Zdjęcie w tle
Piechur

Piechur

Gruba ryba
  • 772wpisy
  • 4048komentarzy

Lubię chodzić po górach i oglądać filmy.

Siema,

#piechurwedruje z Myszorem

---------

Szczyt: Czółko (Gorce)

Data: 1/2 listopada 2025 (sobota/niedziela)

Staty:

Dzień 1. 9.5km, 5h10, 500m przewyższeń

Dzień 2. 4.2km, 1h30, 10m przewyższeń


Dzień 1. Trasa dla zainteresowanych.

Dzień 2. Trasa dla zainteresowanych.


Obiecałem młodej nocleg w schronisku i w końcu się udało - padło na Kolibę na Łapsowej Polanie.


Informacje praktyczne:


  • Zostałem poinstruowany przez miejscowych, żeby zostawić samochód na parkingu pod rozwalającym się budynkiem starej szkoły - było to miejsce najbliższe początku szlaku.

  • Trasę można mocno skrócić o wizytę w samej bacówce - wtedy samochód można zostawić zaraz pod lasem i na Łapsową wejść w jakieś pół godziny (miejsca jest na kilka samochodów).

  • Nocleg w schronisku trzeba rezerwować telefonicznie, numer jest podany na stronie internetowej. Pokoje są wieloosobowe, płaciłem 70 zł od głowy. Trzeba wziąć gotówkę, bo na miejscu nie ma terminala płatniczego. Jest jedna wspólna łazienka z dwoma toaletami i dwoma prysznicami z letnią wodą. Potrawy drogie. Obok schroniska jest wiele ław do siedzenia i miejsce na ognisko z zadaszoną wiatą.


Co było fajne:


  • Przede wszystkim możliwość spędzenia czasu z Myszą, choć dawała w kość przy wchodzeniu. Uwielbia jednak klimat nocowania w schronisku, więc ostatecznie dobrze wspomina wycieczkę.

  • Ładny widok na Tatry z polan Kotlarka i Łapsowej (zwłaszcza z tej drugiej).

  • Nie wszystkie liście jeszcze opadły, więc nadal było kolorowo, przede wszystkim dzięki niezawodnym brzozom.

  • Schronisko miało wszystko co trzeba. W pokoju pięcioosobowym spaliśmy sami, więc mieliśmy warunki królewskie. Udało się zrobić ognisko, więc wszystkie zaplanowane punkty zostały zaliczone.


Co było mniej fajne:


  • Niestety, początek szlaku zarówno zielonego jak i niebieskiego to długa asfaltowa droga, więc szału nie było.

  • Mnóstwo błota i kałuż (to akurat Myszor uznał za fajne).

  • Czółko, czyli szczyt leżący poza szlakiem, okazał się rozczarowujący - niespecjalnie jest po co tam iść.


Fajna trasa na wypad z dzieckiem, ale myślę, że spokojnie można sobie skrócić te asfaltowe odcinki, żeby wycieczka była fajniejsza. Koliba na Łapsowej ogólnie na plus - było wszystko, co potrzebne.


#gory #wycieczka #wedrujzhejto #fotografia #gorce

6dafee28-ffb0-4360-babb-16e5c94770ee
38fdcb20-6988-47c3-88d6-70bd099e1553
c74daea9-ccca-47a4-98dc-7d4108679495
475bf98b-592a-41f7-b1a7-de63c3961c04
7ad63827-3f8f-4ccd-b302-3be1caffc866

Zaloguj się aby komentować

Myślałem już, że się nie uda... Oto trzecie i ostatnie zadanie w ramach #jesiennewyzwania , czyli naszyjniki z jarzębiny, które zrobiłem dla moich Myszy Po jarzębinę musiałem jechać do teściów, bo w pobliżu mojego miejsca zamieszkania nic nie rosło jak na złość, ale najważniejsze, że odhaczone

45973231-eff2-4b2f-9976-772c78e388c3

Zaloguj się aby komentować

Siema,

Grzechem byłoby nie dołożyć czegoś od siebie do wieńca sonetów w tej setnej edycji zabawy #nasonety - poniżej moja #diriposta




Marzenie


Jakiś programista upiecze ci rogal pyszny

Lekarz koło wymieni, dentysta dach załata

Polityk prawdę ci powie, a los figla nie spłata

Biskup prosto z ambony pomodli się do Kryszny


Słońce zajdzie na wschodzie, jasno będzie w ciemności

Na Boże Narodzenie śnieg ciepły spadnie z nieba

Wreszcie na dworcu w nocy czysto będzie i ładnie

A sąsiad sąsiadowi pomoże z życzliwości


Powróci znów poeta z odległych swych wojaży

Ażeby w kawiarence swą twórczość deklamować

I rymów chłonne uszy w potrzebie poratować


Ach, czy to grzech jest wielki, by sobie tak pomarzyć?

