Kolejna paczka kompletnie randomowych notatek z testów.

Perfumecraft Kaszebsczi Mech - ładny, nieofensywny zapach, idealny do biura. Trudny w analizie, bo blend jest spójny, okrągły. W otwarciu oczywiście mamy cytruski w towarzystwie świerkowej żywicy. Rozwinięcie jest już typowo zielone, wilgotne, leśne. Trawa, drzewa, kora, mech, odrobina skórki. Lekkie skojarzenie z Hermesem H24 EDP tylko łagodniejszym i bardziej złożonym. Ładnie to pachnie, bardzo naturalnie, świetnie się nosi, lekko i ma w sobie jakąś niewymuszoną elegancję. Natomiast butli raczej nie kupię. Po pierwsze jest bardzo delikatny, dałem 15-20 strzałów i dopiero wtedy jako tako czuć, a trwałość dobiła do ok 5h. Po drugie nie rozumiem dlaczego znów ktoś chce ode mnie 10zł/ml, zupełnie jakby to był punkt wyjścia dla każdego, kto coś tam sobie w garze miesza. Tyle to nie.

Santi Burgas Torroella de Montgrí - fajny zapach, ale znów parametry koślawe. Dominują wszelkiej maści iglaki: sosnowe igły, świerkowe żywice, uzupełnione ziołami i ocieplone labdanum. Świeży, przestrzenny zapach, znów łatwy i noszalny pomimo niszowych właściwości. Projekcja mocna przez 10minut, ale błyskawicznie osiada przyskórnie i po 4h już nosem po skórze ledwo co czuć. To nie koniec, bo potrafi się wybudzić po kilku godzinach, tylko tym razem już nie lasem, a gorzkim kojącym naparem z czystka i ziół.

Agatho Rossopompeiano - no fajnie, ale na chłopie nie bardzo. Na początku trochę świeżo cytrusowo-kwiatowo, ale takie bardziej zwiewne białe kwiaty. Potem wjeżdża migdałowy krem, posłodzony tonką, puder, róże i inne kwiatki na bazie z czystego białego piżma i piwnicznej paczulki. Ładne perfumy, czuć jakość, naturalnie pachnące, ale na mój nos są zdecydowanie damskie.

Agatho Sileno - cytruski musujące w stylu Ideal Cologne na silnie algowym tle, aż troche zalatuje wakame z zupy. Z czasem ujawnia się baza drzewna, a może baedziej deskowa. Fajne świeżo-słone perfumki, uniseks, choć morskie klimaty nie do końca moje. A i projekcja biedna.

Agatho Fauno - otwarcie soczyście cytrusowo-żywiczne, podane na bazie z drzewnej z odrobiną kadzidła. Niby fajnie jest, bo trochę świeżo, trochę leśnie, minimalny dymek taki jak z palonych liści. Może się podobać, szczególnie na jesień, ale raz, że wybrzmiewa wtórnie i gdzieś już to czułem, a dwa że na mojej skórze z czasem staje się kwaśny, jak ugaszone deszczem drewienko polane sokiem z cytryny.

Jovoy Les Jeux sont Faits - rum, przyprawy, drewienka i dominująca cały odbiór zapachu zimna zupa jarzynowa ze szkolnej stołówki.

Zoologist Macaque Yuzu Edition - cytrusiak z kadzidłem. Cytrusy są rześkie, kwaśne i soczyste. Kadzidło kościelne, zimne i metaliczne, przypomina mi Jovoy La Liturgie des Heures, ale na szczęście bez kalafonii (winię @Grzesinek bo odkąd porównał Liturgię do lutowania w kościelnej ławie, to nie mogę przestać tego czuć). Pod spodem trochę iglaków, drewienka i bardzo delikatny brudny akcent, jakby węgla albo coś w tym stylu. Z czasem w bazie pojawia się nieco piżma. To co się rzuca w oczy (nos), to czysty i selektywny blend, tzn. główne akordy są wyostrzone i odseparowanie od tła. Lubię taką konstrukcję, bo nie dusi i daje wytchnienie, nie przepadam za papkami, ani monolitycznymi ścianami zapachu. Powinno mi się podobać, ale jest średnio. Czegoś mi brakuje. Jeśli chodzi o porównania, to kompozycyjnie i w kwestii ogólnego wrażenia Makak bardziej mi przypomina Molinard Citrus Noir niż Liquides Imaginaires Sancti. Mówcie co chcecie, ale uważam że Sancti jest po prostu lepszym zapachem, bo wyróżnia się błyskotliwą grą aldehydami i ciekawszym środkiem rozbudowanym o elementy przyprawowo-ziołowe, ponadto jest świeższy i yylko parametry w nim leżą. W Makaku natomiast wydają się być całkiem dobre jak na świeżaka. Butelka jest ładna z rewelacyjnym atomizerem.

Essential Parfums Divine Vanille - chyba trzeba mieć do tego damską skórę albo coś, bo na różowej od strzała pachnie legancko biszkoptem waniliowym z przyprawami. Słodko i milusio. Na mnie za to ma jakieś dziwne humory. Pierwsze 20-30 sekund wali rzygiem po szarlotce. No normalnie daje ciastem, pieczonym jabłkiem z cynamonem i żółcią. Potem jest lepiej, ale przez około godzinę z bliska czuć rozpuszczalnikiem. Dopiero po godzinie się wygładza i robi się ładna sypka wanilia z tonką i cynamonem. PS. Nie rozumiem narzekań na parametry, są dobre, projekcja jest średnia, a trwałość znakomita. Fantastycznie pachnie na ubraniach po dobrych kilku godzinach.

Miller et Bertaux Malagasy - mam wrażenie, że baza jest identyczna co w Aymara, albo w sumie odwrotnie, bo to Malagasy wyszedł rok wcześniej. Ależ ona jest świetna! Jest mszano-kadzidlano-drzewna i pachnie po prostu TOP. Role pierwszoplanowe tym razem grają goździk z kminem (w Aymara był to korek z kardamonem) i o dziwo tak podany kmin podoba mi się, nie wypada potowo, a budzi skojarzenia z chlebem litewskim. Pisząc po podlasku: podoba się on dla mnie. Parametrowo niestety wydaje się cienko, natomiast nie mogę ich uczciwie ocenić, bo próbka jest bez atomizera, więc po prostu wylałem na siebie jednorazowo po mililitrze i tyle.

#smrodysaradonina #perfumy #recenzjeperfum
Fotka pożyczona z milleretbertaux dot com
fe5a30bb-c4de-405e-9817-943dd02031fc
testowy_test

@saradonin Fajny format tych recenzji, dobrze się to czyta

RedDucc

@saradonin kurde, aż się zachciało zupy jarzynowej chyba trzeba będzie spróbować tego Jovoya

saradonin

@RedDucc a ić pan, aż wróciły wspomnienia szkolnej stołówki i zup, których nikt nie jadł.

Reszkę sampla oddam pierwszemu, kto mnie pozbawi jakiegokolwiek zalegającego dekanta

Zaloguj się aby komentować