#smrodysaradonina

6
73

Kolejna paczka kompletnie randomowych notatek z testów.


Perfumecraft Kaszebsczi Mech - ładny, nieofensywny zapach, idealny do biura. Trudny w analizie, bo blend jest spójny, okrągły. W otwarciu oczywiście mamy cytruski w towarzystwie świerkowej żywicy. Rozwinięcie jest już typowo zielone, wilgotne, leśne. Trawa, drzewa, kora, mech, odrobina skórki. Lekkie skojarzenie z Hermesem H24 EDP tylko łagodniejszym i bardziej złożonym. Ładnie to pachnie, bardzo naturalnie, świetnie się nosi, lekko i ma w sobie jakąś niewymuszoną elegancję. Natomiast butli raczej nie kupię. Po pierwsze jest bardzo delikatny, dałem 15-20 strzałów i dopiero wtedy jako tako czuć, a trwałość dobiła do ok 5h. Po drugie nie rozumiem dlaczego znów ktoś chce ode mnie 10zł/ml, zupełnie jakby to był punkt wyjścia dla każdego, kto coś tam sobie w garze miesza. Tyle to nie.


Santi Burgas Torroella de Montgrí - fajny zapach, ale znów parametry koślawe. Dominują wszelkiej maści iglaki: sosnowe igły, świerkowe żywice, uzupełnione ziołami i ocieplone labdanum. Świeży, przestrzenny zapach, znów łatwy i noszalny pomimo niszowych właściwości. Projekcja mocna przez 10minut, ale błyskawicznie osiada przyskórnie i po 4h już nosem po skórze ledwo co czuć. To nie koniec, bo potrafi się wybudzić po kilku godzinach, tylko tym razem już nie lasem, a gorzkim kojącym naparem z czystka i ziół.


Agatho Rossopompeiano - no fajnie, ale na chłopie nie bardzo. Na początku trochę świeżo cytrusowo-kwiatowo, ale takie bardziej zwiewne białe kwiaty. Potem wjeżdża migdałowy krem, posłodzony tonką, puder, róże i inne kwiatki na bazie z czystego białego piżma i piwnicznej paczulki. Ładne perfumy, czuć jakość, naturalnie pachnące, ale na mój nos są zdecydowanie damskie.


Agatho Sileno - cytruski musujące w stylu Ideal Cologne na silnie algowym tle, aż troche zalatuje wakame z zupy. Z czasem ujawnia się baza drzewna, a może baedziej deskowa. Fajne świeżo-słone perfumki, uniseks, choć morskie klimaty nie do końca moje. A i projekcja biedna.


Agatho Fauno - otwarcie soczyście cytrusowo-żywiczne, podane na bazie z drzewnej z odrobiną kadzidła. Niby fajnie jest, bo trochę świeżo, trochę leśnie, minimalny dymek taki jak z palonych liści. Może się podobać, szczególnie na jesień, ale raz, że wybrzmiewa wtórnie i gdzieś już to czułem, a dwa że na mojej skórze z czasem staje się kwaśny, jak ugaszone deszczem drewienko polane sokiem z cytryny.


Jovoy Les Jeux sont Faits - rum, przyprawy, drewienka i dominująca cały odbiór zapachu zimna zupa jarzynowa ze szkolnej stołówki.


Zoologist Macaque Yuzu Edition - cytrusiak z kadzidłem. Cytrusy są rześkie, kwaśne i soczyste. Kadzidło kościelne, zimne i metaliczne, przypomina mi Jovoy La Liturgie des Heures, ale na szczęście bez kalafonii (winię @Grzesinek bo odkąd porównał Liturgię do lutowania w kościelnej ławie, to nie mogę przestać tego czuć). Pod spodem trochę iglaków, drewienka i bardzo delikatny brudny akcent, jakby węgla albo coś w tym stylu. Z czasem w bazie pojawia się nieco piżma. To co się rzuca w oczy (nos), to czysty i selektywny blend, tzn. główne akordy są wyostrzone i odseparowanie od tła. Lubię taką konstrukcję, bo nie dusi i daje wytchnienie, nie przepadam za papkami, ani monolitycznymi ścianami zapachu. Powinno mi się podobać, ale jest średnio. Czegoś mi brakuje. Jeśli chodzi o porównania, to kompozycyjnie i w kwestii ogólnego wrażenia Makak bardziej mi przypomina Molinard Citrus Noir niż Liquides Imaginaires Sancti. Mówcie co chcecie, ale uważam że Sancti jest po prostu lepszym zapachem, bo wyróżnia się błyskotliwą grą aldehydami i ciekawszym środkiem rozbudowanym o elementy przyprawowo-ziołowe, ponadto jest świeższy i yylko parametry w nim leżą. W Makaku natomiast wydają się być całkiem dobre jak na świeżaka. Butelka jest ładna z rewelacyjnym atomizerem.


Essential Parfums Divine Vanille - chyba trzeba mieć do tego damską skórę albo coś, bo na różowej od strzała pachnie legancko biszkoptem waniliowym z przyprawami. Słodko i milusio. Na mnie za to ma jakieś dziwne humory. Pierwsze 20-30 sekund wali rzygiem po szarlotce. No normalnie daje ciastem, pieczonym jabłkiem z cynamonem i żółcią. Potem jest lepiej, ale przez około godzinę z bliska czuć rozpuszczalnikiem. Dopiero po godzinie się wygładza i robi się ładna sypka wanilia z tonką i cynamonem. PS. Nie rozumiem narzekań na parametry, są dobre, projekcja jest średnia, a trwałość znakomita. Fantastycznie pachnie na ubraniach po dobrych kilku godzinach.


Miller et Bertaux Malagasy - mam wrażenie, że baza jest identyczna co w Aymara, albo w sumie odwrotnie, bo to Malagasy wyszedł rok wcześniej. Ależ ona jest świetna! Jest mszano-kadzidlano-drzewna i pachnie po prostu TOP. Role pierwszoplanowe tym razem grają goździk z kminem (w Aymara był to korek z kardamonem) i o dziwo tak podany kmin podoba mi się, nie wypada potowo, a budzi skojarzenia z chlebem litewskim. Pisząc po podlasku: podoba się on dla mnie. Parametrowo niestety wydaje się cienko, natomiast nie mogę ich uczciwie ocenić, bo próbka jest bez atomizera, więc po prostu wylałem na siebie jednorazowo po mililitrze i tyle.


#smrodysaradonina #perfumy #recenzjeperfum

Fotka pożyczona z milleretbertaux dot com

fe5a30bb-c4de-405e-9817-943dd02031fc
RedDucc

@saradonin kurde, aż się zachciało zupy jarzynowej chyba trzeba będzie spróbować tego Jovoya

saradonin

@RedDucc a ić pan, aż wróciły wspomnienia szkolnej stołówki i zup, których nikt nie jadł.

Reszkę sampla oddam pierwszemu, kto mnie pozbawi jakiegokolwiek zalegającego dekanta

Zaloguj się aby komentować

Filippo Sorcinelli - pudełko 2. część 3, czyli ostatnia.


Dolcissimo Sollievo - zapach jednocześnie świeży i słodki, ewidentnie molekularny i nieskomplikowany. Akordy kwiatowe gardenii i maślanego irysa podane zostały na bazie wodno-piżmowej, lekko posłodzonej i dałbym głowę, że czuję charakterystyczny aromat masła shea. Konstrukcja jest spójna i zwiewna, a ogólnym wrażeniem przypomina luksusowy kosmetyk, krem do twarzy, czy może balsam do ciała. Mimo pewnej sterylności są to fajne perfumy, ale moim zdaniem zdecydowanie kobiece, office-friendly i raczej na sezon wiosna-lato. Parametry średnio-słabe.


Notre-Dame 15.4.2019 - ostre gryzące otwarcie wyładowane pod korek galbanum, pod którym kryje się dym, cypriol, rozpuszczalnik nitro i bliżej nieokreślone kwiaty. Po kwadransie, gdy już to wszystko osiądzie zapach robi się drzewno-dymny, ale w formie starego olejowanego drewna, a dym przybiera postać spalanego węgla. No i w tym momencie niby powinno mi się podobać, a w rzeczywistości średnio mi siedzi, bo nie mogę odeprzeć wrażenia pewnej sztuczności. Parametry znów średnio-słabe.


Luce dei Cuori - no i to mi się podoba. Już od strzała jasnym jest, że główną rolę w tej kompozycji gra kremowy sandałowiec, któremu towarzyszą: irys, kadzidło i tonka. Irys został zaprezentowany w sposób elegancki, nieco chłodny, kojarzący mi się z Interlude Black Iris. Co ciekawe, po raz pierwszy mam wrażenie (mogę się mylić), że zastosowano prawdziwy olejek z kadzidłowca, bo nie jest to kadzidło mocno dymne, ani zimne kościelne, nie metaliczne ani techniczne, tylko ciepłe, miłe orientalne kadzidełko, które w połączeniu z sandałem przypomina mi odrobinę TRNP Sanctum. Tonka nadaje dodatkowego słodkiego wymiaru, który początkowo schowany, uwidacznia się z biegiem czasu. Bardzo przyjemnie, komfortowe perfumy, przytulne, ale niebanalne. Miłe zaskoczenie tym bardziej, że względem linii SuperFluo? miałem zerowe oczekiwania. Projekcja skromna, ale trwałość bardzo dobra.


