Hej!
Mam na imię Paweł. Jestem pielęgniarzem. Pracuję na Oddziale Detoksacyjnym, Chirurgicznym i Paliatywnym na południu Polski.
Majaczenie alkoholowe (delirium tremens), które zszokowało rodzinę i współpracowników naszej pacjentki.
Opiszę Wam ciekawostkę ze swojej pracy, która nie tyle co nas (pracowników) zszokowała, ale bardziej zaintrygowała.
Pokazała, że życie to jednak ciężki kawałek chleba, a nawet rodzina i najbliżsi czasami nie wiedzą z kim mieszkają pod jednym dachem. W sensie jak bardzo jesteśmy w stanie ukrywać się.
Będę starał się zanonimizować swój przypadek JAK TYLKO się da. Więc proszę nie gniewać się, gdy złapiecie mnie na sprzeczności, gdyż z racji zawodu i charakteru pracy, nie możecie Państwo w żaden możliwy sposób dojść o kim piszę czy ustalić tożsamość pacjentki, jej przypadek.
A więc zaczynamy.
Przyjęcie chorego jak każde inne. Nic szczególnego. Na oddział wchodzi kobieta w asyście ratowników medycznych.
Z wywiadu zebranego na izbie przyjęć: dziwaczne zachowanie w domu (w skrócie). Rodzina wezwała pogotowie, w obawie o stan psychiczny chorej.
Czemu przyjęcie na oddział detoksykacyjny? Podejrzenie lekarza przyjmującego o majaczenie alkoholowe.
Na oddziale:
- orientacja allo i autopsychiczna w normie,
- napęd psychoruchowy w normie,
- hipobulia, nastrój obniżony,
- kontakt logiczny w normie,
- mimika czy gestykulacja w normie,
- reakcje emocjonalne w normie,
- brak zaburzeń spostrzegania,
- brak zaburzeń toku i treści myślenia,
- brak myśli suicydalnych,
- afekt w normie,
- brak zaburzeń funkcjonowania poznawczego,
No hello, o co tu chodzi? Co ta pacjentka u nas robi?
Zawód: aktywny nauczyciel.
Mężatka, dwójka dzieci w wieku przedszkolnym i szkolnym.
Stan materialny: dobry.
Brak chorób przewlekłych, nieobciążona somatycznie.
Od 5 dni na antybiotykoterapii (to jest najistotniejsze w całej tej historii!).
Co wydarzyło się w domu:
Chora przeziębiła się i poszła do lekarza POZ, który zalecił 1g amoksiklav + osłonka. Chora zaczęła zażywać antybiotyk i po 2-3 dniach (z relacji rodziny) zaczęła dziwnie zachowywać się.
Najpierw przestawiała doniczki z kwiatami. Później do nich mówiła. Później zaczęła je wyrzucać przez okno. Krzyczeć na nie.
Przyjechało pogotowie (pierwszy raz: podało 1amp relanium 10mg domięśniowo) sytuacja uspokoiła się na trochę, ale po kolejnym dniu wszystko wróciło. Pogotowie przyjechało drugi raz podało relanium i przywiozło pacjentkę do nas.
Chora była spokojna, w miarę ustabilizowana przy przyjęciu, bo godzinę wcześniej dostała relanium.
Nic nie zapowiadało tego, co wydarzyło się za parę godzin.
Zapoznaliśmy pacjentkę z topologią oddziału, wskazaliśmy łóżko, wszystko wydawało się być w porządku.
Około godziny 17:00 zaczęło się. Z racji tego, że na oddziale nie ma doniczek z kwiatami, chora zaczęła zrywać nam obrazy ze ścian. "Mówią do mnie", "patrzą na mnie", "to dyrektor mnie śledzi".
Zaczęło się (rozpędziło na chwilę uśpione!) majaczenie alkoholowe.
Pacjenta została zabezpieczona pasami bezpieczeństwa w obrębie łóżka. Stwarzała realne zagrożenie zdrowia i życia dla siebie, innych chorych i personelu.
Teraz zapytacie co się wydarzyło?
Otóż szanowni Państwo... nikt, mąż, dzieci (to jedno starsze), jej matka, ojciec, teść, teściowa, dyrekcja, współpracownicy nie zdawali sobie sprawy, że chora jest zaawansowanym alkoholikiem.
Dopiero gdy zaczęła brać antybiotyk i przestała pić alkohol na czas antybiotykoterapii (bo lekarz POZ nastraszył ją, że "nie wolno jednocześnie brać antybiotyku i pić jakiegokolwiek alkohol) organizm po nagłym odstawieniu alkoholu "zwariował".
Rodzina w szoku. Współpracownicy w szoku. No my z oddziału też trochę w "szoku", aczkolwiek niejedno już widzieliśmy.
Mój tag do obserwowania:
#hejtoangello
Dodaję do zasięgu
#medycyna
Pytania?
Pozdrawiam serdecznie

