale po przeprowadzce do nowego mieszkania z większym metrażem blisko lasu i terenów zielonych zaczęliśmy myśłeć (no może bardziej ja) o przygarnięciu psiaka. Kupiliśmy więc duży wór karmy dla tej pani i trochę puszek i zawieźliśmy jej i powiedzieliśmy że z chęcią adoptujemy od niej starszego pieska. Była tam taka śliczna mała suczka Nana ale jej pani nie chciała oddać, zaoferowała nam szczeniaki. Wyniosła dwa pieski i suczkę, pieski były wesołe a suczka trochę wycofana, jeden z piesków - puchata kulka był już zarezerwowany a suczka była tak ładna że pomyślałam, że na pewno znajdzie dom więc optowałam za tym drugim pieskem, który był najweselszy ale miał najmniej nachalną urodę. W rozmowie z właścicielką zaczęła nam się zapalać czerwona lampka, kobieta ewidentnie oplatała głupoty i po krótkiej rozmowie było dla nas jasne że tam się dobrze nie dzieje. Psiaki były malutkie a ona wciskała nam że mają cztery miesiące i że to w 3/4 chihuahua'y. Oplatała głupoty jak to co i raz ludzie jej podrzucają jednodniowe szczeniaki na podwórek, mówiła że szczeniaki były wczoraj odpchlone i odrobaczone a pchły biegały po nich aż miło. Mieliśmy podjąć decyzję następnego dnia i po zastanowieniu i po konsultacji z moją siostrą zdecydowaliśmy się na suczkę bo jak powiedziała moja siostra "jak nikt jej nie weźmie to niedługo sama będzie rodzić". I tak trafiła do nas Zojka, ważyła 80 dkg i nie miała ani jednego zęba. Potem dowiedzieliśmy się od weta że ten jej brak zębów mógł wskazywać na geny chihuahuy bo te małe rasy nieraz późno dostają zębów. Jej brat ten wesoły szczeniaczek, zęby miał bo mnie podgryzał. Zośce też w końcu mleczaki wyrosły ale były w tragicznym stanie, dopiero stałe zęby urosły normalne.

Rozmawiałam z kilkoma osobami o tej Pani, moje miasto jest małe i ludzie się znają i dowiedziałam się że jest wdową po weterynarzu i że kiedyś miała hodowlę czy raczej pseudohodowlę dalmatyńczyków a potem rzeczywiście miała jakieś pieski rasy chihuahua, które jej jednak długo nie pożyły. Wyciągnęłam z tego wniosek, że pani ma ambicje być właścicielką hodowli i dlatego ma niewysterylizowane suki. Wiem, że kobieta ta chodziła też płakać do burmistrza że ma dużo psów bo przygarnia i ludzie jej podrzucają i burmistrz wspierał ją karmą. Bajkę o podrzucanych na okrągło przez płot szczeniakach wciskała komu tylko mogła.


Jak nasza Zojka skończyła rok, dowiedziałam się od sąsiada, który pracuje w Miejskim Zarządzie Dróg w którym mieści się miejskie przytulisko, że władze miasta postanowiły pomóc tej pani i za darmo wysterylizować jej wszystkie suczki i oddać je z powrotem. Samochód z pracownikami MZD pojechał po pieski ale pani powiedziała że suk nie odda na sterylkę, jej suki "nie dają" i nie rodzą przesadziła im tylko przez płot 5 psów, wszystkie prawie identyczne i jedną większą suczkę w zaawansowanej ciąży. Psy według pani były roczne - natomiast weterynarze oceniali je na 4-6 lat. Dziewczyny z lokalnego stowarzyszenia zamieściły ogłoszenia o tych psach, żeby znaleźć im domy, żeby nie trafiły do schroniska. Dla 4 piesków domy znalazły się w przeciągu tygodnia a ostatni był bardzo lękliwy i nie dawał się nikomu dotykać, szczególnie bał się mężczyzn. Ja monitorowałam ogłoszenie i zrobiło nam się go szkoda bo zakładaliśmy że jest jakoś spokrewniony z naszą Zojką, może jest jej starszym bratem, może ojcem, może dziadkiem. Nasze założenie wynikało z silnego przekonania że u tej pani psy rozmnażają się jak mogą. Nie chcieliśmy żeby Lisek trafił do schronu i zdecydowaliśmy się na adopcje i tak Lisek trafił do nas i został Maćkiem. Maciek nie wiedział co to zabawa, nie patrzył ludziom w oczy, nie pozwalał się dotykać obcym, rzucał się z zębami na inne psy. Tydzień po tym jak do nas trafił podczas spaceru spotkaliśmy jego dawną panią. Przypominam w przytulisku spędził miesiąc, u nas tydzień a u tej kobiety 4-6 lat. Przestraszyłam się że jak ją zobaczy to zechce iść z nią do domu, to w sumie jedyna pani jaką znał. Jego reakcja mnie zszokowała. Jak się z nią mijaliśmy i stanęłam żeby zamienić z nią kilka słów, pies się za mnie schował i patrzył ze strachem w moje oczy jakby prosił "nie oddawaj mnie". Ona próbowała do niego zagadywać i wyciągała do niego rękę a on się chował. Do tego momentu myślałam że kobieta tak jak Violetta Villas za bardzo lubi zwierzaki tylko się w tym pogubiła ale po reakcji Maćka zobaczyłam że miłości to u niej psy raczej nie zaznają.


