Zdjęcie w tle
kr5t3k

kr5t3k

Specjalista
  • 14wpisy
  • 28komentarzy
kopytakonia

Sory jednak 15 dochodzi

kr5t3k

@kopytakonia No właśnie. I człowiek nie wie, czy się z łóżka podnieść czy nie. Meh

Zaloguj się aby komentować

13. Z większych wyjazdów wysyłam zwykle pocztówki. Oczywistym jest, że we Włoszech rzeczonych nie kupuje się w sklepie z papeterią czy też w księgarni. Pocztówki można kupić w sklepie z papierosami. Znaczki zresztą też. Niestety. Pocztówki są ultra słabe, tak na oko z lat 90. Na pytanie o znaczki poza Włochy pan łapie się za głowę i zaczyna tworzyć teorię jakich znaczków można by użyć. Aleks traci cierpliwość i wracamy do domu. Nie będzie dzisiaj kartek.


Pocztówki zakupiliśmy dzień później w Neapolu. By je wysłać – należy udać się do domu, który czyni szalonym. To moje pierwsze zderzenie z włoskim „urzędem”. Idziemy do głównego budynku poczty, zbudowanego za Mussoliniego. Architektura pięknie oddaje faszystowską pompatyczność. Potęgę dyktatury i siłę władzy. Nie inaczej jest w środku. Wiatr hula po ogromnej przestrzeni a z kilkudziesięciu okienek do obsługi petentów - działa może 3. Bierzemy numerek i czekamy na swoją kolej. 10 minut i jesteśmy przy okienku. Nie jest źle!


Mam 10 kartek do wysłania. 9 do Europy, jedną poza. Uuu, trudne się wylosowało. Pani przewraca oczami i idzie do koleżanki. Wraca z jednym znaczkiem. Teraz już z dwiema koleżankami wspierającymi w tej niedoli wychodzi na zaplecze. Wracają po 5 minutach. Rozdzielają się i każda siada przy swoim okienku. Pani wykopuje kolejne znaczki z szuflady. Długie, kolorowe paznokcie dramatycznie utrudniają naklejanie znaczków. Udało się. Minęło 10 minut i to koniec! Aleks oczywiście przesadzał ostrzegając przed biurokracją. Czy oby na pewno? Okazuje się, że to dopiero połowa drogi. I to ta „krótsza połowa”. Kobieta bierze pocztówkę. Kładzie ją na wadze. Kilka klików w komputerze. Drukarka wypluwa naklejkę z kodem kreskowym. Następuje procedura naklejenia kodu na pocztówkę. Kurde, znowu te paznokcie. Na domiar złego – wydrukowany kod ledwo mieści się w wolnej przestrzeni przy znaczkach. Trzeba trochę przyciąć rogi. Gdzie są nożyczki? Dobra, są w drugiej szufladzie. Udało się! Pierwsza kartka wrzucona do skrzynki nadawczej! Jeszcze tylko 9. Cała procedura przy okienku zajęła 35 minut. Z tego co mówi Aleks – dzisiaj był luz. Poszło nad wyraz sprawnie i bez zbędnych ceregieli.


Poza-pocztowa i ostatnia już ciekawostka. Kolejną tradycją tych moich wojaży jest zwiedzanie miejsc z lokalną kuchnią. Oczywiście wybór pada na Mc Donald’s, który w każdym kraju ma swoje lokalne produkty. Co można zjeść we Włoszech? Burgera z kostką parmezanu na zakąskę i popić to wszystko piwem. A kostka parmezanu, to przekąska, którą dostają dzieci do szkoły. Dostarcza im to wystarczającej energii by przetrwać zajęcia. A te, mają od poniedziałku do soboty. Cóż za ulga dla rodziców!


P.S. To już koniec włoskiej przygody. Mam nadzieję, że się dobrze czytało a absurd opisywanych sytuacji poprawiał wam humor. Dzięki za dotrwanie do końca!

#krystekwdrodze #podroze

23847a69-bbb6-4407-b143-a6fc7271b88a
a4a1927f-62ee-41ba-baa4-9d742fa78f45
8e07b685-2709-47f7-a019-a64b8c4f18f8
d54fbb72-235e-408c-9094-a2d09f006c12
f277fb05-5e63-406b-86ea-e9df8ea2c595
Opornik

@kr5t3k zrobiłeś zdjęcie tego faszystowskiego budynku?


ale piękna pizza

WatluszPierwszy

@kr5t3k Będąc latem w Perugii poszedłem do informacji na dworcu autobusowym. Chciałem spytać jak dojechać do pewnej małej miejscowości. Google i Moovit nie dawały mi jednoznacznych informacji, więc uznałem, że najlepiej spytać u źródła. Tym chętniej tam szedłem, bo będąc w tym miejscu wcześniej Pani w okienku bardzo szybko ogarnęła mi karty Umbria Go dla całej rodziny. Niestety tym razem trafiłem na pana, który po pierwsze ni w ząb nie rozumiał po angielsku, po drugie mimo, iż na jego biurku był laptop postanowił wyszukać połączenie w rozkładzie papierowym. Grzebał, szukał, robił minę, która dość jasno wskazywała, że intensywnie myśli. Posługując się tłumaczem Google zadałem mu pytanie w jego języku ojczystym. Zrozumiał. Pogrzebał znowu i powiedział, że w sobotę nic nie jeździ do miejscowości, która jest celem moim oraz mojej rodziny. Uprzednio zdążył się spocić z wysiłku, myśleć intensywnie kilka minut i komunikować się ze mną bardzo potoczyście płynącym włoskim. Podziękowałem. Wyszedłem i sam sobie znalazłem odpowiedź w internecie oraz pytając kierowcy jakiegoś randomowego autobusu. Do naszego celu dotarliśmy bez problemu.

kr5t3k

@WatluszPierwszy a chociaż nakrzyczał rękami na Ciebie?