Czasami to ukoi nagłe serca pragnienie

Gdy stęki łosia widzę tam, gdzie ma być beczenie




#zafirewallem #poezja #tworczoscwlasna #konkurs

Zaloguj się aby komentować

K⁎⁎wa, odprowadzam młodszą do żłobka, idziemy powoli wzdłuż drogi, a tu zaczyna cofać na nas jakaś Micra wyjeżdżająca z miejsca parkingowego. Cofa się i nie zatrzymuje, więc odskakuję z młodą na bok i pukam w auto, żeby się zatrzymało. Podchodzę do szyby kierowcy, żeby zwrócić uwagę, a tu babka z petem w ustach już do mnie z gębą: "NO PRZEPRASZAM NO NIE WIDZIAŁAM PANA, ALE PAN MA DZIECKO TO POWINIEN PAN UWAŻAĆ". Wręcz na mnie krzyczała, wszystko z tonem pretensji w głosie. No totalnie mnie tym zaskoczyła - zero autorefleksji, spokojnego przyznania się do błędu i przeproszenia, już zwalanie winy na innych, i wszystko w klimacie "no i czego mi d⁎⁎ę zawracasz?". Ja już kawy nie potrzebuję .


#gownowpis

DKK

@Piechur Trzeba było opierdolić z góry na dół, bo się babsko nie nauczy. No ale byłeś z dzieckiem.

onpanopticon

@DKK niech się dziecko uczy, że tatuś się w tańcu nie pierdoli ( ͡° ͜ʖ ͡°)

onpanopticon

@Piechur argument tak czy owak fantastyczny. Czyli gdybyś nie był z dzieckiem to już nie musisz uważać i swobodnie możesz dać się przejechać głupiej dzidzie.

Pstronk

Niestety baby bardzo rzadko potrafią się przyznać że coś odjebały za kółkiem

Piechur

@Pstronk Ciężko mi to stwierdzić, za mało takich sytuacji miałem. Jak ja kiedyś babce wjechałem w tyłek to na spokojnie załatwiliśmy temat, nie krzyczała ani nic, także dzisiejsze zdarzenie pozostaje na razie odosobnione (mam nadzieję)

jajkosadzone

@Pstronk do czegokolwiek,nigdy nie przeprasza,nigdy nie przynaja sie do bledow

Zaloguj się aby komentować

Zaloguj się aby komentować

Siema,

Odhaczania szlaków ciąg dalszy. Zapraszam na #piechurwedruje

---------

Szczyt: Luboń Mały (Beskid Wyspowy)

Data: 26/27 października 2025 (niedziela/poniedziałek)

Staty: 15.8km, 3h, 670m przewyższeń


Trasa dla zainteresowanych.


Pierwsze i jedyne wyjście w październiku - czynniki zewnętrzne i wewnętrzne niestety nie sprzyjały chodzeniu.


Informacje praktyczne:


  • Duży parking jest dostępny pod kościołem w Tenczynie.

  • Po drodze jest miejsce katastrofy śmigłowca Mi-2 z 1985 roku.

  • Na polanie Surówka znajduje się grota świętego Stanisława, do której prowadzi droga krzyżowa. Z polany rozpościera się ładny widok na Gorce (tak zakładam, bo było ciemno i nic nie widziałem).


Co było fajne:


  • Odcinki leśne, zwłaszcza te 2 km zielonej ścieżki spacerowej, które były na tyle przyjemne, że je przebiegłem.

  • Widziałem zające skaczące na łące. I kunę.


