#recenzjeperfum

14
223

Panie Marku, zalecam Panu regularne badanie piersi.


Prawdopodobnie wynika to z mojej percepcji kobiecości, ale odnoszę wrażenie, że perfumy uniseksowe to w większości bardziej męskie zapachy, od bidy nadające się dla kobiet - i to tylko dla niektórych. Z drugiej strony zdarzyło mi się usłyszeć że to, co noszę (np. przy Junoon Leather, Yas Al Gharam, HAO Devotion) jest bardziej damskie, niż męskie. Mnie się wcale tak nie wydaje i możliwe, że mam trochę bardziej damski nos, niż powinien mieć prawdziwy pożeracz golonki i moja percepcja zapachów pozwala mi na akceptowanie bardziej damskich rzeczy na facetach (włącznie ze mną samym). I przyznam: już nie wyobrażam sobie mężczyzny spsikanego BR540, choć w tamtym roku sam to robiłem... jednak spotykam wielu mężczyzn, dla których pachnę jak baba.


Kupiłem ostatnio od Kolegi z tagu trzy zapachy ze stajni (bynajmniej, tak mi się tylko powiedziało) Argos. Tak na spróbowanie, a co tam. Wszystkie trzy zapachy to uniseksy. No i właśnie...


Argos – Pallas Athene


Kolega zauważył ten zapach i nie znając nazwy perfum powiedział mi, że ładnie pachnę, jak grecki all inclusive.


Zapach zaczyna się kwiatowo i dość słodko. Tendencja do wrzucania posłodzonych cytrusów w nuty głowy jest w zasadzie charakterystyczna dla firmy. Znajdujemy tu, proszę Państwa, aż pięć kwiatków: Róża, Piwonia, Hiacynt, Fiołek oraz Irys. Irysa nie wyczuwam. Jest to taki wielokwiatowy zapach, kojarzący mi się ze sklepem z pachnącymi artykułami do szaf. Nie no, przecież nie ma takiego sklepu. Ale gdyby był, to wtedy...


Oprócz Irysa nie czuję również Różowego Pieprzu ani Wetywerii – choć na papierze te nuty widnieją. Kwiaty pozostają w otoczeniu miękkiego Sandałowca oraz wszechobecnej od samego początku Wanilii. Zdecydowanie zapach dla Pań. I to tak bardzo. Trwałość – może siedem godzin, z dość dobrą dwugodzinną projekcją. potem tylko zalatuje od czasu do czasu, jak mu się zachce.


5,5/10. Na Pani dałbym 7.


Argos – Triumph of Bacchus


Pierwsze kilkanaście sekund kojarzy mi się z oldschoolowymi gumami Donald. Po chwili przenosi nas do bogato obsadzonej kwiatami cukierni (już się ta spożywcza wanilia wpier...). Wyraźnie czuć owocowe ciasta: Zielone Jabłko podobne trochę do tego w YSL Y i dość nieźle rozpoznawalna Brzoskwinia. Wszystko to w lekko kwiatowej (Jaśminu nie wyczuwam, choć w Karcie Poljaka stoit jako jedyny cwiet bljat) otoczce z dodatkiem... Rumu! Tak, w tej cukierni zdecydowanie można kirzyć wysokie ankohole. Nuta rumu jest trochę jakby plastikowa, sztuczna... nie potrafię nazwać tego wrażenia – czasami świeżo rozpakowane urządzenia różnej maści pachną taką plastikową nowością. I wreszcie, po mocnym kwadransie wyłania się spod tej słodyczy (i tu znowu Wanilia plus Sałdany) jakaś nieśmiała nuta tytoniu. Tak naprawdę to chyba ten Rum wcześniej ją przysłaniał. Teraz pachną sobie ręka w rękę i jest to całkiem przyjemny zapach. Troszeczkę przypomina mi Nilafar du Nil – Trajan. Taki dość słodki, nawet z nutką wiśniową, blendzik alkoholowo-tytoniowo-drewniany. Herodowców prawdopodobnie również mógłby urzec. Chwilami ten finalny blend ma taki cynamonowy, ciepły chrakter. I zgadywałbym właśnie Cynamon, Rum, Wiśnię oraz Wanilię. Wiśni i Cynamonu jednak w tych perfumach nie ma.


Projekcja taka sobie. Najmniej trwały zapach z tej trójcy. Pół godzinki parowania na pół metra od człeka. Potem już tylko w bliskiej okolicy, podczas ruchu. Po trzech godzinach raczej nie ma już o czym gadać. I chce się to wąchać – jednak znowu: nie na sobie. Znowu przydałaby się jakaś – być może tutaj bardziej z jajami – ale jednak Pani.


6,5/10. Trochę syntetyk. DNA nieco w stylu PdM.


Argos - Adonis Awakens


Słodkie cytrusy: Cytryna, Bergamotka. Zaraz wyłazi słodka Róża. I jeb w łeb toną spożywczej Wanilii zmieszanej znowu, a jakże, z Sandałowcem. Jest Jaśmin! Niestety, ja go nie czuję. Być może to taka wersja in koguto. Zdecydowanie z nut, których również nie czuję, na czoło wybija się Różowy Pieprz. Argos to mistrzowie ukrytego Jaśminu i Pieprzu. Wiadomo – najlepszy śledź jest wtedy, kiedy nie czuć ryby, więc nie będę się przypierpapier.


Jednak, moi drodzy... Tutaj to nawet Paniom chciałoby się powiedzieć: Kochanie, musisz przystopować z tymi słodkościami. Zdecydowanie najsłodszy zawodnik w tej grupie. I jednocześnie najtrwalszy. Bardzo kobiecy, trochę nudny. I redukuje się do... chyba to jest Drzewo Kaszmirowe. Mi trochę przypomina miks Paczuli ze Skórą, za którym nie przepadam. trwałość – spokojnie 7 godzin przy dwugodzinnej, porządnej projekcji.


5,5/10


No cóż, spróbowałem. Myślę, że jakieś koleżanki wypsikają i być może nawet będą bardzo zadowolone. Marka jest w miarę specyficzna. Jakość zapachów akceptowalna. Jednak przy cenach rzędu 9zł/ml totalnie nie warte kupna, bo nie aż tak jakościowe i oryginalne.


Zdecydowanie polecam Paniom. No, chyba że mamy na tagu jakiegoś transpłciowego pływaka, który chciałby załapać się na mistrzostwa jako kobieta i zgarnąć babom wszystkie medale. Wtedy jak najbardziej Argos.


EDIT: nie wiem, co mnie wzięło na pisanie nazw nut z wielkiej litery. Ktoś mnie w końcu zjebie i przestanę.


#perfumy

#recenzjeperfum

c286db57-eea7-4ecf-a3d6-9244a0365fac
Qtafonix

@dziadekmarian też tak żem czuł że to ładnie opakowane chemolki wzorowane na innych znanych produktach. W ciągu ostatnich 3-4 lat widzę wysyp takich firm które zupełnie nic nie wnoszą do świata perfum i opierają się na sprawdzonych rozwiązaniach.

Lodnip

@Qtafonix ja żem już dwa discovery sety nowych marek z klonami przerobił ostatnio

Zaloguj się aby komentować

Dziś otwieram i zamykam wspaniałą Londyńską marką, której perfumy idealnie nadają się do zakupów w ciemno oraz do polecania początkującym czy na wesele.


Beaufort 1805 Tonnerre

Jak Beaufort, to wiadomo, że nie będzie to crowd pleaser. To co się najbardziej rzuca w nozdrza, to intensywna metaliczność tych perfum, uzupełniona elementami dymnymi i mineralnymi oraz świeżym detalem aldehydowym. Frakcje te łączą się ze sobą w spójną i jednolitą całość. Wszyscy piszą o prochu i krwi, a mi się te perfumy kojarzą przemysłowo z obróbką metali. Pracowałem kiedyś w fabryce betoniarek i tam panował właśnie taki zapach, przesiąkał na ubrania, włosy, nawet skórę. Aromat pras, smarów, stalowych wytłoczek, spawania, gorących metalowych elementów wyjeżdżających z pieca do polimeryzacji farb i dym z papierosa zainstalowanego na stałe w kąciku ust wąsatego majstra. Tak odbieram pierwsze kilka godzin tego pachnidła. Z biegiem czasu Tonnerre stopniowo uspokaja się w kierunku drewnianych desek i brzozowego dziegciu, by pod sam koniec pozostawić po sobie utrwalacz znany z licznych morskich perfum niszowych. Nosić to tak niekoniecznie, ale poznać warto.


The House of Oud Crop 2016

Flakon kupiłem skuszony niecodziennym połączeniem oudu z miętą oraz faktem, że jest to seria limitowana, więc być może była to jedyna okazja aby spróbować tego zapachu. Mięta jest, ale tylko przez dosłownie 5-10 minut i w dodatku słabej jakości, bardziej w rodzaju pasty do zębów niż świeżo zerwanych liści. Kto miał przyjemność wąchać Shukran od Meo ten wie jak wspaniale naturalnie może pachnieć mięta. Niestety w Crop 2016 ten akord został zaprezentowany i słabiej i krócej. Po kilku minutach zostajemy więc z duetem oud-sandał. Profil oudu za to jest bardzo przyjazny dziewiczym europejskim nosom, gdyż nie ma w nim konotacji zwierzęcych, skórzastych ani nawet wyraźnie żywicznych. Jest suchy i wytrawnie drzewny, odrobinę ziemisty w taki szczególny roślinny sposób jak ziemista bywa wetyweria, a w połączeniu z sandałem tworzy gładką kremową teksturę. Przyjemne pachnidło, ale też dość nudne i delikatne, w mojej ocenie brakuje mu głębi, którą mogłaby zapewnić ta mięta, gdyby trzymała dłużej niż kilka minut, na co bardzo liczyłem.


Micallef Gourmet

Różne śmierdziele wąchałem, ale ten mnie autentycznie obrzydził. Trzon zapachu stanowi gruba skóra, nawet nie jakaś zwierzęca, a ‘perfumowana’, przez co też sztuczna. Miłośnikiem skór w perfumach nie jestem, tym bardziej sztucznych, ale no skóra jak skóra. Natomiast problem mam dalej, bo tej skórze towarzyszy intensywny aromat szafki z lekami w prowincjonalnym domu pomocy społecznej. Wątpię czy taki był zamysł perfumiarza względem pachnidła będącego częścią kolekcji Secrets of Love, ale pachnie to chorobami geriatrycznymi. Żeby nadal nie było za łatwo, to kompozycji dopełnia akord gnijących owoców z nutą kompostownika, niczym resztki owoców w koszu na bioodpady i to wszystko podlane płynem wędzarniczym. Bleh. Beauforty noszę z przyjemnością, cywecik czasem lubię, nawozowego oudu się nie boję, a ten smrut mnie pokonał. Odważnym poleję za free, powiedzcie mi że mam coś z nosem i że to ładny zapach.


