#wedrujzhejto

1
206

Siema,

Dzisiaj w #piechurwedruje  o kolejnej wyprawie na Diablak, tym razem inną trasą.

---------

Szczyt: Babia Góra (Beskid Żywiecki)

Data: 27 sierpnia 2022 (sobota)

Staty: 17km, 7h30, 1.115m przewyższeń


Koniec lata zbliżał się wielkimi krokami, a my z żoną czuliśmy wielki niedosyt z powodu kolejnego nieudanego wyjazdu do Stronia Śląskiego - drugi rok z rzędu musieliśmy wracać po dwóch dniach z powodu choroby córki i wszystkie plany na miłe spędzenie czasu wzięły w łeb. Zamiast zwiedzania okolic kotliny kłodzkiej i chodzenia po górach, było siedzenie w domu i leczenie, inhalacje, odciąganie smarków itd. Cóż, zdarza się.


Na szczęście Mysz po 2 tygodniach wróciła do pełni sił, a moja mama zaproponowała, że może zająć się nią przez dzień tak, abyśmy mogli spędzić czas solo, bez dziecka. Rzuciliśmy się na tę propozycję jak dzik na żołędzie i szybko zdecydowaliśmy, że fajnie byłoby zdobyć jakąś górkę. Do tamtej pory jakoś nie miałem okazji wchodzić na Babią Percią Akademików, więc zaproponowałem tę właśnie trasę, na którą żona przystała (nie bez obaw).


Jeszcze przed świtem wyjechaliśmy od moich rodziców tak, aby jak najszybciej wrócić z powrotem i jednocześnie uniknąć tłumów na szlaku. Mniej więcej o 6:00 dojechaliśmy do Markowej, zostawiliśmy samochód na jednym z dostępnych parkingów i niebieskim szlakiem ruszyliśmy do Lasu Ryzowane. Słońce rozpychało się ciepłymi promieniami między liśćmi drzew, a powietrze było rześkie, dzięki czemu szybko się rozbudziliśmy.


Idąc dalej dotarliśmy do Sulowej Cyrhli, z której już czarny szlak poprowadził nas na polanę Kaczmarczykową. Trasa była przyjemna, ścieżka szeroka, cały czas lasem. Dopiero niedaleko polany nachylenie wzrosło, szło się po dużych głazach ustawionych w formie stopni.


Przez polanę płynął strumyk, dostępny był też na niej punkt widokowy na Beskid Żywiecki. Fajne miejsce żeby się na chwilę zatrzymać. Ruszyliśmy dalej i już po chwili byliśmy przy schronisku Markowe Szczawiny. Zrobiliśmy przerwę na posiłek, uzupełnienie płynów, skorzystanie z toalety i przybicie pieczątek do #koronagorpolski , po czym żółtym szlakiem udaliśmy się na Skręt Ratowników, z którego rozpoczęło się właściwe podejście na Diablak Percią Akademików.


Początek prowadził w górę po stromych stopniach, po których pojawiła się ścieżka wyłożona dużymi głazami, przez którą od czasu do czasu przepływał strumyk. Od tego momentu czekała nas już tylko wspinaczka. W pewnym momencie wyszliśmy z lasu i naszym oczom zaczął ukazywać się piękny widok na okolicę i na zbocze Babiej pokryte piargami i gołoborzami.


Warto wspomnieć, że Perć Akademików jest szlakiem jednokierunkowym i nie wolno nim schodzić. Jest również zamknięta w okresie zimowym. Znajdują się na niej łańcuchy oraz klamry, które ułatwiają wspinaczkę, zwłaszcza biorąc pod uwagę śliskie skały, po których się wspina - idzie się jednak stroną północną, także słońce nie ma okazji ich dobrze wysuszyć.


Trasa nie sprawiła nam jednak problemów i pomimo tego, że kondycyjnie żona była gorzej przygotowana i w kilku momentach mocniej się zasapała, parła śmiało na przód. Jej lęk wysokości tym razem również o dziwo nie przeszkadzał. W pewnym momencie pomagaliśmy jednej z turystek, którą zwyczajnie zablokowało na klamrach, także osoby bardziej wrażliwe na ekspozycję mogą mieć tu problemy.


Po pokonaniu Czarnego Dziobu pozostała już tylko powolna wspinaczka na szczyt. Na tym etapie gorsza kondycja zaczęła się już mścić na żonie i z trudem stawiała kolejne kroki. Często się zatrzymywaliśmy, ale jednak poruszaliśmy się do przodu. W końcu dotarliśmy na kamienisty szczyt Babiej Góry i zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę regeneracyjną. Ludzi jak zwykle była masa, bardzo dużo przychodziło ich ze strony Słowackiej.


Nadeszła pora na powrót i skierowaliśmy się w stronę przełęczy Brona, z której zeszliśmy znowu do schroniska. Na tym etapie ja z kolei miałem trudności ze względu na ból w kolanie, jaki towarzyszy mi już od wielu lat; znacznie lepiej schodziło mi się tędy zimą, gdy śnieg amortyzował w jakimś stopniu kroki.


Ze schroniska do Markowej zeszliśmy zielonym szlakiem, który był całkiem przyjemny i od pewnego momentu prowadził szeroką leśną drogą. Pogoda zaczęła się jednak psuć, niebo przysłoniły chmury a w oddali słychać było grzmoty. Mimo to w stronę przeciwną mijali nas turyści idący z dziećmi. Była już godzina 13:00 i miałem nadzieję, że planowali tylko dojść do schroniska.


Po drodze, żeby tradycji stało się zadość, zamoczyliśmy jeszcze stopy w potoku. I tak, docierając do auta, zakończyliśmy naszą wyprawę. Bardzo podobała mi się malownicza trasa prowadząca Percią Akademików, była trochę wymagająca, ale o ile ciekawsza od klasycznego wchodzenia np. z przełęczy Krowiarek. Z pewnością wybiorę się nią ponownie, może tym razem już ze starszą Myszą.


Trasa dla zainteresowanych.


#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia

36c4b8a2-8e9c-4333-ae6f-853e02ca86d4
e1348ace-0133-445b-9088-b88810c8bf54
6fce3070-fdf7-477d-b155-25a8312b8b20
9f4b1e19-fabc-4d68-b469-bb4d3c50b174
2ab5a77b-a7ef-4186-956e-90ffd8a87245

Zaloguj się aby komentować

Siema,

W tym wpisie opowiem o jednej z nielicznych górskich wypraw, na które udało się wybrać mojemu rodzeństwu i mnie w komplecie. Zapraszam na #piechurwedruje

---------

Szczyt: Łopień (Beskid Wyspowy)

Data: 3 stycznia 2021 (niedziela)

Staty: 14.5km, 4h30, 600m przewyższeń


Nowy Rok ledwo się zaczął, ale człowieka już nosiło. Rozpoczęło się sprawdzanie warunków pogodowych, możliwych do przejścia tras, poszukiwanie szczytów, na których się jeszcze nie było. Jak się okazało, nie byłem jedynym, który myślał w tym czasie o górach - w sobotę zadzwoniła do mnie siostra z propozycją uderzenia na szlak. Po szybkiej konsultacji z żoną potwierdziłem chęć wyjścia.


Ekipa uzbierała się konkretna i poza siostrą poszli jeszcze: córka jej partnera wraz ze swoją kuzynką, brat oraz dwójka jego znajomych z psiakiem. Auta zostawiliśmy przy ulicy Kościelnej w Tymbarku (chyba, nie pamiętam dobrze) i ruszyliśmy w trasę.


Mróz dopisywał i szczypał w policzki, ale szybko rozgrzaliśmy się żwawym marszem. Śniegu było jednak tyle co na lekarstwo i szło się głównie po jego zlodowaciałych resztkach oraz ściętych zimnem grudach błota. Nie wziąłem ze sobą raczków, ale jakoś dało radę bez nich iść. Czarny szlak prowadził lasem, pnąc się bezpardonowo w górę. W którymś momencie trochę się zagalopowaliśmy i zboczyliśmy z niego, ale dzięki GPS wkrótce wróciliśmy na właściwą ścieżkę.


Humory dopisywały, dużo rozmawialiśmy i czas mijał szybko. Doszliśmy do polany Cechówka, przy której znajdowała się ambona leśna, więc rzecz jasna kilkoro z nas weszło na nią, żeby zobaczyć okolicę z innej perspektywy. Niebawem minęliśmy także polanę Myconiówkę i dotarliśmy na rozległą polanę Jaworze, gdzie znajduje się szczyt.


Kawałek za nią znajdowało się miejsce widokowe, z którego podziwialiśmy widok na Ćwilin, Śnieżnicę i Lubogoszcz. Następnie zrobiliśmy krótką przerwę na herbatę i czekoladę przy jednej z dostępnej na szczycie ław. Po uzupełnieniu zapasów energii ruszyliśmy zielonym szlakiem w stronę przełęczy Rydza-Śmigłego. W ogóle nie pamiętam tego odcinka, więc pewnie nie działo się nic wyjątkowego.


Z przełęczy udaliśmy się w kierunku Tymbarku czerwonym szlakiem, który przez około 3.5km prowadził ulicą. W miejscu nazwanym Świstak odbiliśmy w szlak żółty, który na szczęście skręcał w las i w taki sposób znaleźliśmy się ponownie przy samochodach. Bardzo fajne rozpoczęcie Nowego Roku, polecam każdemu.


Trasa dla zainteresowanych.


#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia

e9a3c169-7c3e-429d-b9b0-624662e6e33e
edded1f6-6ec7-45b0-97c1-f547210a11b2
ba17fe78-a639-4283-83d5-971789687a88
4b3eab56-9195-4610-b95f-fae6cd52d13f

Zaloguj się aby komentować

Siema,

W poprzednim wpisie w #piechurwedruje było o ostatniej górskiej wyprawie z moją córą, więc teraz będzie o pierwszej.

---------

Szczyt: Łysica (Góry Świętokrzyskie)

Data: 24 sierpnia 2020 (poniedziałek)

Staty: 4km, 1h30, 250m przewyższeń


Mysza miala już prawie 7 miesięcy i dalsze wyjazdy zaczęły być w zasięgu naszych rąk: znosiła dobrze dłuższą jazdę i spała bez problemu w łóżeczku turystycznym, co testowaliśmy kilka razy jadąc do rodziców żony w odwiedziny. Sezon wakacyjny chylił się ku końcowi i rozglądaliśmy się za miejscem, gdzie moglibyśmy spędzić kilka dni.