Co było mniej fajne:


  • Stanowczo za dużo asfaltu, co niestety jest głównym mankamentem robienia pętelek i tego typu tras w Beskidach - są to tereny zurbanizowane i szlaki prowadzą często zwykłymi drogami, trzeba trochę przejść, by wejść w las.

  • Ten odcinek czerwonej ścieżki turystycznej jest dodany strasznie na siłę, nie ma tam niczego ciekawego.


Podsumowując, trasa raczej bez szału, choć to w dalszym ciągu łażenie po górach, więc jakiś urok ma. Polana Surówki wydawała się mieć potencjał na piknikowanie.


#gory #wycieczka #wedrujzhejto #fotografia #beskidwyspowy

c6a92bf8-cf50-45ff-be15-828564a6bde7
002e0a27-edd2-489a-8e31-5fc4df53ea24
2eddfd60-6727-48a1-a162-6ef7b5f78dcd
8e5cacb2-5a81-4b09-9233-ce883dd8dff2
9d369ac1-5958-4674-b3d0-a41128d63724
Z_buta_za_horyzont

W weekend będę robił podobną trasę tylko, że jeszcze zahaczając o Szczebel tak żeby wyszło ponad 20 kilometrów .

Piechur

@Z_buta_za_horyzont Szczebel polecam zimą, fajna górka

Z_buta_za_horyzont

@Piechur Kiedyś chciałem przejść Główny Szlak Beskidu Wyspowego, ale jak się zagłębiłem w logistykę i jego zawiły przebieg to szybko zrezygnowałem .

Zaloguj się aby komentować

37 758,51 + 10,7 + 10,6 = 37 779,81


Jeszcze z października, ale się zagapiłem. Po czwartkowym bieganiu nadwyrężyłem ścięgno Achillesa, także wczorajsze łażenie po górach było jeszcze mało komfortowe, ale dziś chyba już git.


#sztafeta #bieganie

Zaloguj się aby komentować

nxo

@Piechur odezwij się na priv przy chwili proszę

Zaloguj się aby komentować

PanNiepoprawny

@Piechur dobrze że mam przenośne ognisko więc nawet w zimie by dało radę

Zaloguj się aby komentować

Bardzo lubię wspólne wycieczki z Myszą, ale przysięgam: nie ma większego sprawdzianu cierpliwości


#piechurnatrasie


#gory #gorce

30280329-04fc-47fe-9307-da31b434aa75
AdelbertVonBimberstein

@Piechur rozumiem, mam tak samo ze swoimi karzełkami.

TyGrySSek

@AdelbertVonBimberstein chyba szczurkami

Zaloguj się aby komentować

Dobra, kolejne #jesiennewyzwania zaliczone - miałem zapalić świeczki i obejrzeć swój ulubiony film. Nie wiedziałem, który wybrać, bo jest ich kilka, a jak nie wiem, co oglądnąć, to oglądam Władcę Pierścieni: Drużynę Pierścienia Dzisiaj mamy cheat day z żoną (dzieciaki w placówkach, a my na urlopie), więc idealne warunki


#czaswolny #filmy #wladcapierscieni

b40e181a-12df-47d7-9bbd-456a83015547
konski

Moj ulubiony kefir :)

szon_konery

dzieciaki w placówkach, a my na urlopie

W placówkach opiekuńczo-wychowawczych? Przyjmują np. na dwa tygodnie urlopu rodziców? Cool! Jak to się załatwia? 😉

Odwrocuawiacz

Niezaliczone miałeś obejrzeć swój ulubiony film, nie mój

Piechur

@Odwrocuawiacz Trza było pilnować

ae42061e-b25f-4b0b-acf8-e1d5cd05b36d

Zaloguj się aby komentować

Zaloguj się aby komentować

Siema,

Dziś #piechurwedruje z małymi Piechurkami. Zapraszam

---------

Szczyt: Kamionna (Beskid Wyspowy)

Data: 27 września 2025 (sobota)

Staty: 8km, 4h30, 350m przewyższeń


Trasa dla zainteresowanych.


W ostatnie dni września wziąłem dziewczyny w góry zakładając, że później może już nie być pogody... i kurde niestety miałem rację.


Informacje praktyczne:


  • Na Kamionnej jest fajna wieża widokowa, dzieciakom się podobała. Pod tabliczką z nazwą szczytu jest skrzynka z pieczątką.

