@rain z mojej perspektywy, to powtarza się pytanie czy w ogóle próbowałaś, czy umawiać się przez apkę, czy gdzieś indziej randkować - a jeśli nie chcesz tego robić, to czemu to sobie wypominać? To nic nie zmieni.
Wydaje mi się też, że przewartościowujesz kwestie pierwszych poważnych związków. Czy ten pierwszy różniłby się jakoś znacznie od jakiegoś innego, który dla innej osoby byłby kolejnym? Z mojej perspektywy nie, może na początku, a właśnie ja mam takie środowisko, gdzie ludzie znajdowali drugie połówki raczej później niż wcześniej. Więc to nie jest kwestia czy chcesz szukać pierwszego partnera, tylko czy chcesz szukać partnera w ogóle. A jeśli nie, to chuj z tym, życie jest chujowe w standardzie ale będąc samemu można sobie być samemu sterem i żeglarzem, nie trzeba iść na kompromisy. Nikt mi nie mówi co wypada i to jest dla mnie zaleta
Co do tego że nie interesowali się Tobą ci, których kochałaś - do tanga trzeba dwojga, i myślę że 90% ludzi, nawet tych w długich związkach, przeżyli jakiś zawód miłosny. To tylko, i aż, chemia w naszym mózgu. Wbrew pozorom rzadko jest tak że to od razu "klika" po obu stronach. Ale znowu, było minęło, nie da się tego zmienić, więc jebać to. Nie ma to znaczenia teraz i tutaj.
Ja bym Ci polecił mimo wszystko spróbować jakiejś aplikacji randkowej. Jeśli nawet nic z tego nie wyjdzie, to jest to tylko kolejne doświadczenie. To nie jest tak, że coś nie działa tylko po Twojej stronie, w relacjach to zawsze jest obustronne, i to że Ty odbierasz jakieś niepowodzenie po swojej stronie, zawsze ma gdzieś odzwierciedlenie po stronie drugiej. Może ktoś patrzy podobnie do Ciebie, i uważa że to i tak by się nie udało więc ucina rozmowę i już do niej nie wraca? Może być i tak, a my i tak odbierzemy to jako problem z samym sobą.
No ale co, czy się tym przejmować? Ja mam wyjebane. Nie muszę się nikomu podobać, nie muszę koniecznie mieć drugiej osoby żeby żyć jak lubię. Dość się już zamartwiałem w życiu. Rozumiem mechanizmy, ale nie czuję że muszę się w nie wpisywać. Oczywiście że jest w życiu coś więcej niż związki, i mimo że mamy to zakodowane na twardo "w genach" i przedłużanie gatunku to jeden z naszych najmocniejszych instynktów, jeden z najmocniejszych stymulantów ośrodka nagrody, to bez tego też można robić wiele fajnych rzeczy, i spełniać się na wielu fajnych dla nas polach.
Życie to i tak tylko chwila, i zaraz nas tutaj nie będzie. Więc ja uważam że trzeba tak żyć żeby nam było dobrze, a w tym celu należy nauczyć się sobie nie wypominać pewnych rzeczy. Miałem coś zrobić dzisiaj, ale zamuliłem i nic z tego nie wyszło? Kiedyś mega się stresowałem jak zawalałem jakieś kwestie. Teraz? Trudno, taki jestem, tak wyszło, trzeba się zastanowić jak to nadgonić i lecimy dalej.
I myślę że zamiast się zastanawiać gdzie i kiedy jest optymalny czas na szukanie sobie pierwszego, trzeciego czy trzynastego partnera, powinnaś po prostu spróbować umówić się na parę randek. Z tego co piszesz to gorzej już nie będzie, więc co Ci zależy? A jeżeli nic z tego nie wyjdzie, to stwierdzisz z, być może ponurą, satysfakcją że jeszcze spróbowałaś i że to nie dla Ciebie. Wcześniej, jeżeli były to tylko nieszczęśliwe miłości które nie miały perspektywy nie po Twojej stronie, to tak naprawdę nie wiesz jakby to było w "normalnym" wariancie, gdzie ludzie próbują sobie kogoś znaleźć. Bo taką historię że ludzie którzy się kochali szczenięcą miłością zeszli się po latach, znam tylko jedną (ale za to jest trochę jak z bajki, miałem w niej swój udział, i w ogóle fajnie), ale to jest jakiś margines błędu.
Stety-niestety ludzie dzisiaj ważą swoje szanse już w trakcie pierwszych rozmów. Nie ma w tym zbyt wiele romantyzmu, ale jest pewien pragmatyzm. A marzenia to tylko marzenia, taką mają naturę że rzadko się spełniają. Trudno, nic na to nie poradzę więc niech se tak robią dalej, podłe myśli te ¯\_(ツ)_/¯
Związki związkami, ale to od Ciebie zależy czy ustawisz się w życiu tak, żeby Ci było dobrze - i nie mówię bynajmniej o pieniądzach. Nawet w związku, druga strona może być dla nas równie ważna jak my sami, ale nigdy ważniejsza. Nikt nie powinien być ważniejszy niż my sami, zrównanie tej wagi jest największym co można dać drugiej osobie. Problem pojawia się wtedy, kiedy wynosimy dobro innej osoby ponad swoje, i niestety często tak jest, i niestety często kończy się to smutkiem i chorobą psychiczną. Ergo, co by się nie działo, ilu partnerów byśmy nie mieli, na jakim zakręcie życia byśmy nie wypadli z trasy, trzeba akceptować, a może nawet lubić, siebie. I tego Ci życzę.
Powodzonka!