
Historia Żydów w starożytności - przeczytałem za was grubą książkę i teraz wam opowiem dlaczego nikt nie przechodził przez Morze Czerwone
hejto.plWstęp
Nawet jeżeli ktoś nie uczestniczy zbyt intensywnie w życiu religijnym kościoła katolickiego, to kojarzy wszechobecne nawiązania do starotestamentowych motywów i konceptów leżących u źródeł judaizmu takich jak naród wybrany, wyjście z Egiptu, kamienne tablice i rozstąpienie się Morza Czerwonego, Mojżesz, przymierze itd. Są one obecne w naszej kulturze “dzięki” dominującej roli religii chrześcijańskiej i znane są powszechnie podobnie jak mity Greków i Rzymian. Jeżeli w tym miejscu miałbym zrobić jakieś tldr ile w tych mitach jest prawdy historycznej to dałoby się podsumowanie zamknąć w dwóch słowach: kompletne bzdury.
Książka daje obraz historii terenów na wschodnim krańcu Morza Śródziemnego, które nie chcąc odwoływać się do konkretnej kultury i nacji można nazwać Lewantem.
Na podstawie źródeł historycznych i archeologicznych (a raczej ich braku) daje wgląd w historię, którą znamy na ogół z dosyć jednostronnego przedstawienia w Starym Testamencie. Książka ma charakter akademicki, autor jest historykiem, (dobre materiały na YT - polecam), wydaje mi się, że zachowuje obiektywizm i nie ma tu ocen światopoglądowych. Ja nie jestem historykiem i nie mam oporów przed takimi ocenami więc wszelkie przytyki i kolokwialne odniesienia do historii Narodu pochodzą ode mnie
Tutaj robię krótkie podsumowanie, trochę dla siebie, żeby poukładać sobie w głowie, trochę dla innych, być może naprowadzi kogoś jak uprawia się dobrą propagandę historyczną i wykorzystuje ją do osiągnięcia korzyści politycznych. Dobrą na tyle, że utrzymała się ponad 2 tysiące lat.
Książka jest oczywiście dosyć obszerna i porusza różne wątki, ja tutaj skupiam się na wydarzeniach, które dały początek judaizmowi i znamy je dzięki biblii i jakie zostały przejęte przez chrześcijaństwo.
Geografia
Ten rejon to jest zadupie. I to niewielkie zadupie. Pomiędzy brzegiem morza a Jordanem jest niecałe 100 km. Całość terenu, na którym rozgrywa się akcja to obszar jednego polskiego województwa (mazowieckie ma 35 a obecny Izrael 20 tys. km2). Jest też ubogo. Autor podaje ciekawy fakt, że o ile w Mezopotamii czy Egipcie można było z jednego zasianego worka ziarna zebrać nawet dziesięć, to na terenach Lewantu były to trzy worki.
Teren ten nie odgrywał więc znaczącej roli gospodarczej i militarnej (tu uwaga - co innego samo wybrzeże Morza Śródziemnego gdzie prosperowały miasta jak choćby Tyr i urzędowali w najlepsze Fenicjanie opierający swoją potęgę na dostępie do morza).
Od najdawniejszych czasów był to obszar przechodni pomiędzy potęgą Egiptu a kolejnymi imperiami rodzącymi się i upadającymi w rejonie Mezopotamii i Azji Mniejszej. Był podbijany jak to zrozumiałem głównie jako teren stanowiący bufor i mający utrzymać na dystans dużych graczy w regionie.
Historia
W skrócie: od XV w p.n.e. (tak, jakieś 3500 lat temu) karty rozdawał Egipt i trzymał łapę na tym terenie przez kilka wieków. Potem przeróżne plemiona i lokalne byty (ja nie historyk i nie są dla mnie i są dla ogólnego obrazu istotne do zapamiętania Kaanan, Filistyni i cała ta chałastra), w XI w p.n.e. lokalne królestwa Izraela i Judy, niby te od biblijnego Salomona, Dawida (za chwile o nim) itd., VI w p.n.e wjeżdżają na pełnej bombie Babilończycy którzy są istotni w całej opowieści, burzą świątynie i zaczyna się tzw. niewola babilońska, która nie trwa długo bo powroty zaczynają się kilkadziesiąt lat później, kiedy to w Babilończyków wjechali Persowie. W 332 p.n.e. Aleksander Macedoński podbija wszystko i wszędzie, nastają rządy Ptolemeuszy a w 63 p.n.e Rzymian. Dalej nie ma już nic ciekawego, na początku naszej ery powstania żydowskie powodują, że Rzymianie (ci przez Rz) zdjęli sandał i przywalili parę razy konkretnie w to pejsate towarzystwo kończąc sny o restauracji monarchii, a Żymianie (tym razem przez Ż) rozleźli się po całym antycznym świecie tworząc diasporę. O tyle mnie to nie interesuje, że najciekawsze religiotwórcze procesy zaszły pod panowaniem Egipcjan i potem po wjeździe Babilończyków.