  • Samochód można zostawić na parkingu obok stadionu ŁKS Wierchy Pasierbiec.

  • Gdyby ktoś chciał zobaczyć samą wieżę, a nie lubi wchodzić zbyt długo pod górę, lub już był na wieży, ale jedno z dzieci zostawiło pod nią swojego ulubionego króliczka, bez którego nie może zasnąć w nocy, to zaraz pod nią jest parking dla kilkunastu samochodów.


Co było fajne:


  • Pogoda była ekstra, w sam raz na chodzenie - słonecznie, ale chłodno.

  • Niebieski szlak od Kisielówki prowadził przyjemną leśną ścieżką.

  • Mimo ciężkiego startu, starsza odzyskała dobry humor po godzinie marudzenia i reszta wycieczki minęła miło.


Co było mniej fajne:



Mimo dużej ilości asfaltu wycieczka na plus - było miło, spędziłem czas z dziewczynkami, podchodziłem po górach i zobaczyłem ładne widoki. Klawo.


#gory #wycieczka #wedrujzhejto #fotografia #beskidwyspowy

8fca1a2d-c76d-4b04-9c82-5f2b33de3885
0ec37f73-5440-4382-88b6-7d38488a1700
da70f16a-fa31-408e-9396-38bf1e046c7f
d3ec3911-d862-4750-afce-0f84c41c7642
c7eda45f-3f86-4f72-bfdf-7c6259354cfa
Opornik

@Piechur no pogoda wtedy wyjątkowo dopisała, miałem też wielkie szczęście bo robiłem imprezę dla szczeniaków na działce, a dzień przed i dzień po była tragedia.

Opornik

@AdelbertVonBimberstein wprawiasz mnie w zakłopotanie, co ja tobie w odpowiedzi wyślę?

Zaloguj się aby komentować

AdelbertVonBimberstein

@Piechur ciemno, ale bym se poszedł znowu.

Przyjemnego.

Zaloguj się aby komentować

36 989,32 + 6,2 = 36 995,52


Kontrolne bieganie po 2 tygodniach przerwy. Nie czułem dyskomfortu w kolanach, ciekawe jak będzie w nadchodzącym tygodniu. Nie wiem, czemu mnie tak zaczęły rypać nagle, bo cały rok było ok - może zła technika w końcu się zemściła, może przetrenowanie, może kapcie do wymiany, bo już mam na nich 940 km, a może w ogóle miks wszystkiego. Pobiegamy - zobaczymy


#sztafeta #bieganie

953d141c-7baa-4643-89d8-69e70b255c60
renkeri

@Piechur NIby zalecenia mówią o wymianie po 500-800 km, ale trzeba się słuchać jakie sygnały daje ciało. U mnie pojawiały się bóle w łydkach i udach po mocniejszych biegach i po zmianie na nowy model jest lepiej. Korzystałem z poradników na tej stronie przy wyborze nowego modelu: https://runrepeat.com/guides.

Piechur

@renkeri Ta stronka jest świetna, też za jej pomocą szukałem obecnego modelu po polecajce od @Trypsyna .


Na razie bardziej niż kolana boli mnie myśl, że musiałbym kupić nowe i drogie, bądź co bądź, buty po mniej niż roku biegania, więc póki co będę w nich latać dalej xd

Z_buta_za_horyzont

@Piechur ja w jednych biegam treningowo już piąty rok tyle, że u mnie pod stopami głównie trail .

Zaloguj się aby komentować

Pamiętam ten dom jeszcze z dzieciństwa. Od zawsze wyglądał ponuro: ściany z ciemnej, surowej cegły, upstrzone wątpliwej jakości graffiti; okna z brudnymi i w większości powybijanymi szybami; podwórko zarośnięte krzakami i ozdobione kawałkami szkła z potłuczonych butelek. Okropna rudera.