WatluszPierwszy

@kr5t3k Tego nie robił, ale mówił tak szybko, że chyba nawet Włoch z dziada pradziada nie do końca by łapał o co chodzi.

Guma888

W tym roku byłem we Włoszech i kupiłem pocztówki (bardzo ładne) i znaczki tam gdzie kupowałem pocztówki. Okazało się,że na tych znaczkach nie wyśle do Polski. Na poczcie spędziłem 10min i bez problemów.

kr5t3k

@Guma888 Ale jak widzisz, system z Tobą wygrał przynajmniej raz

Zaloguj się aby komentować

12. Benewent jest miasteczkiem o grubo ponad 2000 letniej historii. Znajduje się w nim kilka bardzo historycznych miejsc i budowli. Łuk Triumfalny (Łuk Trajana) z II wieku naszej ery. Był on bramą do miasta jak i częścią rzymskiej drogi Via Appia. Wyrzeźbione się na nim bóstwa i obrazki z życia. Na przykład dzielenie się chlebem czy też personifikacje pór roku. Wielokrotnie odbudowywany po trzęsieniach ziemi. Kilkanaście lat temu odbyły się przy nim protesty. Aktywiście wzięli sobie za cel walkę z gloryfikacją wojen, bitew i walk. I w sumie nic w tym złego. To standardowy obrazek wyryty na Łukach Triumfalnych. Chyba, że ma się dość dużego pecha albo brak wiedzy. Łuk Trajana to jeden z niewielu, jeśli nie jedyny włoski łuk, który nie upamiętnia żadnej bitwy. Żadnej.

W mieście znaleźć można most z drugiej połowy II wieku naszej ery, który razem z Łukiem jest częścią najstarszej rzymskiej drogi Via Appia.

Nieopodal znajduje się kościół Santa Sofia z XVIII wieku naszej ery, w którym zachowane są przepiękne freski. Budowla wzorowana na Hagii Sofii z Konstantynopola. Kawałek dalej jest też zachowany dość dobrze rzymski teatr z II wieku. Część zabytków wpisana jest na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Generalnie rzecz ujmując - dość ładnie.


Oprócz czasów bardzo dawnych, mamy też bardziej współczesne historie. Wszak XIII wiek, to super niedawno. Od około tegoż wieku Benewent uchodzi za miejsce spotkań włoskich czarownic i zwany jest miastem wiedźm. A pierwsze wzmianki o nich – „janarach” przebijają się w literaturze już w VII wieku. Spotkania wiedźm – sabaty – są wielkimi ucztami. Oczywiście tradycyjnie jak to z nimi – występują tańce, dzikie orgie z duchami oraz demonami pod postacią kotów i kozłów. Sabaty są wokół drzewa orzecha włoskiego, uchodzącego za wiecznie zielone o szkodliwej naturze. Czarownice – za dnia nieodróżnialne od normalnych kobiet – nocą nacierały pachy i piersi maścią, by odlatując na miotle przybrać bezcielesną formę i ulotnić się jak wiatr. Mogły wywoływać poronienia, porywać noworodki, wysysać z nich krew i rzucać klątwy. Warto było z nimi żyć w zgodzie i nie wchodzić im w drogę.

XV wieczny święty Bernardyn ze Sieny potępił Benewenckie czarownice i zapoczątkował piękną tradycję polowań na nie. Te, po pojmaniu zwykle torturowano, by wydobyć zeznania i przyznanie się do uprawiania magicznego fachu. Następnie – ku uciesze gawiedzi przeprowadzano publiczne egzekucje paląc je na stosie czy to wieszając.

Historia wiedźm z Benewentu jest przepiękna i ma od groma odniesień w lokalnym folklorze i kulturze. W XIX wieku postanowiono zmonetyzować legendy i opowieści o nich. Powstał ziołowy likier „Strega”, który jest dumą Benewento i przekleństwem mieszkańców. Z racji swej popularności a zarazem tradycji – dodawany jest praktycznie do wszystkich świątecznych słodyczy, czekoladek i ciast. Na jego bazie tworzone są sosy i ciasteczka. A mieszkańcy? Cóż. Jako dzieci, przyzwyczajani do smaku ziół w słodkościach – teraz są w stanie wyczuć minimalną zawartość likieru, który wzbudza w nich ziołowe traumy z dzieciństwa. Jägermeister – produkowany jest z 56 ziół. Strega z 70. Czy to może być dobre?

#krystekwdrodze #podroze

692132f8-583c-4584-95ca-54e3e01fa89f
26fa2557-353b-4119-bb67-ea522daf4676
6ee27e9a-3075-4a9b-8884-ec7e1053b533
c18bb7e5-1e28-4733-9e7a-2f9c7d07b2d9
837640b4-1df3-49d2-ad92-03e8ae085b18
Romanzholandii

Hejto uczy, hejto bawi.

Zaloguj się aby komentować

11. W 1981 roku, niedaleko Benewentu, paleontolog odkrywa skamieniałość „wielkiego ptaka”. Kompletnie ignoruje swoje znalezisko i porzuca w czeluściach domu. W 1992 roku – odkrycie trafia w ręce naukowców z Milanu i Neapolu. A tam, praktycznie natychmiast strzelają korki szampana. To najprawdziwszy dinozaur. Fantastycznie zachowany z między innymi z tkankami miękkimi. Gatunek otrzymuje nazwę Scipionyx, a pieszczotliwie określany jest mianem Ciro. Odkrycie pozwala poznać dokładną budowę anatomiczną. We wnętrzu dinozaura znaleziono szczątki jego pożywienia. Sam fakt, że jest tak świetnie zachowany – pozwala na zrozumienie budowy wewnętrznej, która wcześniej była w sferze domysłów. 