Religia
No i tu jest najciekawsze dla mnie o tyle, że prostuje pewne wyobrażenie jakie mamy wpojone przez kontakt ze świętymi księgami. Po pierwsze w starotestamentowym przesłaniu mocno podkreślona jest rola Mojżesza i wyprowadzenia ludu Izraela z niewoli egipskiej, przymierza boge z ludem Izraela. Przejście przez morze, tułaczka po pustyni, wreszcie ziemia obiecana. I tu już odwołuje się bezpośrednio do książki. Jak pisze autor: “Nie ma bowiem żadnych historycznych danych pozwalających na wskazanie rzekomego Exodusu, nie udało się również odnaleźć archeologicznych śladów samego wydarzenia.”
A potem, co przedstawiam w skrócie, podaje, że najprawdopodobniej postać Mojżesza można wiązać z obecnością postaci (rodziny) związanej z funkcją kultową (kapłani) pochodzącej z Egiptu o czym świadczy samo imię Mojżesza (i inne przekazywane przez tradycję biblijną) co nie wydaje się dziwne, jako że tereny ówczesnej Palestyny były od Egiptu zależne. Prawdopodobne jest “wprowadzenie jakiejś formy kultu o egipskiej prowiniencji”. Po drugie sam kult Jahwe nie musi wiązać się z importem z Egiptu, autor wskazuje na koczownicze ludy pustyni, które mogły być dawcą akurat tego konkretnego bóstwa, co nie umniejsza udziału Egipcjan w całej roli tworzenia obrazu religijnego na obszarze Palestyny. A samo przejście przez Morze Czerwone - no sami wiecie, to ta sama półka co Zeus zamieniający się w byka czy tam łabędzia, Odys błąkający się po morzach i oceanach. Księgi opisują pradawne wierzenia i mity ale robią to w konkretnym celu: uzasadniają istnienie narodu, prawa do ziemi, wyższości nad sąsiadami. I pisane były na pewno nie wtedy, kiedy niby-Mojżesz prowadził lud niewoli bo takiej niewoli nie było, ludy tworzące ówczesne Królestwo Izraela siedziały w tym miejscu od dobrych kilku wieków i darły ze sobą koty o kawałek mało urodzajnej półpustyni. O tym jeszcze będzie za chwilę.
Podobnie mityczny charakter mają postaci pokroju Salomona czy Dawida. O ile “istnienie tego drugiego akceptuje większość badaczy” to są tej postaci, być może lokalnemu watażce, przypisywane czyny z innych okresów historycznych, role króla, prawodawcy i kogo tam jeszcze byle pasowało do narracji o potędze (bardzo lokalnej) ówczesnego Izraela.
Jeżeli miałbym to sobie powiązać z jakimiś bliższymi nam czasami to kronikarze władców średniowiecznych robili mniej więcej to samo: karmieni przez władcę na jego dworze spisywali różne legendy o państwowotwórczym charakterze wynosząc na piedestał króla i jego przodków..
Piękno tego konceptu i jego siłę pokazuje powstanie całego rdzenia religi żydowskiej jaką znamy obecnie ze starego testamentu i powielamy w niekończących się odczytaniach fragmentów świętych ksiąg w coniedzielnych nabożeństwach. A było to tak.
Narodziny znanej nam obecnie koncepcji Jahwe
W czasach opisywanych do tej pory religia Izraela nie różniła się co do ogólnych zasad od tego co proponowali wszyscy sąsiedzi i zapożyczała od nich mocno. W modzie był politeizm, bóstwa lokalne, regionalne, ofiary na ołtarzach z podrzynaniem gardła (na szczęście tylko trzodzie). Jahwe importowany być może od koczowniczych ludów pustyni miał swoje posągi, ołtarze i zapewne żeńską towarzyszkę bo zachowały się skorupy z przedstawieniem boskiej pary. Był później kojarzony z osobą króla czyli o tyle stał się bóstwem powszechnym dla Izraela, że składano mu ofiary jako bogowi opiekuńczemu domu władcy.
Nie pasuje wam do obecnego wizerunku? No trudno. Posłuchajcie dalej.