Beaufort Coeur de Noir

Julki znów dały czadu. Julie Dunkley i Julie Marlowe atakują dymem po nozdrzach. Warto jednak chwilę poczekać, bo to wcale nie są perfumy jednoznacznie dymne. Główny motyw przewodni tym razem jednak stanowi skóra, świetnie podana, mocna i realistyczna, mam wręcz kaletnicze skojarzenia. Towarzyszy jej dym, a przynajmniej na początku tak się zdaje, bo przy bliższym kontakcie jasnym staje się, że znów mamy do czynienia z brzozowym dziegciem. Marka Beaufort ewidentnie lubi się z tym składnikiem. On jednak z czasem wyraźnie łagodnieje i jak to zwykle bywa w perfumach tej marki również w Coeur de Noir dzieje się znacznie więcej, niż wynikałoby z powierzchownych testów. Dość oczywiste są akordy drewniane, ale nie trocinowe, a w typie starych drewnianych mebli. Przewijają się akcenty atramentu, słodkiego alkoholu, odrobina pylistej wanilii, krótko mówiąc sporo się dzieje. W mojej ocenie nie jest to pachnidło tak trudne jak Vi et Armis, choć utrzymane w podobnym klimacie. Jest jednocześnie mniej dymne i bardziej złożone niż Tonnere czy Rake & Ruin, a nawet na swój sposób eleganckie i w miarę noszalne. Zdecydowanie perfumy warte poznania.


Ilustracja: fragment obrazu "Bitwa pod Trafalgarem, 21 października 1805" Williama Turnera

Pisałem słuchając: Within the Depths of Silence and Phormations by raison d'être

#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina

159b6de2-2419-49bd-8c18-0e1171d1bb77
Mewtyla

BeauFort London 1805 mnie kusi od dawna.

Mewtyla

@saradonin_redux zrobię to. 3 days. I promise.

Zaloguj się aby komentować

I cyk, żeby było do czego ziewać.


Mugler Les Exceptions Woodissime - wielokolorowe landrynki zblendowane na jednolitą masę z plastikowym syntetycznym ‘oudem’. Najpaskudniejsza imitacja oudu jaką wąchałem, trochę a’la Terenzi tylko jeszcze tandetniej. Całość jest do porzygu słodka i agresywnie chemiczna. Woodissime pachnie tanio i wulgarnie jak damskie ulepy tej marki. Fuj!


The Merchant Of Venice Mystic Incense - ani mystic, ani incense. Motywem przewodnim jest nie kadzidło, a zapach słonego karmelu i to też nie całkiem wprost, bo nie mogę się oprzeć wrażeniu, że wącham lody z napisem “słony karmel” na pudełku. Coś tam się tli w tle, ale znów charakterystyczna kartonowa nuta wskazuje na użycie nie olibanum, czy innej żywicy, a Iso E Super. Oszukujo! Prosty zapach, słodko-słony i nawet niebrzydki, ale w ogólnym wydźwięku raczej pasuje dla kogoś, kto na co dzień się psika SWY czy Wanted i chciałby coś zbliżonego estetycznie, ale skręcającego w kierunku mniej plastikowym.


Heeley Eau Sacree - Chapeau bas! Od strzała czuć, że te to nie jakiś tam molekularny imposter, tylko perfumy oparte na naturalnych żywicach. Kadzidlany obłok nie ma ostrości syntetyków, jest ciepły, miękki, z naturalną głębią. W otwarciu trochę czarnego pieprzu, ale na szczęście nie on jest dominantą. Najmocniej wyczuwam mirrę, a towarzyszą jej jaśniejsze olibanum, gorzkie ziołowe labdanum i róża. I to ta róża jest kropką nad ‘i’ tych perfum, zmiękcza kompozycję, dodaje jej wymiaru i pozwala uniknąć nudy. Co ciekawe perfumy te nie sprawiają wrażenia kościelnego, na próżno w nich szukać chłodu i metaliczności Liturgii Godzin, nie ma w nich ani drewnianych ław Marsa, ani zimnych posadzek Avignon. Skupiają się na ukazaniu wieloaspektowości żywic i robią to fantastycznie, w tej kategorii są to jedne z najlepszych perfum jakie miałem przyjemność wąchać. Chapeau bas! Nie patrzcie na fragrę, zapach jest zupełnie niepodobny do Cardinala czy Lavsa; moim zdaniem z powodu tej ciepłej żywiczności bliżej mu do Samharam czy nawet Mortel Noir. Mam z nim tylko jeden problem, czyli parametry, bo projekcja już po godzinie jest bliskoskórna, a trwałość sięga około 4h. No trochę słabo mając na uwadze 9zł/ml i konieczność obfitej aplikacji. Gdyby siedział chociaż 5-6h to byłby mocny kandydat na flakon, a tak to prawdopodobnie tylko wypsikam odlewkę z przyjemnością.


#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina

3630f364-a18f-4593-b826-08de7eddb956
pomidorowazupa

Co do parametrow natralnych kadzidlakow, to niestety musimy sie pogodzic ze slabymi paramerami. Btw jakies 9 miesiecy temu zrobilem sobie tynkture z zywicy z lasu. Robie sobie w rozych proporcjach i obojetnie ile bym nie dal to szybko gasnie, ale za to jak pieknie pachnie

Zaloguj się aby komentować

Cześć,

ostatnio ciężko u mnie z czasem i niestety przez to też mniej się tu udzielałem, a żeby o sobie przypomnieć to korzystając z Bożej niedzieli zapraszam do lektury #recenzjeperfum zapachu który właśnie trochę niedzielnie mi się kojarzy. Długo zabierałem się, aby coś o nim napisać i często odkładałem to na później, bo pisanie ciężko mi idzie... ale już po pierwszym teście wiedziałem, że nie mogę pozostawić go bez echa, bo kompozycja ta to prawdziwa sztuka w formie perfum.

Niektóre aromaty posiadają umiejętności takie jak przywoływanie wspomnień czy przenoszenie do innego miejsca, a jednym z nich jest Amouage Tribute (dla doprecyzowania mam wersję red box) i choć przyznam już na wstępie, że to nie do końca moje klimaty to zapach wywołał jedno z największych WOW! podczas mojej perfumowej przygody.

Parę dni temu @Barcol przedstawił go w swoim opisie, więc na fali zainteresowania postanowiłem dodać też swoje trzy grosze na temat tej kompozycji.


Jesień, chłodna niedziela wieczór, przez wielkie i ciężkie drewniane wrota wchodzę do starego kościoła to gotycka, strzelista budowla murowana z cegły. W środku jest trochę cieplej niż na zewnątrz, a od wejścia do nosa dociera intensywny, ostro-przyprawowy choć z delikatnym słodkawym akcentem, duszący zapach kadzidła, które dopełnione zostało szafranem i odpowiada za ten przyprawowy i słodki ton.

W środku świątyni panuje półmrok, światło (i trochę ciepła) emitują zapalone świece osadzone w zakurzonych i pokrytych patyną mosiężnych lichtarzach - podejrzewam, że to wspomniane już kadzidło oddaje tę metaliczność oraz zimno panujące w świątyni. Idąc kawałek nawą główną siadam w tylnym w rzędzie w twardej, drewnianej ławie z ciemnego dębu, obok Pana w średnim wieku, ubranego w brązową skórzaną kurtkę; czuć, że to palacz, bo po podejściu do nozdrzy dociera intensywny, ostry i suchy zapach tytoniu, a Pan co jakiś czas pokasłuje. Wyraźny jest także zapach skórzanej kurtki sąsiada, która zdaje się przeleżała trochę na strychu, jest wypłowiała i lekko sztyni też stęchlizną, ale mimo wszystko powiedziałbym, że to bardzo dobrej jakości skóra, będąca w posiadaniu już we wcześniejszym pokoleniu, bo to solidny wyrób, a nie jakaś tania skaja z sieciówki.

Słychać dzwonki, wszyscy wstają, wchodzą duchowni a za chwilę kapłan w białej szacie ze złotym ornatem okadza ołtarz. Solidna dawka dymu powoli unosi się w powietrzu i wypełnia świątynię, jest to woń bardzo ciepła, wręcz rozgrzewająca o kwiatowym profilu z różą i jaśminem - gęsta, słodko-balsamiczna ale mimo wszystko w jakiś sposób świeża i czysta. Mimo innych wyczuwalnych w powietrzu aromatów miesza się z nimi genialnie i działa na zmysły wręcz narkotycznie - wycisza i uspokaja, skłania do skupienia się i refleksji - ten błogi stan trwa długo i intensywnie, bo parametry ma godne perfum w spray.


Podsumowując Amouage Tribute to zapach który przenosi w inne miejsce, mimo, że to orientalna kompozycja to moim zdaniem pachnie europejsko stąd skojarzenia z kościołem, więc jeśli ktoś nie przepada za Arabami to nie powinien doznać szoku kulturowego. Czuć bogactwo, ale zarazem jest prosto, bo zapach nie ewoluuje szczególnie mocno. Wyczuwam tu i zimno-metaliczne kadzidło, przyprawione szafranem, do których dołącza stara, gruba skóra z suchym i ciemnym tytoniem oraz odrobiną oudu o mrocznym, drzewnym profilu w towarzystwie stęchłej wetywerii. Baza jest ciepła żywiczno-dymna z przykurzoną, słodką i balsamiczną różą oraz świeżym i czystym jaśminem. Wszystko spójnie i w idealnych proporcjach zblendowane, a parametry jak już wspomniałem bardzo dobre.

Obcując z Tribute i w zasadzie pozostałymi starymi attarami Amouage, a patrząc z perspektywy tego co wydają w ostatnich latach, aż ciężko uwierzyć, że to zapach od tego samego producenta... co wy - którzy zarządzacie marką - żeście z nią zrobili...


Dodam jeszcze, że spotkałem się z porównaniami Al Haramain Attar al Kaaba do omówionego Tribute, moim zdaniem są one całkowicie chybione, żadnego podobieństwa nie wyczułem; chyba, że wydanie white box jest inne...