Nasz wybór padł na Kielce. Kilkoro znajomych śmiało się z nas i pukało w głowy zastanawiając się, co też będziemy robić u scyzoryków. Do tej pory tego nie rozumiem, bo miasto i jego okolice są na prawdę fajne, a dla chcącego nic trudnego w znalezieniu czegoś ciekawego. W planach mieliśmy zwiedzenie Muzeum Wsi Kieleckiej, odwiedzenie zamku w Chęcinach, wejście na Łysą Górę i zobaczenie klasztoru Święty Krzyż, spacer do rezerwatu Kadzielnia, czy wreszcie wejście na Łysicę, która jest najniższą górą zdobywaną w ramach #koronagorpolski. Jak widać, atrakcji sporo, a wszystkie nadające się na realizację z małym brzdącem.


Trzeciego dnia od przyjazdu wyjechaliśmy do miejscowości Święta Katarzyna, gdzie zostawiliśmy auto na przykościelnym parkingu. Zapakowałem młodą w chustę i ruszyliśmy w stronę wejścia do Puszczy Jodłowej, znajdującej się na terenie Świętokrzyskiego Parku Narodowego. Zarówno wiązanie chusty jak i przyzwyczajanie do niej Myszy testowaliśmy wcześniej w domu - nie było przed nią większych oporów.


Mimo tego, że był poniedziałek, ludzi było sporo. Wchodziliśmy połączonymi szlakami czerwonym i niebieskim. Trasa była łagodna, dobrze oznakowana. W wielu miejscach zrobione były stopnie, drewniane barierki oraz miejsca do siedzenia, także ktoś ładnie zadbał o ludzi starszych, którzy z pewnością gęsto tam przyjeżdżają.


Po drodze minęliśmy źródełko, a chwilę później drewnianą kapliczkę (była zamknięta, więc nie wiem jak wyglądała w środku). Dość szybko miarowe bujanie ukołysało Myszorka, który zasnął słodko oparty o poduszkę, którą dałem jej pod policzek.


Zanim się obejrzeliśmy, a byliśmy już na szczycie. Przybiliśmy pieczątkę, która dostępna była w klubowej skrzynce, i zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie. Następnie tą samą ścieżką zeszliśmy do samochodu. Córa przespała praktycznie całą trasę, więc zakładam, że jej odpowiadała. Jakoś na wiosnę 2024 planuję odtworzyć tę samą drogę, tym razem z drugą Myszką w chuście, a pierwszą dreptającą obok.


Trasa dla zainteresowanych.


#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia

09efac94-e45d-40b5-9c4c-69f6571857a5
3627d7c2-658a-43dd-a434-9b25a073e431
699c926d-3e12-4c3f-b1b2-e8452e8fdfef
75c42298-2518-4cc0-8c96-3e22ae9d12ff
moll

Sobie buziola z emotki dorobileś, ale o młodą tak zadbać to pies drapał, co?

Piechur

@moll Młoda się już tak zmieniła, że i tak nikt jej nie rozpozna

moll

@Piechur nędzna wymówka

Zaloguj się aby komentować

Siema,

Dzisiaj opowiem o wczorajszej wycieczce, póki pamięć świeża. Zachęcam do czytania i obserwowania tagu #piechurwedruje

---------

Szczyt: Luboń Wielki (Beskid Wyspowy)

Data: 30 października 2023 (poniedziałek)

Staty: 9km, 6h30, 570m przewyższeń


Plan na wyprawę zrodził się dzień wcześniej - akurat byłem u rodziców i okazało się, że tata ma następnego dnia wolne. Ja również wziąłem na ten dzień urlop i myślałem jak wykorzystać dobrą pogodę. Szybko przeszedłem w pamięci część tras w okolicy, na których już byłem, i stwierdziłem, że ta na Luboń Wielki będzie najlepsza pod względem kilometrów, przewyższeń i czasu.


W poniedziałek wstałem przed 6, przygotowałem prowiant i inne potrzebne rzeczy, a następnie obudziłem Mysz i przygotowałem ją do wyjścia. Pojechaliśmy po tatę i ruszyliśmy w stronę Rabki-Zarytego. W międzyczasie żona została w domu z mniejszym stworkiem.


Zaparkowaliśmy przy Lewiatanie na parkingu dla turystów (10 zł za dobę) i rozpoczęliśmy wycieczkę. Wejście zaplanowaliśmy szlakiem żółtym, czyli percią Borkowskiego. Krótka część trasy prowadziła przy ulicy, ale dość szybko skręciła w górę. Pogoda była wspaniała, temperatura odpowiednia i ostatecznie zostaliśmy w samych podkoszulkach. Droga szybko zrobiła się błotnista i Mysz wykorzystała okazję, żeby się w to błoto wywalić, także już od początku wycieczki wyglądała jak mała świnka.


Już niedługo błoto zostało przykryte liśćmi i szło się znacznie lepiej. Trasa prowadziła przy rozległym polu, z którego można było podziwiać widoki na okoliczne góry. Barwy dostępne wokół nasączały nam oczy intensywnymi odcieniami żółci i pomarańczy. Na skraju lasu była ława, przy której zrobiliśmy krótką przerwę (nie licząc wcześniejszych Myszowych postojów).


Weszliśmy do lasu i rozpoczęliśmy zdobywanie wysokości. Na razie, oprócz błota, droga nie sprawiała żadnych problemów. Tylko młoda wpadła w tryb zaciętej płyty powtarzając, że się nudzi, bolą ją nóżki itp. Na szczęście las oferował na tyle dużo elementów odwracających uwagę, że jakoś udawało się iść do przodu.


Od pewnego momentu trasa zmieniła się odczuwalnie - nachylenie zwiększyło się, a na drodze pojawiły się duże głazy. Córce coraz bardziej plątały się nóżki, więc cały czas szliśmy za rękę. Wkrótce dotarliśmy na ten rezerwatu Luboń Wielki, który olbrzymimi głazami był już usiany. Powoli wchodziliśmy coraz wyżej, aż naszym oczom ukazała się główna atrakcja szlaku, czyli największe gołoborze Beskidu Wyspowego.


Na ogromnym skałach zrobiliśmy dłuższą przerwę na posiłek, a także ubraliśmy się w bluzy, bo wiatr zaczął być bardziej odczuwalny. Następnie rozpoczęliśmy wspinaczkę. Klimat był świetny, kolory wspaniałe, widać też było Tatry skąpane w chmurach. Trasa dała mi jednak po głowie, bo ciężko mi było zachować równowagę trzymając cały czas Myszę za rękę i uważając, gdzie stawia kroki, jednocześnie samemu nie patrząc pod nogi. Ten etap trochę nas spowolnił i mimo, że daliśmy radę, nie wiem czy poleciłbym go osobom z małymi dziećmi. Co prawda minęła nas dwójka innych dzieciaków, jednak trochę starszych od mojej córy, która dopiero w przyszłym roku kończy 4 lata.


Malowniczość i różnorodność trasy nie skończyła się jednak na gołoborzu. Zaraz za nim wkroczyliśmy w piękny las złożony w głównej mierze z wysokiej buczyny karpackiej. Widać go dobrze z samego dołu góry, zwłaszcza jesienią, bo tworzy rdzawą plamę przy szczycie. Tutaj również czekała nas wspinaczka stromo pod górę - noga nie jeden raz mi się ześlizgnęła, ze względu na wysoką sypkość podłoża. Był to jednak ostatni ostrzejszy moment i za nim droga już się wypłaszczała.


Tak dotarliśmy do schroniska na Luboniu Wielkim. Przed wejściem do niego jest mała drewniana platforma, z której można podziwiać szczyty m.in. najbliżej położony Szczebel czy Lubogoszcz. W schronisku zjedliśmy pyszną szarlotkę na ciepło z bitą śmietaną, przybiliśmy pieczątki (to już trzeci szczyt młodej w tym roku), po czym ruszyliśmy w drogę powrotną do samochodu.


Schodziliśmy niebieskim szlakiem, który przez pierwszy etap był usiany kamieniami. Nie szło się zbyt komfortowo, zwłaszcza komuś z bardzo małymi stopami. Mysz trochę się złościła, ale i tak była dzielna i wytrzymała. Wkrótce jednak zrobiło się znośniej i tempo mieliśmy względnie szybkie. Las wyglądał przepięknie, dzięki czemu droga zyskała wiele uroku - gdy wchodziłem nią rok wcześniej w lecie nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Aż ciężko uwierzyć, że trasy, które biegną na ten sam szczyt niemal równolegle do siebie, tak bardzo się różnią.


Im niżej, tym więcej było błota ze względu na przecinające ścieżkę strumyki. Na szczęście w niektórych momentach dało się iść poboczem. W końcu dotarliśmy do samochodu, zapłaciliśmy za parking i odjechaliśmy. W drodze powrotnej wykończony Myszor odleciał nawet nie wiem kiedy.


Podsumowując: trasa, która według map zajmuje przeciętnemu turyście 2h40, nam pochłonęła 6h30. Mój standardowy przelicznik trochę mnie zawiódł, ale głównie przez to, że nie wziąłem pod uwagę błota oraz tego, jak bardzo spowolni nas wychodzenie po dużych głazach, gdzie musiałem dobrze asekurować córkę. Perć Borkowskiego polecam każdemu, jest niesamowita i chyba nie ma takiej drugiej trasy w Beskidzie Wyspowym.


Trasa dla zainteresowanych.


#gory #podroze #fotografia #wedrujzhejto

d0a555c7-d034-4818-b11c-8a5294792b9e
d4f9f859-9156-4de3-becc-bbad1dab7290
fde38e36-ad52-4649-b01a-58a349bbdd3a
b57d8bc7-90b2-43c8-9a58-7318910d2672
eb13c7e3-e9ef-4bfa-83bf-e999bc3ea255

Zaloguj się aby komentować

Mój przelicznik na długość wycieczki z dzieckiem (x2 to co pokazują mapy) coś zaszwankował - dopiero dotarliśmy na szczyt


#piechurnatrasie


#gory #podroze #wedrujzhejto

1efea473-3424-45d4-8a82-9fa6e62d86f9

Zaloguj się aby komentować

Marchew

@Piechur Lokalizację poproszę

Piechur

@Marchew Żółty szlak na Luboń Wielki - malownicza, ale wymagająca trasa

Zaloguj się aby komentować

Siema,

Zapraszam na #piechurwedruje , w którym opiszę jedną z tras, którą można wejść na najwyższy szczyt Beskidu Wyspowego.

