Pielgrzymki są spoko, za gówniarza byłam na jednej. Fajna sprawa żeby się sprawdzić, dwa tygodnie w warunkach koczowniczo-survivalowych, robiąc po 30-40 km dziennie. Od nas to ponad 400 km. Codziennie rozkładanie namiotu, jedzenie z kuchni polowej, robienie sobie herbatki na turystycznej butli, mycie się w zimnej wodzie w namiocie w miskach. Raz była konkretna burza, niezapomniane wrażenia - grzmoty odczuwalne całym ciałem, leżąc na karimacie na ziemi, namiotem szarpało i lało, połowa nam bagażu zmokła, trzeba było sobie w dzień na plecaku zawiesić i suszyć po drodze. Ogólnie fajna sprawa dla nastolatka, dwa tygodnie bez starych, to były jeszcze czasy bez telefonów, trzeba było sobie samemu radzić. Wiadomo, że jacyś dorośli też tam byli w razie jakby co, trasa czy pola noclegowe ogarnięte, ale generalnie taki mocno samodzielny road trip. Wpisaliśmy se jakiegoś kuzyna który skończył 18 lat jako opiekuna i heja.
Czy cierpienie? Równie dobrze można powiedzieć, że @Z_buta_za_horyzont też cierpi, maszerując wzdłuż wybrzeża. A tak naprawdę to nie. Zmęczysz się, ale to fajny rodzaj zmęczenia i jakaś przygoda. @WatluszPierwszy @bojowonastawionaowca
Śmieszne uczucie po powrocie, bo jak przestaniesz robić po kilkadziesiąt km dziennie pieszo, to potem trzeba dalej chodzić, bo swędzą nogi, ciężko się z powrotem przyzwyczaić do niechodzenia
Na początku, bliżej domu, to w każdej wsi ludzie wystawiali jakieś stoisko z domowymi ciastami, pączkami i innymi frykasami, można się było napchać za darmo.