#recenzjeperfum

14
223

Zacznę od tego że recenzje o numerach #52, #53, #54, #55, #56, #57, #58, #59, #60, #61, #62, #63, #64, #65 kryją się pod linkiem: https://www.hejto.pl/wpis/co-powiecie-na-zbiorcza-mini-recenzje-olejkow-opisy-bez-przykladania-sie-i-nie-t bo nie złapało ich pod tag, i to są ukryte recenczje xD Ukryte recenzje olekkó∑


Dziś bierzemy na tapetę #barcolwoncha #66 czyli Amouage Memoir Man


Zapach ziołowo mszany, ale nie w sposób paczulowy tylko taki zimny, absyntowy, piołunowy. Pachnie jak coś co może pomóc na kaca albo jako klin albo jako pobudzacz odruchu oczyszczenia żołądka, w zależności od tego jak bardzo było przesadzone z etanolem.


Potężna dawka chwastów w tle, jak wąchanie rąk po walce z lebiodą i babką lancetowatą. Generalnie otwarcie to ciemiężyciel zielarski o podobnej mocy jak green green green green n green n green green.


Mnie osobiście trochę drażnią takie aromaty, i w szczególności wariant szczodrej aplikacji potrafi nieco przychmielić. Im dalej w las, tym jednak mniej zielono.


W sercu zielona agresja zaczyna przegrywać z nutami drewna i kadzidła, które podczas tej walki wpadają w klimaty balsamiczne by potem w miarę przechylania się szali zwycięstwa, przejść w bardziej suche i cieplejsze tony.


Czego nie uświadczyłem, to lawenda czy róża, która pojawia się w nutach fragry.


No i baza, najlepsza faza tego zapachu. Wszystko się uspokaja, większość zieloności znika (zostaje mięta i pojawia się coś a'la eukaliptus) a na pierwszy plan wchodzi wspomniana ciepła suchość drzewa, kadzidło, tytoń. Świetne połączenie z tym wspomnianym wspomnieniem mięty i eukaliptusa. Trochę ma vibe tego miętowego stożka do wąchania na katar, chociaż oczywiście nie tak mocno daje po nozdrzach.


Zapach ewoluuje u mnie z 4/10 w pierwszej fazie do 8/10 w bazie. Nie podoba mi się na tyle żeby brać cały flakon, ale na tyle żeby chętnie wąchać od czasu do czasu.


#recenzjeperfum #perfumy #barcolwoncha

58cb7f3f-ce68-462e-a107-bfed883c7063
Platysma

To mnie zaskoczyliście bo dla mnie to najłatwiejszy Amouage zaraz po Jubi XXV. Za to przy Reflection którym tyle osób się zachwyca mam natychmiastowy ból głowy i mdłości.

d.m.

Ja tam Memoir Men lubię. Została mi resztka małej flaszki 50ml, tak że muszę się za jakiś czas rozejrzeć za jakimś zapasem póki go nie wycofali.

Chavez

Testował ktoś babską wersje Memoir? Podobno niezła, ale przekonam się dopiero jutro

Zaloguj się aby komentować

Cisza na tagu, to leci porcja randomowych notatek.


Heeley Zeste de Gingembre

Ech to moje szczęście do letniaczków. Zapach jest naprawdę ładny, pachnie przede wszystkim soczystą limonką ze świeżym imbirem na drugim planie. Z czasem się nieco ociepla za sprawą kardamonu. I to tyle. Heeley po raz kolejny stawia na minimalizm i naturalność aromatów. Świetny zapach, bardzo optymistyczny i realistyczny, który niestety projekcję ma niezłą tylko przez pierwsze pół godziny, po czym staje się bliskoskórny, a po dwóch-trzech godzinach nie ma po nim śladu.


Jazeel Heyam

Heyam to perfumy skórzane, w których skóra podana została w towarzystwie przypraw i irysa, sprawiając wrażenie słodko-pudrowe. Tylko ten irys nie jest maślany, a przybiera formę posypki dla niemowląt. Niestety w tle jest jakaś fujka, coś zjełczałego, nie potrafię wyjaśnić, ale mi przeszkadza, obrzydza wręcz. Dobra wiadomość jest taka, że w ciągu półtorej godziny zanika zarówno fujka jak i posypka, a zostaje fajna, gładka skórka “typu pustynnego” ze szczyptą tytoniu. Miłośnikom skór pustynnych polecanko.


L'Artisan Parfumeur Timbuktu

Patent na bazę perfum znany i lubiany: paczulę zmieszać z wetywerią, dołożyć nieco kadzidła i zmiękczyć benzoesem. Sprawdził się choćby u Meo w Rites de passage, którego bardzo lubię nosić w deszczową pogodę. Złożenie tej bazy z przyprawami może nie jest zaskakujące, ale pozostaje harmonijne i spójne stylistycznie. Natomiast nudy nie ma, ponieważ Bertrand Duchaufour po raz kolejny udowodnił swój kunszt i zaproponował ciekawy twist w postaci elementu owocowego, a dokładniej mango, które dodaje świeżości i przestrzeni kompozycji. Świetny zapach, tylko o niewielkiej mocy, więc trzeba konkretnie się wypsikać.


Tauer Lonestar Memories

Mocne otwarcie brudną skórą, dymem i ziołami. Na pewno jest labdanum, lubię ten aromat, kojarzy mi się z gorzkim ziołowym naparem. Z czasem dochodzą jakieś delikatne kwiatki, mirra i nieco kremowej słodyczy; skórka się wygładza, a zapach robi się znacznie łatwiejszy. Pustynie Tauera zrobiły na mnie średnie wrażenie, ale Lonestar Memories jest znacznie bliżej moich upodobań. Dobre jakościowe perfumy.


Yas Almas

W pierwszych sekundach mam wrażenie kandyzowanej skórki pomarańczy, znaczy taki cytrus, ale jakby ciepły zamiast rześki podany nie wprost. Po chwili okazuje się, że to jednak bergamotka, która choć często bywa jaskrawa, to jednak w Almas została wpleciona na gładko w subtelny motyw kwiatowy. Nie mogę się oprzeć wrażeniu czegoś kwiatowo-mydlanego, ale to na pewno nie jest neroli, bo neroli zwykle mi przeszkadza, a to jest ładne. Baza jest grzecznie skórzasta, nieco słodka, ale nie ulepna, stawiam na ambrę, jakieś żywice (może benzoes?) oraz miękką zamszową skórkę, ale znając arabów to może być nawet łagodna forma oudu w stylu ASQ Safari Extreme. Na pewno przyjemne, nietuzinkowe, ale i nie kontrowersyjne, a bezpieczne perfumy. Nawet komplement wpadł (uuuuu), co rzadko mi się zdarza; i to po zaledwie 4 strzałach, więc projekcja jest konkretna. Sam nie wiem, wydają mi się zbyt ładne i gładkie, chyba jednak bardziej kobiece, a ja jednak wolę jak trochę śmierdzi.


Ilustracja: zajumana z sensedubai

#perfumy #recenzjeperfum #perfumyniszowe #smrodysaradonina

27afdbcf-65ac-4b9c-8efd-fbc958064991
Chavez

Mi tam się Amlas bardzo podoba. Na początku naszej znakomici podejrzewałem go o dalekie powinowactwo z African Leather od Memo. Z czasem gdy się lepiej poznaliśmy to mi minęło, ale czasem jak coś palnie to mam wrażenie ze to chyba jednak stryjka cioteczny brat od strony matki odwiedził to samo biuro podróży co on. Ja zadowalam się 1 psikiem, góra 2 i na cały dzień jestem w aurze z delikatnej skóry, kwiecia i jakiejś żywicy.

saradonin_redux

@Chavez po co jeden psik, skoro można pół Barcola XD ale fakt, parametry to ma top.

dziadekmarian

@Chavez mi też trochę mija to skojarzenie z czasem. Ostatnio trochę zgłupiałem, gdy nie mogłem sobie przypomnieć, czy psiknąłem się Almasem, czy Ivory Route. I to również bardzo dalekoe skojarzenie. Almasik mój książę

Zaloguj się aby komentować

O marce Meleg Perfumes niewiele wiadomo. Część wpisów o niej zostało usuniętych, gdyż jak się okazuje, jej założyciel, Matthew Meleg to postać kontrowersyjna, artysta niepokorny, ignorujący zalecenia IFRA i persona non grata na basenotes.


Civet Cat Chypre 

Do poetycko-stolcowej recenzji autorstwa @dziadekmarian nie mam podjazdu. W znacznej mierze się zgadzam. Pierwsze, co mnie uderzyło zaraz po aplikacji, to moc kwiatów, w szczególności jaśminu, to jest taki kaliber jak w damskich jaśminowych dusicielach, których szczerze nie cierpię. Tuż za nim do nosa docierają nuty fekalne i przez chwilę jest naprawdę mocno. No kupa jak nic. Na szczęście ten stolec zanika w ciągu może półtorej minuty, odsłaniając znacznie wdzięczniejsze cielesne oblicze cywetu. I to jest woń niezwykle zmysłowa, kto wąchał naturalny cywet, ten wie o co chodzi. Dopiero wtedy byłem w stanie dostrzec akordy paczulowe i drzewne. Najpierw dostaje się w ryj butem, którym ktoś wdepnął w papierzaka i trzeba oprzytomnieć. Wówczas robi się fajnie i bogato, bo docierają też i róże, i żywice, i nieco słodyczy, i zapach nabiera orientalnego charakteru. Nie wierzę, że to piszę, ale rewelacyjne pachnidło, tylko trzeba przetrwać pierwsze minuty.


Datura the Moon Flower

Początkowo dominuje ylang-ylang w kremowej postaci, kosmetycznej, jak krem do opalania. Towarzyszą mu cierpkie cytrusy, zapewne bergamota. Po chwili dociera szczypta pikantnych przypraw, a następnie wytrawny drzewny oud i smużka dymnego kadzidła. Jeszcze jest tam odrobina czegoś przypominającego owocowe cukierki nimm2. O ile za tym żółtym kwiatkiem nie przepadam, to jestem pod wrażeniem kunsztu kompozycji, bo udało się stworzyć świetną harmonię pozornie sprzecznych elementów. Niestety szybko zanika do postaci bliskoskórnej i bardzo delikatnej.


Honey Deer Musk 

Przez dosłownie sekundę może dwie miga jakiś cytrus i przechodzimy w główny punkt otwarcia: słodko-kwiatowy, pudrowy, w taki charakterystyczny babciny sposób cechujący heliotrop. Ten zaś zawsze kojarzył mi się z damskimi vintage perfumami. To wrażenie potęguje kryjący się pod spodem cywecikowo-piżmowy zwierzak, który znów pachnie prawdziwie, zmysłowo i wielowymiarowo. Na pewno nie jest to żaden mydełkowy syntetyk. Ponownie czuć bogactwo kompozycji, przewija się przez nią wiele kwiatów i przypraw, na pewno jest goździk i ylang-ylang, które jeszcze bardziej podbijają retro vibe. Miodu jako takiego nie czuję, a słodycz wydaje mi się być kwiatowa i nektarowa. Baza dosłodzona została żywicą benzoesową nadającą nieco waniliowego charakteru. Olfaktorycznie zachwycające dzieło! Perfumy są bardzo retro, naturalne, bogate, a nawet w specyficzny zwierzęcy sposób dekadenckie i seksowne. Tak mogłaby pachnieć tajemnicza dama w długiej sukni z epoki fin de siecle lub początków sanacji.


Impressions of Kannauj 

Intensywnie przyprawowy początek płynnie przechodzi w kwiatowe serce z maślanym irysem. Baza niestety jest bardzo delikatna i trudno mi z niej wyłuskać coś więcej ponad gładkiego sandałowca i odrobiny zwierzęcego brudu.


Meaningful Work

Nawet świeże cytrusowe otwarcie z bergamotką w roli głównej nie jest tak oczywiste, gdyż zawiera w sobie pierwiastek zwierzęcy. W przeciągu godziny perfumy skręcają w kierunku kwiatowo-drzewnym. Ogólne wrażenie jest świeże i zwiewne, ale nie powiedziałbym, że czyste, bo cały czas podszyte lekkim zwierzem.


Morning Petals

Otwarcie jest niemal identyczne jak w Miller et Bertaux A Quiet Morning tylko bez ryżu. Krystalicznie czysty szafran doprawiony świeżo-pikantnym akcentem imbiropodobnym. Dodatkowo uzupełnione prawdopodobnie słodką pomarańczą. Bardzo mi się to zestawienie podoba, wybrzmiewa naturalnie i jest znakomicie wyważone w przestrzeni świeży-słodki-pikantny. Gdzieś w tle pojawia się motyw kwiatowy, lekko słodkawy, znów niebanalny, głowy nie dam, ale strzelam, że gdzieś tam jest plumeria, może magnolia. I te kwiaty dość płynnie przybierają na sile zastępując szafranowe otwarcie i wówczas perfumy nabierają bardziej kobiecego charakteru. Baza jest delikatna, piżmowa i ledwie wyczuwalna. Niezmiernie przyjemne pachnidło, optymistyczne.


Mushin Kyoto Incense 

Ten zapach mnie zaskoczył, w głowie miałem CdG Kyoto, a tu zmyłka. Pachnie subtelnie, pudrowo-kwiatowo, na pewno coś z irysa, ale nie tylko. Kokosowy miąższ nadaje egzotyki. W tle nieco kremowego oudu. Ten kokos coraz bardziej słabnie, a profil zmienia się w drzewny. Szału nie ma, ale całkiem ładne, bezpieczne parfumki na lato, raczej damskie.