W 2005 roku, kilka lat po zbadaniu skamielin, w Benewencie ma miejsce uroczyste otwarcie muzeum paleontologicznego. Przed budynkiem zostały wystawione potężne eksponaty, prezentujące dinozaury. Jak na tak małe miasteczko – wydarzenie nie przechodzi bez echa. Mieszkańcy przychodzą tłumnie aby się przyjrzeć wielkiemu znalezisku. Po minięciu majestatycznej ekspozycji wchodzą do środka, a tam, w najważniejszej sali znajduje się Ciro. Kamień z 23 centymetrową „jaszczurką”. Od teraz Ciro otrzymuję wśród tubylców nazwę: Jaszczurka z Benewentu. 

#krystekwdrodze#podroze

396edfd1-2a1f-4c04-a54c-0b0c1f070ff9
4ae0a58a-5cc4-4da7-8861-c5159f080f9f
0bf53871-ee39-4cf4-89d7-66f412f548d2
f603d0bd-99e5-44bb-bb53-33ce80eb33b9
9a130f2c-503d-4e50-bf2f-3ce722dc1654
Opornik

@kr5t3k to p⁎⁎da nie paleontolog

Zaloguj się aby komentować

10. Neapol w swoim przytłaczającym majestacie posiada trzy zamki. Nie jeden, nie dwa a trzy. 

Pierwszy, najstarszy, ulokowany na maleńkiej wyspie połączonej wąskim mostem z lądem - Castel dell’Ovo. Za początek jego lokacji można przyjąć VI wiek p.n.e., gdy Grecy założyli na wyspie osadę. Nazwa zamku – „Jajeczny” wywodzi się z legendy głoszącej, że magiczne jajko posiadane przez rzymskiego poetę Wergiliusza po jego śmierci stało się częścią fundamentów i wzmacnia zamek. Obok zamku mieści się hotel Royal Continental. Na jego fasadzie znajduje się tablica upamiętniająca Henryka Sienkiewicza. Pracował w nim nad Quo Vadis a po śmierci, właśnie w Neapolu książka została wydana po raz pierwszy we włoskim tłumaczeniu. 

Drugi w kolejności zamek, to Castel Sant'Elmo. Pochodzący z XIII wieku n.e. Zamek ulokowany w najwyższym górnym Neapolu serwuje przepiękną panoramę na miasto z widokiem na Zatokę Neapolitańską oraz Wezuwiusza. By się do niego dostać – można mozolnie wspinać się po schodach lub też wyjechać kolejką. My wybraliśmy kolejkę. Schodząc w dół, gdzieś w połowie schodów spotykamy Amerykanów. Pytają czy daleko jeszcze i jak się dostać do zamku. I nie, nie zaczęli iść z dołu. Mieli nocleg jakieś dwie minuty stąd. Czy wyjdą na górę? Nie wiem, choć się domyślam. A w zamku aktualnie znajdują się biura, wystawa sztuki i muzeum.  

Trzeci i ostatni zamek, to XIII wieczny Castel Nuovo. Jeden z najbardziej charakterystycznych symboli miasta, znajdujący się w samym jego sercu. Wokół zamku roztacza się przepiękny widok na rusztowania, ogrodzenia i wykopaliska. Przyczyna? Budowa metra, która trwa już wystarczająco długo, by zaczęto o nim tworzyć legendy. A jedna z nich mówi, że neapolitańczycy kopią coraz głębiej nie po to, by zbudować metro, a po to by je odnaleźć. 


#krystekwdrodze #podroze

942dcfac-ab00-4dd8-b3c4-4ec85d90e385
83a347eb-ca99-4332-8e88-011fd8bf7916
4b38412a-61f0-4f99-8a59-067074be8cac
ff7f99d6-7277-404e-ab60-2b86d2bbc74d
0bb8c7ad-3d14-4104-a4be-0d6625d096af

Zaloguj się aby komentować

9. Pierwsze wzmianki o neapolitańskich szopkach pojawiają się już w XI wieku. Tradycja rodzi się powoli, początkowo tylko w kościołach, następnie wśród arystokracji by osiągnąć swój złoty okres w XVIII wieku. Ze skromnej groty, która przedstawiała tylko scenę narodzenia – sceneria rozszerza się o świat świecki. Tłem – jest górzysty i wąski krajobraz Neapolu. We wnętrzu szopki, oprócz świętej rodziny obowiązkowo pojawiają się trzy elementy.

Rzymska nadgryziona zębem czasu kolumna, która symbolizuje upadek starego i początek nowego świata.

Śpiący pastuszek – Benino, który śni o szopce. Obudzenie go – zwiastuje standardowo nieszczęście, zagładę Neapolu a co za tym idzie – koniec świata. Rutyna.

I trzeci - stojący plecami do głównej sceny arystokrata - bogacz, który jest zbyt zajęty dążeniem za dobrami doczesnymi, by dostrzec narodziny Jezusa.

Oprócz kolumny, Benino i bogacza – w szopce może znaleźć się wszystko. Prostytutka kontrastująca z czystością Maryi. Mnich bluźnierczo pokazujący zjednoczenie sacrum z profanum, co jest uzasadnieniem twórczego miszmaszu. Są mędrcy, sprzedawcy, dziewica oszukująca anioła, cyganka, rybak, sprzedawcy wina. Może też pojawić się kościół lub krzyż świadczące o anachronizmie szopki, wszak ta, umiejscowiona jest w XVIII wieku. W Neapolu jest cała ulica, na której znajdują się sklepy sprzedające przede wszystkim figurki i wyposażenie szopek. A co tam się może znaleźć – myślę, że zdjęcia pokażą.