---------

Szczyt: Mogielica (Beskid Wyspowy)

Data: 27 lipca 2019 (sobota)

Staty: 15km, 5h30, 850m przewyższeń


Lato było ciepłe i nawet nie tak deszczowe, więc w głowie pojawił się pomysł na wykorzystanie sprzyjających warunków pogodowych. Żona była już w 3 miesiącu ciąży, ale czuła się całkiem nieźle, więc pomyśleliśmy o wypadzie w góry. Skonsultowaliśmy plany z ginekologiem, który nie widział przeszkód, także pozostało znalezienie odpowiedniej trasy.


Nasz wybór padł na Mogielicę, która jest jednym ze szczytów należących do #koronagorpolski . Była to pierwsza góra, którą miałem zdobyć w ramach klubu, do którego zapisałem się miesiąc wcześniej. Do wycieczki dołączyli także kuzynka oraz brat.


Do Jurkowa, z którego startowaliśmy, dojechaliśmy około godziny 8:00. Sprawdziliśmy ekwipunek i ruszyliśmy w trasę. Pierwszym problemem okazało się odnalezienie, którędy biegnie szlak - początki zawsze wyglądają w ten sposób. Na szczęście napotkani mieszkańcy wskazali nam drogę i mogliśmy kontynuować.


Szliśmy szlakiem niebieskim, który prowadził cały czas pod górę. Ze względu na stan błogosławiony, w jakim była żona, nie forsowaliśmy się i tempo było raczej leniwe, także trasa nie była męcząca. Myślę, że idąc normalnym tempem możnaby się tam jednak trochę zmachać. Po drodze przechodziliśmy przez małą polanę, na której zdecydowaliśmy się zrobić krótką przerwę. I tak, powolutku i krok za krokiem, dotoczyliśmy się do rezerwatu Mogielica.


W kilku miejscach ścieżka prowadziła stromiej pod górę i te fragmenty były już jednak dla mojej żony wyzwaniem - zaczęła słabnąć, także robiliśmy częstsze przerwy i pilnowaliśmy, aby była najedzona i nawodniona. Ostatecznie dała sobie radę, ale z dzisiejszej perspektywy myślę, że lepiej było wybrać jakąś trasę o mniejszym nachyleniu.


Na szczycie wspięliśmy się na wieżę widokową, co dla dziewczyn okazało się być sporą trudnością ze względu na ich lęk wysokości, jednak przemogły strach i nie żałowały - widoki były tego warte. Od tamtej pory wieża przeszła remont i jej konstrukcja została wzmocniona, także śmiało można na nią wchodzić.


Po krótkiej przerwie na posiłek ruszyliśmy dalej. Byłem trochę niezadowolony, bo nie udało mi się przybić pieczątki do książeczki - nie wiedziałem, gdzie jest. Okazało się, że była w skrzynce na słupku z nazwą szczytu, czyli prawdopodobnie w najbardziej oczywistym miejscu. Nie wiem, co mnie wtedy przyćmiło, że jej nie zauważyłem.


Zaczęliśmy schodzić żółtym szlakiem prowadzącym przez rozległą Polanę Stumorgową. Widoki były piękne i szło się żwawo. Dotarliśmy do przełęczy pod Małym Krzystonowem, spod której znów czekał nas krótki fragment wchodzenia pod górę, jednak bez żadnych tragedii.


Niedaleko Krzystonowa na Polanie Wały jest baza namiotowa i postanowiliśmy pójść tam na chwilę zobaczyć jak wygląda. A wyglądała jak baza namiotowa. Zdobyłem tam pieczątkę, a następnie zielonym szlakiem zeszliśmy do miejscowości Półrzeczki, po drodze maczając stopy w płynącym obok strumieniu.


Z Półrzeczek do Jurkowa prowadziła już droga asfaltowa. Po prawie 3 kilometrach dotarliśmy do samochodu i odjechaliśmy w kierunku Krakowa. Byliśmy zadowoleni zarówno z wypadu, jak i z tego, że udało nam się spędzić razem czas. Jak się również okazało była to ostatnia wycieczka w góry mojej żony przed porodem, także tym bardziej cieszyliśmy się, że udało się na nią wybrać.


Trasa dla zainteresowanych.


#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia

9333cf1c-6b1a-4627-9142-3bd980891eac
039bc8a6-bbef-4e07-b584-94961bd0a94e
b6114283-916b-4637-b96c-8f6be2d58bf2
100e8f45-d211-4227-bad1-3e5cc92dfd1e
b97dc89b-04f7-4263-a3b1-d3a260f0c3a8

Siema,

W dzisiejszym wpisie będzie nostalgicznie. Zapraszam na #piechurwedruje

---------

Szczyty: Jaworzyna Krynicka (Beskid Sądecki)

Data: 18 września 2018 (wtorek)

Staty: 12.5km, 4h30, 670m przewyższeń


Mijał już miesiąc od mojego ślubu i w oczekiwaniu na podróż poślubną postanowiliśmy z żoną gdzieś się wyrwać na kilka dni. Udało mi się namówić ją na miejsce, które znaczy dla mnie bardzo dużo ze względów sentymentalnych i tak trafiliśmy do Krynicy-Zdroju.


Już jadąc tam miałem w planach odtworzenie trasy, którą praktycznie każdego roku przemierzałem z rodzeństwem i rodzicami, gdy ci zabierali nas na coroczne wakacje w Muszynie. Trzeciego dnia pobytu warunki były sprzyjające, więc złapaliśmy autobus i pojechaliśmy na Szczawnik, z którego rozpoczęliśmy wycieczkę.


Do schroniska pod Wierchomlą prowadzi szeroka droga, której pierwsza część pokrywa się z czerwonym szlakiem spacerowym. Taka właśnie jest ta trasa - spacerowa, w sam raz na rodzinne wycieczki z dziećmi. Droga nadaje się także do wjeżdżania rowerem, pamiętam, że kilka razy tak właśnie ją pokonywałem za młodu. Obok szumiał wartki potok, dookoła kołysały się drzewa, było miło i przyjemnie.


Mniej więcej dwa kilometry przed bacówką była Betlejemka, czyli mały drewniany domek, czy też wiata, w którym można się schować w przypadku deszczu. Tam szlak czerwony skręcał na Bukową, ale my poszliśmy dalej tą samą szeroką drogą i wkrótce dotarliśmy do schroniska, w którym odpoczęliśmy i podziwialiśmy widoki. Pogoda dopisywała, było ciepło, a po niebie plątały się nieliczne puchate chmury. Przy bacówce było dużo miejsca, było pole namiotowe, ławy do siedzenia i wyznaczone miejsca na ognisko.


W końcu ruszyliśmy dalej - najpierw niebieskim szlakiem na Runek, z którego odbiliśmy na czerwony prowadzący w kierunku Jaworzyny. Szło się pod górę, ale bez jakichś dramatycznych nachyleń, głównie lasem, z którego od czasu do czasu wychodziło się na polanki. Temperatura do marszu była wręcz perfekcyjna i nie zgrzaliśmy się w ogóle.


Tym sposobem dotarliśmy na Jaworzynę Krynicką. Przez chwilę nasyciliśmy oczy panoramą na okoliczne góry, po czym zdecydowaliśmy, że czas już wracać. Na szczycie znajduje się stacja kolei gondolowej i stwierdziłem, że fajnie będzie zjechać zamiast schodzić. Spod stacji dolnej do Krynicy wróciliśmy zielonym szlakiem prowadzącym przez przełęcz Krzyżową, zadowoleni z mile spędzonego czasu.


Trasa dla zainteresowanych.


#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia

20ef44d1-665a-43ab-b3ba-8d231c368ea7
05297b06-f072-47b1-b8c2-bfaef03040c3
a89b8579-ac90-43d6-ba47-88b9a4b3bc06
e6c56776-5196-4bbd-b2c4-95ea752e1f02
Cybulion

@Piechur kurcze to na jaworzyne mozna wejsc? Nie wpadlem na to, bylem tam z 16 razy i zawsze mnie zmuszano do gondoli, a ja bardzo jej nie lubie...

Piechur

@Cybulion Hehehe, wszędzie można wejść Spod stacji na dole też jest szlak, kiedyś go opiszę.

Zaloguj się aby komentować

Siema,

W kolejnym wpisie z cyklu #poradnikpiechura chciałbym powiedzieć o kulturze panującej na szlaku. Jeśli myślicie, że warto coś dodać do tematu, lub że przesadzam, to dajcie znać w komentarzach. Zapraszam!

---------

2. GÓRSKIE SAVOIR-VIVRE

---------

Kulturalnym warto być wszędzie, natomiast na szlaku panuje kilka niepisanych zasad, o których wspomnę poniżej. Rzecz jasna nikt nie może nikogo zmusić do tego, żeby się do nich stosował, natomiast uważam, że pamiętanie o nich i wprowadzenie ich w życie umili czas spędzony w górach nie tylko Wam oraz innym turystom, ale także mieszkańcom lasu.


2.1 NIE ŚMIECIMY

Punkt niby oczywisty, wydaje się, że dla każdego powinien być zrozumiały, jednak na szlakach dalej można znaleźć pozostawione puszki po piwie, opakowania po batonach, butelki itd.

Uważam, że apel do osób, które nie widzą nic złego w wyrzucaniu śmieci gdzie popadnie, nie ma większego sensu - jeśli w trakcie edukacji szkolnej nie trafiły do nich argumenty o tym, jakie zagrożenie niesie to dla flory i fauny leśnej, jak długo rozkłada się plastik, że jest to po prostu objaw największego chamstwa, to są już straconymi jednostkami i szkoda na nich czasu. Dlatego w tym miejscu zwrócę się do tych z Was, którzy są dojrzali: widząc jakiegoś śmiecia NIE WSTYDŹCIE SIĘ GO PODNIEŚĆ.

