4. Jedziemy do Neapolu na wielkie święto. Cud San Gennaro (świętego Januarego). Wysiadamy z autobusu. Odbieram telefon. Aleks łapie mnie za rękę i odpycha w pustą przestrzeń na płycie placu. Kończę rozmowę i pytam: - Co to było? - To jest Neapol. Jeśli nie musisz, nie wyciągaj telefonu. Gdy potrzebujesz go użyć, upewnij się, że nie ma wokół ciebie podejrzanych ludzi. – odpowiada Aleks - Co? Żartujesz sobie oczywiście? – pytam. - Nie, nie żartuję. Po prostu uważaj. Chodźmy na kawę i coś zjeść, bo widzę, że zbladłeś. Schowałem telefon w kieszeń. Upewniłem się, że plecak mam na plecach. Niby nic w nim nie ma, ale skoro trzeba uważać, to przynajmniej będę takie wrażenie sprawiał.
Przeszliśmy może z 300-500 metrów. Tuż obok nas – przebiega gość w kolorze afroamerykańskim. Na plecach targa zawiniętą płachtę. Coś na kształt złapanego za rogi prześcieradła wypełnionego niezidentyfikowaną zawartością. W tle - słychać dźwięk syren radiowozów. Mija nas drugi gość również biegnąc z czymś na plecach. Za chwilę przebiega jeszcze kolejnych trzech. Jest i policja. Dwóch funkcjonariuszy ‘la polizia noooo’ biegnie za nimi, a radiowozy próbują dotrzymać tempa w zakorkowanym mieście. Uciekinierzy nikną pośród tłumów w wąskich uliczkach. Funkcjonariusze wracają do radiowozów. Dzisiaj się nie udało. Co to było? Pościg za handlarzami podróbkami. Torebki, paski, perfumy i takie tam. Widziałem takie rolki na Instagramie. Chyba z Francji. Dzisiaj – na żywo w Neapolu, jakieś 15 minut od wyjścia z autobusu. Boże! Gdzie ja się znalazłem?!
Żeby domknąć etap pościgu – Aleks opowiada historię sprzed kilku lat. Tak jak i my dzisiaj – szli sobie z przyjacielem Leonem z dworca autobusowego. Zaczepił ich tradycyjny, neapolitański sprzedawca skarpet (It is I, Leclerc!) dźwigający ich całą ikeową niebieską torbę. Po długim żmędzeniu i negocjacjach udało się mu przekonać Leona do zakupu dwóch par, w cenie 2 euro. Po otrzymaniu banknotu 50 euro Leclerc rzuca torbę ze skarpetami i ucieka w popłochu zostawiając osłupiałych chłopaków z niebieską torbą na ulicy. Leon chciał 2 pary – otrzymał całą torbę. Można by pomyśleć – zapas na całe życie. Zrezygnowany – postanowił zabrać skarpety ze sobą do wynajmowanego pokoju. Torba ciężka, droga długa ale kosztowało go to 50 euro. Po dotarciu na miejsce – zaczął rozpakowywać torbę. I tu – niemałe zaskoczenie. Rzeczywiście, pełno było skarpet. Zapas nawet na dwa życia. Jeden mały szkopuł psuł radość z dokonanej transakcji. Wszystkie skarpety były koronkowo-pończochowo damskie.
#krystekwdrodze #podroze