#krystekwdrodze #podroze

a533068c-bb07-4da8-a7b6-4e7afec4207b
ebf4eef6-9bda-461f-87db-ced86fa4d0bb
08c8c251-e3f1-4df4-aaa4-55a2b5ff1501
e609c75a-4885-4920-9f60-f2ef624f1e07
c709d48e-5818-4277-8780-5818bbeac533

Zaloguj się aby komentować

8. Po nabożeństwach ruszamy w kierunku obiadu. Idziemy do jednej z najstarszych pizzerii - Pizzeria Da Michele.  Przed budynkiem czeka grupka ludzi. Gość wyglądający jak Richie z The Bear zarządza tłumem. Rozdaje numerki, wpuszcza do środka i sortuje ludzi pomiędzy dwoma budynkami, w których można zjeść pizzę. Nie wiem jak ale to działa. Po jakichś 30 minutach udaje nam się wejść do środka. W ofercie 4 pizze, z czego dostępne są trzy. Margherita, marinara i cosacca. Po chwili zastanowienia – zamawiamy wszystkie. Margerita jest świetna. Cosacca (z pecorino zamiast mozarelli) – równie dobra. I tu – moja wyobraźnia generuje błąd. Najtańszą, najbardziej podstawową i nie mającą absolutnie nic poza sosem i serem jest margerita. Tak było zawsze. Do dzisiaj. Marinara to pizza z sosem pomidorowym, oregano, oliwą i kilkoma ząbkami czosnku. Koniec. Sera nie stwierdzono. A w smaku? Obłęd. Dosłownie obłęd. W najśmielszych wyobrażeniach nie wpadłbym na to, że kawałek placka z sosem pomidorowym może być tak świetny. To moje odkrycie z całego wyjazdu. Na równi ze sfogliatelle. Pizza bez sera. Da się. Oj da się. Każda pizza 6 euro. Jedna na głowę w zupełności wystarcza. A jak się zje 1,5 to się później cierpi. Pięknym jest to cierpienie i warto. 


#krystekwdrodze #podroze

2e05be5b-f970-45d4-8884-fa2c411d4ccb
5629da34-4606-4fd2-8af6-d7e0713302f4
5547b21e-dcdd-49c6-ae1b-28662e1b2ee3
Rimfire

@kr5t3k to w Toruniu taki podobny fenomen był. Pizzeria Piccolo. Od lat dziewięćdziesiątych pizza z grzybami i serem, kolejka ciągnąca się aż na zewnątrz nawet poza godzinami szczytu (ale szła błyskawicznie). Nie tam jakieś 20 różnych fikuśnych nazw, tylko "pizza" i do picia gorący barszcz. Nie wiem jak tam teraz jest ale kuuuurła, kiedyś to było

Zaloguj się aby komentować

7. Neapol ma trzy zamki i ma też trzech, fundamentalnych świętych. Kolejność, w której te osobistości wymienię, jest zupełnie losowa, gdyż nie mnie rozsądzać ich rangi. Pierwszy – oczywiście święty January, którego krwi wspaniały cud, transmitowany na telebimach i w internecie miał dzisiaj miejsce. Neapol uratowany, świat będzie istniał. 


Drugim świętym, którego wizerunek jest praktycznie wszędzie jest Ojciec Pio. Ja wiem, że pochodzę z Polski. Jedyny słuszny i taki, któremu się buduje pomniki to Jan Paweł II. Jedyny prawdziwy papież pośród tych włoskich uzurpatorów. Ale ojciec Pio? Żeby miał aż taką nadreprezentację obrazów, pomników i czcicieli w Neapolu? Nie godzi się. Zupełnie się nie godzi. Znalazłem jeden, dosłownie jeden wizerunek naszego papieża pośród ogromu ojców Pio. 


A trzecim neapolitańskim świętym, czczonym na równi z Pio jest przenajświętszy Diego Maradona. Jego wizerunki, obrazy, odwołania są dosłownie wszędzie. Ba, jest kawiarnia mająca ołtarz poświęcony jego czci. W centralnym jego punkcie znajduje się relikwia. Włos z genitaliów Maradony. Czy prawdziwy? Właściciel kawiarni twierdzi, że on wierzy a ja muszę zdecydować jak głęboka jest moja wiara w świętego Diego Maradonę i sam ocenić autentyczność relikwiarza. 

#krystekwdrodze #podroze

197601b5-cb14-46f9-ade9-5ddc6eb70c56
c98284ed-7d32-4b07-9cf8-b25af905e536
41f50f7b-7d88-4c4b-a33a-1ffd006e9b60
6798cf9c-3d90-4c2e-a4c1-de998349d4c2
b5aadae8-e8a1-4fa3-9660-4b2126d6fcda
splash545

Po⁎⁎⁎⁎ne. xd

Zaloguj się aby komentować

6. Na pamiątkę męczeńskiej śmierci świętego Januarego, nomen omen biskupa z Benewentu odbywa się doroczne, uroczyste nabożeństwo. Cała ceremonia ma miejsce w Katedrze Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, zwanej również katedrą świętego Januarego. W tym wyjątkowym dniu (jak i kilku innych) ponad 1700 letnia krew ze stanu stałego przechodzi w płynny. Cud powtarza się rokrocznie, a w przypadku porażki w transformacji – zwiastuje nieszczęście. Czy to dla świata czy też Neapolu. Choć wiadomo: upadnie Neapol to i świat nie będzie miał żadnej sensownej przyszłości. Cud nie wydarzył się w roku 1944, gdy doszło do erupcji Wezuwiusza, a także podczas wizyty jedynego, prawdziwego papieża w 1979 r. sic!


Zmierzamy w kierunku kościoła. Jest około 9:30, trwa msza prowadzona przez arcybiskupa Neapolu - Domenico Battaglia. Na placu przed katedrą stoi niemały tłum ludzi. Niewątpliwie widać postęp i fakt podążania z duchem czasu. Mimo, że stoimy na szarym końcu – wielki telebim wraz z fantastycznym nagłośnieniem pozwalają uczestniczyć w nabożeństwie. Myślę, że przemiana stanu skupienia krwi, to jeden z niewielu cudów na świecie, który można zobaczyć na żywo. Ba, nie dość, że na żywo, to jeszcze jest transmitowany w internecie. Wot – technologia.


Pośród tłumów chodzi tradycyjny włoski sprzedawca kluczy świętego Januarego (It's I, Leclerc!), z którym spotkanie wygląda mniej więcej tak:

- klucze świętego Januarego! Klucze świętego Januarego!

- o, a co to jest? Co pan sprzedaje?