Scent is a Language 

Ultra słodka guma balonowa o smaku marakui. Po chwili dołączają jakieś kwiatki, żółte i równie infantylne, podane na słodko. Z czasem wyłaniają się też pudrowe cukierki owocowe i w tą stronę coraz bardziej skręca kompozycja. Drażniąco syntetyczne. Pachnie to dziecinnie i tanio, plastikowo.


Temple of Horus

To co saradoniny lubią najbardziej, czyli kadzidlak. Uwagę zwraca przede wszystkim bardzo naturalnie pachnąca mirra, bardzo lubię ten składnik. Kompozycję uzupełnia orientalne kadzidło o nieco kwaśnym cytrusowym zabarwieniu oraz żywice drzew iglastych. Zapach nie ewoluuje jakoś zbytnio tylko cały czas oscyluje w klimatach żywicznych, ale wcale mi to nie przeszkadza. Niebywale przyjemne perfumy o wysokich walorach jakościowych, lecz niestety o niewybaczalnie słabych parametrach użytkowych.


Vienna 1900

Vienna otwiera się miętą, bardzo ‘in your face’, która pachnie całkiem naturalnie, ale jest na tyle mocna, że można mieć wrażenie gumy miętowej. Jak już ta mięta nieco łagodnieje to wówczas wyłania się paczula, trochę ziemista ale i liściasta zarazem, wydaje mi się że wyczuwam też pokrzywy. W każdym razie bardzo zielony, liściasto-ziemisty zapach, czułem się w nim jakbym wpadł w zielone chaszcze. Z czasem perfumy skręcają w kierunku paczuli polanej Amolem. Ładne.


Poziom artystyczny perfum Meleg Perfumes oceniam na zróżnicowany. Z parametrami też jest różnie, więc nie bardzo byłem w stanie i mówiąc szczerze to nie chciało mi się wnikliwie analizować zapachów, które były ledwie wyczuwalne po pół godzinie, co widać po bardzo skróconym opisie. Muszę za to przyznać, że Matt ma talent do perfum retro i animalnych, ta estetyka wychodzi mu naprawdę dobrze, wręcz wybitnie.


Moi faworyci: Civet Cat Chypre, Honey Deer Musk, Vienna 1900


Ilustracja: profil fb Meleg Perfumes

Pisałem słuchając: Koncertu wiolonczelowego e-moll op.85 Edwarda Elgara w wykonaniu Jacqueline du Pre i Londyńskiej Orkiestry Symfonicznej

#perfumy #recenzjeperfum #perfumyniszowe #smrodysaradonina

da8658f4-1fa9-4969-9a68-2a2ad1d3abaa
Lodnip

@saradonin_redux mam koda 15% na zakupy u Melega, chyba jeszcze aktywny jakby ktoś chciał coś rozbierać, to śmiało walić

wonsz

rewelacyjne pachnidło, tylko trzeba przetrwać pierwsze minuty.

Brzmi jak tani arab XD

saradonin_redux

@wonsz nie do końca, bo tani arab ma zawsze krzywą dzwonową, czyli otwarcie chemia łazienkowa, potem w miarę znośnie, ale na koniec i tak zawsze wyjdzie obrzydliwie chemiczna baza. A tutaj właśnie baza jest najlepsza.

dziadekmarian

Moje ulubione Melegi to zdecydowanie Civet Cat Chypre i Temple of Horus - o którym nie zrobiłem notatek, ale wrzuciłem na listę "wanted" w Parfumo. Ale mam notatkę z Honey Deer Musk i w sumie czułem to podobnie, tylko z miodem:


"Honey and Deer Musk

Mimo użytych składników to niekontrowersyjny blend. Daleko mu pazurzastością do np. Diaghileva czy Bogue MEM, z którymi w pierwszych minutach może się nawet kojarzyć jako ich bardziej słodki, miodowy braciszek. Tak, braciszek - bo jego otwarcie wzbudza głównie męskie skojarzenia. Ten rządzący w otwarciu cywet - niczym kot, który wy⁎⁎⁎ał się na stolnicy pomiędzy słojem miodu a zwojami cynamonu, po krótkiej chwili zostaje wykryty przez state, choć czujne babcine oko, złapany za fraki i ciśnięty w otchłań przedpokoju, a piękna trajektoryjna smuga zapachu powstała w powietrzu po jego nieszczęsnym locie, powoli zarasta drewnem i słodyczą. Całość w miarę szybko łagodnieje i wysładza się za sprawą tych wszystkich użytych wanilii, heliotropów, helikopterów, róży i cynamonu. A mówiąc "w powietrzu" mam bardziej na myśli maksymalnie tak ze 20 cm od ciała - taki jest zasięg tych perfum po dwudziestu minutach. Ładne i dość oryginalne. I nad wyraz naturalne.


Zapach 7/10 (otwarcie

Projekcja: raczej dla siebie."

Zaloguj się aby komentować

Dużo ostatnio testowałem. Te trudniejsze zapachy wciąż przetrawiam i choć mam już stworzone do nich jakieś zapiski, to planuję kolejne podejścia. Żeby jednak nie było nudno proponuję porcję notatek z różności trochę łatwiejszych do interpretacji.


Gosia Ruszkowska Holy Smoke 

Kadzidło molekularne kojarzące się ze stylem Filippo Sorcinelliego. Delikatna smużka z kadzielnicy, kurz, akcent cytrusowy, mineralny oraz minimalna ilość żywicznej słodyczy (może benzoes?). Niby mam świadomość że to nie jest żywica kadzidłowca, a syntetyczny substytut, ale to pachnie to wyjątkowo intrygująco, jak połączenie Plein Jeau z Voix Humaine i odrobiną Ganymede. Zapach w zasadzie liniowy, przestrzenny, świetlisty. Dla mnie sztosik.


Jardins d'Écrivains L'Eau de Blixen

Całkiem ładne kwiatki, bliżej nieidentyfikowalne dla mojego nosa podane na syntetycznym białym piżmie i charakterystycznym akordzie ambrette, który przedawkowano do tego stopnia, że po kilku minutach wyczuwam tylko to. Zapach całkowicie znika w czasie krótszym niż godzina, czyli zanim zdąży zmęczyć tym ambrette.


Liquides Imaginaires Bete Humaine

Psik psik i już chciałem skreślać, bo w otwarciu jest coś niefajnego, kwaśnego i spożywczego, trochę nadpsuta sałatka zostawiona w lodówce na później. Patrzę w nuty, no tak, pewnie kmin z kasztanem tak dziwnie zagrały. Na szczęście nie trwa to długo i po kwadransie perfumy obierają kierunek żywiczny za sprawą cypriolu i labdanum. W takiej formie utrzymuje się kolejną godzinę-dwie. W bazie zaś zapach się ociepla, żywiczność łagodnieje, a pojawia się nuta drzewna i lekko słodkawa, zapewne jakaś molekuła imitująca cedr, bo choć nie potrafię jej nazwać, to jest ona często spotykana na pograniczu mainstreamu i niszy. Trochę żywicznych perfum się nawąchałem, więc Bete Humaine z butów nie wyrwał, jest na to zbyt prosty, za mało niszowy. Natomiast może zrobić wrażenie jako entry level na kimś, kto dopiero zaczyna się wychylać poza mainstream.


Nishane Safran Colognise

Zdecydowanie bardziej ‘safran’ niż ‘colognise’, gdyż już od strzała dominuje szafran. Cytrusów prawie nie czuję, musiałem się mocno skupić, żeby cokolwiek wyłapać i na pewno nie wyczułem grejpfruta, może odrobinę cytryny. Jak już się te perfumy ułożą na skórze, to w roli głównej występuje miękka skóra, może nawet zamszowa, uzupełniona nieco mydlanym piżmem. Dobrze to pachnie, natomiast osobiście jestem rozczarowany, bo liczyłem na kompozycję trochę lepiej wyważoną, a nie monotematycznie skórzaną. Przez chwilę wręcz zaświtało mi skojarzenie z nową skórzaną tapicerką samochodową. Parametry oczywiście bardzo dobre jak to Nishane. Miłośnikom skórek polecam.


Ilustracja: beautinow

#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina

d6f70b30-a8b4-4f99-956b-4e947be48458
kopytakonia

Nie boli cie głowa czy nie jest Ci niedobrze jak tak zmieniasz ciągle zapachy?

saradonin_redux

@kopytakonia lubię doświadczać i śmiesznie śmierdzieć, codziennie inaczej

kopytakonia

Aha ja nie lubie bolącej głowy i ostrożnie z perfumami zyje

Pan_Beniowski

Mi bete Humaine nie podeszło chociaż nie jest tragiczne. Jakieś zielone nuty w nim przypominają mi trochę zoologist cardinal i Rokitę od Kamila B.

Jakby co mam na zbyciu flachę 98-99ml za 380zł.

Zaloguj się aby komentować

Po tradycyjnym niedzielnym rosole zapraszam na deser w postaci krótkiej #recenzjeperfum dziś serwuje Hind al Oud Sheikh A.

Z zapachem pierwszy raz zetknąłem się jakieś dwa lata temu, kiedy mój nos nie był jeszcze wystarczająco oswojony z oudowcami, powąchanie tylko atomizera odlewki z tym zapachem wykrzywiło mi mordę, psiknąłem więc na blotter i było jeszcze gorzej, nie odważyłem się tego nigdy nawet psiknąć na siebie XD odlewka trochę poleżała aż finalnie poszła dalej w świat bez dalszych testów.

Teraz po obyciu z gatunkiem i w poszukiwaniu mocnych oudowych doznań postanowiłem kupić i spróbować ponownie Sheikh A, bez cykora i cudowania z blotterami od razu wleciał globalnie.


Otwarcie może być szczególnie nieprzyjemną fazą zapachu, choć mi nie sprawiło większych problemów. Jest bardzo zwierzęco i dziko - mokry i spocony zwierzak, brudny, bo wytarzany w ziemi - tak w skrócie mógłbym ten start opisać, a odpowiada za to połączenie słonej szarej ambry i sfermentowanego, ziemisto-drzewnego oudu hindi; całość podbita została jeszcze mieszanką pikantnych przypraw, która potęguje doznania, ale mimo wszystko taki blend pachnie dostojnie i czuć respekt. Aspekty animalne nie stanowią dla mnie wyzwania i pachną nawet tak jakbym chciał, lecz ten ziemisty charakter oudu już mi przeszkadza, no po prostu nie przepadam za tym profilem, podobnie było w innym zapachu HAO - Oud Zayed - tam co gorsza miał jeszcze kokosowo-mentolowe akcenty z którymi również mi nie po drodze.

Wracając do naszego bohatera, oud z czasem zmienia się w skórzano-drzewny, a akord ziemi jakby odseparowuje się i powiedziałbym, że wyraźnie czuję paczulę ziemistą właśnie, zakurzoną i trochę stęchłą; jest sucha a wręcz pudrowa - przypomina mi jedną z jej wcieleń z Victoria od Bortnikoff, przez które nie przekonała mnie do siebie ta kompozycja spod ręki juniora - swoją drogą zapach już tu kiedyś recenzowałem, a gdyby ktoś przeoczył, opis można znaleźć TUTAJ .

Uwielbiam za to drydown Sheikh A, jest zdecydowanie najlepszą fazą. Ambra ciepła i słodkawa z odrobiną pikanterii - pierwszy raz w tym zapachu pojawia się słodycz i jest jej tylko kropla; posmarowane żywicą drewno i najwyższej jakości skóra, choć trochę ubrudzona, ale na całe szczęście nie ziemią, której już nie czuję - pachnie majestatycznie niczym tytułowy Szejk i gdyby tak pachniało przez cały czas już pewnie kupiłbym flakon.

Mimo, że aromat jest bogaty i głęboki to kompozycja jest liniowa i w czasie niewiele się zmienia. Jeśli ktoś poznał i lubi Ajmal Mukhallat al Shams polecam spróbować też Sheikh A, bo to zapachy o zbliżonym charakterze.

Warto wspomnieć też o parametrach, bo te są bardzo mocne, co również podkręca wrażenia.

Russian Adam nazwał jedną ze swoich kompozycji Beauty and the Beast ale myślę, że dla Sheikh A ta nazwa byłby bardziej trafna.


#perfumy

5b34ecc9-5d5c-4e88-91a0-51428e61654f
Grzesinek

@pedro_migo Miałem Mukhallat al Shams i pomimo że fermentowane i pikantno-ostro przyprawowe profile to nie mój lajkonik sięgnąłem po Sheikh A i Ajmal od razu został pogoniony.

Faktycznie to ta sama baśń zapachów ale w każdej jest inny smok. Mnie ujął ten z Hind al Oud i został na mojej półce.

pedro_migo

@Grzesinek ja na flakon Sheikh A się nie zdecyduje przez wyraźną ziemistość, ale jestem ciekawy jak pachnie w olejku, może tu będzie mniej tego akordu

Grzesinek

@pedro_migo Nuty i opisy wskazują że olej i spray to jest to samo ale nie znam więc się nie wypowiadam.