Korzystając z okazji, gdyby ktoś chciał poznać przedstawionego dziś Amouage Tribute to sprzedam odlewkę 0,5ml z niewielkim ubytkiem za 75,00 zł z wliczoną już wysyłką paczkomatem Inpost w gabarycie mini


#perfumy

4880c51e-6ecb-4799-9f89-3f2c73232591
Cris80

@pedro_migo musisz częściej pisać ,

pedro_migo

@Cris80 dzięki! jest parę recenzji w planach, ale jak często wspominam, nie mam lekkiego pióra; co więcej ostatnio też mniej czasu mam by to rzetelnie zrobić.

pedro_migo

@lynx_ zapraszam na pw

Lodnip

@pedro_migo jako że można tylko jednego pioruna, to jeszcze serduszko za opis sąsiada z ławki

Zaloguj się aby komentować

Cicho na tagu, to znów garść notatek.


D.S. & Durga Bowmakers - wierne odwzorowanie zapachu warsztatu stolarskiego: deski, sklejki, wióry, trociny, żywice i lakiery. Nuta lakieru do drewna początkowo jest intensywna i może delikatne noski zniechęcić. Mi akurat ten motyw odpowiada, bo wprowadza element realizmu i wypełnia obraz istotnym detalem. Z czasem lakier stopniowo słabnie i dominuje drewno z żywicami. Poza tym perfumy te nie mają jakiejś szczególnej ewolucji. Podoba mi się, trochę jak Woodcut tylko bardziej surowy, bez słodyczy toffi. Jest w nim coś relaksującego, tylko mógłby być bardziej intensywny.


Goldfield & Banks Bohemian Lime - prosty świeżak w końcu zrobiony dobrze. Na tym mógłbym skończyć, bo to jest naprawdę banalny zapach, taki zwykły, codzienny, bezpieczny, niczym nie szokuje. Na początku jest w nim przede wszystkim limonka, tuż po aplikacji mam wrażenie, że świeżo przekrojona i sok z niej cieknie, potem może odrobinę landrynkowa, ale nie przecukrzona. Jest nienachalny vibe żelu pod prysznic, a w tle odrobina wetywerii i bliżej nieokreślone molekularne drewienka. Nic nowego, prawda? Natomiast od strzała się z tym zapachem polubiłem za to czego nie ma. Otóż w przeciwieństwie do zatrważającej większości świeżaków nie ma tych obrzydliwych chemicznych cytrusów rodem z domestosa, nie ma morskiej kostki do wc, nie ma żelu do łazienek, nie ma wgryzającego się w nozdrza swądu rozgrzanego plastiku. Po prostu jest świeżo i miło, bo w końcu jakiś bardziej mainstreamowy letni cytrusiak tak zmieszany, że nie czuję się w nim jak świeżo umyta łazienka.


Liquides Imaginaires Lacrima -  niebieski flakon jest niemal równie mylący co opinie w internecie. Prawdę mówiąc spodziewałem się czegoś bardziej sakralnego i refleksyjnego, bliżej Avignon czy La Liturgie des Heures. Tymczasem pierwsze skojarzenie to Le Couvent Heliaca i mimo różnych nut czuję ten sam vibe i podobną konstrukcję świdrującego, pikantno-rześkiego elementu na dość mrocznej drzewno-żywicznej bazie. Ten świeży element tym razem zamiast imbiru stanowi pokaźna doza różowego pieprzu, natomiast dalszy rozwój jest niemal identyczny w kierunku olibanum i charakterystycznej drzewnej molekuły często spotykanej w popularnej niszy w roli udającej oud. Zakładam, że stanowi ona rodzaj utrwalacza. Nie zrozumcie mnie źle, nie jestem purystą, ja tę molekułę nawet lubię, choć wcale nie kojarzy mi się ona z agarem, a bardziej po prostu z lekko osmolonym egzotycznym drewnem. Uważam natomiast, że lepiej się sprawdza w roli drugo-, a nawet trzecioplanowej (np. Woody Mood lub Encens Roi), ale nie jako trzon zapachu. Z jednej strony są to niezłe perfumy, oparte na sprawdzonej konstrukcji i intrygują kontrastem elementów składowych. Z drugiej strony, ich molekularny charakter jest dla mnie zbyt oczywisty i na obecnym etapie już mnie to nie satysfakcjonuje. Nope. Zostanę przy Sancti.


Nishane Sultan Vetiver - zapach bezsprzecznie i wybitnie trawiasty. Przez chwilę daje się wyczuć akcent słodki, nieco landrynkowy, jak ziołowy cukierek. Potem dominuje trawa, ziemia i znów chwasty i trawa. Kojarzy mi się z wiosną, z beztroską, z dziecięcymi zabawami w ogrodzie babci, z grą w piłkę, z której wracałem ubrudzony trawą i ziemią, bo przecież był ważny mecz przeciwko chłopakom z bloków po drugiej stronie ulicy. Dobry wetyweriowiec o świetnych parametrach i wcale nie tak trudny jak piszą, a spokojnie noszalny. Stosunkowo prosty zapach, może nawet toporny w swojej bezpośredniej zieleni, bardzo 'in your face' w przeciwieństwie do np. wysublimowanych wetywerii Meo, które jednak bardziej do mnie trafiają. Miłośnikom wetywerii i w ogóle zieleni w perfumach zdecydowanie polecam.


#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina

14503911-4ccd-4d68-95df-abf16644ec78
jatutylkoperfumy

Moja opinia o Sultanie sprzed roku:


"Szorstki i suchy, z natarczywą ilością wetywerii. Po prostu nie mój świat. Rozumiem, że zapach może się innym podobać, ale nie widzę, kto i do jakiej okazji mógłby go zakładać (70-latek idący na mszę?). "


Od kilku tygodni psikam się nim prawie codziennie, jeszcze żaden flakon mi tak szybko nie ubywał jak ten.

saradonin_redux

Od kilku tygodni psikam się nim prawie codziennie, jeszcze żaden flakon mi tak szybko nie ubywał jak ten.

@jatutylkoperfumy tak właśnie mógłbym się psikać Meo Fusciuni Spirito, który dla mnie jest niezwykle kunsztownie zmieszanym połączeniem wetywerii z dziadem a'la Drakkar Noir i w ogóle wynosi cały ten gatunek na wyższy poziom, a którego kiedyś po pierwszej aplikacji o mały włos nie sprzedałem Xd

testowy_test

@jatutylkoperfumy u mnie za to do sułtana była od razu miłość, ale on tak mocno daje że przy moim pierwszym noszeniu prawie zadusił pół piętra (bo do atomizera rękę mam ciężką) xD

wonsz

Dobra, jadę na Shella odebrać sułtana i zobaczymy co to za gagatek

promyczekNadziei

Mi sultan vetiver kojarzy się z jakimiś zatęchłym pomieszczeniem typu zachrystia, piwnica w najlepszym wypadku muzeum xD

saradonin_redux

@promyczekNadziei no przecież powszechnie wiadomo, że w piwnicy to pachnie drogą niszową paczulą. Ewentualnie jeśli ktoś ma brudne ziemniaki to Last Season od Meo.

Zaloguj się aby komentować

L'appel du vide


No powiedzmy, że na etapie zdobywania świata udało ci się odhaczyć te 20% marzeń. Całe szczęście, że nie więcej. Bo przecież dorastasz, poszerzasz horyzonty. I nawet głupio byłoby kurczowo trzymać się celów wyznaczonych dziesięć lat temu pod wpływem impulsu. Wraz z kolejno odkrywanymi kartami życia pojawiają się perspektywy, których dotychczas nie znałeś. Ludzie, którzy – jeśli w młodości nauczono cię słuchać – mają do opowiedzenia historie, których ty byś nie wymyślił. Jednakże opowiadają je w sposób, który powoduje, że jesteś w stanie zrozumieć je niczym swoje własne. Niektóre z tych historii przyjmujesz tak, jakbyś sam je przeżył i wtedy podejmujesz próby eksplorowania tych nowych dla ciebie wszechświatów. Etap pogoni za różnorodnością. I całe szczęście, bo prawdopodobnie udusiłbyś się w końcu od tych przeterminowanych marzeń, które sam sobie kiedyś wrzuciłeś na garb. Zatem tworzysz nowe; w pewnej chwili czujesz, że możesz pójść w każdą stronę. Ale w końcu najczęściej i tak przyczepiasz się do tej łódki, która twoim zdaniem płynie najszybciej, najbardziej stabilnie. I – co najważniejsze – mniej więcej w kierunku, który gdzieś tam kiedyś ty sam sobie obrałeś.


Jeśli jednak łudziłeś się, że miałeś idealny pomysł na swoje życie, to los i tak prędzej czy później przyniesie ci coś, czego w twoim planie nie mogłeś uwzględnić. Coś, o czym z początku będziesz myślał, że pojawiło się w albo złym momencie, albo zbyt późno, lub zbyt nieoczekiwanie. I dla takich rzeczy możliwe, że w końcu rozpierdolisz swoje dotychczasowe, ułożone według planu życie i postanowisz budować je od nowa. Być może tak, być może nie. Jednak bez jakiejś wewnętrznej walki raczej się nie obejdzie.


Bywa jednak, że już wiesz, co lubisz i czego nie lubisz. Skąd przyszedłeś i dokąd idziesz. Sprawdziłeś już te wszystkie sztampowe schematy; masz je w małym palcu. Jesteś szczęśliwy z tym, co masz. I jedziesz pewnego dnia do północnej Szwecji. Stajesz nad brzegiem ogromnej katarakty: Storforsen. I jakbyś dostał cegłówką w łeb. Wydawało ci się, że mniej więcej już wszystko miałeś poukładane. A teraz stoisz nad tą zapierającą dech w piersiach manifestacją potęgi natury i znowu zdajesz sobie sprawę, że niczego wielkiego w życiu nie doświadczyłeś. I jeśli gdzieś wśród tych ogromnych myśli pojawi ci się w głowie taka jedna, mała: a może by tak pierdolnąć w tę kipiel i zobaczyć, co się stanie – to nie przejmuj się. To tylko nasz odwieczny zew pustki. Pragnienie, by zmienić wszystko – nawet, jeśli wszystko jest już tak, jak zaplanowaliśmy.