- sprzedaję klucze świętego Januarego w cenie euro za sztukę

- dobra cena. Ale czym one są?

- to klucze świętego Januarego

- ale co to jest? O co z nimi chodzi?

- TO KLU-CZE ŚWIĘ-TE-GO JA-NU-A-RE-GO! – odpowiada sylabizując powoli


Po dłuższym postoju na placu, usatysfakcjonowany kluczem świętego Januarego, który oczywiście jest super ważnym kluczem – stwierdzam, że warto może wejść do katedry. Mimo, że drzwi obstawione są przez le carabinieri (patrz zdjęcie poglądowe), to ludzie wchodzą jednymi drzwiami i odmienieni wychodzą drugimi. Podążamy ich śladem. Stajemy w kolejce do wejścia. Może z nas też uda się ulepić lepsze jednostki. Po komunii i zakończeniu nabożeństwa przychodzi czas na wielki finał. Arcybiskup bierze relikwiarz, potrząsa nim i… na naszych oczach dzieje się cud! Krew wraca do płynnej postaci. Neapol uratowany. Świat uratowany! Kapłan przechodzi z relikwiarzem wśród tłumów. Są zdjęcia, owacje, oklaski i ogromna ekscytacja, że potencjalna tragedia została odsunięta o przynajmniej jeden rok. Eh. Piękna to była chwila. Podniosła i mistyczna.

#krystekwdrodze #podroze

60eb3b64-05f6-4ee6-8e64-3a99c0ccdf00
c8015d18-f826-43dc-bdca-44c8183cc6b6
8ab8617e-e93f-45b7-b0e5-85bb8715a185
2f051318-1bc0-4412-9830-f940eac7c8cb
f85db6a9-8e22-41f8-882e-20ce8a32ce36
zuchtomek

@kr5t3k No i niech mi ktoś wytłumaczy, że te obrzędy nie są spuścizną pogaństwa


  • związanie losu miasta, a nawet świata z corocznym rytuałem

  • kult relikwii, magiczne właściwości krwi.

  • tłumne zgromadzenia z telefonami (no offence), trochę festyniarski charakter, zamiast 'uczestnictwa' i skupienia

  • obawa przed niepomyślnością w razie niepowodzenia rytuału.


BTW. To bardzo fajny klucz!

2cb55178-9e42-4eaf-8b19-60a7de52bf5d
kr5t3k

@zuchtomek Dla mnie się to podoba "Cud", który dzieje się na żywo. Nutka niepewności - uda się albo nie. Transmitowany on-line. Jak dla mnie jest to przeuroczy poziom absurdu. Tak, klucz jest świetny, choć wciąż nie wiem co otwiera

Tam jeszcze jeden smaczek się wydarzył. Na uroczystości, w pierwszym rzędzie obecny był inny Gennaro. Były, włoski minister kultury, który wsławił się romansem z influencerką. A zasłynął głównie tym, że pokazał się podrapany przez żonę, gdy sprawa wypłynęła xD

zuchtomek

@kr5t3k No mi jako festyn absolutnie nie przeszkadza, zastanawiam się jaki tu po prostu związek z chrześcijaństwem

Seele

January jest tylko jeden

#420

cd1fa073-eb42-401e-bec0-a2ed3ef5d01e
AdelbertVonBimberstein

@kr5t3k ja potrafię taką sztuczkę, że zamieniam Twaróg śmietankowy w czekoladowy.

Zaloguj się aby komentować

5. Pora na tradycyjne włoskie śniadanie. Espresso z rogalikiem czy też innym małym zasładzaczem. Poranna porcja cukru, wraz z wyzwalaczem numeru dwa. Ta kombinacja ma wystarczyć do wczesnego popołudnia. Udajemy się (wszak pielgrzymi się udają, normalni ludzie by poszli) do cukierni Sfogliatelle Attanasio. Aleks pobiera numerek, idzie do kasy, zamawia coś, co za ladą nie jest w żaden sposób opisane, płaci i czekamy na swoją kolej. Nie ma wielkich tłumów, ale swoje odstać trzeba. Uśmiechnięta pani podaje nam 4 bułeczki. Z cukierni przechodzimy na drugą stronę ulicy. Tam – mała kawiarenka serwująca kawę. Siadamy na polu przy stoliku (mam nadzieję, że neapolitańczycy nie wychodzą na dwór!) i odpływam. Sfogliatelle to typowe ciastko / drożdżówka pochodzące z Neapolu. Przypomina ciasto filo, tylko zdecydowanie bardziej chrupiące. Zawartość? Ultra-słodki ser jak w serniczku, niestety bez rodzynek, choć ze skórą i kandyzowanymi cytrusami. Obłęd. Zakochałem się w tej chrupkości.


Z wnętrza kawiarni dobiegają pokrzykiwania. Młody chłopak próbuje coś zamówić, aczkolwiek jego język znacznie odbiega od włoskiego. Kelnerka żwawo gestykuluje próbując przekazać jak bardzo go nie rozumie i że ma w wielkim poważaniu jego nieznajomość włoskiego. Aleks chce pomóc i zagaja:

- mówisz po angielsku?

- nie

- po hiszpańsku?

- nie

- może po portugalsku?

- też nie - a może po polsku?

- nie

- po niemiecku?

- nie

- została mi tylko łacina. Znasz?

- nie

- to jakie języki znasz?

- serbski. Badum tssss!

Niby bycie poliglotą powinno pomóc w komunikacji. Niestety, okazuje się, że nauka języków jest zdecydowanie przereklamowana i nawet umiejętności Aleksa nie dały rady. Zaś przyjazd do Włoch ze znajomością „kompletnie bezużytecznego” języka, którym posługuje się około 12 milionów ludzi – definitywnie i w żaden sposób nie ułatwia zamówienia śniadania. Szczęśliwie – technologia i tłumacz w komórce już tak. A i gestykulacja swoje trzy grosze dołożyła.
#krystekwdrodze #podroze

c7247689-b887-46e4-9805-c5ba68676673
f96c7bda-3cf2-4624-91d0-02421fbe5173
2dfdfca1-b2f1-4d8c-b8c8-a4156f198623
9c0a3c89-ebac-4066-bdca-778c76065f49
db8bd562-9a9a-47b7-85a9-3580fbcd2613
LaMo.zord

@kr5t3k z jednej strony jak przypomnę sobie zapach na mercato przy stoisku rybnym to tak średnio, ale z drugiej tęskni człowiek za Neapolem...