***

Podsumowanie


Filippo Sorcinelli na pewno jest artystą nietuzinkowym. Jego perfumy są w znakomitej większości odważne i niezwykłe pod względem kompozycyjnym, a zdarzają się też zapachy bardzo wymagające i awangardowe.


Jako ciekawostkę powiem, że testując wiele jego zapachów pod rząd daje się wyodrębnić coś na kształt dwóch sygnaturowych syntetycznych akordów okołokadzidlanych: pierwszy - mocny i trudny, buchający kłębami smolistego dymu z nutą rozgrzanego tonera (Quando_rapita_in_estasi, Io Non Ho Mani Che Mi Accarezzino Il Volto, Reliqvia), drugi - wręcz przeciwnie, drzewny, przygaszony i zakurzony, jak jasna smużka tląca się gdzieś w kącie drewnianej chatki (Plein Jeu III-V, Contre Bombarde 32).


Nie zachwyciła mnie natomiast jakość stosowanych składników, gdyż pomimo dość wysokiej ceny, wiele spośród testowanych perfum wybrzmiewało syntetycznie. Oczywiście nie wszędzie i daleko im do agresywnych chemoli Mancery czy Lorenzo. Być może w niektórych przypadkach było to zabiegiem celowym, mającym podkreślić industrialny charakter kompozycji (Io Non Ho Mani Che Mi Accarezzino Il Volto, but not today) i w takim przypadku miało to sens, ale w tych bardziej ludzkich utworach (Voix Humaine 8, Contre Bombarde 32) chciałbym jednak poczuć większą naturalność.


No dobra, ale czy będzie z tego flakon? Nie wiem, bardzo możliwe, że jeśli wpadnie okazja w dobrej cenie, to może coś z poniższej topki kiedyś u mnie zawita.


Moje top:


  • Unum Lavs - kadzidlak TOP

  • Luce dei Cuori - przyjemniaczek, miłe zaskoczenie

  • Plein Jeu III-V - łatwy i relaksujący 

  • Quando_rapita_in_estasi - bardzo bogaty, choć niełatwy kadzidlak


Słabiaki:


  • Ennui Noir - jakieś takie mdłe i nijakie to pachnidło

  • Hæc dies - generyczny fruity-floral


Ultra nisza:


  • Io Non Ho Mani Che Mi Accarezzino Il Volto - industrialny potwór, pożar w fabryce lakierów

  • Quando_rapita_in_estasi - trudny i złożony kadzidlak

  • but not today - zwierzęco-instrustialny dziwak


Osobiste rozczarowanie:


  • Reliqvia - to nie jest zły zapach, ale po Lavsie miałem duże oczekiwania, a wyszło średnio

#perfumy #recenzjeperfum #perfumyniszowe #smrodysaradonina

1d4725a8-2351-4f29-ae37-710d0e60c234
TerazMnieWidac

Dzięki za recenzje. Jakbyś kiedyś coś z topki sobie sprawił i odlewał, to nie wahaj się zawołać.

Zaloguj się aby komentować

Dziś kilka kompletnie randomowych notatek zapaszków na aktualną i nadchodzącą aurę.


Room 1015 Cherry Punk Extrait - zaraz po psiknięciu dociera fajna wiśnia ze świdrującymi przyprawami. Dość szybko się wysładza do formy bardziej likierowej i opon. Niby wiem, że to miała być skórka, ale nie jest ona gładka pustynna ani torebkowa, a podobnie jak w edp przybiera formę wypastowanych czarnych glanów z zapachem gumowej podeszwy włącznie. Stąd opony. Podoba mi się, moszny nie urywa, ale pozytywnie na mnie to wybrzmiewa. Nie mam EDP żeby porównać ręka w rękę, ale Extrait wydaje mi się bardziej wiśniowy, nieco przydymiony, a mniej pachnie skórzaną tapicerką samochodową. Parametry, mimo nadruku ‘extrait’ na flakonie, niestety są na poziomie średnio-słabym.


Franck Boclet Tobacco - no dobra i gdzie to tobacco?

Jakaś figlarna zmyłka w nazwie, bo tytoniu nie czuję. W zamian dostałem świąteczny kompot z suszu owocowego, mieszankę korzennych przypraw do piernika z przewagą goździka i coś niefajnego skisłego w tle. Zapach idealny na Wigilię w bloku z wielkiej płyty.


Unique Luxury Kutay - rollercoaster wrażeń.

I. Otwarcie okazało się kwaśne: cytrusy i kwaśna tania łyski o prostym lekko waniliowym profilu, pachnąca tak, jakby się zaciągnąć nad świeżo otwartym Jamesonem. No szału nie ma i lekko mnie zniechęciło, ale na szczęście zapach relatywnie szybko się układa i dalej jest lepiej.

II. Po około godzinie dzieje się magia. Do nozdrzy dociera uwielbiany przeze mnie aromat zapomnianej szklanki po owocowo-waniliowej whisky. Dodajmy do tego nienachalny karmel, posłodzone drewienka, trochę kremowego oudu, który jest w tle i nie zakłóca harmonii. Jest słodko, boozy, ale też nie ulepnie i na tym etapie jest to majstersztyk 10/10. 

III. Po ok 6h czar pryska, ale wcale nie przestaje pachnieć. W tym momencie zapach powinien się skończyć, ale jakiś debil stwierdził, że to za krótko i trzeba coś dołożyć. Na koniec zostajemy więc sam na sam z ohydnym syntetycznym oudowo-sandałowym utrwalaczem znanym m.in. z Terroni, który ciągnie się godzinami, wytrzymuje prysznic i przesiąka na ubrania. Gdyby nie to, to byłby sztos.


Xerjoff Zefiro - kompletnie nie-kadzidlak.

Perfumy przyprawowo-pudrowe, grzeczne i eleganckie. Owszem są lekko słodkie, ale dobrze wyważone i ani przez chwilę nie wpadają w rejony ulepne. Sedno zapachu stanowi elokwentny dialog pomiędzy kardamonem, irysem, miodem i cynamonem w proporcjach zmiennych w czasie w sposób, mam wrażenie sinusoidalny, bo raz czuje więcej irysa (na szczęście nie babciowo-torebkowego), innym razem dominuje kardamon, a jeszcze innym jest wyraźnie cynamonowo-miodowo. Kadzidło gdzieś tam minimalnie majaczy w tle, ale w ilości śladowej i zupełnie nie jest dymne ani kościelne, a przypomina raczej zgaszone grudki żywicy, które balansują słodycz i nadają głębi.


#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina

23b607ec-203f-4a97-8f19-97af81e69e9c
0149e895-8e5d-4a93-a090-2ccb3382bd21
Farmer111

Świetny wpis! Dzięki.

CheemsFBI

@saradonin Tym Cherry Punk mnie zasmuciłeś. Liczyłem na poprawę parametrów, a wyszła tylko zmiana zapachu. ( ͡° ʖ̯ ͡°)

Zaloguj się aby komentować

Filippo Sorcinelli - Pudełko 2. Część 2.


Plein Jeu III-V - trudno mi ten zapach opisać, o ogóle nie wyczuwam tu wyraźnie jakichś konkretnych nut. Te perfumy pachną mi drewnem, kurzem i kadzidłem. Nie mylić z kościołem, bo akurat w ogóle nie kojarzą mi się sakralnie. Zapach przypomina mi raczej zapomniane poddasze, na którym ktoś ustawił niewielką metalową kadzielnicą i rozpalił węgielek z olibanum. Bardzo ładne subtelne kadzidełko, łatwe w odbiorze i relaksujące, bez sakralnego nadęcia, tylko parametry mogłyby być lepsze.


Unda Maris 8 - niby morski, ale nie do końca. Owszem, słona syntetyczna bryza jest dość typowa dla takich zapachów. Nie jest to na szczęście melonowe i obrzydliwie chemiczne calone/calypsone, a coś bardziej lotnego i przestrzennego (w sposób przypominający ambroksan) jak w Acqua di Portofino Sail. Na początku czuć eukaliptusową maść, trochę kamforową i apteczną w odbiorze oraz gorzką łodygową zieleń. Gdzieś w tle przewija się wątek cytrusowy w postaci cytrynowej babki piaskowej posypanej cukrem wanilinowym. Zdecydowanie nie jest to typowy świeżak, nie kojarzy się ze słońcem i beztroską, a raczej z zimnym morzem w pochmurny jesienny dzień. Jedno z lepszych morskich pachnideł jakie wąchałem, tylko niestety, podobnie jak w większości z nich męczy mnie ten molekularny morski akord. Parametry średnie.


Epicentro - perfumy z pogranicza mainstreamu i to klasycznego. Otwarcie jest słodko-gorzkie, ziołowe, a nawet apteczne. Zapach szybko jednak skręca w rejony dobrze znane i archetypicznie męskie: kwaśna bergamotka, zioła, wetyweria i mocno zarysowane drzewa iglaste. Przez pierwsze dwie godziny główne role odgrywają właśnie wetyweria i iglaki. Łatwo sobie zatem wyobrazić nawiązania do męskiej klasyki sprzed 30 lat, uznawanej przez młodzież za dziady. Pierwsze co mi zaświtało w głowie to Drakkar Noir, ale Epicentro jest bardziej zielony i leśny, więc może bardziej rejony zielonego Polo czy Cerutti PH. Gdzieś na pograniczu percepcji majaczy nawet akcent żelu pod prysznic. Z biegiem czasu wetyweriowy charakter łagodnieje ustępując cieplejszym akordem drzewnym doprawionym kminem. Osobiście uważam, że jest to dobry zapach: męski, dojrzały i naturalny, a przy tym posiadający wystarczającą głębię i zmienność żeby nie nudzić i wyróżnić się na tle konkurencji. Natomiast nie dostrzegam w nim nic fenomenalnego, co usprawiedliwiałoby ponad 13 zł/ml. No i po nazwie można by się spodziewać atomowych parametrów, a są najwyżej średnie.