Wzięcie tej pustej puszki czy zgniecionej butelki nie jest ujmą na honorze. Tak, to nie Wy to zrobiliście. Nie, to nie jest Wasza praca. Tak, to śmiecąca osoba powinna się wstydzić, nie Wy. Bądźcie jednak ponad to, ponad te myśli i wytłumaczenia, czemu akurat to nie powinien być Wasz problem. Prawda jest taka, że on nie jest Wasz, ani śmieciarza - z tym problemem zostanie tylko las i zwierzęta w nim mieszkające.

Prawdopodobnie nikt nie pochwali Was za ten gest, nie będzie żadnej gratyfikacji. Mimo to: zróbcie to proszę. Znaleziony śmieć niekoniecznie musiał być wyrzucony specjalnie, mógł wypaść z plecaka czy kieszeni, Wam też może się to zdarzyć. Las Wam podziękuje.


2.2 POWITANIA

Niepisaną zasadą górskich wycieczek jest witanie się na szlaku - powiedzenie sobie nawzajem "Cześć", "Hej" czy "Dzień dobry" jest miłym, przyjacielskim gestem. Dla mnie takie krótkie powitanie niesie ze sobą swego rodzaju sposób docenienia siebie nawzajem, swojej pasji do wędrówek.

Oczywiście, nie trzeba tego robić, jednak jest to bardzo popularne i można wyjść na dzikusa, jeśli się nic nie odpowie. Z drugiej strony, wyjść na dzikusa przed kim? Przed osobą, której się pewnie więcej nie zobaczy? Kwestia własnego komfortu. Ja uważam, że warto się jednak powitać i zrobić to pewnie, wprowadza to przyjemną atmosferę.

Wiem, że są czasami problemy z decyzją, co powiedzieć starszym osobom na szlaku. Osobiście do wszystkich mówię "Cześć" i zwykle to samo słyszę w odpowiedzi. Czasami starsza osoba pierwsza powie mi "Dzień dobry" i wtedy używam takiej samej formy grzecznościowej, bo już wiem, jaka jest preferowana. Mój tata na przykład wkurza się, gdy ktoś mu powie "Dzień dobry", bo czuje, że przekroczył "granicę luzu".

Kiedy można sobie odpuścić powitania? Zdecydowanie wtedy, gdy ludzi zaczyna robić się już za dużo, np. przy schroniskach, na gęsto uczęszczanych szlakach. "Cześciowanie" jak z karabinu brzmi wtedy głupio.


2.3 POMOC

Tutaj chciałbym pominąć skrajne przypadki, gdy komuś jest potrzebna pomoc medyczna, trzeba zabandażować/usztywnić kończynę, zatamować krwawienie, przywrócić akcję serca, wezwać GOPR/TOPR. To sytuacje raczej ekstramalne, nie zdarzają się tak często, a temat jest na tyle rozległy i wymagający dokładnego omówienia, że przydałby mu się osobny wpis.

Pomoc, o jakiej chciałbym tu wspomnieć, jest bardziej błahej natury. Chodzi o to, aby nie krępować się zwrócić komuś uwagi na trudniejsze warunki, nieodpowiedni sprzęt, lub zawołać, gdy okaże się, że komuś wypadło coś z plecaka lub zostawił coś na postoju.

Przykładem może być pokonywana w zimie trasa - schodzicie po oblodzonym szlaku, jest stromo, a Wy mimo raczków i kijków macie problemy. Po jakimś czasie spotykacie osoby idące w przeciwną stronę i nie widzicie u nich odpowiedniego sprzętu. Warto wtedy zagadać, uprzedzić jakie warunki panują na trasie, tak aby osoby te mogły przemyśleć swoją decyzję.

Słynne są też zdjęcia ludzi wspinających się w niewłaściwy obuwiu w Tatrach, np. w szpilkach lub sandałach. Pomijając brak wyobraźni tych osób chciałbym wierzyć, że zanim dotarły na zdecydowaną wysokość ktoś jednak zwrócił im uwagę na to, że to co robią jest zwyczajnie nierozważne.


2.4 HAŁAS

Wędrując w górach, czy to w nocy, czy też w dzień, warto pamiętać, że jesteśmy w nich gośćmi. Góry i lasy są domem zwierząt, a nasza obecność w nich już wystarczająco im przeszkadza. Postarajmy się zachować względną ciszę, nie wydzierać się ani nie puszczać muzyki z głośników - przeszkadza to zarówno im, jak i innym turystom. Szanujmy przyrodę i siebie wzajemnie.

---------

Na tym zakończę wpis. Zasad mogłoby być dużo więcej, ale część z nich odnosi się już do bezpieczeństwa (ogniska, biwaki) albo do konkretnych regulacji panujących w Parkach Narodowych (np. zakaz poruszania się poza szlakami, zakaz poruszania się po zmroku w konkretnych okresach, czy zakaz wprowadzania psów). W kolejnym odcinku - jak zaplanować trasę, gdzie sprawdzić pogodę.

Tymczasem: do zobaczenia na szlaku!


#gory  #wedrujzhejto  #pasja #poradniki

30d1de1a-ad3c-424e-9e01-7cf768cfc906
Sahelantrop

@Piechur Witanie się na szlaku, owszem, daje sympatyczny efekt wtórny, ale nie w tym rzecz. Zasadniczo chodzi o to, że na osobę do której zwracasz się z powitaniem, musisz spojrzeć. I lepiej lub gorzej, ale jednak ją zapamiętasz. A ona Ciebie. W górach potwierdzenie, czy poszukiwana osoba była widziana w tym lub innym miejscu, może decydować o życiu. Dlatego zwyczaj witania jest tak ważny. I piękny zarazem.

Piechur

@Sahelantrop Dzięki za ten komentarz. Nigdy nie patrzyłem na to w ten sposób, ale ma to bardzo dużo sensu.

Pirazy

@Piechur uwaga, niepopularna opinia:

Nigdy nigdzie nie pozostawilem po sobie smiecia, ale po kims sprzatac nie zamierzam. Dlaczego? Dlatego, ze problem nie lezy w tym, kto to wyrzucil tylko w tym kto to wyprodukowal. Puszke, butelke itp itd z materialow trudno lub wcale nie rozkladajacych sie, ktore potocznie nazywamy smieciami wyprodukowaly firmy, majace na to przyzwolenie rzadu krajow do ktorych placimy podatki. Pomimo tego ze od wiekow znane sa ekologiczne opakowania i byly one dawniej wykorzystywane i plastik wcale nie jest niezbedny. Wiec jezeli chcemy wyeliminowac problem to:


  • nalezy zakazac produkcji takich smieciowych opakowan

  • Smieci wyjebane do lasow do tej pory niech panstwo zbiera z podatkow ktore place


Ot co.


Nie zapraszam do dyskusji bo zasadniczo nie ma o czym. Btw - papier, chusteczki czy patyczek od lodow to nie smieci, rozloza sie w trymiga i sa z naturalnych materialow

Piechur

@Pirazy Nie zgodzę się, ale zgodnie z życzeniem nie dyskutuję.

mihaz

A jak wygląda sytuacja z osobami idącymi 1-2 m obok szlaku np. na rysy, którzy wyprzedzają resztę? Ktoś mi ostatnio opowiadał że szedł tym szlakiem wyprzedzając innych ale im nie przeszkadzając I słyszał dużo negatywnych uwag. Kto ma rację?

Pirazy

@mihaz mysle, ze tutaj problemem jest nie to kto ma racje tylko to, ze takie nieprzyjemne uwagi skutecznie utrudniaja czerpanie przyjemnosci zarowno jednej jak i drugiej stronie, bo znajdzie sie ktos, kto odpyskuje w podobnych slowach. Jesli chodzi o sytuacje sporne to powinien wypowiedziec sie TOPR lub zarzad TPN i ewentualnie uchwalic stosowny przepis, chyba ze takowy istnieje i brzmi mniej wiecej, ze jest calkowity zakaz poruszania sie nawet metr poza szklakiem, no to juz wtedy wiesz kto ma racje

Piechur

@mihaz Mi osobiście takie wyprzedzanie nie przeszkadza - każdy wie chyba jakie jest ewentualne ryzyko i kwestia indywidualna w ocenie własnych możliwości. Zgodnie z sugestią @Pirazy napisałem jednak w tej sprawie do TPN z prośbą o komentarz - dam znać jak (jeśli) odpiszą.

Zaloguj się aby komentować

Siema,

Zapraszam na szybkie podsumowanie okołomiejskich wycieczek z #piechurwedruje  w cyklu #poradnikpiechura 

---------

13. Wpis: Las Wolski

Wnioski:


  • W Lesie Wolskim w Krakowie są na prawdę fajne szlaki, które wcale nie prowadzą asfaltowymi alejkami. Z odpowiednią fantazją można zrobić 800 m przewyższeń - tyle co na normalnej wyprawie w Beskidy.

14. Wpis: Tyniec

Wnioski:


  • W mieście też można natknąć się na dziki

15. Wpis: Las Zabierzowski

Wnioski:


  • Nie ma to jak gorąca kawa o północy przy świetle księżyca.

16. Wpis: Nielepice

Wnioski:


  • Warto otworzyć mapy, zobaczyć co czai się w okolicy i pojechać to zobaczyć - można natknąć się na ciekawe miejsca, o których wcześniej nie mieliśmy pojęcia.

17. Wpis: Górka Pychowicka, Fort Bodzów

Wnioski:


  • Przy jakimkolwiek wyjściu dobrze dokładnie przeanalizować, co ciekawego można zobaczyć w okolicy planowanej trasy i po prostu tam pójść (np. zobaczyć kawerny).

  • Nie bagatelizować mokradeł, oznaczonych na mapach - można się nieźle naciąć.

  • W miejskich warunkach lepiej dokładnie przeanalizować trasę, bo może się okazać, że prowadzi przez teren prywatny.


18. Wpis: Las Wolski (Wolski Dół)

Wnioski:


  • Szlaki w Lesie Wolskim świetnie nadają się na spacery z dziećmi, nie są wymagające ani zbyt długie. Dodatkowo, oferują na prawdę świetny klimat (zwłaszcza szlak żółty prowadzący przez rezerwat Panieńskich Skał).