Mnie to bardziej ciekawi jak one pachną w klimacie w ktorym powstały

kris1111

@pedro_migo Tak się głupio złożyło, że jestem również posiadaczem cpo. Generalnie, to zapach zupełnie inny, niż spray, o wiele intensywniejszy i wyrazisty. Cpo to to totalny zwierz w oborze, a w dodatku wytarzany w ziemisto- przyprawowym oudzie,. Sztos, jakich mało.

pedro_migo

@kris1111 wręcz przeciwnie - bardzo dobrze się złożyło spray jest już niesamowicie intensywny i wyrazisty, więc trudno mi sobie wyobrazić na jakim poziomie jest olej. Jak już wspomniałem ta ziemistość mnie tam zniechęca jeśli w CPO jest ona mocnej zaakcentowana to wątpię czy się polubimy.

A znasz może Sheikh Z?

pedro_migo

@kris1111 fajna recenzja olejku Sheikh A na stronie producenta to się nazywa konserwatywne wychowanie

f6cc9656-e9f6-41f8-ac33-cd8d0962b640
dziadekmarian

@pedro_migo Ja go właśnie jako taki skórzano-oborowy odbierałem na początku. A za drugim razem coś klękło - i to chyba byłem ja. Jeszcze próbowałem potem, ale jakoś tej skóry nie mogłem znaleźć... jeszcze za wcześnie dla mnie na tak mocny hindi oud... Ale dziś spsikałem dziewczynę Amirem 2 - i jak to pachnie w powietrzu! Całkiem inne wrażenie, niż kiedy się pcha nos zbyt blisko. I tak niestety chyba wąchałem Sheikh A, który na bliskie spotkania może być po prostu za mocny. Nie pchać nosa zbyt blisko - tego muszę się oduczyć w pierwszych fazach trwania mocnych perfum.

pedro_migo

@dziadekmarian może to głupie, ale ja w fazie testów również sprawdzam jak zapach pachnie w powietrzu - po prostu psikając w powietrze w pomieszczeniu

Zaloguj się aby komentować

Dziś marka mało znana, a jeden z zapachów to nawet nie istnieje wcale. Wiadomo tylko tyle, że Nocturne to perfumy produkowane rzemieślniczo w małych nakładach przez pewnego Greka podpisującego się jako Paschalis. Autor otwarcie przyznaje się do stosowania zarówno wysokiej jakości składników naturalnych jak i nowoczesnych molekuł.


Chypre Inferno

Oho, zawiało starociem i to takim eleganckim vintage dziadem. Aldehydowy początek zaakcentowany mocnym, gorzkim akordem goździka, który kojarzy mi się z twórczością Sorcinelliego. Lavs, Reliqvia, Quando rapita… wszystkie te zapachy mają wspólny goździkowy motyw i w Chypre Inferno wybrzmiewa on bardzo podobnie. Może nawet zahacza o jeden z cudów perfumiarstwa, czyli damskiego Opium vintage. Serce uderza bukietem kwiatów, ale nie odważę się na analizę, bo nie jestem za dobry w kwiatki. Natomiast te kwiaty wcale nie kojarzą się damsko, wręcz przeciwnie, brak w zasadzie jakiejkolwiek słodyczy oraz wyczuwalna od początku staroświecka mszysto-paczulowa baza nadaje moim zdaniem męskiego wydźwięku. Szalenie elegancki zapach, kaliber Guerlain Heritage itp. Można powiedzieć, że dziad, ale jaki dobry, wącham i podziwiam, czuć klasę. Nie wiem tylko gdzie to założyć, pasowałby na popołudniową herbatę na królewskim dworze, niestety mnie nie zapraszają.


Daath

Perfumy widmo, nie istnieją, nigdzie nie ma o nich ani słowa, a jednak mam sampla. Tym razem jest współcześnie. Otwarcie jest wyraziste, przyprawowe, pieprzne, kardamonowe. Coś jeszcze roślinnego ma, może kwiatowego, ale nie potrafię nazwać. W krótkim czasie zapach osiada do znajomego DNA, które przez pewien czas gdzieś mi świtało, ale nie potrafiłem go skojarzyć. Eureka! Narciso Rodriguez Bleu Noir! Bardzo lubiłem te perfumy, szczególnie w podstawowej wersji EDT zaciągałem się sam sobą z umiłowaniem. Za to one mnie nie kochały, bo znikały ze skóry w godzinę max trzy. Daath ma zbliżony vibe, blend dobrej jakości syntetycznego białego piżma (brzmi jak farmazon, ale kto wąchał piżma Narciso ten wie jaka przepaść je dzieli od reszty flakonów w Sephorze) z nutami drzewnymi. Nie mówię, że identyczne, ale podobne złożenie, no i w Daath jest ono jakby w lepszej rozdzielczości. Szczególnie wyróżnia się kremowy akord sandałowy, gładki, bez kopru. No i przeciwieństwie do Narciso zapach nie wpada w obszary trocinowe, czy tartaczne. O, jeszcze świta mi Cartier Declaration Essence. W tle przewija się przestrzenny akord kadzidlany (stawiam na pochodną Iso E super). Nie jest to pachnidło odkrywcze, ani powalające jakością składników, jest natomiast umiejętnie skonstruowane i wysoce uniwersalne. Podoba mi się, nawet jeśli po części z sentymentu.


Seatrus

Otwarcie to cytrusowa eksplozja o znacznej mocy rażenia, w pierwszej chwili cytrynowa, a po chwili grejpfrutowa. Świeże, soczyste, radosne i nie może się nie podobać. Niestety zaraz potem równia pochyła, bo najpierw wjeżdża jakaś molekuła pseudokwiatowa jak w damskich drogeryjnych psikadłach, a jeszcze później potężna dawka ambroksanu z wciąż utrzymującą się odrobiną zadziwiająco trwałego grejpfruta oraz kapką morskiego powiewu a’la Megamare, tylko w mniej agresywnym wydaniu. Trochę XD jak na coś, co miało być niszą artystyczną.


Tafir

Na początku mamy szafran i słodkie suszone owoce, prawdopodobnie daktyle. Tuż po chwili dołączają elementy żywiczne i one odpowiadają za charakter tego zapachu. Jest gęsty, lepki, balsamiczno-żywiczny. Mnóstwo się w nim dzieje, są żywice typowo leśne, iglaste, jest trochę dymu z kadzidła, zupełnie nie kościelnego, a raczej orientalnego, jest element tytoniowy, a całość została zagęszczona słodką ambrową masą. Kompozycja jest przy tym świetnie wyważona, nie jest ulepem, nie jest też agresywnie dymna, składniki nie walczą ze sobą, tylko się uzupełniają. Zbliżony vibe do Les Jeux sont Faits minus zima zupa jarzynowa. Tafir może się rewelacyjnie sprawdzić jako zapach zimowy, wręcz świąteczny, ale podoba mi się również w upale.


Moim zdaniem dobrze się zapowiada. Seatrus traktuję jako wpadkę, natomiast pozostałe zapachy są dobre jakościowo i przede wszystkim kompozycyjnie. Czuć, że są to złożone, przemyślane i starannie dopracowanie kreacje.


Ilustracja: własna

#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina

7b6310cf-9926-4fa1-a825-a0cfa5276f1d

Zaloguj się aby komentować

Marka Gri Gri proponuje linię zapachów inspirowanych tradycyjną sztuką tatuażu z różnych stron świata.


Moko Maori

Uderzenie chłodnej, gorzkiej zieleni, raczej trawiastej niż drzewnej, uzupełnione czymś w rodzaju eukaliptusa z mentolem. Efekt niestety nie jest botaniczny, a raczej kosmetyczny, a nawet apteczny. Coś mnie szczypie w nos, drażni, kojarzy mi się z amolem, bengayem lub staroświecką zieloną wodą po goleniu i to wcale nie z górnej półki. Po 3-4 godzinach ostre zielone nuty schodzą na dalszy plan i zostaje już tylko bardzo delikatny zapach szarego mydła.


Tara Mantra

Dziwna to kompozycja. Eksplozja szafranu i kminku, podana na bazie z paczuli i rozgrzanych opon. No i w biurze to faktycznie daje gumiakiem, czy tam oponami. Natomiast muszę przyznać, że Tara Mantra zupełnie inaczej zachowuje się na świeżym powietrzu w upalny dzień. Wówczas bardzo przyjemnie projektuje ze skóry w formie przypominającej orientalne kadzidełko ze sklepu new age i kminek, które może nie powalają naturalnością, ale tworzą ciekawą aurę.


Ukiyo-E 

Ukiyo-E otwiera się charakterystycznym aromatem genmaichy, czyli herbaty z prażonym ryżem. Pierwsze skojarzenie to bardzo przeze mnie lubiany Meo Fusciuni Sogni. Po chwili dociera również cierpkie yuzu, ale pozostaje na drugim planie. Cudownie to się zgrywa, łagodnie, pastelowo, kojąco. Stopniowo perfumy ewoluują w kierunku drzewno-kwiatowym. Co istotne, to nie są takie typowe perfumowe kwiatki, jakieś jaśminy czy róże, tylko pachną słodko i nektarowo, jak rozkwitające drzewa owocowe wiosną. Odrobina ryżowego aromatu wciąż daje się wyczuć gdzieś w tle przez jeszcze ok 2 godziny, po czym zanika. Wówczas też zanika urok tych perfum, nadal są ładne, ale stają się zwyklejsze i perfumowe. Czepia się chłop, że mu perfumy pachną perfumami. Tak! Ja wolę jak pachną ciekawie, żywo, intrygująco, tak jak to herbaciano-ryżowe otwarcie Ukiyo-E, które chciałoby się żeby trwało i trwało.


Podsumowując mogę powiedzieć, że Gri Gri proponuje nam odważne kompozycje, którym niestety brak głębi. Można oczywiście opowiadać farmazony o inspiracji różnymi kulturami, ale to nie zmienia faktu, że ciekawe, oryginalne akordy wybrzmiewają na skórze po prostu płasko zapewne za sprawą przeciętnej jakości składników. Nie zagrało, ale spoko, bo to “eau de parfum for tattooed skin”, a ja czysty jak dziewica.


Ilustracje: parfumo, perfumeriagreta

#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina

d5827d96-0817-45e0-8454-a1db5d806112
e3dadd78-29f6-4470-a06e-6de86a5165b8
0af6e8b1-e9ee-492b-acfc-4cc9251ab0f1
d6bb1a24-5070-45a6-a427-c293dd54e8b7
Zielczan

@saradonin_redux flakony to po Hawasie wzięli

saradonin_redux

@Zielczan popularny model, co najmniej kilka marek kojarzę z PH w takim szkle tylko z różnymi korkami, choć tak od buta do głowy przychodzi mi tylko Tolteca.

Farmer111

Dzięki. Bardzo dobrze się Ciebie czyta 🙂

saradonin_redux

Bym zapomniał, jeśli ktoś chciałby spróbować, to sample oddam za etykietę/kod, cośtam się jeszcze ostało.

Zaloguj się aby komentować

Co w Arabie piszczy


Dziś są takie czasy, że kiedy widzimy ośmiolatka samotnie idącego ulicą, to zastanawiamy się, co się stało. W moich dziecięcych latach istniało coś, co dzisiejsi wąchacze pieluch nazwaliby wyjebką, jednak ja określiłbym to jako połączenie zaufania do zdolności dziecka z zaufaniem społecznym – zwłaszcza, że urodziłem się w niewielkim mieście.


Było kilka takich dni w moim wczesnym dzieciństwie, kiedy musiałem zostać w domu sam. Prawdopodobnie były to wakacyjne dni, kiedy nie mogłem być w przedszkolu, a moje starsze rodzeństwo przebywało np. na koloniach. Rodzice musieli być w pracy, a nie miał kto do mnie przyjść. Pamiętam zapewne większość z tych dni, bo bardzo bałem się zostawać sam. Dla wyjaśnienia: to były czasy cyganek porywających dzieci oraz Czarnej Wołgi. Nie było lekko. W dodatku w owym czasie na przedmieściach mojego miasta grasował tak zwany Pan „U”. To był jakiś facet...nigdy go nie złapali, ale też chyba nic nikomu nie zrobił. Kiedy, nieraz jeszcze przed świtem, w dni powszednie jakaś losowa kobieta udawała się do pracy, w pewnym momencie z jednego z mijanych drzew zeskakiwał Pan „U” i robił „U!”. One w przerażeniu uciekały, a on ich nawet nie gonił. No ale taka sytuacja.


Jeden z tych razów pamiętam jako wypełnione lękiem uporczywe wpatrywanie się w kuchenne okno, z którego widać było dom mojej babci. Tego dnia nikogo w nim nie było, jednak wiedziałem, że ktoś niedługo wróci i wtedy będę uratowany. Przy oknie stało radio. Takie duże, z oświetlonym panelem przednim, na którym widniały nazwy popularnych na świecie stacji radiowych, jak np Radio Luxemburg itp. Szukając czegokolwiek, co mnie uspokoi, znalazłem jakąś relację z przeglądu kapel góralskich. Było to dla mnie coś nowego. W wieku 4 czy 5 lat wiedziałem, że górale są w górach, że mówią trochę inaczej. Ale wtedy po raz pierwszy usłyszałem, jak mówią. A przede wszystkim, jak grają. Tak się wciągnąłem w ten przegląd, że po jakimś czasie totalnie zapomniałem, że jestem sam. Tęsknoty za bezpieczeństwem rozpłynęły się w głodzie poznawania sztuki – całkiem dla mnie nowej i autentycznej, bo piosenki bywały przerywane dialogami, śmiechami i okrzykami. W pewnej chwili zapragnąłem zobaczyć tych wszystkich ludzi. I pierwszą myślą przybliżającą mnie do realizacji tego marzenia była ta o rozkręceniu radia. Wiedziałem już wtedy, że rzeczy można rozkręcać. Nie wiedziałem jeszcze tylko, jak. Śrubokręty były pod ręką. Znałem je. Nieraz widziałem, jak ktoś z domowników coś rozkręcał.


