Po tradycyjnym niedzielnym rosole zapraszam na deser w postaci krótkiej #recenzjeperfum dziś serwuje Hind al Oud Sheikh A.
Z zapachem pierwszy raz zetknąłem się jakieś dwa lata temu, kiedy mój nos nie był jeszcze wystarczająco oswojony z oudowcami, powąchanie tylko atomizera odlewki z tym zapachem wykrzywiło mi mordę, psiknąłem więc na blotter i było jeszcze gorzej, nie odważyłem się tego nigdy nawet psiknąć na siebie XD odlewka trochę poleżała aż finalnie poszła dalej w świat bez dalszych testów.
Teraz po obyciu z gatunkiem i w poszukiwaniu mocnych oudowych doznań postanowiłem kupić i spróbować ponownie Sheikh A, bez cykora i cudowania z blotterami od razu wleciał globalnie.
Otwarcie może być szczególnie nieprzyjemną fazą zapachu, choć mi nie sprawiło większych problemów. Jest bardzo zwierzęco i dziko - mokry i spocony zwierzak, brudny, bo wytarzany w ziemi - tak w skrócie mógłbym ten start opisać, a odpowiada za to połączenie słonej szarej ambry i sfermentowanego, ziemisto-drzewnego oudu hindi; całość podbita została jeszcze mieszanką pikantnych przypraw, która potęguje doznania, ale mimo wszystko taki blend pachnie dostojnie i czuć respekt. Aspekty animalne nie stanowią dla mnie wyzwania i pachną nawet tak jakbym chciał, lecz ten ziemisty charakter oudu już mi przeszkadza, no po prostu nie przepadam za tym profilem, podobnie było w innym zapachu HAO - Oud Zayed - tam co gorsza miał jeszcze kokosowo-mentolowe akcenty z którymi również mi nie po drodze.
Wracając do naszego bohatera, oud z czasem zmienia się w skórzano-drzewny, a akord ziemi jakby odseparowuje się i powiedziałbym, że wyraźnie czuję paczulę ziemistą właśnie, zakurzoną i trochę stęchłą; jest sucha a wręcz pudrowa - przypomina mi jedną z jej wcieleń z Victoria od Bortnikoff, przez które nie przekonała mnie do siebie ta kompozycja spod ręki juniora - swoją drogą zapach już tu kiedyś recenzowałem, a gdyby ktoś przeoczył, opis można znaleźć TUTAJ .
Uwielbiam za to drydown Sheikh A, jest zdecydowanie najlepszą fazą. Ambra ciepła i słodkawa z odrobiną pikanterii - pierwszy raz w tym zapachu pojawia się słodycz i jest jej tylko kropla; posmarowane żywicą drewno i najwyższej jakości skóra, choć trochę ubrudzona, ale na całe szczęście nie ziemią, której już nie czuję - pachnie majestatycznie niczym tytułowy Szejk i gdyby tak pachniało przez cały czas już pewnie kupiłbym flakon.
Mimo, że aromat jest bogaty i głęboki to kompozycja jest liniowa i w czasie niewiele się zmienia. Jeśli ktoś poznał i lubi Ajmal Mukhallat al Shams polecam spróbować też Sheikh A, bo to zapachy o zbliżonym charakterze.
Warto wspomnieć też o parametrach, bo te są bardzo mocne, co również podkręca wrażenia.
Russian Adam nazwał jedną ze swoich kompozycji Beauty and the Beast ale myślę, że dla Sheikh A ta nazwa byłby bardziej trafna.
#perfumy


