Oba podejścia są ryzykowne, tyle że w inny sposób.
Kupując za gotówkę - organiczasz sobie możliwości, bo faktycznie jest zawsze niezerowa szansa, że jutro np. wpadniesz pod tramwaj. Może się wydarzyć mnóstwo rzeczy, które nie pozwolą Ci się cieszyć z czegoś, co mógłbyś kupić dziś na kredyt.
Z drugiej strony, korzystanie z nieswoich pieniędzy też niesie ryzyka, np. takie, że stracisz pracę i zostaniesz z ratami na toster bluetooth. Albo np. chciałbyś pracę zmienić, ale boisz się, że w nowej nie dasz sobie rady, a zamiast odłożonych oszczędności na tę ewentualność, masz zobowiązanie kredytowe na toster bluetooth. Albo zupełnie nie wiesz, czemu pół roku temu chciałeś toster z bluetooth, a teraz znajomi ciągną na narty do Austrii, ale nie masz za co pojechać bo...
Zmierzam do tego, że kredyt konsumencki to powinno być coś jak fast food, taka rzecz którą raz na czas z okazji, z szybkiej potrzeby, dla czystej przyjemności, w końcu jesteśmy tylko ludźmi i czasem CHCESZ COŚ TAK BARDZO.
Spoko, oceń tylko, żeby zobowiązanie nie było duże i jeszcze policz samodzielnie całkowity koszt kredytu (z ubezpieczeniami), a potem przelicz na godziny które spędzisz w pracy, żeby go spłacić - to czasem bywa trzeźwiące.
Jest jeszcze dodatkowy bonus przy kupowaniu rzeczy za odłożoną gotówkę, mianowicie masz czas się zastanowić czy Twoje pragnienie na posiadanie tostera bluetooth przypadkiem nie spada do podejrzanych poziomów i jednak wolisz jechać na narty.