Kto choć raz czytał jakąkolwiek whatsappową dyskusję mam (bo, z moich obserwacji wynika, że ojcowie trzymają się od przedszkolnego whatsappa z daleka) ten się w cyrku nie śmieje.
Wiadomo, każdy problem da się rozdmuchać do granic absurdu. Proste pytanie "Czy na chusteczki robimy zrzutkę, czy każdy kupuje osobno" potrafi się zamienić w całodniową debatę o alergiach, materiałach biodegradowalnych, preferowanych markach itp., ale prawdziwe apogeum osiągamy kiedy nadchodzą Mikołajki.
Jeszcze w ogóle dobrze jak na samym początku ustali się budżet, bo to już skraca dyskusję o jakieś 3 dni robocze, jak już jest jakiś bat w postaci ograniczenia cenowego to jest łatwo. I tu ktoś mógłby pomyśleć, że przecież taki mikołajkowy prezent dla 4-5 latka to nie musi być nic dużego - kolorowanka, jakieś żelki, paczka plasteliny, easy, nie?
Otóż nie! Jakakolwiek spożywka odpada, bo uruchamia lawinę alergii i to jest w sumie zrozumiałe, więc celujemy w coś bez produktów spożywczych. Kredki, plastelina, jakieś takie pierdołki, w końcu to tylko przedszkolne mikołajki, prawda?
Otóż nie! Bo to znów rozpoczyna debatę o tych toksycznych, łamiących, brudzących itd. Po około dwóch dniach już wiadomo że to będzie pewnie jakaś zabawka, w końcu zamówi się jedną i będzie git, co nie?
Otóż nie! Bo w 2025 roku nadal są ludzie, dla których problemem jest to że ich syn bawi się np. zestawem klocków w którym są dwie figurki kobiet i różowe auto, bo jeszcze zamiast chłopa z krwi i kości wyrośnie jakieś zniewieściałe coś, więc prezent unisex nie wchodzi w grę, bo albo coś jest zbyt dziewczęce dla Hubcia, albo zbyt chłopięce dla Poli. Tu zaczynają się też zlatywać mamy, które już mają coś upatrzonego dla swoich pociech i próbują to forsować - najczęściej jest to coś z motywem z jakiejś bajki, bo jedyne co proponują ma ten konkretny motyw. Do tego zaczynają się schody a bo to Pola już ma takie coś, a to Hubcio już się czymś takim nie bawi, a to kiedyś kupiliśmy Zosi i miało słabą jakość, a Ignaś prawie połknął kiedyś element z tego i nie polecamy. Więc mamy kolejne 1-2 dni na wysyłanie propozycji, z których wyłania się ANKIETA. Załóżmy scenariusz optymistyczny - ankieta kończy się wybraniem jednego przedmiotu większością głosów (bo jak jest remis, no to dobranoc, cześć, giniemy)
No ale dobra, ustaliliśmy budżet, to że dzielimy na płcie, oraz ankiety wyłoniły zwycięskie propozycje - mamy to, co nie?
Otóż nie! Bo wyszło że prezent dla dziewczynek jest o 7 złotych droższy niż ten dla chłopców, a ma być po równo, tak? Więc "zamówimy coś tym chłopcom dodatkowo żeby nie czuli się pokrzywdzeni", ewentualnie w bardziej ekstremalnej wersji "może poszukamy dla dziewczynek czegoś w tej samej cenie?". Jeśli pójdą z pierwszą opcją, to wzbudzi protest matek dziewczynek, że żeńska część grupy będzie pokrzywdzona przez fakt dostania jednej rzeczy w przeciwieństwie do chłopców, natomiast jeśli wymusi się na mamach dziewczynek szukanie czegoś tańszego, to zaczynamy proces od nowa dla ich części.
Tak, debata o prezencie mikołajkowym na grupie mojego syna trwa od piątku. Końca nie widać. Myślę że gdybym pokazał tym dzieciakom dowolną propozycję która padła przez ten czas, to absolutnie wszystkie byłyby zachwycone, no ale to dzieciaki, one są jeszcze nieskażone logicznym myśleniem dorosłych i umieją się cieszyć z prostych rzeczy
#rodzicielstwo #dzieci