#perfumy #recenzjeperfum #perfumyniszowe #smrodysaradonina

488dc1ee-30c9-497e-b450-292c44b31a1c
dziadekmarian

Z tego czytania wnioskuję, że masz jakąś topkę zapachów od Filippo. Zgaduję, że Reliqvia i Lavs plasują się w Twoim rankingu dość wysoko. Czy planujesz jakieś podsumowanie? Bo bardzo jestem ciekawy - zresztą pewnie nie tylko ja - Twoich wniosków co do całego dzieła.

saradonin

@dziadekmarian jeszcze mam kilka do przetestowania i potem faktycznie myślałem zrobić krótkie podsumowanie w stylu top/słabiaki/rozczarowanko, bo poziom pachnideł jest bardzo nierówny.

dziadekmarian

@saradonin Ajajaj, byłoby bosko!

Zaloguj się aby komentować

Zapraszam na ciąg dalszy podróży przez twórczość Filippo Sorcinelliego jednego z bardziej awangardowych europejskich perfumiarzy.


Pudełko 2. Część 1.


Unum - Lavs - benchmark kadzidlaków. Kropka. Zapach - sygnatura marki, kiedyś wydawał mi się bardziej minimalistyczny i liniowy, ale teraz dostrzegam w nim drobne niuanse sprawiające, że nie jest to po prostu zwykły nudny kadzidlak. Otwarcie jest jednoznaczne kadzidlane i świetliste. Szczypta pieprzu odpowiada za odrobinę ostrości, a elemi dodaje lekkiego powiewu iglaków. Od samego początku nie ulega jednak wątpliwości, że mamy do czynienia z kadzidłem kościelnym, wręcz katedralnym. Jest ono chłodne i nieco metaliczne, szczególnie w początkowej fazie. Następnie zapach się wygładza i powoli ewoluuje w kierunku kadzidła z labdanum i goździkiem. Tak, nadal jest to przede wszystkim kadzidło, ale posiada ono na tyle ciekawą głębie, że jest piękne i monumentalne. Projekcja umiarkowana, ale trwałość bardzo dobra.


Violon Basse 16 - początek to zwęglone, spalone drewno (cypriol?), jak zgliszcza, czy pozostałości po ognisku i jakkolwiek niespecjalnie perfumowe, to podoba mi się. Niestety potem wychodzi coś syntetycznego i kwaśnego, a po ok 4h dołącza aromat palonych śmieci takich jak w Rake & Ruin i wtedy to już jest kaput.


Ennui Noir - zapach ptasiego mleczka z niuansami kwiatowymi. Nie chce mi się rozpisywać, bo naprawdę nie ma o czym, tanie, mdłe, nijakie i o skromnej projekcji.


Pioggia Forte - syntetyczny świeżak morsko-cytrusowo-kwiatowy na piżmowej bazie. Przypomina randomowy męski zapach z Sephory w 1999 roku. Stylistycznie i jakościowo postawiłbym go gdzieś obok flankerów Azzaro Chrome albo L'Eau d'Issey. Nawet różowa skwitowała: "Pachniesz jakimś brutalem", czyli tanim stereotypowym męskim zapachem z przeszłości. Po kilku godzinach wychodzi jeszcze ten sam utrwalacz co w Lorenzo Pazzaglia Black Sea, który ciągnie się do następnego dnia i wytrzymuje prysznic, co wyjaśnia rewelacyjne parametry tych perfum.


Unum - Lascia ch'io pianga - bogaty bukiet kwiatów przeróżnych: wyczuwam jaśmin i irysa, ale tego jest dużo więcej i jest zblendowane w sposób spójny tworząc upojny, ale też przytłaczający kwiatowy ogród podany na półsłodkiej bazie, drzewnej i wyraźne żywicznej. I to właśnie ta żywiczność broni zapachu przed banałem i budzi skojarzenie z niezapalonym aromatyzowanym kwiatowym kadzidłem stosowanym w obrządku wschodnim. Dobry zapach, choć mało odkrywczy i zupełnie nie dla mnie, ponieważ jest ewidentnie damski i trochę staroświecki. Znakomite parametry, projekcja początkowo wręcz dusi.


Unum - _but not today_ - zapachowy dziwak, odpychający, ale też trochę intrygujący. Zupełnie niespodziewane połączenie nut syntetycznych z naturalnymi. Z jednej strony jest silnie animalny i wydzielinowy, nie są to miłe piżma, ale nie czuję też żadnych elementów toaletowych. Zwierza uzupełnia akcent ogródkowo-warzywny, lekko ziemisty, jak świeżo wykopany korzeń pietruszki. Z drugiej strony łączy elementy martwe i techniczne: ostra industrialna nuta metaliczna łączy się z zapachem lateksowych pudrowanych rękawiczek. A teraz wisienka: z bliska przypomina mi trochę przecier pomidorowy z metalowej puszki. Czy ja bym chciał tym pachnieć? Zdecydowanie nie. Smrut, bardzo niszowy i dziwny. Parametrowo przeciętny.


#perfumy #recenzjeperfum #perfumyniszowe #smrodysaradonina

e6048126-c566-42c2-8983-a0949209235d

Zaloguj się aby komentować

Krótkie subiektywne wrażenia z testów perfum Teone Reinthal Natural Perfume.


TRNP Sanctum - na początku mała zmyłka, bo soczyste cytrusy w otwarciu na sandałowym tle i można pomyśleć, że świeżak. Tymczasem profil jest ewidentnie drzewno-orientalny. Przede wszystkim hojna dawka sandałowca, w towarzystwie rumianku (bardzo lubię zapach tego kwiatka), żywice i kadzidło. Nie ma kościoła wcale, bo to jest kadzidełko orientalne ze sklepu new age i ogólny wydźwięk jest właśnie bardzo orientalny, minimalnie pudrowy i kojarzy mi się z jakimś damskim staroświeckim vintage z czasów, gdy damskie perfumy nie były prymitywnymi słodyczami. Pachnidło, które założyłbym na podróż Orient Expressem.


TRNP Mogra Mayura - na mój nos to dominuje tu jaśmin z oudem. Miejcie na uwadze, że nie nazywam się kris1111, tylko saradonin, w związku z czym uczciwie przyznaję, że na oudzie się nie znam. W Mogra Mayura profil oudowo-drzewny wydaje mi się niesamowicie bogaty, wybitnie wytrawny, a przy tym zmienny w czasie. Początkowo są to mokre zbutwiałe pnie, które stopniowo przeistaczają się w szlachetny zapach antycznych mebli, by po kilku godzinach przybrać formę wygładzoną i nieco oleistą z bardzo delikatną słodyczą w tle. Co istotne, zero obory. Niestety za jaśminem nie przepadam i trochę mnie dusi.


TRNP Sliabh na Caillí - pachnie jak wnętrze starego zaniedbanego drewnianego domku na wsi. Spróchniałe drewno, kurz i zwiędłe kwiaty w wazonie na stole. Ma w sobie coś złego, odpychającego, nutę rozkładu materii organicznej.


TRNP Tallemaja Boreal - efekt jest taki, jak wpaść twarzą w leśną ściółkę. Mnóstwo igliwia, jakieś zbutwiałe drewno, klimatem zbliżony do Skogmose i byłoby miło leśnie i sielsko, gdyby nie dowalono tony galbanum, które psuje mi obraz całości. No i oud jakiś dziwny, kwaśny, nieprzyjemny.


TRNP Treewitch Appalachia - ciekawa perfumka, bo z jednej strony jest hiperrealistyczna, a z drugiej średnio do ludzi. Zapach puszczy pierwotnej, trochę podmokłej, czyli sosnowe żywice i ściółka usłana igłami, pięknie pachnąca kora drzewna, ale też torfowiska, paprocie i mursz oraz grzyby. Grzyby również bardzo realne i doskonale dopełniające krajobrazu, tylko czy ja bym chciał pachnieć grzybami?


Czy polecam? Szczerze to nie wiem, chyba nie. Owszem, perfumy pachną naturalnie i realistycznie, zero chemii. Zawsze się czepiam perfidnych chemoli, brzydzą mnie, nie jestem w stanie ich nosić, ale teraz nie jestem pewien czy 100% naturalności to idealne rozwiązanie, bo też ma swoje wady. Pierwsza, to słaba/średnia projekcja, szczególnie Tallemaja Boreal i Treewitch Apallachia snują się jakoś przyskórnie. Druga, to odnoszę wrażenie, że brakuje im przestrzeni, poszczególne nuty są ze sobą zlane w jedną całość, może to tylko taka charakterystyczna cecha warsztatu autorki tych perfum, ale ja jednak lubię trochę powietrza i większą selektywność. Trzecia kwestia, to cena, na wyprzedaży wyszło mi ok 12zł/ml co jestem w stanie przełknąć, ale regularne ceny na poziomie 20-40 zł/ml wybiegają poza mój normalny budżet na takie przyjemności.


