
couriouskiwi
- 5wpisy
- 21komentarzy
Od króciutkiego komentarza jeszcze nikt nie umarł
Zaloguj się aby komentować
@Byk spisek płaskiej ziemi i kłamstwo księżycowe to nic wobec tajemnicy latających pingwinów
Zaloguj się aby komentować
Siema,
od jakiegoś czasu szukam jakiegoś minimalistycznego selfiestick'a ale za każdym razem jak szukam odbijam się od ilości opcji na rynku.
Szukam czegoś jak najmniejszego: 30-50cm wystarczy.
Uchwyt może być magnetyczny. Najlepiej by po złożeniu było jak najmniej wystających elementów.
Nie zależy mi na jakiś zewnętrznych wyzwalaczach.
Jeśli ktoś ma coś godnego polecenia i się podzieli będę wdzięczny
#fotografia #elektronika #porady
@couriouskiwi przy tych wymaganiach to zamawiasz z allegro pięć różnych, sprawdzasz który najmniej się wygina na pełnym wysięgu, odsyłasz cztery pozostałe. Jak wszystkie badziewne to odsyłasz wszystkie 5 i ponawiasz proces po zwiększeniu budżetu
@Felonious_Gru no jest opcja. Ale mam nadzieję, oszukać system i skorzystać z mądrości i doświadczenia zacnych tu ludziów.
@couriouskiwi różne modele mogą różnie trzymać różne telefony, a nawet różnie trzymać ten sam telefon w zależności od etui.
Allegro smart i bzikasz.
Zaloguj się aby komentować
W mojej firmie robimy inwentaryzację w nietypowym terminie bo centrala tak se wymyśliła ಠ_ಠ
Mam takie Nostradamusowe przeczucie, że to wyjdzie jak w tym starym żarcie:
Były sobie cztery osoby, które nazywały się: Każdy, Ktoś, Ktokolwiek i Nikt. Trzeba było wykonać bardzo ważną pracę i Każdy został o to poproszony. Każdy był pewien, że Ktoś to zrobi. Ktokolwiek mógł to zrobić, ale Nikt tego nie zrobił. Ktoś zezłościł się z tego powodu, ponieważ było to powinnością Każdego. Każdy myślał, że Ktokolwiek mógł to zrobić, ale żadnemu z nich nie przyszło do głowy, że Nikt tego nie zrobi. Skończyło się tym, iż Każdy obwiniał Kogoś za to, że Nikt nie zrobił tego co mógł zrobić Ktokolwiek.
#niemojcyrkniemojemalpy #centrala #inwentaryzacja
@couriouskiwi no jakbyś moją firmę opisał
Zaloguj się aby komentować
Siema
Siedzę w internetach od czasów pierwszej Neostrady, a pierwszy raz udzielam się na jakimś forum, więc nie bijcie za mocno.
Tym bardziej że piszę tylko po to, by wyładować frustrację na tak zwaną edukację, którą się kupuje w szkołach typu „Wyższa Szkoła Gwiazd” itp
Long story short omijajcie szkoły dla dorosłych SKK
Long version:
Z powodu fiaska ambitnych planów, by zostać zawodowym naukowcem, zostałem nauczycielem.
Przykra prawda jest taka, że masa nauczycieli to albo emerytki, albo ludzie, którzy nie mieli lepszego pomysłu na siebie, albo — tak jak ja — spadochroniarze, którzy polegli przy próbie rozbicia czegoś ambitnego.
Z tą trochę smutną konstatacją zostałem nauczycielem w prywatnej szkole.
I powiem, że nawet lubiłem uczyć dzieciaki. Miałem wiedzę i umiejętności, że dla podstawówki i liceum byłem bardziej niż wystarczający.
Jeśli chodzi o pedagogikę, to starałem się nadrobić braki zaangażowaniem.