Nie udało mi się wtedy tego zrobić do końca. Coś trzymało, coś trzeba było wyjąć, coś odgiąć. Podczas procesu zastał mnie mój ojciec wracający z pracy. Początkowo przerażony, ku mojemu zdziwieniu usiadł ze mną i sam rozkręcił to radio. Nie wiem, ile udało mu się wytłumaczyć, ale po zdjęciu obudowy ujrzałem postapokaliptyczny świat – mój pierwszy układ scalony, jawiący mi się jako tajna fabryka niebezpiecznych chemikaliów. Spuchnięte, wysokie kondensatory były ogromnymi tankami wypełnionymi niebezpieczną substancją; tranzystory lądowiskami wojskowych jednostek, a oporniki cysternami gotowymi do odjazdu w strefę wojny. Nie znalazłem tam śpiewających górali. Może i nawet pomyślałem sobie, że lada chwila wyskoczą z ciupagami z jednego z kondensatorów. Jednak nic takiego się nie wydarzyło. Jakiś czas później ojciec przyniósł mi książkę p.t. „Maszyny Mówiące”, którą studiowalem przez Bóg wie ile czasu, ucząc się przy tym czytać. Dużo siedział ze mną i tłumaczył, co jest co.


To chyba pierwsze moje wspomnienie naznaczone chęcią rozbierania. To dość męska rzecz, rozbierać. Swoją drogą, w czasach przedszkolnych, na „spaniu” rozebrałem bardzo wiele dziewcząt. Nie wiem, co się stało w międzyczasie, ale potem już nigdy nie byłem takim kozakiem.


Hind al Oud – Oud Abu Sultan


Psikam. Wiem, że będzie dobrze. I jest. Kwiatowo, z lekką dozą obory. Jestem w stanie drzewną dymność. Ale też słodycz. Zapach dość skomplikowany, słychać jednak jakąś wyraźną pieśń. Jest coś ze słodyczy, choć mocno zawoalowane. Szukam zatem nut. Spodziewam się konwalii, lilii, bursztynu, oczywiście oudu, być może jakichś przypraw, ambry. Jest to taki charakterny arab, niełatwy a równocześnie złożony i kuszący tym, co ukryte pod powierzchnią.


mięta, bursztyn, oud, spierdalaj


No nie. Ja rozumiem, że podczas blind testu Menthe Fraiche od Heeley’a nie rozpoznałem mięty. No ale... to nie mogą być te nuty.


Czas poszukać prawdziwych górali w tym radio/radiu.


Lilial – A to taki zawodnik udający konwalię i stosowany właśnie dla zapachu. Oprócz konwalii dodaje delikatne nuty zielone. Otrzymywany syntetycznie m.in. z sera pleśniowego, kalafiora, banana, jabłka. Wycofany za hipotetyczną rakotwórczość oraz możliwe reakcje skórne. Hipotetyczną - bo nikt go nie badał pod tym kątem. Z mojego doświadczenia – świetną rolę odgrywał w Orange Star od Tauera. I w nowej wersji już nie odgrywa.


Linalool – zapach to konwalia, ale również lawenda, bergamotka oraz mięta – zależy trochę od towarzyszących mu chemikaliów.. Linalool wykazuje dość dużą zawartość w liściach mięty cytrynowej, niektórych gatunkach szałwii, bazylii, rozmarynie czy lawendzie, ale również w cytrusach czy nawet śladowo w cynamonie oraz niektórych grzybach. I otrzymuje się go dość łatwo w naturalny sposób. Jednak by uzyskać bardziej oczywistą miętę w perfumach, lepiej użyć np. rozmarynu. Jak do tej pory nie zbanowany, choć zapewne wejdą kiedyś jakieś restrykcje dotyczące otrzymywania go w naturalny sposób Ekstrakcja z niektórych roślin może skutkować przemyceniem jakichś dodatkowych substancji, które przecież nie wiedzą, że nie miały być ekstrahowane.


Amyl Cinnamal – głównie jaśmin/tuberoza oraz nieokreślony miks przypraw, ale także w niektórych konfiguracjach może udawać np. brzoskwinię. Dość szybko się utlenia, więc nadaje się np. na nutę głowy, która ma szybko ustąpić. Jeśli chcesz jaśmin w bazie, to nie tędy droga. W mydłach utrzymuje się dobrze – choć mydłem przecież nie pachniemy przez cały dzień. Potrafi powodować reakcje skórne. Jest też bakteriobójczy, co może powodować negatywne skutki, gdy dostanie się do środowiska wodnego. Zatem przesadzanie roślinek w akwarium wykonujemy zanim spsikamy się Alienem.


Benzyl Cinnamate – składnik balsamów Tolu oraz peruwiańskiego. Częsty gość w orientalnych perfumach. Utrwalacz, przedłużacz, pogrubiacz. W Europie oczywiście wycofany. Ale mam taką koleżankę farmaceutkę, która mówi, że u niej w aptece to tego peruwiańskiego na zapleczu nawet całkiem sporo. Więc nie wiem.


Lyral – Zapachem przypomina konwalię, bez lub cyklamen. Trudny do uzyskania z kwiatów – otrzymuje się go z warzyw. Główne jego przeznaczenie to przedłużanie trwałości perfum bez większego wpływu na profil zapachowy. W Europie wycofany w 2021 ze względu na potencjalne reakcje alergiczne. Firmenich i Givaudan opracowały dla niego substancje zastępcze: Florhydral, Lilyflore... słowem chemole, jak i nasz rzeczony bohater.


Benzyl Benzoate – kolejny utrwalacz bez właściwości zapachowych.


Amyl Cinnamal Alcohol

Benzyl Alcohol

Anise Alcohol

Benzyl Salicylate

Cinnamyl Alcohol

...to tyle o chlaniu. No i tutaj nawet poczułem tych prawdziwych górali.


Cinnamal – cynamon.


Citral – kojarzyć ma się z cytrusami. Otrzymywany z trawy cytrynowej i różnych gatunków werbeny. Dość trwały.


Citronellol – różany, konwaliowy. Otrzymywany głównie z trawy cytrynowej, ale też z pelargonii. Laboratoryjnie przez uwodornianie geraniolu, czyli powiedzmy olejku różanego itp.


Coumarin – Kumaryna to główny winowajca odpowiadający za to, jak pachnie cynamon. Obficie występuje też w fasoli tonka. Dużo o tym w necie.


Eugenol – składnik m.in. cynamonu, gałki muszkatołowej, goździka (przyprawa). Koń jaki jest, każdy widzi.


Farnesol – zapach konwalii; otrzymywany z liści, igieł, przeróżnych owoców oraz ich skórek – ale również np. z kwiatów lipy.


Geraniol – wiadomo: róża, geranium. Znajdowany też w chmielu, konopiach i cytrusach.


Hexyl Cinnamal – jaśmin, gardenia. Nuta niezbyt mocna, acz trwała. Podbija kwiatowe/owocowe perfumy i służy w nich jako nuta bazowa.


Hydroxy Citronellol – utrwalacz, podbijacz, blender o kwiatowym zapachu.


Isoeugenol – podejrzana sprawa. Ja rozumiem, że w Polsce można mylić goździka z goździkiem. Ale w przypadku isoeugenolu wszyscy mówią, że pachnie jednocześnie i kwiatem, i przyprawą. Przy czym bardziej w stronę kwiatu. Bardzo trwały.


Limonene – to znamy wszyscy. Duża zawartość w skórkach cytrusów, ogromna w nowofalowych „amerykańskich” chmielach; duża w kwiatach konopii, które z chmielem mają wiele wspólnego. Także w drzewach iglastych i np. w mięcie.


Methyl 2-Octynoate – daje zielony efekt, kojarzący się z liściem fiołka, ogórkiem lub melonem.


Alpha-Isometyl Ionone – pudrowy, kojarzący się z irysem, fiołkiem, równocześnie dając podteksty drzewne lub tytoniowe. Nadaje się na nutę bazy – ulatnia się powoli i nie jest zbyt krzykliwy.


...


Na samym końcu listy składników: Oakmoss Extract, Treemoss Extract. Nie wiem. Być może tu kryje się reszta zawiłości.


Coraz bardziej jaram się chemią perfum. Wręcz nie do końca ważne jest, czy coś będzie mi się podobać, czy nie. Chcę poznawać nowe pomysły, rozwiązania. Wiedzieć, skąd co się bierze.


Swoją drogą, zapach bardzo dobry. Skomplikowany, zmieniający się w czasie. Po aplikacji, siedząc sobie z kolegą usłyszałem, że obora i że be. Jednak po pół godzinie dość się z tą oborą oswoił i wracał ze swoimi spostrzeżeniami na temat zapachu, coraz bardziej zresztą przychylnymi. Jest zatem intrygująco.


Zapach: 8,5/10

Trwałość: życia nie wystarczy.


W Skali Nieprzyswajalności Dylana (jest to opracowana przeze mnie naprędce skala trudności w zaakceptowaniu perfum dla niewprawionego w boju nosa, gdzie 1 to Dylan a 10 to Amir Drugi Boży) dałbym mu 7. Pokrótce: jeśli wyjdziesz w tym do ludzi z osobą, która naprawdę cię kocha, to możliwe jest, że jej nie stracisz.


Ech... wiem, że nudne. Ale też ciekawe.


#perfumy #recenzjeperfum

63cef7d3-3c22-4952-a76d-b7f5e9e11b80
GazelkaFarelka

@dziadekmarian masz dobre pióro

dziadekmarian

@GazelkaFarelka Dziękuję. A zawsze jest 20 rzeczy, które bym poprawił;)

HolQ

@dziadekmarian człowieku....aplikuj na flavouriste do jakiejkolwiek branży, niewwzne czy zarcie, eliquidy czy perfumy. Widzę że masz talent i się interesujesz. Wygląda jakby ta robota była stworzona dla Ciebie. No chyba że już jesteś xD

dziadekmarian

@HolQ Nie no, ja jestem tylko zwykłym grajkiem... Ale dziękuję za otuchę

HolQ

@dziadekmarian "Coumarin – Kumaryna to główny winowajca odpowiadający za to, jak pachnie cynamon. Obficie występuje też w fasoli tonka. Dużo o tym w necie." - no nie do końca prawda.... głównym składnikiem jest cinnamaldehyd, Eugenol i camphora (w zależności od czesci rosliny) zapach I smak kumaryny to jest główny sposób na to jak odróżnić prawdziwy cynamon od Cassi .

d5ddd33a-f5cb-4d92-a24e-1206bf9be92b
80dc69e9-f1de-4cc0-99d7-0b5d37c87015
858f3519-eae2-431a-b94a-08473f6d24d2
dziadekmarian

@HolQ poszedłem trochę na skróty. Ja nie znam celjońskiego cynamonu. Być może gdzieś kiedyś się z nim spotkałem. Nasz - chiński, skręca bardziej w stronę wanilii - kumaryna. Ten oryginalny jest zdecydowanie bardziej goździkowy i nie tak słodki - eugenol. Ciężko to ruszyć w "krótkim", żartobliwym poście. Dzięki za screeny!

HolQ

@dziadekmarian w pracy porównywałem różne olejki i oleozywice z cynamonu i cassi, z różnych części rośliny i naprawdę jest spora różnica bez problemu jesteś w stanie rozpoznać z czego jest zrobiona, czy to liście korzeń i czy cassia czy cynamon. Jak czujesz goździki to znaczy że lecą po taniości i używają liści. Kora jest naprawdę słodka i aromatyczna. Takie....delikatniejsza


Edit: delikatniejsza to źle słowo. Subtelna


Masz rację. Trochę za bardzo "zawodowo" do tego podszedłem

Zaloguj się aby komentować

No hej, nie mam weny, ale wpadły mi (niestety tylko dwie) odlewki mało znanej marki Narcisse Taormina, włoska lokalna nisza rzemieślnicza, tym razem z Sycylii.


Narcisse Aria di Taormina

Od pierwszego psika w nos uderza fala cytrusów, przyjemnie niecodzienna, bo z limonką i pomarańczą na pierwszym planie. Jest soczyście i … słodko. Nie mogę oprzeć się wrażeniu słodyczy, do głowy przychodzi mi słodzony napój pomarańczowy, musująca oranżada. Ciekawe ujęcie, ale nie do końca mi odpowiada, preferuję cytrusy naturalnie kwaśne, a słodka wersja wydaje mi się dziecinna. Z czasem przewija się też wątek lawendowy, w nieco barbersko mydlanym ujęciu, kojarzy mi się z włoskim mydłem do golenia, zapewne dlatego, że baza jest mydlano-piżmowa z delikatnym jaśminowym akcentem. Parametry kolońskie, więc ta baza jest już słabo wyczuwalna, ale jak na wodę kolońską bardzo przyzwoite.