#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina

af3745f0-c980-4aaa-b705-ffc8d17ca48c
pedro_migo

@saradonin Mogra Mayura z opisu przedstawia się bardzo ciekawie. Domyślam się, że jaśmin jest tam słodki i kwiatowy bez żadnych toaletowych skojarzeń?

saradonin

@pedro_migo słodki, kremowy, mi się kojarzy jako trochę damski, ale jako całość nie pachnie damsko

Mywave

@pedro_migo cytrusowy-kwiatowy zapach z oudem nic z toalety.

Zaloguj się aby komentować

Pudełko 1. Część 2.


Filippo Sorcinelli Lux Visionaria - Otwiera się słodko, sensualnie, ale i trochę wulgarnie: jaśminem, ylang ylang, wanilią na piżmowo-paczulowej bazie. I taki charakter zapachu utrzymuje się już do końca. Daleko w tle wpleciono w to ulotny motyw mirrowy. Artystyczna ekspresja, której niestety nie rozumiem, może miał być to zapach burdelu, z którego przed godziną wyszedł ksiądz proboszcz. Może się spodobać fanom perfum pokroju Nudiflorum. Bardzo trwały. Projekcja przez godzinę bardzo mocna, potem przeciętna.


Filippo Sorcinelli Io Non Ho Mani Che Mi Accarezzino Il Volto - Zachciało się niszy, to mam niszę. Kolejne perfumy zdecydowanie dymne, jednak tym razem zupełnie pozbawione sakralnego charakteru. Otwarcie jest szokująco industrialne. Co to ma być? Pierwsze wrażenie to cynamon, pasta do butów, toner i płonące rozpuszczalniki. Pożar w fabryce farb i lakierów. Na szczęście przemysłowo-rozpuszczalnikowy charakter z czasem łagodnieje i perfumy stopniowo zaczynają ukazywać coraz bardziej ludzkie oblicze. Najpierw pojawia się nieco pikantne geranium w stylu typowym dla męskiego vintage fougere, potem dołącza aromat tytoniu dzięki któremu zapach się nieco ociepla. Jeszcze później zapach się wysładza motywem budyniu waniliowego i tonki. Smar maszynowy jednak się nie poddaje i zostaje do końca. Zapach jest tak dziwny i techniczny, że naszła mnie refleksja: czy to nie zaszło już za daleko? Jednocześnie ma w sobie coś intrygującego. Mocne parametry.


Filippo Sorcinelli Opus 1144 - W otwarciu czuć trochę cytrusów, ale nie kwaśnych a słodkawych i musujących. Chwilę później kompozycję dominuje pudrowy irys na równie pudrowej waniliowo-ambrowej bazie. Zapach moim zdaniem zdecydowanie damski i to taki babciny vintage orient z klasą. To wszystko już gdzieś było, kompozycja wydaje się być wypadkową Shalimara, HdP Ambre 114 i damskiego irysiaka typu Dior Homme,  jednak bardziej wysublimowana niż wszystkie wymienione. Czuć jakość, ale to kompletnie nie moja stylistyka. Parametry znów świetne.


Filippo Sorcinelli Hæc dies - No bez jaj, co to ma być? Połączenie generycznego fruity-floral, czyli infantylnego drogeryjnego pachnidełka, z pudrem dla niemowląt i różanym kremem MyWonderbalm. Najsłabsze pachnidło FIlippo, szkoda tego epickiego flakonu na tak marny sok.


Filippo Sorcinelli Pallone col bracciale (room spray) - Fajny! Ciepły drzewno-skórzany zapach. Szczególnie pięknie zagrany został drzewny akord, nie są to suche zakurzone wióry z tartaku, a luksusowe antyczne meble, miłe w dotyku olejowane drewno uzupełnione przyjemną skórką.


#perfumy #recenzjeperfum #perfumyniszowe #smrodysaradonina

6026a812-8336-4230-8fee-711205275279
saradonin

@Qtafonix z tego co widzę, to u niego zawsze flakon jest częścią aktu i niektóre są naprawdę wyjątkowe.

c6ab04e3-6e65-40cc-a60e-68072f635ae1
458a461b-f834-46c3-9fea-cb8f5bfdf25d
c8e500a7-30b6-4b5e-89a1-47dd55606fdd
Qtafonix

@saradonin bardzo artystyczne, podobają mnie się, chociaż nie chciałbym mieć Eucharystii w domu pomiędzy Arabami xD

Zaloguj się aby komentować

Pierwsza partia bardzo subiektywnych wrażeń z testów twórczości największego hipstera wśród perfumiarzy. Parametry proszę traktować z przymrużeniem oka, bo testowane w różnych warunkach, czasem klima, czasem skwar, więc oceny mogą być niesprawiedliwe.


Filippo Sorcinelli Reliqvia - kadzidlak z żywicami i goździkiem. Otwiera się nieco kwaśno, potem rozwija w kierunku żywicznym i drzewnym. Kadzidło nie jest sterylnie kościelne, a trochę terpentynowe z nutą rozgrzanego tonera, która nie razi aż tak jak w Spiritus/land, ale nie lubię jej, zaburza mi harmonię zapachu. Różowej się podobał. Trwałość bardzo dobra. Projekcja umiarkowana.


Filippo Sorcinelli Trompette 8 - pieprz, cytrusy, mnóstwo przypraw. Przez pierwsze 20-30 minut mam skojarzenia z kuchnią indyjską, pikantne curry. Potem na szczęście jest lepiej i zapach się uspokaja, elemi z pieprzem, imbirem, drewnem i odrobiną kadzidła. Jest fajnie, ale 15zł/ml to chyba nie. Trwałość bardzo dobra. Projekcja początkowo mocna, potem dobra.


Filippo Sorcinelli Fico e Ferro (room spray) - szybkich kilka psików i od buta komplement od różowej. Sam zapach - jak nazwa wskazuje - to figa w wydaniu mlecznym, zielone trawy i koniczyny oraz zapach polerowanej stali. I tyle, ewolucji nie ma. Zapach zielony, chłodny i przyjemny, ale bez szału i pachnie trochę tanio. Trwałość nędzna 2-3h. Projekcja początkowo przeciętna, po godzinie bliskoskórna, ale przecież to room spray, tylko zjeb by się tym wypsikał XD


Filippo Sorcinelli _Quando_rapita_in_estasi_ - o matko, o boziu, ale to jest dobre. Mocne kadzidło i dym ze zgaszonych tuż przed chwilą świec. Znów trochę kwaśne otwarcie i znów da się wyczuć smrodek nagrzanego tonera, ale tym razem jakoś dziwnie to pasuje. Wyraźnie czuć też goździk, który często pojawia się u Filippo. Dużo się dzieje w tle: co jakiś czas przewija się bliżej nie określona owocowość, jak sok kapiący po dłoniach, czasem do głosu dochodzą kwiatki, delikatne, wiosenne, kontrastujące z dominującym dymnym charakterem perfum. Żeby było jeszcze ciekawiej, to po jakichś 4h, gdy już nie ma śladu po tych kwiatkach, to kompozycja się minimalnie wysładza pudrową wanilią. Fascynujący zapach, bardzo niszowy. Projekcja dobra, po 2h osiada bliskoskórnie, ale po 6h koniec, nie ma nic.


Filippo Sorcinelli Voix Humaine 8 - limonka i słony mineralny motyw na waniliowej bazie budują obraz cytrynowej babki piaskowej i budzą luźne skojarzenia z Lignum Vitae. Kompozycję dopełniają dwa trudne w identyfikacji akordy: pierwszy słodki i kremowy niczym ulubione ciastko prawdziwego papieża, drugi gorzki metaliczny. Parametry nędzne, projekcja od początku skromna, a całość wytrzymała może ze 3h.


Filippo Sorcinelli Contre Bombarde 32 - Karmel, a może palony cukier, wanilia i drewno tworzą bardzo przyjemną teksturę słodkiego drewna, a śladowe ilości kadzidła w tle dodają zapachowi nieco głębi. Na szczęście ten karmel nie jest taki plastikowy jak w SWY czy Wanted. I co? I tyle. Zapach trywialny i liniowy. Owszem bardzo ładny, ale nadal nie kumam dlaczego jest jednym z najwyżej ocenianych zapachów Filippo, bo nie czuję jakbym obcował ze sztuką, a bliżej mu do lepszego jakościowo mainstreamu. Nie potrafię ocenić projekcji, bo mi się wydaje delikatny, a różowa stęka, że wypełniłem nim całe mieszkanie i musi wietrzyć.


Filippo Sorcinelli Santa Giustina (room spray) - popsikałem w samochodzie. Nie potrafię go rozłożyć na czynniki pierwsze, na pewno jest róża, ale nie dusząca a delikatna woda różana zmieszana z innymi kwiatami na kremowej sandałowej bazie. Musi się tam dziać dużo więcej, bo efekt końcowy nie jest po prostu różany, a pachnie czystością, jak pranie rozwieszone w ogrodzie na wietrze.


