Smutno mi w ciul. Wczoraj pomagałam przyjaciółce, przywiozłam jej zbedny mi mebel. W trakcie niesienia go z auta (byłyśmy 15 metrów od auta) do jej furtki dwóch sebków otworzyło auto i ukradło mi torebkę.
Moja wina, wiem - powinnam odstawić mebel przy aucie, zamknąć auto na kluczyk i dopiero wtedy iść do furtki. Nie spodziewałabym się, że będąc kilkanaście metrów od auta ktoś wykorzysta okazje.
Na plus: od razu wlasciciel budynku obok zgrał mi monitoring. Przyjechała policja, radiowóz i tajniaki. Tajniaki wzięli mnie do auta, jeździliśmy 40min po mieście szukając tych sebków. Potem odstawili mnie do auta, przyjechał fotograf, robił zdjęcia auta, odcisków nie zbierał bo padało. Wziął za to niedopałek papierosa, który jak widac na nagraniu został wyrzucony przez jednego z sebków. Potem pojechali ze mną na komendę zrobić zgłoszenie. Dzisiaj dzwonili, że zabezpieczają kolejne monitoringi. Byli bardzo mili.
Nie wiem, czy to z powodu wartości kradzieży (2600zł + dokumenty), czy po prostu na takich trafiłam. Dobrze oceniam to, jak zajęli się sprawą. Mysle, ze rzeczy i dokumentów nie odzyskam, ale to miłe, że policja się stara.
Ta sytuacja spowodowała, że wrocil mi strach przed ciemnością, ciemnymi miejscami, byciem samą i obcymi ludźmi. Kilka lat temu doświadczyłam włamania do domu, w którym się znajdowałam. Po tamtej sytuacji moje lęki osiągnęły apogeum. Wtedy policja odnowiła przyjęcia zgłoszenia "bo nic mi się nie stalo". Na prawdę cieszę się, że tym razem trafilam na innych policjantów.
#zalesie #nerwica