Narcisse Basilico Siciliano

Otwarcie robi dobre wrażenie, jest świeże i zielone. Dominuje w nim naturalnie zaprezentowana bazylia, często robię pesto i lubię ten aromat. Bazylii wtóruje mięta lekko skorpiona sokami z cytrusów. Nie jest to zapach cytrusowy, one są dalej w tle, wrażenie jest wyraźnie zielone i liściaste. Dość szybko pojawia się wątek kwiatowy i mydlany, jak dobre kwiatowe mydełko. Ładny, czysty zapach. Niestety urok tych perfum tkwi w ich otwarciu i jak tylko nuty liści przemijają, to zostajemy z mydlano-piżmową bazą, która już nie robi takiego wrażenia. Parametry na skórze kolońskie, ale na bluzie zapach był wyczuwalny po dwóch dniach.


Ładne wakacyjne zpachy, choć niczego nie urwało. Żałuję, że nie załapałem się na winogronowy Vinorosso, bo jak kiedyś dostałem florenckie winogronowe mydło, to myjąc się czułem się jak księżniczka.


Ilustracja: taorminanews24 . com

#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina

2cf8c331-bab8-4885-a476-fd1f1a73bb0e

Zaloguj się aby komentować

Cześć!

Dawno tutaj dłuższej wypowiedzi nie publikowałem, lecz niestety brak czasu i nawet trochę zmęczenie tematem przełożyły się na moją mniejszą aktywność na tagu, choć to nie znaczy, że zapachy nie towarzyszyły mi na co dzień, bo chyba szybciej wyszedłbym z domu bez umycia zębów niż bez perfum Ale zaobserwowałem, że nie tylko ja, a znaczna część naszej społeczność także, chyba korzystając z okazji wakacji postanowiła sobie trochę odpocząć od tego hobby - przynajmniej w internecie - paru użytkowników już od jakiegoś czasu nie widziałem, a szkoda. Miejmy nadzieję, że po wakacjach wszystko wróci do normy.

W ramach pokuty i z zamiarem zachęcenia też pozostałych do aktywności, przychodzę z #recenzjeperfum i to nie jednych, bo zapożyczoną bez pytania metodą saradoninową pozwoliłem sobie przeanalizować kilka zapachów za jednym razem i to też nie byle czego, bo marki o prostej i chwytliwej nazwie Jogi, które wpadły do mnie dzięki uprzejmości kolegi @pomidorowazupa

Jogi to mały rzemieślnik z Pakistanu i z tego co wiem jego wyroby dostać można jedynie bezpośrednio od niego przez Instagram, gdzie obserwuje go mniej niż 400 osób, więc przypuszczam jego zapachy realnie zna może za 100 osób na świecie - Panie Zupa skąd Ty to wziąłeś XD - przez co pewnie nigdzie w internecie nie znajdziecie opisów tych zapachów, także #perfumy na hejto znowu gurom jeśli chodzi o takie wynalazki z drugiego końca świata hehe.

Bez zbędnego już przedłużania, zapraszam do lektury...


Pierwsze starcie z marką to kompozycja o nazwie Khaak, z ciekawości sprawdziłem w tłumaczu co to oznacza i w języku hindi to proch. Choć zapach z prochem, choćby strzelniczym, mi się nie skojarzył to jestem w stanie nazwę zrozumieć, bo otwarcie pachnie jak przyprawa - sproszkowana właśnie, ostra papryka - otwierając taką saszetkę dociera intensywna i świdrująca w nosie, sucha, przyprawowa woń. Czy w składzie faktycznie jest papryka? - nie mam pojęcia - ale najbardziej prawdopodobne jest, że to mieszanka różnych przypraw daje takie wrażenie. Mimo suchego i przyprawowego charakteru w tle wyczuwam nutę, która przełamuje to słodką, kwiatową świeżością - to jaśmin - który ma też delikatny indolowy akcent, ale nikogo nie powinien urazić.

Z czasem te skojarzenia z papryką znikają, ale nadal zapach zachowuje ostry i przyprawowych charakter, który łączy się z europejską klasyką, gdzie szorstka lawenda podana została na mydlanym piżmie. Kompozycję dopełnia ostrawy i suchy ziemisto-drzewny oud, jak miałbym wskazać region z którego pochodzi to wskazałbym Tajlandię.


Drugą pozycją, którą wziąłem na tapet jest Dewana. Zapach rozpoczną się świeżą i słodkawą różą z technicznym charakterem - pachnie trochę farbą lub lakierem - z podobnym odbiorem róży spotkałem się już w Hind al Oud Sheikh A Limited Edition; w Dewana trwa to tylko chwilę, a róża jest tu cięższa i balsamiczna. Podejrzewam, że za ten techniczny aspekt może odpowiadać oud, który gdy zaczyna coraz bardziej dochodzić do głosu sprawia, że róża zmierza jednak w stronę wytrawnej i pikantnej.

Co do samego oudu wydaje mi się, że Jogi użył tu dwóch jego gatunków - cambodi i papua - ten pierwszy dopełnia różę nutą owoców oraz skromnym akcentem zwierzęcym; a poza tym można wyczuć świeży i tropikalny, drzewny aromat z przykurzonymi zielonymi i ziemistymi akcentami oddający klimat dżungli, co kojarzy mi się właśnie z oudem z Nowej Gwinei.

W bazie wyczuwam też odrobinę ambry, która dodaje ciepłego oceanicznego akordu oraz sandałowca Mysore, który przywodzi mi na myśl mydło z sandałowca Mysore właśnie i mówiąc szczerze ta faza drydownu najbardziej mi pasuje w tym zapachu.


Na deser zostawiłem sobie Laam z puli to jedyny zapach w spray, tak podejrzewam, bo sok jest tutaj bardziej "wodnisty", tamte były bardzo gęste ze sporą ilością drobinek.

Piękne otwarcie z kakao oraz szarej ambry, która jakby nawilża i niweluje suchy i pudrowy charakter kakao oraz akcent słonawej morskiej bryzy. Wyczuwam też odrobinę cywety dodająca kwaskowatości.

Oud, który pojawia się tu już niemal od początku, wybrzmiewa podobnie jak w Areej Le Dore Russian Oud II podejrzewam, że tu również został użyty hindi wyraźnie animalno-drzewny i przez to ogólny wydźwięk zapachu właśnie z tą kompozycją Russian Adam mi się ewidentnie skojarzył.

Mieszanka kwiatów z wybijającą się słodką, cytrusową różą dodaje kompozycji świeżości i koloru, a w tle mamy mydlane piżmo, które nadaje ładnej gładkości i miękkości.

Mam wrażenie, że wyczuwam także kawę, a ja nie przepadam za tym składnikiem w perfumach, nawet u Ensara w Rumi mnie odrzuciła… a może to kakao zmieszane z przyprawami tak pachnie?

Drydown zmierza w stronę kwiatowo-kremową z champaką gęstą i jakby gumową połączoną z sandałowcem i przypomina mi to jeszcze inny zapach Areej Le Dore - Champa Attar. Powiem szczerze po tym czego doświadczyłem na początku mam odczucie zmarnowanego potencjału tej kompozycji, bo zapach był nawet ciekawszy od wspomnianego Russian Oud, którego swoją drogą uwielbiam.


Słowem podsumowania: kompozycje stylistycznie to mocny orient, jakość składników top tier - a z tego co wiem Jogi korzysta ze skarbca Sultana Qaboosa - czuć, że mamy tu do czynienia z wyrobem nastawionym na najwyższą jakość. Choć w moich opisach mocnego entuzjazmu tymi zapachami nie widać, bo po prostu kompozycyjnie nie do końca trafiły w mój gust - są zbyt przyprawowe w takim mocno orientalny, egzotyczny sposób - to jestem ciekawy co jeszcze Jogi ma do zaoferowania, czuję, że znalazłbym u niego coś dla siebie.

048f1aa6-6167-489a-baba-f37871efc975
Fafalala

Pięknie piszesz o perfumach, aż zazdroszczę Ci takich doznań. Dla mnie zapachowo jest dosyć uniwersalny, poczuje zapach bzów wiosną, bądź zapach psiego gówna, ale nie wiele więcej. Da się nauczyć tak czuć?

pomidorowazupa

@Fafalala wszystkiego da sie nauczyc

pedro_migo

@Fafalala dzięki! choć ja wciąż twierdzę, że nie mam lekkiego pióra i pisanie łatwo mi nie idzie.

Tak jak kolega wyżej wspomniał da się tego nauczyć, bo w miarę poznawania nowych zapachów zmysł węchu się rozwija, z czasem potrafisz wyłapać różne niuanse, czy jakość / naturalność składników, ale to też nie oznacza, że każdy zapach od razu zrozumiesz, bo nadal jest wiele kompozycji nad którymi trzeba trochę posiedzieć, aby przenalizować. Co więcej często zdarza się, że każdy odbiera dany zapach inaczej i to też jest fajne w tym hobby, dla jednego będzie to obora, dla innego piękny animalny profil oudu

BND

@pedro_migo Wstyd się przyznać ale mam odlaną kolekcję od Jogi od dłuższego już czasu dzięki @pomidorowazupa i z braku czasu też nie napisałem jeszcze recenzji co obiecałem dawno temu 🙄 potwierdzam natomiast słowa że kulloo to kot. W wolnej chwili postaram się opisać pozyskane zapachy w przystępnym chłopskim języku.

pomidorowazupa

@BND jak cos to mi chodzilo o khuloos czy jakos tak bo kulloo to calkiem inny zapach. Khuloos ktorego tak kocham to roza i oud zalane wyciagiem z wora pizmaka. A kulloo to calkiem inne rejony bo jest chlodny, ziemisty i sam nie wiem jaki jeszcze ale calkiem inny niz ten pierwszy. Do kulloo jakos nie moge sie przekonac, chociaz do miksa z szyprami nadaje sie idealnie - nadaje im wtedy fajkny ziemisty profil, czego akurat czesto mi brak w zapachach takich jak np rochas femme.

pedro_migo

@BND no to czekamy na recenzję kolejnych

@pomidorowazupa znasz ALD Al Majmua? Bo to jest szypr w starym stylu z wyraźnym ziemistym akcentem

BND

@pomidorowazupa źle zrozumiałem ale podtrzymuję opinie 😁

Zaloguj się aby komentować

Hej! Myślałem, że wrzucę recenzję marki, ale są tu zapachy, o których warto napisać więcej.


Meleg - Civet Cat Chypre


Pierwsza minuta tego zapachu to jedno z lepszych olfaktorycznych doznań, jakich doświadczyłem. To tak, jakby w dość wilgotnym, mieszanym lesie z przewagą iglaków, o obfitym poszyciu z mchu i porostów znaleźć krzew jaśminu i wejść w jego gąszcz za nagłą potrzebą. I podczas tego wejścia odkrywamy, że ktoś przed nami już kiedyś wpadł na ten sam pomysł. I my w ten pomysł wdeptujemy. Ale nie jest to takie świeże premium - nic z tych rzeczy. To ten bardziej odleżakowany, przyschnięty vintage. Taki, co to go już nawet muchy nie chcą. To, co dla nich najlepsze, skrywa się w tym wysezonowanym produkcie pod przyschnietą, twardą acz kruchą skorupką i jest totalnie niedostępne dla tych stworzeń - musiałyby bowiem na tym etapie nauczyć się korzystać z narzędzi by dostać się do środka. A na to są zbyt prymitywne.


Jednak człowiek - choć na tle całego królestwa zwierząt niemal doskonały to wciąż nieuważny - z łatwością jest w stanie zniszczyć tę bądź co bądź delikatną konstrukcję i wykonać na niej poślizg, czasem nawet zakończony niezdarnym saltem w tył - bo i tak w historii ludzkości bywało - tym samym wydobywając ze środka resztki szlachetnego aromatu.


Niewzruszony jaśmin oraz wilgotny, śpiący mech wciąż wydzielają swoje kuszące wonie. Jednak od tej chwili uzupełniają je nowe brzmienia: fekalne, niemal orzechowe, nad wyraz zwierzęce. Petarda.


Ten stan trwa przez kilka chwil. Wszystko to dość szybko ścisza się, redukuje. Ucieka. Skojarzenia pozostają, lecz te trudniejsze nuty - a dla mnie akurat tutaj najbardziej atrakcyjne - bardzo łagodnieją. Zapach jest naprawdę elegancki i kuszący. Wilgotne leśne, mszane i kwiatowe (bardziej jednak różane niż jaśminowe), może lekko bagienne klimaty z wyraźną lecz gładką dozą cywetu. Kompozycja naprawdę bogata i wszechstronna, bo zarazem słodka, przyprawowa, zwierzęca i kwiatowa. Tonka nie denerwuje, choć powinna. Tak miła, że jej nie zidentyfikowałem. Blend mistrzowski - tak zgaduję. Projekcja umiarkowana.


Zapach: 8/10 (otwarcie: 9,5)


@Lodnip - wielkie dzięki!