#perfumy #perfumyniszowe #recenzjeperfum #smrodysaradonina

7250666e-8519-4609-8e94-f9100765d372
duzyalf

@saradonin mu twórczość Filippo bardzo się podoba. Ostatnio poznałem kilka zapachów z serii organowej i mi siadly elegancko. Poza popularnym Lavs i Reliqvia uwielbiam jeszcze Quando Rapita i Ennui Noire

Zaloguj się aby komentować

Houbigant / Duc de Vervins L'Extreme


Duc de Vervins L'Extreme otwiera się klasycznie podanymi cytrusami, przede wszystkim bergamotą i jest to otwarcie doskonale znane z dziesiątek innych męskich perfum. Zaraz potem dołącza podręcznikowy akord fougere, czyli zielony rozmaryn, aromatyczna lawenda i charakterystyczne geranium. Kminu nie wyczuwam, choć jest on obecny w spisie nut. Tonu nadaje głównie geranium z rozmarynem na mszanej bazie, dając z bliska efekt właśnie mszany i lekko pikantny. Natomiast powstała w powietrzu bańka zapachowa jest archetypicznie męska i idealnie świeża, ale w stylistyce klasycznej, czyli roztacza aurę czystości bez skojarzeń z tanim żelem pod prysznic. Pachnie to fantastycznie, jakość składników jest znakomita, całość elegancko zblendowana i mistrzowsko zbalansowana, absolutnie nie ma nowy o zgrzytach pokroju drażniącej mnie nuty mokrego mopa charakterystycznej dla słabych fużerów pokroju At the Barber's. Zapach jest czysty, schludny i buduje wrażenie opanowania i profesjonalizmu.


Duc de Vervins L'Extreme to kwintesencja fougere, wzorzec i ideał gatunku perfum w stylu “twój stary”. Nie jest to jednak “twój stary pijany”, który w powyciąganym dresie ogląda mecz, tylko twój stary który właśnie wyszedł spod prysznica, ogolił się maszynką na żyletki jak cywilizowany człowiek i białym podkoszulku prasuje sobie równie białą koszulę, bo za chwilę zabiera matkę do teatru na Mrożka. Osoba od której mam odlewkę określiła go jako “ultimate zapach starego” i mogę się pod tym podpisać. Powiem wprost: Rive Gauche może mu potrzymać latarkę.


Żałuję tylko, że nie poznałem go wcześniej, bo ceny wzrosły dwukrotnie, a psikać trzeba dość obficie, bo choć trwałość jest bardzo dobra, to projekcja jest biurowa. Gdyby więc komuś zalegał jakiś ubytkowy flakon w rozsądnej cenie, to proszę o kontakt.


#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina

f4a5cd13-5983-4fbf-bd35-0e0c01ab3ac0
TerazMnieWidac

Czy zapach typu "twój stary" to jest to samo co popularny "dziad"?

saradonin

@TerazMnieWidac nie wiem, bo nie wiem co mają na myśli osoby piszące, że coś jest dziadem.

Dziadem dla mnie to ewentualnie może być Grey Flannel, w którym czuję stęchły zapach starych koców lub niepranej odzieży, co w oczywisty sposób kojarzę z niedostatkami higieny.

Natomiast tu nie ma nic stęchłego, jest czysto i świeżo, tylko nie w takim rozumieniu jak to się kreuje współcześnie, że świeżo to musi jebać tanim syntetycznym żelem pod prysznic koniecznie w czarnej butelce, bo niby bardziej męsko. To jest taka świeżość retro, trochę mydlana, ale głównie ziołowa, kojarząca się ze świeżo ogolonym facetem raczej w koszuli niż w dresie.

TerazMnieWidac

@saradonin no ale jakoś trzeba się komunikować, a ja po prostu chcę być dobrze zrozumiany, kiedy używam słów-wytrychów. Np. kiedy ktoś pisze o nucie lawendy, to ja nie wiem, skąd się to bierze. Lawenda kwitnie u mnie pod oknem co roku i ja tego zapachu nie znalazłem w żadnych męskich perfumach. Najbliżej prawdziwej lawendy były zawieszki do szafy. Z wykopowych czasów pamiętam słówko dziad na zapachy w stylu właśnie kremu do golenia ojca lub dziadka. Pierwszym takim zapachem, który świadomie wąchałem, był JPG Le Male. Dalej do tej kategorii zaliczyłbym np. TF Beau De Jour, Moschino Uomo?. Za każdym razem mam te same skojarzenia: mydło/krem do golenia, których używali moi przodkowie. Stąd adekwatna wydaje mi się etykietka dziad, w rozumieniu: zapach dziadkowych kosmetyków. Nie mylić z menelem, bo to osobna kategoria.

minaret

@saradonin Jak zawsze w pytkę recenzja, podziękował

Kuna

@saradonin Znasz Fougere Royale? Zawsze traktowałem ten zapach za ultimate dziadka

saradonin

@Kuna właśnie nie i teraz to nie wiem czy chcę, bo współczesny ma ponoć niewiele wspólnego z pierwowzorem i to właśnie Duc de Vervins jest mu bliższy.

Zaloguj się aby komentować

Nobile 1942 / Malvs


Malvs otwiera się zapachem jabłka. Nie jest to jednak typowe perfumiarskie ujęcie tego owocu w postaci zielonej, bardzo świeżej, ale też przez to syntetycznej. Tu jabłko jest czerwone, dojrzałe i słodkie. Zostało ono podane na bazie drzewno-ambrowej, grzecznej, uczesanej, ale na szczęście nie przesłodzonej. W dalszym etapie pojawia się jeszcze wanilia w swojej naturalnej pylistej postaci, co nadaje tym perfumom pudrowości ocierającej się o elegancki vintage oriental a'la HdP Ambre 114. Natomiast wbrew wszelkim recenzjom, które można przeczytać w internecie kadzidła jest jak na lekarstwo. Co prawda jest to kadzidło prawilnie kościelne, chłodno-metaliczne, ale jest go dosłownie szczypta, w dodatku gładko zblendowana w bazie i choć dodaje głębi, to nie wybija się jakoś znacząco, więc żadnego kardynała, ani nawet wikarego nie czuję.


Malvs to perfumy komfortowe, ciepłe, drzewno-ambrowe i całkowicie uniseksowe. W żadnym wypadku nie jest to ulepna papka, ale też nie są jakoś wyraźnie niszowe. Mogą się podobać i prawdopodobnie fajnie się sprawdzą w chłodniejszą porę roku w roli milusiego otulacza. Szczerze mówiąc, to osobiście jestem z tego powodu rozczarowany, bo raz, że nazwa jest złowieszcza (‘malus’ to z łaciny ‘zły’), z dwa to naczytałem się recenzji o rzekomym mrocznym charakterze, dominującym kadzidle, więc spodziewałem się czegoś mocnego i bezkompromisowego, co można by postawić na półce obok DEV 2, a dostałem przyjemniaczka-przytulaska.


Ponadto po kolejnym już teście jednego z bardzo licznych dzieł Chrisa Maurice, a właściwie Christiana Carbonnela, dochodzę do wniosku, że mogę go już włożyć do koszyka, w którym jest już kilka nosów znanych i powszechnie lubianych m.in. Alberto Morillas. Zaraz pukniecie się w czoło, ale ja ten koszyk zamykam i opatruję karteczką podpisaną ‘unikać’, gdyż mimo niewątpliwie bogatego portfolio i wielkiej popularności twórczość obu panów nie dogaduje się z moim nosem.


#perfumy #perfumyniszowe #recenzjeperfum #smrodysaradonina

c8512d47-a33d-44ea-b6e8-2f39379200e8
kris1111

@saradonin na marginesie, to Christian Carbonnel a.k.a. Chris Maurice jest płodny niczym chemiczny Piotruś i obawiam się, że- od pewnego już czasu- podąża w tym samym kierunku. Ratuje go jedynie jakość części składników, które firma Carbonnel sama wytwarza.

saradonin

@kris1111 nie dziwi mnie to specjalnie, bo prawdopodobnie jak wielu znanych perfumiarzy, ma od tego cały zespół "czeladników", którzy odwalają większość roboty, a sam tylko zatwierdza lub nie. Nawet Ellena, którego bardzo lubię tak pracuje, i też trochę skręca w dziwnym kierunku, bo mimo notorycznego nadużywania ISO znany jest z raczej naturalnego brzmienia, a w ostatnich tworach zaczyna sięgać po ambroksan.

kris1111

@saradonin jak twierdzą niektórzy, Carbonnel dodatkowo, o czym już tutaj wspominałem, ponoć zatrudnił też komputery z odpowiednim oprogramowaniem. No, sztuka pełnom gembom

testowy_test

@saradonin ja już dawno zrozumiałem, że od Carbonella nic nie złapie ciekawego i zazwyczaj unikam testów jego rzeczy. Wyjątkiem jest tu duży Hype, jak w przypadku alexandria 2, ale wtedy też się rozczarowałem.


Fajna recenzja, dobrze się czyta takie wpisy i mimo że kadzidła nie znoszę w perfumach to fajnie trochę zrozumieć odczucia osoby która lubi te nutę.

fryco

@saradonin "Co prawda jest to kadzidło prawilnie kościelne, chłodno-metaliczne, ale jest go dosłownie szczypta, w dodatku gładko zblendowana w bazie i choć dodaje głębi, to nie wybija się jakoś znacząco, więc żadnego kardynała, ani nawet wikarego nie czuję."


Uratowałeś mnie przed blindem. Był na mojej liście do zwąchania.


BTW, fajnie napisane! Czekam na kolejne recenzje.

Zaloguj się aby komentować

Calaj / Transilvania


Transilvania to bardzo ciekawy zapach choćby dlatego, że ma bardzo wyraźnie zaznaczone trzy zgoła odmienne fazy. Prawdę mówiąc, nie miałem w planach jego testów, gdyż oceniając na szybko po nutach i wielkiej ikonce z podobizną uroczego zwierzaka, pomyślałem, że to nie jest zapach dla mnie. Dostałem jednak sampla, więc skrobnę kilka słów, bo pozycja jest mało znana, a może ktoś szuka swojej idealnej wiśni.