Znajdował się w sporej odległości od innych zabudowań, sama działka leżała na zakręcie głównej drogi łączącej się po kilkuset metrach z krajówką. Często widziałem go z samochodu, gdy wyjeżdżaliśmy z rodziną do dziadków, lub przez szyby szkolnego autokaru wiozącego moją klasę na basen do sąsiedniej miejscowości. Niesamowicie pobudzał naszą wyobraźnię, zwłaszcza, że krążyły o nim różne legendy przekazywane kolejnym rocznikom przez starszych uczniów – dom, rzecz jasna, miał być nawiedzony. Miały pojawiać się w nim makabryczne zjawy noworodków z odrąbanymi głowami, ściany miały być upstrzone krwią, kilka razy w roku odbywać się w nim miały czarne msze, podczas których składano ofiary z dzieci, w nocy dochodziły z niego niepokojące wrzaski. O właścicielu nikt nic nie wiedział, ponoć powiesił się w jednym z pokoi po tym, gdy wymordował w nim siekierą swoją rodzinę. Typowe historie dla lubiących się bać szczyli. Nie muszę chyba wspominać, że je uwielbiałem.


Ten dom stał się dla mnie jakąś dziwną świątynią obcego, nieznanego; wisiała nad nim aura czegoś nie z tego świata – niepokojącego, ale jednocześnie kuszącego. Zawsze chciałem do niego wejść, uchylić zasłonę tajemnicy, zmierzyć się nie tyle z nim, co z własnym lękiem i strachem przed nim. I tak oto, po upływie przeszło szesnastu lat, stałem nocą pod otaczającą go pordzewiałą i w wielu miejscach podziurawioną siatką.


To była spontaniczna decyzja. Wcześniej tego wieczoru odwiedziłem kilku starych znajomych, którym nie udało uciec się z tej przygnębiającej dziury, którą nazywam rodzinnym miastem. Zapaliliśmy u jednego z nich jointa, wypiliśmy kilka piw, powspominaliśmy stare czasy. Rozmowa w jakiś sposób zeszła na temat nawiedzonego domu. Staraliśmy się przypomnieć sobie wszystkie historie, jakie o nim słyszeliśmy, śmiejąc się najgłośniej z tych najbardziej makabrycznych. Nie pamiętam już, kto rzucił temat, żeby się do niego przejść, w każdym razie początkowo wszyscy zareagowali na ten pomysł entuzjastycznie, jednak ostatecznie towarzystwo wymiękło. Posiedziałem jeszcze trochę, dokończyłem piwo, po czym pożegnałem się i udałem w stronę bloku rodziców, do których przyjechałem na weekend. Niestety, myśl o eksploracji domu rezonowała już w mojej głowie zbyt mocno. Znajdował się w odległości nieco ponad dwóch kilometrów ode mnie, więc stwierdziłem, że krótki spacer nie zaszkodzi. Po drodze spotkałem jeszcze jednego kolegę z dawnych lat, chodzącego do równoległej klasy, który też chyba wracał z imprezy. Zamieniliśmy kilka słów, powiedziałem, gdzie zmierzam i po krótkiej chwili namówiłem go, żeby poszedł ze mną.


Szliśmy dość długo. Z otaczającym nas mrokiem walczyło słabe światło ustawionych wzdłuż chodnika latarni, tworząc na nim żółte, rozległe wyspy, które przecinaliśmy w milczeniu. Co jakiś czas próbowałem zagaić rozmowę, ale kolega był jakiś nieobecny i zaczynałem żałować, że wspomniałem mu o moim przedsięwzięciu. W końcu doszliśmy na miejsce. Dom wyglądał jeszcze gorzej niż zapamiętałem. Noc nadawała mu dodatkowego upiornego charakteru, wyolbrzymiając cieniem porysowaną pęknięciami fasadę, topiąc w ciemności jakiekolwiek kontury pokoi widocznych przez puste okiennice w ciągu dnia. Stojąc przed furtką zorientowałem się, że jedyną latarką, jaką posiadam, jest ta z telefonu. Okazało się również, że mój kolega swój telefon zgubił, co tym bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że niepotrzebnie w ogóle go ze sobą brałem. Wahałem się, co robić. Serce zaczynało bić mi coraz szybciej, poczułem przypływ adrenaliny i wiedziałem, że to jedyny moment, by coś sobie udowodnić, że drugi raz tu nie wrócę. Włączyłem latarkę i wkroczyłem na ścieżkę prowadzącą do drzwi.