Ucieczka od arabów cz.1


Dość szybki rozwój zmysłów. Świeżaki – jakieś dwa miesiące. Słodziaki – następne dwa. Szybkie spojrzenie na dziwną niszę... no dobra, kiedyś można wrócić. Co by tu jeszcze... o, dużo mówią o Amouage. Trzeba kupić coś i zobaczyć, czy rzeczywiście to coś warte. Wow! No faktycznie. Ale z lekka po kieszeni gniecie. No to co, sprawdźmy tańsze, arabskie podróbki tych najlepszych. Ale żeby nie było: nie oficjalnie, tylko tak bardziej in koguto., żeby się nie dowiedzieli. Noo, fajne fajne_._ Ale jednak tamten Amłaż miał coś tak niby lepiej, niby mocniej... (i tu zdaję sobie sprawę, że robię to wyłącznie dla siebie. A na siebie łatwiej wydawać kasę, niż na aprobatę nieznanych mi osób, dzięki której miałbym hipotetycznie co jakiś czas dobudowywać kolejny pokoik w swoim kruchym domku z klocków Ego) Nie no, trzeba zwiększyć budżet.


Koledzy na tagu oczywiście bardziej ogarnięci. Ja wącham dopiero trzeciego Amłaża, a oni już ASQ, ALD HAO, TAE, FBI, NBA. Co to k⁎⁎wa jest? Jak to dogonić? Poczekajcie, dajcie się nacieszyć. Dopiero wydałem 280 zł na cztery dekanty, a Wy już mi mówicie, że to tylko zabawki dla małych dziewczynek, bo otóż gdzieś tam na wschodzie jakiś sułtan, arabski Fellini, w pięciolitrowym garnku odtwarza właśnie „La Stradę”... tylko że w płynnej formie.


No oczywiście, że chcę to mieć.


Zatem już tydzień później arab goni araba. Wszystko fajne. Sprawdzanie, wrażenia, uniesienia. Jestem tam, gdzie chciałem. Mijają kolejne miesiące... już to znam, wiem, nie mylili się. Chyba w tym zostanę.


No ale zaraz. Jeśli nie da się już iść do przodu, to co wtedy? Czy to już wszystko? I tutaj pewnie duża część osób powie: Tak, dokładnie. Czego możesz jeszcze chcieć, skoro pokonałeś jakąś drogę i wreszcie dostałeś to, za czym goniłeś?


Ano właśnie. Niby nie da się tęsknić do czegoś, czego się nie miało. A jednak czasami wiemy, że coś nas ominęło. I to wcale nie muszą być rzeczy, które miałyby nam się podobać bardziej niż to, co już wiemy, znamy i mamy. Ale być może, być może gdzieś jest jakieś inne Storforsen, do którego dochodzi się całkiem inną drogą.


Giardinodiercole/Giardino di Ercole


To tylko jeden z kilku przykładów zapachów, które mogły mnie ominąć, gdybym został tam, gdzie już jest mi idealnie. Zdecydowałem się jednak powrócić do Europy i pogrzebać jeszcze w starych marzeniach, jednocześnie goniąc krowią d⁎⁎ę w tym drugim uniwersum. Nie jest to skok w katarakty, ale zwyczajny powrót w świat, przez który za szybko przemknąłem.


Otwarcie przyjemne. Kiedyś powiedziałbym, że świeże. Dziś jednak jest to dla mnie taki jasny kadzidlak z dużą dozą cytrusa (powiedziałbym, że to limonka, jednak nuty podają, że bergamotka, którą znam jedynie z mojego ulubionego napoju – herbaty; i przez tę herbatę nie potrafię się perfumowej bergamotki nauczyć). Przez minutę jest świeżo; powoli uwydatnia się jałowiec, który dla mnie gra idealnie z cytrusami. Na tym etapie zapach ma wiele wspólnego z Golden Prince od Orlov – jednak udział jasnego kadzidła jest tutaj o wiele większy. Jest bardzo przyjemnie: świeżo, iglaście, ale nie tak wcale lekko. Dość szybko do tych leśno-ziołowo-cytrusowych wrażeń dołączają nuty drewna oraz cięższych, słodszych balsamów. Zapach przestaje krzyczeć, ale kosztem projekcji wyokrągla się i ociepla. I w tej jego kadzidlano-iglastej srebrzystości coraz bardziej wyczuwam przebijające się brunatne, cięższe odcienie – do tego stopnia, że europejski „świeżak” (to wciąż nie jest to słowo) zaczyna mi się kojarzyć z arabskim Yas Gold – dość ciężkim, bogatym zapachem, który nie posiada właściwie żadnej rześkiej nuty. Bo w tej chwili gramy już Sandałowcem, Cedrem oraz Szafranem. I ch... wie jeszcze czym tak naprawdę. Jakość tych składników jest raczej z dość dobrej półki. To nie jest Cedrat Boise – w ogóle nie w tę stronę. Tutaj czuję się tak dobrze w każdej fazie trwania zapachu (a tych faz jest parę), że ten skok w otchłań - kojarzony wcześniej z groźnym, egzystencjalnym "L’appel du vide" - teraz jest już li tylko powrotem do obszarów bezmyślnie przeze mnie pominiętych w pogoni za tym jedynym króliczkiem, którego w pewnym momencie perfumowej pasji sobie wymyśliłem. To dobry znak, kiedy możemy cofnąć się do dowolnego rozdroża i zamiast lewej, tym razem wybrać prawą ścieżkę. Lub odwrotnie.


8,5/10. Trwałość i projekcja nie do końca mają tu dla mnie znaczenie – choć nie jest źle.


#perfumy #recenzjeperfum

ed635fff-371c-430b-9ea6-971d844ced7a
wonsz

zdaję sobie sprawę, że robię to wyłącznie dla siebie (...) i projekcja nie do końca mają tu dla mnie znaczenie

dziadek już tyle lat żyje że świadom swojej wartości nie musi szukać poklasku i komplementów żeby się dobrze czuć ze sobą, tak trzeba żyć

Cris80

@dziadekmarian nasz tagowym wieszcz jak zwykle stanął na wysokości zadania, świetna lektura.

saradonin_redux

Wyślij chłopu dekanta. Czytaj z rana rozprawę filozoficzną. Profit.

Zaloguj się aby komentować

No hej, dziś zapiski z testów Meo i ELDO.


Etat Libre d'Orange Rien Intense Incense - fajna rzecz, mocna i oryginalna. Od strzała nozdrza atakuje konkretna dawka orientalnego kadzidła uzupełnionego nutami metalicznymi i kwiatowymi, wśród których na pewno wyróżnić można różę i irysa. W efekcie pachnie to trochę jak różane kadzidło w cerkwi, a trochę jak sklep new age z talizmanami i innymi szamańskimi i astralnymi gadżetami. Spokojnie mogłoby wyjść pod szyldem Sorcinelli. Warto poznać!


Etat Libre d'Orange The Ghost In The Shell - zapach lateksowych rękawiczek, nie medycznych tylko takich pudrowanych w środku,  puder jest bardzo wyraźny. Z czasem stopniowo wrażenie czystości staje się mniej laboratoryjnie-sterylne a bardziej skręcą w stronę kosmetyczną: delikatne kwiatowe mydło, świeżo umyta skóra, zapach kremu do rąk. Całość sprawia bardzo syntetyczne wrażenie, wręcz plastikowe, ale nie jest to gryząca chemia, więc chyba pasuje do koncepcji zapachu Motoko.


Meo Fusciuni Last Season - mocna rzecz, jednocześnie ładna i brzydka. Na początku są zioła, jakieś chwasty, naturalne, prosto z ogrodu, z jeszcze brudnymi korzonkami, ale też odrobina ziół słodkich i likierowych. Przede wszystkim jest dużo ziemi, wilgotnej, takiej jak wiosną, w której się budzą bakterie i zaczynają fermentować i czuć wówczas ten specyficzny zapach, o którym niektórzy mówią że wiosną pachnie. Do tego dochodzi skóra, ale nie jakiś tam subtelny zamsz, nie torebka, tylko brudna, zwierzęca i zakurzona. Efekt jest taki, że czuć też starymi ziemniakami, takimi które już długo leżą w piwnicy i zaczynają kiełkować, więc na randkę perfumy idealne. Mimo wszystko jest w nim coś, co sprawia, że chce się wąchać. 


Meo Fusciuni Varanasi - dla mnie te perfumy pachną głównie cypriolem i brudem. Cypriol jest bardzo wyraźny w postaci suchego, osmolonego drewna. Brud natomiast obecny jest w wielu aspektach. Brudna jest na pewno skóra, jak stara skórzana torba narzędziowa, wysłużona, przesiąknięta zapachem narzędzi, z jednej strony z licznymi drobnymi rysami, z drugiej strony przebarwiona od noszenia. Brudne jest ciało, zaniedbane i niedomyte, z charakterystyczną fizjologiczną słodyczą. No żul jak nic. Jest też kurz, ale nie domowy, naskórkowo-ubraniowy, a ziemisty, jak zapach zakurzonych butów po spacerze po drodze gruntowej. Gdzieś w oddali coś się pali, do nosa dobiega lekki swąd dymu. Mniej wyraźny, ale jest szafran i jakieś kwiaty, na mój nos bliżej nieidentyfikowalne, ale zmiękczające nieco ten brudny, surowy obraz. Nigdy nie byłem w Indiach, więc nie mogę ocenić czy odwzorowanie jest trafne. Na pewno nie jest łatwe. Tylko czy ja chcę tak pachnieć?


Grafika: Playgound AI

#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina #ghostintheshell

b0d34593-935b-4f1e-a52a-3dabecc54d26
fryco

@saradonin_redux @saradonin_redux RII to potężne perfumy jeżeli chodzi o parametry. Chyba najmocniejsze jakie znam. W ich przypadku sporo zależy od PH skóry. Na mnie pachniał morzem aldehydów, żadnych róż czy kadzideł. Czułem się jak starsza pani w koronkach.