Otwarcie jest potężne i wypełnia nie tylko nozdrza, ale i całe pomieszczenie naturalnym aromatem wiśni, soczystej i cierpkiej. Wiśnia TOP. Zaserwowano ją jednakże w nietypowym towarzystwie bliżej nieokreślonej stęchłej nuty oraz cywecika przypominającego zapach zaschniętego moczu. Mówiąc wprost: wiśnia w domu pomocy społecznej, ale o dziwo efekt nie jest to odrzucający, a całkiem przyjemny i w jakimś stopniu komfortowy.


Następnie ta wiśnia stopniowo cichnie, by po kilkudziesięciu minutach, schować pod kwiatami, które zaczynają dominować scenę. Robi się bardzo dusząco kwiatowo, trochę jak wieczorowy damski vintage z różą jako wiodącym elementem bukietu. W połączeniu z wciąż obecną stęchlizną i uryną efekt jest odpychający, jak stara baba z nietrzymaniem moczu, która myje się przeważnie w soboty, więc psika się wodą różaną, aby zamaskować oczywiste niedostatki higieny osobistej.


Na tym nie koniec, ponieważ perfumy ewoluują dalej i po mniej więcej 3-4 godzinach temat kwiatowo-urynowy znacząco łagodnieje. Nadal gdzieś tam jest, ale w tle i w wygładzonej kremowej formie. Powraca natomiast wiśnia, tym razem jednak podana na słodko na bazie drzewnej z wanilią i białymi kwiatami i w takiej postaci perfumy utrzymują się już do końca.


No jest nisza jak nic. Zapach niecodzienny, złożony i trochę smrut. Parametry potężne: trwałość całodniowa, projekcja początkowo wręcz monstrualna, potem po prostu duża.


#perfumy #recenzjeperfum #perfumyniszowe #smrodysaradonina

9a9299d7-3577-4fe1-baed-cd64cc8739e8
dziki

Wiesz co? Spiertentegowywydalaj. Nazwa juz mnie kupiła, ale za to recenzja mnie wydrenuje z gotówki.

saradonin

@dziki idealny kandydat na blinda, na prezent oraz do biura

zychu69

@saradonin CALAJ TOP ( ͡° ͜ʖ ͡°)

nihilistyczna_paruwka

Jest w pyte, polecam ( ͡° ͜ʖ ͡°)

4c6c8321-ef5f-4a0b-b3b2-3ad84cceac4d
dziki

Odsikujesz go może przypadkiem?

Zaloguj się aby komentować

Atkinsons / English Lavender


Dawno, dawno temu nieustraszony młody dżentelmen z Wielkiej Brytanii i niedźwiedź (tak, prawdziwy żywy miś) opuścili dzikie, surowe tereny północnej Anglii w poszukiwaniu sławy i fortuny wśród lśniących, kosmopolitycznych ulic Londynu. Był rok 1799, a dżentelmen ten nazywał się James Atkinson. *


38 lat później w 1837 roku James Atkinson stworzył oryginalną recepturę recenzowanych perfum.


English Lavender otwiera się ostro i rześko: kwaśnymi cytrusami, ziołami i oczywiście lawendą, która jak nazwa wskazuje stanowi motyw przewodni i sedno tych perfum. Nie jest to jednak lawenda w typowym wydaniu kosmetycznym, czyli homogenicznym i sterylnie przetworzonym jakie znamy choćby z szamponów, czy tak naprawdę ze znakomitej większości perfum z lawendą w składzie. Nie jest też plastikowa, ani niczym dosłodzona. W tym przypadku mamy do czynienia z lawenda podaną w sposób bardzo bezpośredni, czyli naturalny i trochę zielony, wręcz jakby nieco trawiasty i od razu jasnym się staje, że obcujemy z roślinnością. Początkowa ostrość w ciągu kilkunastu minut zanika i zostajemy z tą organiczną lawendą na delikatnym drzewnym tle. Z czasem pojawia się jeszcze akcent minimalnie dymny, ale poza tym zapach nie przechodzi jakiejś znaczącej ewolucji.


Czy mocno wali dziadem? No właśnie nie, chyba, że za dziadowy uznajecie zapach samej lawendy, to wtedy może się taki wydawać. Natomiast kompozycja jest świeża i nie zawiera elementów typowo dziadowych takich jak aldehydy, piwniczna paczula czy dominujący mech dębowy. Zdecydowanie nie jest to zapach pokroju "twój stary pijany w 1992 roku". Wręcz przeciwnie, mimo słusznego wieku English Lavender pachnie nowocześniej niż wiele klasycznych zapachów z lat 70’ czy 80’ i miłośnikom lawendy serdecznie polecam testy.


W kwestii parametrów jest dobrze, a nawet bardzo dobrze: trwałość całodniowa, projekcja początkowo bardzo duża, z czasem umiarkowana. Flakon zaś jest prosty i tandetny, ale atomizer dobry i puszczający obfite chmury.


* Źródło: https://www.atkinsons1799.com/en\_eu/history


#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina

27280e04-c10d-4749-9763-bd3a105878ed
49df034c-53a9-4254-bb96-77d5c654ad15
371b79f1-e925-4358-a25e-15e60d8795a6
d1d29f52-a80c-4f48-ae10-b24b49f2cad9
JohnnMiltom

@saradonin Fajna recka natomiast dla mnie zapach nienoszalny. Dosłownie jakby się natrzeć lawendą i to tyle. Faktycznie nie czuje dziada, ale może dlatego, że w ogóle mam problem traktować je w kategorii perfum. Nie wiem czemu ktoś chciałby tak pachnieć i mi dlatego posłużyły jako odświeżacz do kibla Parametry mają o dziwo bardzo dobre. Trzy psiknięcia w łazience i tak skurwysynsko projektuje, że czuję w pokoju obok.

Zaloguj się aby komentować

Wszyscy sprzedają, a nikt nie chce szczerze napisać.


Ajmal / Amir One


Amir One otwiera się fajną kwaśną bergamotą w bardzo klasycznym wydaniu w stylu Eau Sauvage. Generalnie przez większość trwania zapachu cały czas przewija się w tle nawiązanie do klasycznej męskiej cytrusowo-kwiatowo-mydlanej wody kolońskiej w stylistyce zbliżonej do tej znanej z wód Acqua di Parma. Ten akcent koloński pozostaje jednakże na drugim planie. Pierwszy plan jest zdominowany przez oud i piżmo. Temat oudowy jest akurat całkiem ciekawy, bo pomimo lekkiej obory zachowuje jakąś niespodziewaną świeżość. Natomiast piżmo to tani, gryzący syntetyk podobny to tego z Bergamaska i to jest okropne. Nie rozumiem polecania tego zapachu to na lato, chyba że jako nowy mem zastępujący Kourosa, bo jednak trochę obora jest, a to piżmo jest po prostu okropne, a przy tym trwałe jak skuczybyk.


Ajmal / Purely Orient Incense


Purely Orient Incense otwiera się zaskakująco świeżo, kwaśnym cytrusem, a potem znów na pełnej k⁎⁎⁎ie wjeżdża pulpa, tylko tym razem nie oudowo-piżmowa, a oudowo-skórzana z różą i ciepłym orientalnym kadzidłem w tle. Akcent oudowy tym razem bardzo fajny i przyjazny: suchy, drewniany, żywiczny i lekko przypalony, nie wali brudną krową i jest zmienny w czasie. Natomiast skórka to jest taka, jak w zapachach pustynnych tej mniej naturalnej części niszy (kojarzą mi się jakieś Mancery/Montale/Galivanty) i mnie osobiście drażni. W sumie byłoby nawet nieźle, gdyby nie bliżej nieokreślona nuta słodkawa stanowiąca składnik wspólny mainstreamowych ulepów klepanych na jedno kopyto pokroju serii SWY/Wanted, która pewnie miała się przypodobać europejskim nosom (w końcu gurls luv chemole), ale dla mnie rujnuje te perfumy. Parametr mocarny.


Podsumowując, gdyby ktoś myślał naiwnie, że te droższe araby są lepsze niż te tanie to może w jakimś stopniu są, ale nadal jest to poziom co najwyżej chemicznego piotrusia (z małej, bo szacunku nie mam za grosz).


#perfumy #arabskieperfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina

c70f9644-9885-46dc-9e4d-61f2397f83ec
olejek_rurzany

@saradonin w amir one ta obora to jest oud czy piżmo?

saradonin

@olejek_rurzany stawiam na oud, bo już na taki trafiłem, dosłownie jak zapach zwierząt gospodarskich

CheemsFBI

@olejek_rurzany Oud, dokładnie jak wyżej. Mnie to piżmo nawet nie przeszkadza, bo chemole zarzucam czasem, ale właśnie oud sprawia, że mi psycha siada. Zapach jest ciekawy, ale globale leciały tylko jak wiedziałem, że wyjdę z domu jedynie na spacery z psem. Jakoś nie mogłem się poczuć z tą oborą na tyle swobodnie, żeby wyjść do ludzi.

