Ludzie, gdzie ja pracuję xd od trzech miesięcy próbuję wypchnąć pismo, które musi być jakby listem od dyrekcji. Od trzech miesięcy proszę o jego sprawdzenie i poprawki. No i w końcu poprawki nadeszły. Z początku merytoryczne: inny nr druku, bo jednak lepiej pasuje inna kategoria, dodanie jeszcze czegoś, bo pojawiła się następna kwestia do poruszenia itp. Ale im bliżej akceptacji, tym większe pierdoły mam pozmieniać: dodać jeszcze kolejne dwa zdania lania wody, jak to wspaniałe że będziemy mogli współpracować z inna instytucją, bo są tacy za⁎⁎⁎⁎sci (miałam ładny wstęp, ale za krótki. Zagadnienie prostego języka, jaki wprowadza się w Polsce do obiegu w firmach i jaki forsują językoznawcy, także w przypadku urzędów, jest tu obce). A to lepiej zamiast od myślników wymienić po przecinku, bo ładniej wygląda (może i tak, ale jest pierdyliard razy trudniejsze dla odbiorcy, gdy ma już później dla nas te obiekty przygotować). A to ułożenie poszukiwanych nazwisk w kolejności alfabetycznej (no dobra, może faktycznie tak będzie lepiej). W końcu wczoraj, po kolejnych poprawkach asystentka dyr. zaakceptowała pismo. Dyrektorka podpisała. Hurra, sprawa w końcu ruszy (z trzymiesięcznym opóźnieniem). Dziś rano telefon z sekretariatu. Jednak mam zmienić końcowe "z wyrazami szacunku" na "z poważaniem", bo pismo jest od dyrekcji do dyrekcji, a "z wyrazami szacunku" sugeruje niższą pozycję względem adresata. Mówię więc asystentce, że oba sformułowania są synonimiczne i można je stosować zamiennie, ale mam zmienić, bo dyrekcja tak chce. Więc teraz siedzę i zmieniam. W siedmiu wersjach pisma (kierowane do siedmiu instytucji). Dla pewności sprawdzam w słowniku PWN: "obie formuły grzecznościowe mają charakter oficjalny, przy czym użycie z poważaniem zakłada (i wprowadza) większy dystans niż z wyrazami szacunku".
Czyli dyrektorka zamiast zmniejszyć dystans, zwiększy go. No ale cóż, pan chciał, pan ma.
#pracbaza