Zaloguj się aby komentować

Tonkin Musk Pure Parfum Ensar Oud zapach numer #51 na #barcolwoncha


Ambrozja! Mydełkowo piżmowy zapach, z delikatną nutką waniliwowo owocowej słodyczy, popartej jakimś brudem, chyba takim zwierzęcym. Bardzo złożona kompozycja, ale z dobrym smakiem. Zgadnięcia nut się nie podejmę (inb4: no dobra, tonka i piżmo pewnie są xDD). No robi wrażenie, pachnie pięknie, mógłbym to nosić. TBH nawet nie wiem co wącham ani gdzie to kupić, to znaczy nazwę widzę (przepisałem z próbki xD) ale zapakowana jest jak olejek, i przyszła z olejkami, a na necie widzę same flakony perfum pod tą nazwą. Próbki mam mniej niż kropelkę na dnie (to nie narzekanie, dzięki wielkie @pedro_migo za wrzucenie jej, to moje pierwsze obcowanie z marką!) więc trudno mi nawet ocenić konsystencję. Co podkładam do niego nos, to czuję co innego xD Nuty herbaciane, kwieciste, słodyczy, no pełen przekrój. Bałem się że te Ensar Oudy to będzie jakaś armata na dziwaków, a tu pierwsze zetknięcie i jest naprawdę bardzo przyjemnie, jakościowo, przystępnie (nie cenowo pewnie xD). Polecam i pozdrawiam

#perfumy #barcolwoncha #recenzjeperfum

646b68dd-5b4b-41d9-bcd2-43aa797a9640
pomidorowazupa

Z mojego bardzo skromnego doswiadczena ensar na ogol robi zapachy "podobajace sie kazdemu" jest to jeden z powodow dla ktorych ta marka jakos mnie nie interesuje (ceny sa powodem nr1 ). Dla mnie za malo pazura... znaczy d⁎⁎y bobra itp( ͡~ ͜ʖ ͡°)

Mywave

@pomidorowazupa u mnie odwrotnie, biorę bo są "ładniejsze" od innych podobnych marek.

Kridzu

@Barcol Wszystkie próbki Ensara są dawane w takich fiolkach na olejki, bez względu czy to spray, attar czy oud.

To co masz to jest próbka sprayu Tonkin Musk Pure Parfum. (https://www.ensaroud.com/product/tonkin-musk-perfume/) Zapachy Ensara głównie mają sprawiać przyjemność Choć znajdą się i takie dla bardziej wprawionych nosów. Nic z 'araba' tu nie znajdziesz.

pedro_migo

@Barcol tak jak wyżej wspomnieli koledzy zapachy Ensara to kompozycje, które mają sprawiać przyjemność w noszeniu, żadne wynalazki, które będą wzbudzać kontrowersji i szokować tutaj wrażenie robi jakość wyrobu - złożoność, a jednocześnie spójność całej kompozycji do której często wyselekcjonowane zostały bardzo rzadkie składniki / ich gatunki.

Tytułowy oud w jaki sposób pokazuje go Ensar powiedziałbym, że należy do najprzyjemniejszego na rynku, to nie są sfermentowane i mocno animalne oudu jakie preferują arabowie, a bardziej skupiają się na drzewnych, żywicznych i dymnych profilach, animalistyka oczywiście też jest ale nie aż w takim stężeniu, tylko raczej dodaje trochę pazura i charakteru. Moim zdaniem jednak Ensar jest królem piżma i to jest jego prawdziwy trademark.

Jedyny zapach EO który mnie pokonał to Rumi i to nie za sprawą oudu, a kawy za którą swoją drogą nie przepadam - pachnie jak indyjski baza z kawą i przyprawami.

Zaloguj się aby komentować

Extra Virgo to stosunkowo nowa marka założona we Florencji przez księcia Alexa Postiglione z królewskiej dynastii Konbaung z Birmy. Extra Virgo szczyci się tym, że do produkcji swoich kompozycji używa głównie naturalnych składników takich jak cywet, kastoreum, naturalny oud, absoluty kawy, czy grzybów.


Animal Cafe - no w końcu zapach kawy, a nie cukrowego deseru ze starbucksa. Mocny, gęsty, esencjonalny. Pachnie może nawet nie tyle gotowym napojem, co ziarnami kawy, świeżo wypalonymi i to nie delikatnie pod przelew, a ciemno i tłusto. Ziemisty akcent jednoznacznie wskazuje na dodatek robusty, co daje efekt mieszanki do espresso we włoskim stylu. Surowość kawy łagodzi szczypta cynamonu. Pod spodem zaś kryje się baza drzewno-zwierzęca z lekkim dymkiem. Brzmi groźnie, ale wcale tak nie jest. Oud ma profil typowo drzewny, nieco mroczny jak u Bortnikoffa, natomiast zwierzak to nie brudny futrzak, a raczej zapach rozgrzanej skóry. Efekt jest ciepły i przytulny, może nawet zmysłowy i naprawdę chce się to wąchać.


Cacao Ritual - jeśli ktoś się szuka ciepłego słodkiego napoju dla dzieci to nie tędy droga. Kakao jest, mocne, czekoladowe, bez cukru. Przede wszystkim jednak od samego początku obecna jest potężna dawka kastoreum i futra. Wybitnie skoncentrowana d⁎⁎a bobra. Kompozycja jest więc gęsta, zwierzęca, nieco słodka, ale w sposób fizjologiczny, zwieńczona świetnie podaną paczulą i odrobiną jaśminu. I sam nie wiem czy ten jaśmin czyni zapach łatwiejszym, bo wprowadza nieco przestrzeni, czy jeszcze trudniejszym i bardziej brudno-cielesnym. Odpychający ale i pociągający zarazem, sam nie wiem co o tym myśleć. Miłośnikom aromatów animalnych może się podobać, pozostałym będzie to proof of concept bardziej niż użytkowe perfumy. Na pewno produkt dla odważnych.


Monte Kush - na początku jest róża, miła, a przy tym wielowymiarowa, bo z jednej strony świeża, z drugiej, choć niezbyt słodka, to wydaje się nieco marmoladowa. Róża okraszona została mnóstwem suszonych ziół, dających majerankowy efekt, na głęboko drzewnej agarowej bazie. Co istotne nie wyczuwam w ogóle obory czy serka i w ciemno nawet nie powiedziałbym, że zawiera oud, tylko raczej suchy akord drzewny. No i tyle by było tego zapachu, róża z oudem, czyli nuda, gdyby nie fakt, że ta baza znów ma w sobie jakąś mroczną głębię, jest trochę słona, lekko dymna, ale nie kadzidlana, przynajmniej nie w kościelnym znaczeniu. Ten akcent dymny bardziej przypomina mi palone zioła. Początkowo byłem przekonany, że to taki profil użytego oudu (producent podaje vintage cambodian oud), ale spojrzałem na spis i załapałem że to konopie.


Pangea - na koniec zapach wcale nie dziwaczny, ani trudny, a wręcz przeciwnie lekki i bardzo przyjemny. Zaraz po aplikacji pierwsze skrzypce gra irys podany w formie nie pudrowej, a maślanej, trochę świeżej, a trochę kojarzącej mi się z masłem shea. Szczególnie na początku wyczuwam też radosną owocową słodycz świeżych różowych winogron, może nawet odrobiny poziomek. Podobny wesoły akord spotkałem już w aromatyzowanym mydełku innego artysty z Florencji. Aromatu dopełnia odrobina orientalnego kadzidełka. Wraz z ewolucją coraz wyraźniej daje się wyczuć truflę, orzechowo-ziemistą, zahaczającą nieco o obszary wilgotnych zbutwiałych drzew, i to jest aromat niezwykle oryginalny, nigdzie w perfumach dotychczas nie spotkałem czegoś podobnego. Choć nie należę do klubu miłośników irysa, to muszę przyznać, że jest to niesamowita kompozycja, przepiękna i bardzo komfortowo się nosi. Łączy w sobie lekkość z wrażeniem wyszukanej elegancji, dlatego też myślę, że te perfumy świetnie by się sprawdziły do bardziej formalnego stroju i wyjątkowej okazji, ale zdecydowanie dziennej niż wieczorowej.


Ogólnie to nie są jakieś wielce skomplikowane kompozycje, ale ciekawe i oryginalne, i widać że przemyślane, gdyż tworzą spójną formę rozwiniętą wokół wyraźnie nakreślonego motywu przewodniego. Nie da się ukryć - czuć jakość składników. Przy okazji po raz kolejny przekonałem się jak fascynującym i istotnym miejscem na perfumowej mapie jest Florencja.

Oracle ani Sacred Tobacco niestety nie dane mi było spróbować, a szkoda bo szczególnie ten drugi oparty na naturalnych absolutach tytoniowych mógłby być ciekawy.


#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina

3febc4e0-c6d4-43d9-82cc-0f8a3926afe6
loopie

@saradonin_redux aż mnie kusisz żeby samemu coś napisać żeby na tagu było więcej takich treści, tylko biednie będę wyglądał jak cały tag nawala true araby a tutaj taka też dość nietania nisza xd

niemniej bardzo ciekawe brzmią te wszystkie zapachy przez ciebie opisane, dobrze mieć z powrotem aktywnego użytnika tagu

bo nigdy w perfumach nie widziałem jakiejś faktycznej nuty kawy a nie tego słodkiego syropu o którym mówisz, w Theodoros Coffe Addict była kawa, ale też nie taka przypominająca ziarna tylko już zalana z cukrem

kakao nie wiem czy w ogóle wąchałem w perfumach, ale no ciekawie to brzmi, sztyni trochę jak Deco Moreno prosto z paczki?

swoją drogą zawsze mnie śmieszą baicik jak dają to gówniakom i się okazuje że jednak nie jest slodkie xd

saradonin_redux

@loopie Tak, bardziej właśnie jak takie ciemne kakao z puszki.

No niestety tanio nie jest i przyznam, że to powyżej normalnego dla mnie pułapu, ale właśnie niedawno wjechały w Impressium w cenie relatywnie niezłej. Jeszcze rok temu popukałbym się w łeb.

pomidorowazupa

I to jest to, chyba skusze sie na flakon, albo dwa... albo trzy:D Uwielbiam proste i oryginalne kompozycjie skladajace sie z zaledwie kilku skladnikow.

Barcol

@saradonin_redux AJJJJJ kusisz djable


Wybitnie skoncentrowana d⁎⁎a bobra - xD

BND

@Barcol Ja w tym momencie

1207b6c4-c48f-489b-88f6-e66e64422b8c

Zaloguj się aby komentować

Hind Al Oud – Emarati Musk


Pierwsze daktyle w moim życiu to mógł być rok 1984. Wujek geodeta jeździł do Iraku. Tak, jeździł – nową Ładą 2107. Pewnie dostał ją od komuchów, bo drugi wujek (fizyk jądrowy/pijak/wynalazca) tak właśnie go nazywał. W tamtym czasie smaki i zapachy dzieliły się na polskie i zagraniczne. Daktyle zdecydowanie należały do tych zagranicznych. Starsza część mojej rodziny, wyćwiczona na ziemniakach, cebuli oraz słoninie jednogłośnie orzekła, że do d⁎⁎y z takim jedzeniem i że lepiej sobie chleba z cukrem zjeść a nie jakaś tam k⁎⁎wa andaluzyjska donkiszoteria; jeszcze się od tego gówna Allah w obejściu rozpanoszy i kury się nieść przestaną. Zatem cała niemal rozkosz spożywania przypadła właśnie mnie. Dozowałem sobie tę przyjemność przez kilka dni, aż w końcu przysiadłem nad tym jak należy i dokończyłem to tak, jak Pan Bóg przykazał, czyli w jednej sesji. Po jakimś czasie wujek przywiózł następne daktyle, i jeszcze jakieś arabskie cukierki, które okazały się być krówkami eksportowanymi do Iraku z Polski, tylko w arabskich papierkach. W każdym razie daktyle do dziś są jednymi z moich ulubionych owoców.