Pod butami zachrzęściły kawałki porozbijanego szkła. Sylwetka domu górowała nad nami coraz bardziej, gdy z każdym kolejnym krokiem zbliżaliśmy się do wejścia. Czułem, jak krew pulsuje mi w skroniach, słyszałem jej szum w uszach. Poczułem na przedramieniu lekki podmuch chłodnego wiatru. Byliśmy już blisko wejścia, gdy nagle kolega zatrzymał się. Odwróciłem głowę i wtedy zobaczyłem jego bladą, białą jak kreda twarz. W świetle latarki mignęły mi jego nabiegłe krwią oczy, lekko spocone czoło, drżący podbródek. Zaczął kręcić lekko głową i szeptać: „Nie wejdę tam, nie wejdę, nie wejdę…”. Powtarzał to w kółko, wyglądał na przerażonego. Nie będę ukrywać, narobił mi niezłego stracha, a i tak byłem już mocno poddenerwowany. Próbowałem go jakoś uspokoić, tłumaczyć, że to tylko głupi, pusty dom, ale nie udało mi się wyrwać go z tego stanu – najwyraźniej dostał ataku paniki. Sam byłem jednak zdeterminowany, żeby wejść do środka, więc powiedziałem mu, żeby wrócił na chodnik i na mnie poczekał, a sam przekroczyłem próg przez uchylone, ledwo wiszące na zawiasach i obdarte z czerwonej farby drzwi. Gdy wchodziłem do domu, kolega stał wciąż w tym samym miejscu, w którym go zostawiłem.


Wewnątrz było chłodno, chłodniej niż na polu, co wydało mi się nieco dziwne. Rozejrzałem się po obdartych ścianach, z których odchodziła brzydka, namoknięta tapeta o bliżej nieokreślonym wzorze. Na suficie wisiały płaty łuszczącej się farby, w kątach widać było rozległe wykwity pleśni. Podłoga była drewniana, usiana odłamkami z rozbitych okien oraz kamieniami, które okoliczna młodzież wrzuciła tu przez lata. Na środku stała stara, podarta kanapa, obok której leżał mały, złamany w pół stolik. Za kanapą zobaczyłem kilka pustych ramek po zdjęciach oraz potłuczone butelki.


Udałem się wgłąb domu i po kilku krokach doszedłem do drewnianych schodów. Poręcz leżała na ziemi, sterczały z niej pordzewiałe gwoździe. Po prawej stronie był otwór drzwiowy, przez który powoli zaglądnąłem do środka: znajdowała się tam kuchnia w stanie kompletnego rozkładu, z rozwalonymi szafkami leżącymi na podłodze i dużą kałużą w okolicach miejsca, gdzie kiedyś musiała stać lodówka. Cofnąłem się do schodów. Serce waliło mi jak oszalałe, nie byłem w stanie nad tym zapanować. Zrobiłem, co chciałem, mogłem wychodzić. Pokazałem samemu sobie, że jestem w stanie zwyciężyć strach. Ciekawość była jednak silniejsza. Skierowałem światło latarki z telefonu w górę schodów, po czym wziąłem głęboki oddech i zacząłem po nich wychodzić. Skrzypiały potwornie, co w panującej dookoła ciszy podsycało we mnie uczucie dyskomfortu i niepokoju, ale także dziwnego podniecenia.


Dotarłem na piętro, na którym znajdowały się trzy pomieszczenia. Drzwi do jednego z nich leżały na ziemi. W środku był przestronny pokój, jednak zupełnie pusty, nie licząc rozbitego żyrandola, który sądząc po warstwie kurzu musiał urwać się już kilka, lub może kilkanaście lat wcześniej. Drugim pomieszczeniem była mała łazienka. Wsadziłem tylko do niej głowę, ale szybko ją cofnąłem – okropnie w niej śmierdziało. Pewnie coś zatkało rury i wybiło kanalizację. Został już tylko trzeci pokój, do którego drzwi były lekko uchylone.


Zawiasy zaskrzypiały cicho, gdy wchodziłem do środka. W słabym świetle latarki ujrzałem dużą, odrapaną szafę stojącą w kącie, zniszczony regał na książki, których kilka walało się po podłodze, a także starą ramę łóżka pozbawioną już materaca. Niedaleko szafy było okno, przez które sączyła się delikatna stróżka żółtego światła. Wyjrzałem przez nie i dostrzegłem podwórko, a także kawałek ulicy, wzdłuż której przyszedłem do tego miejsca z kolegą. Starałem się go wypatrzyć, ale albo wrócił do siebie, albo stał dalej tam, gdzie wcześniej, miejsce to zasłaniał jednak daszek werandy.