#perfumy #recenzjeperfum #meleg

a3a350a4-e0e4-4200-abd2-3e9aebd3b285
Lodnip

@dziadekmarian zdecydowanie lepiej się czyta niż moje notatki robocze/robotnicze też mi siedział ładnie ten zapach

Lodnip

@dziadekmarian o cie, wlazłem na stronę melega, travele 10ml wprowadził. Po wypłacie chyba zrobię zakupy

saradonin_redux

@Lodnip przyznaj, to te "pure civet" tak skusiło


PS. ale Temple of Horus i Mushin to sam bym powąchał

290e3644-61a7-4e10-b452-9de29755dcdd
Lodnip

@saradonin_redux trochę tak ale serio to mnie bardziej jara Golden Gai, którego nie było w secie. Łatwiej wziąć w ciemno 10 ml niż 50 ¯\_(ツ)_/¯

pedro_migo

@dziadekmarian świetna się czyta Twoje opisy! W podobnych klimatach polecam Ensar Oud Musc Gardenia - moje pierwsze spotkanie z tym zapachem to jakby ktoś zrobił papierzaka pośrodku lasu

pomidorowazupa

@pedro_migo a mi pachnie jak szare mydlo xD jak za te pieniadze to wielka kaszana

pedro_migo

@pomidorowazupa na mnie dopiero w drydownie piżmo robiło się mydlane, a tak to było brudne, jak ukryte w chwastach i wytarzane w ziemi

Zaloguj się aby komentować

Trzecia część testów perfumek z Międzynarodowego Dnia Perfum 2024. Dziś się nawet nazwy ładnie ułożyły w ABCD.


Stanisław Rochala - (A)tencja

Lawenda w wydaniu typowo kosmetycznym, przypominająca tą z Molinarda, a więc w przeciwieństwie do botanicznej lekko słodkawa. I ta lawenda została podana na archetypicznie ‘męskiej’, bliżej nieokreślonej, syntetycznej bazie zaczerpniętej wprost z drogeryjnej półki z wodami po goleniu. Jakieś molekuły plastikowo-drzewne, ambroxan, kij wie co. Efekt nie jest nawet jakiś tragiczny, tylko zupełnie nijaki i niewyróżniający się. Także z tą nazwą to chyba zabawa w przeciwieństwa, bo równie dobrze można się spsikać randomową wodą abibasa czy strosiem i nikt nie zauważy. Słabo.


Anna Bojara - Brudny Harold

Zostałem nastraszony, że to może być ciężki zawodnik, ale nie podzielam tej opinii. To znaczy owszem, po pierwsze przez krótką chwilę czuć element benzynowy; po drugie mamy tu do czynienia ze skórą, która może kojarzyć się z warsztatem i smarem, ale bez przesady, spokojnie daje się nosić. Kto nosi GGA, ten udźwignie i Harolda, bo ta skóra choć przybrudzona, to pozbawiona jest fizjologicznej zwierzęcości, dzięki czemu wydaje mi się raczej przystępna. Drugim istotnym elementem jest tytoń i to też nie żaden turecki smolisty śmierdziel, a jasny i przyjemny, w typie złotej virginii. Kompozycja wygładzona została motywem słodyczowym, na szczęście nie jest to element wiodący, nie jest też przesadnie słodki, przypomina wafelka orzechowego i choć nie jestem miłośnikiem gourmandów, tak tutaj mi to pasuje, bo w efekcie tworzy miły i ciepły kontrast względem szorstkich pierwszoplanowych elementów. Ciekawa rzecz.


Krzysztof Sobejko - Cucumber Gin Tonic

No jest ogórek, nie żaden kiszony bła imperjol, a świeży szklarniowy i w pierwszych sekundach miałem wręcz skojarzenie z mizerią. Po chwili jednak dołącza limonka oraz wodnisty jałowiec w stylu Juniper Sling i sałatkowe konotacje słabną. Baza jest cicha, wetyweriowo-molekularna i daje się w niej wyczuć jakiś element wspólny z H24 Hermesa. Fajna kompozycja na lato, świeża, lekka, zielona i przyjemnie się nosi.


Jonathan Snap! - Daughter Of The Sun

Zapach kontrastowy, bo z jednej strony zawiera elementy damskiego fruity-floral: jaśmin i egzotyczne owoce. Z drugiej strony podany został na bazie mszysto-kurzowo-molekukarnej, kojarzonej z męskimi klasykami. Niestety jest w tej bazie moje perfumowe nemesis, czyli nuta starego mokrego mopa, więc nie powiem za wiele bo ona rujnuje mi odbiór tego zapachu i ocena nie byłaby sprawiedliwa.


Ilustracja: freepik . com

Pisałem słuchając: Łona i Webber - Cztery i pół

#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina

2f08f260-e107-474d-98a7-554db595db14

Zaloguj się aby komentować

Część druga testów kompozycji stworzonych z okazji Międzynarodowego Dnia Perfum 2024.


Łukasz Najbuk - Scarbo

Otwarcie robi wrażenie. Początkowo dominuje paczula, ciekawie podana, brudna, ziemista, przydymiona.  Ciemna piwnica, lochy, wilgotna ziemia, takie klimaty. Na drugim planie trochę przypraw, nadających ostrości, strzelam że goździki. W tle przewija się nienachalna miodowa słodycz i nie mogę oprzeć się wrażeniu lekkiego zwierza. Z czasem na prowadzenie wychodzi absolut tytoniu i w tym momencie niestety mam wrażenie, że ten składnik nie jest wysokich lotów. Wypada lepiej niż mainstreamowy słodki plastikowy nibytytoń, ale po świetnym początku mam niedosyt. Mimo to szanuję, ambitne pachnidło, mocne (również parametrowo) i nieoczywiste, utrzymane w stylistyce zbliżonej do Meo Fusciuniego i gdyby użyć składników lepszej jakości to naprawdę mógłby być sztos.


Kamil Bańkowski - Czernica

Trzon perfum stanowią owoce leśne, mniej więcej wypośrodkowane, trochę słodkie, ale nie cukierkowe i trochę cierpkie zarazem. Na drugim planie czuć żywiczny aromat sosnowych igieł, lekki motyw drzewny i w zasadzie to tyle. Prosty zapach, ale obrazowy i radosny, miło się nosi.


Katarzyna Sawicka - Sin

Perfumy otwierają się cytrusowo, ale nie są to typowo świeże cytrusy, może bardziej kandyzowane, podane z miodem i cynamonem. Uwagę przykuwa szczególnie akord miodowy, gdyż ma propolisowe zabarwienie. Coś tam jeszcze jest, rodzynki lub inne suszone owoce i coś gorzkiego, czego nie potrafię zidentyfikować, może znów goździki. Po chwili dołącza ciepły akord mirrowy, bardziej żywiczny niż dymny. Skądś to znam. Bardzo ładny zapach, czuć inspirację Etro Messe de Minuit, tylko z rodzynkami.


Jeśli po poprzednim wpisie odnieśliście wrażenie, że jest słabo, to mam nadzieję, że tym razem pokazałem, że jednak poziom jest zróżnicowany, ale ogólnie niezły, czuć napracowanko. Poprzednie próbki akurat były zdecydowanie nie w moim typie, a zróżnicowanie stylistyczne poszczególnych kompozycji jest ogromne.


Ilustracja: pixbay . com

Pisałem słuchając: Vader - Impressions in Blood

#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina

dd70d5d8-7b0f-4c0d-a0e9-b3a766dcc4d2

Zaloguj się aby komentować

Nie mam jakoś ostatnio natchnienia, ale skoro przewąchałem kilka rodzimych kompozycji stworzonych z okazji Międzynarodowego Dnia Perfum 2024, to wrzucam część pierwszą notatek.


Gabriel Tym Melanż

Słodka landrynkowo-owocowa pulpa, nieślubne dziecko cukierkowej pomarańczy z czerwonego Erosa i waniliowo-kwiatowej bazy z randomowego damskiego ulepa Muglera. Na pewno komuś się spodoba, wszakże wymienione perfumy są uwielbiane przez miliony, ale dla mnie fujka. Nie dokonałem uczciwej analizy, bo po godzinie poleciałem to zmyć. Natomiast muszę przyznać, że z punktu widzenia artystycznej realizacji tematu, to perfumy są udane, bo tak mogłaby pachnieć nastolatka napruta owocowym napojem winoniepodobnym o włosko brzmiącej nazwie.


Wojciech Czerniak Cuir de Neroli

Tu również nazwa pasuje. Uprzedzam, że nie jestem miłośnikiem ani skóry, ani neroli. Tymczasem te perfumy są odą do neroli. Skórka to akurat przyznam, że fajna, miękka, zamszowa, tradycyjnie podana szafranem, ale dodatkowo podlana słodkim akcentem soku z winogron, który to jest akcentem błyskotliwym, bo typowym dla włoskiego rzemiosła. No i oczywiście neroli w roli głównej. Niektórzy lubią, piszą, że to świetny kwiat na upały. Ja niestety jak się tym wypsikałem, to potem na rozgrzanej skórze wyszło z tego neroli skojarzenie ze środkiem dezynfekcyjnym do tojtojów z miejskiego parku.


The Doctor's Dandelion 

Ciekawa kwiatowa kompozycja. Nie znam się na kwiatach i oprócz charakterystycznie pudrowej mimozy nie jestem w stanie wyłuskać czego właściwie użyto. W każdym razie zapach jest ewidentnie kwiatowy, a dokładniej będący mieszanką kwiatów białych i żółtych, podanych na tle z molekuł ‘powietrznych’. Na szczęście tej mieszance kwiatowej udało się uniknąć skojarzeń z damskimi vintage ylangowymi dusicielami. Wręcz przeciwnie zapach jest lekki, przestrzenny, beztroski. Moim zdaniem bardzo kobiecy, pasowałby na spacer czy piknik, do letniej sukienki w kwiaty czy coś.


Ilustracja: wallpapers . com

Perfumy polskie, więc podkład również: Sacrum Profanum by Adam Bałdych Quartet

#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina

c999855d-3dc5-4586-b7b2-b78072172b62
loopie

@saradonin_redux a z ciekawości gdzie miałeś okazje je przewąchać?

całkiem ciekawe, ale wychodzi że wyszło to średnio

saradonin_redux

@loopie dostałem od koleżanki w ramach wymiany niechcianych próbek i końcówek dekantów

Zaloguj się aby komentować

351 świadomie (?) przewąchanych zapachów to niewiele. Jednak, przy chęci poznawania nowych obszarów, ta liczba może dać już jakieś ogólne pojęcie w zakresie rodzajów zapachów, ich jakości czy oryginalności. I tak, mniej więcej pół roku temu zaczęły mnie interesować raczej niewielkie ilości różnego rodzaju perfum – przyświeca mi tu bardziej idea zapoznawania się z różnorodnością tego uniwersum, a chęć poszukiwania ukochanych zapachów zeszła na drugi plan. Bo tych znalazłem naprawdę niewiele i nie liczę na to, że na przykład znajdę kiedyś w końcu ten jeden. Czy trzy. Czy dwadzieścia. Wydaje mi się, że po tysiącu testów będzie mi o wiele łatwiej zrozumieć, czego szukam.


I tak to potrafi zebrać się w kolejce dziesięć albo więcej zapachów. które mam pod ręką od kilku miesięcy, a wciąż nie miałem okazji ich przetestować. Podczas świąt udało mi się kupić resztki trzech tanich zapachów od Taif al Emarat z hejtowej rozbiórki. Przetestowałem je pobieżnie. Dwa z nich średnio mnie zainteresowały a tylko jeden lekko zaintrygował. I ten trzeci dziś postaram się Wam opisać – jako że właśnie postanowiłem do niego wrócić.


Hawamir


Otwarcie głównie miodowe, choć nie pozbawione (zapewne niepokojącego dla części europejskich nosów) arabskiego „czegoś”. Miodowo-owocowe w zasadzie. Taki lekko kwaskowaty miód bez skojarzeń z gaciami, jakie mamy na przykład w Sadonaso. Ten miód jest jak najbardziej miodowy. Lekko podszyty różą, którą mój nos często pomija jako oczywisty składnik większości moich ulubionych zapachów. Jeśli się już jednak na niej skupić, to jest ona z rodzaju tych cięższych i bardziej zalegających, jak na przykład w Jazeel Ghala, lecz zdecydowanie nie jest jej aż tak wiele i pięknie współgra ze wspomnianym, lekko kwaskowatym miodem. Kremowy sandałowiec wraz z dość przyjemną namiastką piżma dołącza po kilku chwilach i z czasem się wzmacnia. I trwa to tak przez dość długi czas, całkiem fajnie projektując. I jeszcze taki troszkę świdrujący akord gdzieś w tle – kojarzy mi się z jedną z nut ASQ Amber Vintage – i jeśli jest to ambra, to po raz drugi się z nią spotykam. Jest to zaledwie muśnięcie i trudno byłoby przypuszczać, że w zapachu za 3 zł/ml użyto prawdziwego składnika. Kiedy tak patrzę na nuty i zagłębiam się w zapach Hawamira, zaczynam postrzegać go jako dzieło. I jako coś, co nie tylko lubię, ale też chcę nosić. Z czasem kwaskowaty miód skrywa się za drzewną słodyczą całości. I tak już pozostaje – bardzo przyjemnie, elegancko, z pazurkiem nieoczywistości i orientalnie. W ciemno zgadywałbym, że to coś z drogiej półki i pewnie dałbym się oszukać, że może to być coś od Hind al Oud.


Tym z Was, którym udało się go wtedy kupić, polecam dać mu szansę na globala. Test jednego psika w moim przypadku okazał się dość krzywdzący dla Hawamira. Dopiero dziś go rozumiem. I jest to zdecydowanie top zapachów do 5zł/ml, jakie kiedykolwiek wąchałem.