Ehhh. Co za życie.

kr5t3k

@LaMo.zord Czy to tęsknota za wysokim poziomem abstrakcji i absurdu?

LaMo.zord

@kr5t3k czym? Przecież to takie "naturalne" tam było

Ale nie ma już tak jak dawniej z tego co słyszałem. Jak ja tam mieszkałem to pełna kulturka z sangrią za kierownicą i na skrzyżowaniu bez zwracania uwagi na jakieś tam światła się jeździło

3 w nocy człowiek w samych gaciach śpiewał z rodowitymi Włochami piosenki o wielkiej Italii i złych karabinach XD

Piękne to były czasy

Zaloguj się aby komentować

4. Jedziemy do Neapolu na wielkie święto. Cud San Gennaro (świętego Januarego). Wysiadamy z autobusu. Odbieram telefon. Aleks łapie mnie za rękę i odpycha w pustą przestrzeń na płycie placu. Kończę rozmowę i pytam: - Co to było? - To jest Neapol. Jeśli nie musisz, nie wyciągaj telefonu. Gdy potrzebujesz go użyć, upewnij się, że nie ma wokół ciebie podejrzanych ludzi. – odpowiada Aleks - Co? Żartujesz sobie oczywiście? – pytam. - Nie, nie żartuję. Po prostu uważaj. Chodźmy na kawę i coś zjeść, bo widzę, że zbladłeś. Schowałem telefon w kieszeń. Upewniłem się, że plecak mam na plecach. Niby nic w nim nie ma, ale skoro trzeba uważać, to przynajmniej będę takie wrażenie sprawiał.

Przeszliśmy może z 300-500 metrów. Tuż obok nas – przebiega gość w kolorze afroamerykańskim. Na plecach targa zawiniętą płachtę. Coś na kształt złapanego za rogi prześcieradła wypełnionego niezidentyfikowaną zawartością. W tle - słychać dźwięk syren radiowozów. Mija nas drugi gość również biegnąc z czymś na plecach. Za chwilę przebiega jeszcze kolejnych trzech. Jest i policja. Dwóch funkcjonariuszy ‘la polizia noooo’ biegnie za nimi, a radiowozy próbują dotrzymać tempa w zakorkowanym mieście. Uciekinierzy nikną pośród tłumów w wąskich uliczkach. Funkcjonariusze wracają do radiowozów. Dzisiaj się nie udało. Co to było? Pościg za handlarzami podróbkami. Torebki, paski, perfumy i takie tam. Widziałem takie rolki na Instagramie. Chyba z Francji. Dzisiaj – na żywo w Neapolu, jakieś 15 minut od wyjścia z autobusu. Boże! Gdzie ja się znalazłem?!

Żeby domknąć etap pościgu – Aleks opowiada historię sprzed kilku lat. Tak jak i my dzisiaj – szli sobie z przyjacielem Leonem z dworca autobusowego. Zaczepił ich tradycyjny, neapolitański sprzedawca skarpet (It is I, Leclerc!) dźwigający ich całą ikeową niebieską torbę. Po długim żmędzeniu i negocjacjach udało się mu przekonać Leona do zakupu dwóch par, w cenie 2 euro. Po otrzymaniu banknotu 50 euro Leclerc rzuca torbę ze skarpetami i ucieka w popłochu zostawiając osłupiałych chłopaków z niebieską torbą na ulicy. Leon chciał 2 pary – otrzymał całą torbę. Można by pomyśleć – zapas na całe życie. Zrezygnowany – postanowił zabrać skarpety ze sobą do wynajmowanego pokoju. Torba ciężka, droga długa ale kosztowało go to 50 euro. Po dotarciu na miejsce – zaczął rozpakowywać torbę. I tu – niemałe zaskoczenie. Rzeczywiście, pełno było skarpet. Zapas nawet na dwa życia. Jeden mały szkopuł psuł radość z dokonanej transakcji. Wszystkie skarpety były koronkowo-pończochowo damskie.
#krystekwdrodze #podroze

e50cecfe-8df4-4c24-ac34-349887b5885e
5031c07d-ff68-48c7-beb1-2cea84f9cc58
0501dfcf-319e-4aa2-83ab-b3349c7e9eb8
d13e559e-dbb5-4bc7-a303-d2b975d81085
e4ebf6fc-45b3-4a04-8b6d-13bc36b5d7cf

Zaloguj się aby komentować

3. Benewento słynie z kilku rzeczy  i pomimo bycia małym miasteczkiem – naprawdę ma się czym pochwalić, mimo to od początku mojego pobytu nazywamy go „wioską”. Do tych większych rzeczy wrócimy później. Teraz wyjedźmy z miasta na moment.


Bardzo urzekło mnie rondo w drodze do Pietrelciny. Rondo jak rondo, czyż nie? A nie! Na jego wyspie znajduje się fenomenalna rzeźba mechanicznego Ojca Pio. Takiego, który tylko czeka aby zejść z piedestału i dokonać ostatecznego zniszczenia świata. Bądź walczyć jak Godzilla kontra Megaguirus. Pod figurą czcigodnego świętego w godzinach porannych uprawia się handel arbuzami. Oczywiście, gdy jest na nie sezon. Popołudniami a może i bliżej wieczora tradycją było, że sprzedawcy się zawijali. Ich miejsce zajmowały n*geryjskie panie świadczące wiadome usługi. Niestety. Aura Ojca najwyraźniej miała przerwy  w protekcji, gdyż doszło do kilku nieszczęść i porachunków pomiędzy pracowniczkami najstarszego zawodu świata. A może pomiędzy ich klientami lub o zgrozo opiekunami? Co za tym idzie – panie od dłuższego czasu przy rondzie nie pracują. Sezon na arbuzy też się skończył. Został już tylko Ojciec dumnie górujący nad rondem i wzbudzający słuszny postrach.