-------

Ogólnym wnioskiem niech będzie to, że całkiem blisko swojego miejsca zamieszkania można znaleźć ciekawe miejsca do pochodzenia, a radość, jaką z takich wypraw wyciągniemy, zależy głównie od naszego nastawienia.

W kolejnych wpisach wracam już do wycieczek stricte górskich. Do zobaczenia!


#gory #wedrujzhejto #podroze #pasje

cae411b3-87ad-4ee3-8040-b52fa0ea33a0
Mr.Mars

@Piechur Są tacy co mówią, że w Krakowie nie ma nic do zobaczenia. W ogóle to nigdzie nie ma nic ciekawego.

Zaloguj się aby komentować

Siema,

Dzisiaj znów Las Wolski, ale tym razem sam odcinek, który polecałem na spacer z dziećmi. Zapraszam na #piechurwedruje

---------

Miejsce: Las Wolski (Pomost Krakowski)

Data: 14 października 2023 (sobota)

Staty: 5.5km, 2h45, 170m przewyższeń


Był sobotni październikowy poranek, ale pogoda zapowiadała się letnia, także korzystając ze sprzyjających warunków postanowiłem pojechać na krótki spacer z Myszą. Po krótkich namowach zdecydowała się pojechać z nami również moja mama.


Początkowo planowałem wystartować z parkingu, który prowadzi do Zoo, lecz był on zajęty - duża część krakowian zdecydowała się spędzić prawdopodobnie ostatnie chwile ciepła w tym właśnie miejscu. Szybko poszukałem innego parkingu i tak udało nam się zostawić samochód na Woli Justowskiej, skąd rozpoczęliśmy wycieczkę.


Do ogrodu Zoologicznego biegnie żółty szlak, który prowadzi Wolskim Dołem, częściowo przez rezerwat Panieńskich Skał. Według mnie trasa na spacer z dzieciakami - ale nie tylko - jest po prostu fantastyczna. Idzie się jarem, klucząc wąską ścieżką między starymi, porośniętymi grubym mchem pniami. Drogę okalają piękne skały wapienne, również pokryte warstwą mchu. Oczy chłoną, umysł odpoczywa, dusza się raduje.


Praktycznie całą trasę można przejść samym dołem jaru, ale my zdecydowaliśmy się iść tak, jak prowadził szlak, który troszkę wije się dookoła. Mysz dreptała bez problemu, chociaż raz upadła potykając się o wystające korzenie. Na szczęście płacz szybko się skończył dzięki przechodzącemu nieopodal pająkowi, który skutecznie odwrócił jej uwagę.


Tak doszliśmy do północnego ogrodzenia Zoo, spod którego czerwonym szlakiem udaliśmy się na Kopiec Piłsudskiego. Jest tam mały placyk zabaw, przy którym dzieciaki mogą trochę poszaleć. Weszliśmy także na sam kopiec, ale wiało okrutnie, także nie zabawiliśmy tam długo.


Spod kopca zielonym szlakiem udaliśmy się do Panieńskich Skał, skąd żółtym szlakiem - tym samym co poprzednio - wróciliśmy do samochodu. Trasa łatwa, przyjemna, bezproblemowa, czasowo i odległościowo idealna na spacer z dziećmi. Co ciekawe, minęliśmy na niej ledwo kilka osób, więc wygląda na to, że jest z kategorii tych kameralnych (chociaż może to przez porę roku).


Trasa dla zainteresowanych.


#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia

7c70fb65-354a-461c-8f3e-a76bc1976612
f804b438-4560-42f5-a959-def8bc58c0f3
9eafb3f9-26a7-4485-80c8-5ae090e90e9d
a31dc5fb-81f2-42d0-83d9-b1b287340f00
ef6594dd-8d5a-4869-9aac-a52e6789d8b1

Zaloguj się aby komentować

Siema,

W tym wpisie z serii #piechurwedruje zapraszam do lasu i fortu.

---------

Miejsce: Górka Pychowicka, Fort Bodzów (Pomost Krakowski)

Data: 22/23 maja 2023 (poniedziałek/wtorek)

Staty: 13.5km, 3h45, 240m przewyższeń


Parę dni po mojej wycieczce do Nielepic zdzwoniliśmy się z tatą, żeby chwilę pogadać i tak, od słowa do słowa, stwierdziliśmy, że trzeba znowu wyskoczyć gdzieś razem. Popatrzyłem na mapę Krakowa w poszukiwaniu miejsca, gdzie jeszcze nie byłem i w ten sposób natknąłem się na uroczysko Górka Pychowicka.


Klasycznie już wieczorową porą podjechałem pod tatę i udaliśmy się w stronę Tyńca. Uroczysko znajduje się kawałek za Zakrzówkiem i auto trzeba zaparkować przy ulicy.


Naszym pierwszym celem były kawerny położone niedaleko wejścia do uroczyska. Nie było problemu z ich odnalezieniem. Niestety, jak zwykle przy tego typu miejscach, wejście do nich usłane było pustymi butelkami i innymi śmieciami. W środku było jednak super klimatycznie, zwłaszcza dzięki panującej na zewnątrz ciemności. Kawerny były obszerne i połączone wąskim korytarzem, a ja w każdym momencie spodziewałem się, że wyskoczą na mnie zbiry z Salamandry.


W dalszej części udaliśmy się na zachodnią część uroczyska. Ścieżki w nim dostępne nie są asfaltowe, na wyjście z wózkiem raczej się nie nadają, ale jest to dobry teren do spacerów np. z psem.


Miejsce, do którego zmierzaliśmy, było oznaczone na mapach jako mokradło, ale stwierdziliśmy, że nie może być tak źle. Weszliśmy na spulchnioną drogę i kontynuowaliśmy spacer. Wkrótce było jednak na niej coraz więcej kałuż, a my musieliśmy chodzić poboczem, w którym buty również powoli zaczynały się zapadać. Tak dotarliśmy do miejsca, w którym nie było opcji na dalszą wędrówkę - przed nami rozpościerało się bagno, a buty tonęły w błocie i wodzie. Nie uśmiechało nam się, żeby wracać, więc zamiast tego zaczęliśmy się przedzierać przez chaszcze i po zwalonych pniach przeszliśmy na drugą stronę.


Północną stroną uroczyska poszliśmy w stronę Górki Pychowickiej, ale tam też straciliśmy trochę czasu na odnajdywaniu dróżki, która była słabo wydeptana i zarośnięta. Z Górki udaliśmy się zobaczyć kolejne kawerny - odszukanie ścieżki, która do nich prowadziła, nie było łatwe. Same kawerny położone były w niecce i otoczone skałami, klimacik był całkiem ciekawy.


W końcu opuściliśmy teren uroczyska i poszliśmy w stronę Fortu Bodzów. Trasa, którą znalazłem na mapie, okazała się prowadzić przez teren kamieniołomu, także "trochę" na nielegalu przemknęliśmy szybko przez niego i przechodząc pod płotem znaleźliśmy się na właściwej drodze prowadzącej do fortu.


Teren był trochę rozjeżdżony, wydaje mi się, że przez quady i motory. Minęliśmy ruiny fortu i skierowaliśmy się do kaplicy pw. Matki Boskiej Częstochowskiej, przy której również znajdowała się kawerna, do której można było wejść. Ta droga była normalna, momentami prowadząca między drzewami, w kilku miejscach oferująca widoki na Kraków i klasztor Kamedułów.


Spod kaplicy wróciliśmy do Fortu Bodzów, pochodziliśmy trochę po jego ruinach, a następnie spróbowaliśmy odwiedzić pozostałe kawerny widoczne na mapach, niestety wejścia do wszystkich były zakratowane. Postanowiliśmy, że czas wracać, i tą samą drogą udaliśmy się do samochodu. Tym razem jednak, przechodząc przez teren kamieniołomu, uruchomiło się nagłośnienie i zostaliśmy poproszeni o jego szybkie opuszczenie, co też uczyniliśmy niezwłocznie.


Ogólnie wyprawa była raczej średnia pod względem jakościowym, ale wycisnęliśmy z niej wszystko, co można było wycisnąć, także pod tym względem byliśmy zadowoleni.


Trasa dla zainteresowanych.


#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia

49fbfcaf-9c85-4fb8-ae55-84e2b4071c8c
268cc32b-0afa-4e36-9d42-7ac4edd0631f
3930b617-48d3-43c9-abe6-d905bd8d82dc
4c5c432c-08e8-4122-b39a-4e81becdb6f9
9511714b-4fae-4dc5-90df-61c3b859f99d
nobodys

@Piechur Wszystko super, ale ta kawerna wywołuje u mnie niepokój i z moją klaustrofobią nie ma bata, żebym tam się dobrze czuł w nocy Otwarta przestrzeń w nocy za to bardzo na plus

Zaloguj się aby komentować

Siema,

Dzisiaj o krótkiej trasie w niewielkiej mieścinie, czy może raczej wsi. Zapraszam na #piechurwedruje 

---------

Miejsce: Nielepice (Garb Tenczyński)

Data: 19 maja 2023 (piątek)

Staty: 10.5km, 2h15, 320m przewyższeń


Tamtego piątku poczułem w nogach, że trzeba je trochę rozruszać. Poszukałem szybko jakiegoś miejsca, w którym jeszcze nie byłem, i tak natknąłem się na miejscowość Nielepice. Pojechałem do niej o zmroku, gdy już udało mi się uśpić Mysz, i zostawiłem samochód na parkingu przy pętli autobusowej.


Zielonym szlakiem udałem się w stronę Bukowej Góry. Przez około 2 kilometry trzeba było iść chodnikiem i asfaltem pomiędzy domami, i oprócz bunkrów nie widziałem nic ciekawego.


W końcu dotarłem do lasu. Ścieżka do Bukowej Góry była ok, na początku nieco wąska, później rozszerzyła się już znacznie. Z góry udałem się, w dalszym ciągu zielonym szlakiem, do Pańskich Kątów - to zespół skalny z małą jaskinią wielkości psa. Po drodze minąłem małą polankę z wiatą, miejscami do siedzenia i tablicami zawierającymi informacje na temat leśnych zwierząt. Widać było, że miejscowość stara się jakoś ściągnąć do siebie turystów, także na plus.