Potem, gdzieś tak od połowy lat osiemdziesiątych na dobre zaczęły rozkwitać pod naszymi strzechami smaki oraz zapachy zachodu. Pomarańcze, banany, ananasy, wszelkiej maści batony, proszę Państwa masła orzechowe, śmierdzące sery i ch... wie co tam jeszcze. Ba, nigdy nie zapomnę zapachu wydobywającego się z pudełka kaset magnetofonowych firmy Sony. Taka trochę marchewka, ale z zagranicy. Powoli przyzwyczailiśmy się do tego wszystkiego na tyle, że niepostrzeżenie przestało być dla nas egzotyczne. No i chyba szkoda.


Hind Al Oud wciąż ma dla mojego nosa taki właśnie egzotyczny, nowy i niezgłębiony jeszcze wydźwięk. I aż dusza jęczy na myśl, że któregoś dnia przywyknę do zapachów z tego zacnego domu.


Zakup dekantu Emarati Musk potraktowałem jako kompromis, bo tak naprawdę chciałem dorwać chwalony powszechnie Emarati Oud (którego nie znam), ale nie było skąd. Naczytałem się (całe trzy recenzje) i nasłuchałem (u tego pana z Youtube, co tak średnio gada, ale za to nos ma nie z tej ziemi) dobrych słów o wersji Musk (z zaznaczeniem, że wybrzmiewa ona bardziej kobieco – co mi akurat specjalnie nie przeszkadza w przypadku dobrej jakości zapachów)


Już z korka można rozpoznać, kto ten zapach stworzył. Ma wspólne DNA z kilkoma, które z tego domu już poznałem. Po dość skąpym oprysku (5 strzałów) w powietrzu roznosi się woń, którą nazwałbym miękką, bardzo okrągłą i... zagraniczną. Jest to gra zapachów kwiatowych, połączonych ze sobą wręcz perfekcyjnie – na tyle, że nawet nie chce się człowiekowi zastanawiać nad tym, co czuje. Kwiaty te od samego początku podane są na waniliowo-piżmowej bazie. I ktoś pewnie powiedziałby, że słodkiej – jednak dla mnie ze słodyczą mającej niewiele wspólnego. To trochę tak, jak z tymi daktylami, które wielu osobom kojarzą się po prostu z cukrem i niczym więcej. Nie ma tu karmelu, nie ma tonki, nie ma pralin, czekolady... nie ma nawet śladu słodkich podchodów osoby, która chciałaby pożyczyć trochę pieniędzy. Zapach jest ciepły, miękki i zgodzę się z tym, że słodki. Jednak nie na cukrowy sposób. To, co czuję na pewno, to właśnie daktyl, na pewno fiołek i wanilia. Wyczuwam w nim również delikatną oudową nutę. Dosłownie muśnięcie oudu, w żadnym wypadku nie animalnego. Być może to właśnie to wspólne DNA Hind al Oud (choć czasami myślę, że to być może jakaś autorska recepta na zastępczą, etyczną wersję akordu piżmowego).


A więc dziś od godziny 14:00 jestem za granicą. Dopsikałem co prawda jeden strzał na potrzeby napisania tej recenzji – i trochę to zmieniło, aczkolwiek niewiele poza intensywnością zapachu. Nie jest on bardzo zmienny, co w jego przypadku uważam za zaletę. Ostrożnie oceniam Emarati Musk na 8/10, co w mojej skali nie dorównuje Al Oud czy Devotion – jednak to dopiero pierwszy odcinek przygody z tym zapachem i już wiem, że chętnie sięgnę po niego ponownie. Wtedy ocena zapewne podskoczy do góry. W obrębie domu Hind Al Oud z pewnością jest to reprezentatywny przykład ścieżki, którą podążają. Jednak te „niuanse” istniejące pomiędzy poszczególnymi produktami HAO zaskakują mnie i cieszą. I oby jak najdłużej tak pozostało.


#perfumy #recenzjeperfum

1ad6b971-6d66-46ed-b7e5-10294aac329e
nigerian_prince

@dziadekmarian Genialna recenzja. Czujesz podobieństwo do Yas Al Gharam? Taka duszna i lepko waniliowa kwiecistość była dla mnie pierwszym skojarzeniem w jednym i drugim. Natomiast przez ich moc może nie potrafię wyłowić niuansow.

pedro_migo

@nigerian_prince dla mnie ewidentnie podobne, ale jednak Emarati Musk ma przewagę jakości i stawiam go wyżej, w dodatku Al Gharam miał na tyle potężne parametry, że mnie dosłownie głowa bolała podczas noszenia xD przy HAO tego nie było jest wyrafinowany, choć parametry też bardzo mocne.

dziadekmarian

@nigerian_prince @pedro_migo Tak, faktycznie są podobne. I właśnie Al Gharam ma już tę oczywistą slodycz, której brak w HAO. Trochę inaczej pachną w nim kwiatki - może bardziej owocowo, świeżo. Kurczę, teraz wącham Al Gharam i też się jaram xD

testowy_test

@dziadekmarian Super wpis, więcej!

pedro_migo

@dziadekmarian świetna recenzja! Z niecierpliwością czekam na kolejne.

Zaloguj się aby komentować

#perfumy #recenzjeperfum


OUD ASSAM – Meleg Perfumes


6 psików na rękę (z gównianego atomizerka)


Otwarcie dla fanów Amirka Projekcja prawie żadna.

Po około 10 minutach obórka lekko gaśnie i zaczyna być czuć jakąś lekką słodycz.

Po 20 minutach słodycz znika, zostaje sam oud.

Po godzinie słodki amirkowy bardziej gładki oud. Nos trzeba przytknąć żeby poczuć.

Półtorej godziny - już jest głaciutko, ale i już bardzo słabo. Nie wiem ile trzeba tego lać, żeby było porządnie czuć. Szczerze bez szału.

Po dwóch godzinach jeszcze coś tam wiruje aromatami, ale nie sądzę, że coś się jeszcze rozwinie.


Podsumowując: zapach oudowy w stylu wygładzonego otwarcia Amirka i bez roztaczania oborowego aromatów w całej chacie. Czuć że 100% naturalny. Bardzo słabe parametry, chyba że te gówniane atomizery za mało leją, ale na ręku było sporo. Raczej dla miłośników i raczej do wąchania samemu, bo nikt z metra nawet nie poczuje.


Przy okazji – Dawn Petals/Morning petals.


Zapach damski, lekki, kwiatowy. Dla mojego nosa przyjemny, ale nic nadzwyczajnego. Oddałem koleżance-małżonce i stwierdziła że ciężki… na myśl się ciśnie Boguś z tekstem „co ty wiesz o zabijaniu?”

dziadekmarian

"koleżance-małżonce" - w sumie to ładne określenie

Lodnip

@dziadekmarian zasłyszane od znajomego z prawie 40letnim stażem, u mnie w domu też się przyjęło XD

Zaloguj się aby komentować

#perfumy #recenzjeperfum


Honey and Deer Musk, Meleg Perfumes


Dzisiaj się trudne wylosowało XD


Nie wiem czy chcę żeby tak moja żona pachniała, czy ja mam sobie kupić flaszkę. Niby jest napisane, że damskie perfumy. Ja nie mogę nosa oderwać.


Czuć piżmo, kastoreum i całe bogactwo nut, które powodują podróż w świat zapachu. Jest cytrusowo-słodko-zwierzęco. Nawet mi się nie chce rozkładać tych perfum na składniki. Na początku w sumie przez pół godziny czuć było jak bodajże Opium, które mama w latach 90 dostała od ojca. Później już jedzie bez trzymanki. W porównaniu do dotychczas przetestowanych próbek te perfumy projektują dość solidnie, a tylko 3 psiki (z gównianego atomizerka) dałem na rękę.


Nie mam porównania z żadnym innym zapachem, dla mnie niepowtarzalne. Rozłożyło mnie na łopatki. Jest intensywnie, pociągająco, sensualnie (?).


Z pewnością puszczę dalej tę próbeczkę do kogoś, kto opisze zapach bardziej precyzyjnie. Jeszcze raz przetestuję i dalej idzie w świat, mam nadzieję, że z jedną flaszkę rozbierzemy tutaj (choćby dla żon/dziewczyn/konkubin/mam/babć/córek/cioć/kuzynek albo samych siebie). Perełka w zestawie. Ament.

Lodnip

@pomidorowazupa jestem świeżak w temacie perfum ale popsikałem się koło 17 i dalej kurwa siedzę z ręką przy nosie....

pomidorowazupa

@Lodnip na mnie pizmo dziala tak samo

Grzesinek

@Lodnip Brzmi ciekawie ten pizmak. No i marka dostępna w Europie na cherry garden a oni potrafia dac 30% rabatu na BF.

Lodnip

@Grzesinek jest niesamowicie ciekawy, kurde nie wiem nawet jak opisać wrażenia dlatego napomknąłem o rozbiórce, bo sądzę, że warto mimo mocno uniseksowego wydźwięku

Lodnip

@Grzesinek kurde ale tylko sample 1ml dostępne

Mywave

@Lodnip ciutke podobny do bee od zolo, oczywiście dużo piżma.

Lodnip

@Mywave więc nie jestem jedynym wąchaczem Melega ze społeczności podziel się coś więcej

Mywave

@Lodnip sprzedany juz z rok temu,ale sam zapach mega i jeszcze da sie to wyrwac w smiesznych pieniadzach.