Ale to, jak nisko płatna, a przy tym odpowiedzialna i stresująca jest to praca, sprawia, że nie jest to dobre miejsce dla spadochroniarzy — szczególnie kiedy zaczynałem w czasach COVID-u.
Więc po trzech latach zakończyłem tę przygodę z depresją, z którą starałem się sobie radzić cynizmem i apatią. Brawo ja!
Po dwóch latach perypetii, będąc głównie bezrobotnym, stwierdziłem, że trzeba się przekwalifikować — ale tak na amen.
Praca z dala od komputera i wciskania, że ma się jakąś misję.
Postanowiłem zostać elektrykiem.
Zawsze lubiłem dłubać w rzeczach, a to robota, gdzie i hajs może się zgadzać, i niekoniecznie człowiek się upieprzy tak bardzo, jak przy innych okołobudowlanych rzeczach.
Z mocnym postanowieniem ogarnięcia się zapisałem się na kurs.
Kurs składał się z części teoretycznej — o zgrozo, zdalnej — i części praktycznej.
Część teoretyczna, prowadzona przez pana dziadka, wyglądała jak za króla Ćwieka, tylko że przez internet. Pan dziadek był miły, ale takie zajęcia kompletnie nie miały sensu.
Skakanie od największych banałów z poziomu podstawówki do wiedzy mocno praktycznej, która bez tej praktyki wisiała gdzieś w powietrzu i nie było jak jej przykleić.
Część praktyczna — wcale nie lepsza.
Składanie układów elektrycznych kontrolujących włączanie pracy silnika. Nawet początkowo ciekawe, tylko że strasznie wtórne, a co najgorsze — w pierwszym semestrze połowa zajęć się nie odbyła!
Początek drugiego semestru zaczął się tak, że pierwsze zajęcia — zarówno teoretyczne, jak i praktyczne — się nie odbyły.
Tę poniekąd dość ważną informację (szczególnie że dojeżdżam z innego miasta, kilkaset kilometrów) dostałem w momencie, kiedy zajęcia miały się zaczynać.
Pełen świętego gniewu postanowiłem zerwać umowę i zażądać zwrotu pieniędzy, po tym jak pani w sekretariacie rozłożyła ręce i powiedziała, że będzie wzywać prowadzącego na rozmowę dyscyplinarną, a my będziemy musieli nadrabiać, mając zajęcia co tydzień — co mocno ingerowałoby w moje życie prywatne i zawodowe (bo w końcu ogarnąłem sobie jakąś sensowną pracę).
Napisałem pismo, że w związku z tym, iż szkoła notorycznie łamie harmonogram i informuje o tym po fakcie, żądam zwrotu środków etc. etc.
Myślałem, że będę się kopał z koniem o zwrot środków, a tymczasem — o, moje zdziwienie — nie ma żadnej mowy o zwrocie, a co więcej, mam zapłacić za jeszcze trzy miesiące wypowiedzenia!
O tym, że umowa została złamana przez nich poprzez nagminne łamanie harmonogramu, nie ma wspomnienia.
Dyrekcja umyła ręce, przekazała moje pismo do jakiegoś prawnika i twierdzi, że nie ma wpływu na czynniki losowe.
Czynnikiem losowym jest to, że zajęło im pół roku, by się zorientować, że prowadzący leci sobie w kulki, bo za fuchę dostaje dziesięć razy tyle, a zajęcia prowadzi tylko po to, by se opłacić składki po taniości.
W rozumieniu dyrekcji i reprezentującej ją prawniczki szkoła nie jest organem odpowiedzialnym za zatrudnionych przez siebie nauczycieli.
Trololololo, moi drodzy.
Więc podsumowując — omijajcie z daleka szkoły SKK.
Mają oddziały w całej Polsce.
Jedyna ich wartość to to, że dowiozą was do egzaminu państwowego — pod warunkiem, że wykażecie się anielską cierpliwością i nie zbankrutujecie, płacąc za dojazdy.