Po ekscytacji Mech-Ojcem ruszamy dalej, do samej Pietrelciny. Mała, urocza wioska mieszcząca się na wzgórzu, w której żyje około 3000 mieszkańców. Zasłynęła i stała się miejscem pielgrzymek dzięki Ojcu Pio, który tam się urodził. W zasadzie cała wieś żyje z turystyki i eksponowania wszystkiego co z nim związane. Jesteśmy poza sezonem, więc między uliczkami hula wiatr a tubylcy, którzy jeszcze stąd nie uciekli debatują w porze obiadowej. Zwiedzamy miejsca związane z ojcem i zachwycamy się skalą abstrakcji, którą serwuje się wiernym. Ot choćby relikwie II stopnia, na przykład wyeksponowany kamień. Napis nad nim głosi: „Kamień ten, służył w dzieciństwie małemu Franciszkowi jako poduszka”.


Oprócz Ojca dość popularnym świętym jest Carlo Acutis, po którym relikwią jest choćby konsola (ot, kościół idzie z duchem czasu). Carlo był wyjątkowy już za życia. Może nie spał jak Ojciec na kamieniu ale. Tu cytując Wikipedię: „Pamiętam, jak beształ tych spośród kolegów, którzy przechwalali się, że odwiedzają strony pornograficzne i czytają rzeczy, które mój syn uważał za ,,szkodliwe dla duszy’’, albo otwarcie przyznawali, że praktykują autoerotyzm” „Pamiętam, że niektórzy z jego przyjaciół chodzili na dyskoteki, zażywali narkotyki i pili alkohol. Wiele razy prosili Carla, żeby do nich dołączył, ale on nie cierpiał dyskotek. Anioł Stróż nieraz dawał mu znaki, przestrzegające przed niebezpieczeństwami, od których aż roi się w takich miejscach.


Z bólem stwierdzam, że niestety jedyny, słuszny i prawdziwy Papież, TEN Papież jest w okolicach zdominowany przez Ojca Pio. Zakonnik jest wszędzie a Papież praktycznie nie istnieje. Czy ci Włosi postradali zupełnie zmysły?! Jak w ogóle można pomijać jedynego prawdziwego papieża? No jak?!

#krystekwdrodze #podroze

db2594f0-df80-47c5-8ad8-42cd14072282
ecc75158-57ec-433b-94a4-379c1fb55f8b
f8e6618c-026d-4600-9737-0c7865e87462
c010d1e8-86e5-4f66-bbc6-97288769559e
6efa1305-1ce6-43a1-bc89-fed1f0253c17
k0201pl

@kr5t3k Pan z Peschichi (pomiędzy Peschichi a San Menaio) jak się dowiedział że my z Polski, to zapytał (po niemiecku) czy znamy Karola Wojtyłę, więc coś tam o Polsce wiedzą na tym półwyspie Gargano.

7dcad9d2-1d3b-450b-b317-f51d5e85130b

Zaloguj się aby komentować

2. Kolacja. Pizza zamówiona, piwo polane. Opowiadam o tym jak minęła mi podróż. Podchodzi do nas młody chłopak i mówi:


- Moja praca polega na tym, że jestem w takim pomieszczeniu. I tam – są obiekty, na różnych płaszczyznach i różnych poziomach. Ja te obiekty biorę i przemieszczam pomiędzy poziomami. Czasem obiekty są nieregularne, więc potrzebuję zewnętrznej pomocy do ich przemieszczenia.

[Co?! Gość pracuje jako biofizyk prowadząc tajne eksperymenty?]

- Nie bój się, nic ci nie zrobię [wyciągając dwa noże, tapeciaki z kieszeni]

[Co!!! Otwieram szeroko oczy, tym razem już z pełnym przerażeniem]


Jest ok. Naprawdę się nie bój. Choć po takich słowach przywitania też bym się bał. Szymon Suprematysta jest w porządku. Trochę nietypowy (tak, wiem jak to teraz brzmi) ale w porządku. – próbuje mnie uspokoić Aleks.


Wracamy do domu. Po raz drugi próbuję zapiąć pasy. Niestety. To punto ich z tyłu nie posiadało dwie godziny temu. Teraz też ich nie ma. Wtem, widzę jak przejeżdżamy z premedytacją na czerwonym świetle.

- Co to było?! – pytam z kolejnym już dzisiaj przerażeniem.

- Nic, czerwone. Było bezpiecznie przecież.

- Co?!

- Opowiem Ci pewną historię – zaczyna Aleks. Pewnie u was też tak jest, że żeby jeździć samochodem, należy przejść kurs. Uczysz się tych wszystkich znaków. Jak się zachowywać na drodze, kiedy i komu ustąpić pierwszeństwa. Rozumiesz po co są sygnalizatory i jakie znaczenie mają poszczególne kolory. I przeszedłem ten cały kurs. Kilkadziesiąt godzin teorii i jazdy po mieście. I na sam koniec, mój instruktor usiadł za kierownicą i mówi do mnie: „Widzisz to czerwone światło sygnalizatora? Ono zostało stworzone przez człowieka. A wiesz co dla mnie oznacza? Absolutnie nic! [i tu wcisnął gaz przejeżdżając na czerwonym]” Wtedy zrozumiałem, że znaki, zasady, światła mają sens ale nad nimi największe znaczenie ma zdrowy rozsądek. A przede wszystkim – sygnalizator stworzył człowiek. On nie znaczy nic!


- Aleks – ja chyba muszę odpocząć po tej podróży. Nie jestem pewien czy to, co się dzieje rzeczywiście ma miejsce.