Zaloguj się aby komentować

Dzięki uprzejmości @pedro_migo stałem się dumnym posiadaczem 11-letniego wypustu Amouage Reflection. Cóż mogę rzec? Niesamowicie dobry zapach o banalnym, acz uniwersalnym i eleganckim wydźwięku. Co tu czujemy? No głównie białe kwiaty- świeżopraniowy vibe ALE w odróżnieniu do obecnych wypustów ten staruszek może pochwalić sie wyraźnie cięższym zapachem. Czuję tu więcej nut drzewnych i hmm... zwierzęcych? Fizjologicznych? Zdecydowanie tak. Jest w nim coś co powoduje, że nie chce się wracać do nowych wypustów. No i parametry czyli największa bolączka obecnych batchy, tutaj są naprawde solidne, 8-9h na łapie. Oczywiście demonem projekcji nigdy on nie był, ale wciąż bije na głowę wypust 2021 który kiedyś miałem.


Flaszunia 50ml wygląda śmiesznie i wręcz miniaturowo przy moich setkach, ale cóż. Na szczęście vintagowa szata graficzna czyli w głównej mierze nazwa modelu wytłoczona na korku to nadrabiają.


#perfumy #recenzjeperfum

215c800b-3afe-4bb7-af6f-d311ef3b9e99
pomidorowazupa

Vintage Amouage, arabska nisza... teraz nie ma juz odwrotu, chop juz przepadl

Lekofi

@pomidorowazupa przepadłem już dawno temu, teraz tylko pogrążam się w odmętach szaleństwa...

Lodnip

@pomidorowazupa w dobrą stronę idzie

pedro_migo

@Lekofi jeszcze raz gratuluje zakupu, niech się dobrze nosi

dziadekmarian

@Lekofi zdrowe zazdro kolego

Zaloguj się aby komentować

#perfumy #recenzjeperfum


Datura The Moon Flower, Meleg Perfumes


Wołam @dziadekmarian , bo miałem kolejne losować, a Ty byłeś ciekaw, więc wziąłem na test.


5 psików na nadgarstek, 5 psików na szyję z tego naprawdę gównianego atomizerka.


Już we wtorek delikatnie sobie psiknąłem żeby poniuchać. Dzisiaj załadowałem tego towaru w opór, co by sprawdzić jak z tą projekcją jest.


Otwarcie: bergamotka z imbirem, imbir nadaje delikatnej ostrości. Jakby też trochę słychać ylang-ylang. Niedługo później dołącza róża i ambra.

Po około 3 kwadransach pojawia się nuta (wydaje mi się) kadzidła. I zapach zaczyna się tak wygładzać, że nie jestem w stanie rozróżniać nut. A że póki co jestem leszczem w rozkładaniu zapachów na części, to dużo nie potrzeba Zapach praktycznie w ogóle nie jest słodki. Sprawdziłem z nutami, to by się zgadzało (i tu uwaga, najpierw wącham, potem sprawdzam spis nut, żeby nie było że sobie w kulki lecę)


Zapach już później sobie trwa i trwa. Moje najbliższe skojarzenia, to bardzo dobrej marki mydło, takie z rodzaju hotelowego, a momentami jak z szyi zaleci, to jak damski dezodorant typu nivea czy rexona, ale z wyciągniętymi najlepszymi elementami i podkręcony x10 jakościowo. Może podobne do jakichś damskich perfum, ale się nie znam totalnie, nie czułem nigdy podobnie pachnącej kobiety.


Projekcja raczej delikatna jak poprzednie pozycje. Z ręki czuć na 20-30 cm. Trwałość, myślę że będzie dobra, po ostatnim razie, rano jakieś pozostałości na ręku czułem. Mam wrażenie, że to kolejny zapach, od Matthewa, który ma pachnieć pod nosem noszącego.


Osobiście nie bardzo wyobrażam sobie mężczyznę noszącego te perfumy, ale fiksacja w mózgu mi mówi, że jakby tyle nie kosztowały, to bym sobie psikał nimi ciuchy takie wyschnięte latem na słońcu. Imbirowo-kwiatowa świeżość w płynie. Już dla mnie klasycznie w kontakcie z Meleg, koi i uprzyjemnia czas pojawiając się momentami jak w odpowiednią stronę poruszy się powietrze.

Lodnip

Update: po 5 godzinach prawie nie czuć zapachu, został tylko lekki niuans na skórze. Lipa

dziadekmarian

@Lodnip Kierwa. Dzienx za przetarcie szlaku

Zaloguj się aby komentować

#perfumy #recenzjeperfum


Vienna 1900, Meleg Perfumes


3 piski na nadgarstek, dwa na szyję.


Otwarcie: paczula z miętą. Ale nie ziemista i przytłaczająca, lekka jakby skądś daleko zalatywał jej aromat, wrażenie takiej czystej zielonej rośliny. Mięta zaś nie jak z beach huta waląca wprost w zatoki, tylko z zielonej gumy do żucia wrigley’s. Wydaje się jakby bardzo ale to bardzo delikatnie jakiś zwierzaczkowy niuans z tyłu się wyłaniał, a być może to taka paczula.

Po pół godziny zaczyna pachnieć jak oldskulowa woda kolońska lub delikatnie szyprowe perfumy, tylko bez dziadkowego mchu. Niby unisex, dla mnie to jednak perfumy dla bardzo eleganckiego faceta. Tak, pasuje tu określenie – Bardzo Eleganckie. Projekcja raczej bez szału, do zweryfikowania na globala.

Po ponad godzinie wychodzi leciutka słodycz, która w żaden sposób nie zaburza aromatu.

Po dwóch godzinach skóra pachnie elegancko. Projekcja się skończyła, ale to może to wina tych dziadowskich atomizerków, bo tak naprawdę nie wiem ile napsikałem. Wymaga kolejnych testów.


Co do samej kompozycji, to jarzy się gdzieś z tyłu głowy, że coś podobnego już kiedyś czułem, ale nie jestem w stanie nic na tę chwilę przykleić.


Tym razem może nie rozwaliło mnie jak wczorajsze, ale zapach bardzo poprawny. Tak samo niczego mu nie brakuje, ani nic nie wkurza. Bardzo bezpieczne perfumy pachnące luksusem w stylu „old money” w moim mniemaniu w wydaniu świeżym/wiosennym.

dziadekmarian

Bardzo mnie ciekawi Datura the Moon Flower. Szkoda, że nie ma go w tym secie...

Lodnip

@dziadekmarian no jak nie ma

edae6bd2-0401-43ba-b695-ad62edac7b24
Lodnip

@dziadekmarian coś mateuszek poprawił, bo jak kupowałem, było 13 sztuk na liście, teraz jest 12, może zaktualizował zestawienie czy cuś

Zaloguj się aby komentować

#perfumy #recenzjeperfum


Czołem, dzień kolejny z Mateuszkiem Melegiem. Mój opis, to przemyślenia zapisane w trakcie testowania. Na rękę 3 psiki z próbki i po jednym na szyję z każdej strony.


Zapach: SCENT IS A LANGUAGE


Przepiękny, lekko kwaskowy, owocowo-kwiatowy zapach. Otwiera się na moje marakują, jakimś kwaśnym cytrusem i ylang ylang. Po chwili dołącza jaśmin, z którego jakby chciała a nie mogła wyjść indolowa nuta (tylko jak się nocha przytknie bardzo blisko).

Niby zapach ma być ambrowy w bazie, więc czekam.

Na razie orgia doznań, jak wąchanie owocowego koktajlu w kwiaciarni.

Otwarcie unisex, po 15-20 minutach jednak zaczyna skręcać w bardziej damską stronę, zaczyna się wysładzać delikatnie.

Po półtorej godziny jest delikatnie wyczuwalna ambra, ale tylko tak, żeby „ogrzać” zapach, a słodkości jest tylko szczypta.

Wrażenie mam takie, jakbym coś podobnego kiedyś czuł, ale te perfumy są jakby kompletne, nic nie brakuje i niczego nie ma za dużo. Na mój nos dobrze będzie leżeć na kobiecie, ale i niejeden facet by dobrze w tym pachniał. Jestem pod wrażeniem.


Zaczynam doceniać kunszt Melega. Każda z próbek do tej pory okazała się kompozycją jakby przemyślaną od początku do końca. Każdy z zapachów coś przekazuje, jakiś zamysł autora. Mimo rzemieślniczego wytwarzania, tu nie ma mowy o przypadku.


EDIT: Jak ktoś zna Clock Blend ASQ, to jest trochę podobnie, tylko ten zapach jest "bardziej", nie wiem jak to inaczj opisać XD

dziadekmarian

Tak czytam i chyba również zaczynam doceniać twórczość Mateusza. Począwszy od jego pomysłu na wysłanie Ci tych rzeczy jako szczotkę, do Twoich bardzo przychylnych, przestrzennych opisów tych dzieł - bo jako dzieła chyba je trakutjesz. Miło.

Lodnip

@dziadekmarian jestem niedoświadczonym wąchaczem dosyć szybko przeskoczyłem do testowania górnej półki dzięki tutejszej społeczności. Do sedna do tej pory było kilka takich perfum, od których nie mogłem nosa oderwać. Teraz 4 próbka z jednej firmy, wącham i morda się cieszy, ale tak maksymalnie, a w głowie "ło kuuurwa, ale to dobre". I zaczynam faktycznie tak je traktować, tym bardziej, że jeden gość to robi od początku do końca

Zaloguj się aby komentować

Gdy zobaczyłem że została do mnie nadana paczka to trochę spanikowałem. Nic nie zamawiałem! To znaczy może inaczej, zamawiałem, ale tej nie xD

Wniosek był jeden, straciłem kontakt z rzeczywistością i nie wiem już co kupuję. Zakupoholizm. I to srogi.


Gdy odebrałem paczkę to znalazłem w środku żywice kadzidełkowe i próbkę perfum. Czyli nie było mowy o pomyłce, to jest coś czego ostatnio głośno szukałem, i widocznie skorzystałem z czyjejś oferty, będąc gdzieś poza świadomością. Kaplica.


No ale jak już jest to się psiknę, co nie? xD


Zapach, ten zapach. Uderzył w strunę o której istnieniu nie wiedziałem.


Piwnica u dziadka na działce, zimno, wilgotno, w kącie miejsce na ziemniaki które za niedługo będziemy wykopywać. Przez okienko do zsypu wpada aromat przejrzałych słodkich owoców które spadają z drzew "sadu".

Nie mają jednak szans w nierównej walce ze stęchlizną, i dają o sobie znać ledwie wyczuwalnie.