Odetchnąłem z ulgą. Już po wszystkim. Nawiedzony dom, legenda mojego dzieciństwa, okazał się ostatecznie zwykłą, starą, rozwalającą się chałupą. Uśmiechnąłem się do siebie pod nosem, zadowolony mimo wszystko z własnej odwagi i skierowałem się do drzwi. Gdy zacząłem wyciągać dłoń w stronę klamki poczułem nagłą, niespodziewaną falę chłodu. Z ręką zawieszoną w powietrzu spostrzegłem, że z moich ust zaczęła wydobywać się para. Patrzyłem przed siebie tępo, zaskoczony tym, co zobaczyłem. Wtem panującą ciszę przerwało przeciągłe i powolne skrzypienie otwieranych drzwi dobywające się z miejsca, gdzie stała szafa. Poczułem, jak na karku jeżą mi się wszystkie włosy. Bałem się obejrzeć. Serce łomotało mi w klatce piersiowej pompując falę zimnego strachu po całym organizmie. Stałem sparaliżowany, nie mogąc się ruszyć. Drzwi przestały się otwierać. Zmusiłem się w końcu i zacząłem lekko obracać głowę, gdy kątem oka zobaczyłem TO – ciemną, ledwo widoczną, wylewającą się z mroku postać.


Rzuciłem się w stronę drzwi otwierając je z hukiem na oścież, zbiegłem po schodach, rozrywając sobie spodnie o wystające z desek gwoździe i wypadłem na zewnątrz. Minąłem kolegę, który spojrzał na mnie przerażonym, nieprzytomnym wzrokiem. Usłyszałem tylko, jak powtarza: „Nie wejdę tam, nigdy więcej tam nie wejdę…”.


Biegłem, biegłem ile miałem sił w nogach, nie oglądając się za siebie. Biegłem w ciemności, czułem, jak płuca wypełnia mi ogień, a nogi stają się ciężkie i nieporadne, ale biegłem dalej. W końcu, po czasie, który wydawał mi się trwać w nieskończoność, zobaczyłem blok rodziców. Z impetem wleciałem do klatki i roztrzęsionymi rękoma próbowałem otworzyć kluczem drzwi, jednak nie udało mi się tego zrobić. Zacząłem dzwonić natarczywie domofonem, aż w końcu ktoś mi otworzył. Wbiegłem po schodach i wpadłem do mieszkania.


Mama, którą obudziłem dzwonieniem, patrzyła na mnie z niepokojem, pytała, co się stało, ale nie potrafiłem wydusić z siebie słowa. Włączyłem wszystkie światła, usiadłem na łóżku w kącie swojego starego pokoju i zwyczajnie trząsłem się z wyczerpania wysiłkiem, ale przede wszystkim – ze strachu. Tej nocy nie zmrużyłem oka, co chwila kręcąc głową i mając wrażenie, że dostrzegłem kątem oka jakiś ruch.


Od tamtej nocy minął już tydzień, a ja spałem do tej pory łącznie może trzy godziny. Nie pozwalam gasić światła, nawet w dzień. Nie wiem, co zobaczyłem w tym domu, nie chcę o tym myśleć. Widzę tę postać, gdy tylko zamknę oczy. Nie wiem, czym była, miała ludzką sylwetkę, ale czułem od niej… czułem od niej Zło. Nie jestem w stanie inaczej tego określić. Rodzice coraz mocniej się o mnie niepokoją, tym bardziej, że w moich włosach pojawiły się rozległe pasma siwizny. Dzisiaj rano próbowałem opowiedzieć mamie, co się stało. O spotkaniu ze znajomymi, o pomyśle na zwiedzenie domu. O koledze, który ze mną poszedł. Dostrzegłem w jej oczach grozę.