Nitro_Express

@saradonin arab i śmierdzi? No coś takiego. Wierzyć się nie chce. ( ͡° ͜ʖ ͡°)

znany_i_lubiany

jprdl, czytam czasami jak mi wyskoczy wasza subkultura, ale jprdl, wąchać araba ?

saradonin

@znany_i_lubiany no właśnie też tego nie rozumiem

Zaloguj się aby komentować

Rouge Bunny Rouge / Silvan


Silvan otwiera się świeżo: jałowcem i grejpfrutem. Grejpfrut jednakże dość szybko ulatnia się tworząc miejsce dla aromatu drzew iglastych i lekkiego zielonego kadzidła. To jest taki typ kadzidła, które przewrotnie wydaje mi się mało kadzidlane, ale które dzięki temu ma prawo podobać się nosom nieobytym z niszą. Nie jest ono niczym dosłodzone i nie wyczuwam w nim żadnych elementów spalenizny. Wręcz przeciwnie, jest zwiewne i prawie całkowicie pozbawione konotacji kościelnych, wydaje się być leśne, zachowując przy tym chłodny i dystansujący charakter. Zgaduję, że w tej roli zatrudniono Iso E Super lub podobną molekułę. Przypuszczenia te znajdują potwierdzenie w tym, że niestety przestaję te perfumy czuć po godzinie lub dwóch i tylko od czasu do czasu powracają w minimalnie wyczuwalnym stopniu. Nie jest to moja pierwsza taka reakcja na duże ilości Iso E Super. Trwałości nie jestem w stanie rzetelnie ocenić, a projekcja jest również raczej delikatna i wymaga porządnej aplikacji.


Prosty zapach, wytrawny, uniseks, ładny i bardzo noszalny na prawie każdą okazję. Mógłby być świetnym wyborem na sygnaturę, gdyby nie podłe parametry użytkowe.


#perfumy #perfumyniszowe #recenzjeperfum #smrodysaradonina

6b6af0a6-2f29-4fe4-90a8-7fed0d403bed
kris1111

Witam w klubie nietolerancji ISO E

Qtafonix

@kris1111 jeśli to ISO E jest w Bakaracie i pochodnych to też wchodzę do klubu

kris1111

@Qtafonix W BR wygląda, że ISO jest mało. Królują ambroxan i hedion

5f72ebd4-5147-476f-b006-0e68cea9ea05
036db4a5-089a-4a8f-9850-89493387af6e

Zaloguj się aby komentować

Berdoues / Collection Grands Crus - Assam of India


Assam of India otwiera się zapachem czarnej herbaty z cytryną. Zaskakujące, nieprawdaż? Nic wymyślnego i wbrew nazwie nie czuję w niej nut słodowych czy orzechowych typowych dla herbat ze stanu Assam, a po prostu zwykła czarna herbata cejlońska. Herbatkę podano z kwaśną i początkowo wyrazistą cytryną. Słyszałem porównania, że pachnę jak Lipton Ice Tea i coś w tym pewnie jest. Zapach jest prosty to i ewolucja skomplikowana nie jest. Jak się łatwo domyśleć cytryna stopniowo słabnie, by po ok 3 godzinach pozostała tylko delikatna smuga herbaty na równie delikatnej drzewnej sandałowej bazie, która tli się na skórze kolejną godzinę, może dwie.


Kompozycja banalna, parametry słabe, więc po co w ogóle o tych perfumach pisać? Otóż Assam of India to dla mnie jeden z poprawiaczy humoru, perfumy są radosne i szalenie przyjemnie się noszą . Mimo parametrowych niedostatków stawiam je poziom wyżej niż agresywnie detergentowe letniaczki od popularnych projektantów, szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że da się je kupić poniżej 2zł/ml.


No i słoniki na flakonie są po prostu urocze.


#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina

1aadba2e-7a35-4403-a8a2-0a576cc99e72

Zaloguj się aby komentować

Agatho / Giardinodiercole


Długo zwlekałem z recenzją Ogrodu Herkulesa, bo zapach jest złożony i nie tak oczywisty jak mogłoby się wydawać po teście nadgarstkowym. Na fragrze można trafić na porównania do Amouage Epic, ale uważam je za równie wiarygodne jak recenzję po nutach i jak mniemam napisane zostały po przelotnym niuchnięciu z korka albo z d⁎⁎y kolegi, gdyż podobieństwo jeśli jakieś jest (można na siłę się doszukać wspólnego mianownika kadzidlano-ziołowego), to trwa kilkanaście sekund.


Ja w Giardinodiercole Epica nie widzę. Mój własny zaś nos w otwarciu najwięcej wyczuwa jałowca z raczej grzecznym kadzidłem. Gdzieś na dalszym planie towarzyszy im czarny pieprz oraz odrobina lawendy i szafranu. Miłośnikom przypraw może się podobać, natomiast delikatne noski w tym momencie może również zniechęcić, gdyż łatwo sobie wyobrazić, że mieszanka jest dość ostra i świdruje w nosie.


Magia natomiast dzieje się potem. Rozwinięcie zapachu jest drzewno-ziołowe. Pojawiają się suszone zioła, ciemnozielone i gorzkie. Konstrukcja drzewna nie jest zaś w typie tartacznym i pylistym, a ma charakter leśny. Za sprawą paczuli, labdanum i akcentów drzewnych, którym cały czas towarzyszy jałowiec z kadzidłem doświadczam różnych aspektów kojarzących się z zapachem lasu: usłana igłami ściółka, suche połamane gałęzie, gdzieniegdzie leży spruchniały pień drzewa zdobiony licznymi korytkami wyżłobionymi przez korniki. Mam subiektywne luźne skojarzenia z Bois Noir Roberta Pigueta, tylko las w Giardinodiercole jest mniej mroczny, mniej w nim zbutwiałych pni, więcej zwykłych drzew, gałęzi i przestrzeni, a przez korony drzew przezierają promienie słońca.


Na mnie Giardinodiercole ma trwałość całodniową, ale projekcja jest mocno przeciętna. Tester z zastępczym korkiem niestety nie prezentuje się zbyt urodziwie, ale mając na uwadze fakt, że za różnicę w cenie można kupić inny flakon perfum, jestem w stanie to przeboleć. Na razie uważam go za mój najlepszy blind tego roku.


#perfumy #perfumyniszowe #recenzjeperfum #smrodysaradonina

f784a236-73dd-4c1a-9e6c-474a57fae906
saradonin

Przy okazji: kupię dowolny korek Agatho, nie za miliony monet.

Qtafonix

@saradonin

albo z dupy kolegi,


To najlepsza metoda testowania, w końcu ktoś to odkrył poza mną. A tak serio to świetna recenzja i wygląda na solidną pozycję w świecie kadzilaków.

saradonin

@Qtafonix no wiadomo, a kto inny się psika perfumkami

37dbca37-d459-4255-934f-5ac228b65ccc
Platysma

@saradonin BTW jeśli nie jest podobny do Epica to czy w jakikolwiek sposób te gorzkie zioła są podobne do Memoir?

saradonin

@Platysma Memoir jeszcze nie poznałem.

fryco

@Platysma Moim zdaniem nie. Agatho jest słodszy niż Memoir i niewiele ma z nim wspólnego. Amurasz pachnie jak kwiaciarnia: zielone liście łodyg, zioła, chłodne kwiaty, zero słodyczy. Przynajmniej tak go pamiętam.

donfazzione

Damy rade ogarnac odlewke?

saradonin

@donfazzione tak, jeszcze trochę mogę odlać, a jakby Ci się chciało tego Amira One polać to nawet możemy się wymienić

donfazzione

napisze priv jutro jak wytrzezwieje :D

Zaloguj się aby komentować

Ostatnimi czasy cierpię na chroniczny brak wolnego czasu, więc mam spore zaległości. Postaram się jednak co jakiś czas reanimować #smrodysaradonina krótkimi reckami.


Beaufort / Lignum Vitae


Lignum Vitae jest zapachem bardzo nietypowym w odniesieniu do pozostałych pozycji w portfolio londyńskiej marki. Wyjątkowo bowiem nie jest on dymny i nie ma w nim przepoconych siodeł, prochu, krwi czy gorzały. Wręcz przeciwnie, mimo iż nie jest typowym karmelowym ulepcem, to ma charakter wyraźnie gourmandowy.


Perfumy otwierają się bergamotą, czyli ostro i kwaskawo, ale już po chwili pierwszy plan zostaje zdominowany przez mieszankę całkowicie zjadliwą, a dokładniej to ciastkową złożoną z dwóch rodzajów ciastek: maślanych petit buerre (lub tych duńskich ciastek w metalowej puszce) i cytrynowych markizów. Te pierwsze są maślane i tłuste, nadają zapachowi ciała, drugie zaś dzięki cytrynowemu nadzieniu powstrzymują przez wpadnięciem w muląco-słodkie rejony. Tło kompozycji stanowią klimaty plażowe, za które w tym wypadku odpowiada syntetyczny akcent słono-mineralny połączony z czymś imitującym zapach piasku (podobny jak w Azzaro Shine i Carner Costarela) oraz bliżej nieokreślone kremowe drewienko. Podczas zimowych testów zwykle na tym się zabawa kończyła, ponieważ zapach znikał lub stawał się ledwo wyczuwalny. Natomiast ostatnie cieplejsze dni uwidoczniły, że Lignum Vitae rozwija się dalej i drydown wzbogacony zostaje najpierw o element fużerowo-mszany, a po kilku dobrych godzinach również o piżmo z lekkim zwierzem futrzastym, na szczęście bez akcentów uryny.