Doszedłem do ulicy Ruczaj, z której odbiłem na niebieski szlak w ulicę Dębową. To był jedyny odcinek, który był trochę ostrzej nachylony. Trafiłem na skałę na Górze Dębowej, gdzie był mały punkt widokowy na okolicę. Dalsza droga na parking prowadziła jeszcze chwilę przez las, po czym znów zmieniła się w asfalt.


Zanim odjechałem, poszedłem jeszcze na chwilę na Skałę z Krzyżem. Fajne miejsce - oprócz ławeczek do siedzenia jest też miejsce na ognisko. Na samą skałę można także wyjść i stanąć pod samym krzyżem, spod którego rozpościera się ładna panorama.


Wróciłem w końcu do samochodu i pojechałem do domu. Wyprawa była krótka, ale satysfakcjonująca - odkryłem kolejne miejsce, do którego prawdopodobnie nigdy bym nie trafił, gdybym nie szukał szlaków w okolicy. Spróbuję pojechać tam w dzień z Myszą i zobaczyć, co ta miejscowość ma do zaoferowania gdy nie śpi.


Trasa dla zainteresowanych.


#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia

1444feb5-d0a3-4a9c-b4a3-3eb57f5bfadb
1667787b-ea81-4ded-8783-b753fe48bc24
154371ae-df66-4d88-97b0-30ea36def646
c5778c89-aed4-4351-aa13-0cca8934da77
30a3e62e-4819-4573-82f8-c4dd63e17ded

Zaloguj się aby komentować

Siema,

W dzisiejszym #piechurwedruje kolejna porcja krakowskich okolic.

---------

Miejsce: Las Zabierzowski (Garb Tenczyński)

Data: 5/6 kwietnia 2023 (środa/czwartek)

Staty: 14km, 4h, 370m przewyższeń


Zakosztowaliśmy z tatą uroku odkrywania okołomiejskich tras, a jak wiadomo apetyt rośnie w miarę jedzenia, także korzystając z dobrej pogody postanowiliśmy pochodzić troszkę na terenie Tenczyńskiego Parku Krajobrazowego. Nasz wybór padł na Las Zabierzowski.


Z parkingu w Dolinie Grzybowskiej, w której zostawiliśmy samochód, udaliśmy się żółtą ścieżką dydaktyczną na Skałę Kmity. Jest tam fajny punkt widokowy z małą polanką. Skała jest okazała i wbity jest w nią duży krzyż. Ciszy się tam nie uświadczy, ponieważ poniżej przebiega droga.


Zrobiliśmy pętelkę i wróciliśmy na parking, z którego czerwoną ścieżką skierowaliśmy się do źródła Studzienki. Droga była asfaltowa, co i rusz przygotowane były ławeczki do odpoczynku. Niezłe miejsce na spacer z dziećmi w wózku lub naukę jazdy na rowerze.


Dotarliśmy do źródełka (kawałek mokrej ziemi), z którego wąską ścieżką między drzewami poszliśmy do bazy wojskowej. Droga szybko się rozszerzyła i już wkrótce zobaczyliśmy między gałęziami czerwoną kopułę radaru, nazywanego Zapałką. Nazwa bardzo adekwatna.


Przeszliśmy obok i asfaltową drogą udaliśmy się do zalanego kamieniołomu w Zabierzowie. Zanim tam jednak dotarliśmy zrobiliśmy przerwę na kawę, którą przygotowaliśmy sobie na kuchence turystycznej. Akurat wybiła północ, a zza chmur wyłonił się piękny, okrągły księżyc. Niesamowita synchronizacja, dzięki której kawa smakowała jeszcze lepiej i wspaniale nas rozgrzała.


Kamieniołom w Zabierzowie, do którego poszliśmy później, był całkiem fajnie zagospodarowany. Nie można w nim co prawda pływać, ale była mała piaszczysta plaża, dużo ławeczek, dwa miejsca na ognisko, wszystko nowe.


Z kamieniołomu, w dalszym ciągu czerwoną ścieżką dydaktyczną, poszliśmy już w stronę parkingu. Po drodze nie było zbyt ciekawie, może przez porę roku, bo drzewa jeszcze nie miały zbyt wielu liści. Myślę, że zimą (jeśli akurat spadnie śnieg) musi być tam urokliwie.


Trasa dla zainteresowanych.


#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia

639656ce-c5cb-48cf-824e-29bc521b8c91
4a262b8f-06f2-4f14-ae46-4b29359ca336
579661de-3e89-4cb7-b3b1-283e0f0c4047
dfbc6f98-1225-4dd6-b454-7fde1ec6de5b
93d4d94b-5f31-4b91-bece-8a5cf972b5eb

Zaloguj się aby komentować

Siema,

Dzisiaj w #piechurwedruje o krótkiej trasie po Tyńcu. Zapraszam!

---------

Miejsce: Tyniec (Pomost Krakowski)

Data: 29 marca 2023 (środa)

Staty: 12.5km, 3h15, 300m przewyższeń


Na tę szybką wyprawę wybrałem się ze szwagierką i tatą celem odkrycia ciekawych miejsc położonych w niedalekiej okolicy. Samochód zaparkowaliśmy przy Opactwie Benedyktynów i ruszyliśmy ulicą Benedyktyńską w stronę uroczyska Wielkanoc.


Tyniec okolony jest zielonym szlakiem prowadzącym przez okoliczne uroczyska i rezerwat. Fajne miejsce na niedzielny spacer, chociaż część trasy prowadzi chodnikiem i uliczkami.


Do Wielkanocy dotarliśmy szybko. Widać z niej ładnie klasztor Kamedułów i Las Wolski, znajdujące się po drugiej stronie Wisły. Schodząc z uroczyska widziałem w krzakach małe warchlaczki, ale wolałem nie drażnić ich mamy, która rozzłoszczona pochrumkiwała groźnie, więc nawet się nie zatrzymywałem.


Następnie udaliśmy się do uroczyska Kowadza znajdującego się w rezerwacie Skołczanka. Jest tam fajny punkt widokowy na okolicę. Schodząc do Podgórek Tynieckich mija się leśny ołtarz oraz masowe groby Żydów pomordowanych w okresie II Wojny Światowej.


Dalsza część trasy prowadziła już głównie między drzewami, na których nieśmiało zaczęły zielenić się już pierwsze listki. Zeszliśmy do ulicy Bogucianki, z której skierowaliśmy się na Górę Grodzisko. Szlak poprowadził nas do bulwarów nad Wisłą, z których widać było okazałe Opactwo - szkoda, że nocą nie jest lepiej oświetlone, no ale prąd kosztuje.


Kompleks budynków Opactwa Benedyktynów wznosi się na dużej wapiennej skale. Z ciekawostek - w dalszym ciągu leżą pod nim oderwane bloki skalne po trzęsieniu ziemi z 1786 roku. W ten oto sposób nasza wycieczka prawie dobiegła końca. Prawie, bo poszliśmy jeszcze kawałek dalej zobaczyć ściankę wspinaczkową o wdzięcznej nazwie Sk⁎⁎⁎⁎syn. Pewnie na nią zasłużyła.


Trasa dla zainteresowanych.


#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia #noc

af6e98f8-f168-4dc2-a4d8-cb43de8fcb1a
049b7d23-9dba-434e-89de-cb4902b01b80
f7f7ef96-ae1c-487f-874a-19e9c394f367
f65c4722-5052-4a14-8a5e-a935870b6532
a5717993-3a8c-4862-8057-0e5721d76fbd
Mr.Mars

@Piechur Robisz wspaniałą robotę swoimi wpisami.

Piechur

@Mr.Mars Dzięki! Staram się z siebie dawać zawsze te 30%

Zaloguj się aby komentować

Siema,

Kolejnych kilka wpisów w #piechurwedruje będzie poświęconych odkrywaniu krakowskich okolic. Zapraszam do czytania!

---------

Miejsce: Las Wolski (Pomost Krakowski)

Data: 2/3 stycznia 2023 (poniedziałek/wtorek)

Staty: 25km, 6h, 800m przewyższeń


Nowy Rok chcieliśmy zacząć z tatą z przytupem i rozpoczęliśmy rozmyślania nad wyprawą, która sprosta naszym oczekiwaniom. Przeglądając wcześniej zaplanowane trasy natknąłem się na potworka, którego kiedyś przygotowałem w ramach żartu. W głowie zaświtała mi myśl: "To jest to."


Wieczorową porą, po uśpieniu Myszy, ruszyliśmy w stronę zamku w Przegorzałach. Zostawiliśmy auto na parkingu i rozpoczęliśmy naszą wędrówkę.


Las Wolski przecina masa szlaków. Zaskoczeniem dla niektórych może być to, że większość z nich nie prowadzi wcale asfaltowymi alejkami ale lasem - są to ścieżki między drzewami, prowadzące klimatycznymi jarami.


Naszym pierwszym celem był kopiec Kościuszki. Aby do niego dojść musieliśmy zejść do ulicy Starowolskiej, z której ponownie zaczęliśmy wchodzić do góry aleją Jerzego Waszyngtona. Po drodze minęliśmy uroczysko Sikornik, w którym znajduje się duża wapienna skała Strzelnica, służąca jako ścianka wspinaczkowa dla amatorów tego sportu.


Po niedługiej chwili dotarliśmy pod kopiec, spod którego zielonym szlakiem udaliśmy się w stronę Zoo. Ta część była najmniej ciekawa, szło się trochę ulicą między domami. Spod Zoo żółtym szlakiem skierowaliśmy się znowu w stronę Przegorzał. Po drodze co i rusz mijaliśmy stada sarenek, które czujnymi oczami świeciły na nas spomiędzy drzew.

W następnej kolejności planowaliśmy zaliczyć klasztor Kamedułów. Doszliśmy do niego niebieskim szlakiem, który okala Las Wolski od południowej strony. Czerwone światła na szczycie wież klasztornych migały nam między drzewami, gdy powoli się do niego zbliżaliśmy. W końcu znaleźliśmy się pod jego bramami - w panującej ciemności wyglądał niezwykle, jak wyciągnięty z powieści Kinga.


Ruszyliśmy dalej, żółtym szlakiem kierując się do rezerwatu Panieńskie Skały. Jest to zdecydowanie najfajniejszy, najbardziej klimatyczny szlak w całym Lasku, zwłaszcza na odcinku od Zoo do Woli Justowskiej. Świetne miejsce, żeby wyjść z dzieciakami - idzie się jarem, dookoła pełno dużych skał, polecam.