Niecały rok wcześniej ten sam kolega popadł w obłęd. Przestał jeść, nie chciał spać, nikt nie wiedział, dlaczego. Starano się mu pomóc, ale jego stan się pogarszał. Miesiąc temu trafił do zakładu zamkniętego, ale w jakiś sposób się stamtąd wydostał. Podobno przed ucieczką krzyczał, że jest w nim za ciemno, majaczył coś o demonach czających się w mroku. Odnaleziono go kilka dni przed moim przybyciem – leżał martwy w kałuży krwi z wydrapanymi oczami, w pokoju na piętrze nawiedzonego domu.




Dobra, najcięższe #jesiennewyzwania za mną, zostały jeszcze dwa

#creepypasta #tworczoscwlasna

Lunek1

Wooo wciągnęło mnie totalnie ! Dobre!

Piechur

@Lunek1 Ktoś to jednak przeczytał Dzięki!

fonfi

@Piechur Lubię takie klimaty. To gdzie mogę dostać zbiór opowiadań?

Barcol

@Piechur ło Panie, idzie się spocić od czytania dobra robota! Mega ładny styl, ja jak coś pisze to w co drugim zdaniu jakaś literówka xD


Idę zamknąć szafę :v

Piechur

@Barcol Dzięki, doceniam dobre słowo od kolegi creepypaściarza

Zaloguj się aby komentować

801 + 1 = 802


W #piechuroglada koreański klasyk.

----------

Tytuł: 살인의 추억 (Salinui Chueok / Memories of Murders / Zagadka Zbrodni)

Rok produkcji: 2003

Reżyseria: Bong Joon Ho

Kategoria: #thriller #kryminal

Czas trwania: 129 min

Moja ocena: 7/10


W prowincjonalnym miasteczku dochodzi do kilku morderstw na młodych kobietach. Miejscowi przedstawiciele organów ścigania, wspierani przez detektywa z Seulu, starają się odnaleźć sprawcę, wykorzystując do tego niezgodne z prawem metody.


Specyficzny film, który wymyka się nieco zachodnim konwenansom, do których jesteśmy jednak przyzwyczajeni. Nie powala na kolana (dziwią mnie bardzo wysokie noty), gra jest wielokrotnie przerysowana, co jest już elementem koreańskiego kina, jednak ma w sobie coś ciekawego, właśnie przez tą inność. Bardzo podobało mi się przedstawienie pracy policjantów, którego zwyczajnie się nie spodziewałem - można się zastanowić nad tym, kto jest prawdziwym antagonistą w tej historii. Finał również jest nieoczywisty, pozostawia pole do dyskusji i własnych interpretacji. Ogólnie film na plus, ale w mojej opinii przehypowany. Polecam tym, którzy są ciekawi czegoś innego, momentami chwytającego za przełyk.


#filmy #kino #filmmeter

0c884b4e-6071-4f8b-92ad-d3f8c5a3ab19
FodiJoster

@Piechur zrobił na mnie lepsze wrażenie niż Zodiac Finchera

Piechur

@FodiJoster Zodiak też mi jakoś super nie podszedł, jest jakiś suchy, jeszcze bardziej sterylny niż inne filmy Finchera

FodiJoster

@Piechur polecam książkę na podstawie której powstał. trzyma w większym napięciu

Zaloguj się aby komentować

Zaloguj się aby komentować

Siema,

#diriposta do utworu di proposta w konkursie #nasonety




Do współpasażera z linii 174


Różne, jak to się mawia, już są losu koleje

I chociaż ze zbiorkomem nie chcę mieć do czynienia

To siedzę w autobusie i chyba oszaleję

Bo jakaś woń mój czuły drażni zmysł powonienia


Nos biedny wciskam w kołnierz, bliski jestem omdlenia

Zlokalizować źródło odoru mam nadzieję

I gdy mam ostatniego wydobyć z siebie tchnienia

Dostrzegam twoją rękę jak wysoko się chwieje


Współpasażerze drogi, coś obok mnie przystanął

I trzymasz się uchwytu, gdy autobus kolebie

Zdradzę ci teraz prawdę wszystkim prócz ciebie znaną:


Bez antyperspirantu strasznie spod pachy jebie

Więc miej to na uwadze i kiedy wstaniesz rano

To weź go proszę użyj, gdy już umyjesz siebie




#zafirewallem #poezja #tworczoscwlasna

George_Stark

Sto siedemdziesiąt cztery linia,

przystanek końcowy: drogeria.

Zaloguj się aby komentować