Ocknąłem się, i całe szczęście, bo prowadziłem samochód. BTW testowanie tego w samochodzie mogło nie być strzałem w dziesiątkę xD


Skojarzyłem, że przecież niedawno pisałem komentarz pod paczulowym potworem, i skojarzenie było trafne. To dokładnie ta próbka xD


Po powrocie do domu odnalazłem na skrzynce wiadomość od @Lodnip z pytaniem jak mi siedzą prezenty. Czaicie że ten złoty człowiek wyczytał, że chcę popróbować bakhoorów, więc znalazł w historii moje dane paczkomatu i mi wysłał? xD Pozdrawiam gorąco.


Teraz mogę już oficjalnie powiedzieć co #barcolwoncha a mianowicie: 1989 Theodoros Kalotinis.


No przyznam, że powiedzieć o nim twardziel to jakby nic nie powiedzieć. Paczulowy potwór. Zapach nie na codzień, i nie wiem kto by sie odważył na flakon.


Przy kolejnej aplikacji przeniosło mnie znowu w inne miejsce. Już nie tak odległe. Przypomniał mi się seans na saunie widokowej, w którym właśnie w ruch wszedł olejek paczulowy.

Nie wiem co ma w sobie ta nuta, że tak intensywnie działa na wyobraźnie, ale ona nie "przywołuje wspomnień" tylko przenosi w inne miejsce z pełną imersją.


To w niej cenie.


Czy polecam zapach? Myślę że tak, ale nie w dużej ilości xD Czy kupię flakon? Nie xD


Czy cieszę się że go poznałem? Tak, bardzo. Nawet nie dlatego że jest jakiś wyjątkowy, to serio głównie silny ekstrakt z paczuli, ale raczej dlatego że... Ja całkiem zapomniałem że dziadek miał tą piwnicę. I że to było takie fajne miejsce.


Dzięki @Lodnip za przypomnienie.


#recenzjeperfum #barcolwoncha próbka #50, jesteśmy na półmetku, przed emeryturą zdążę.

#perfumy


PS. Tak, wiem że czekacie na co innego z mojej strony xD

gawafe1241

@Barcol Dlaczego nie dałeś tag #perfumy ? Po coś są te tagi, prawda? Daję w takim razie #recenzjeperfum na czarno ale następnym razem wrzucam Ciebie na czarno, nie ma sensu powielać zachowań z wykopu - zablokowałem polityka PIS PO to sobie zaczęli tagować inaczej, no ręce opadają...

Tylko-Seweryn

@gawafe1241 mam tak z ostatnio zablokowaną #polityka. Albo chujki dodają wszystkie tagi tylko nie ten jeden, albo tworzą jakieś swoje xd

Barcol

@gawafe1241 @Tylko-Seweryn bo mi uciekł przy kopiowaniu, bo początkowo dodałem złą społeczność xD Czemu nie zablokujesz społeczności, wydawało mi się że to grubsza warstwa filtrująca niż tagi

Lodnip

@Barcol Czyli to nie tylko ja mam wrażenie, że ten zapach to paczulowe monstrum XD

Barcol

@Lodnip Zapodałem 2 razy po jednym psiku i w sumie wystarcza xD

Lodnip

@Barcol na początku intrygował, potem zaczął drażnić, w końcu przydusił - 1 psik na przedramię

Pirat200

@Barcol Ha! a ja znam ten uczuć! to coś w rodzaju scent - journeyu/tripu. Czegoś takiego doświadczyłem, kiedy pierwszy raz psiknąłem na rękę Pavillon Rouge. A jeszcze wcześniej, kiedy jako zupełnie nieświadomy świeżak perfumowy kupiłem pierwsze dwie odlewki w życiu (w co ja się wpakowałem) i niuchnąłem encre noire. Teraz to owszem, banał, ale wtedy, dla typka co raz na jakiś czas kupił sobie tani dezodorant, to było niemałe zdziwko.... Ciekawe jak bardzo głupio wtedy wyglądałem, siedząc w kuchni pewnej zimowej nocy, na stole rozdarte opakowanie z paczkomatu, , a ja z nosem przy nadgarstku i otwartą buzią wącham nadgarstek, a w mej świadomości umysł podsuwa wyobrażenia jakichś zasnutych mglistymi oparami niedostępnych lasów. łaał..

A pierwsze zetknięcie z Pavillon rouge - siedzę w pokoju, ręka sama co chwilę wędruje do nosa, a mi umysł projektuje wrażenie a to jakiejś obskurnej pirackiej knajpy z ogłuszającym gwarem rozmów i muzyki, drewniane stoły z porozlewanym winem i miodem, a to jakiegoś eleganckiego klubu przesiąkniętego zapachem skórzanych foteli, drogich cygar i kolorowych alkoholi, a to znowu jakimś starym strychem... też było fajnie.

Zaloguj się aby komentować

#perfumy #recenzjeperfum

Dzisiaj na szybko z zestawu od Melega, bo damski zapach.


Very Cherry Rose Chocolate Patchouli

Przepiękna róża z wiśnią i lekko słodkim akcentem. Popsikałem żonę i mimo nielubienia róży była zachwycona. Ja sobie walnąłem na nadgarstek i mam wnioski takie: zapach dla takiego milfa 30-40 lat w zwiewnej sukience, pewnej siebie i wesołej. Bym się oglądał jak by mi taka babeczka pachnąca przeszła obok. Jak przestanę sobie kupować perfumy, to jest duża szansa, że żmii ściągnę flakon od Mateusza XD Projekcja bez szału, trwałość pewnie mocna jak to w przypadku wczorajszego zapachu.

dziadekmarian

1. nie przestaniesz.

2. rozmarzyłeś tą wizja miłej, pewnej siebie i w dodatku pachnącej. Tych trzech rzeczy na raz jeszcze nie doświadczyłem.


To kolejny zapach do kupienia w ciemno.

Lodnip

@dziadekmarian ad. 2 - pomarzyć zawsze można

Zaloguj się aby komentować

Dobry wieczór,

na wstępie przepraszam, że tak późno publikuję wynik rozdania, ale obowiązki trochę mi się przeciągnęły.

Dla niewtajemniczonych sprawa dotyczy wpisu: https://www.hejto.pl/wpis/perfumy-recenzjeperfum-czesc-pare-tygodni-temu-pojawil-sie-tu-news-od-kris1111-z


Ale do rzeczy... maszyna losująca (https://hejto-los.pl/) jako zwycięzcę wskazała...

@so_cold

GRATULACJE!!


Zapraszam do kontaktu w wiadomości prywatnej, dogadamy szczegóły.

I wszyscy pewnie czekają już na recenzję od zwycięzcy.


#perfumy #recenzjeperfum #rozdajo

6b742841-1e8e-4ce3-9437-3d531d643daf

Zaloguj się aby komentować

#perfumy #recenzjeperfum


Zaczynam serię o Meleg Perfumes.

Na początku zaznaczę, że atomizery z próbek są chyba najgorsze jakie do tej pory miałem (albo porównywalne z PdM). Nie mam zdolności pisarskich, nie potrafię obrazować zapachów słowami, zatem wkleję zapisane skróty myślowe z dzisiejszego testu.


Mushin Kyoto Incense – pierwsze psikanie, nic nie pasuje z oficjalnie podanymi nutami. Daje kokosem (na profumo jednak widnieje kokos w spisie, ale u Melega nie). W tle lekko się przebijają jakieś kwiatki. Zapach bardzo delikatny, prawie nie projektuje. Być może nuty składają się w akord kokosowy, szału nie ma.

Dopsik. Wincyj, Perfekcyjnie zblendowane. Mniej kokosa, więcej kwiatów i owoców. Projekcja nadal słaba. Ani atomowa, ani przeciętna, słaba. Zawód mocny parametrami. Drzewa sandałowego, oudu, irysa nie czuję.

Po 20 minutach bardziej pachnie jak luksusowe mydło niż kokos tym razem.

Kobita mówi, że i tak w pokoju czuć kokosem.

Na skórze zapach jak po luksusowy mydle, ale nic więcej. Można wywalić z 10 psików, żeby poczuć się przyjemnie, może taki był zamysł. Unisex 100%. Po tym dopsiku pachnie ekstremalnie przyjemnie, że nosa nie idzie oderwać. Bardziej do aromaterapii niż do noszenia.


Sprawdziłem, taki był zamysł: „Like a peaceful stroll through Kyoto's temple gardens, "Mushin" offers a journey of relaxation and clarity, embodying the essence of serene concentration.”


Śmiało można wypsikać się do snu, ukoi i zrelaksuje. Chyba tak zrobię dzisiaj

Lodnip

W sumie coś nietypowego, jeszcze nie miałem perfum, które by robiły taką aurę "feel good". Te po prostu sprawiają, że umysł skręca w stronę odpoczynku. Mówią: chill man. Parametry po c⁎⁎ju, za to mózg chce do nich wracać

RedDucc

@Lodnip kurczę, niby ciekawie to brzmi i człowiek chętnie by spróbował, ale 13zl/ml za psikadełko do snu mocno odstrasza (° ͜ʖ °) tym bardziej, że oud jest ciągle wspominany jako "agarwood", więc zakładam że to tylko akordy udające prawdziwy oud.


PS: znowu chciałem sprawdzić na Parfumo i znowu jakiś nieporządek się wdarł ( ͠° ͟ʖ ͡°) jak rozumiem, to jest jakiś zupełnie inny zapach z zupełnie innymi nutami? Tutaj widzę kokos

75964d45-13cf-47b6-896a-cd15b32335c7
Lodnip

@RedDucc No właśnie , u niego w nutach na stronie tego kokosa nie ma. Na profumo społeczność jednak czuła to samo co ja. Oudu jako takiego w ogóle nie poczułem, może bardziej jako utrwalacz został zastosowany

Lodnip

@RedDucc Jak dopsikałem więcej, to kokosa było czuć znacznie mniej, ale był obecny. Raczej myślę, że kompozycja po prostu tak się układa.

dziadekmarian

@Lodnip To nic, że mała projekcja. Chłop miał problemy, trzeba wziąć na to poprawkę.


Mam nadzieję, że Bogdan to przeczyta.

Lodnip

@dziadekmarian Z założenia nie podchodzę do perfum jako takich, że ma komuś pachnieć. Cała idea tego zapachu to chyba właśnie do poprawy nastroju noszącemu. I w tym się sprawdza. Projekcja słaba, za to teraz wstałem i dalej czuć całkiem nieźle w tym samym kształcie co wieczorem. Trwałość na +

Zaloguj się aby komentować