Z Panieńskich Skał poszliśmy na kopiec Piłsudskiego, który był zwieńczeniem naszej nocnej eskapady. Księżyc świecił jasno, ale zrobiło się trochę wietrznie, więc nie siedzieliśmy na nim długo. Miksując szlak niebieski, czerwony i znowu niebieski wróciliśmy do samochodu, odprowadzani tam przez okoliczne sarny.


W taki oto sposób przeszliśmy większość szlaków dostępnych w Lesie Wolskim. Było super, zaskoczyliśmy się mnogością dostępnych tras, ich różnorodnością, a także tym, że udało nam się zrobić 800 metrów przewyższeń - normalnie jak w Beskidach. Polecam dostępne w lesie szlaki wszystkim, którzy mieszkają w Krakowie lub okolicach, albo je odwiedzają - zwłaszcza wspomniany wcześniej szlak żółty. Czasami można się pozytywnie zaskoczyć tym, co ma się praktycznie pod nosem.


Trasa dla zainteresowanych.


#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia

d2202502-b879-4cd8-b7ff-8096e1e9b645
06265a4a-671d-45d3-b762-7c800053f969
6eb16862-6601-4b2e-babf-16f19556f372
955e9a2d-9bae-4d5a-a4c7-ac9150f6875d
87ecfa73-f009-49d9-ade1-8770e4bf0ddc
Piechur

@moderacja_sie_nie_myje Po zmroku tylko tak chodzę - czołówka i jazda.

Zaloguj się aby komentować

Siema,

Kolejne podsumowania #piechurwedruje  w ramach #poradnikpiechura a w nich: wnioski z błędów, wskazówki do podobnych sytuacji, trochę refleksji. Zapraszam!

---------

7. Wpis: Skrzyczne

Wnioski:


  • Picie alkoholu w górach (w rozsądnych ilościach) to nic strasznego, ale ja raczej odradzam robienie tego w trakcie wchodzenia.

  • Chodzenie we mgle po zmroku może być nieco uciążliwe ze względu na to, jak rozprasza się światło czołówki. Lepiej w takich warunkach niech nieść ją w ręce lub przypiąć do paska od plecaka na klatce piersiowej lub biodrach - kwestia własnych preferencji.


8. Wpis: Szczebel

Wnioski:


  • To, że nie ma śniegu w mieście, nie oznacza, że nie ma go w górach, a kto szuka ten znajdzie.

  • Należy uważać na lód na drodze, nie tylko na trasie w lesie, ale może zwłaszcza na asfalcie, jeśli trzeba takim odcinkiem iść. Żeby się nie potłuc dobrze iść z kijkami i nakładkami antypoślizgowymi na butach (jeśli się ma).

  • Po górach można chodzić nie tylko głównymi szlakami, chociaż tak jest najwygodniej. Warto jednak mieć dostęp do map i GPS, żeby się nie zgubić. Nie we wszystkich miejscach można jednak zbaczać ze szlaku (np. Parki Narodowe).


9. Wpis: Potrójna

Wnioski:


  • Góry czasem pomagają na kaca, a czasem nie.

10. Wpis: Sarnia Skała

Wnioski:


  • Parkingi niedaleko głównych wejść na szlaki w Tatrach trzeba rezerwować internetowo z wyprzedzeniem.

  • Mimo zapowiadanej ładnej pogody w górach, zwłaszcza wysokich, zawsze będzie chłodniej, tym bardziej rano - dobrze przygotować sobie ciepłe okrycie na wszelki wypadek.

  • Po każdym postoju należy sprawdzić, czy rusza się dalej z całym ekwipunkiem.

  • W sezonie lepiej unikać najpopularniejszych tras jeśli nie chce się stać w kolejkach, a jeśli już to wybierać się na nie jeszcze przed świtem.


11. Wpis: Leskowiec

Wnioski:


  • Jadąc gdziekolwiek warto sprawdzać na bieżąco pogodę i radary burzowe - również w samym dniu wyjazdu. Pogoda bywa zmienną.

  • Wycieczki z małymi dziećmi są jak najbardziej możliwe, dobrze jest dobrać odpowiednią dla nich trasę, aby się nie zanudziły i nie zamęczyły. Warto zadbać też o atrakcje odpowiednie dla ich skali: rzucanie kamyków do potoku czy kałuży, zbieranie patyków, szukanie żuczków itd.


12. Wpis: Sarbsko

Wnioski:


  • Praktycznie wszędzie, gdzie jedzie się na urlop, można w niedalekiej okolicy znaleźć jakąś ciekawą trasę do pochodzenia. Dobrze zobaczyć dostępne opcje jeszcze przed przyjazdem, żeby odpowiednio się przygotować.

  • Strach ma wielkie oczy i zwykle idąc po ciemku jedyne dzikie zwierzęta, jakie się napotka, to sarny, ptaki albo zające. Jednak w terenach, gdzie występują także drapieżniki takie jak wilki czy niedźwiedzie lepiej mieć przy sobie mocny gaz pieprzowy i petardy hukowe.


-------

Na dzisiaj to koniec. W kolejnych kilku wpisach opowiem o tegorocznych wycieczkach wkoło komina - więcej w najbliższych dniach. Pozdrawiam!


#gory #wedrujzhejto #podroze #pasje

ec35fdc7-b220-4c04-8876-39074c5a75f4
ciszej

@Piechur spotkałeś kiedyś wilki? Mi się nie udało, za to niedźwiedzie śmigają po mieście pod oknami xd

Piechur

@ciszej Na razie miałem szczęście ich nie spotkać - a przynajmniej o tym nie wiem

Zaloguj się aby komentować

Siema,

W dzisiejszym bonusowym #piechurwedruje opowiem o krótkiej trasie, którą przebyłem dzisiaj, także można powiedzieć, że relacja na świeżo.

---------

Cel: Obwodowa Komisja Wyborcza (Okręg 15)

Data: 15 października 2023 (niedziela)

Staty: 2.5km, 1h, 30m przewyższeń


O tej wyprawie myślałem już od jakiegoś czasu. Poranek był leniwy, a dzień chłodny, aż nie chciało się wychodzić spod pierzyny, ale szkoda było przegapić taką okazję. Po obfitym śniadaniu (jajecznica na bogato) wraz z żoną ubraliśmy dziewczynki i ruszyliśmy w drogę.


Trasa do OKW prowadziła w dół. Z pozoru było to fajne, ale wiedziałem też, że wszystko będzie trzeba odpracować podczas powrotu. Szliśmy chodnikiem, cały czas przy drodze, co chwila mijały nas auta, także warunki były zdecydowanie mało przyjemne. Dodatkowo wiał chłodny wiatr, a ja zacząłem żałować, że nie wziąłem cienkiej czapki.


Zanim się jednak obejrzeliśmy, byliśmy już na miejscu. Mysz nawet nie narzekała, a drugi Kiciuś spał grzecznie w gondoli. Weszliśmy do budynku, gdzie panowało przyjemne ciepło. Dzięki strzałkom łatwo trafiliśmy do odpowiedniej sali, więc do oznaczeń trasy nie mam zastrzeżeń.


Ludzi było pełno i musieliśmy odstać swoje w kolejce. Po otrzymaniu kart do głosowania (oprócz jednej, co zostało odnotowane w protokole) usiedliśmy przy stoliku i szybko zaznaczyliśmy krzyżyk przy wybranym kandydacie. Następnie Mysz wrzuciła karty do urny i udaliśmy się do wyjścia, żeby nie robić niepotrzebnego tłumu. Cała sprawa poszła całkiem sprawnie.


Nadszedł czas na to, żeby wracać do domu. Z braku innych możliwość udaliśmy się tam tą samą trasą, którą przyszliśmy, i rozpoczęliśmy wspinaczkę. Nie było jednak tak źle i jedynie zimne wietrzystko trochę nam dokuczało. W końcu dotarliśmy do mieszkania, gdzie wypiliśmy ciepłą herbatę.


Ogólnie jestem zadowolony z wypadu, mimo, że warunki pogodowe i drogowe mogłyby być lepsze. Myślę, że za kilka lat wybiorę się ponownie. Z technicznego punktu widzenia raczej każdy powinien sobie poradzić.


Dzisiaj brak trasy


#polityka #wedrujzhejto

ce59d6d2-2d25-41b2-86a5-5cbe0aad6c0f

Zaloguj się aby komentować

Siema,

Nadszedł czas na kolejny wpis w #poradnikpiechura Będzie osobiście, szczerze, mam nadzieję, że motywacyjnie.

---------

1. JAK ZACZĄĆ ?

---------

Część 2


Każda czynność znajdzie swoich zwolenników i przeciwników, zależy to od osobistych preferencji. Żeby jednak móc wyrobić sobie opinię na jakiś temat, warto go jednakowoż zakosztować. Na podstawie własnych wrażeń i doświadczeń, okrutnie wręcz subiektywnie, postaram się odpowiedzieć na pytanie: PO CO MI TO W OGÓLE?


2.1 SAMOPOCZUCIE FIZYCZNE

Praktycznie każda forma aktywności fizycznej, uprawiana nawet w małych ilościach, dobrze wpływa na organizm. Nie inaczej jest oczywiście w przypadku chodzenia po górach - po kilku wyprawach poczujesz, że kondycyjnie możesz sobie pozwolić na więcej. Twoje płuca zaczną lepiej działać, coraz rzadziej będziesz dostawać zadyszki, nogi będą wręcz chciały zanieść Cię dalej. Pozwól im na to, nie pożałujesz.

Jak jednak z każdym sportem bywa, warto pamiętać o tym, żeby zadbać o odpowiednie przygotowanie, rozciągnięcie, unikać brawury, a w trudniejszych warunkach korzystać ze stosownego sprzętu tak, żeby fajna wyprawa nie skończyła się kontuzją.


2.2 SAMOPOCZUCIE PSYCHICZNE

Jak mawia stare przysłowie - w zdrowym ciele zdrowy duch. Chodząc po górach wzmacniasz swoje ciało, poprawiasz kondycję, dzięki wysiłkowi produkujesz serotoninę i dopaminę. Czemu nie wykorzystać tych naturalnych zdolności naszego organizmu do poprawy swojego samopoczucia? Wszystko jest w zasięgu naszych rąk, a w tym przypadku nóg.

