@JestPanZerem krótka odpowiedź: tak. Te matoły już nie pamiętają, albo usilnie nie chcą pamiętać, że zanim pojawił się ten zasrany konkordat, to musieli zapieprzać sobie z tymi gusłami do przykościelnych salek. Przed lekcjami, po lekcjach, ale trzeba było tam iść. Bo tam to zawsze powinno być i nigdy to nie powinno wejść do szkół z tekstami że "hehe teologia to hehe nauka a skoro hehe nauka to jej miejsce jest w szkole hehe".
Różnica polega tylko na tym, że wtedy było religijne zajebanie "bo ponbucek i papaj łobroniom nos przyd komuno" i tak ludzie klepali te puste zdrowaśki wierząc w magiczne zbawienie i zmuszali dzieciaki do łażenia, czy tego chciały czy nie. Dziś od kilku lat zaczyna się pobudka młodzieży z tego malinowego snu i się okazuje, że nikt na to nie chce chodzić, bo nie dość, że nikt szczerze w to nie wierzy, to ludzie dostrzegają całe spektrum kościelnego kurestwa, które uważają za grzech, ale sami go robią, a do tego to całe "chodzenie" na religię to zwykły przymus potraktowany tym, że plany lekcji od zawsze są celowo ustawiane tak, żeby religia była w środku siatki. I starych najebusów to boli, bo doskonale sobie zdają sprawę, że jakby wrócić do modelu z przykościelnymi salkami, to z takiej 30-osobowej klasy na religię nie będzie chodzić 20-kilka osób "bo i tak trzeba w budzie kiblować", tylko 2-3, które faktycznie czują powołanie, albo chęć, a reszta wreszcie będzie mogła odzyskać te 2 godziny w tygodniu, czy ile tego pisowski knur-paladyn tam wcisnął.