8/10


#perfumy #recenzjeperfum

b03bd81d-62f8-4f46-9c63-6eb8e07b0675
Qtafonix

@dziadekmarian gdzie tak drogo? Przy premierze braliśmy go chyba za 1,2zł producenta. Świetna recenzja, miło się czytało do kawusi

Asjopek

@dziadekmarian Pozwolę się nie zgodzić, że ~350 świadomie przewąchanych zapachów to niewiele.

dziadekmarian

@Asjopek No takie ogólne rozeznanie to daje, jednak czasami to wciąż za mało, żeby odróżnić grejpfruta od wanilii

RumClapton

@dziadekmarian "Wydaje mi się, że po tysiącu testów będzie mi o wiele łatwiej zrozumieć, czego szukam." - masz rację. Wydaje Ci się ( ͡° ͜ʖ ͡°) Ja przekroczyłem 550 odkąd zacząłem zapisywać co testuję i powiem tak - tego co mi się podoba jest coraz więcej i coraz bardziej oddalam się od czegoś takiego jak ulubiony zapach i signature scent. Tęsknię za czasami, w których Cool Water edt to był mój ulubiony zapach na daily a Dylan Blue na wyjścia, imprezy, bo po prostu nic innego nie znałem. Kilkanaście tysięcy złotych dalej jestem jak Julka po przejściach, która nie może sobie znaleźć męża bo jest fizycznie i mentalnie wybałamucona przez niedostępnych już Chadów. Ehh....

dziadekmarian

@RumClapton Coś w tym jest, Kolego:)

Zaloguj się aby komentować

Herbatki, przyprawy i zielenina.


Floraiku The Moon and I

Fantastyczna herbata! Pachnie bardzo realistycznie gorzką matchą i w ogóle trawiastą zieloną herbatą a’la sencha, tylko jeszcze nie zaparzaną a samymi liśćmi. Herbatę uzupełnia kwaśna bergamota. Przez chwilę przewija się lekki dymek i ferment przez co mam jeszcze skojarzenia z gunpowderem. Pachnie rewelacyjnie, ale w porywach wytrzymuje 2 godziny, co jest niesmacznym żartem zważywszy na cenę tego pięknego flakonu. Mimo wszystko miłośnikom herbaty polecam testy, bo jakość samego aromatu jest wybitna.


Liquides Imaginaires Phantasma 

Po kolejnym przedstawicielu niebieskiej linii nie spodziewałem się wiele, ale wyszło fajnie. Zapach intensywnie bergamotkowej herbaty earl grey wzbogaconej kwiatkami klitorii ternateńskiej. Nie jest może szczytem naturalności, z bliska trochę podjeżdża chemią, ale w powietrzu dobrze to pachnie i nawet nieźle projektuje.


Les Bains Guerbois 1885 Eau de Cologne

Kardamonowa bomba na słodkiej ambrowej bazie. Bardzo ładny zapach, taki grzeczny i ułożony. Może niezbyt skomplikowany, ale trochę świeży i jednocześnie trochę słodki, dzięki czemu jest uniwersalny i przyjemnie się nosi. Mam odległe skojarzenie z jakimś dawnym mainstreamowym zapachem, tylko jakby nieco lepiej wykonanym, ale nie potrafię go wskazać palcem.


Azman Naked Forest

Zmyłka w ciul. Nie ma lasu wcale. Mnóstwo ciekawych rzeczy jest, oprócz lasu. Jest soczyste mango, potężna dawka gorzkiego zielonego galbanum, świdrujące metaliczne aldehydy, jest maślany korzeń irysa, drzewno-dymny cypriol i ogólnie sporo zieleni, ale w ogóle nie leśnej, przynajmniej nie w rozumieniu umiarkowanej czy nawet podzwrotnikowej strefy klimatycznej. Czy to źle? No nie, bardzo ładny zapach, zielono-owocowy. Trochę mi przypomina klimatem niedawną premierę Rundholz August, tylko moim zdaniem jest milszy i lepiej zbalansowany. Wybitnie mocne parametry jak na taki typ zapachu.


Ilustracja: beautinow . com

Pisałem słuchając: New Song by Omer Avital

#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina

a0028500-fb17-4447-9522-5b0d0ac78564
testowy_test

@saradonin_redux Z herbacianych jeszcze mogę polecić Affinessence Gingembre Latte - pachnie jak ceremonialna moya matcha, ale parametrowo stoi dokładnie jak Floraiku. Cena też zwariowana.

Mywave

@testowy_test z herbacianych to jeszcze cc matsukita i na parametry też nie można narzekać .

Zaloguj się aby komentować

Nabyłem ostatnio pare smaczków opartych na naturalnym oudzie, by powrócić do tego klimatu przynajmniej na chwilkę. Na pewno są to ciekawe kompozycje, natomiast nie wiem czy będę je zbyt często nosił, ale możliwe że z czasem się to zmieni, w tym hobby nigdy nie wiadomo co strzeli do łba. Perfumy te są drogie, nie ma co ukrywać, często rzędu 10+ zł/ml aby było to oparte na naturalnym oudzie, jednak oferują naprawdę dużo, w moim skromnym mniemaniu więcej niż europejska nisza w tym zakresie. Chociaż i tej niszy zbyt wiele nie wąchałem. Rząd ceny jest tutaj duży, ale faktycznie dostajemy w tej cenie coś co nie jest kolejnym nudnym zapachem, a jest wręcz przygodą dla nosa.

Długo zbierałem się do napisania tego, w dużym stopniu przez obciążenie innymi rzeczami, no i lenistwo, tutaj też musi dostać punkty. Jakbym tego nie zrobił, to czuje że zawiódłbym nie tyle @Cris80, co samego siebie, bo chciałem coś napisać o tych zapachach. Tak aby zachęcić też więcej osób do udzielania się na naszym skromnym perfumowym tagu.

Co prawda Oud powinien też poleżeć, ale nie wiem czy koniecznie ponad miesiąc, zatem nie przedłużając krótkie zebranie nabytków niszy arabskiej, w tym dwóch zapachu który już leżał w moich zapasach. Dla chronologii umieściłem je na końcu zestawienia.


TAJ Palace Collection Dar al Teeb - tutaj zdecydowanie czuję drzewno-pudrowy profil oudu, drzewo to przypomina zdecydowanie drzewo wyższej jakości niż nasze polskie sosny (nie ujmując tutaj sosną, są w pyte). Coś co kojarzy mi się z mahoniowymi meblami, nie pytajcie dlaczego. Czuć tutaj też drzewo sandałowe, które nie narzuca się jak w niektórych kompozycjach, tutaj też przede wszystkim czuć jego naturalność, a  nie coś plastikowego próbującego udawać coś czym nie jest. Oud bardzo przystępny dla kogoś co już co nieco powąchał. Proste wydanie oudu, ale bardzo udane.


Dixit&Zak Anbar December Edition - na starcie już czuć tutaj mnogość składników, bo bez skupiania się czujemy wiele różnych akordów które jednak mimo wszystko ze sobą współgrają, oud tutaj nie dominuje od startu, jest uzupełnieniem zapachu a nie jego filarem.

W tle czuć zapach ‘otwierania szafki z przyprawami’ pewnie za sprawą dużej ich ilości w składzie zapachu. Czuć tlącą się wanilie wysokiej jakości, a nie brudną zakurzoną jak to czasem bywa w perfumach z tańszej półki cenowej (często to właśnie ten akord mnie odtrąca od danych zapachów). Czuć głębię oudu który został tutaj użyty, zresztą z tego co pisał @Cris80 to został użyty tutaj całkowicie inny sposób destylacji oudu, zbyt skomplikowany na mój polski mózg. Oud tutaj zachodzi wręcz trochę w klimaty ‘olejowości’, albo to inny składnik zapachu daje lekko benzynowe uczucie gdzieś tam w tle, niewykluczone że jest to drzewo sandałowe, które to akurat bez problemu można wyłapać z zapachu. Wielu z wymienionych w piramidzie nut nie mogę w żaden sposób wyłapać, jest ich po prostu zbyt dużo, ale nadal nie czuć żeby ta ilość przytłaczała, co też pokazuje wysoki poziom tego dzieła. Czuję też paczuli kryjącę gdzieś z tyłu kompozycji, które wspiera zapach. Zapach, zdaje się on żyć swoim życiem cały czas, bo co powącham to wydaje się trochę inny, cały czas główny nurt pozostaje ten sam, ale odzywają się inne składniki przy każdym przyłożeniu nosa, co jest też rzadko spotykane w perfumach.


ASQ Al Qurashi Blend - tutaj zapach który to chyba najbardziej przypadł mi do gustu zaraz przy Ajmalu 1001 Nights, w dużym stopniu przez słodko-kwaśną bergamotkę w otwarciu, która pachnie genialnie. Oud o profilu drzewnym wspierany bergamotką i jakimiś kwiatami, zapach niby prosty a stworzony w dobry sposób. Nie wiem co sprawia mi takie wrażenie, ale coś wyczuwam w tych perfumach podobnego do Offa na komary, którym się psiukałem jak byłem gówniakiem i szedłem gdzieś w las żeby mnie nie zeżarły. Ale w pozytywny sposób, nie też taki narzucający się, a bardziej dający wspomnienie tego. Wspomnienie tego Offa przynajmniej u mnie utrzymuje się cały czas, nie ogarniam, ale mimo wszystko podoba mi się ten zapach. Na mój nos i też ze słów arabskiego księcia ten zapach jest najbardziej przystępny dla perfumowego laika.


Khas Oud Ashab al Saada - tutaj dla codziennego zjadacza chleba najtrudniejszy oud z całego zestawienia, czuć tutaj bez ogródki oborowy vibe zapachu, lecz w moim odczuciu daleko mu nadal do Amira Two. I nadal jest to profil oudu, który już kogoś lekko obeznanego w takich klimatach nie powinien zrazić. Czuć tutaj że jest ten oud filarem, zdecydowanie przejmuje tutaj cały zapach, a reszta kompozycji jest tutaj tylko po to żeby ‘oswoić’ oud. Według parfumo widnieje w składzie irys, jednak ja go nie jestem w stanie znaleźć w kompozycji, być może źle szukam i przyzwyczaiłem się do innego irysa w perfumach. Po jakimś czasie wyczuwam też jakiś vibe suszonego siana.


Ajmal 1001 Nights - oud podany na kremowej bazie albo to może właśnie oud ma tutaj taki profil, która bardzo mi się podoba. Oud lekko daje oborą, ale to też właśnie daje mu pazura, nie jest tak narzucające się jak oud w takim chociażby Amirze Two, który mnie osobiście pokonał. Trochę przypomina mi to oud użyty w Al Haramain 50 Years Golden Oud, ten w takim designerskim super flakonie ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Całość wsparta cytrusami, zakładam że to jakaś słodka bergamotka. Oud tutaj jest świetnie otulony resztą składników i całość robi naprawdę dobre wrażenie, bez skupiania się na szczegółach czuć bardzo dobrze zblendowaną całość, która nie powinna nikogo odtrącić. Mimo wszystko to oud gra tutaj pierwsze skrzypce i robi to naprawdę dobrze. W dalszym trwaniu zapachu mocno drzewny profil zdaje się odchodzić na drugi plan, a zostaje zostaje kremowy profil oudu, który już nie pachnie tak mocno drzewnie.


Ajmal Amir One - czyli budżetowy naturalny oud przystępny dla europejskiego nosa. Świetny zapach w stylu nowoczesnego fougere, ponieważ zdecydowanie czuć tutaj inspiracje starszymi tworami perfumowymi z przełomu wieku. Nie wiem przez który składnik zapach daje takie wrażenie, ale bardzo mi się to podoba. Czuć zdecydowanie mocną drzewną bazę zapachu, gdzie oud współgra z resztą drzewnych akordów budując kamień węgielny tego zapachu. Bergamotka ugrzecznia ten zapach i czyni go też doskonałym zapachem na każdą porę roku, ponieważ dla mojego nosa właśnie on sprawia że jest też przystępny i w lato. Tutaj to już dawno wpadł flakon, ale chciałem dodać go do zestawienia, ponieważ zajmuje u mnie szczególne miejsce w perfumowym serduszku. W dalszym trwaniu zapachu odchodzi ten drzewny klimat na drugi plan, zostaje nowoczesny fougere w naprawdę dobrym wydaniu, podparty lekko czymś pudrowym. Główne składniki zapachu, w tym i bergamotkę czuję przez cały czas trwania zapachu, zmieniają się ona jedynie kolejnością w szeregu.


Czy oud to będzie dla mnie droga? Na razie raczej nie, ale czy warto przewąchać czasem naturalny oud i arabską niszę? Tutaj zdecydowanie odpowiedź na tak. 

Płacimy dużo za te kompozycje, ale rzeczywiście czujemy już od pierwszych sztachnięć, że nie mamy tutaj do czynienia z pierwszym lepszym psikaczem a czymś nad czym ktoś naprawdę się pochylił.Jakość składników wyczuwalna już nawet dla niewprawionego nosa.

#perfumy #recenzjeperfum #loopierecenzje

f69c7ad3-b0cf-4cd5-ab18-00f1e44d52e1

Zaloguj się aby komentować

Fenomen LV Imagination


Lubię herbatę. Głównie czarną. Półfermentowane nie za bardzo mnie interesują. Zielone i białe czasami. Sencha ma w moim sercu jakieś miejsce. Z czarnymi zaś przygoda nie ma końca. Plantacje, daty zbiorów, zacne dodatki. To trochę jak z winem - rocznik wraz ze swoją temperaturą i wilgotnością ma ogromne znaczenie. Jednak przede wszystkim region. Dawniej bywało, że na jakiś zbiór trzeba było czekać pół roku od czasu zbioru, żeby kupić sobie 50g i dozować przez następne paręnaście miesięcy, żeby wystarczyło. Oczywiście - jak z perfumami - było więcej plantacji niż ta jedna jedyna, więc raz to, raz tamto... i człowiek jakoś zamykał sezon, a i jeszcze troszkę mu zostało w zapasie.