Mi wycieczki na szlak pozwalają dodatkowo wyciszyć się, nabrać dystansu, odzyskać kontrolę nad własnym ciałem i myślami. Najbardziej satysfakcjonująca część każdego wypadu to moment, w którym mija pierwsza zadyszka (trwająca zwykle około pół godziny), odnajduje się swój rytm i równowagę w marszu. To uczucie spływa na mnie jak błogosławieństwo, rozlewa się po mnie. Po wielu wyprawach nauczyłem się pilnie zwracać na nie uwagę, złapać ten moment i rozkoszować się nim. Czuję się wtedy w swoim ciele najprzytulniej.

Inną kwestią jest budowanie pewności siebie. Z każdym kolejnym krokiem, szczytem, pokonaną słabością buduję dla siebie swój własny wizerunek kogoś, kto daje radę. Udowadniam sobie, że mogę osiągnąć coś, co wydawało mi się niewykonalne. Wzbudzam w sobie ambicję, na pokonywanie kolejnych barier, wspięcie się na wyższy szczyt, przejście dłuższej trasy. Najlepsze jest to, że zaczęło się to przelewać na moje życie prywatne i zawodowe. Wiem, że będąc odpowiednio upartym mogę więcej - udowodniłem to już sobie będąc na trasie.

Uwielbiam też to, że zacząłem bardziej doceniać drobne rzeczy. Idąc lasem i mając w planie jedynie zdobycie kolejnego szczytu, a następnie zejście z niego, można łatwo przeoczyć wiele pięknych rzeczy, które oferuje szlak. Napotkane dzikie zwierzę, dźwięki lasu, szumiących liści, dotyk mchu, zapach ściółki i żywicy, barwy, w które bogaty jest las, czy to wypełniony słońcem, czy skryty pod śniegiem, a może czekający na odkrycie we mgle lub ciemności. Piękno czai się wszędzie, czasami wystarczy zatrzymać się, stać się w pełni świadomym danej chwili, i pozwolić się temu pięknu zaatakować.

Wreszcie, wycieczkami w góry, na łono natury, zaspakajam w sobie nienazwaną potrzebę bliskości z przyrodą. Jest to jak wewnętrzny zew, głos, który mnie nawołuje, dobywa się z mojej głębi. Wchodząc do lasu czuję się trochę, jakbym odwiedzał dom, który dawno opuściłem. Trochę jak syn marnotrawny, wracający z dalekiej podróży, mający swoje za uszami. Jednocześnie obcy, wyróżniający się na tle przyrody, wyglądający w jej kontekście groteskowo z całym tym ekwipunkiem i ubraniem. Ja - człowiek, odrzucający zwykle na tył głowy myśl o tym, że jest częścią natury, a jednocześnie pasujący do niej, witany jak zabłąkane dziecko, nie będący poddawany przez nią ocenie.

Wszystkie te odczucia są dla mnie ważne i towarzyszą mi przy praktycznie każdej wyprawie, czasem bardziej, czasem mniej.


2.3 MINUSY

Jeśli złapie się bakcyla, można się na prawdę uzależnić - od wycieczek, planowania tras, szukania czasu kiedy można jakąś wcisnąć w grafik. Był moment, kiedy miałem przez to spięcia w związku, bo każdą wolną chwilę poświęcałem na szukaniu szczytów i sprawdzaniu prognozy pogody.

Inna kwestia to traktowanie wycieczek w góry jak ucieczek od problemów. Jak wspominałem, świetnie działają one na psychikę, ale jeśli używa się ich jako tłumików, to nie zdadzą na dłuższą metę egzaminu i nie poczujemy się dzięki nim lepiej.

Z innych kwestii dochodzi również możliwość odniesienia kontuzji (jak przy każdej aktywności), pieniądze, które trzeba wydać (sprzęt jest w miarę tani i służy długo, ale benzyna niestety swoje kosztuje) oraz czas, który trzeba poświęcić na wyprawę (dojazd i powrót). Czy jest jednak warto? Jak najbardziej tak.

--------

Przepraszam wszystkich, którzy liczyli w tym wpisie na konkrety, ale chciałem zacząć tę serię należycie. Od następnego postu postaram się już o coraz więcej konkretów, a zacznę od małej kwestii związanej z górskim savoir-vivre.

Tymczasem: do zobaczenia na szlaku!


#gory #wedrujzhejto #pasja

771f6894-2d32-4945-b2ef-f4f9045a3df7
Sweet_acc_pr0sa

@Piechur rozwiazalem problem nr 3 i mieszkam w gorach xD


A jezeli chodzi o przyjemnosc chodzenia to odczuwam ja tylko jak laze z malzonka, samemu mnie nie cieszy xD

Piechur

@Sweet_acc_pr0sa Zazdroszczę! Moim marzeniem jest kupno małego domku lub gruntu pod domek w górach i jestem pewien, że w końcu je zrealizuję. Myślę, że postawię na Gorce.

Przyjemność dobrze oczywiście dzielić z kimś, mi też smakuje wtedy najlepiej, ale z braku laku dobry i kit, i samemu też udało mi się jej zaczerpnąć (niestety nie jest wtedy tak intensywna).

Zaloguj się aby komentować

Siema,

W tym #piechurwedruje dość nietypowo, bo zamiast o górach będzie o trasie nad morzem.

---------

Jezioro: Sarbsko (Wybrzeże Słowińskie)

Data: 24 marca 2023 (piątek)

Staty: 25km, 4h30, 75m przewyższeń


W marcu pojechaliśmy z żoną i córką na krótki urlop nad morze w poszukiwaniu jodu. Wybór padł na Łebę, w której niestety nie było w tym czasie zbyt wiele do roboty - było wietrznie, mroźno i deszczowo, a większość atrakcji była pozamykana poza sezonem.


Na szczęście - przyjechałem przygotowany. Już przed wyjazdem zetrknąłem na okoliczne szlaki celem znalezienia fajnej trasy, a wybór padł ostatecznie na pętlę Sarbską. W jeden z ładniejszych wieczorów uśpiłem córę i ruszyłem w drogę.


Z miejsca, w którym się zatrzymaliśmy, musiałem przejść jakieś 2km zanim dotarłem do lasu, a po kolejnym kilometrze wkroczyłem już na teren rezerwatu Mierzei Sarbskiej. Prowadził tamtędy niebieski szlak. Szło się bezproblemowo, bo (jak to nad morzem) przewyższenia były niewielkie. Trochę dziwnie chodziło mi się z początku po piaszczystym podłożu, ale szybko się przyzwyczaiłem. Dodatkowo, przez cały odcinek w rezerwacie słychać było szum morza, co było całkiem przyjemne.


Wizualnie nie było jednak zbyt ciekawie - wygląda na to, że takie nocne wycieczki bardziej pasują mi w górzystym terenie, tutaj nie potrafiłem znaleźć jakiegoś interesującego punktu zaczepienia. W dzień kolory były przepiękne i jednak mi ich brakowało.


Największą różnicą między moimi nocnymi wyprawami w góry a tą było jednak przenikające mnie do kości uczucie niepokoju. Nie wiem czemu, ale towarzyszyło mi całą drogę. Może było spowodowane obecnością na "nie swoim" terenie, a może informacją o tym, że niedługo przed naszym przyjazdem wyciągnięto z portu ciało wilka, o czym wspomniała nam właścicielka wynajmowanego apartamentu. Niezależnie od przyczyny byłem spięty i lekko zdenerwowany.


Niedaleko końca rezerwatu skręciłem w stronę morza i doszedłem na plażę. Księżyc świecił jasno, w oddali było widać światła kilku statków oraz falochronu w Łebie. Fajny klimat. Odwróciłem się i poszedłem w kierunku wyjścia. Po drodze przez ścieżkę przebiegł mi chyba zając, czym podrażnił moje i tak naderwane nerwy.


Opuszczając samą mierzeję zobaczyłem w oddali grupkę patrzących na mnie oczu i zacząłem wkręcać sobie, że to wilki. W tym momencie rozległ się głośny alarm z mojej kieszeni - telefon musiał się jakoś odblokować i włączyć sygnał SOS. Prawie dostałem zawału, ciśnienie tysiąc.


Dalsza część drogi do Łeby prowadziła głównie asfaltem, chociaż tam, gdzie się dało, skręcałem w szlak prowadzący przy jeziorze. Nie było mi go jednak dane zobaczyć ani razu, poza małym kawałkiem widocznym z Nowęcina. Ta trasa była raczej nieciekawa i jeśli miałbym kiedyś iść tamtędy ponownie, to wracałbym tak jak przyszedłem, czyli rezerwatem.


Chwilę po północy byłem już z powrotem w Łebie. Ogólnie oceniam całą wyprawę jako średnio ciekawą (mimo, iż emocji nie brakowało) i żałuję, że nie udało mi się jej przejść w dzień - myślę, że miałaby wtedy znacznie więcej uroku.


Trasa dla zainteresowanych.


#podroze #wedrujzhejto #fotografia #morze

f962a262-f89f-420f-826a-9b457d4f6928
0f4e6894-cf95-4dba-bdb6-21c4a6848d77
3c4ef283-cad7-4822-8fd0-a730688b6d4c
ddd267d4-10ea-4f40-b6ab-376856d07cf5
Rmbajlo

Motyw ze świecącymi oczami w mroku miałem w Bieszczadach. Z tą różnicą,że tych połyskujących w świetle latarki par oczu było kilkanaście. Akurat schodziliśmy z odcinka 25 km późnym wieczorem i było naprawdę ciemno. Tempo pod koniec mieliśmy naprawdę niezłe. Już nie mówiąc o tym,że mózg w ciemnościach płata nam figle i w cieniach/konturach drzew dostrzegamy sylwetki postaci. Także wiem o czym mówisz.

Piechur

@Rmbajlo Do oczu jestem przyzwyczajony, zwykle to sarny, ale ten nocy było jakoś inaczej.

W Bieszczadach to pozdro 600 i krzyżyk na drogę xD Ja bym już pewnie nagrywał film pożegnalny. Kolega ma tam rodzinę i mi czasem podeśle co wilczki potrafią zostawić z przydomowych piesków.

Zaloguj się aby komentować