Kiedy Palestynę podbili Babilończycy, przejechali się po niej dosyć konkretnie. Kto stawiał opór oberwał srogie lanie. Co się dało pakowali na wozy i jechało na północ. Wzięli również w niewolę “lud Izraela”. Tyle, że nie zawracali sobie głowy, o ile dobrze zrozumiałem, wyłapywaniem na pustyni pasterzy kóz czy owiec. W niewolę poszły elity. I nie do kopania rowów. Przesiedlani obejmowali funkcje zarządców, administratorów czy innych urzędników w państwie babilońskim. I teraz cytat:
“Na całym Bliskim Wschodzie dominowały tradycyjne formy religii i kultu. [...] Wspólnota [wygnańców - przyp. mój] była pozbawiona miejsca kultu i osoby odpowiedzialnej za ofiary - króla [wtedy król pełnił rolę najwyższego kapłana - przyp j.w.]. W tamtych czasach nie do pomyślenia było jednak, by ludzie funkcjonowali bez kultu, czyli czynności rytualnych gwarantujących związek z bóstwem. Bez takiego związku nie sposób prowadzić normalnego życia”. Pozostawała więc albo asymilacja i chodzenie do lokalnego kościółka, albo jakaś forma adaptacji własnych wierzeń.
Znalazła się grupa wygnańców - a była to zapewne elita i to dosyć wąska choćby ze względu na wymagania intelektualne jakie należało spełnić - którzy chcieli zachować odrębność i podtrzymać starą religię i kult. Tyle, że ta religia okazała się w pewnym sensie do kitu. Bo wyznawcy Jahwe zaliczyli właśnie srogie lanie a świątynia została zburzona, gdzie więc potęga boga? I tu objawia się geniusz całego projektu.
Zniszczenie świątyni wytłumaczono nie słabością bóstwa lecz karą jaką Jahwe wymierzył Izraelowi rękoma Babilończyków za różne winy (zapewne za mało ofiar). Bóg dalej jest potężny. Co więcej przestaje być “tożsamy ze swym materialnym wizerunkiem” a staje się bogiem transcendentnym przebywającym w niebie (bo posągi zniszczyli alb ukradli Babliończycy). Lekarstwem na brak króla-kapłana składającego ofiary stało się przejęcie funkcji rytualnej przez każdego mężczyznę - głowę rodu, a relację z bogiem ma teraz wspólnota “mężów Izraela”. Znakiem osobistego przymierza staje się obrzezanie - zwyczaj higieniczny praktykowany w Palestynie ale nieobecny w Babilonie, a więc wyraźny wyróżnik przynależności do wspólnoty, oraz ofiara paschalna - rytuał domowy w miejsce ofiary składanej przez króla w świątyni.
Potem poszło już z górki
Zaczęły się powroty elit wyznających nową formę kultu na ziemie Palestyny, narzucenie takiej formy ludności która pozostała na miejscu, powstrzymanie prób restauracji monarchii i wykreowanie klasy kapłanów jako elity, która przejęła władzę jako “administratorzy” królestwa, którego jedynym władcą i właścicielem ziemi jest bóstwo.
Pozostało spisać święte księgi (tak, te odwieczne i prastare księgi powstały prawdowpodnie wtedy, czyli chyba ok. VI w p.n.e), w których ugruntowano pewne tradycje jak ta o Mojżeszu, ziemi obiecanej i kamiennych tablicach czyli kompletną mitologię. Wąska elita zdolna do takiej twórczości przyklepała w ten sposób swoją wersję wywiezioną z Bablionu, będącą tworem dosyć wyrafinowanej koncepcji teologicznej i usankcjonowała swoją uprzywilejowaną pozycję. A świętych ksiąg się już później nie zmienia. Księgi się czci i w nie wierzy.
Na koniec
Czy polecam książkę? Owszem choć ostrzegam, że pisana jest w akademickim stylu. Przypisy, źródła, tabelki z datami. Nie trzeba się jej jednak przecież uczyć na pamięć a sama lektura daje pojęcie o realiach badań nad tamtymi czasami i wreszcie pokazuje źródła mitów jakie obecne są w naszej kulturze, często bezkrytycznie powielane i wykorzystywane do uzasadniania pewnych tradycji.
Polecam gorąco również materiały na YT autora książki (np. ten o Hiobie czyli jak wysublimowana zabawa literacka stała się jednym z głównych motywów do rozważań chrześcijańskiej teologii), gdzie w bardzo przystępny, profesjonalny sposób mówi o zagadnieniach związanych z historią biblijną oraz o perspektywie jaką narzuca biblistyka uprawiana na uniwersytetach pod wezwaniem sami wiecie kogo. Ma on swoich krytyków, nie wnikam, nie prowadzę na ten temat riserczu ani dyskusji.
Ogólnie to się nie znam i najczęściej bredzę.
Howg.
#historia