Dziś już mniej o tym myślę. Herbaty w domu zawsze powyżej 2kg - choć coraz rzadziej poluję na unikaty. Zadowalam się wariacjami komercyjnych marek, jak np. Sir Adalberts, Twinnings, Mlesna, serią "Watte" od Dilmah. Z tych ostatnich fajnie robi się własne blendy dodając zdobyte gdzieś składniki, jak np. dobrą wanilię, cynamon, kardamon czy co tam człowiekowi wpadnie do głowy. Albo przy pomocy pistoletu wędzarniczego odymić sobie jakąś ciekawą herbatę, dodać wiórki z beczki po Burbonie czy Rumie (to za friko od piwowarów domowych).


Dlatego już na samym początku zaznaczam: herbata w perfumach kompletnie nic mi nie robi. A nawet nie za bardzo ją czuję. Na co dzień jestem przeherbacony i przebergamotkowany. I piję tego gówna naprawdę dużo - od pięciu do kilkunastu dziennie.


Stąd Louis Vuitton - Imagination nie porwał mnie idealnym odwzorowaniem herbaty z cytr(usem)yną. Ja tej prawdziwej herbaty nie odnajduję w niczym innym, niż prawdziwa herbata. Tak, dziś wiem i czuję - ona tam jest ewidentna. I tak, jak bardzo spodobały mi się te perfumy na samym początku, tak ni chuchu nie wyczułem w nich wtedy herbaty. To był jeden z tych, przy których mówi się: "nie myśl. wąchaj."


Dziś - czyli ze dwa lata później, bo tyle tak naprawdę trwa ta moja przygoda - to już nie jest takie proste, by oddać się temu pierwszemu wrażeniu bez rozbierania na czynniki pierwsze. Z drugiej strony, po przewąchanych 350 zapachach (ja wiem, że to wciąż bardzo mało) człowiek już nie tak mocno skupia się na samych nutach - bo te już mniej więcej zna i rozpoznaje - co na jakości tego, co wącha. I czy to jest krowia d⁎⁎a, żelazko, krew, dyszel czy dział produkcji węglików spiekanych w Fabryce Łożysk Tocznych, to ważne jest, by było to odwzorowane wiernie i w miarę naturalnie.


I tutaj - niestety - w LV czuję głównie chemię. Nie jest to dla mnie problem. Zapach rzeczywiście działa w gorące dni. Jednak dziś czuję już, że to głównie jego cena robi wrażenie... a wypowiedzenie nazwy marki przy dziewczętach mocno podbija poziom zainteresowania nami w towarzystwie. Wciąż nie chcę powiedzieć, że to źle pachnie... Ale czy w tej kasie aż tak dobrze?


No bo zaraz. Ktoś powiedział wyraźnie, że istnieje klon LV za grosze. Robiąc obfity oprysk Sunset on the Red Dand Dunes czujesz w zasadzie to samo, co w Imagination. Czy to jest bardziej, czy mniej chemia? Nie wiadomo. Jednak wygląda na to, że nie jest to aż tak trudny do podrobienia pomysł. No... chyba że Zara płaci kasę za dobre recepty i stąd wie, jak to zrobić. Bo sam przewodni akord wciąż jest dość oryginalny. I w zasadzie należący do LV.

I tutaj mam trzeciego zawodnika. Nie żebym szukał klonów Imagination jakoś zawzięcie.


Athena Zeno


Znając oryginał od razu wiesz, że to ten zapach: Imagination. I - w odróżnieniu od oryginału - mnie osobiście od razu wkurwia nuta nazwana "citron". Reaguję na nią trochę podobnie, jak na markę "Citroen" reagują miłośnicy samochodowych youngtimerów: "tylko nie Citroen". Jednak reszta nut w Athenie zgrywa się nad wyraz zgrabnie. Po kilku minutach to już bardzo ciekawy, nieofensywny swieżaczek. Poza tym ma naprawdę imponującą projekcję. I mimo, że z każdą minutą oddala się coraz bardziej od oryginału, to w moim mniemaniu staje się ciekawszy. Uzyskuje jakiś większy wymiar, wciąż pozostając w tym klimacie.


Projekcja oraz trwałość LV to legenda. Trzy dni na ubraniach itd. W przypadku Atheny jest to kilka godzin projekcji powyżej 1 metra, a potem to już do rana, ale troszkę bliżej skóry. I Athena jest przede wszystkim bardziej naturalna, bliższa żywej istocie. LV w porównaniu pachnie jak świeżo rozpakowana chińska zabawka. Athena Zeno to prawdziwe perfumy.


I w tym momencie nie sposób mi nie wspomnieć o Taif al Emarat - T12 - bo w tę właśnie stronę ucieka Athena Zeno. A Taif to znowu troszkę w stronę Aventusa oraz bardziej iglastych klimatów. I tak się ganiamy z kąta w kąt w tym swieżaczkowym światku.

T12 niestety dość krótko trzyma i niezbyt dobrze projektuje. Stąd, w kategorii "jak najdalej od Imagination", the winner is: Athena Zeno.


...i wciąż nie czuję prawdziwej herbaty. Za to Dunhill - Matcha Meditation jest dla mnie jak picie prawdziwego naparu - tyle, że zielonego. Za 3zł/ml. I bądź tu mądry.


#perfumy #recenzjeperfum

saradonin_redux

Kolego, polecam Vi et Armis XD

Nie no serio, wyraźny lapsang souchong.

dziadekmarian

@saradonin_redux Dziękuję, spróbuję!

Zaloguj się aby komentować

W końcu udało mi się przetestować kilka zapachów z kolekcji Memento.


Filippo Sorcinelli Domm

Otwiera się ciekawie - gorzką czekoladą z kadzidłem i jest to bardzo niecodzienne połączenie. Niestety po chwili wychodzi mi na skórze coś kwaśnego, jakby cyprys skropiony bergamotką i nie pasuje mi to do czekoladowej dominanty. Jeszcze później dołącza tandetna paczula rodem z Reminiscence, który nie wiadomo dlaczego jest zapachem niemal kultowym, będąc podłym syntetycznym gównem. No nie. Starałem się do tych perfum przekonać, ale niestety za każdym razem w pewnym momencie mam ochotę je zmyć.


Filippo Sorcinelli Santa Casa

Filippo Sorcinelli jest artystą na tyle charakterystycznym, że w przypadku perfum Santa Casa już od pierwszego psika nie ulega wątpliwości, kto jest ich autorem. Sercem kompozycji jest bowiem sygnaturowy akord kurzu, drewna i smużki kadzidła znany już wcześniej z Plein Jeu. Nawet żona stwierdziła, że pachnie starymi, pożółkłymi książkami. Coś w tym jest. Akord ten został podany w otoczeniu morsko-mszanym, ale nie jest to ohydne słodko-melonowe calone, a bardziej zmurszałe drewno wyrzucone na brzeg. Blisko skóry daje się też wyczuć odrobinę słodkiej róży, jednak nie czuję jej w powietrzu. Po chwili pojawia się również jakiś ciepły pudrowy motyw oraz waniliowy benzoes i wówczas kompozycja odrobinę się wysładza, nigdy natomiast nie wkracza w obszary spożywcze czy ulepowe. Ogólnie to fajne pachnidło, już nawet wypsikałem dekant, jest tylko jeden problem - nie jestem fanem nut morskich. 


Filippo Sorcinelli Pont. Max.

Gdzieś już to wąchałem. No tak, znów ten akord kurzowo-kadzidlany tylko tym razem wzmocniony do kwadratu. Dym z kadzidła jest zagęszczony mirrą, warstwa kurzu jest gruba, a element drewniany przybiera postać suchych wiórów. Z czasem zapach się nieco wysładza, ale żywicznie-benzoesowo i w tym momencie trochę przypomina bardziej wytrawną i przez to lepszą wersję Contre Bombarde. Można więc powiedzieć, że Filippo się nie wysilił, ale z drugiej strony dobrze to pachnie i podoba mi się bardziej niż wspomniane manubria organowe.


To tylko 3 z 8 zapachów z linii Memento w epicko wyglądających flakonach. Ciekawią mnie jeszcze Notre Dame Notte di Natale, Sacristie des Arbres i Basilica di Assisi, ale nie mam ciśnienia. Tak sobie myślę, że jak się jednocześnie wypuszcza kilka różnych zapachów, to część zawsze będzie nie do końca przemyślanych. Z perspektywy bogatego portfolio artysty, to tak średnio-słabo bym powiedział. Nie mogę się oprzeć wrażeniu wtórności, perfumy wykorzystują motywy znane m.in. z linii Extrait de Musique. Natomiast w odniesieniu do ogółu współczesnej niszy, jej miernoty i milionowej inspiracji bakarata, to mimo wszystko poziom jest co najmniej przyzwoity, a kompozycje ambitne i oryginalne. Taki paradoks.


Ilustracja: filipposorcinelli . com

Pisałem słuchając: Deus salutis meæ by Blut aus Nord

#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina

a7dbc737-ba45-4ff1-9e45-fbcdcc6ddb27
MlodyG

@saradonin_redux saradonin wruc kochanie tesknimy za toba

Zaloguj się aby komentować

Nie samymi kadzidlakami i Beaufortami człowiek żyje.


Etro Messe de Minuit 

Ciekawa sprawa, bo na mojej skórze ten zapach odbieram jako przede wszystkim miodowy. Do tego miodu szybko dołączają okraszone cynamonem cytrusy oraz żywiczna mirra. Przez to ciepłe żywiczno-przyprawowe otoczenie cytrusy wcale nie wypadają świeżo, a sprawiają wrażenie cytryn w syropie, w dodatku na miodzie. Kadzidło kościelne też jest, ale gdzieś na drugim/trzecim planie, więc zapach w ogóle nie wywołuje skojarzeń sakralnych. Początkowo byłem z tego powodu rozczarowany, ale z każdą kolejną aplikacją lubię go coraz bardziej, bo to zapach oryginalny, ale zupełnie nie polaryzujący, cytrusowo-miodowo-żywiczny przyjemniaczek o nieco orientalnym brzmieniu.


Roja Apex 

Nie zawiodłem się, bo nie spodziewałem się artystycznej awangardowej niszy. Tymczasem Apex pachnie jak klasyczne, archetypicznie męskie zielone perfumy, z tą tylko różnicą, że nie daje drogeryjną taniochą. Wiecie, taka współczesna interpretacja retro perfum z cytrusami w otwarciu, iglakami, szczyptą ziół, skórką w tle, a to wszystko na mszysto-paczulowej bazie. Współczesności dodaje słodko-kwaskawy akcent owocowy, coś w stylu zielonego jabłka, ale bez płynu do naczyń. Całość ładnie okrągło zmieszana, składniki się uzupełniają i przenikają, nie czuć dziadem, ani Brutalem. Po kilku godzinach wychodzi w głębi bazy jakiś znajomy syntetyczny utrwalacz, ale musiał być dawkowany z umiarem, bo nie gryzie. Jeśli chodzi o ogólne wrażenie, to Apex pasuje mi gdzieś pomiędzy Duc de Vervins L'Extreme a Meo Fusciuni Spirito. Roztacza męską, czystą, profesjonalną aurę jak np. Beau de Jour czy Eau Sauvage Parfum, dzięki czemu pasowałby dla eleganckiego faceta pracującego na co dzień w garniturze, czyli do obdartusa saradonina tak średnio. Parametrowo jest średnio, ale i tak podoba mi się, jest potencjał na biurową sygnaturę. 


Ramon Monegal Ten Fresh Notes

Cytrusowy świeżak z kwiatkami. Codzienny świeżak, który osobiście klasyfikuję w tej samej kategorii co XJ Renaissance, Carner Bo-Bo czy L'Eau d'Issey Pour Homme. Oczywiście od strzała dominują soczyste cytrusy, podane w sposób typowo perfumowy, ale na szczęście jest to poziom wyżej od wersaczowo-łazienkowej cytryny. Żeby nie było za płasko, to drugi plan stanowi akcent zielony i liściasty, jakieś krzaczory i chwasty, a także motyw białokwiatowy, który sprawia wrażenie lekko pudrowe. Baza natomiast jest typowo męska, mszano-wetyweriowa, a więc zahaczająca o terytoria barbeshop-fougere. Nie są to wybitne perfumy, raczej normickie i bezpieczne, ale są zdecydowanie świeże i latem świetnie się noszą.


Ilustracja zajumana z ifragranceofficial . com

Pisałem słuchając: Far & Off by AES DANA feat. MIKTEK

#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina

7f8ac6eb-acde-433d-ac52-d621da2b1b7d
Lodnip

@saradonin_redux Apex dokładnie jak piszesz, tylko trzeba się nim zlać jak z prysznica XD

saradonin_redux

@Lodnip na szczęście z dekantu to tak domyślnie się szczodrze psika

Qtafonix

@saradonin_redux nie wiem czemu Roja wstawia takie atomizery.... ten z dekantu daje jakieś 3x większe chmurki

Zaloguj się aby komentować