Minęło 7 lat nieraz chodziliśmy na spacer koło jej domu bo byłam ciekawa czy dalej ma tyle psów, od ludzi słyszałam że ma około 20 ale jak się szło koło domu to było cicho więc myślałam że to już tylko legendy krążą. Sąsiedzi się podobno nieraz skarżyli ale miasto nic z tym nie robiło. Sama zgłaszałam swoje podejrzenia do kobiety która jest odpowiedzialna za psy z przytuliska że tam się chyba za dobrze nie dzieje (mówiłam o reakcji Maćka) i że trzeba jej chociaż te zwierzaki posterylizować bo sama tego nie zrobi bo jej nie stać.

No i w zeszłym tygodniu dziewczyna, którą znam a która ratuje psy wyrzucone i po wioskach (dokarmia psy u złych gospodarzy, namawia ich na zrzeczenie się zwierzaka i szuka im domów) zamieściła posta że jest sprawa, kobiecie uzbierało się 28 psów a jeszcze ktoś jej podrzucił 6 szczeniaków i trzeba zrzutkę karmy i jaką pomoc zorganizować. Jako że się znamy skontaktowałam się z nią, żeby się dowiedzieć czy nie chodzi o tą samą "biedną" panią. No i oczywiście chodziło. Ja juz kilka razy mówiłam tej dziewczynie o moich podejrzeniach co tam się dzieje ale mimo to wspomagała od pół roku tą kobietę karmą i pieniędzmi. Ale po rozmowie ze mną, gdzie jeszcze raz wyłuszczyłam jej jak to u tej pani funkcjonuje, postanowiła sprawdzić jak to na prawdę jest. Poszły tam dwie wolontariuszki i okazało się że jest dramat, około 30 psów, wszystkie takie same, jak przez kalkę robione, głodne, zapchlone, nie szczepione. Wynegocjowały że właścicielka zrzeknie się suczek, które przejmie jedna fundacja ale na drugi dzień pani się rozmyśliła. Dziewczyny spróbowały jeszcze rzutem na taśmę zainteresować sprawą większą fundację i wysłały filmik z interwencji do Fundacji dla szczeniąt "Judyta". I machina ruszyła. Niestety skala tego co się działo w tej pseudohodowli kundelków przerosła wszelkie wyobrażenia.


Dziś ludzie z Judyty w asyście policji, pogotowia, przedstawicieli gminy odbierali psy - było ich 77! Żywych. Oprócz tego w lodówce znaleźli 2 zamrożone martwe szczeniaki i jednego dorosłego psa. To szok dla wszystkich, nikt się takiej skali problemu nie spodziewał. Baba się rzucała więc dostała uspokajacze i musieli zakuć ją w kajdanki, wkroczył prokurator i będzie miała zarzutu znęcania się nad zwierzętami. Na razie trafiła do aresztu na 48.

Ludzie z Judyty muszą teraz ogarnąć te 77 odebranych psów, założyli zbiórkę i szukają na cito domów tymczasowych.

Jeśli ktoś z Was może pomóc to sama też bardzo proszę o pomoc bo jak patrzę na te filmiki z interwencji to widzę klony mojej Zojki i Maćka, które są jednocześnie ich kuzynami i serce mi krwawi.


Wrzucam link do zbiórki Judyty a w komentarzu wrzucę linki do postów na fb na ten temat z filmikami i zdjęciami z interwencji zamieszczonymi przez Fundację i przez Gosię, która ruszyła sprawę.


#zwierzaczki #hejtopomaga #pomoc


https://www.ratujemyzwierzaki.pl/80-psow-wyrwanych-z-piekla


P.S Dom w którym ta kobieta prowadziła swój proceder jest na tej samej ulicy co nasz nowy dom

MostlyRenegade

@serotonin_enjoyer wszystko rozumiem, ale po co trzymała martwe psy w lodówce nie potrafię pojąć.

Thereforee

@serotonin_enjoyer "Oprócz tego w lodówce znaleźli 2 zamrożone martwe szczeniaki i jednego dorosłego psa."


Ale... ale jak w lodówce? Co ona, żarła je? ಠ_ಠ

Fly_agaric

Nóż mi się w kieszeni otworzył podczas czytania tego.

Zaloguj się aby komentować

Następna