Aha — i na początku powiedzą wam, że uprawnienia zdobędziecie w 1,5 roku, by potem się okazało, że to jednak 2 lata. Bo co im zrobisz, przecież ich nie nagrywałaś/eś.
Jeśli urzekła was moja historia, to proszę — mówcie swoim znajomym, żeby omijali te szkoły z daleka.
Oszczędzicie im nerwów, a ja będę miał tę minimalną satysfakcję.
Jak chcecie się przekwalifikować, to szukajcie kursów fundowanych przez firmy prywatne, z gwarancją zatrudnienia (oczywiście jeśli nie boicie się lojalki).
#zalesie #edukacja #naprawsezycie #odpowiedzialnosc
A dodam jeszcze w kontekscie, że rozpocząłem (nie skończyłem) edukację wyższą w polsce. Żona rozpoczęła edukacje wyższą we francji, skończyła w UK. Środowisko w którym pracowałem to ludzie z wyższym wykształceniem. Publicznie wszyscy pięknie o szkołach na linkedynie. Prywatnie wszyscy na to plują
@couriouskiwi A nie myślałeś o drodze praktycznej? Np. szkołę ograniczasz do pół etatu, a pół etatu u jakiegoś wykwalifikowanego elektryka z papierami, który mógłby Ci wystawić odbycie kursu, gdyby uznał, że uzyskałeś odpowiednią wiedzę. W ramach kursu być może potrzebne byłyby też jakieś kursy teoretyczne, ale może to by się udało ogarnąć w jakiejś firmie, która takie kursy też prowadzi i ten elektryk by Ci udział w nich załatwił. Zacząłbym od rozmowy z jakimś renomowanym elektrykiem, żeby nie musieć od razu rzucać pracy i podpisywać lojalki.
Jestem programistą i trochę grafikiem, pytań o różne kursy w życiu miałem bez liku i ogromna większość z nich to czysty scam, na który łapią się ludzie myślący w kategoriach, że zrobię kurs i będę pracował w zawodzie. Są porządne kursy z certyfikatami oraz przede wszystkim uznawane przez pracodawców, ale one są po pierwsze drogie, po drugie wymagające. Może też takie są jeśli chodzi o elektrykę, ale tu wracamy do rozmowy z fachowcem.
@Zwalisty no taki był orginalny pomysł. Kurs miałbyć głównie po to by mieć państwowe kwalifikacje. No ale wyszło inaczej.
No i też to nie jest takie proste. Kumpel też chciał się przekwalifikować na elektryka i zaczął jako pomocnik na budowach. Na początku mówił że jest całkiem nieźle ale po dwóch miesiącach pracodawca zaczął opóźniać się z wypłatą.
Gdy zaczął naciskać na uregulowanie należności to chłop mu powiedział że nie pozwoli by mu byle kto wchodził na głowę.
Dopiero jak na jego socjal mediach wrzucił screeny z rozmowy w końcu dostał hajs ale pracy już nie miał...
@couriouskiwi Ale miał dwa miesiące doświadczenia, ja wiem, że to pozornie "nic", ale znam właściciela małej firmy budowlanej i tam normą jest, że nowy pracownik nie przychodzi po kilku dniach albo nawet po jednym dniu. Poza tym takie kwestie sądy pracy załatwiają od ręki, z odsetkami a i właściciel ma z automatu kontrolę. Tego typu firmy fizyczne czy to elektryczne czy hydraulika, to non stop szukają pracowników, bo nawet jak pracownik przychodzi, to często albo zawiany, albo naprawdę nic nie kuma. Da się znaleźć porządnego pracodawcę, tylko nie zawsze od razu.
Typowo te kursy są robione pod ludzi z pośredniaka którzy muszą coś robić, więc technicznie to zmniejszając zakres robią dobrze swoim pierwotnym klientom którzy nie są tam, bo chcą, tylko są bo muszą (bo odbiorą zasiłek).
Zaloguj się aby komentować