- Zaraz ogarnę Ci łóżko. Ostatnio spał na nim Meksykanin przez miesiąc. Nie narzekał. Ty też powinieneś być zadowolony.

- Dzięki! A jakiś grubszy koc dostanę?

- Jest 28 stopni, na pewno chcesz?!

- Z Polski jestem. Nie zasnę bez.

- Jak sobie życzysz.

#krystekwdrodze #podroze

fab352b0-de13-4d10-809a-d5fc56046a9f
7dd82f41-9eb4-4aff-a2fc-84c5e453fc2c
adb68e69-bf45-4823-930f-68c2db2db38c

Zaloguj się aby komentować

1. Zostałem Janosikiem! Ultra Janosik Legenda, to niecałe 80km po tatrzańskich oraz spiskich szlakach. Miało być lekko i przyjemnie a sponiewierało i zniszczyło. Nasze góry w porównaniu ze słowackimi to pagórki. Ale ja nie o tym. Dobiegam na metę. Medal na szyję, pasem na d⁎⁎ę. Uśmiech, zdjęcia, flesze, fejm.

- Siema, masz może jakieś butelkowe piwo?

- Niestety. Tylko lane. Chcesz?

- Nie, muszę wrócić samochodem na nocleg.

- Masz rację. Szkoda ryzykować. Sobota. Na pewno gdzieś stoją.

- […co?…]

Ciekawe czy kiedyś mentalność jazdy i picia zniknie w tym narodzie. Przy weekendzie nie ryzykujemy, bo może stoją. A normalnie? Przecież to nie problem.


Kimka. Odbiór statuetki. Znów: zdjęcia, flesze, fejm. Zmęczon. I to bardzo. Zegarek mówi, że już dawno umarłem a wszystko jest tylko halucynacją. Docelowy wyjazd opóźniony o co najmniej 8 godzin. Cóż. Dam radę. Powrót do Krakowa. 60 minut przepakowywania. Samochód zatankowany do pełna. 15:15 wyjeżdżam. Do celu około 1800km. Polska – nuda. Czechy – nuda. Austria – o panie! Cóż za szczęście mnie spotkało, że Wiedeń przejeżdżam wieczorem. Ruch koszmarny. Wszystkie pasy ruchu tętnią życiem i ruchem. Mózg nie do końca już pracuje. Zatrzymuję się na noc gdzieś w ¾ Austrii. Może chociaż odrobinę się zregeneruję tak po zawodach jak i kilkuset kilometrach za kółkiem.

Dzień kolejny. Przekraczam granicę austriacką. Boże. Z ziemi włoskiej do Polski. A nie, wróć. W drugą stronę. Pierwszy raz jestem we Włoszech. Do celu jeszcze w cholerę. Wieczorem powinienem być na miejscu. Unikam zbędnych postojów, ładuję się espresso, wodą i bezołowiową. Oczywiście „self” wszak umiem zatankować. Ciekawe dlaczego pistolet nie ma blokady jak u nas. Żeby podnieść poziom upierdliwości samoobsługi? Przypadek?

Pierwsze zaskoczenie pojawia się na autostradzie. Zwężenie 4 pasów do wąskich 2. Ograniczenie do 50km/h. Wszyscy mnie wyprzedzają. Co najmniej 2x szybciej.


Drugie, podobne zaskoczenie przychodzi na ostatnich kilkudziesięciu kilometrach. Zwykła droga krajowa. Zwalniam na ograniczeniach. Słyszę klakson i samochody wyprzedzają mnie w zupełnie losowych miejscach jadąc zdecydowanie powyżej limitów. Jestem wyprzedzany na zakrętach, podwójnej ciągłej, skrzyżowaniu i wszędzie gdzie się da. Strasznie dziwne uczucie. U nas, w Polsce jest różnie. W Czechach było w miarę spokojne. W Austrii? Ordnung muss sein i to zdecydowanie bardziej niż w Niemczech. A tutaj? Nie wiem co się dzieje. Niby G8,  niby cywilizacja zachodniego człowieka a czuję się jak w Gruzji.

20:07 zaparkowałem u celu. Oczywiście stanąłem na miejscu oznaczonym żółtymi liniami. Czyli w złym kolorze. To miejsce dla mieszkańców. Ale to już mało istotny detal. Przeparkowałem na białe.


#krystekwdrodze #podroze


//Mam nadzieję, że się spodoba i będzie się dobrze czytać.

40925187-8efe-45cd-a6e7-9974efb33b2f
b4d12838-c2cf-4135-b8f9-dc5b49b2a05c
2fcbb242-3249-4536-a2c5-bf35ef40c478
9659bd61-2ac8-4de1-b7ab-c0551bef9d88
Fishery

@kr5t3k W Italii znaki drogowe to tylko sugestie. Jedyny znak zakazu to betonowa bariera. Poczekaj, trafisz do dużego miasta, wtedy zobaczysz co znaczy włoska szkoła jazdy. Pro tip na takie okazje: Ustal azymut i jedź. Nie przejmuj się znakami, światłami itp. Jedź. Koniecznie trąb. Nie wkurwiaj rowerzystów i skuterów: wyłamie Ci lusterko, pokaże faka i pojedzie.

kr5t3k

@Fishery O tym będzie w następnym wpisie Dziki kraj

modulator_serwisu

@Fishery jedź w małe miasteczka na obrzeżach Turynu - jak burmistrz Pierdziszowa - powie policmajstrom że kasy w budżecie mało to najważniejsze drogi i skrzyżowania Policmajstry obstawią.

Ciekawostka: wyprowadziłeś psa na spacer, wys*ane gów*o zebrałeś do woreczka i wyrzuciłeś do kosza.

zatrzymują Cię policmajstry - pytają o torebki na gów*a, nie masz, zużyłeś ostatnią - nie interesuje ich to że pies już się wysr*ł - jak nie masz torebki na gów*no to dostajesz mandat

Zaloguj się aby komentować