Lignum Vitae niczym nie szokuje, jednak wciąż czuć, że to nisza, perfumy są dziwne, bo łączące skrajnie różne kategorie zapachów, przez co mogą wydawać się chaotyczne. Nosi się je jednak przyjemnie i mają optymistyczny wydźwięk. Parametry jak na Beauforta też nie robią wrażenia, szczególnie w odniesieniu do takich mocarzy jak Vi et Armis, gdyż mimo przyzwoitej trwałości sięgającej 6-7 godzin, projekcja jest przez godzinę średnia, a potem skromna.


#perfumy #perfumyniszowe #recenzjeperfum

5ab21ba1-e512-42d5-a21f-7ed723ecbe1f
dziki

A w których ich zapachach czuć dym, krew, proch i spocone siodła? Bo to akurat te zapachy mnie bardziej interesują xD

nihilistyczna_paruwka

@dziki Odlewam Iron Duke i Terror & Magnificence jak coś te są z tych bardziej wymagających. Mam też gotowy dekant wspomnianego Vi Et Armis

saradonin

@dziki u nich to w sumie to prawie wszystko:

Tonnere - dym, proch, krew i gorzała

Vi Et Armis - dym, wędzona herbata, torfowa łycha, palona fajka

Iron Duke - przepocone siodło, rum i ołowiany śrut

Rake & Ruin - gin pity na pogorzelisku w lesie po deszczu

jeszcze Coeur De Noir, którego nie próbowałem, ale też ponoć zbliżone klimaty dymne, tytoniowe i skórzane

Zaloguj się aby komentować

Beaufort / Vi Et Armis


Vi Et Armis według translatora Google oznacza siłą i bronią. Nazwa jest bardzo trafna, bo perfumy te są mocne, bezpośrednie, wręcz brutalne. Jeśli nie lubisz lub boisz się dymu, to zawróć, bo to nie są perfumy dla Ciebie. Dym jest istotnym elementem kompozycji obecnym przez cały czas jej trwania, a przy tym ciągle ewoluującym.


Bezpośrednio po aplikacji doświadczamy potężnej eksplozji czarnej wędzonej herbaty. Jeśli ktoś z Was pija lapsang souchong to to są właśnie takie klimaty - mocno fermentowane ciemne liście suszone nad dymem z sosnowego drewna. Przez chwilę gdzieś tam migocze jakiś jasny, soczysty owocowy akcent, jednak zanika w ciągu kilku pierwszych minut. Dymny charakter kompozycji dodatkowo pogłębia aromat palonego tytoniu. Jeśli widząc nutę tytoniu masz na myśli słodziaka pokroju Tobacco Vanille, to też zawróć, bo w Vi Et Armis mamy jego zupełnie przeciwne spektrum. W moim odczuciu jest to bardzo dosłowne odwzorowanie zapachu palonej fajki, początkowo odległego, ale stopniowo przybierającego na sile, zupełnie jakbyśmy się zbliżali do osoby pykającej sobie fajkę nabitą cavendishem. Wędzona herbata co prawda nie zanika całkowicie przez długie godziny, ale jej moc powoli słabnie. Wówczas pojawia się wędzonka torfowo-alkoholowa. Nie ukrywam, że torfową whisky polubiłem, jednak przekonałem się do niej całkiem niedawno i nie jestem jakimś jej znawcą. W Vi Et Armis nie czuję jednak morskiej bryzy, wodorostów ani nut szpitalnych charakteryzujących trunki z położonych na wyspie Islay popularnych destylarni takich jak Ardbeg czy Caol Ila. W tym przypadku mam skojarzenia bardziej bezpośrednio torfowe, czy wręcz ogniskowe i mam przed oczami butelkę Finlaggan Eilean Mor. Być może to tylko takie moje wrażenie spotęgowane wyłaniającym się z cienia popiołowo-smolistym brzozowym dziegciem. Żeby nie było tak jednoznacznie dymnie i surowo, to wraz z whisky pojawia się odrobina kremowej, bliżej niezidentyfikowanej słodyczy, która jednak nigdy nie wychodzi na pierwszy plan, a stanowi tylko urozmaicenie kompozycji. Po dobrych kilku godzinach perfumy tracą na mocy, wędzonka przygasa, a baza osiada bliżej skóry, wciąż jednak daje o sobie znać mieszanką tytoniu, drewna, dziegciu i popiołu.


Vi Et Armis są zdecydowanie najtrudniejszymi perfumami w mojej skromnej kolekcji. Kompozycja jest dymna i wyrazista, ale też bogata w niuanse i zmienna. Z jednej strony może wydać się odpychająca, z drugiej - jest też na swój sposób piękna. Poszczególne jej składowe zobrazowane zostały bardzo dosłownie i niesamowicie realistycznie. Moc potężna, projekcja dominująca do tego stopnia, że nie psikam na szyję, z nadgarstków czy łokci zapach jest wystarczająco mocny. Perfumy idealne do biura, pod warunkiem, że idziemy zanieść wypowiedzenie.


#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina

47f3883e-09f8-4114-aeed-511e36d612dc
fantasmagorian

@saradonin dobra recenzja, to teraz pytanie czy ktoś ma się podzielić?!

kris1111

Na mojej skórze większość Bofortów zdominowana jest akordem wędzonki. Na dłuższą metę nie mogłem zdzierżyć. Zbyt artystyczne twory.

Zaloguj się aby komentować

Carner / Botafumeiro


Botafumeiro to najgrzeczniejszy kadzidlak w mojej kolekcji. Stylistycznie perfumy nie są nawet stricte kadzidlane, a ciężar zapachu waha się pomiędzy kadzidlanym, przyprawowym i ambrowym, by ostatecznie przechylić się ku temu ostatniemu. Przyprawowy charakter najbardziej wyczuwalny jest w otwarciu i nadaje go wyrazista i pylista gałka muszkatołowa w towarzystwie pieprzu. Choć zapach został sklasyfikowany jako uniseks, to jednak takie połączenie przypraw kojarzy mi się zdecydowanie męsko. Nie trzeba też długo czekać, by zdać sobie sprawę z faktu, że główna rola w tej sztuce należy jednak do labdanum. I to labdanum zostało podane przepięknie, jest dymno-korzenne, gorzkie i odrobinę słodkawe zarazem, ale bez cienia skojarzeń fizjologicznych. Towarzyszący mu styraks nadaje charakterystycznego aromatu, który osobiście odbieram jako mieszankę owocowych landrynek i spalenizny, a kompozycji dopełnia tląca się przez cały czas trwania zapachu delikatna smużka kościelnego kadzidła. Pewnie myślicie, że znów jakiś smród i killer? Nic z tych rzeczy, wręcz przeciwnie, zapach jest bardzo przystępny wręcz przytulny, trochę słodki, trochę żywiczny, trochę dymny. Nosi się go niezwykle przyjemnie i komfortowo, szczególnie jesienią i zimą, ale pięknie gra również w ciepły wrześniowy wieczór. Wzbudza zainteresowanie i złapał kilka komplementów. I choć Botafumeiro dość mocno przypomina Rouge Bunny Rouge Embers, to nie jest jego klonem, a raczej mógłby być jego słodszym, gładszym i generalnie ugrzecznionym flankerem. Prawie mainstream. Trwałość całodniowa, projekcja przeciętna.


#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina


Fotka z mojego parfumo.

96b3f4cb-ca75-43a0-b9b9-4936507d6d6b

Zaloguj się aby komentować

Ostatnia część testów perfum z portfolio Miller et Bertaux. Trochę żałuję, że nie dane mi było sprawdzić OM, Tulsivivah! i Oh, ooOoh ...oh, ale może jeszcze kiedyś przytrafi się ku temu okazja.


Miller et Bertaux / New Study


New Study w skrócie: soczyste cytrusy i zielona figa w mleku kokosowym. Zapach ma niesamowicie wakacyjny charakter, wręcz plażowy. Myślę, że świetnie pasowałby do opalonego surfera na słonecznej plaży albo do tancerki hula. Mi osobiście natomiast przeszkadza w nim jakiś drobny detergentowy detal, jakiś składnik, który pojawia się w wielu popularnych świeżakach jak choćby L'eau d'Issey czy Carner Bo-Bo. Nie jest to jakaś nachalna chemia, a bardziej coś w stylu odległego wspomnienia po proszku na świeżo wypranej koszuli, który jednak nie pozwala mi się w pełni cieszyć tym zapachem. Gdyby nie to to byłoby naprawdę świetnie, bo perfumy są soczyste i energetyczne.


Miller et Bertaux / Indian Study / Santal +++


Indian Study to bardzo prosta i liniowa kompozycja - elegancki kremowo-mleczny sandałowiec zanurzony w mieszance przypraw garam masala. Można powiedzieć, że gourmand, bo pachnie trochę jak w indyjskiej restauracji.


Miller et Bertaux / A Quiet Morning 


Ależ to są dziwne perfumy. Zostawiłem je na koniec i mam z nimi problem, bo jestem po czterech globalach i wciąż nie potrafię ich sensownie opisać. Może głupie, ale moje pierwsze skojarzenie to zapach pościeli prosto z magla na typowym polskim blokowisku z wielkiej płyty. Na pewno jest w nim dużo szafranu, coś a'la gotowany ryż, kandyzowany imbir i słodkie morele. Balans jest świeżo-słodki, a zapach pozytywnie nastrajający i w pewnym sensie jest to świeżak, tylko niepodobny do niczego innego.


Fotka pożyczona od dystrybutora - Lothantique


#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina

fa019a9d-825c-49bf-8f55-a65e7a8798ea

Zaloguj się aby komentować